niedziela, 22 stycznia 2017

SPACJAMIŁOŚĆ ------- Rozdział piąty - zaczęło się piekło.


Trzy miesiące. 
 Trzy miesiące pełne bólu i cierpienia. Złości i rozczarowań. Wydawałoby się, że po tak długim czasie wszystko wróci normy, ale czy tak się stało? 
 Aaron wpakował się w poważne kłopoty, z którymi tym razem może nie być w stanie sobie poradzić. Nie sam. Znajduje wsparcie u przyjaciół, brata a nawet u Charlotte, która gotowa jest odłożyć konflikty na bok. Wszystko, byle tylko mu pomóc... 
 Lottie od feralnego dnia, gdzie zostawiła go na parkingu żyje w nieszczęściu, choć się do tego nie przyznaje. Udaje przed znajomymi, ale przede wszystkim przed sobą. Wszędzie widzi swoją zieloną miłość, o której bezskutecznie próbuje zapomnieć. Starają się na nowo żyć. Starają się zapomnieć. Nie myśleć. 
 I wtedy ponownie się spotkają... 
 Co będzie z Aaronem Scottem - najprzystojniejszym facetem w ogromnym mieście i z Lottie - dziewczyną, która marzy o idealnej przyszłości? 
 Czy dadzą radę żyć razem, świadomi zgnieceń? 
 Czy z powrotem sobie zaufają? 
 Druga część ,,Musisz mi zaufać". 
 Ktoś powróci z przeszłości, ktoś zginie: pytanie tylko, czy wiesz kto? 


Rozdział piąty - zaczęło się piekło.


Aaron, 
Dwa tygodnie wcześniej, 
Godzina 2:00 w nocy... 

 Minęły trzy, długie miesiące kiedy po raz ostatni widziałem jej piękną twarz, idealne szaro-zielone oczy i te jedwabiste włosy…. Potrząsnąłem głową, chcąc nie myśleć, zapomnieć! 
 - Może coś mocniejszego? - spytała barmanka, zerkając na moją szklankę z wodą. 
Spojrzałem na nią przez chwile i zastanawiałem się, jak by to było gdybym wziął ją na zaplecze i tam się nią zajął. A alkohol z chęcią by mi w tym pomógł… Jednak pomysł zniknął równie szybko, jak raczył się pojawić. 
 - Nie, spasuję. Ograniczam alkohol – odpowiedziałem, jednocześnie powstrzymując się przed dodaniem: znowu. 
Nagle zrobiło mi się duszno i postanowiłem najzwyczajniej w świecie wyjść i naćpać się świeżego powietrza. Na ladzie zostawiłem spory napiwek i gdy znalazłem się na zewnątrz, wziąłem głęboki wdech i przeczesałem ręką włosy. Pamiętam, jak Lottie się rumieniła za każdym razem, gdy to robiłem. Wcześniej nie rozumiałem powodu, ale w końcu zrozumiałem, że uwielbiała na mnie patrzeć. I to nie tak jak inne dziewczyny. One widziały we mnie tylko przystojnego i bogatego faceta, który jeździ czerwonym ferrari, ale Charlotte…Ona widziała mnie takim, jakim jestem naprawdę: zranionym przez życie człowiekiem i zaakceptowała mnie, zaakceptowała mnie całego. A potem odrzuciła... 
Zacisnąłem szczękę, chcąc pozbyć się niechcianych myśli z głowy. Naprawdę zaczynam myśleć, że moje wysiłki związane z zapomnieniem o tej dziewczynie są po prostu bezcelowe, bo im bardziej się staram, tym bardziej spadam na dno. 
 Zatrzymałem się na chodniku, gdy z tyłu usłyszałem wycie syren policyjnych. Zaśmiałem się w duchu, analizując kto znowu coś przeskrobał. Pokręciłem z uśmiechem głową i ruszyłem dalej, patrząc na swoje zaczerwienione knykcie. Często wyglądały tak po bójce, ale nie przywykłem do tego, że przybiorą ten sam kolor, gdy z całej siły uderzy się pięścią w szkło, co stało się godzinę temu. Pokłóciłem się z Damonem o Lottie. Kiedy powiedział mi, że z nią rozmawiał i że żałuje tego, że nie dała mi wyjaśnić…Gdy mówił mi w jakim strasznym jest stanie….nie wytrzymałem. Przywaliłem temu, co znajdowało się najbliżej mnie: okno. Sęk w tym, że mój brat nie musiał mi mówić w jakim była stanie, bo doskonale o tym wiedziałem. Można to uznać za prześladowanie, ale obserwowałem ją i nie było to zamierzone. 
Milion razy chciałem z nią porozmawiać i wyjaśnić całą sytuację, ale gdy widziałem ją taką załamaną nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby jeszcze bardziej zepsuć jej życie. To ja byłem odpowiedzialny za jej cierpienie i również ja nie miałem zamiaru pogarszać tego jeszcze bardziej, mimo że rozłąką z nią bolała jak najgorsze tortury. Odwróciłem się niepewnie, gdy wycie syren znalazło się bliżej mnie. Muszę przyznać, że od jakiegoś czasu wszystko co wiąże się ze stróżami prawa mnie przeraża. W ciągu trzech miesięcy byłem w więzieniu już dobre dziesięć razy, chociażby za zwykłe, uliczne bójki. Oczywiście nie przejmowałem się mną i moim życiem, ale kiedy zobaczyłem cierpienie na twarzy Damona, mojego brata z mojego powodu…obiecałem sobie wtedy, że nie trafię już do pudła. 
Dlatego syreny policyjne, które znajdują się pięćdziesiąt metrów ode mnie i ciągle się zbliżają zdenerwowały mnie. Nawet myślałem o ucieczce, ale w porę sobie przypomniałem, że przecież nic nie zrobiłem – przynajmniej nie tym razem. Założyłem ręce na piersi i czekałem na dalszy ruch mundurowych, w duchu modląc się, żeby tym razem nie miało to nic wspólnego ze mną. Gdy jednak samochody zatrzymały się tuż przede mną a z ich środka wyskoczyło z tuzin policjantów biegnących w moją stronę, to poczułem jak żołądek zwija mi się w trudny do odwiązania supeł. Nim zdążyłem zareagować, twardo wylądowałem na ziemi, a na mnie znalazł się stróż prawa, który zakuł mnie w kajdanki. Kiedy znalazłem się w policyjnym radiowozie miałem ochotę wrzeszczeć.   
*

Kolejny komisariat. Już jedenasty w ciągu trzech miesięcy. Przysięgam, że jeśli Damon w końcu mnie nie zabije, to sam się tym zajmę. Myślę, że wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo nienawidzę więzienia i cel. 
 Siedząc i czekając na przesłuchanie, nerwowo strzelałem palcami i mimowolnie przypomniałem sobie o Charlotte i jej nawyku ich wykręcania. Mimo tragicznej sytuacji na moje usta wypłynął uśmiech. Ile bym oddał za to, żeby znowu z nią być. Ile bym oddał za to, żeby tu ze mną była i mnie wspierała. Boże, jak ja za nią tęsknię… 
 Ukryłem twarz w dłoniach, powstrzymując łzy, które na pewno postawiłyby mnie w świetle mazgaja przed policjantem, który usiadł naprzeciwko mnie. Trochę mi zajęło zanim się uspokoiłem i odważyłem się na niego spojrzeć. Wcześniej go nie widziałem i nie do końca wiedziałem czy to źle, czy dobrze. Jednak nie przypatrywałem się jemu wyglądowi, bo po co miałbym to robić? Pewnie i tak nie zostanę tu długo. Przynajmniej mam taką nadzieję. - Widzisz co tu mam, Aaronie? - wskazał na papiery, które trzymał w dłoni i choć ani trochę mi się to nie podobało, to musiałem przyznać, że trochę mnie to przerażało. 
- Przepisy na ekskluzywne dania? - parsknąłem, choć w ogóle nie byłem w żartobliwym humorze. 
- Dowody, które raz na zawsze wpakują cię do więzienia – wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem jego słowa, jednak musiałem być twardy. 
- Oświecisz mnie, co zrobiłem? - spytałem w końcu. 
- Poznajesz tę kobietę? - podsunął mi zdjęcie. 
- Pierwszy raz na oczy widzę – odpowiedziałem szczerze. - Nie znam jej. 
- A mówi ci coś Nicholas Moore? 
Cholera. Oczywiście, że pamiętałem tego bydlaka. Nie dość, że był dupkiem i wykorzystywał swojego uzależnionego od alkoholu ojca do brudnych spraw, to jeszcze ranił Charlotte, swoją siostrę. 
 - Jest bratem mojej byłem dziewczyny – powiedziałem z żalem. 
- Ta kobieta – jeszcze raz wskazał na zdjęcie – miała na imię Eva i była jego narzeczoną, która została zamordowana o godzinie 23:00. Z tego, co nam wiadomo nie byłeś w tym czasie w swoi rodzinnym domu. 
- Oskarża mnie pan o morderstwo? - zapytałem, nie wierząc własnym uszom. - Nie zabiłem tej kobiety – powiedziałem twardo. - Te papierki– pokiwał mi grubą kopertą przed oczami – mówią co innego. 
- Ale ja nie… - nie wiedziałem co więcej miałbym powiedzieć. Byłem po prostu zrozpaczony. 
 - Dużo w życiu robiłem – zacząłem. - Ale nigdy nie zabiłem człowieka. 
- To już rozstrzygnie rozprawa, która odbędzie się za czternaście dni. Przez ten czas możesz przywitać się z więźniami, którzy staną się twoimi przyjaciółmi do końca życia. 
- Nie możesz… 
- Możecie go zabrać – powiedział do swoich kolegów i gdy prowadzili mnie w stronę celi…nawet nie walczyłem. 
Nie miałem siły. Właśnie zostałem oskarżony o morderstwo. Morderstwo. 

 Aaron 
 Tydzień wcześniej = już tydzień w więzieniu, 
 Pozostało siedem dni do ostatecznej rozprawy. 


Już tydzień. Już tydzień siedzę w ciemnej, szarej i zimnej celi. Przez ten czas nie odzywałem się prawie do nikogo. Nie wiem, co dzieje się na zewnątrz, nie wiem, co robi Damon, nie wiem co wszyscy moi bliscy robią. 
Czy szukają sposobu, żeby mi pomóc? 
 Czy może machnęli na mnie ręką i radź sobie sam, gnij w tym więzieniu? 
Nie mam pojęcia i to mnie przeraża. 
 Na dodatek myślę, że świruję, tracę zdrowe zmysły. Mimo, że spodziewałem się gorszych warunków, to pięć gwiazdek to to nie jest. Przynajmniej nie dostajemy tylko chleba i wody, jak to bywa w filmach tego rodzaju. Zamiast tego codziennie wypuszczają więźniów na stołówkę i dostajemy porządny obiad, ale mimo to… Chociaż, jakby się bardziej zastanowić to była jedna rzecz, za którą mógłbym dać im medal – więźniowie nie musieli nosić pomarańczowych i tych samych strojów, dzięki czemu wciąż mogłem zachować swój styl, mimo że byłem w kajdankach, co chyba najbardziej mnie…bolało. W przeszłości robiłem wiele głupot, nawet w tej niedalekiej i już nie raz nazywano mnie bandytą czy przestępcą, ale tym razem naprawdę się tak czułem. Byłem nim. Byłem przestępcą. 
 Zrezygnowany oparłem głowę o zimną ścianę i robiłem jedyną rzecz, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach.
Wspominałem. 
 Na początku dom i rodzinę, zanim wszystko się popieprzyło. Mimo, że moja mama stała się narkomanką, ćpunką, to wciąż pamiętam czasy, w których była kochaną mamą, rozpieszczającą swoje dzieci i męża. Biła mnie, wykorzystywała, ale wciąż pamiętam, kiedy na urodziny podarowała mi pluszaka – czerwone ferrari. Gdy dostałem to auto, już nie żyła, ale wiedziałem, że to od niej go dostałem, a wszystko za sprawą pluszaka. Dowiedziałem się, że już wtedy zaplanowała dla mnie prezent, jakim jest mój samochód, mój skarb, który przynajmniej mnie nie zrani. Pamiętam jej uśmiech, to jak graliśmy w chińczyka i zawsze przegrywałem… Ojciec za to nie był wtedy jeszcze głową samochodowego biznesu i spędzał z nami dużo czasu. W trójkę: ja, Damon i tata prawie codziennie graliśmy w piłkę nożną, żartowaliśmy i wszystko było w jak najlepszym porządku. 
 No i Damon, mój brat, który jest ze mną do teraz, kiedyś więcej się uśmiechał i się o mnie nie martwił, bo nie musiał – byłem grzeczny. Jemu życie też zepsułem, ale mimo to to wciąż przy mnie jest. Moja rodzina, z której została już tylko jedna, godna osoba… 
 Przez ostatni tydzień właśnie w takiej kolejności ich wspominałem, a na sam koniec zostawiałem Lott. Do teraz pamiętam jej minę, gdy wylała na mnie dwa drinki – cieszyła się przy tym jak dziecko, choć ukrywała przede mną to uczucie. Wiedziałem, że od razu po tym incydencie poleciała pochwalić się przyjaciołom, bo skompromitowała Aarona Scotta. 
Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu wydostała się pojedyncza łza, którą szybko otarłem. 
 Podskoczyłem lekko, kiedy drzwi od celi otworzyły się otworem. Przez chwilę myślałem, że mnie wypuszczają, że doszli do wniosku, że to nie ja zabiłem tę kobietę. Zawsze miałem taką nadzieję, kiedy otwierali i zawsze się zawodziłem, bo zawsze jak głupi w to wierzyłem. Jednak teraz było inaczej: powiedzieli, że mam gościa i przyjąłem to z radością. Gdzieś w środku chciałem nawet wierzyć, że to Lottie przyszła mnie odwiedzić. Jak bardzo chciałbym ją przytulić…tylko tyle – przytulić. 
 Gdy wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem ciemną czuprynę podobną do mojej, miałem ochotę krzyczeć ze szczęścia. Szybkim krokiem podszedłem do brata i pozwoliłem by mnie objął. Bardzo chciałem się do niego przytulić, nieważne jak dziwnie to brzmi, ale takiej możliwości też nie miałem przez trzymające mnie kajdanki. Może zachowywałem się jak mazgaj, ale naprawdę chciałem się rozpłakać, widząc Damona. Nie pragnąłem niczego innego, jak wrócić do domu. 
 - Damon – powiedziałem cicho. 
- Aaron – odwdzięczył się. - Przepraszam, że do tego doszło – powiedział, gdy już usiedliśmy. - Powinienem był cię bardziej pilnować, ja… 
- To nie jest twoja wina, bracie. Jedyną osobą, która wszystko spieprzyła jestem ja. Ale jedno musisz wiedzieć. Nie zabiłem jej. 
- Przecież wiem, że tego nie zrobiłeś. Nie mógłbyś. 
- Dziękuję, że mi wierzysz, ja…Co u Lottie? - zapytałem, zanim zdołałem się powstrzymać. 
- Wystarczy, że powiem jej w jakim więzieniu jesteś i cię odwiedzi, Aaron. Wiesz, że to najlepszy sposób, żeby… 
- Nie może tu przyjść. Nie mogę spieprzyć też jej życia. 
- Już spieprzyłeś i pieprzysz jeszcze bardziej, kiedy nie mówimy jej całej prawdy. Ona cię kocha, Aaron. Naprawdę. I może zrobiła głupstwo wierząc Victorii, ale obaj doskonale wiemy, jak ona działa. Gdybym jej nie znał, też bym pewnie uwierzył. Ale najważniejsze jest to, że Lottie już przejrzała na oczy i chce ci pomóc. Dzisiaj wszystko jej powiedziałem. O tobie, o sprawie, o wszystkim. 
- Jak zareagowała? 
- Przyrzekła na życie, że cię stąd wyciągnie. 
- Moja dziewczyna – uśmiechnąłem się smutno. 
- Wyciągniemy cię stąd, słyszysz? Znajdziemy dowody, które jasno i wyraźnie potwierdzą, że jesteś niewinny. 
- Dziękuję, że to robisz, Damon, podczas gdy mógłbyś kopnąć mnie w dupę i nigdy nie wracać. 
- Nie jestem ani mamą ani tatą – powiedział. - Ja cię nie zostawię. Jesteśmy braćmi. 
- Zawsze razem, co? - zaśmiałem się cicho. 
- Nie może być inaczej – uśmiechnął się. - Trzymaj się, Aaron – powiedział wstając, na co tylko skinąłem mu głową. 
Wiedziałem, że patrzył, jak prowadzili mnie z powrotem do celi i nienawidziłem się za to. Po raz kolejny przekonałem się, że jestem zdolny tylko i wyłącznie do psucia wszystkiego. 


 Aaron 
 Dzień przed rozprawą. 


 To już jutro. Już jutro wszystko się okaże i pozostaje mi jedynie wierzyć, że wszystko się ułoży. Nic innego mi nie zostało. 
 Leżałem na więziennym łóżku i wpatrywałem się w sufit, myśląc o jutrzejszym dniu. 
 Kto przyjdzie? Kto będzie o mnie walczył, a kto będzie chciał się zemścić i będzie po stronie: skazać? 
 Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tako bardzo się martwiłem. 
Chyba nigdy. 

*

 Byłem zaskoczony, gdy po przebudzeniu, drzwi celi zastałem otwarte. Wstałem bez zastanowienia i na drzwiach zobaczyłam wiadomość, która mówiła, że o godzinie 10:00 zacznie się rozprawa i mam czas, żeby się przygotować. Na początku poczułem się jak baba, ale chwilę później byłem im wdzięczny za taką możliwość. Pod wiadomością wisiał granatowy garnitur z białą koszulą, w którym też był jakiś liścik. 

 „Ja byłem za tym, żebyś szedł w dresie, ale Charlotte była nieugięta, jeśli chodzi o garnitur. Po prostu uparła się, żebyś go włożył. Ps. Wszystko będzie dobrze, bracie, 
Damon” 

Zaśmiałem się po przeczytaniu i jeszcze raz spojrzałem na garnitur, który wybrała Lottie. Rzadko chodziłem w garniturach, ale doskonale wiem, jak Charlotte reaguje na mnie, gdy mam na sobie tą część garderoby. Wprawdzie nie mam żadnej pewności, że się pojawi, ale zaryzykuję. No i choć zbytnio nie uśmiecha mi się to, że mogę zostać skazany, to muszę przyznać jej rację, że garnitur nadaje się dużo bardziej. 
Jak już zostać skazanym to z klasą, prawda? 
 Uśmiechnąłem się i zacząłem się ubierać. Gdy byłem gotowy udałem się do łazienki. Może nie grzeszyła czystością, ale nie pogardzę za trochę lustra, szczególnie biorąc pod uwagę, że pewnie wyglądam jak małpa, skoro nie goliłem się czternaście dni, a naprawdę nie chcę tak wyglądać na moim być albo nie być. 
 Szybko przekonałem się, że miałem rację co do tej małpy. Postanowiłem jednak nie golić się całkowicie – zostawiłem lekki zarost, który powodował, że wyglądałem pewniej i doroślej, co może wpłynąć na moją korzyść. 
 Wziąłem głęboki wdech i wróciłem do celi, gdzie czekał na mnie już policjant, choć do rozprawy były jeszcze dwie godziny. Spojrzałem na niego pytająco, ale nic nie powiedział. Zamiast tego wyprowadził mnie z więzienia i pierwszy raz od dwóch tygodni znalazłem się na dworze. Gdy ciepłe, letnie powietrze dotknęło mojej twarzy, chciałem położyć się na ziemi i wylegiwać się w słońcu. Niestety mój towarzysz, który mnie prowadził nie dał mi zbyt wiele czasu na nacieszenie się naturą, bo niemal od razu wpakował mnie do samochodu. 

 Po około dziewięćdziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce, gdzie weszliśmy do ogromnego budynku, który w rzeczy samej musiał być sądem. Gdy znalazłem się w środku, moje ciało pokryła lekka warstwa potu i z całej siły zapragnąłem ściągnąć z siebie ten garnitur. Kiedy doszliśmy do właściwego piętra, zobaczyłem Damona z jakimś mężczyzną, który najprawdopodobniej był moim prawnikiem. W ciągu sekundy policjant mnie puścił, a ja ruszyłem w kierunku brata, ale nagle zatrzymałem się gwałtownie, gdy za nimi zobaczyłem . Stałem w miejscu, jak psychopata i po prostu się na nią gapiłem. Nie widziałem ją od trzech miesięcy i … nie zmieniła się. Miała te same brązowe włosy, które sięgały do ramion i nawet z odległości paru metrów dostrzegłem kolor jej oczu, który stał się intensywniejszy, gdy tylko mnie zauważyła. Poczułem, że mój puls przyspieszył, a ciało płonęło. Powoli zacząłem iść w ich kierunku, ale tym razem moje kroki były naprawdę powolne. Skinąłem bratu na powitanie, ale na moje nieszczęście mnie zatrzymał, zanim jeszcze dotarłem do Lottie. 
 - Co to za nowy wygląd, Aaron? - zapytał z uśmiechem i wiedziałem, że miał na myśli zarost. - Wyglądasz tak poważnie.... – dodał z szacunkiem.
 Nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego go ominąłem i w ciągu kilku chwil znalazłem się tuż przed nią. Lekko przejechałem dłonią po jej policzku, a w chwili gdy moja skóra dotknęła jej skóry, zamknąłem oczy, delektując się tą chwilą. Pragnąłem ją pocałować, wziąć w ramiona, zrobić cokolwiek, lecz mimo tego, wciąż stałem przed nią i poza tym jednym razem, już jej nie dotknąłem, bo wróciły wspomnienia z parkingu. Cofnąłem się jak poparzony, mając przed oczami jej zranioną twarz i przypominając sobie wszystkie słowa, które do mnie powiedziała. Nie mogłem tak po prostu o tym zapomnieć. Zraniłem ją, ale ona zraniła mnie bardziej. Uwierzyła w tamto, więc czemu miałaby uwierzyć, że jestem niewinny? Ja…nie ufam jej i nienawidzę tego uczucia. 
 Co mnie opętało? Przez trzy cholerne, długie miesiące myślałem tylko o niej i  co by było gdyby, a zapomniałem o najważniejszym. Zapomniałem o powodzie, dlaczego nie byliśmy razem. Uwierzyła w popapraną wersję mojej przeszłości, nawet nie dając mi dojść do słowa. Jak mogłem przez tak długi czas myśleć tylko o niej i o tym, żeby jej nie zranić, podczas gdy powinienem skupić się tylko i wyłącznie na sobie? Jak mogłem? 
 - Aaron…? - zapytała niepewnie. 
Jej głos sprawił, że przeszła mnie gęsia skórka, ale nie z powodu pragnienia, czy seksualnego pożądania, nie. Z powodu złości. 
 - Prosimy na salę – powiedział przybyły ze mną policjant i z ulgą przyjąłem tę informację. 
Jestem pewny, że gdyby nie to, to powiedziałbym jej parę niemiłych rzeczy. Jak widać w więzieniu musiałem o niej myśleć ze względu na tęsknotę za wszystkimi ludźmi i musiałem przy tym zapomnieć o tym, co mi zrobiła. Nie jestem człowiekiem, który żywi urazę do kobiety, ale jeśli myśli, że o tym zapomnę, to chyba jeszcze mnie nie zna. Z ciężkim sercem wszedłem na salę i zająłem swoje miejsce, starając się nie patrzeć na Lottie. 
Jednak, gdy usłyszałem cztery słowa, spojrzałem prosto w jej oczy, przekazując wzrokiem całą nienawiść, jaką do niej czułem. 
 - Proszę wstać, sąd idzie. 
I zaczęło się piekło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz