Rozdział ósmy - decyzja.
Lottie
parę dni później….
- Nie rozumiem w jaki sposób umawianie się na randki z przypadkowymi kolesiami ma mi pomóc odzyskać Aarona – spojrzałam na Valerie, która przyglądała mi się z zacięta miną, dokańczając mój makijaż.
- Nie możesz do niego pójść w zbroi i z mieczem, i oczekiwać, że od razu ci wybaczy. To nie bajka, a Aaron nie jest księciem – odpowiedziała, na co przewróciłam oczami.
Muszę przyznać, że jeszcze dwa dni temu byłam w rozsypce, ale kiedy postanowiłam, że będę walczyć….coś się zmieniło.
Czuję, jakbym od bardzo dawna wreszcie miała jakiś cel, który musi zostać zrealizowany. Porażka nie wchodzi w grę. Odzyskam go.
- I co to ma wspólnego z randkami? - zapytałam, krzywiąc się po raz kolejny, gdy Valerie mi o tym powiedziała.
Ni stąd ni zowąd weszła do mojego pokoju i powiedziała, że umówi mnie z facetami, bo to mi pomoże w rzekomej walce. Dnie i noce zastanawiam się, jak właściwie miałoby mi to pomóc. Jak już, to zaszkodzić.
- To nie jest dobry pomysł…- zaczynam wątpić. - Już wystarczająco go zraniłam, a jeśli…
- Charlotte – przerwała mi stanowczo, przerywając malowanie moich oczu. - Aaron musi przejrzeć na oczy, że robi błąd, odrzucając cię. Zanim zaczniesz o niego walczyć, musimy się upewnić, że jego uczucia do ciebie są tak silne, jak przedtem. Jak lepiej chcesz to sprawdzić, nie wzbudzając w nim zazdrości? - choć w końcu przedstawiła mi swój plan, to wciąż nie byłam przekonana.
Zazdrość to nic fajnego i doskonale o tym wiem. Val nie ma pojęcia, jak się czuję, gdy myślę, co Aaron może teraz robić z innymi dziewczynami. Wcześniej jasno i wyraźnie dał mi do zrozumienia, że chce żyć jak dawniej, a co się do tego wliczało? Jednonocne przygody, których nienawidziłam jak diabli. Za każdym razem, gdy tylko wyobrażałam sobie kogoś innego u jego boku, to automatycznie ogarniały mnie mdłości. Właśnie dlatego twierdzę, że poruszanie zazdrości to nie jest dobra taktyka – i to powiedziałam też przyjaciółce na co tylko się zaśmiała i pokręciła głową, nie biorąc na poważnie moich obaw. Wzięłam głęboki wdech i w spokoju pozwoliłam jej dalej pracować. Nagle w moim wnętrzu zrodziły się nowe obawy, znacznie poważniejsze od tych, jak zraniony poczuje się młodszy ze Scottów.
- A co, jeśli to będzie jakiś menel? - zapytałam poważnie. - Albo….dosypie mi do drinka jakieś narkotyki? Pigułkę gwałtu? - zaczynałam robić się naprawdę nerwowa.
Nie lubiłam chodzić na randki. A szczególnie na randki, które organizowała mi Valerie. Mimo, że jest moją najlepszą przyjaciółką, to jakoś nie mogę zaufać jej w kwestii chłopaków.
- Dokładnie go sprawdziłam, okej? Jest w porządku i doskonale wie, jaka jest jego rola. Ma tylko sprawić, że Pan Obrażam się o Wszystko stanie się zazdrosny i przywali mu w buźkę. Zachłysnęłam się powietrzem, słysząc jej odpowiedź.
- Co? - poczułam, jak moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Wyluzuj, Lottie – zaśmiała się. - Mam wszystko pod kontrolą. Po prostu zdaj się na mnie, dobra?
- Mhm – odparłam, wiedząc, że wieczór nie będzie należał do przyjemnych.
*
Patrzyłam w lustro i miałam ogromną ochotę ją zabić.
Wyglądałam jak dziwka. Jak jedna, wielka dziwka, która ściągnie majtki przed pierwszym, lepszym kolesiem. Zmrużyłam oczy, powstrzymując się przed dokonaniem morderstwa na własnej przyjaciółce. Jestem pewna, że już nigdy nie zaufam jej w kwestii ubioru i makijażu. Po moim trupie.
Zmusiła mnie do ubrania, krótkiej, czarnej sukienki, która, jeśli podwinie się chociażby o centymetr to odsłoni moją pupę. Mało tego była za obcisła. Wyglądało to tak, jakby moje piersi w każdej możliwej chwili miały wyskoczyć. Nie pragnęłam niczego innego, jak tylko się zakryć.
A gdy patrzyłam na swoją twarz, to miałam ochotę płakać. Miałam na sobie zdecydowanie za dużo….wszystkiego. Valerie robiąc mi czarno-czerwony, mroczny i seksowny makijaż przyćmiła to, co lubię w sobie najbardziej. Sprawiła, że wyglądałam, jak panienka do towarzystwa. Jak lalunia z ogromem tapety na twarzy. Mimowolnie musiałam się skrzywić. Kobieta, która stoi przede mną to…nie jestem ja. I na pewno tak nie wyjdę. Spojrzałam na drzwi łazienki, wiedząc, że czekała za nimi Val. Mimo wszystko zamknęłam się od środka i zaczęłam wszystko zmywać. Nie ma szans, żebym wyszła tak ubrana i pomalowana do ludzi. Niezależnie od tego, czy chcę wzbudzić zazdrość w Aaronie, czy nie. Koniec kropka. Zużyłam chyba dwadzieścia wacików, żeby zmyć z siebie tony makijażu, jakie nałożyła na mnie przyjaciółka. Gdy w końcu się tego pozbyłam, zrobiłam makijaż, który był bardziej w….moim stylu. Naturalny. Posmarowałam twarz kremem nawilżającym, nałożyłam delikatną warstwę podkładu i lekko podkreśliłam długie rzęsy. Jedynie usta pomalowałam bardziej odważnym, czerwonym błyszczkiem. Dzięki temu wyglądałam ładnie, seksownie, ale nie jak dziwka. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, ale zaraz spoważniałam, gdy zorientowałam się, że ciągle mam na sobie tę straszną sukienkę. Szybkimi, zgrabnymi ruchami pozbyłam się jej ze swojego ciała, zostając w samej czarnej, koronkowej bieliźnie. Odetchnęłam i niepewnie wyszłam z łazienki.
Gdy tylko Valerie zobaczyła to, co zrobiłam z jej pracą, wydała przerażony okrzyk, typu: ,,coś ty zrobiła?!”. Zignorowałam ją i udałam się do swojego pokoju, gdzie postanowiłam założyć czerwoną, dopasowaną sukienkę, która miała idealną długość – trochę powyżej kolan. Specjalnie wybrałam właśnie ją, bo wcześniej została użyta do podobnych celów. Właśnie w niej tańczyłam uwodzicielsko na imprezie Scotta, chcąc go uwieść. Wiedziałam, że nie tylko dla mnie miała symboliczne znaczenie, ale dla Aarona też. Nie do końca wiem, jak Val to wszystko sobie wyobraża. Przecież nie zacznę się z tym gościem obściskiwać. Idę tylko porozmawiać – nic więcej. Jeśli Valerie myśli, że dojdzie chociażby do niewinnego pocałunku, to się grubo myli. Jestem Aarona. Należę do niego. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie i wróciłam do salonu, gdzie czekała na mnie rozzłoszczona przyjaciółka. Jestem pewna, że gdyby wzrok mógł zabijać, to w tym momencie byłabym martwa.
- Teraz już na pewno nic z tego nie wyjdzie – oznajmiła, przez co spojrzałam na nią, jak na kompletną kretynkę.
- Nie muszę wyglądać jak dziwka, żeby Aaron mnie zauważył, wiesz? Wystarczyłoby, gdybym poszła w szlafroku a i tak by mnie wypatrzył. A wiesz dlaczego? Bo on nienawidzi gdy jestem z innym facetem. Nie dba o to, co mam na sobie, jaki mam makijaż. Wystarczy mu sama wiedza, że będę z kimś innym, żeby zrobić zadymę, Val.
Wiedziałam, że moje słowa do niej dotarły, bo wyglądała, jakby ktoś właśnie zrzucił ją ze skarpy.
- To chodźmy.
*
Bar. Ulubiony bar Aarona. Spięłam się niezauważalnie, gdy razem z Valerie weszłyśmy do środka. Zastanawiałam się skąd wiedziała, że on tam będzie właśnie dzisiaj i o tej porze. Gdy tylko przekroczyłyśmy próg pomieszczenia, w okolicach karku poczułam przyjemne mrowienie, świadczące o tym, że na pewno tu był. Nawet nie musiałam go szukać, bo gdy tylko podniosłam wzrok, napotkałam jego zielone, intensywne oczy, wpatrujące się w moje z dziką żądzą i pożądaniem. Zdając sobie sprawę z jego reakcji na mnie, gwałtownie zaczęłam wykręcać palce, przez co jego usta wykrzywiły się w aroganckim uśmieszku. Dupek.
Miał na sobie znoszone dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawem, która świetnie opinała jego bicepsy. Włosy miał rozczochrane, jakby dopiero wstał z łóżka. Przełknęłam ślinę, chcąc nie myśleć z kim wtedy był. - Oddychaj, Lottie – szepnęła Val.
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Będzie dobrze – powtarzałam sobie. Będzie dobrze.
- Nie mogę tego zrobić – powiedziałam nagle, zatrzymując się w pół kroku, przez co przyjaciółka na mnie wpadła, lekko mnie popychając. Sprawiło to to, że straciłam równowagę i pozbawiona kontroli grawitacji leciałam do przodu, wiedząc, że na pewno upadnę. Święta matko…
Wstrzymałam oddech, gdy natrafiłam na męski tors, który powstrzymał mnie przed kompromitującym upadkiem. Przełknęłam ślinę i ostrożnie spojrzałam w ciemne, znane mi już, oczy. Jak trafiona piorunem odsunęłam się od niego z taką siłą, że ponownie zaczęłam się bać upadku. Nerwowa wygładziłam czerwoną sukienkę, poprawiłam włosy i spojrzałam na niego krzywo. Gdy tylko go widziałam, wracało do mnie wszystko to, co straciłam. Kogo przez niego straciłam. Z trudem powstrzymałam histeryczny śmiech i skrzyżowałam ręce na piersi. Nie mogłam uwierzyć w to, że Valerie zrobiła powtórkę z rozrywki, znowu zapraszając Nate'a. Zabiję ją. Naprawdę. Naprawdę to zrobię. Jeśli ktoś mnie zaraz nie…
- Lottie, opanuj się – błagała mnie przyjaciółka.
Gdy tylko usłyszałam jej głos, wściekła odwróciłam się w jej kierunku.
- Coś ty sobie wyobrażała?! - syknęłam. - Jak śmiałaś ponownie go…
- Słuchaj – westchnęła zniecierpliwiona. - Wiem, że go nie lubisz, ja też za nim nie przepadam. Ale jeśli Aaron cię z nim zobaczy to jestem pewna, że straci nad sobą panowanie.
- Nie zrobię tego, rozumiesz? Nie z nim! - wskazałam ręką na niechcianego gościa. A raczej na moją niedoszłą randkę. Prychnęłam i udałam się w kierunku barku, kompletnie nie przejmując się nawoływaniem mojej przyjaciółki. Przez chwilę myślałam, że jej plan jest dobry i że może się udać. Zaufałam jej, a ona tak okropnie to wykorzystała. W tym momencie jestem pewna, że wolałabym się umówić z kimkolwiek innym, byle nie z nim. Nate jest….częściowo odpowiedzialny za to, co przytrafiło się mnie i Aaronowi. Gdyby nie naopowiadał mi tych wszystkich głupot, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Przygryzłam dolną wargę, chcąc powstrzymać paraliżujący moje gardło szloch. Nie chciałam znowu płakać. Oparłam ręce na ladzie, powstrzymując się przed osunięciem się na podłogę. Nie chciałam dawać tym ludziom dodatkowej rozrywki. Właśnie miałam zamówić drinka, który dałby mi porządnego kopa, gdy nagle w dole brzucha i w okolicach karku poczułam znajome mrowienie. Miałam tak zawsze, gdy na mnie patrzył. Przed chwilą z trudem oddychałam, a teraz nie umiałam nadążyć za moim organizmem. Mało tego, wiedziałam, że idzie w moim kierunku. Nie pytajcie jak, bo sama tego nie wiem. Wprawdzie parę razy myślałam, że mogłabym być medium, ale szybko mi przeszło. W jednej chwili jakby wszystko się zatrzymało, po czym wróciło ze zdwojoną siłą. Dłonie mi się pociły, oczy miałam szeroko otwarte, a policzki pokryte były ognistą czerwienią.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj – odezwał się.
Drgnęłam na brzmienie jego seksownego, uwodzicielskiego głosu, który poruszał wszystkie zakończenia nerwowe w moim wnętrzu. Choć chciałam mu odpowiedzieć, to postanowiłam go zignorować i zawołałam barmana. Mimo tego, że starałam się nie patrzeć w kierunku Aarona, to kątem oka dostrzegłam zdezorientowanie na jego twarzy. Westchnęłam cicho i zamówiłam czystą whisky.
- Lottie – powiedział, jakby ostrzegawczo, opiekuńczo, co dziwne, bo przed paroma sekundami był przesiąknięty egoizmem. - Wszystko gra? Coś się stało?
- Ty – odparłam natychmiastowo, nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Ja? - zapytał zaskoczony, kompletnie nie wiedząc o co mi chodzi. Mózg podpowiadał mi, że powinnam milczeć i uciekać w przeciwną stronę, ale byłam tak zraniona tym wszystkim, co ostatnimi czasy stało się w moim życiu, że zepchnęłam na bok moją rozsądną stronę.
- Ty, Valerie i cała reszta – dopowiedziałam.
- Myślę, że lepiej będzie, jak wrócisz do domu – wyznał chropowatym głosem, od którego przeszła mnie gęsia skórka.
- Znowu chcesz mnie odepchnąć? - zapytałam odwracając się w jego stronę. Mój gwałtowny ruch sprawił, że staliśmy bardzo blisko siebie. Może nawet zbyt blisko. Nie wiem, co spowodowało, że nagle stałam się taka odważna, bez jednego kieliszka alkoholu. Może wreszcie zrozumiałam, że będąc dalej tą szarą myszką nic cie zyskam?
- Myślisz, że tego nie widzę, że mam to gdzieś – kontynuowałam, wytrzymując jego palące spojrzenie. - Myślisz, że mam to wszystko gdzieś, bo już cię nie kocham – wzięłam drżący wdech. - Ale się mylisz, Aaron. Wiem, że nie jesteś głupi, więc czemu tego nie dostrzegasz? - zatrzymałam się na chwilę, zdając sobie sprawę, że bez alkoholu nie dam rady dalej mówić. Zerknęłam na szklaneczkę whisky i jednym haustem wypiłam do dna, pozwalając, by ostra substancja rozlała się w moim żołądku i rozpaliła gardło. - Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, jak bardzo żałuję swojej decyzji, którą podjęłam ponad trzy miesiące temu? Bo wiesz co? Byłam głupia. Byłam idiotką. Wiesz, dlaczego? - spojrzałam mu w oczy, które pałały czystą furią. - Nie ze względu na słowa Victorii – zaśmiałam się bez cienia humoru. - Bałam się. Bałam się, że w końcu się mną znudzisz i mnie odepchniesz tak, jak robisz to teraz. Bałam się tego, co do ciebie czuję. Bałam się miłości – wyznałam ze wstydem. - Powiedziałeś mi, że nigdy nie powinieneś był się we mnie zakochać – przypominam z wielkim trudem, bo czuję jak łzy chcą wydostać się na zewnątrz. - I przyznaję ci rację. Może gdybyś nigdy mnie nie spotkał, to wciąż żyłbyś pełnią życia. Nie przeszkadzałaby ci głupia brunetka, która na każdym kroku robi jakiś dramat. Miałbyś przy sobie dziewczyny, które nie oczekiwałyby niczego więcej, prócz jednej nocy pełnej przygód – zmęczona podniosłam na niego wzrok, przygotowując się na ostatnie słowa, które chciałam mu powiedzieć. - Przepraszam, że na ciebie naciskałam – zaczęłam, kładąc dłoń na jego torsie i przełykając ślinę. - Przepraszam, że byłam taka głupia – po moim policzku spłynęła samotna łza. - I przepraszam, że nie mogłam być taką dziewczyną, jakiej pragnąłeś – gdy skończyłam mówić, stanęłam na palcach i korzystając z przypływu odwagi, złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który mimo wszystko był namiętny. Wsunęłam w jego usta język, starając się zapamiętać każdą możliwą sekundę z tego doznania. Wkładałam w ten pocałunek wszystkie uczucia, które do niego czułam. Wszystkie emocje. Żal, miłość, tęsknotę. Pożegnanie….kolejne łzy wymknęły się z moich oczu, przez co przerwałam pocałunek. Skoro już nigdy nie mieliśmy być ze sobą, to chociaż chciałam się z nim pożegnać tak, jak oboje na to zasługiwaliśmy. Uśmiechnęłam się przez łzy i szeptem powiedziałam:
- Obyś kiedyś otworzył się na miłość, Aaronie – to mówiąc, skierowałam się w stronę wyjścia z baru.
Na początku używałam całej samokontroli, żeby iść godnie i powoli, ale koniec końców nie wytrzymałam. Kilka metrów przed wyjściem, zmusiłam swoje nogi do szybkiego marszu, w końcu wybiegając z lokalu.
Biegłam. Mój oddech był urywany, a świat dookoła rozmyty. Wiedziałam, że nie oddaliłam się zbytnio od baru, ale nie mogłam poruszać się dalej…. Łkając, upadłam na kolana, pogrążając się w rozpaczy. Zaśmiałam się przez łzy, przypominając sobie plan Valerie. Miało być fajnie. Miałyśmy sprowokować Aarona do jakieś reakcji. Potańczyć, zabawić się, a wyszło beznadziejnie. Przynajmniej….pożegnałam Aarona tak jak tego chciałam. Przynajmniej nie będę żałować tego, że go nie pocałowałam. Jestem świadoma tego, że to ja wszystko spieprzyłam.
Jestem świadoma tego, że to ja musiałam to wszystko zakończyć. Wzięłam parę głębokich wdechów, starając się uspokoić oddech.
- Lottie! - drgnęłam i niepewnie wstałam z kolan, spoglądając w stronę Aarona idącego w moim kierunku.
Miałam zamiar się zaśmiać, gdy zaczął padać deszcz, jak w jakimś dramacie od siedmiu boleści. Typowa fabuła: zraniona dziewczyna ucieka od ukochanego, on ją goni i potem całują się w deszczu, zapominając o wszelkich problemach. Gdyby tylko to było takie proste…
- Zostaw mnie, Aaron – szepnęłam żałośnie, bo….
Bo nie chciałam, żeby za mną pobiegł. Nie chciałam.
- Nie! - krzyknął z tyloma emocjami na twarzy, że nie umiałam nadążyć. - Nie możesz mówić mi takich rzeczy, a potem odchodząc w stylu, w jakim to zrobiłaś! To nie pieprzony melodramat! Nie będę cię gonił za każdym razem!
- Wcale nie chcę, żebyś mnie gonił, do cholery! - odkrzykuję. - Chcę, żebyś miał swoje życie! Takie, jakie miałeś zanim wparowałam do twojego życia! Nie widzisz tego? Idź! Żyj!
- Chcesz tego?! - spytał. - Naprawdę chcesz, żebym żył i już nigdy nie odwracał się wstecz? Nie patrzył na ciebie? Chcesz?
Nie było mi łatwo myśleć w tej chwili racjonalnie. Zdrowy rozsądek przyćmiewał ból i jego uderzający seksapil. Padało już naprawdę mocno. Jego koszulka przykleiła się do jego ciała, sprawiając, że mięśnie brzucha były widoczne jak na dłoni. Jego mokre włosy przysłaniały mu oczy i przyklejały się do twarzy, która… Przygryzłam wnętrze policzka. Boże, jak ja go kocham. Czy jest to możliwe? Obdarzyć kogoś tak wielką miłością w tak krótkim czasie?
- Odpowiedz mi, Lottie – zażądał spokojnie.
Milczałam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nawet jeśli już dawno znałam odpowiedź na to pytanie. Oczywiście, że nie chciałam, żeby zostawił mnie za sobą. Tylko….co będzie, jeśli mu to wyznam?
- Nie okłamuj mnie, Lott – poprosił, robiąc parę kroków w moją stronę. Łzy mieszały się z deszczem. Nie wiedziałam już co było czym. - Tym razem bądź ze mną szczera. Powiedz mi, czy tego właśnie chcesz?
- Nie, Aaron – wyrzuciłam w końcu, a jego ramiona jakby opadły z ulgi.
- Odpycham cię, bo… – westchnął – bo czuję, że tylko to mogę robić…
- Więc rób to dalej – mówię prawie bezgłośnie.
- Co?
- To, że nie chcę, żebyś o mnie zapomniał, nie znaczy, że nie powinieneś tego zrobić. Może….to jedyne wyjście….
- Chodź do mnie. Coś ci pokażę.
Przygryzłam wargę, niepewna tego, jak powinnam postąpić.
- Proszę, Lottie.
Wzięłam głęboki wdech i powolnym krokiem skierowałam się w stronę oddalonego ode mnie o pięć metrów wspaniałego mężczyzny. Nawet z tej odległości umiałam dostrzec intensywność jego szmaragdowych oczu.
- Chcę ci tylko…coś pokazać – powtórzył. - Potem podejmiesz decyzję, zgoda?
- Decyzję? - zapytałam, nie rozumiejąc. Pokiwał głową.
- Decyzję, czy raz na zawsze chcesz wyrzucić mnie ze swojego życia.
No nie wierze Ty gadzino jedna! Jak mogłaś w takim momencie? 😭😭😭😢😢😢 błagam dodaj nexta bo ja już nie daje rady no ;_; muszę się czymś zająć bo bd źle :(
OdpowiedzUsuńWiem, wiem....przyznaję się, że skończyłam w okropnym momencie 😁
UsuńNowy rozdział dodam już wtedy, gdy będę miała jeden na zapas 😀😀😀