środa, 15 lipca 2015

Rozdział 16

Cały czas myślałam o tym wierszu. Przecież uznają mnie za totalną idiotkę. Nie raz już go gniotłam i wyrzucałam do kosza, ale potem odzywał się nieproszony głos w mojej głowie, że mam go im dać. Brałam więc czystą kartkę i zaczynałam od nowa. I tak chyba 10 razy. Wreszcie mam go przed sobą cały i zdrowy, ale nadal się boję. Tak, ten wiersz był piękny, ale coś czuję, że mój plan nie wypali. Czemu to musi być takie trudne? Chce się tylko dowiedzieć co czuję. Weź się w garść, dziewczyno, powtarzałam w myślach. Postanowiłam najpierw udać się do Zaka. Znalazłam go samotnego siedzącego w kuchni. Usiadłam naprzeciw niego.

- Co tam masz? - spytał z uśmiechem.
- Wiersz. Może chcesz przeczytać? 
- Nie przepadam za wierszami, ale.... skoro jest twój to.. - podałam mu kartkę papieru. Zaczął czytać. Byłam tak zdenerwowana, że ledwie zdołałam usiedzieć na miejscu. Skończył czytać. Przyjrzał mi się uważnie. Zęby wyszczerzył w uśmiechu. - Jest... ładny. Przyznaję, udało ci się mnie rozbawić - zaśmiał się, wstał i cmoknął mnie w czoło i wyszedł.

Rozbawić?! Udało ci się mnie rozbawić? Nie potraktował go serio! Powiedział tylko ładne. Ładne to może być dziecko. To mnie zraniło, jednak postanowiłam zbytnio tego nie okazywać. Wzięłam kartkę papieru i poszłam szukać Johna. W trakcie poszukiwań natknęłam się na Jasona. Kiedy ja z nim ostatnio rozmawiałam swobodnie? Tak jak kiedyś? Nie pamiętałam. Wydawał się teraz taki... szczęśliwy. Z trudem się do niego uśmiechnęłam. Nie wiedziałam, czemu między nami wyrosła niewidzialna bariera. Kiedyś byliśmy jednością. Mówiliśmy sobie wszystko, a teraz prawie w ogóle nie gadamy. Staliśmy tak, dobre pięć minut w niezręcznej ciszy. W końcu Jase przerwał milczenie.

- Słyszałem, że napisałaś wiersz. - uśmiechnał się słabo.
- A no wiesz... - kiedyś bez wahania powiedziałabym mu o moim teście na obu chłopakach, żeby sprawdzić w którym jestem zauroczona, a w którym zakochana. Jednak teraz... nie czułam się swobodnie w jego towarzystwie. Nie chciałam też, żeby nasza rozmowa wyglądała "Co tam? A spoko, a tam?" Nie mogłam tego znieść, więc się odezwałam - A coś ty taki szczęśliwy, hmm? 
- Wczoraj byłem z Nawią i tak jakoś...
- Jesteście razem! - starałam się wyrazić entuzjazm, jednak nie wiem, czy nie zabrzmiało to tak jakbym była zaskoczona. Jak ja mogłam nie zauważyć? Byłam załamana tym, co się stało z naszą relacją. - Jason?
- Taa?
- Co się z nami stało? Nie gadamy ze sobą tak jak wcześniej, w niektórych momentach zachowujemy się, choćbyśmy byli sobie obcy... Co się dzieje? - łza spłyneła mi po policzku, przez co byłam zła. Nie chciałam okazywać takiej słabości. Nerwowo wytarłam ją wierzchem dłoni
- Myślę, że to przez twoje rozterki sercowe oraz zbliżającą się wojnę. Potem już będzie dobrze. Obiecuję. - wziął mnie w objęcia. Nie wiem, czy był to dobry moment, jednak wciąż szukałam Johna.
- Czy widziałeś Johna? - dostrzegłam wyraźny ból w jego oczach, gdy o to spytałam jednak nie odezwał się ani słowem.
- Był w swoim pokoju. - poklepał mnie po ramieniu i poszedł.

Poszłam w kierunku pokoju Johna. Drzwi były otwarte, więc weszłam. Zastałam go siedzącego i wyraźnie nad czymś myślał. Gdy mnie zobaczył, jakby jeszcze bardziej posmutniał. Mimo to chciałam zaryzykować. Usiadłam obok niego. Gdy jego czarne oczy wpatrywały się we mnie, poczułam, że zaraz zemdleję. Wydukałam słabym głosem.

- Napisałam wiersz. Chcesz przeczytać? - zapytałam, unikając jego wzroku. Bez odpowiedzi wziął ode mnie zwitek papieru. Zaczął czytać. Gdy tak na niego patrzyłam wydawało mi się, żę uważnie waży każde słowo. Minęło 10 minut. Musiał więc go przeczytać parę razy. Odłożył wiersz na biurko, odwrócił się do mnie. Pod wpływem emocji wstałam z jego łóżka. John poszedł w moje ślady i również wstał. Podchodził coraz bliżej, a ja sie oddalałam. W końcu gdy plecami natrafiłam na ścianę, nie było gdzie uciec. Był teraz tak blisko, że czułam jego oddech na swojej skórze.
- Doprowadzisz mnie do szału - wyszeptał tuż przy moim uchu - Jeszcze jeden taki wiersz i chyba stracę głowę. Błagam cię, nie prowokuj mnie. Pragnę cię najbardziej na świecie, chcę żebyś była bezpieczna, ale nie ułatwiasz mi tego. Ten wiersz... - zaczął bawić się moim pasmem włosów. - Jest piękny, ma belle. Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie go zatrzymam. - musnął kciukiem mój policzek. W odpowiedzi kiwnełam głową i na słabych nogach wyszłam z jego pokoju.

Gdy już  byłam poza jego zasięgiem, słyszałam własne bicie serca. Nie, nie bicie. One dudniło. Powoli zapominałam jak się oddycha. Nie wiem, jakiej reakcji się spodziewałam. Czy tak obojętnej jak Zaka, czy takiej emocjonalnej jak Johna. Oboje pałali tym samym niebezpiecznym ogniem, jednak przy towarzystwie Johna, myślałam, że zaraz rzucę mu się w ramiona i zacznę go całować, że zemdleje i jeszcze takie tam. Chyba właśnie dokonałam wyboru, jednak czy potrafię zapomnieć o Zaku? Ale czy potrafię żyć bez Johna? Zapomnieć, może zapomnę, alę życ bez Johna nie mam zamiaru. Chciałam do niego wrócić, oświadczyć mu, że go kocham, że chce z nim być, jednak była pora obiadu i wszyscy zeszliśmy na dół. Jako, że znajdowałam się najbliżej kuchni, byłam tam pierwsza. Zniecierpliwiona czekałam na innych. Po chwili doszedł Claus. Ostatni raz rozmawiałam z nim jak wywalał mnie z Instytutu. Niechętnie wracałam do tamtego wspomnienia. Zaraz po nim zeszli Jason i Nawia. I wyraźnie nie kryli, że są razem. Musiałam być na serio głupia, że tego nie zauważyłam. Po chwili zszedł Zak i zajął miejsce po mojej lewej stronie. Zaraz za nim pojawił się John, który zajął miejsce po mojej prawej stronie. Czułam się niemal osaczona. Spojrzałam to na jednego, to na drugiego końcem oka. Oboje chcieli coś powiedzieć, ale nagle na stole pojawił się obiad. Nie miałam ochoty, żeby pytać się z kąd to się wzięło. Po obiedzie siedzieliśmy w "rodzinnej" atmosferze. Gdy nie było tematów do rozmów, niebezpieczną grę podjął Zak.

- Czytaliście wiersz Sophie? - widziałam jak powstrzymuje się od śmiechu. On naprawdę chciał z tego kpić? - Jaki romantyczny? - czułam, że cała dygocze z wściekłości, jednak nagle coś mnie uspokoiło. Zerknęłam na swoją dłon. Moje palce splecione były z palcami Johna. Jego dotyk nie uspokoił. To było niewiarygodne. - Nie, żebym coś do niego miał. był naprawdę ładny. - uśmiechnął się do mnie, ale ja nie wytrzymałam. Spoliczkowałam go i wybiegłam na dwór, mając nadzieję, że chociaż teraz będzie tam bezpiecznie. Nie wiem, czemu to zrobiłam, po prostu był nie do zniesienia. Po chwili pojawił się obok mnie John. Staliśmy w milczeniu.

- Niepotrzebnie przejmujesz się Zakiem... on już taki jest...
- Wiem, ale poczułam, żę tego już za wiele. 
- Czyli dałaś ten wiersz mi i Zakowi? - chciałam sama im powiedzieć.... trochę głupio wyszło.
- Tak.. - pisnęłam słabo.
- Dałaś go nam... po co? - Spojrzałam na niego i od razu pożałowałam. Wpatrywał się prosto we mnie. Poczułam, że się rumienię.
- Chciałam sprawdzić co do was czuję. Sprawdzić w którym jestem jedynie zauroczona, a w którym zakochana. - spuściłam wzrok. Zauważyłam, żę John stał się jakiś nerwowy.
- I do jakiego doszłaś wniosku? 
- Że... - powiedzieć, czy nie powiedzieć.... zaczął padać deszcz. Świetnie. - Że to ciebie kocham.... - poczułam jak czarne oczy wpatrują się we mnie bez litości.

John przyciągnął mnie do siebie. Przez chwile tak staliśmy. Mokrzy, w objęciach, jednak po chwili John złożył na moich ustach lekki pocałunek. Zaskoczyło mnie to, że był lekki, a ja mimo to ledwie stałam. Zauważył to i musiał mnie podtrzymywać. Gdy delikatny pocałunek zmienił się w namiętny, natarczywy.... nie oddychałam. John to zauważył i chciał mnie puścić, jednak ja nie chciałam go nigdzie wypuszczać. Mimo to wygrał. Niechętnie oderwał wargi od moich ust. Nie ma tego złego, wciąż staliśmy sobie w objęciach. Na dodatek byliśmy cali mokrzy. Muszę przyznać, że teraz był jeszcze bardziej przystojniejszy, niż jak jest suchy. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Spojrzał na mnie pytająco.

- Co? - zapytał
- Nic, nic - przed wejściem do środka, złożyłam na jego ustach jeszcze jeden delikatny pocałunek.

Weszliśmy do środka razem. John obejmował mnie ramieniem i wciąż szeptał czułe słówka do mojego ucha. Nim się zorientowałam koło nas znalazł się Zak, mnie odepchnął, a Johna z całej siły uderzył pięścią w twarz. Zatoczył się, ale nie upadł, co było godne podziwu. Jednak Zak nie miał zamiaru odpuszczać. Zza pasa wyjął sztylet i dźgnął Johna prosto w brzuch. Krzyknęłam. Strzeliłam światłem prosto pod nogi Zaka, tak, że stracił równowagę i upadł. Podbiegłam do Johna, w ktorym wciąż tkwił nóż. Delikatnie, lekko z wahaniem go wyciągnęłam. Rana była poważna. Na myśl, że może zginąć, płakałam. John ujął moją twarz. Nie! To wyglądało choćby się żegnał... nie, nie, nie, nie, nie!

- Potrzebujemy Maxa! Na co czekacie! Trzeba mu pomóc!
- Cii, ma belle. Tak miało być i tak. Nie pamiętasz? To jedyny sposób...
- Nie! Znajdę inny! Wyjdziesz z tego, będziesz żył, pokonamy Nathaniela i...
- Sophie... - wykrztusił - Wiedz, że..
- Nie. Przerwałam mu. Nie mów tak, choćbyś się żegnał. Uratuję cię i będziesz żył.

Przycisnęłam obie ręce do jego rany. Skupiłam się na moim świetle. Miałam nadzieję, że to pomoże. Mogło mu pomóc, a mogło go od razy zabić. Łzy bez przerwy leciały z moich oczu. Chciałam wypuścić światło, ale John złapał mnie za nadgarstek.

- Sophie. Tak musi być. - zakaszlał krwią - Nie ma innego...
- Jest! Na pewno jest! John, proszę pozwól mi! Uratuję cię, jestem tego pewna, ja...

Nagle doznałam wizji. Ujrzałam obraz Nathaniela śmiejącego się, że mu uwierzyłam. Jest inny sposób. Rozmawiał o tym z Natalie. Muszę tylko pozwolić umrzeć Johnowi i go wskrzesić.... wtedy będzie nieśmiertelny i raz na zawsze pokona Nathaniela. Jeśli uzdrowie go teraz, nie uda się. Spojrzałam na Johna.


- Kocham cię Sophie. - to były jego ostatnie słowa.
- Nie, nie, nie nie! - teraz albo nigdy. Jeszcze raz przycisnęłam ręcę do jego rany. Wiedziałam jakie wiąże się ryzyko jak go uzdrowie. Również było to w wizji, jednak chcę, żeby żył. Wystrzeliłam zabójczym światłem. Po chwili moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, z nosa kapała mi krew. Mimo to, nie przerywałam. Ciągle wypuszczałam światło. W końcu nie miałam już żadnej mocy i w niepewności zemdlałam.
                                                                                     **********

Wstrząśnięta, słaba, wycieńczona obudziłam się w salonie. Nie obchodził mnie ból głowy jaki mi dokuczał. Chciałam wiedzieć co z Johnem. Szybko wstałam, jednak czyjeś ręce szarpnęły mną do tyłu i położyły z powrotem na sofie.

- Udało się, uratowałaś go. Jest bezpieczny. Odpoczywa. - Max. Odetchnęłam z ulgą.
- Kiedy mogę go zobaczyć?
- Nie teraz. Wiesz za jaką cenę go uratowałaś, prawda?
- Tak. Nie mam już mocy. Oddałam ją mu. I jestem z tego dumna. Wiem, że nie wiadomo, czy będzię ją miał, czy służyła tylko jako lekarstwo. Ale nie żałuję. Uratowałam go i to najważniejsze. Poza tym, wciąż jestem wampirem, Nocnym Łowcą w jednym, więc bez obaw. - uśmiechnęłam się.
- Ale moc...
- Być może ma ją John. Musimy być cierpliwi. Najważniejsze, żę żyje. Kiedy mogę go zobaczyć?
- Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to jutro. Masz gościa.

Spojrzałam na drzwi, przez które wszedł Zak. Na jego widok, wszystkie uczucia powróciły. To wszystko przez niego. Usiadł na brzegu łóżka, a Max odszedł.

- Zadowolony jesteś?! Po co ty tu w ogóle?! Od razu możesz z tąd iść! - krzyknęłam
- Przepraszam. Widziałem, że się całowaliście, a uznałem, że i tak skoro go zabije...no...że Nathaniel zginie...
- To wszystko brednie! Jest inny sposób! - choć nagle uświadomiłam sobie, że i tak ktoś musiałby zabić Johna, żebym mogła go wskrzesić - Takich rzeczy nie robi się z zazdrości, mimo to dziekuję.
- Za co?
- Ktoś musiał zabić Johna, żebym mogła go wskrzesić. Teraz tylko on może zabić Nathaniela, nie raniąc mnie. Chyba. 
- Chyba?
- Nie wiem, jakie będą konsekwencje, na pewno nie takie, że zginie. Więc tak, chyba.
- Sophie, a co z nami...?
- Z nami? Nie ma żadnych nas, Zak. Najważniejsza jest teraz wojna i...
- John. - skrzywił się, ale miał rację.
- Tak. Wojna i John. Wojna, która będzie za dwa dni. Wreszcie zwyciężymy Nathaniela. 
***************************************************
Za niedługo kończymy! ;PP Będę pisać nowego bloga! Akceptuje pomysł o Anielicy! Zachęcam też później do czytania!
http://mrozuzia.blogspot.com/

Zuza ;3

2 komentarze:

  1. Zaje****y !!! Kiedy next? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zuzia kocham cie!!!! <3 Już chciałam jutro do ciebie iść i zrobić ci nie małą krzywdę za to że jest z Zakiem ale teraz ci wybaczam :* Nie mówię że fajne bo jakby nie było to bym nie czytała ;)

    OdpowiedzUsuń