poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 15

Trzask, uderzenie, ból. Nie wiedziałam co się stało. Byłam na dworze, pod drzewem. Zostałam wyrzucona z Instytutu. Bolesne uderzenia, skręcenia karku... Jasmine. Jasmine?! Jak to? Czemu? Wyostrzyłam wzrok. Już tu kiedyś byłam. To samo pomieszczenie, te same obrazy, te same meble.. Siedziba Nathaniela. Znowu mnie porwał? To już się robi nudne. Jednak to nie on mnie zaatakował wczorajszej nocy, tylko Jasmine. Skoro zrobiła to ona, a znajduje się w siedzibie mojego wroga, to musi być jedna, ważna przyczyna. Oni pracują razem. Nie... Ja na prawdę myślałam, że jest moją przyjaciółką...Z drugiej strony nie potrafiłam uwierzyć, że jednego dnia normalnie rozmawiałyśmy, a następnego mnie zaatakowała? Nie zrobiłaby tego... Chyba, że.... Usłyszałam skrzypienie drzwi, co oznaczało, że ktoś wszedł do środka. Było tak ciemno... Owszem widziałam postać, ale nie potrafiłam dostrzec, czy to kobieta czy mężczyzna. Dopiero gdy cień podszedł do światła, zobaczyłam twarz Nathaniela.

- Znowu mnie porwałeś? Nie uważasz, że robi się to nudne? - zapytałam, modląc się czy zabrzmiało to oschle.
- Nie ciekawi cię choć trochę, czemu zrobiła to Jasmine? 
- Na razie ciekawi mnie, czemu mnie porwałeś, chociaż byliśmy umówieni. 
- Nie byłem pewny, czy przyjdziesz. Wolałem więc to zrobić po mojemu. - uśmiechnał się.
- Co zrobiłeś Jasmine? - warknęłam
- Czekałem na to pytanie. A więc, wiesz o moim planie, tak? Że chce wszystkich zahipnotyzować i tak dalej.... - westchnął -  Postanowiłem to już na kimś wypróbować. Podczas gdy ty żegnałaś się z całą resztą, Jasmine znudzona poszła na spacerek, a ty nawet tego nie zauważyłaś. Mówiłem, że już niektóre wampiry pracują dla mnie? Och, nie? Wybacz, zapomniałem o tym wspomnieć. Nasłałem jednego z nich właśnie na twoją przyjaciółeczkę. Niekoniecznie chciałem, aby została przemieniona w wampira, ale to już nie do mnie pretensje..
- Przemieniłeś ją w wampira?! Ty potworze, ty wiesz co jej zrobiłeś?! Zniszczyłeś jej życie!
- Ale to nie wszystko - uśmiechnął się - Kazałem jej wyłączyć człowieczeństwo. 
- I tak po prostu cię posłuchała? - zapytałam z niedowierzaniem
- Jasne, że nie. Musiałem ją trochę uwieść, żeby to zrobiła. W końcu wyszło na to, że zrobiła to dla mnie. Z MIŁOŚCI - zaśmiał się - Widzisz, ma się ten urok. Ach i wybacz mi, że zostałaś tak mocno zraniona, ale sama chyba wiesz, że wampira bez człowieczeństwa ponosi, czyż nie? A teraz nasze warunki...
- Nie. - powiedziałam i natychmiast poczułam na sobie groźne spojrzenie Nathaniela.
- Słucham? - powiedział w miarę spokojnie.
- Jeśli nie wypuścisz Jasmine nie zgodzę się na twoje warunki. - powiedziałam stanowczym głosem.
- Ty na prawdę chcesz, żebym ją wypuścił? - usiadł naprzeciw mnie. - Jeśli ją wypuszczę... no cóż, może pozabijać mnóstwo ludzi. Jest świeżym wampirem. Aż cud, że ciebie nie zabiła. 
- Trzeba ją zmusić do włączenia tego z powrotem. 
- Na to będzie czas później. Przedstawię ci moje warunki, choć myślę, że i tak wiesz jakie są.  Za niedługo będzie wojna. A wy... w sensie Nocni Łowcy mają bardzo mało sojuszników. Po ich stronie są zaledwie wilkołaki. Wampiry mają ich serdecznie dość, więc..
- Są jeszcze demony. - podsunełam i od razu ugryzłam się w język.
- Uwierz mi, nawet ja nie chciałbym kontrolować demonów. - powiedział z powagą. - Wracając do tematu.... Masz się do mnie przyłączyć. Wiesz, że jesteś wyjątkowa. Twoja czarodziejska moc, do tego masz w sobie krew Nocnych Łowców, a na dodatek możesz chodzić w słońcu. Jest to niewyobrażalny dar, Sophie. Chcę abyś walczyła ze mną przeciw Dzieciom Nocy.
- Komu?
- Nocni Łowcy inaczej - uśmiechnął się. -  Jeśli tego nie zrobisz, wiesz co się stanie z Zakiem....
- Ty też masz moc, tak? - nie czekając na odpowiedź kontynuowałam - Napisałeś w liście, że to TY byś go opętał. I zrobiłbyś to za pomocą magii, tak? - "więc ja mogę go za pomocą magii chronić", powiedziałam w myślach. - Czym ty jesteś, Nathanielu?
- Na pół wampirem, mam niewyobrażalną szybkość, na pół Nocnym Łowcom, na pół czarodziejem, a w całej okazałości twoim bratem. 

