Rozdział szósty - nigdy nie powinienem się w tobie zakochać!
Nie mogę uwierzyć, że się udało!
Gdy dzień wcześniej przyszłam razem z Arthurem do Elizabeth, nie spodziewałam się aż takich pewnych dowodów, jakich się dowiedzieliśmy! Nie tylko miałam zeznania świadków, ale udało mi się też zdobyć nagranie z monitoringu, świadczące o tym, że w godzinach, kiedy zamordowano ofiarę Aaron Scott był w swoim mieszkaniu, z którego wyszedł dopiero po godzinie pierwszej w nocy, co było po prostu niepodważalnym dowodem!
Cała w skowronkach wyszłam z sali, niemal zapominając o moim wcześniejszym spotkaniu z Aaronem i naszą niemiłą rozmową. Niemal.
Gdy wyszłam z sali, oparłam się o ścianę, czekając na Aarona i całą resztę: Damona, Arthura i wielu, wielu innych. Oczywiście, że cieszyłam się z tego, że został uniewinniony, ale jednocześnie bałam się, jak cholera, jak zareaguje tym razem.
Powie mi coś równie przykrego, czy może radosnego?
Wygląda na to, że lada chwila się o tym przekonam, bo po paru chwilach wszyscy wyszli i ściskali Aarona, gratulując mu wygrania sprawy. Westchnęłam lekko, ale trzymałam się na dystans i najzwyczajniej w świecie po prostu się mu przyglądałam, starając się nie płakać jak beksa. Tylko, że tak dawno go nie widziałam, że to mnie aż boli. A fakt, że teraz wygląda jeszcze lepiej niż sprzed kilku miesięcy mnie dobija. Tatuaż z klepsydrą na prawej ręce cały czas jest na swoim miejscu, ale po kilku minutach przypatrywania się, zauważyłam też nowy rysunek, zdobiący jego ciało. Widziałam tylko kawałek, który wychodził spod jego bluzki i kończył się na karku, co było tak seksowne, że nogi się pode mną ugięły. W dodatku mimowolnie zaczęłam się zastanawiać dokąd ten nowy tatuaż sięga… Bez jakiejkolwiek kontroli nad własnym ciałem, oblizałam językiem dolną wargę, ale w porę przypomniałam sobie, że nie doczekam się tego o czym w tej chwili marzyłam. Wiedziałam, że nie doczekam się tego, że powolnym korkiem do mnie podejdzie, przyciągnie mnie do siebie i na ustach złoży pocałunek, który z łatwością by mnie powalił. Potrząsnęłam lekko głową, po czym zaczęłam wykręcać palce, kontynuując obserwowanie Aarona. Nie tylko tatuaże były nowością. Jak wspominał wcześniej Damon, szczęka Aarona pokryta była kilkudniowym zarostem i niech mnie diabli wezmą, ale wyglądał jak największe marzenie wszystkich kobiet! Śmiało też mogłam powiedzieć, że był bardziej umięśniony niż głupie trzy miesiące temu. Być może ma na sobie ubrania, ale przede mną nic nie ukryje. Jestem ciekawa, czy często po naszym rozstaniu chodził na siłownię i naprawdę z wielką chęcią zbadałabym każdy mięsień na jego ciele…
- Hej, nasza niezastąpiona pogromczyni sądów! - zawołał Damon, tym samym zwracając na siebie moją uwagę. - No chodź tu do nas! Nie ugryziemy cię!
Co do tej obietnicy miałam pewne wątpliwości, szczególnie, kiedy zobaczyłam wpatrujące się we mnie, pełne chęci mordu, zielone oczy. O boże….powiedziałam w myślach i biorąc jeden, ogromny wdech ruszyłam w kierunku Damona, a co za tym stało? Również w kierunku jego brata, który ani trochę nie starał się, żeby ukryć nienawiść kryjącą się w jego oczach. Przełknęłam ślinę i stanęłam koło Damona, który objął mnie ramieniem, jak członka rodziny, co naprawdę mi pochlebiło. I, choć nie byłam w nastroju na żadne świętowanie, bo tak jakby poniosłam klęskę, to nie mogłam się nie uśmiechnąć. Trzeba przyznać, że entuzjazm starszego ze Scottów był zaraźliwy.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, co? - lekko szturchnął mnie łokciem. - Na pewno byś sobie poradził – zapewniłam go, cały czas świadoma wpatrujących się we mnie szmaragdowych oczu. - Zresztą to i tak zasługa Arthura – wskazałam na ów wspomnianego, stojącego naprzeciwko mnie. - Gdyby w porę nie pojawił się u mnie w pracy i nie powiedział oczywistej rzeczy, to pewnie nie poszłoby nam tak dobrze – powiedziałam całkiem szczerze.
- Obojgu wam dziękuję – choć starał się wyglądać całkiem zwyczajnie, to w jego głosie wyczułam wielką wdzięczność i nawet wzruszenie, przez co uśmiechnęłam się nieśmiało. - A teraz najwyższy czas świętować! Czy wszyscy są za?
- Tak! - zawołali wszyscy, z wyjątkiem mnie i Aarona.
Damon spojrzał pytająco to na brata, to na mnie i w końcu zwrócił się do mnie.
- Lottie?
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, bo naprawdę nie wiedziałam, co miałabym mu odpowiedzieć. Bardzo chciałam być z nimi wszystkimi i cieszyć się tym, że uratowaliśmy Aarona od gnicia w więzieniu, ale nie byłam głupia. Wiedziałam, że jestem ostatnią osobą, którą Aaron chciałby oglądać, a nie mogłam popsuć mu tego dnia.
- Ja…bawcie się dobrze. Mam robotę, a odkąd zaczęłam pracę miałam już stanowczo za dużo urlopu. Myślę, że czas wrócić na tory i pokazać Demienowi, że nie jestem słabą dziewczynką, która co drugi dzień łamie sobie rękę – zaśmiałam się lekko.
- Jesteś pewna?
- Jest pewna – odpowiedział za mnie Aaron, przez co uniosłam brwi w pytającym geście.
- Sam widzisz – zwróciłam się do Damona, jednocześnie go obejmując. - Dzięki, że we mnie wierzyłeś.
- Jak nie mógłbym? To dzięki tobie go wyciągnęliśmy. Dziękuję – odparł tuż przy moim uchu, żeby inni nie słyszeli, na co skinęłam tylko głową i zwróciłam się do wyjścia, nie oglądając się za siebie.
*
Mówiąc wszystkim, że chciałam wrócić do pracy, nie miałam tego na myśli. Chciałam po prostu wrócić do domu i pogadać z najlepszą przyjaciółką, ale koniec końców posłuchałam swoich wcześniejszych słów i dotarło do mnie, że miałam rację co do Demiena i dni wolnych.
Tak więc skończyło się tym, że stoję za ladą i obserwuję przychodzących ludzi. Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że Christina zaczynała pracę ,,na poważnie” dopiero za dwa dni, więc przez czterdzieści osiem godzin będę miała spokój od długonogiej piękności! Jeeej!
Jednak moja radość nie trwała długo, bo po raz kolejny przypomniałam sobie wyraz twarzy Aarona, kiedy mnie zobaczył i dziesięć sekund później, gdzie tęsknotę w jego oczach zastąpił gniew i nienawiść tak wielka, że miałam ochotę się cofnąć i uciekać tak daleko, jak to tylko było możliwe. Nie mogłam powiedzieć, że byłam zaskoczona jego reakcją, bo spodziewałam się tego - odrzucenia i bólu. Większość osób twierdzi, że mężczyzn nie da się skrzywdzić tak mocno, żeby ci nie wybaczyli, ale jestem żywym przykładem na to, że jednak można. Wbrew własnej woli przypomniałam sobie wszystkie romanse, które czytałam. W tych opowieściach to kobiety bywały bardzo zranione, a w mojej opowieści jest na odwrót i to ja popełniłam największy błąd. Pewnie większość z was pomyśli teraz o Aaronie jak o zakompleksionym chłopcu, ale to nie prawda. Ma całkowite prawo do tego, aby być na mnie zły. Ma całkowite prawo do tego, żeby mi nie wybaczyć. A ja? Może wreszcie powinnam ruszyć naprzód i nauczyć się żyć ze złamanym sercem. Bo chyba to będzie najlepsze, co mogę w tej chwili zrobić.
Nie zapomnieć, nie pogrzebać, nie płakać, ale iść dalej.
Przed siebie.
Zostałam po godzinach przez kaprys mojego szefa. Oczywiście wszyscy wiemy, że to tylko moja wina, bo brałam za dużo wolnego i teraz po prostu odpracowywałam. Wychodząc z kawiarni, Demien zapewnił mnie, że przez następny tydzień będę zostawać po godzinach i miałam wtedy nie małą ochotę na to, żeby pokazać mu środkowy palec, a w bonusie i język. Niestety biorąc pod uwagę to, że dla niego pracuje, trochę mijało się to z celem. Gdy wreszcie uwolniłam się od szefa i kawiarni, odetchnęłam świeżym powietrzem, po czym napisałam do Val smsa, że za niedługo będę w domu i ma przygotować jakieś filmy, bo przydałoby mi się nie myślenie o niczym.
Byłam już w połowie drogi, gdy nagle się z kimś zderzyłam. Przeklęłam pod nosem uświadamiając sobie, że mój stary nawyk powraca. A było już tak dobrze! Już prawie nie wpadałam na przechodniów!
- Bardzo przepraszam, niezdara ze… - gdy spojrzałam na osobę, na którą wpadłam, natychmiastowo zamilkłam. - Pan Scott…dobry wieczór! - przywitałam się, jednocześnie wygładzając ciuchy. Miałam całkowitą świadomość, że były poplamione – w końcu to ciuchy robocze, ale co innego mogłam zrobić? Chyba każdy, nawet bezdomny na widok tak zamożnego człowieka, zrobiłby co tylko w jego mocy, żeby wyglądać w jego obecności jak najlepiej. Niepewnie spojrzałam w jego ciemne oczy i zobaczyłam w nich czystą irytację, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to przypadkowe spotkanie nie będzie należało do rzeczy, które znajdą się na pozytywnej liście z całego dnia.
- Dobry wieczór – odparł spokojnie po paru chwilach. - Wracasz z pracy?
Przełknęłam ślinę, zażenowana, ale odpowiedziałam szczerze i bez pośpiechu.
- Tak, niestety zmuszona byłam zostać po godzinach…wie pan jak to jest.
- Nie, nie wiem – powiedział rozbawiony i w tej samej chwili, gdy te słowa opuściły jego usta, miałam ochotę kopnąć go w krocze. Zacisnęłam usta, ale postanowiłam nie uciekać.
- Cieszy się pan, że Aaronowi się udało? Pytam, bo nie widziałam pana na rozprawie i nie było szansy, żeby porozmawiać, więc…
- Sądzę, że mój syn został bezpodstawnie uniewinniony – spojrzałam na niego jak na wariata, ale kontynuował. - Za każdą zbrodnie trzeba odpowiedzieć. Tak już działa ten świat. Jeśli za każdym razem ktoś będzie go ratował, to nigdy nie nauczy się tego jak postępować. A przyznasz chyba, że zabójstwo to już poważna rzecz. Nie boisz się chodzić sama, kiedy mój syn jest na wolności i w każdej chwili mogłoby ci się coś stać?
Zignorowałam to, że zabrzmiało to jak groźba i zaczęłam bronić Aarona.
- Chyba nie wierzy pan, że Aaron naprawdę zabił tego człowieka! Mam dowody, które potwierdzają to, że jest niewinny. A skoro wierzy pan w coś tak okrutnego co dotyczy pańskiej rodziny, to co z pana za ojciec?! Powinien pan go wspierać, powinien…- nie dokończyłam, ponieważ nagle jego ręka wystrzeliła w kierunku mojej twarzy z nienaturalną szybkością, przez co nie zdążyłam się cofnąć. Spoliczkował mnie tak mocno, że z całych sił musiałam się trzymać, aby nie upaść na ziemie. Skorzystałam z tego, że moja dłoń była zimna i przyłożyłam ją do pulsującego policzka, który bolał jak cholera. Miałam ochotę płakać. Spojrzałam na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało.
- Nie masz prawa mówić mi, jak mam postępować z synem, czy to jasne?
Nie odpowiedziałam nic, tylko patrzyłam z szeroko otwartymi oczami.
- Czy to jasne? - powtórzył, mocno mnie popychając, przez co tym razem nie zdołałam utrzymać równowagi i upadłam na tyłek, który również bolał jak najgorsza cholera.
- Tato! - usłyszałam znajomy głos, ale jakby nie zarejestrowałam go dokładnie. Byłam zbyt skupiona na wydarzeniach sprzed ostatnich kilki minut, że w końcu nie wytrzymałam i z moich oczu popłynęły łzy, a ból połowy twarzy nie ustępował. W sumie nie ma się co dziwić po tak mocnym uderzeniu, ale…
- Lott? - usłyszałam pytanie i już po sekundzie zobaczyłam przed sobą zmartwionego Aarona, wpatrującego się we mnie z troską. - Lott?
- On mnie uderzył – powiedziałam półprzytomnie, wciąż trzymając się za policzek.
- Daj mi…zobaczyć – poprosił wyciągając do mnie swoją dłoń.
- On mnie uderzył – powtórzyłam, nie hamując łez.
- Proszę, pozwól mi…
- Nie – przerwałam mu.
Może cierpiałam, może wyglądałam jak gówno, ale równie dobrze pamiętałam jak na mnie patrzył kilka godzin temu.
- Nie będę dla ciebie ciężarem – dodałam.
- Lottie, do cholery. Pozwól mi się tobą zająć.
Jakaś część mojego umysłu szeptała: rób ze mną co chcesz, ale druga kategorycznie odmawiała. W końcu nie wiedziałam, co mam robić. Kiedy jego dłoń ponownie skierowała się w stronę mojej twarzy, jak przez mgłę przypomniałam sobie dłoń jego ojca i wzdrygnęłam się, na co Aaron zacisnął szczękę.
- Nie skrzywdzę cię, maleńka. Nie skrzywdzę, okej? Nie skrzywdzę – powtarzał, tak długo, aż w końcu mu uwierzyłam. Ostatnie, co pamiętam to jego dotyk na mojej skórze. Potem była już tylko ciemność.
*
Ostrożnie mrugałam oczami, chcąc przyzwyczaić się do nagłej jasności. Kiedy tylko całkowicie je otworzyłam, poczułam okropny ból w policzku, sprawiając, że przypomniałam sobie wszystko ze spotkania z panem Scottem. Prychnęłam lekko, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co zaszło. Wprawdzie nie mogłabym powiedzieć, że polubiłam go od pierwszego spotkania, które miało miejsce w jego salonie samochodowym, ale nigdy też nie pomyślałabym, że byłby zdolny do uderzenia kobiety. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym położyłam dłoń w miejscu, które pulsowało jak najgorsza tortura. Po chwili zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, bo bądź co bądź nie pamiętałam co zaszło później. Przynajmniej nie w całości… Wiem, że pojawił się Aaron i…
Aaron. O Boże.
W momencie, w którym go sobie przypomniałam, zorientowałam się, gdzie właściwie się znajdowałam. Czego, jak czego, ale tych okien, tego łóżka, tego drewna nie sposób zapomnieć. Wstrzymałam powietrze, pozwalając, by kolejne łzy wylały się z moich oczu. W tym miejscu Aaron pozbawił mnie dziewictwa, ale również w tym domu ostatni raz byliśmy szczęśliwi. W tym domu można znaleźć same pozytywy jeśli chodzi o nasz związek. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i bardzo powoli podniosłam się z łóżka, szybko uświadamiając sobie, że mój tyłek również jest obolały. Cholera.
Syknęłam, po czym podeszłam do ogromnych okien, z których widok na jezioro był po prostu niesamowity. Mogłabym znajdować się tutaj cały dzień i tylko patrzeć na spokojną taflę wody i otaczającą ją zieleń – i niczego więcej bym nie potrzebowała. No, może oprócz…
Zacisnęłam zęby chcąc nie myśleć o tym przynajmniej w tej chwili. Wzdychając odwróciłam się na pięcie i plecami oparłam się o zimne szkło, na wskutek czego przeszedł mnie lekki dreszcz. Gdy przyzwyczaiłam się do nowej temperatury, spojrzałam na łóżko, które widziałam teraz jak na dłoni i zaczęłam się zastanawiać, co skłoniło Aarona do udzielenia mi pomocy i przywiezienia do jego rodzinnego domu. Byłam świadoma tego, że jego uczucia co do mnie nie mogły po prostu zniknąć, co też widziałam w sądzie, zanim jego oblicze przepełnione było nienawiścią, ale przecież nie musiał przyprowadzać mnie tutaj. Wiadome też jest, że nie zostawiłby mnie na betonie, chociaż w jego przypadku nigdy nic nie wiadomo. Śmiało też mógł zawieść mnie do mieszkania, albo gdziekolwiek indziej. Jednak w tym domu było za dużo wspomnień… Za dużo…
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam kroki, dochodzące ze schodów. Odetchnęłam głęboko, przygotowując się na spotkanie, które miało nadejść lada chwila.
Tak jak przypuszczałam zjawił się po paru sekundach. Starałam się nie skupiać na nim całej swojej uwagi, ale moje wysiłki poszły na marne. Nie mogłam na niego nie patrzeć.
Miał na sobie czarne spodnie dresowe luźno wiszące na biodrach i białą koszulkę bez rękawów. Koszulka wprawdzie zasłaniała jego umięśniony tors, ale byłam przekonana, że gdyby tylko trochę podniósł ją do góry, to odsłoniłby to seksowne ,,V” znajdujące się w dole brzucha… Dopiero po chwili byłam zdolna spojrzeć na jego twarz i niech mnie diabli wezmą, ale zobaczyłam przed oczami gwiazdki jak to bywa w tych bajkach… Jego zielone oczy płonęły rządzą, a szczęka się zacisnęła sprawiając, że kości policzkowe stały się dużo bardziej widoczne, a zarys szczęki po prostu bezbłędny.
- Tu masz wszystko czego będziesz potrzebować – powiedział, rzucając na łóżko dwa ręczniki i parę, damskich ciuchów, które wyglądały na całkiem nowe. - Gdy się….poukładasz, zabiorę cię do mieszkania.
- Dziękuję – odparłam, bo nie wiedziałam, czy byłam w stanie wypowiedzieć coś jeszcze. Już odwracał się na pięcie, ale jednak zmienił zdanie i spojrzał prosto w moje oczy, sprawiając, że całe moje ciało pokryło się gęsią skórką.
- Jak się czujesz? - jego wzrok przesunął się na część twarzy, która zapewne wyglądała inaczej po spoliczkowaniu przez jego ojca.
- Jest…w porządku – jak bardzo chciałabym mu powiedzieć coś więcej! Przecież….ta rozmowa to, to nie my! Między nami nigdy nie było tak sztywno. To nie jestem ja a on nie jest sobą.
- Aaron, możemy….
- Będę na dole. Gdy będziesz gotowa, zejdź.
Poczułam jak moje usta wykrzywiają się w małych uśmiechu, gdy usłyszałam to jedno słowo: ,,zejdź” - które potwierdziło, że chociaż jego apodyktyczność wciąż jest na swoim miejscu.
W łazience od razu sprawdziłam swój policzek i miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Wcześniej zdawałam sobie sprawę, że było to naprawdę mocne uderzenie, ale siniak, który się utworzył tylko to potwierdzał. Pewnie teraz udając się do pracy będę musiała nakładać znacznie więcej pudru, żeby…
Praca.
Mimowolnie spojrzałam na zegarek i z ulgą stwierdziłam, że miałam jeszcze trzy godziny do rozpoczęcia mojej zmiany. Jeszcze raz spojrzałam w lustro i wzięłam się do pracy.
Po kilkunastu minutach wreszcie doprowadziłam się do porządku i wyszłam z łazienki. Byłam pod wrażeniem gustu Aarona, jeśli chodzi o ciuchy. Gdy tylko je zakładałam, mogłam być już pewna, że były w stu procentach nowe i naprawdę…ładne. Kupił mi dżinsy, które doskonale opinały moje nogi i pośladki, co nawet trochę mnie krepowało. Jestem pewna, że sama nie dokonałabym takiego wyboru i wtedy popełniłabym błąd. Może są bardziej odważne niż ciuchy, które noszę na co dzień, ale są genialne i chyba staną się moimi ulubionymi. Do jasnych dżinsów dobrał czarną bluzkę, którą można było podwinąć do łokci i która świetnie pasowała do wspomnianych przeze mnie wcześniej spodni. Uśmiechnęłam się pod nosem, założyłam białe tenisówki i z ciężko bijącym sercem skierowałam się na schody. W trakcie schodzenia podziwiałam cały wystrój domu od sufitu po panele i po raz kolejny zachciało mi się płakać, przez co spokojnie mogłam stwierdzić, że po rozstaniu z Aaronem stałam się naprawdę niezłą beksą. Wstyd i hańba…
Nim się zorientowałam, znalazłam się już na dole i na ciężkich nogach poszłam w kierunku kuchni, bo coś mówiło mi, że to właśnie tam się znajduje. Problem polegał w tym, że chciałam z nim porozmawiać, ale nie wiedziałam od czego zacząć. Na progu kuchni nawet nie musiałam odrywać wzroku od podłogi, żeby wiedzieć, że jest w niej Aaron. Mrowienie w okolicy karku i brzucha wyraźnie mi to zakomunikowały.
Wzięłam głęboki wdech i powoli uniosłam głowę, od razu napotykając na swej drodze jego intensywne spojrzenie. Wiedziałam, że pożera mnie wzrokiem, lecz mimo wszystko wciąż był…daleko.
- Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś i…w miarę doprowadziłeś mnie do porządku – powiedziałam na początek.
- Słuchaj, Lottie – westchnął. - Nie wiem, co wstąpiło w mojego ojca, że cię….uderzył, ale obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy.
Wątpię.
- Jak…minęło wielkie świętowanie? - zapytałam, co dziwne: z całkowicie szczerym uśmiechem.
Dostrzegłam, że coś błysnęło w jego oczach, ale nie potrafiłam rozgryźć co.
- Z tego co mi wiadomo to whisky, shoty, whisky – gdy zobaczył pytanie czające się w moich oczach, dodał: - Nie zostałem z nimi na długo.
- Dobra, koniec z tym – powiedziałam w końcu, opuszczając ręce, przez co jedna z nich uderzyła we framugę, potęgując ból, który byłam pewna już dawno minął po tym jeleniu. Zassałam powietrze, po czym Aaron niepewnie na mnie spojrzał.
- Nic mi nie jest – powiedziałam od razu. - Musimy porozmawiać i naprawdę mam dość bawienia się w kotka i myszkę, okej? Minęły trzy miesiące, podczas których ja stałam się najgorszą idiotką w życiu, ty zostałeś oskarżony o morderstwo i nie możemy udawać, że nic się nie stało. Tak więc, musimy porozmawiać.
- Myślisz, że mamy o czym? - spytał. - To ty dokonałaś wyboru, ja zostałem uniewinniony i wszystko jest po staremu. Powiedz mi, Lottie o czym tu rozmawiać?
Miałam wielką ochotę do niego podbiec, pocałować go, a zaraz potem z całej siły kopnąć we wrażliwe miejsce tak mocno, że by się nie podniósł.
- Jesteś na mnie wściekły! - krzyknęłam, nie wytrzymując napięcia. - I widać to na każdym kroku! W każdym twoim spojrzeniu czy ruchu widać, że masz ochotę posiekać mnie na kawałki i zakopać w lesie! Więc to ja się ciebie pytam, Aaron: co chcesz, żebym powiedziała? No co chcesz?! Chcesz usłyszeć, że popełniłam największy błąd w życiu, opuszczając cię? - załamał mi się głos, ale mówiłam dalej. - Jestem głupią idiotką, że od ciebie odeszłam nawet nie dając ci wytłumaczyć. Nie powinnam wierzyć Victorii. A największym błędem było to, że ignorowałam ból. Przez krótką chwilę w jego oczach dostrzegłam zrozumienie, a nawet przebaczenie, ale po sekundzie nie było po tym już żadnego śladu.
- A chcesz wiedzieć, co było moim największym błędem? - zapytał, robiąc parę kroków w moją stronę. Byłam pewna, że nie usłyszę nic miłego, zważając na jad, którym ociekały jego słowa. - Nigdy nie powinienem dopuszczać cię do siebie. Nigdy nie powinienem ci zaufać. Nigdy nie powinienem się w tobie zakochać! - jego słowa sprawiły mi o wiele większy ból, niż cios, który otrzymałam w policzek dzień wcześniej.
- Nie…nie myślisz tak – udało mi się wydukać, na co on parsknął śmiechem. Skrzywiłam się, ledwo powstrzymując łzy.
- Myślisz, że za tobą tęsknię? Proszę cię – zaśmiał się po raz kolejny. - Jesteś dla mnie nikim. Tylko kolejną dziewczyną, którą mogę odhaczyć na mojej liście. Nie jesteś nikim więcej. Przygryzłam wnętrze policzka, żeby się nie rozpłakać.
- Zabierz mnie…do domu.
- Z wielką chęcią.
Co to ma być??!!! Skończ wreszcie to dramatime bo Cię dorwe kobieto!!! Udusze i nam co tam jeszcze! Długo mnie tu nie było ale cóż niestety miałam pewne sprawy ale ale to nie znaczy że Ci to podaruje! Tym bardziej że mi na komu nie odpowiadasz Ty zua kobieto !!!
OdpowiedzUsuńTak tak a za te podpuche w sensie że miało być tak pięknie to Cię kurde posiekam i zmielę na drobny mak :D ja Ci mówię lepiej uważaj bo to i granie ze mną się źle skończy 😜😜😜😜😜😜 xd
Co to ma być??!!! Skończ wreszcie to dramatime bo Cię dorwe kobieto!!! Udusze i nam co tam jeszcze! Długo mnie tu nie było ale cóż niestety miałam pewne sprawy ale ale to nie znaczy że Ci to podaruje! Tym bardziej że mi na komu nie odpowiadasz Ty zua kobieto !!!
OdpowiedzUsuńTak tak a za te podpuche w sensie że miało być tak pięknie to Cię kurde posiekam i zmielę na drobny mak :D ja Ci mówię lepiej uważaj bo to i granie ze mną się źle skończy 😜😜😜😜😜😜 xd
Odpowiadam na komentarze! 😀😀😀
OdpowiedzUsuńI ej...wbrew pozorom wcale nie jest jeszcze tak źle.... 😁
Nie prawda nie odp mi na parę kom zua kobieto! 😂😂😂
UsuńPoprawię się, wierna czytelniczko! 😀😀😀
UsuńNo ja myślę 😂😂😂😎😎😎
UsuńBo inaczej inaczej pogadamy 😈😈😈😈😈😈
UsuńDawaj rozdział!!!
OdpowiedzUsuńJak na razie nie mam czasu na pisanie 😀 także....wybacz mi! 😘
OdpowiedzUsuńNie Eee no wee bo wpadnę w depresję 😣😅
OdpowiedzUsuń