sobota, 18 marca 2017

Rozdział dziewiąty - nie chcę litości.



Rozdział dziewiąty - nie chcę litości.


Lottie 

 - To ty nie chciałeś mnie więcej widzieć – wyszeptałam, idąc w jego stronę. 
Nieważne jak bardzo byłam zdezorientowana, to chciałam usłyszeć to, co ma mi do powiedzenia. Chciałam zobaczyć, to co chce mi pokazać. 
 - Mówię wiele rzeczy – odpowiedział. - Naprawdę wiele – zaśmiał się. - Ale nie wszystkie z nich są…. - potrząsnął głową, nie wiedząc co powiedzieć – dobre – dokończył. 
 Nim się zorientowałam stałam już tuż przed nim. Można powiedzieć, że byłam na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłby jeden ruch, a mógłby pogłaskać moje ramię. Jeden ruch, a mógłby mnie dotknąć. Ale zamiast tego, on po prostu tam stał i się we mnie wpatrywał z pulsującym mięśniem na szczęce. Westchnęłam i objęłam się ramionami, czekając na jakikolwiek jego ruch. Stałam w miejscu i wpatrywałam się w jego zielone oczy, które tym razem nie ukrywały uczuć. Dostrzegłam w nich ból, niezdecydowanie i wewnętrzną walkę, jakby nie wiedział czy postępuje słusznie. Jakby nie wiedział, czy lepiej będzie z powrotem mnie do siebie dopuścić, czy może mnie odepchnąć. 
 - Chodź ze mną – powiedział nagle, wyciągając do mnie dłoń. Wpatrywałam się to w niego, to w jego rękę i nie rozumiałam. 
 - Co? Dokąd? - zapytałam, czując, jak wdziera się we mnie panika. - Gdzieś, gdzie w spokoju będziemy mogli porozmawiać i gdzieś, gdzie nie pada – dodał, siląc się na uśmiech. 
Odwróciłam głowę, niepewna swojej decyzji. Chciałam z nim porozmawiać od naprawdę wielu dni, a teraz gdy mam na to okazję…nie wiem, co mam zrobić. Czuję, że nie powinnam w ciągu paru sekund dawać mu tego, o co poprosił. Słowa, które do mnie powiedział kilkanaście dni temu wciąż były świeże. Jednak z jakiegoś powodu…nie mogłam się po prostu odwrócić do niego plecami i odejść. Nie teraz, kiedy to może być nasza, moja ostatnia szansa, żeby chociaż w niewielkim stopniu go odzyskać. Nie wyobrażam sobie, że o wszystkim zapomnimy i po prostu ruszymy dalej, wymazując z naszego życia te parę popieprzonych miesięcy. Chciałabym chociaż, żeby….był obecny w moim życiu, nieważne w jaki sposób. Zadowoliłabym się nawet, gdyby stał się znajomym, z którym spotykałabym się raz na miesiąc. Wystarczyłoby mi to, bo wiedziałabym, że nie odszedł. Że ja nie odeszłam. 
 - Chyba nie powinnam…- powiedziałam, wciąż się wahając. 
- Po prostu – westchnął i przeczesał ręką włosy, co mimowolnie sprawiło, że moje usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu – mi zaufaj. 
Gdy tylko to powiedział, spojrzałam w jego oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział, że… Nie wiedziałam co o tym myśleć. - Zaufaj mi ten…ostatni raz – nie prosił, dawał mi wybór. 
Starał się brzmieć na opanowanego, spokojnego, ale cała postawa jego ciała wręcz krzyczała: wybieraj. Wiedziałam, że miałam dwie opcje, nawet jeśli nie powiedział mi tego wprost. Mogłam albo schować swoje zranione ego do kieszeni i z nim pójść albo odwrócić się na pięcie, odejść i pogodzić się z naszym końcem. Pokręciłam głową, sfrustrowana, że naprawdę mnie do tego zmuszał. Do dokonania wyboru. 
 - Dobrze – wyrzuciłam w końcu. - Prowadź. 