Wpatrywałam się w niego jak w dziwaka.

-Co?! Moim bratem...niby jak....ale...to...
- Niemożliwe?- przerwał mi - Tak, jest to dość niewiarygodne, gdyż jesteśmy całkiem różni. - uśmiechnał się - Po prostu proszę cię o jedno: pomóż mi pokonać Nocnych Łowców. 

Nagle dotarł do mnie sens jego słów. Zabić go może tylko ktoś z rodziny, skoro więc jestem jego siostrą... Uniosłam jedną rękę i wystrzeliłam oślepiająco białym światłem prosto w mojego brata. Pod wpływem silnego uderzenia, runął na ziemię. Z wahaniem opuściłam dłoń i przyjrzałam się mu w milczeniu. Mimo, że miał inną urodę, to był całkiem przystojny. Mówił, że jesteśmy inni, ale też miał te same zielone oczy co ja. Gdy tak na niego patrzyłam, przyszła mi do głowy myśl, że być może on wcale nie jest zły. Może coś, lub ktoś tylko tak na niego działa. W niektórych momentach gdy patrzył mi prosto w oczy, dostrzegałam w nich ciepło, ale w mgnieniu oka, te ciepło przeradzało się w lodowatość. Usłyszałam...płacz? Nachyliłam się bliżej niego i uświadomiłam sobie, że on się...śmieję. Strzeliłam do niego światłem, ale mimo to, on się śmiał. Czekałam. Byłam jak sparaliżowana. Wreszcie podniosł na mnie wzrok. I znów ujrzałam przebłysk opiekuńczości...brata. Mojego brata. Ocknęłam się, uzmysłowiłam sobie, żę patrzę prosto w jego oczy. Nieśmiało spuściłam wzrok.

- Czemu tak bardzo zależy ci na pokonaniu moich...znajomych? - zapytałam wpatrzona w podłogę. - Czy jesteś tym kim jesteś z własnej woli, czy...
- Uwięziony, itd? Wszystko co robię, to robię to tylko i wyłącznie z własnej woli, Sophie. Jesteś moją siostrą i nie chce być wobec ciebie bardzo okrutny, dlatego wróć do Instytutu. Podejmij decyzję. Daje ci 3 dni. Jeśli się przyłączysz, wszyscy twoi znajomi będą bezpieczni, jeśli zaś staniesz do walki przeciwko mnie, opętam Zaka i każe mu robić różne rzeczy. Zabije każdego kto jest ci drogi....
- Ciebie też możemy zabić....
- Nie zauważyłaś?
- Czego?
- Kiedy strzeliłaś do mnie promieniem..nie zabiłaś mnie, poczułem tylko łaskotki - zachichotał - Ty nie możesz mnie zabić, siostrzyczko.
- Ale jestem z rodziny......
- Złe myślenie. Powiem ci tyle, że jest wśród was ktoś kto może mnie zabić, jednak nie zdradze ci kto.
- Czemu?
- Bo wtedy byłbym już martwy. Strzeż się siostro. Niedługo będziesz musiała dokonać wyboru. Wiem, że twoje serce należy zarówno do Zaka i Johna. 
- Nic nie czuję do Johna - ale czy to była prawda?
- Owszem czujesz. Pamiętaj, że potrafię wejść do twojej głowy i pamiętaj masz 3 dni.

Chciałam go jeszcze zapytać o wiele innych rzeczy, ale nie zdążyłam. Zrobił jak Max. Przeniosł mnie do Instytutu. Wylądowałam prosto na kolanach Johna. Po wyrazie jego twarzy stwierdziłam, że jest bardziej zadowolony niż zaskoczony. Chciałam już z niego zejść, ale dostrzegłam, że jest ranny. I, że jest bez koszuli. Od jego torsu do ramienia przebiegała olbrzymia szrama. Była świeża. Jak mnie nie było coś musiało się stać. Spojrzałam na niego z troską.

- John, co się stało? - spytałam wciaż patrząc na jego ranę.
- To nic... powinnaś iść do ukochanego. Bo ja byłem tylko zabawką, nie? Śmiało, idź.
- Czy.. to Zak ci to zrobił? - zapytałam z wahaniem.
- To nie ważne, Sophie, idź. - spojrzał mi w oczy, a ja poczułam ciarki na całym ciele. Wydawało mi się, że jego oczy potrafią mnie przejrzeć na wylot.
- Ważne! - krzyknełam, patrząc mu w oczy. - Bardzo ważne! Chce wiedzieć co się stało! I nie byłeś zabawką! Byłeś kimś więcej, wciąż jesteś. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie zrobił tego Zak. - zażądałam.
- Nie mogę... 

Nie pytając o nic więcej, zeskoczyłam z jego kolan, choćby mnie coś poparzyło. Wiedziałam, że John nie kłamał. Gdyby nie był to Zak, powiedziałby mi. Wiem, że John jest urodzonym kłamcą, ale wiem też, że mnie by nie okłamał. Byłam tak wściekła, że swoją mocą zaczęłam to rozrzucać, to palić wszystkie meble, które stawały mi na drodze. Przeszukałam już cały Instytut i nigdzie go nie było. Zdezorientowana nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.

- Sophie? Coś się stało? 
Jednak szybko otrzeźwiałam. Odwróciłam się do Zaka przodem i z całej siły przycisnełam go do ściany. Widziałam w jego zaskoczenie, ale również podziw. Wiedziałam też, że nie umiał się uwolnić od mojego uścisku. Cieszyłam się z tego powodu.
- Co zrobiłeś Johnowi? - warknełam
- Sophie.. uspokój się...
- Co mu zrobiłeś?!
Nagle czyjeś ręce szarpnęły mną do tyłu. Z wściekłościa się odwróciłam i ujrzałam przed sobą twarz Johna. Nagle cała złość wyparowała.
- Prawie go zabiłaś, Sophie. 
- Nie obchodzi mnie to - powiedziałam całkiem szczerze - Chcę tylko wiedzieć co tu zaszło. 
- Pokłóciliśmy się. Ja i Zak. Pokłóciliśmy się o ciebie. 
- O mnie? - zapytałam z niedowierzaniem - Nie rozumiem....
- Czego tu nie rozumieć, Soph? - wtrącił się Zak - Ja cię kocham on cie kocha, ja się wkurzyłem i przeciąłem go sztyletem, ale jak widać przeżył...
- Jesteście braćmi! - krzyknełam - bracia tak nie robią! Zresztą... porozmawiamy o tym później. Muszę znaleźć Maxa...
- Maxa? - spytali chórem
- Tak. Jeśli was to interesuję, Nathaniel mnie porwał i... dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy.

Nie czekając na ich reakcję, poszłam do salonu z nadzieją, że zastanę tam czarownika. Odetchnęłam z ulgą kiedy go tam zobaczyłam.

- Musimy porozmawiać. Zostałam porwana przez Nathaniela. I dowiedziałam się, że jestem jego siostrą i, że jest wśród nas jedna osoba..
- Która może go zabić - dokończył Max - Miło, że przyszłaś z tym do mnie, ale my to już wszystko wiemy. I wiemy nawet kto może zabić Nathaniela. I nie wiem czy powinienem ci o tym mówić.
- Jak to nie wiesz? Oczywiście, że chce wiedzieć. Mów. 
- Ja ci powiem - odezwał się John - Tylko ja mogę zabić Nathaniela tylko, że.. to nie będzie łatwe. W zasadzie mógłbym zrobić to już teraz, tylko...
- To na co czekasz? - zapytałam z furią
- Jeśli chcesz mogę się zabić, Sophie. Do usług. 
- Zabić?
- Tak naprawdę każdy z nas może go zabić, tylko będą dość spore konsekwencje. Gdyby zabil go Zak, zginełabyś również ty... nie wiemy czemu. Widocznie Nathaniel rzucił na ciebie jakieś zaklęcie i... rozumiesz. Jeśli ty go zabijesz to cierpie tylko ja. 
- Ty?
- Mówiłem ci, że kłóciliśmy się o ciebie, co w dużej mierze jest prawdą. Kiedy poraziłaś go tym swoim światłem, miałem szczęście, że nie zginąłem. Nie poraziłaś go zbyt mocno. Dlatego mam tylko tą rane - wskazał na głebokie przecięcie.
- To ja ci to zrobiłam?! Moj boże.. John...- uciszył mnie gestem ręki.
- Zostaje jeszcze jedna opcja. Mogę zabić go ja, zabijając siebie. Jeśli to zrobie zginie tylko on, a ty pozostaniesz cała i zdrowa - uśmiechnął się smutno.
- Musi być inny sposób. Nie pozwolę ci się zabić - zwróciłam się do Johna
- Zrozum Sophie to jedyne wyjście, może przy tym zginę, ale będziesz bezpieczna....Na wojne ruszamy za trzy dni. Lepiej, żebyś była gotowa. 
- Za trzy dni? Za trzy dni muszę dać odpowiedź Nathanielowi. Muszę sie do niego przyłączyć i znajde inny sposób, zeby go zabić....
- Sophie - John spojrzał mi prosto w oczy. - Jeśli twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko chciałbym abyś przyszła dzisiaj do salonu o północy. Sama. - mój chłopak? Jaki mój... o Zak...zapomniałam.
- Zak nie musi się zgadzać, oczywiście, że przyjdę. - spojrzałam Zakowi w oczy. Dostrzegłam w nich wyraźny ból, ale mimo to, nie żałowałam swoich słów.
                                                                            **********
Nie wiem dlaczego, ale czułam się jak przed randką. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale tak się czułam. Postanowiłam ściąć włosy. Sięgały mi już prawie do pasa i wszystko mi utrudniały. Zawołałam więc Nawię, żeby mi pomogła. Gdy zaczeła się brać do pracy, uznałam, że całkiem sprawnie jej to idzie. Miałam tylko nadzieję, że nie zacznie tematu o chłopakach. I faktycznie nie zaczęła. Przez co zaczęłam się martwić. Chciałam rady. Potrzebowałam jej. Cichym głosem odezwałam się do koleżanki.
- Nawia co o tym wszystkim myślisz?
- O czym? 
- O mnie, Johnie i Zaku. Co powinnam zrobić?
- Nie obraź się, dam ci kilka rad - czekałam na jej słowa - Po pierwsze: Nie podoba mi się, że tak krzywdzisz i Zaka i Johna. Najpierw robisz maślane oczka do jednego, a potem do drugiego. Sądzę, że powinnaś dokonać wyboru. Po drugie: nie będę ci mówić kogo powinnaś wybrać, bo widzę, że kochasz obu, co mnie trochę denerwuję. Nie można kochać obydwu naraz! Po trzecie: Zaniedbujesz przyjaciół. Ciągle myślisz tylko o Nathanielu, Johnie i Zaku i o wojnie. A pamiętasz, że masz jeszcze mnie? Clausa? JASONA? Po czwarte: Zbliża się wojna, a ty myślisz o chłopakach i o tym którego powinnaś wybrać! Sophie! Pobudka! - jej słowa boleśnie otworzyły mi oczy. Wszystko ci mi powiedziałam było prawdą. Kompletnie zapomniałam o Jasonie. Była wojna, a myślałam o chłopakach. Krzywdzę i jego i jego. Chyba wiem, co powinnam zrobić, choć nie wiem czy mi się to uda. - Włosy gotowe. - wyszła.

Spojrzałam na siebie w lustrze. Włosy sięgały teraz trochę za łopatki. Znowu były brązowe. Uznałam, że ten kolor wcale nie jest taki zły. Uznałam, że nie będę się stroić, ponieważ to nie randka. Nie wiedziałam też czemu John chce się ze mną spotkać. Mam nadzieję, że to nie pożegnanie. Ubrałam zwykły T-shirt i czarne spodnie. Zeszłam do salonu. John już tam na mnie czekał. Był ubrany zwyczajnie, a mimo to był olśniewający. Przestań, skarciłam się w duchu. Włosy miał delikatnie zmierzwione przez co był jeszcze bardziej och. Usiadłam naprzeciw niego. Na początku przypatrywał mi się w milczeniu, jednak zaraz potem powiedział.
- Obcięłaś włosy - zauważył - Ładnie. Posłuchaj chciałem, żebyś przyszła sama, żebyśmy mogli w spokoju porozmawiać. Nie zniósłbym towarzystwa Zaka, ktory patrzy na mnie tak, jakby chciał poderżnąc mi gardło, gdy tylko na ciebie spojrzę. - zawstydzona odwróciłam wzrok - Chciałem, żebyś wiedziała, że nie ma innego sposobu na zabicie Nathaniela. Być może jakoś uda wam się mnie przywrócić do życia. Wierzę w twoją moc... ufam jej. Ufam tobie. - splótł palce z moimi. - Jeśli to zrobię nikomu nie stanie się krzywda. 
- Tobie się stanie! - krzyknełam nie kryjąc rozpaczy - John! Proszę cię nie rób tego! Jesteś mi potrzebny, ja cię potrzebuję! Nie chcę, żebyś..
- Nie rób tego. - powiedział smutnym głosem
- Czego? - zapytałam zdezorientowana
- Patrzysz na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami i przekonujesz mnie tym słodkim głosikiem. Nie rób mi tego ma belle. Jesteś teraz z Zakiem, a mimo to mam wrażenie, że zaraz mi powiesz, że mnie kochasz, ja zwariuje i cię pocałuję. Naprawdę chciałbym tego uniknąć. - poczułam, że się rumienię
- Nie chcę tylko, żebyś poświęcał dla mnie życie. 
- I tak to zrobię
- John...
- Sophie, przestań. Widzę, że jesteś szczęśliwa z Zakiem, a ja mam już dość cierpienia. 
- Cierpienia? - wiedziałam o co mu chodzi, mimo to chciałam to usłyszeć.
- Sophie za każdym razem, kiedy cię z nim widzę, mam wrażenie że wybuchnę. Zę rzucę się na niego z pięściami i go zabiję. A kiedy ty na niego patrzysz jak na bóstwo, uświadamiam sobie, że jesteś szczęśliwa. Zachęciłem Zaka, żeby z tobą był, a teraz tego żałuję. Chcę abyś była bezpieczna, dlatego muszę trzymać się od ciebie z daleka. Próbowałem, ale mi nie wychodziło. Byłem już coraz bliżej tego, aby dać ci spokój, ale kiedy do mnie coś powiedziałas, spojrzałaś na mnie, znów miałem nadzieję, I tak za każdym razem. Chciałem dać ci wolnosć, szczęście,a to dlatego, że ja cię kocham Sophie. Kocham i nie przestanę. Jesteś dla mnie wszystkim. 
- John...- powiedziałam wstrząśnięta.
- Nie wązne, chcę tylko, żebyś to wiedziała, zanim odejdę.
- Nie odejdziesz John, bo...
- Bo co? 
Zeszłam z kanapy i usiadłam obok niego. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Bo ja cię kocham, John. Nie chcę żebyś odchodził. Znajdziemy inny sposób. 
- Nie. Kochasz Zaka. Mną jesteś co najwyżej zauroczona. 
- Jestem pewna, że to nie zauroczenie. Czy zauroczenie to: wtedy kiedy wystarczy twoje spojrzenie, a już mam ciarki? Cały czas o tobie myślę. Byłeś przy mnie cały czas.. - poczułam jak łza spływa mi po policzku. John otarł ją wierzchem dłoni.

Gwałtownie rzuciłam się mu w ramiona. Po chwili wahania również mnie przytulił. Po chwili lekko się odsunał. Byliśmy tak blisko, że nasze nosy prawie się stykały. Chciałam, żeby mnie pocałował. Niczego innego teraz nie pragnełam. Spojrzałam na jego usta. Zauważył to. Nachylił się, ale w ostatniej chwili "zawrócił" i pocałował mnie w policzek. Gdy na swojej skórze poczułam jego cielo, przeszył mnie przyjemny dreszcz. Zauważyła również to, że kiedy Zak całował mnie w usta miałam taki sam dreszczyk, a u Johna wystarczyło jedynie cmoknięcie w policzek, żebym czuła to samo.

- Nie mogę cię pocałować, ma belle. Po prosu nie mogę. 
- Nie chcesz?
- Och, Sophie - mimo sytuacji, zaśmiał się - Niczego bardziej nie pragnę. Ale nie zrobię tego, bo jesteś z Zakiem. Jestem niemal pewny, że gdyby do tego doszło, na drugi dzien już byś żałowała. 
- Nie praw..
- Dobranoc, Sophie. 
- Dobranoc, Jonathanie. - westchnełam.
                                                                         **********
Wiem, że za trzy dni muszę dać odpowiedź Nathanielowi. Podjełam decyzję. Nigdy się do niego nie przyłączę. Poćwiczę moją czarodziejską stronę. Max powiedział, że jestem niezwykle potężna. Myślę, że gdybym tylko chciała, mogę Zaka ochronić za pomocą magii przed magią. Nie spałam już dwie godziny. Była dopiero siódma rano. Cały czas myślałam o tym jak czuję się przy Zaku, a jak przy Johnie. Moje myśli cały czas wracały do nocy. Słowa Johna, przyjacielski pocałunek, od którego miałam dreszcze. Czułam się okropnie! Kocham ich obu! Jak tak można?! Debilka ze mnie. Postanowiłam napisać wiersz i na końcu sprawdzić ja obaj na niego zareagują. Zaczęłam pisać:

"Byłeś tam ty ja " - nie. Za nudny. Wyrzuciłam. Zaczęłam pisać na nowo. Potem znowu na nowo. W końcu uznałam, że napiszę o pocałunkach. Męczyłam się z nim dwie godziny, jednak w końcu go napisałam. Gdy sama go czytałam, płakałam. Nie wiedziałam, że umiem coś takiego napisać. Jeszcze raz go przeczytałam:

"Pocałuj mnie raz, dziesięc - mogę przysiąc,
że będzie pocałunków sto i tysiąc.
I tysiąc przez drugi tysiąc wnet pomnożę
i milion ich na twoich ustach złożę.
A gdy rachubę stracisz, moja głowa w tym, by
całować zacząć cię od nowa"*

Teraz nie byłam pewna co z nim zrobić. Postanowiłam dać go i Zakowi i Johnowi i sprawdzić jak zareagują na mój wiersz. Czułam, że to jest jeszcze większe wyzwanie niż walka z Nathanielem.
                                                                            **********

Po rozmowie z Sophie, Nawia była pewna swoich uczuć co do Jasona. Nie była jednak pewna czy on je odwzajemnia. Poszła więc go poszukać. Znalazła go w swoim pokoju. Siedział na kanapie i myślał. Niepewnie usiadła obok niego.

- Nad czym myślisz?
- Myślę o tobie. - powiedział, patrząć jej prosto w oczy - I o tym co robi Sophie.
- Widziałam, że pisała wiersz.
- Wiersz? Sophie i wiersz? Coś nowego.
- Wiesz..- zaczęła nieśmiało - Miłość zmienia ludzi. 
- Nawia...
- Jason... - powiedzieli jednocześnie. - Ty pierwsza.
- Chodzi o to, że nie wiem co się ze mną dzieję. Gdy przebywam w twoim towarzystwie czuję się bezpieczna, wesoła, szczęśliwa. Albo to wina tego, że za dużo czasu spędzam z Sophie, albo dlatego, że być możę coś do ciebie czuję. 

Czekała, aż Jason coś powie, jednak zamiast tego, chwycił jej twarz w dłonie i przyciągnął ją do siebie. Złożył na jej ustach lekki, delikatny pocałunek, od którego Nawii, aż zakręciło się w głowie. Później całował ją bardziej natarczywie, namiętnie. Palce wplatał w jej włosy, a Nawia zapomniała o oddychaniu. Niechętnie się od niej oderwał i powiedział:

- Oddychaj Nawia, oddychaj. - uśmiechnął się. - Kocham, cię wiesz? Kocham cię i nigdy cię nie zostawię.
**************************************
*-wiersz z Klątwy Tygrysa. Pytanie do tych co czytali: Wolicie Rena czy Kishana?
Powoli zbliżam się do końca opowiadania. Na początku chciałam pisać tak jakby więcec części, jednak teraz chyba myślę, że na tym skończę i zacznę pisać nowe opowiadanie. Dlatego więc, może macie jakieś pomysły na nowe opowiadanie? 

Zuza ;3

3 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział. :P Ale niestety nie mam pomysłu.
    ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, piękne <333
    Czekam na next ;)
    Mmm a jeśli chodzi o pomysł to może coś o anielicy która zakochała się w demonie lub upadłym albo na odwród na pewno będzie to coś ciekawego i nowego bo szukałam wszędzue takich opowiadańci nic ;P
    Mam nadzieje że pomogłam
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanowię sie nad tym, choć myślę, że to będzie trudne wyzwanie, żeby to stworzyć, ponieważ czytałam Szeptem, ale mimo to sie zastanowie. :-). Jeśli jeszcze coś ci wpadnie do głowy daj znać!

      Usuń