czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 17

Na początek! Przepraszam Was za tak długą przerwę! Nie miałam weny i skupiałam się na nowym opowiadaniu, jednak doszłam do wniosku, że napisze całkiem o czymś innym i usunełam tamte opowiadanie. Gdy skończe te, to nowe będę pisać również tu! Jeszcze raz przepraszam!
**********************************

 Martwiłam się o Johna. Za dwa dni wojna, a teraz jest ranny. Przez ten czas, kiedy on się leczy, ja dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy. Wiemy jak pokonać Nathaniela. Musi zrobić to John. Wtedy wszystko skończy się dobrze. Nikt inny nie zginie, tylko wróg. Dowiedziałam się też, że gdy leczyłam Johna, oddając mu swoją czarodziejską moc, zrobiłam go nieśmiertelnym. Nie wiem jakim cudem. Po prostu to zrobiłam. Sądzę, że t dlatego, że go kocham. Musi jak najszybciej wyzdrowieć, żeby był w stanie walczyć z Nathanielem. Będziemy, ach no tak jest jeszcze jedna ciekawa rzecz. Moi Nocni przyjaciele, stwierdzili, iż nie będę z nimi walczyć. Szlag mnie trafi! Jak oni mogą nie chcieć żebym z nimi walczyła?! Być może mam moc. Nie sprawdziliśmy tego. Być może nie oddałam mu wszystkiego. Być może coś we mnie zostało. Skoro oni nie chcą mi pomóc tego sprawdzić, to dobra, poradzę sobie sama. Cichutko wyszłam ze swojego pokoju. Spojrzałam na dół i nasłuchiwałam. Chyba nikogo nie było. Powoli i spokojnie zaczęłam schodzić po schodach. Nadal skrzypiały. Zaciesnęłam usta. miałam tylko nadzieję, że nikt tego nie słyszał. Teraz czeka mnie najgorsze. Musze przejść przez ten okropny tunel i wejść do tego okropnego pokoju, w którym trenował mnie Max. A co, jeśli na kogoś trafię? Jaka szkoda, że nie ma ze mną Johna. Choć pewnie by się obwiniał.... Znając go, będzie mówił, że wolałby umrzeć, niż pozbawiać mnie mocy. Ale teraz to on ją ma. Nie wiem, czy nam się uda, czy zdążymy go odpowiednio przygotować do walki. Cały czas się o to modliłam. Nim się zorientowałam, znalazłam się już w mrożącym krew w żyłach pokoju. Oddychałam ciężko. Jakoś samemu w tym pomieszczeniu jest.... jeszcze bardziej strasznie. ''Weź się w garść. No weź się w garść". Po ciemku wyszukałam na ścianie włącznik światła. Można by powiedzieć, że przez to jest jeszcze straszniej. Małe lampki, które podświetlają tylko mały krąg, gdzie zaraz stanę. W dodatku co parę metrów, nad kośćmi ludzi świeciły małe, jasne światełka. Co jest tylko po to, żeby przybyły posikał się ze strachu. Dają tyle światła co wcale. Niespokojnym krokiem ruszyłam w stronę kręgu. W połowie drogi uświadomiłam sobie, że się trzęsę. I nagle przystanęłam. 

- Ale zaraz - mamrotałam pod nosem - Co ja mam w ogóle zamiar zrobić? - pytałam sama siebie, co już znaczyło, że mi chyba odbija. 

No, ale nie mogę zrezygnować. Po chyba 30 minutach wreszcie znalazłam się w kręgu. Starałam się uspokoić. Westchnęłam. Lekko podniosłam rękę. Starałam się wypuścić jakiekolwiek światło. Cokolwiek. Jednak nic się nie działo. "Nie poddam się". Spróbowałam ponownie. Tym razem poczułam ten sam, nieprzyjemny prąd, który od stóp rozchodzi się po całym ciele. Czułam jak moje ręce niemal płoną. Pierwszy raz poczułam takie uczucie. Bolesne. Zaciskałam szczękę. Wnet w moich dłoni błysnęło złote światło. Było tak jasne, tak oślepiające, że musiałam  zamknąć oczy, żeby nie zostać ślepotą. Po krótkiej chwili odważyłam się spojrzeć na pomieszczenie. Było nie do poznania. Wprawdzie na ścianach wciąż wisiały te same kości. W sumie wszystko było po staremu, oprócz oświetlenia. Teraz ten pokój był tak jasny, że człowiek czułby się tu jak w... niebie. Nagle poczułam się bardzo słabo. Ta "sztuczka" wyssała ze mnie całą energię. Na ziemi zobaczyłam kropelkę krwi. Zorientowałam się, że krwawi mi z nosa. Powoli wyszłam z kręgu. Byłam już przy drzwiach. Już sięgałam po klamkę, ale nagle obraz rozmył mi się przed oczami. 
                                                  ********** 
O dziwo, obudziłam się w tym samym miejscu co upadłam. Mimo sytuacji, usmiechnęłam się. Zawsze jak traciłam przytomność, to zawsze budziłam się w łóżku, a na około mnie pełno ludzi, czekających na wyjaśnienia. Spojrzałam na zegarek. Aż się zdziwiłam. Wydawało mi się, że spałam jakieś 10 godzin, byłam taka wypoczęta. Okazało się, że nie zemdlałam nawet na 30 minut. Szybko się otrząsnęłam i pobiegłam do salonu. Coś jednak było ze mną nie tak. Czułam się, jakbym przebiegła właśnie jakiś 2-dniowy maraton. A to było zaledwie 10 metrów. Druga dziwna rzecz. W salonie nikogo nie było. Zawsze o tej porze byli tu prawie wszyscy. Pomyślałam, że jeszcze śpią. Ale musiałam kogoś znaleźć. Musiałam komuś o tym powiedzieć. O tym co się stało. O tym co zrobiłam. I o tym jak to na mnie podziałało. Poszłam więc w stronę, tam gdzie leżał John. Zatkało mnie. Teraz już wiedziałam, gdzie się wszyscy podziali. Wszyscy stali, lub siedzieli, lub chodzili tam i z powrotem przed pokojem Johna. "O boże, o boże. Powiedzcie, że on żyje". 

- Sophie! Gdzieś ty była?! - zapytała Nawia.
- Ja.... co się stało? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Nie wiemy. Coś z Johnem.... Wszyscy byliśmy na dole, kiedy usłyszeliśmy jak potwornie krzyczy. Chyba... zwariował. Nie wiemy co mu.... - nie dałam jej dokończyć.
- Puśćcie mnie tam! Wy tu sobie stoicie a on....
- Jest z nim Max. - powiedział Zak. 

Znowu poczułam się bardzo słaba. Zakręciło mi się w głowie. 

- Wszystko gra? - spytał Jason. Kiwnęłam głową. 
- Długo Max już tam jest? - spytałam.
- Jakieś 30 minut - odpowiedzieli chórem. 
- Sophie! Ty krwawisz! - natychmiast koło mnie znalazł się Zak. 
- To nic....- podał mi chusteczkę. 
- Dzięki. - jednak nie czułam się dobrze. Wszystko się rozmazywało..... Upadłabym gdyby nie Zak. Wsparłam się na jego silnym torsie. 
- Sophie.... gdzie byłaś?
- Muszę usiąść. - powiedziałam. Wstał Jason, a ja zajęłam jego miejsce. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością.  - Byłam na was wszystkich wściekła, między innymi, dlatego, że zabroniliście mi walczyć, co jest idiotyzmem..... Wracając. Nie wiedzieliśmy czy mam moc. Poszłam więc sama do sali eee treningowej. No.. tam gdzie te kości itd. No i sprawdziłam czy mam moc....
- Co zrobiłaś?! - znikąd pojawił się Max - Ty głupia dziewczyno! Wiesz jakie to niebezpieczne?! Mogłaś zginąć!
- Musiałam sobie jakoś radzić! I okazało się - kontynuowałam - Że mam moc. Ale to było coś dziwnego, coś innego niż zwykle. Jak zawsze czułam mrowienie. Ale potem nagle, choćby ręce były w ogniu..... Potem błysnęło złotym światłem.... Czuła się wyssana z energii... No i zemdlałam. Potem przebiegłam te 10 metrów i czułam się jak po maratonie. A teraz znikąd zaczęło kręcić mi się w głowie....
- Jesteś potężniejsza niż nam się wydawało. Oddałaś prawie całą moc Johnowi, a mimo to strzelasz tak potężnym światłem... Ale coś musiało pójść nie tak, skoro osłabłaś.... Być może, włożyłaś w to zbyt dużo energii. 
- Co z Johnem? - zapytałam nagle. 
- Tylko lekkie drgawki.... sądzimy, że był to już ostatni atak. I już dzisiaj powinien być tym dawnym dupkiem.... - spojrzałam na niego z ukosa. - W każdym razie, dzisiaj już wróci do siebie.
- Kiedy będę mogła go zobaczyć?
- Wieczorem. Teraz idź się przespać. Nawia będzie nad tobą czuwać. 

Byłam wdzięczna Maxowi. W końcu kiedyś musze pogadać z Nawią. Szczególnie o niej i o Jasonie. Jednak.... na razie nie czuje się na siłach. Ledwo co, doszłam do swojego pokoju, padłam na łóżko jak kłoda.
                                              **********
Obudziłam się, a przy mnie, tak jak mówił Max, była Nawia. Nie bardzo wiedziałam od czego zacząć. 

- Nawia? Od kiedy jesteś z Jasonem? - spytałam nieśmiało. 
- Od miesiąca. 
- Gratuluje wam. 
- Wiesz... to w sumie dzięki tobie. To ty mnie zachęciłaś, żeby zrobić pierwszy krok, więc dziękuję ci. - nie spodziewałam się takich słów. 
- Zabierzesz mnie do Johna? 
- Pewnie! Za mną!

Uwielbiałam gdy była taka władcza. I szczęśliwa. Po drodze zastanawiałam się, co powiedzieć Johnowi. W końcu tego wieczoru, kiedy prawie zginął, pocałowaliśmy się.... Może dla niego to była jakaś zabawa? Miałam szczerą nadzieję, że jednak traktował mnie na poważnie. Nigdy, przy nikim się tak nie czułam. Owszem, był Zak, ale to było coś innego... Z Johnem wiem, że jestem bezpieczna. Ale jednocześnie wiem, że jest niebezpieczny. Pewnie dziwnie to brzmi, ale czuję się przy nim wolna. Gdy weszłam do środka wstrzymałam oddech. Spodziewałam się, że będzie jakiś zniekształcony, ale wyglądał jeszcze lepiej. Kolana mi zmiękły. Nie wiem, czy zdołam usiąść przy nim. Czy po drodze nie zemdleje. Milion razy śniłam o takim własnie chłopaku. Czytałam mase książek, a potem zostałam wampirem. Poznałam Nocnych i Zaka i Johna. Nie wiedziałam, że istnieją tacy idealni faceci jak on. Otrząsnęłam się i wreszcie znalazłam się przy jego łóżku. Teraz zorientowałam się, że mi się przygląda. Poczułam, że się rumienie. John się zaśmiał. 

- Cześć księżniczko. 
- Hej. - powiedziałam, cały czas na niego nie patrząc.
- Aż tak źle wyglądam, że nie można na mnie patrzeć? - powiedział z udawanym smutkiem. Uśmiechnęłam się.
- Nie... wyglądasz jeszcze lepiej niż zazwyczaj.... - wypaplałam. Nie zdążyłam ugryźć się w język. I wreszcie spojrzałam na niego. Chyba byłam czerwona jak burak. 
- Lubię, gdy się rumienisz. Nie musisz odwracać wzroku. - powiedział, aż za poważnie. 
- John.... pamiętasz tę noc kiedy prawie zginąłeś....
- Czy pamiętam? Ja jej chyba nie zapomnę. Zginąłem. Nie prawie. Ale na prawdę. A potem ty mnie wskrzesiłaś, oddając mi swoją moc. Wiesz, nie zapomina się jak własny brat próbuję cię zabić, za to, że pocałowałem jego byłą dziewczynę. - uśmiechnął się. Czyli pamiętał..... I co teraz...?
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. 
- John? I co teraz? Z nami? - spytałam, znów się rumieniąc.

Nie odpowiedział. Zamiast tego przyciągnął mnie do siebie i gorąco pocałował. Teraz to powinnam zemdleć. Jego usta na moich.... Te wspaniałe uczucie.... Na początku całował niewinnie, bezpiecznie, jakby się bał, że coś mi się stanie. Potem  pocałunek zmienił się w namiętny, romantyczny i dziki. Przysunęłam go bliżej do siebie. Chciałam, żebyśmy byli jeszcze bliżej, zebyśmy byli jednością. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i ciężko oddychaliśmy. Polożyłam się obok niego, a John pocałował mnie w czoło. Przytuliłam się do niego. 

- Teraz jeszcze chwilkę poleżymy. Później musisz mnie nauczyć posługiwać sie mocą, a potem pójdziemy na wojnę. I módlmy się, żebyśmy wszyscy wrócili z tego cało. Żebyś ty wróciła cało. 
**********************************
Mam nadzieję, że się podobało. Obiecuję, że już nie będzie takich przerw! Za literówki, przepraszam!

Zuza ;3

1 komentarz: