sobota, 18 marca 2017

Rozdział dziewiąty - nie chcę litości.



Rozdział dziewiąty - nie chcę litości.


Lottie 

 - To ty nie chciałeś mnie więcej widzieć – wyszeptałam, idąc w jego stronę. 
Nieważne jak bardzo byłam zdezorientowana, to chciałam usłyszeć to, co ma mi do powiedzenia. Chciałam zobaczyć, to co chce mi pokazać. 
 - Mówię wiele rzeczy – odpowiedział. - Naprawdę wiele – zaśmiał się. - Ale nie wszystkie z nich są…. - potrząsnął głową, nie wiedząc co powiedzieć – dobre – dokończył. 
 Nim się zorientowałam stałam już tuż przed nim. Można powiedzieć, że byłam na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłby jeden ruch, a mógłby pogłaskać moje ramię. Jeden ruch, a mógłby mnie dotknąć. Ale zamiast tego, on po prostu tam stał i się we mnie wpatrywał z pulsującym mięśniem na szczęce. Westchnęłam i objęłam się ramionami, czekając na jakikolwiek jego ruch. Stałam w miejscu i wpatrywałam się w jego zielone oczy, które tym razem nie ukrywały uczuć. Dostrzegłam w nich ból, niezdecydowanie i wewnętrzną walkę, jakby nie wiedział czy postępuje słusznie. Jakby nie wiedział, czy lepiej będzie z powrotem mnie do siebie dopuścić, czy może mnie odepchnąć. 
 - Chodź ze mną – powiedział nagle, wyciągając do mnie dłoń. Wpatrywałam się to w niego, to w jego rękę i nie rozumiałam. 
 - Co? Dokąd? - zapytałam, czując, jak wdziera się we mnie panika. - Gdzieś, gdzie w spokoju będziemy mogli porozmawiać i gdzieś, gdzie nie pada – dodał, siląc się na uśmiech. 
Odwróciłam głowę, niepewna swojej decyzji. Chciałam z nim porozmawiać od naprawdę wielu dni, a teraz gdy mam na to okazję…nie wiem, co mam zrobić. Czuję, że nie powinnam w ciągu paru sekund dawać mu tego, o co poprosił. Słowa, które do mnie powiedział kilkanaście dni temu wciąż były świeże. Jednak z jakiegoś powodu…nie mogłam się po prostu odwrócić do niego plecami i odejść. Nie teraz, kiedy to może być nasza, moja ostatnia szansa, żeby chociaż w niewielkim stopniu go odzyskać. Nie wyobrażam sobie, że o wszystkim zapomnimy i po prostu ruszymy dalej, wymazując z naszego życia te parę popieprzonych miesięcy. Chciałabym chociaż, żeby….był obecny w moim życiu, nieważne w jaki sposób. Zadowoliłabym się nawet, gdyby stał się znajomym, z którym spotykałabym się raz na miesiąc. Wystarczyłoby mi to, bo wiedziałabym, że nie odszedł. Że ja nie odeszłam. 
 - Chyba nie powinnam…- powiedziałam, wciąż się wahając. 
- Po prostu – westchnął i przeczesał ręką włosy, co mimowolnie sprawiło, że moje usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu – mi zaufaj. 
Gdy tylko to powiedział, spojrzałam w jego oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział, że… Nie wiedziałam co o tym myśleć. - Zaufaj mi ten…ostatni raz – nie prosił, dawał mi wybór. 
Starał się brzmieć na opanowanego, spokojnego, ale cała postawa jego ciała wręcz krzyczała: wybieraj. Wiedziałam, że miałam dwie opcje, nawet jeśli nie powiedział mi tego wprost. Mogłam albo schować swoje zranione ego do kieszeni i z nim pójść albo odwrócić się na pięcie, odejść i pogodzić się z naszym końcem. Pokręciłam głową, sfrustrowana, że naprawdę mnie do tego zmuszał. Do dokonania wyboru. 
 - Dobrze – wyrzuciłam w końcu. - Prowadź. 
Na jego twarz wypłynął chłopięcy uśmiech, który na dobre pozbawił mnie zdrowego rozsądku. Złapał mnie za rękę i pognaliśmy w kierunku jego ferrari, które za każdym razem mnie oszałamiało. Choć widziałam i jechałam nim już dość sporo razy, to stanęłam jak wryta na jego widok. Aaron posłał mi zaniepokojone spojrzenie, ale nic nie mówił. Myślę, że w jakiś pokręcony sposób zrozumiał moją potrzebę gapienia się na jego wózek, który przywoływał wspomnienia. Wzięłam głęboki wdech i w końcu znalazłam się w środku, po raz kolejny zachwycając się wonią samochodu i Aarona w jednym. Dopiero gdy znalazłam się w środku, poczułam jak naprawdę było mi zimno. Moje ramiona pokryły się gęsią skórką, a z włosów leciały krople wody, wysyłając w dół mojego kręgosłupa nieprzyjemny dreszcz. Teraz, kiedy siedzę w czymś zamkniętym, dochodzi do mnie nasza głupota i to, że parę długich minut staliśmy w deszczu. Jeśli po tym wszystkim nie będę chora, to przeżyję szok. Wzdrygnęłam się, kiedy drzwi od strony kierowcy gwałtownie się otworzyły. Szybkim i zwinnym ruchem Aaron zerwał z siebie mokrą koszulkę, odsłaniając umięśniony brzuch, na którego widok zaschło mi w ustach. Dopiero po całym przedstawieniu usiadł i zapalił samochód, ale jeszcze nie ruszyliśmy. Paroma ruchami przeczesał włosy, pozbywając się z nich nadmiaru wody. Wspominałam, że było mi zimno? W takim razie chyba już mi przeszło, bo widok jego umięśnionego, mokrego ciała jest naprawdę….ogrzewający. 
 - Trzymaj – powiedział, wręczając mi koc, którym owinęłam się jak zahipnotyzowana. - Za kilka sekund powinno już zrobić się cieplej. Silnik pracuje na wielkich obrotach, więc ogrzewanie automatycznie… 
- Rozumiem – przerwałam mu, na co zaskoczony uniósł brwi w pytającym geście. - Gdybyś dalej opowiadał mi o tym, jak pracuje twoje auto, to prędzej czy później nie wiedziałabym nic – wyjaśniłam, na co się zaśmiał. 
Tak dawno nie słyszałam jego śmiechu, że uśmiech, który miałam na ustach, znikł. Wpatrywałam się w Aarona jak w obrazek, uświadamiając sobie, że ten facet robi ze mną niewyobrażalne rzeczy, nawet nie mając o tym pojęcia. 
 - Wszystko w porządku? - zapytał. 
- Tak, dziękuję – odparłam cicho. 
Dało się zauważyć, że pojawiła się trochę niezręczna atmosfera i wiszące między nami pożądanie. Wstrzymałam oddech, a Aaron odchrząknął. 
 - Pod twoimi nogami jest moja torba, w której znajdziesz coś, co możesz na siebie włożyć – powiedział nagle. 
- Nie potrzebuję… 
- Jesteś cała mokra, maleńka – kąciki jego ust wykrzywiły się w aroganckim uśmiechu, informując mnie, że jego uwaga miała niemały podtekst erotyczny. - Możesz wziąć jedną z moich koszulek. 
- Aaron naprawdę doceniam, ale… 
- Nie przeziębisz się, kiedy jestem z tobą, zrozumiano? Wyświadcz nam obojgu przysługę i po prostu się przebierz. 
Przewróciłam oczami i westchnęłam zrezygnowana, sięgając do torby, którą faktycznie miałam pod nogami. Wcześniej nawet jej nie zauważyłam. Przy otwieraniu torby, zauważyłam, że trzęsły mi się ręce. Myślę, że trochę denerwowałam się faktem, że będę musiała się przy nim rozebrać prawie do naga, skoro miałam się przebrać… Wzięłam głęboki wdech i wyjęłam białą koszulkę z krótkim rękawem, która znajdowała się na samej górze torby. Ostrożnie zerknęłam na Aarona, który szperał przy swoim sprzęcie. Korzystając z małej chwili prywatności, zaciągnęłam się koszulką i zapachem Aarona. Zadrżałam na myśl, że po tak długim czasie znowu będę miała na sobie jego koszulkę, którą parę godzin temu musiał mieć na sobie, zanim przebrał się w czarną. Uśmiechnęłam się pod nosem, wyprostowałam i znowu na niego spojrzałam. Tym razem jego oczy wpatrywały się w moje z tą samą intensywnością co kilka miesięcy temu. Nic się nie zmieniło. On ciągle coś do mnie czuje. Po chwili poczułam się skrępowana i spuściłam wzrok, wciąż trzymając w dłoniach białą koszulkę, którą miałam zamiar założyć. 
 - Mógłbyś…- szepnęłam cicho, przeklinając rumieńce na moich policzkach. 
- Lottie – zaśmiał się, kręcąc głową. - Widziałem cię nago, a ty wstydzisz się przy mnie przebrać? 
Jego uwaga sprawiła, że rumieńce przybrały intensywniejszy kolor i sięgały aż do linii dekoltu. Przełknęłam gulę w gardle, nie wiedząc co powiedzieć, czy zrobić. 
 - Przecież ci mówiłem – przejechał ręką wzdłuż mojego ramienia. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. - Nie musisz się wstydzić – szepnął, będąc coraz bardziej bliżej mnie. - Nie przede mną – to mówiąc chwycił za krawędź mojej mokrej bluzki i delikatnie ją ze mnie ściągnął. 
Jak doszliśmy do tego momentu, że niedawno krzyczeliśmy na siebie przed restauracją, a teraz siedzę w jego samochodzie w spodniach i biustonoszu z ognistymi rumieńcami na twarzy? Kątem oka dostrzegłam głębie jego oczu i to, że z całych sił powstrzymywał się przed tym, żeby mnie nie dotknąć czy pocałować. Walczył ze sobą tylko dlatego, żeby nie posunąć się za daleko. Gdyby nie to, że od pasa w górę byłam prawie naga to pewnie otworzyłabym szeroko oczy z zaskoczenia. 
 - Widzisz? - zapytał, pomagając mi ubrać jego koszulkę. - Nic złego się nie stało – uśmiechnął się. 
- Widzę – odpowiedziałam, ledwo słyszalnym szeptem. 
Pokręcił głową, ale jakby do siebie i w ciszy ruszyliśmy z miejsca. Nie miałam pojęcia dokąd jechaliśmy, dokąd mnie zabierał, co chciał mi pokazać, ale….ufałam mu. Wtuliłam się w siedzenie szybkiego samochodu i wsłuchałam w słowa piosenki, które doskonale odzwierciedlały to, co czułam. Uśmiechnęłam się pod nosem do piosenki Taylor Swift, która śpiewała o tym, że miłość do niego jest jak jazda nowym Maserati ślepą uliczką*1. 
*
 - Jesteśmy – usłyszałam tembr męskiego głosu, który nie pozostawiał mi wyboru i musiałam otworzyć oczy, chociaż wcale tego nie chciałam. Zaśmiałam się, gdy z głośników ferrari dobiegł mnie głos Pink i słowa jej piosenki. Używałam całej silnej woli, żeby nie zaśpiewać razem z nią słów piosenki, które brzmiały: Please, don't leave me… Aaron spojrzał na mnie niepewnie, jakby się zastanawiając, co wywołało we mnie najszczerszy uśmiech pod słońcem. Byłam nawet bliska tego, żeby odpowiedzieć mu na to niezadane pytanie, ale uprzedził mnie czymś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. 
 - Brakowało mi tego uśmiechu – wyznał szeptem, a moje serce automatycznie przyspieszyło. Waliło tak mocno, że bałam się, czy go nie usłyszy. Przełknęłam ślinę i już miałam coś odpowiedzieć, kiedy pokręcił głową, jakby sam nie mógł uwierzyć w to, że powiedział to na głos, po czym wyszedł z samochodu. Westchnęłam sfrustrowana, zdając sobie sprawę z tego, że jego wahania nastroju nie zmieniły się nic, a nic. Zsunęłam koc, okrywający moje ramiona i ostrożnie wyszłam z auta, lekko się przeciągając. Nie spodziewałam się, że pokona mnie zmęczenie i zasnę, ale jak widać….nie umiałam zapanować nad własnym ciałem i sprzecznymi sygnałami. Gdy w miarę wróciłam do rzeczywistości, moim oczom ukazało się znajome jezioro i ta sama zieleń, na widok której za każdym razem byłam bliska omdlenia. Nigdzie nie rosła tak zielona trawa. Byłam zdumiona tym, że po raz kolejny od naszego rozstania, Aaron przywiózł mnie właśnie tutaj. Nie rozumiem tylko, dlaczego właśnie tu. Niepewnie rozejrzałam się w poszukiwaniu Aarona i znalazłam go stojącego przy wejściu do domu. Zmarszczyłam brwi, nie mogąc nadążyć za tym mężczyzną, po czym powoli ruszyłam w jego kierunku. Delektowałam się każdym krokiem, który stawiałam na szmaragdowej trawie, której kolor był bardzo bliski koloru oczu Aarona. Uśmiechnęłam się lekko i stanęłam tuż za Scottem, zastanawiając się co powinnam powiedzieć, czy zrobić. I po paru sekundach wciąż tego nie wiedziałam. W końcu westchnęłam i zadałam najprostsze pytanie: 
- Dlaczego mnie tutaj przywiozłeś? - może chciałam zadać mu inne pytania, ale w tej chwili to wydawało się być najrozsądniejsze. Zobaczyłam, jak jego ramiona się spięły i zadrżał. Od razu zaczynałam żałować tego pytania i zapragnęłam je cofnąć, ale się odezwał. 
 - Wejdź do środka – to mówiąc zrobił krok naprzód, wchodząc do domu. Choć czułam się bardzo niepewnie. Bardzo, to poszłam w jego ślady. Godząc się na pokazanie mi czegoś, obiecałam mu, że go wysłucham, więc….nie mogę się wycofać i uciec w bezpieczne ściany mojego małego mieszkania, które dzielę z Val. Gdy tylko pomyślę o niej i o tym, co zrobiła, mam ochotę ukatrupić ją raz na zawsze. Ma szczęście, że nie jestem zabójczynią z zimną krwią. Odkąd wyszłam, a w zasadzie wybiegłam z tamtego baru, gdzie wszystkie się zaczęło, parę razy do mnie dzwoniła i zostawiła mnóstwo wiadomości, których, nie umiałam się zmusić do tego, aby je przeczytać. Nie mam pojęcia, czy ułożyła sobie w głowie plan przeproszenia mnie, ale jestem pewna i zdecydowana, że tym razem nie pójdzie jej tak łatwo. Doskonale wie, jak źle działa na mnie Nate, a mimo to postanowiła… 
 - Wszystko w porządku? - zapytał Aaron, wyrywając mnie z transu. Ostrożnie spojrzałam w jego oczy, które za każdym razem doprowadzały mnie do szaleństwa i zauważyłam, że to ja powinnam zadać mu to pytanie. Nie wydawał się być szczęśliwy z tego, że się tu znajdujemy. Wskazywała na to jego zrezygnowana postawa ciała i oczy przesiąknięte bólem. A najbardziej bolało mnie to, że nie potrafiłam dostrzec, co się stało, ani jak mogę mu pomóc. 
 - Ze mną w porządku – odpowiedziałam, wzdychając. - A z tobą? Poderwał głowę, gdy usłyszał moje pytanie. Wydawał się zaskoczony tym, że w ogóle go o to spytałam. Mogę się więc domyślać, że w przeszłości mało kiedy ktoś go o to pytał. Wcześniej pomyślałabym, że miał na pieńku tylko z uzależnioną matką, ale po tym, jak uderzył mnie jego ojciec, mam całkiem odmienne uczucia. Czego jeszcze mi nie mówi? 
 - Fantastycznie – odpowiedział. 
Nie uszło mojej uwadze to z jakim sarkazmem to powiedział. Postanowiłam jednak, że nie będę tego drążyć. 
 - Obiecałem ci coś pokazać – powtórzył swoje słowa, jakby żałując, że do tego doszło. - I to zrobię. Chodź – powiedział zdecydowanie, tym razem nie biorąc mnie za rękę. 
Właściwie nie zrobił niczego, co mówiłoby o jego uczuciach. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za zranionym chłopcem. 
 Znajdowałam się przed wejściem do jego dawnego pokoju. Do tego pokoju, do którego wtedy zabronił mi wchodzić. Do pokoju, w którym być może znajdę jakieś fragmenty jego przeszłości. Mogłam tam wejść. Jednak z jakiegoś powodu czułam się, jakbym była z kamienia. Wcześniej weszłabym tam bez wahania, ale przypomniały mi się słowa Damona, kiedy mówił, że on nie będzie tym, który opowie mi przeszłość swojego brata. Powiedział, że musi zrobić to Aaron. I...trzymam się tego. Dlatego też nie wiem, po co Aaron mnie tu przyprowadził. Co chce, żebym zrobiła? Albo może raczej powinnam zapytać: czego ode mnie oczekuje? Ze zmarszczonymi brwiami odwróciłam się twarzą do Aarona, wzrokiem zadając mu to pytanie. 
 - Wejdź tam – powiedział stanowczym tonem. 
- Nie zrobię tego tylko dlatego, bo chcesz mi coś udowodnić – westchnęłam. - Coś, co najwyraźniej zżera cię od środka. 
- Chciałaś tam wejść – przypomniał mi. - Chciałaś dowiedzieć się o mnie prawdy, więc teraz masz okazję. 
- Aaron, nie zrobię t…. 
- Wejdź do tego cholernego pokoju, Lottie! - krzyknął, oddychając ciężko. Wzdrygnęłam się słysząc jego zdesperowany i ostry głos. Zamknęłam oczy, nie wiedząc co zrobić. Ten facet mnie wykończy, powiedziałam do siebie w myślach. 
 - Zróbmy tak – ton jego głosu nieco się uspokoił. Ujął palcami mój podbródek, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. Tak zrobiłam. - Zejdę na dół, a ty zostaniesz tutaj i zdecydujesz co chcesz zrobić. Zdecydujesz, czy chcesz tam wejść, czy nie. Zgoda? Zmarszczyłam nos, przetwarzając jego propozycję. W końcu przytaknęłam, na co ku mojemu zdziwieniu, odetchnął. Pocałował mnie w czubek nosa, co kompletnie mnie rozbroiło, po czym zszedł na dół. Z groźnym wyrazem twarzy odwróciłam się w stronę tych drzwi. Oparłam się o przeciwną ścianę i skrzyżowałam ramiona na piersi. Miałam wrażenie, jakby ze mnie gardziły, wyśmiewały mnie. Nerwowo potarłam palcami skronie i doszłam do wniosku, że w tej chwili naprawdę przydałaby mi się rada taty, albo mamy. O ile dobrze pamiętam, mama zawsze była dobra w randkowaniu i tych sprawach… Niestety nie mogę poradzić się żadnej z tych osób, co jest cholernie frustrujące. Zaczęłam się też zastanawiać, co takiego jest w tym pokoju? I dlaczego Aaron niemal mnie zmusza, żebym tam weszła? Więc może powinnam? 
 - Niech cię diabli, Aaron – szepnęłam pod nosem i drżącymi dłońmi odchyliłam drzwi pokoju. 
Z początku nic nie widziałam, w końcu był już wieczór, jeśli nie noc. Straciłam rachubę czasu. Po paru minutach wreszcie znalazłam włącznik światła i niepewnie pstryknęłam, dostarczając pokojowi jasności. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to plakaty ze sportowymi samochodami. Między innymi był plakat z czerwonym ferrari, czarnym astonem martinem i wieloma innymi samochodami, których nie byłam w stanie rozpoznać. Najlepsze było to, że każdy plakat miał autograf napisany czarnym flamastrem. Nie wiem, ile Aaron miał wtedy lat, ale mogę się tylko domyślać, jak ważne muszą być dla niego samochody. Może kocha je za możliwość kontrolowania? Może za nienaturalną szybkość? W każdym razie, gdy tylko to zobaczyłam w moich oczach pojawiły się łzy. Siłą woli musiałam się powstrzymywać, żeby nie pozwolić im płynąć. Weszłam trochę głębiej i moją uwagę przyciągnęło małe zdjęcie wiszące nad drewnianym, zniszczonym biurkiem. Od razu rozpoznałam bujną, ciemną czuprynę włosów i nieziemskie zielone oczy, które wtedy nie były jeszcze aż tak zielone. Obok Aarona na zdjęciu znajdowała się śliczna dziewczyna i z pewnością była to Angelica. Uważnie się im przyjrzałam. Oboje wyglądali na zmęczonych życiem, ale na bardzo szczęśliwych. W tym momencie doszło do mnie, że nie mógłby jej uderzyć. Ale to zrobił – sam mi to powiedział. Dlaczego? Potrząsnęłam głową i już chciałam iść dalej, ale ponownie zerknęłam na biurko, nad którym wisiało zdjęcie. Gdy przyjrzałam się bliżej, dostrzegłam, że są na nim ślady paznokci, co według mnie mówiło o jednym. Aaron, mój Aaron był bity i zdaję mi się, że nie tylko przez matkę. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i mimowolnie sięgnęłam po znajdujący się na meblu dziennik. W mocno bijącym sercem otworzyłam na pierwszej lepszej stronie. I choć wiedziałam, że robiłam źle, to zaczęłam czytać. 

 ,,Znowu mnie uderzył. Znowu, znowu, znowu. Bolało. Tak bardzo, że do teraz płaczę i…nie mogę przestać. A ja tylko broniłem swojej mamy… Tata już po raz któryś ją wyzywał i…nie mogłem po prostu słuchać, więc… I potem mnie uderzył. Jeden raz. Drugi raz. Trzeci, czwarty… Kiedyś taki nie był, wiem to. Czasami jak mama płacze, ciągle to powtarza, jakby to była jej modlitwa. Nie wiem, co mam robić. Wiem, że mama walczy, ale widzę też, że brakuje jej sił i chyba robi coś, o czym mi nie mówi. Niekiedy widzę ją, jak bierze jakieś tabletki, takie śmieszne o różnych kolorach. Zachowuje się po nich tak, jakbym jej nie obchodził. A kiedy się to dzieje, to tata znowu mnie bije, bo mówi, że to moja wina. Dzisiaj powiedział mi, że nigdy nie powinienem był się urodzić. Ani żyć.” 

Zamknęłam dziennik z trzaskiem i rzuciłam na biurko, jakby mnie parzył. Dowiedziałam się więcej, niż bym chciała. Z moich oczu sączyły się łzy i nawet nie umiałam ich już powstrzymać. Z danych wynika, że Aaron napisał to w wieku może siedmiu lat. Aż skręca mi się żołądek gdy pomyślę, co musiał przejść, jako małe dziecko. Przycisnęłam rękę do piersi, bo czułam się tak, jakby bijące w niej serce miało zaraz wyskoczyć. Czułam niewyobrażalny ból, a przeczytałam tylko jeden wpis. Jeden wpis. Więc o czym będą kolejne? Domyślam się, że Aaron pisał go dosyć długo, biorąc pod uwagę jego stan i grubość. W takim razie jestem pewna, że kolejne wpisy będą pisane przez starszego już Aarona, który wiedział, co się działo. Jak mroczne to było? Jak? 
 Oddychałam nerwowo i płytko, wciąż nie mogąc przyswoić sobie tych informacji. Bez dalszego oglądania pokoju, wybiegłam z niego, trzaskając za sobą drzwiami. Wiem, że najprawdopodobniej w tym pokoju znajduje się jeszcze sporo rzeczy, które opowiedzą mi jego historię, ale nie przeczytam niczego więcej. Tylko on będzie mógł mi powiedzieć. Tylko on. 
 Nim się zorientowałam, byłam już na dole. Zastałam zamyślonego Aarona siedzącego na kanapie. Jakby wychwytując moją obecność, podniósł na mnie oczy. Na początku był zszokowany, zapewne przez moją zapłakaną twarzą i trzęsące się dłonie, ale po chwili na jego twarz wypłynęło zrozumienie. Wstał z kanapy i zachęcająco rozłożył ramiona, chociaż to ja powinnam go przytulić. Mimo wszystko skorzystałam z zaproszenia. Rzuciłam się w jego ramiona z taką siłą, że bałam się, że się przewrócimy. Na szczęście Aaron całkowicie panował nad sytuacją i bardzo mocno mnie trzymał, jakby nie chciał pozwolić mi odejść nigdy więcej. Położyłam głowię w zagłębieniu jego szyi i najnormalniej w świecie zaczęłam go wdychać. Być może ktoś uznałby mnie za wariatkę, ale jego zapach dział na mnie uspokajająco i po chwili łzy przestały płynąć. - Nie chcę twojej litości – uprzedził mnie, zanim zdążyłam coś powiedzieć. - Nie wiem, jak dużo przeczytałaś, ale jakiekolwiek fragmenty to były, nie chcę twojej litości. Ani twojej ani nikogo innego. 
- Przeczytałam tylko jeden wpis, Aaron – szepnęłam, wciąż w niego wtulona. Pewnie gdybym patrzyła na jego twarz, to w oczach dostrzegłabym czyste zaskoczenie. 
- Jeden? - zapytał zdezorientowany. - Miałaś przed sobą moją całą, popieprzoną przeszłość, a przeczytałaś jeden wpis? Dlaczego? 
- Bo….- zaczęłam niepewnie – wiem, że jeśli będziesz chciał powiedzieć mi resztę to to zrobisz. Nie będę poznawać twojej przeszłości z dziennika. 
- Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo niesamowita jesteś? 
- To ty jesteś niesamowity i pomogę ci w to uwierzyć. Obiecuję, że w końcu przestaniesz żyć przeszłością i dostrzeżesz jak bardzo wyjątkowy jesteś – powiedziałam bezgłośnie, prawie nie ruszając ustami. Właśnie złożyłam mu obietnicę, której nie mógł usłyszeć i jeśli nie zdołam jej dotrzymać, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
*********
*1 - Taylor Swift Red

sobota, 4 marca 2017

SPACJAMIŁOŚĆ --------Rozdział ósmy - decyzja.




Rozdział ósmy - decyzja. 


Lottie 
parę dni później…. 

 - Nie rozumiem w jaki sposób umawianie się na randki z przypadkowymi kolesiami ma mi pomóc odzyskać Aarona – spojrzałam na Valerie, która przyglądała mi się z zacięta miną, dokańczając mój makijaż. 
- Nie możesz do niego pójść w zbroi i z mieczem, i oczekiwać, że od razu ci wybaczy. To nie bajka, a Aaron nie jest księciem – odpowiedziała, na co przewróciłam oczami. 
Muszę przyznać, że jeszcze dwa dni temu byłam w rozsypce, ale kiedy postanowiłam, że będę walczyć….coś się zmieniło. 
Czuję, jakbym od bardzo dawna wreszcie miała jakiś cel, który musi zostać zrealizowany. Porażka nie wchodzi w grę. Odzyskam go. 
 - I co to ma wspólnego z randkami? - zapytałam, krzywiąc się po raz kolejny, gdy Valerie mi o tym powiedziała. 
Ni stąd ni zowąd weszła do mojego pokoju i powiedziała, że umówi mnie z facetami, bo to mi pomoże w rzekomej walce. Dnie i noce zastanawiam się, jak właściwie miałoby mi to pomóc. Jak już, to zaszkodzić. 
 - To nie jest dobry pomysł…- zaczynam wątpić. - Już wystarczająco go zraniłam, a jeśli… 
- Charlotte – przerwała mi stanowczo, przerywając malowanie moich oczu. - Aaron musi przejrzeć na oczy, że robi błąd, odrzucając cię. Zanim zaczniesz o niego walczyć, musimy się upewnić, że jego uczucia do ciebie są tak silne, jak przedtem. Jak lepiej chcesz to sprawdzić, nie wzbudzając w nim zazdrości? - choć w końcu przedstawiła mi swój plan, to wciąż nie byłam przekonana. 
Zazdrość to nic fajnego i doskonale o tym wiem. Val nie ma pojęcia, jak się czuję, gdy myślę, co Aaron może teraz robić z innymi dziewczynami. Wcześniej jasno i wyraźnie dał mi do zrozumienia, że chce żyć jak dawniej, a co się do tego wliczało? Jednonocne przygody, których nienawidziłam jak diabli. Za każdym razem, gdy tylko wyobrażałam sobie kogoś innego u jego boku, to automatycznie ogarniały mnie mdłości. Właśnie dlatego twierdzę, że poruszanie zazdrości to nie jest dobra taktyka – i to powiedziałam też przyjaciółce na co tylko się zaśmiała i pokręciła głową, nie biorąc na poważnie moich obaw. Wzięłam głęboki wdech i w spokoju pozwoliłam jej dalej pracować. Nagle w moim wnętrzu zrodziły się nowe obawy, znacznie poważniejsze od tych, jak zraniony poczuje się młodszy ze Scottów. 
 - A co, jeśli to będzie jakiś menel? - zapytałam poważnie. - Albo….dosypie mi do drinka jakieś narkotyki? Pigułkę gwałtu? - zaczynałam robić się naprawdę nerwowa. 
Nie lubiłam chodzić na randki. A szczególnie na randki, które organizowała mi Valerie. Mimo, że jest moją najlepszą przyjaciółką, to jakoś nie mogę zaufać jej w kwestii chłopaków. 
 - Dokładnie go sprawdziłam, okej? Jest w porządku i doskonale wie, jaka jest jego rola. Ma tylko sprawić, że Pan Obrażam się o Wszystko stanie się zazdrosny i przywali mu w buźkę. Zachłysnęłam się powietrzem, słysząc jej odpowiedź. 
 - Co? - poczułam, jak moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki. 
- Wyluzuj, Lottie – zaśmiała się. - Mam wszystko pod kontrolą. Po prostu zdaj się na mnie, dobra? 
- Mhm – odparłam, wiedząc, że wieczór nie będzie należał do przyjemnych. 
Patrzyłam w lustro i miałam ogromną ochotę ją zabić. Wyglądałam jak dziwka. Jak jedna, wielka dziwka, która ściągnie majtki przed pierwszym, lepszym kolesiem. Zmrużyłam oczy, powstrzymując się przed dokonaniem morderstwa na własnej przyjaciółce. Jestem pewna, że już nigdy nie zaufam jej w kwestii ubioru i makijażu. Po moim trupie. Zmusiła mnie do ubrania, krótkiej, czarnej sukienki, która, jeśli podwinie się chociażby o centymetr to odsłoni moją pupę. Mało tego była za obcisła. Wyglądało to tak, jakby moje piersi w każdej możliwej chwili miały wyskoczyć. Nie pragnęłam niczego innego, jak tylko się zakryć. A gdy patrzyłam na swoją twarz, to miałam ochotę płakać. Miałam na sobie zdecydowanie za dużo….wszystkiego. Valerie robiąc mi czarno-czerwony, mroczny i seksowny makijaż przyćmiła to, co lubię w sobie najbardziej. Sprawiła, że wyglądałam, jak panienka do towarzystwa. Jak lalunia z ogromem tapety na twarzy. Mimowolnie musiałam się skrzywić. Kobieta, która stoi przede mną to…nie jestem ja. I na pewno tak nie wyjdę. Spojrzałam na drzwi łazienki, wiedząc, że czekała za nimi Val. Mimo wszystko zamknęłam się od środka i zaczęłam wszystko zmywać. Nie ma szans, żebym wyszła tak ubrana i pomalowana do ludzi. Niezależnie od tego, czy chcę wzbudzić zazdrość w Aaronie, czy nie. Koniec kropka. 
Zużyłam chyba dwadzieścia wacików, żeby zmyć z siebie tony makijażu, jakie nałożyła na mnie przyjaciółka. Gdy w końcu się tego pozbyłam, zrobiłam makijaż, który był bardziej w….moim stylu. Naturalny. Posmarowałam twarz kremem nawilżającym, nałożyłam delikatną warstwę podkładu i lekko podkreśliłam długie rzęsy. Jedynie usta pomalowałam bardziej odważnym, czerwonym błyszczkiem. Dzięki temu wyglądałam ładnie, seksownie, ale nie jak dziwka. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, ale zaraz spoważniałam, gdy zorientowałam się, że ciągle mam na sobie tę straszną sukienkę. Szybkimi, zgrabnymi ruchami pozbyłam się jej ze swojego ciała, zostając w samej czarnej, koronkowej bieliźnie. Odetchnęłam i niepewnie wyszłam z łazienki. 
 Gdy tylko Valerie zobaczyła to, co zrobiłam z jej pracą, wydała przerażony okrzyk, typu: ,,coś ty zrobiła?!”. Zignorowałam ją i udałam się do swojego pokoju, gdzie postanowiłam założyć czerwoną, dopasowaną sukienkę, która miała idealną długość – trochę powyżej kolan. Specjalnie wybrałam właśnie ją, bo wcześniej została użyta do podobnych celów. Właśnie w niej tańczyłam uwodzicielsko na imprezie Scotta, chcąc go uwieść. Wiedziałam, że nie tylko dla mnie miała symboliczne znaczenie, ale dla Aarona też. Nie do końca wiem, jak Val to wszystko sobie wyobraża. Przecież nie zacznę się z tym gościem obściskiwać. Idę tylko porozmawiać – nic więcej. Jeśli Valerie myśli, że dojdzie chociażby do niewinnego pocałunku, to się grubo myli. Jestem Aarona. Należę do niego. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie i wróciłam do salonu, gdzie czekała na mnie rozzłoszczona przyjaciółka. Jestem pewna, że gdyby wzrok mógł zabijać, to w tym momencie byłabym martwa. 
 - Teraz już na pewno nic z tego nie wyjdzie – oznajmiła, przez co spojrzałam na nią, jak na kompletną kretynkę. 
- Nie muszę wyglądać jak dziwka, żeby Aaron mnie zauważył, wiesz? Wystarczyłoby, gdybym poszła w szlafroku a i tak by mnie wypatrzył. A wiesz dlaczego? Bo on nienawidzi gdy jestem z innym facetem. Nie dba o to, co mam na sobie, jaki mam makijaż. Wystarczy mu sama wiedza, że będę z kimś innym, żeby zrobić zadymę, Val. 
Wiedziałam, że moje słowa do niej dotarły, bo wyglądała, jakby ktoś właśnie zrzucił ją ze skarpy. 
 - To chodźmy. 
Bar. Ulubiony bar Aarona. Spięłam się niezauważalnie, gdy razem z Valerie weszłyśmy do środka. Zastanawiałam się skąd wiedziała, że on tam będzie właśnie dzisiaj i o tej porze. Gdy tylko przekroczyłyśmy próg pomieszczenia, w okolicach karku poczułam przyjemne mrowienie, świadczące o tym, że na pewno tu był. Nawet nie musiałam go szukać, bo gdy tylko podniosłam wzrok, napotkałam jego zielone, intensywne oczy, wpatrujące się w moje z dziką żądzą i pożądaniem. Zdając sobie sprawę z jego reakcji na mnie, gwałtownie zaczęłam wykręcać palce, przez co jego usta wykrzywiły się w aroganckim uśmieszku. Dupek. Miał na sobie znoszone dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawem, która świetnie opinała jego bicepsy. Włosy miał rozczochrane, jakby dopiero wstał z łóżka. Przełknęłam ślinę, chcąc nie myśleć z kim wtedy był. 
 - Oddychaj, Lottie – szepnęła Val. 
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech. 
 Będzie dobrze – powtarzałam sobie. Będzie dobrze. 
 - Nie mogę tego zrobić – powiedziałam nagle, zatrzymując się w pół kroku, przez co przyjaciółka na mnie wpadła, lekko mnie popychając. Sprawiło to to, że straciłam równowagę i pozbawiona kontroli grawitacji leciałam do przodu, wiedząc, że na pewno upadnę. Święta matko… 
Wstrzymałam oddech, gdy natrafiłam na męski tors, który powstrzymał mnie przed kompromitującym upadkiem. Przełknęłam ślinę i ostrożnie spojrzałam w ciemne, znane mi już, oczy. Jak trafiona piorunem odsunęłam się od niego z taką siłą, że ponownie zaczęłam się bać upadku. Nerwowa wygładziłam czerwoną sukienkę, poprawiłam włosy i spojrzałam na niego krzywo. Gdy tylko go widziałam, wracało do mnie wszystko to, co straciłam. Kogo przez niego straciłam. Z trudem powstrzymałam histeryczny śmiech i skrzyżowałam ręce na piersi. Nie mogłam uwierzyć w to, że Valerie zrobiła powtórkę z rozrywki, znowu zapraszając Nate'a. Zabiję ją. Naprawdę. Naprawdę to zrobię. Jeśli ktoś mnie zaraz nie… 
 - Lottie, opanuj się – błagała mnie przyjaciółka. 
Gdy tylko usłyszałam jej głos, wściekła odwróciłam się w jej kierunku. 
 - Coś ty sobie wyobrażała?! - syknęłam. - Jak śmiałaś ponownie go… 
- Słuchaj – westchnęła zniecierpliwiona. - Wiem, że go nie lubisz, ja też za nim nie przepadam. Ale jeśli Aaron cię z nim zobaczy to jestem pewna, że straci nad sobą panowanie. 
- Nie zrobię tego, rozumiesz? Nie z nim! - wskazałam ręką na niechcianego gościa. A raczej na moją niedoszłą randkę. Prychnęłam i udałam się w kierunku barku, kompletnie nie przejmując się nawoływaniem mojej przyjaciółki. Przez chwilę myślałam, że jej plan jest dobry i że może się udać. Zaufałam jej, a ona tak okropnie to wykorzystała. W tym momencie jestem pewna, że wolałabym się umówić z kimkolwiek innym, byle nie z nim. Nate jest….częściowo odpowiedzialny za to, co przytrafiło się mnie i Aaronowi. Gdyby nie naopowiadał mi tych wszystkich głupot, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Przygryzłam dolną wargę, chcąc powstrzymać paraliżujący moje gardło szloch. Nie chciałam znowu płakać. Oparłam ręce na ladzie, powstrzymując się przed osunięciem się na podłogę. Nie chciałam dawać tym ludziom dodatkowej rozrywki. Właśnie miałam zamówić drinka, który dałby mi porządnego kopa, gdy nagle w dole brzucha i w okolicach karku poczułam znajome mrowienie. Miałam tak zawsze, gdy na mnie patrzył. Przed chwilą z trudem oddychałam, a teraz nie umiałam nadążyć za moim organizmem. Mało tego, wiedziałam, że idzie w moim kierunku. Nie pytajcie jak, bo sama tego nie wiem. Wprawdzie parę razy myślałam, że mogłabym być medium, ale szybko mi przeszło. W jednej chwili jakby wszystko się zatrzymało, po czym wróciło ze zdwojoną siłą. Dłonie mi się pociły, oczy miałam szeroko otwarte, a policzki pokryte były ognistą czerwienią. 
 - Nie spodziewałem się ciebie tutaj – odezwał się. 
Drgnęłam na brzmienie jego seksownego, uwodzicielskiego głosu, który poruszał wszystkie zakończenia nerwowe w moim wnętrzu. Choć chciałam mu odpowiedzieć, to postanowiłam go zignorować i zawołałam barmana. Mimo tego, że starałam się nie patrzeć w kierunku Aarona, to kątem oka dostrzegłam zdezorientowanie na jego twarzy. Westchnęłam cicho i zamówiłam czystą whisky. 
 - Lottie – powiedział, jakby ostrzegawczo, opiekuńczo, co dziwne, bo przed paroma sekundami był przesiąknięty egoizmem. - Wszystko gra? Coś się stało? 
- Ty – odparłam natychmiastowo, nie zastanawiając się nad odpowiedzią. 
- Ja? - zapytał zaskoczony, kompletnie nie wiedząc o co mi chodzi. Mózg podpowiadał mi, że powinnam milczeć i uciekać w przeciwną stronę, ale byłam tak zraniona tym wszystkim, co ostatnimi czasy stało się w moim życiu, że zepchnęłam na bok moją rozsądną stronę. 
 - Ty, Valerie i cała reszta – dopowiedziałam. 
- Myślę, że lepiej będzie, jak wrócisz do domu – wyznał chropowatym głosem, od którego przeszła mnie gęsia skórka. 
- Znowu chcesz mnie odepchnąć? - zapytałam odwracając się w jego stronę. Mój gwałtowny ruch sprawił, że staliśmy bardzo blisko siebie. Może nawet zbyt blisko. Nie wiem, co spowodowało, że nagle stałam się taka odważna, bez jednego kieliszka alkoholu. Może wreszcie zrozumiałam, że będąc dalej tą szarą myszką nic cie zyskam? 
- Myślisz, że tego nie widzę, że mam to gdzieś – kontynuowałam, wytrzymując jego palące spojrzenie. - Myślisz, że mam to wszystko gdzieś, bo już cię nie kocham – wzięłam drżący wdech. - Ale się mylisz, Aaron. Wiem, że nie jesteś głupi, więc czemu tego nie dostrzegasz? - zatrzymałam się na chwilę, zdając sobie sprawę, że bez alkoholu nie dam rady dalej mówić. Zerknęłam na szklaneczkę whisky i jednym haustem wypiłam do dna, pozwalając, by ostra substancja rozlała się w moim żołądku i rozpaliła gardło. - Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, jak bardzo żałuję swojej decyzji, którą podjęłam ponad trzy miesiące temu? Bo wiesz co? Byłam głupia. Byłam idiotką. Wiesz, dlaczego? - spojrzałam mu w oczy, które pałały czystą furią. - Nie ze względu na słowa Victorii – zaśmiałam się bez cienia humoru. - Bałam się. Bałam się, że w końcu się mną znudzisz i mnie odepchniesz tak, jak robisz to teraz. Bałam się tego, co do ciebie czuję. Bałam się miłości – wyznałam ze wstydem. - Powiedziałeś mi, że nigdy nie powinieneś był się we mnie zakochać – przypominam z wielkim trudem, bo czuję jak łzy chcą wydostać się na zewnątrz. - I przyznaję ci rację. Może gdybyś nigdy mnie nie spotkał, to wciąż żyłbyś pełnią życia. Nie przeszkadzałaby ci głupia brunetka, która na każdym kroku robi jakiś dramat. Miałbyś przy sobie dziewczyny, które nie oczekiwałyby niczego więcej, prócz jednej nocy pełnej przygód – zmęczona podniosłam na niego wzrok, przygotowując się na ostatnie słowa, które chciałam mu powiedzieć. - Przepraszam, że na ciebie naciskałam – zaczęłam, kładąc dłoń na jego torsie i przełykając ślinę. - Przepraszam, że byłam taka głupia – po moim policzku spłynęła samotna łza. - I przepraszam, że nie mogłam być taką dziewczyną, jakiej pragnąłeś – gdy skończyłam mówić, stanęłam na palcach i korzystając z przypływu odwagi, złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który mimo wszystko był namiętny. Wsunęłam w jego usta język, starając się zapamiętać każdą możliwą sekundę z tego doznania. Wkładałam w ten pocałunek wszystkie uczucia, które do niego czułam. Wszystkie emocje. Żal, miłość, tęsknotę. Pożegnanie….kolejne łzy wymknęły się z moich oczu, przez co przerwałam pocałunek. Skoro już nigdy nie mieliśmy być ze sobą, to chociaż chciałam się z nim pożegnać tak, jak oboje na to zasługiwaliśmy. Uśmiechnęłam się przez łzy i szeptem powiedziałam: 
- Obyś kiedyś otworzył się na miłość, Aaronie – to mówiąc, skierowałam się w stronę wyjścia z baru. 
Na początku używałam całej samokontroli, żeby iść godnie i powoli, ale koniec końców nie wytrzymałam. Kilka metrów przed wyjściem, zmusiłam swoje nogi do szybkiego marszu, w końcu wybiegając z lokalu. 
 Biegłam. Mój oddech był urywany, a świat dookoła rozmyty. Wiedziałam, że nie oddaliłam się zbytnio od baru, ale nie mogłam poruszać się dalej…. Łkając, upadłam na kolana, pogrążając się w rozpaczy. Zaśmiałam się przez łzy, przypominając sobie plan Valerie. Miało być fajnie. Miałyśmy sprowokować Aarona do jakieś reakcji. Potańczyć, zabawić się, a wyszło beznadziejnie. Przynajmniej….pożegnałam Aarona tak jak tego chciałam. Przynajmniej nie będę żałować tego, że go nie pocałowałam. Jestem świadoma tego, że to ja wszystko spieprzyłam. 
 Jestem świadoma tego, że to ja musiałam to wszystko zakończyć. Wzięłam parę głębokich wdechów, starając się uspokoić oddech. 
 - Lottie! - drgnęłam i niepewnie wstałam z kolan, spoglądając w stronę Aarona idącego w moim kierunku. 
Miałam zamiar się zaśmiać, gdy zaczął padać deszcz, jak w jakimś dramacie od siedmiu boleści. Typowa fabuła: zraniona dziewczyna ucieka od ukochanego, on ją goni i potem całują się w deszczu, zapominając o wszelkich problemach. Gdyby tylko to było takie proste… 
 - Zostaw mnie, Aaron – szepnęłam żałośnie, bo…. 
Bo nie chciałam, żeby za mną pobiegł. Nie chciałam. 
 - Nie! - krzyknął z tyloma emocjami na twarzy, że nie umiałam nadążyć. - Nie możesz mówić mi takich rzeczy, a potem odchodząc w stylu, w jakim to zrobiłaś! To nie pieprzony melodramat! Nie będę cię gonił za każdym razem! 
- Wcale nie chcę, żebyś mnie gonił, do cholery! - odkrzykuję. - Chcę, żebyś miał swoje życie! Takie, jakie miałeś zanim wparowałam do twojego życia! Nie widzisz tego? Idź! Żyj! 
- Chcesz tego?! - spytał. - Naprawdę chcesz, żebym żył i już nigdy nie odwracał się wstecz? Nie patrzył na ciebie? Chcesz? 
Nie było mi łatwo myśleć w tej chwili racjonalnie. Zdrowy rozsądek przyćmiewał ból i jego uderzający seksapil. Padało już naprawdę mocno. Jego koszulka przykleiła się do jego ciała, sprawiając, że mięśnie brzucha były widoczne jak na dłoni. Jego mokre włosy przysłaniały mu oczy i przyklejały się do twarzy, która… Przygryzłam wnętrze policzka. Boże, jak ja go kocham. Czy jest to możliwe? Obdarzyć kogoś tak wielką miłością w tak krótkim czasie? 
 - Odpowiedz mi, Lottie – zażądał spokojnie. 
Milczałam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nawet jeśli już dawno znałam odpowiedź na to pytanie. Oczywiście, że nie chciałam, żeby zostawił mnie za sobą. Tylko….co będzie, jeśli mu to wyznam? 
 - Nie okłamuj mnie, Lott – poprosił, robiąc parę kroków w moją stronę. Łzy mieszały się z deszczem. Nie wiedziałam już co było czym. - Tym razem bądź ze mną szczera. Powiedz mi, czy tego właśnie chcesz? 
- Nie, Aaron – wyrzuciłam w końcu, a jego ramiona jakby opadły z ulgi. 
- Odpycham cię, bo… – westchnął – bo czuję, że tylko to mogę robić… 
- Więc rób to dalej – mówię prawie bezgłośnie. 
- Co? 
- To, że nie chcę, żebyś o mnie zapomniał, nie znaczy, że nie powinieneś tego zrobić. Może….to jedyne wyjście…. 
- Chodź do mnie. Coś ci pokażę. 
Przygryzłam wargę, niepewna tego, jak powinnam postąpić. 
 - Proszę, Lottie. 
Wzięłam głęboki wdech i powolnym krokiem skierowałam się w stronę oddalonego ode mnie o pięć metrów wspaniałego mężczyzny. Nawet z tej odległości umiałam dostrzec intensywność jego szmaragdowych oczu. 
 - Chcę ci tylko…coś pokazać – powtórzył. - Potem podejmiesz decyzję, zgoda? 
- Decyzję? - zapytałam, nie rozumiejąc. Pokiwał głową. 
 - Decyzję, czy raz na zawsze chcesz wyrzucić mnie ze swojego życia.