Na jego twarz wypłynął chłopięcy uśmiech, który na dobre pozbawił mnie zdrowego rozsądku. Złapał mnie za rękę i pognaliśmy w kierunku jego ferrari, które za każdym razem mnie oszałamiało. Choć widziałam i jechałam nim już dość sporo razy, to stanęłam jak wryta na jego widok. Aaron posłał mi zaniepokojone spojrzenie, ale nic nie mówił. Myślę, że w jakiś pokręcony sposób zrozumiał moją potrzebę gapienia się na jego wózek, który przywoływał wspomnienia. Wzięłam głęboki wdech i w końcu znalazłam się w środku, po raz kolejny zachwycając się wonią samochodu i Aarona w jednym. Dopiero gdy znalazłam się w środku, poczułam jak naprawdę było mi zimno. Moje ramiona pokryły się gęsią skórką, a z włosów leciały krople wody, wysyłając w dół mojego kręgosłupa nieprzyjemny dreszcz. Teraz, kiedy siedzę w czymś zamkniętym, dochodzi do mnie nasza głupota i to, że parę długich minut staliśmy w deszczu. Jeśli po tym wszystkim nie będę chora, to przeżyję szok. Wzdrygnęłam się, kiedy drzwi od strony kierowcy gwałtownie się otworzyły. Szybkim i zwinnym ruchem Aaron zerwał z siebie mokrą koszulkę, odsłaniając umięśniony brzuch, na którego widok zaschło mi w ustach. Dopiero po całym przedstawieniu usiadł i zapalił samochód, ale jeszcze nie ruszyliśmy. Paroma ruchami przeczesał włosy, pozbywając się z nich nadmiaru wody. Wspominałam, że było mi zimno? W takim razie chyba już mi przeszło, bo widok jego umięśnionego, mokrego ciała jest naprawdę….ogrzewający. 
 - Trzymaj – powiedział, wręczając mi koc, którym owinęłam się jak zahipnotyzowana. - Za kilka sekund powinno już zrobić się cieplej. Silnik pracuje na wielkich obrotach, więc ogrzewanie automatycznie… 
- Rozumiem – przerwałam mu, na co zaskoczony uniósł brwi w pytającym geście. - Gdybyś dalej opowiadał mi o tym, jak pracuje twoje auto, to prędzej czy później nie wiedziałabym nic – wyjaśniłam, na co się zaśmiał. 
Tak dawno nie słyszałam jego śmiechu, że uśmiech, który miałam na ustach, znikł. Wpatrywałam się w Aarona jak w obrazek, uświadamiając sobie, że ten facet robi ze mną niewyobrażalne rzeczy, nawet nie mając o tym pojęcia. 
 - Wszystko w porządku? - zapytał. 
- Tak, dziękuję – odparłam cicho. 
Dało się zauważyć, że pojawiła się trochę niezręczna atmosfera i wiszące między nami pożądanie. Wstrzymałam oddech, a Aaron odchrząknął. 
 - Pod twoimi nogami jest moja torba, w której znajdziesz coś, co możesz na siebie włożyć – powiedział nagle. 
- Nie potrzebuję… 
- Jesteś cała mokra, maleńka – kąciki jego ust wykrzywiły się w aroganckim uśmiechu, informując mnie, że jego uwaga miała niemały podtekst erotyczny. - Możesz wziąć jedną z moich koszulek. 
- Aaron naprawdę doceniam, ale… 
- Nie przeziębisz się, kiedy jestem z tobą, zrozumiano? Wyświadcz nam obojgu przysługę i po prostu się przebierz. 
Przewróciłam oczami i westchnęłam zrezygnowana, sięgając do torby, którą faktycznie miałam pod nogami. Wcześniej nawet jej nie zauważyłam. Przy otwieraniu torby, zauważyłam, że trzęsły mi się ręce. Myślę, że trochę denerwowałam się faktem, że będę musiała się przy nim rozebrać prawie do naga, skoro miałam się przebrać… Wzięłam głęboki wdech i wyjęłam białą koszulkę z krótkim rękawem, która znajdowała się na samej górze torby. Ostrożnie zerknęłam na Aarona, który szperał przy swoim sprzęcie. Korzystając z małej chwili prywatności, zaciągnęłam się koszulką i zapachem Aarona. Zadrżałam na myśl, że po tak długim czasie znowu będę miała na sobie jego koszulkę, którą parę godzin temu musiał mieć na sobie, zanim przebrał się w czarną. Uśmiechnęłam się pod nosem, wyprostowałam i znowu na niego spojrzałam. Tym razem jego oczy wpatrywały się w moje z tą samą intensywnością co kilka miesięcy temu. Nic się nie zmieniło. On ciągle coś do mnie czuje. Po chwili poczułam się skrępowana i spuściłam wzrok, wciąż trzymając w dłoniach białą koszulkę, którą miałam zamiar założyć. 
 - Mógłbyś…- szepnęłam cicho, przeklinając rumieńce na moich policzkach. 
- Lottie – zaśmiał się, kręcąc głową. - Widziałem cię nago, a ty wstydzisz się przy mnie przebrać? 
Jego uwaga sprawiła, że rumieńce przybrały intensywniejszy kolor i sięgały aż do linii dekoltu. Przełknęłam gulę w gardle, nie wiedząc co powiedzieć, czy zrobić. 
 - Przecież ci mówiłem – przejechał ręką wzdłuż mojego ramienia. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. - Nie musisz się wstydzić – szepnął, będąc coraz bardziej bliżej mnie. - Nie przede mną – to mówiąc chwycił za krawędź mojej mokrej bluzki i delikatnie ją ze mnie ściągnął. 
Jak doszliśmy do tego momentu, że niedawno krzyczeliśmy na siebie przed restauracją, a teraz siedzę w jego samochodzie w spodniach i biustonoszu z ognistymi rumieńcami na twarzy? Kątem oka dostrzegłam głębie jego oczu i to, że z całych sił powstrzymywał się przed tym, żeby mnie nie dotknąć czy pocałować. Walczył ze sobą tylko dlatego, żeby nie posunąć się za daleko. Gdyby nie to, że od pasa w górę byłam prawie naga to pewnie otworzyłabym szeroko oczy z zaskoczenia. 
 - Widzisz? - zapytał, pomagając mi ubrać jego koszulkę. - Nic złego się nie stało – uśmiechnął się. 
- Widzę – odpowiedziałam, ledwo słyszalnym szeptem. 
Pokręcił głową, ale jakby do siebie i w ciszy ruszyliśmy z miejsca. Nie miałam pojęcia dokąd jechaliśmy, dokąd mnie zabierał, co chciał mi pokazać, ale….ufałam mu. Wtuliłam się w siedzenie szybkiego samochodu i wsłuchałam w słowa piosenki, które doskonale odzwierciedlały to, co czułam. Uśmiechnęłam się pod nosem do piosenki Taylor Swift, która śpiewała o tym, że miłość do niego jest jak jazda nowym Maserati ślepą uliczką*1. 
*
 - Jesteśmy – usłyszałam tembr męskiego głosu, który nie pozostawiał mi wyboru i musiałam otworzyć oczy, chociaż wcale tego nie chciałam. Zaśmiałam się, gdy z głośników ferrari dobiegł mnie głos Pink i słowa jej piosenki. Używałam całej silnej woli, żeby nie zaśpiewać razem z nią słów piosenki, które brzmiały: Please, don't leave me… Aaron spojrzał na mnie niepewnie, jakby się zastanawiając, co wywołało we mnie najszczerszy uśmiech pod słońcem. Byłam nawet bliska tego, żeby odpowiedzieć mu na to niezadane pytanie, ale uprzedził mnie czymś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. 
 - Brakowało mi tego uśmiechu – wyznał szeptem, a moje serce automatycznie przyspieszyło. Waliło tak mocno, że bałam się, czy go nie usłyszy. Przełknęłam ślinę i już miałam coś odpowiedzieć, kiedy pokręcił głową, jakby sam nie mógł uwierzyć w to, że powiedział to na głos, po czym wyszedł z samochodu. Westchnęłam sfrustrowana, zdając sobie sprawę z tego, że jego wahania nastroju nie zmieniły się nic, a nic. Zsunęłam koc, okrywający moje ramiona i ostrożnie wyszłam z auta, lekko się przeciągając. Nie spodziewałam się, że pokona mnie zmęczenie i zasnę, ale jak widać….nie umiałam zapanować nad własnym ciałem i sprzecznymi sygnałami. Gdy w miarę wróciłam do rzeczywistości, moim oczom ukazało się znajome jezioro i ta sama zieleń, na widok której za każdym razem byłam bliska omdlenia. Nigdzie nie rosła tak zielona trawa. Byłam zdumiona tym, że po raz kolejny od naszego rozstania, Aaron przywiózł mnie właśnie tutaj. Nie rozumiem tylko, dlaczego właśnie tu. Niepewnie rozejrzałam się w poszukiwaniu Aarona i znalazłam go stojącego przy wejściu do domu. Zmarszczyłam brwi, nie mogąc nadążyć za tym mężczyzną, po czym powoli ruszyłam w jego kierunku. Delektowałam się każdym krokiem, który stawiałam na szmaragdowej trawie, której kolor był bardzo bliski koloru oczu Aarona. Uśmiechnęłam się lekko i stanęłam tuż za Scottem, zastanawiając się co powinnam powiedzieć, czy zrobić. I po paru sekundach wciąż tego nie wiedziałam. W końcu westchnęłam i zadałam najprostsze pytanie: 
- Dlaczego mnie tutaj przywiozłeś? - może chciałam zadać mu inne pytania, ale w tej chwili to wydawało się być najrozsądniejsze. Zobaczyłam, jak jego ramiona się spięły i zadrżał. Od razu zaczynałam żałować tego pytania i zapragnęłam je cofnąć, ale się odezwał. 
 - Wejdź do środka – to mówiąc zrobił krok naprzód, wchodząc do domu. Choć czułam się bardzo niepewnie. Bardzo, to poszłam w jego ślady. Godząc się na pokazanie mi czegoś, obiecałam mu, że go wysłucham, więc….nie mogę się wycofać i uciec w bezpieczne ściany mojego małego mieszkania, które dzielę z Val. Gdy tylko pomyślę o niej i o tym, co zrobiła, mam ochotę ukatrupić ją raz na zawsze. Ma szczęście, że nie jestem zabójczynią z zimną krwią. Odkąd wyszłam, a w zasadzie wybiegłam z tamtego baru, gdzie wszystkie się zaczęło, parę razy do mnie dzwoniła i zostawiła mnóstwo wiadomości, których, nie umiałam się zmusić do tego, aby je przeczytać. Nie mam pojęcia, czy ułożyła sobie w głowie plan przeproszenia mnie, ale jestem pewna i zdecydowana, że tym razem nie pójdzie jej tak łatwo. Doskonale wie, jak źle działa na mnie Nate, a mimo to postanowiła… 
 - Wszystko w porządku? - zapytał Aaron, wyrywając mnie z transu. Ostrożnie spojrzałam w jego oczy, które za każdym razem doprowadzały mnie do szaleństwa i zauważyłam, że to ja powinnam zadać mu to pytanie. Nie wydawał się być szczęśliwy z tego, że się tu znajdujemy. Wskazywała na to jego zrezygnowana postawa ciała i oczy przesiąknięte bólem. A najbardziej bolało mnie to, że nie potrafiłam dostrzec, co się stało, ani jak mogę mu pomóc. 
 - Ze mną w porządku – odpowiedziałam, wzdychając. - A z tobą? Poderwał głowę, gdy usłyszał moje pytanie. Wydawał się zaskoczony tym, że w ogóle go o to spytałam. Mogę się więc domyślać, że w przeszłości mało kiedy ktoś go o to pytał. Wcześniej pomyślałabym, że miał na pieńku tylko z uzależnioną matką, ale po tym, jak uderzył mnie jego ojciec, mam całkiem odmienne uczucia. Czego jeszcze mi nie mówi? 
 - Fantastycznie – odpowiedział. 
Nie uszło mojej uwadze to z jakim sarkazmem to powiedział. Postanowiłam jednak, że nie będę tego drążyć. 
 - Obiecałem ci coś pokazać – powtórzył swoje słowa, jakby żałując, że do tego doszło. - I to zrobię. Chodź – powiedział zdecydowanie, tym razem nie biorąc mnie za rękę. 
Właściwie nie zrobił niczego, co mówiłoby o jego uczuciach. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za zranionym chłopcem. 
 Znajdowałam się przed wejściem do jego dawnego pokoju. Do tego pokoju, do którego wtedy zabronił mi wchodzić. Do pokoju, w którym być może znajdę jakieś fragmenty jego przeszłości. Mogłam tam wejść. Jednak z jakiegoś powodu czułam się, jakbym była z kamienia. Wcześniej weszłabym tam bez wahania, ale przypomniały mi się słowa Damona, kiedy mówił, że on nie będzie tym, który opowie mi przeszłość swojego brata. Powiedział, że musi zrobić to Aaron. I...trzymam się tego. Dlatego też nie wiem, po co Aaron mnie tu przyprowadził. Co chce, żebym zrobiła? Albo może raczej powinnam zapytać: czego ode mnie oczekuje? Ze zmarszczonymi brwiami odwróciłam się twarzą do Aarona, wzrokiem zadając mu to pytanie. 
 - Wejdź tam – powiedział stanowczym tonem. 
- Nie zrobię tego tylko dlatego, bo chcesz mi coś udowodnić – westchnęłam. - Coś, co najwyraźniej zżera cię od środka. 
- Chciałaś tam wejść – przypomniał mi. - Chciałaś dowiedzieć się o mnie prawdy, więc teraz masz okazję. 
- Aaron, nie zrobię t…. 
- Wejdź do tego cholernego pokoju, Lottie! - krzyknął, oddychając ciężko. Wzdrygnęłam się słysząc jego zdesperowany i ostry głos. Zamknęłam oczy, nie wiedząc co zrobić. Ten facet mnie wykończy, powiedziałam do siebie w myślach. 
 - Zróbmy tak – ton jego głosu nieco się uspokoił. Ujął palcami mój podbródek, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. Tak zrobiłam. - Zejdę na dół, a ty zostaniesz tutaj i zdecydujesz co chcesz zrobić. Zdecydujesz, czy chcesz tam wejść, czy nie. Zgoda? Zmarszczyłam nos, przetwarzając jego propozycję. W końcu przytaknęłam, na co ku mojemu zdziwieniu, odetchnął. Pocałował mnie w czubek nosa, co kompletnie mnie rozbroiło, po czym zszedł na dół. Z groźnym wyrazem twarzy odwróciłam się w stronę tych drzwi. Oparłam się o przeciwną ścianę i skrzyżowałam ramiona na piersi. Miałam wrażenie, jakby ze mnie gardziły, wyśmiewały mnie. Nerwowo potarłam palcami skronie i doszłam do wniosku, że w tej chwili naprawdę przydałaby mi się rada taty, albo mamy. O ile dobrze pamiętam, mama zawsze była dobra w randkowaniu i tych sprawach… Niestety nie mogę poradzić się żadnej z tych osób, co jest cholernie frustrujące. Zaczęłam się też zastanawiać, co takiego jest w tym pokoju? I dlaczego Aaron niemal mnie zmusza, żebym tam weszła? Więc może powinnam? 
 - Niech cię diabli, Aaron – szepnęłam pod nosem i drżącymi dłońmi odchyliłam drzwi pokoju. 
Z początku nic nie widziałam, w końcu był już wieczór, jeśli nie noc. Straciłam rachubę czasu. Po paru minutach wreszcie znalazłam włącznik światła i niepewnie pstryknęłam, dostarczając pokojowi jasności. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to plakaty ze sportowymi samochodami. Między innymi był plakat z czerwonym ferrari, czarnym astonem martinem i wieloma innymi samochodami, których nie byłam w stanie rozpoznać. Najlepsze było to, że każdy plakat miał autograf napisany czarnym flamastrem. Nie wiem, ile Aaron miał wtedy lat, ale mogę się tylko domyślać, jak ważne muszą być dla niego samochody. Może kocha je za możliwość kontrolowania? Może za nienaturalną szybkość? W każdym razie, gdy tylko to zobaczyłam w moich oczach pojawiły się łzy. Siłą woli musiałam się powstrzymywać, żeby nie pozwolić im płynąć. Weszłam trochę głębiej i moją uwagę przyciągnęło małe zdjęcie wiszące nad drewnianym, zniszczonym biurkiem. Od razu rozpoznałam bujną, ciemną czuprynę włosów i nieziemskie zielone oczy, które wtedy nie były jeszcze aż tak zielone. Obok Aarona na zdjęciu znajdowała się śliczna dziewczyna i z pewnością była to Angelica. Uważnie się im przyjrzałam. Oboje wyglądali na zmęczonych życiem, ale na bardzo szczęśliwych. W tym momencie doszło do mnie, że nie mógłby jej uderzyć. Ale to zrobił – sam mi to powiedział. Dlaczego? Potrząsnęłam głową i już chciałam iść dalej, ale ponownie zerknęłam na biurko, nad którym wisiało zdjęcie. Gdy przyjrzałam się bliżej, dostrzegłam, że są na nim ślady paznokci, co według mnie mówiło o jednym. Aaron, mój Aaron był bity i zdaję mi się, że nie tylko przez matkę. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i mimowolnie sięgnęłam po znajdujący się na meblu dziennik. W mocno bijącym sercem otworzyłam na pierwszej lepszej stronie. I choć wiedziałam, że robiłam źle, to zaczęłam czytać. 

 ,,Znowu mnie uderzył. Znowu, znowu, znowu. Bolało. Tak bardzo, że do teraz płaczę i…nie mogę przestać. A ja tylko broniłem swojej mamy… Tata już po raz któryś ją wyzywał i…nie mogłem po prostu słuchać, więc… I potem mnie uderzył. Jeden raz. Drugi raz. Trzeci, czwarty… Kiedyś taki nie był, wiem to. Czasami jak mama płacze, ciągle to powtarza, jakby to była jej modlitwa. Nie wiem, co mam robić. Wiem, że mama walczy, ale widzę też, że brakuje jej sił i chyba robi coś, o czym mi nie mówi. Niekiedy widzę ją, jak bierze jakieś tabletki, takie śmieszne o różnych kolorach. Zachowuje się po nich tak, jakbym jej nie obchodził. A kiedy się to dzieje, to tata znowu mnie bije, bo mówi, że to moja wina. Dzisiaj powiedział mi, że nigdy nie powinienem był się urodzić. Ani żyć.” 

Zamknęłam dziennik z trzaskiem i rzuciłam na biurko, jakby mnie parzył. Dowiedziałam się więcej, niż bym chciała. Z moich oczu sączyły się łzy i nawet nie umiałam ich już powstrzymać. Z danych wynika, że Aaron napisał to w wieku może siedmiu lat. Aż skręca mi się żołądek gdy pomyślę, co musiał przejść, jako małe dziecko. Przycisnęłam rękę do piersi, bo czułam się tak, jakby bijące w niej serce miało zaraz wyskoczyć. Czułam niewyobrażalny ból, a przeczytałam tylko jeden wpis. Jeden wpis. Więc o czym będą kolejne? Domyślam się, że Aaron pisał go dosyć długo, biorąc pod uwagę jego stan i grubość. W takim razie jestem pewna, że kolejne wpisy będą pisane przez starszego już Aarona, który wiedział, co się działo. Jak mroczne to było? Jak? 
 Oddychałam nerwowo i płytko, wciąż nie mogąc przyswoić sobie tych informacji. Bez dalszego oglądania pokoju, wybiegłam z niego, trzaskając za sobą drzwiami. Wiem, że najprawdopodobniej w tym pokoju znajduje się jeszcze sporo rzeczy, które opowiedzą mi jego historię, ale nie przeczytam niczego więcej. Tylko on będzie mógł mi powiedzieć. Tylko on. 
 Nim się zorientowałam, byłam już na dole. Zastałam zamyślonego Aarona siedzącego na kanapie. Jakby wychwytując moją obecność, podniósł na mnie oczy. Na początku był zszokowany, zapewne przez moją zapłakaną twarzą i trzęsące się dłonie, ale po chwili na jego twarz wypłynęło zrozumienie. Wstał z kanapy i zachęcająco rozłożył ramiona, chociaż to ja powinnam go przytulić. Mimo wszystko skorzystałam z zaproszenia. Rzuciłam się w jego ramiona z taką siłą, że bałam się, że się przewrócimy. Na szczęście Aaron całkowicie panował nad sytuacją i bardzo mocno mnie trzymał, jakby nie chciał pozwolić mi odejść nigdy więcej. Położyłam głowię w zagłębieniu jego szyi i najnormalniej w świecie zaczęłam go wdychać. Być może ktoś uznałby mnie za wariatkę, ale jego zapach dział na mnie uspokajająco i po chwili łzy przestały płynąć. - Nie chcę twojej litości – uprzedził mnie, zanim zdążyłam coś powiedzieć. - Nie wiem, jak dużo przeczytałaś, ale jakiekolwiek fragmenty to były, nie chcę twojej litości. Ani twojej ani nikogo innego. 
- Przeczytałam tylko jeden wpis, Aaron – szepnęłam, wciąż w niego wtulona. Pewnie gdybym patrzyła na jego twarz, to w oczach dostrzegłabym czyste zaskoczenie. 
- Jeden? - zapytał zdezorientowany. - Miałaś przed sobą moją całą, popieprzoną przeszłość, a przeczytałaś jeden wpis? Dlaczego? 
- Bo….- zaczęłam niepewnie – wiem, że jeśli będziesz chciał powiedzieć mi resztę to to zrobisz. Nie będę poznawać twojej przeszłości z dziennika. 
- Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo niesamowita jesteś? 
- To ty jesteś niesamowity i pomogę ci w to uwierzyć. Obiecuję, że w końcu przestaniesz żyć przeszłością i dostrzeżesz jak bardzo wyjątkowy jesteś – powiedziałam bezgłośnie, prawie nie ruszając ustami. Właśnie złożyłam mu obietnicę, której nie mógł usłyszeć i jeśli nie zdołam jej dotrzymać, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
*********
*1 - Taylor Swift Red

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz