Lottie
Dwa tygodnie później…
Pierwszy dzień w nowym
mieszkaniu, w nowym miejscu. Od dwóch godzin mieszkam w budynku,
który znajduje się bardzo blisko szkoły i pracy jednocześnie.
Stwierdzam więc, że nie mogłam znaleźć niczego lepszego. Może
oprócz ceny, bo muszę przyznać, że tanio nie było. Na szczęście
dzięki pracy w salonie ojca Scotta zarabiam wystarczająco dużo,
żeby móc płacić co miesięczny czynsz. Wystrój też mógł być
lepszy, ale jeśli powiesi się parę firanek, kupi jakieś ozdoby
powinno być jak w willi. Miałam dużo mieszkań do wyboru, które
były ładniejsze od obecnego, ale akurat ten ma największą kuchnię
i właśnie dlatego go wybrałam. Pamiętam, że od małego
przesiadywałam w tym pomieszczeniu i po prostu im większa kuchnia,
tym swobodniej się czuję. Łazienka i sypialnia nie są jakieś
niesamowite, ale osobiście mi się podobają, choć kolory ścian
mogły być bardziej…żywe, na przykład zielone. Niestety te
oczy sprawiły, że pokochałam ten kolor i nie wiem, co jest
gorsze: to, że go pokochałam, czy to, że już nigdy nie zobaczę
tych oczu. Wprawdzie Aaron pracuje w tym samym miejscu co ja, ale
dowiedziałam się, że specjalnie przychodzi na różne zmiany, żeby
przypadkiem mnie nie spotkać. W sumie mogę powiedzieć, że nawet
go rozumiem, chociaż to on mnie pocałował, a nie ja jego…
Czasami myślę, że wyproszenie go z mieszkania było moim
największym, życiowym błędem, ale później uświadamiam sobie,
że zasłużył… A zaraz potem uważam, że tak naprawdę nic nie
zrobił. Mam ciągły mętlik w głowie, przez który powoli wpadam w
paranoję. Jednego mogę być pewna: nie zdążyłam się w nim
zakochać. Brakuje mi tylko tego, żeby zakochać się w tradycyjnym
łamaczu kobiecych serc. Westchnęłam cicho i zadzwoniłam do
swojego brata. Nie odzywałam się do niego dosyć długo, a powinien
wiedzieć, że się wyprowadziłam i mieszkam gdzieś indziej.
Odebrał po czwartym sygnale, co mnie trochę zaniepokoiło, ponieważ
zazwyczaj odbierał raz dwa.
- Hej, braciszku! -
przywitałam się i usłyszałam w komórce nie fajne słowo, które
mam nadzieje, nie było skierowane do mnie. -
Nick?
- Przepraszam, Lotta, to
tylko… - westchnął i byłam niemal pewna, że przeczesał ręką
włosy. - Mam małe problemy, siostrzyczko.
- Nick…co się dzieje? -
spytałam.
Wiem, że zwykle sam mi
wszystko mówił, jednak tym razem postanowiłam przejąć
inicjatywę.
- Chodzi o Evę? - dopytywałam
i modliłam się, żebym tym razem była w błędzie. Sądziłam, że
mój brat jest szczęśliwy ze swoją dziewczyną…
- Tak. - odparł z wahaniem. -
Mamy małe problemy…ale wszystko będzie dobrze.
- Ale…
- Naprawdę, w porządku. -
zapewniał. - Co u ciebie, siostra? Jak się mieszka z Valerie?
- Choć lubię trzymać cię w
niepewności to tym razem powiem od razu co i jak. - wstrzymałam
oddech. - Wyprowadziłam się i mieszkam teraz całkiem gdzieś
indziej, niedaleko szkoły. - powiedziałam na jednym wdechu.
- Czemu? Co się stało?
- Powiedzmy, że miałyśmy
lekkie konflikty, a do tego… - już miałam powiadomić go o
Aaronie, ale w porę ugryzłam się w język. Nie chodzi o to, że
nie chcę, żeby wiedział, ale o to, że wiem, że jak się dowie,
nie będzie…zadowolony. Można powiedzieć, że nie przepada za
takimi typami.
- A do tego co?
- Nie, nie, nic ważnego.
Takie tam konflikty. - starałam się, aby brzmieć na jak
najbardziej pewną siebie.
- Okej, wyślesz mi adres
sms-em? Muszę kończyć…
- Jasne, nie ma problemu. -
odparłam. - Do zobaczenia, Nick.
Zakończyłam połączenie i
spełniłam prośbę brata, wysyłając mu swój adres i
automatycznie zaczęłam się zastanawiać, co doprowadziło go do
takiego…zdenerwowania. Wydawało mi się, że dobrze się im
układało, ale już podczas mojej wprowadzki do Val wiedziałam, że
coś jest nie tak. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam własne
problemy, ale nie mogę nie myśleć o nieszczęściu swojego brata.
W młodości (absolutnie nie twierdzę, że jest stary!) miał
całkiem sporo dziewczyn, a większość z nich okazała się
pomyłką. Dlatego myślałam, że Eva to wreszcie ta jedyna… Choć
nie powinnam, muszę wmieszać się w jego życie i spróbować mu
pomóc. Podskoczyłam, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć, po czym
stanęłam twarzą w twarz z laleczką barbie.
- Hej! - pisnęła, a ja
automatycznie chciałam się skrzywić. - Jestem twoją sąsiadką!
Mam na imię Elizabeth. - wyciągnęła do mnie dłoń, którą
uścisnęłam. - Miło mi cię poznać! Mieszkam zaraz obok, drzwi po
prawej! Nawet nie wiesz, jakiego mamy przystojnego sąsiada! - znów
pisnęła podekscytowana. - Ale uważaj na niego! To niezły
chłoptaś. - mrugnęła do mnie, po czym poszła do swojego
mieszkania. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie
powiedziałam ani jednego słowa. Zszokowana, powoli zamknęłam
drzwi i dotarło do mnie to, o czym mnie powiadomiła. Właśnie
zostawiłam jednego super przystojnego dupka za sobą, a ta
blondyneczka mówi mi, że moim sąsiadem jest kolejny dupek? Muszę
przyznać, że mam chyba niezłe ,,szczęście”. Tyle dobrze, że
jestem już w pełni gotowa do spania i, że jutro mam dzień wolny i
w pracy i w szkole. Uśmiechnęłam się, upewniłam, że zamknęłam
drzwi i wróciłam do łóżka. Naciągnęłam miękką i ciepłą
kołdrę na głowę i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Poczułam przyjemne ciepło na
twarzy, które sprawiło, że otworzyłam oczy i niemal natychmiast
uderzyły mnie jasne promienie słoneczne. Mimo chwilowego oślepienia
na moich ustach pojawił się szczery uśmiech. Przeciągnęłam się
na całej długości i szerokości łóżka, po czym wstałam w pełni
wypoczęta. Jak to mam w zwyczaju, najpierw udałam się do łazienki.
Kiedy się odświeżyłam, pomalowałam i przebrałam, poszłam do
kuchni, aby przygotować sobie coś do jedzenia. Mój uśmiech
zbladł, gdy mój wzrok zobaczył kompletne pustki w lodówce.
Rzuciłam lodówce wściekłe spojrzenie (jakby to miało w czymś
pomóc), zarzuciłam na sobie kurtkę, wzięłam pieniądze i wyszłam
z mieszkania. Gdy znalazłam się na zewnątrz, uderzyło mnie zimne
powietrze, od którego od razu się skrzywiłam. Kto by pomyślał,
że może być tak zimno, podczas gdy wydaje się, że jest bardzo ciepło? Skomplikowane, prawda? Właśnie miałam otworzyć swój
samochód , kiedy moją uwagę przyciągnęło czerwone ferrari f12,
które zaparkowało po drugiej stronie parkingu. Poczułam, że całe
zimno, które wcześniej odczuwałam – po prostu zniknęło, a
zastąpiło je agresywne ciepło, które rozeszło się po całym
moim ciele. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, a dłonie zaczęły
się pocić. Chociaż chciałam to nie mogłam odwrócić wzroku od
tego samochodu, a już tym bardziej, od osoby, która po sekundzie
wyszła z pojazdu. Nie wiem, co się ze mną stało, ale gdy tylko
zobaczyłam znajomą, wysoką sylwetkę o ciemnych włosach,
zakręciło mi się w głowie, co sprawiło, że nie potrafiłam
ustać o własnych siłach. Zaczęłam gwałtownie wciągać
powietrze, ale wciąż czułam się tak, jakbym miała zemdleć,
dlatego drżącymi rękoma chwyciłam się barierki tuż obok mojego
samochodu, żeby nie upaść. Wszystko pogorszyło się jeszcze
bardziej, kiedy zielone oczy spojrzały w moją stronę,
przewiercając mnie na wylot. Czułam, jak całe moje ciało odmawia
mi posłuszeństwa i byłam pewna, że jeśli on zaraz nie wejdzie do
środka to zemdleje, a kiedy się ocknę, będę chciała zapaść
się pod ziemię. Więc, niech do cholery, zrobi mi tę przysługę i
zejdzie mi z oczu… Natomiast moje serce chciało zupełnie inaczej.
Czułam, jak wyrywa się z mojej piersi prosto w ramiona Aarona,
który pewnym siebie krokiem zaczął iść w moim kierunku.
Oddychaj, Lottie, oddychaj, bo
inaczej spalisz się ze wstydu!
Nie minęły dwie minuty, a
Aaron stał już tuż przede mną w tym swoim….całym sobą!
Naprawdę chciałam coś powiedzieć, chociaż jedno słowo, ale mój
wzrok od razu zaczął rejestrować cały jego ubiór i…ciało
jednocześnie. Miał na sobie zwykłe niebieskie dżinsy, czarną
bluzkę i kurtkę ze skóry. Wszystko to…doskonale podkreślało
jego mięśnie, chowające się za tymi ubraniami. Przez głowę
przemknęła mi myśl, że dla takich jak on, powinien być zakaz
noszenia ciuchów, ale zaraz szybko się zganiłam w myślach i
wzrokiem podążyłam z powrotem do jego twarzy i do tych pełnych,
wspaniałych ust…
Ocknij się, Lottie!
- Co tu robisz? - spytałam,
przełykając rosnącą gulę w gardle.
- Właśnie miałem zapytać cię o
to samo. - warknął.
Chcąc uciec od niego jak
najszybciej, wyminęłam go i na drżących nogach podeszłam do
swojego samochodu. Już miałam wchodzić do środka, kiedy Scott
gwałtownie zatrzasnął mi drzwiczki przed nosem. Spojrzałam na
niego zaskoczonym wzrokiem.
- Nie odpowiesz na moje
pytanie? - zapytał, a kąciki jego ust uniosły się w kpiącym
uśmieszku.
- Nie, nie odpowiem. -
przewróciłam oczami. - Mogę wsiąść do własnego auta? -
spytałam ironicznie.
- Tak, jeśli tylko odpowiesz
na moje pytanie.
- Dobrze. - poddałam się,
ponieważ nie byłam w nastroju na droczenie się z chłopakiem,
który sprawiał, że moje serce wariowało. - Przeprowadziłam się
tutaj, zadowolony?
- Niekoniecznie. - skrzywił
się. - Znaczy, że tu mieszkasz, tak? - skinął w kierunku budynku,
z którego przed chwilą wyszłam.
- Zgadza się, Panie
Spostrzegawczy. - odparłam. - Mogę już jechać?
- Dokąd?
- Boże! - krzyknęłam, nie
umiejąc zapanować nad gniewem, który tlił się pod moją skórą.
- Wystarczy Scott. - mrugnął
do mnie.
- Zejdź mi z drogi, Scott. -
syknęłam, bo czułam, że zaraz wybuchnę, a pierwszy poranek w
nowym mieszkaniu chciałam spędzić w miłej atmosferze. Zdziwiłam
się, kiedy bez słowa odsunął się od mojego pojazdu, pozwalając
mi wsiąść. Odetchnęłam i wsiadłam do samochodu, jednak zanim
zamknęłam drzwi, usłyszałam:
- Do zobaczenia, Lott. -
powiedział tak cicho, że musiałam się wyciągnąć, żeby to
usłyszeć. Tylko trzy słowa, trzy słowa, a sprawiły, że
gorączkowo zaczęłam myśleć o tym, kiedy będzie to ,,do
zobaczenia”, ponieważ wciąż nie wiedziałam co tu robił.
Wprawdzie mój mózg przyswajał dwie opcje: pierwsza brzmi tak, że
Aaron przyjechał do dziewczyny, a druga, że istnieje szansa, że tu
mieszka. Na samą myśl, że mógłby mieszkać w tym samym budynku
co ja, skoczyła mi adrenalina i nie byłam pewna, czy dojadę do
sklepu w jednym kawałku.
Miałam naprawdę sporo
szczęścia, kiedy znalazłam wolne miejsce na parkingu i, kiedy
obyło się bez wypadku, czego było bardzo blisko, ponieważ parę
pary przejechałam na czerwonym świetle, wciąż myśląc o
zielonych oczach.
- Przestań o nim myśleć! -
krzyknęłam do siebie, ale niestety nic to nie dawało, ponieważ on
wciąż tam był, w moim umyśle.Westchnęłam zażenowana,
wysiadłam z auta i udałam się do sklepu. Być może nie należy do
największych, ale słyszałam, że można kupić tu wszystko, czego
dusza zapragnie. W ciągu paru sekund znalazłam się w środku
sklepu i wcale nie powiedziałabym, że jest niewielki. Był, jak
połowa galerii handlowej przez co zalała mnie fala niepokoju.
Wprawdzie nigdy się nie bałam, że mogłabym zgubić się w sklepie
spożywczym, ale w tym wypadku nie jestem tego taka pewna. Z wahaniem
zmusiłam swoje nogi do ruchu w poszukiwaniu najpotrzebniejszych
rzeczy. Wiem, że chciałam trochę wystroić swoje mieszkanie, ale
na to przyjdzie jeszcze czas. Na razie to chciałabym wreszcie zjeść
porządne śniadanie. W tym momencie zastanowiłam się, dlaczego po
prostu nie pójdę do jakieś restauracji, kawiarni i poczułam się
jak totalna idiotka. Choć mój żołądek boleśnie domagał się
jedzenia to i tak muszę coś kupić, bo kiedy ma się pustą lodówkę
to nie jest za dobrze.
Całą godzinę zajęło mi
szukanie wszystkich potrzebnych produktów, więc byłam wdzięczna,
gdy wreszcie dotarłam do kasy. Modliłam się, żeby klienci nie
usłyszeli żałosnego burczenia w moim brzuchu. Widząc tempo pracy
kasjerki, nie wytrzymałam.
- Przepraszam, można
szybciej? - spytałam, najdelikatniej jak potrafiłam. Spojrzała na
mnie karcącym wzrokiem, ale nic nie powiedziała i dalej pracowała
w swoim żółwim tempie. Jeśli zaraz stąd nie wyjdę i czegoś nie
zjem to chyba zwymiotuję, choć nie mam czym.
- Naprawdę mi się spieszy. -
spróbowałam ponownie, ale nic to nie dało.
Z niecierpliwością
rozejrzałam się po sklepie i zauważyłam, że jestem ostatnią
klientką, więc doszłam do wniosku, że zaraz zamykają, co jest
dziwne, bo dopiero jest ranek.
- O której państwo
zamykacie? - pytam.
- O 12:00. - odpowiedziała.
Spojrzałam na zegarek i
zobaczyłam, że dochodzi 11:56, a zaraz potem spojrzałam na swoje
zakupy. Zostało jeszcze pół taśmy i jestem pewna, że jeśli
dalej będzie pracować w tym tempie to mnie wyproszą bo będą
zamykać. Otwierałam usta, żeby się odezwać, ale ktoś mnie
uprzedził.
- Nie jestem pewny, czy jak
pani szef dowie się o tym, że chce pani spławić klientkę to
będzie zadowolony. Jak pani myśli? - od razu odwróciłam się w
stronę znajomego głosu i stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam
zielone oczy. Niemal od razu pochwycił moje spojrzenie i posłał mi
rozbawiony uśmiech. Natychmiast wróciłam wzrokiem do kasjerki i
zauważyłam, że skasowała już wszystkie moje produkty.
Zdezorientowana sięgnęłam po kartę, po czym podałam kasjerce.
Odezwała się po paru sekundach.
- Nie jest ważna, proszę
pani. - powiedziała, oddając mi kartę i patrząc przepraszająco.
- Co, proszę? - spytałam
zszokowana.
- Nie jest ważna, proszę
wrócić kiedy indziej.
- Ale…to niemo…
- Ja zapłacę. - spojrzałam
na Aarona, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie…nie trzeba. Wrócę
później. - oznajmiłam, chcąc wyjść, ale chwycił mnie za łokieć
i obrócił twarzą do siebie. Nachylił się i wyszeptał mi do
ucha:
- Możesz odmawiać, ale twój
brzuch wyraźnie daje do zrozumienia, czego chce, Charlotte. -
wstrzymałam oddech, kiedy jego usta musnęły moje ucho. - Pozwól,
że zapłacę.
- D-dobrze. - wyjąkałam,
odsuwając się od niego i puszczając go przodem. Wciąż nie mogłam
zrozumieć, jakim cudem w ogóle się tu znalazł. Nie wiedziałam
też, jak mam mu się odwdzięczyć, dlatego postanowiłam, że jak
tylko wrócę do domu, oddam mu całą sumkę pieniędzy. Po paru
minutach wreszcie wyszliśmy ze sklepu. Wyciągnęłam w stronę
Aarona rękę po swoje zakupy, ale się odsunął, a na jego twarzy
pojawił się jeden z jego seksownych uśmiechów, przez który
zmiękły mi kolana.
- Dziękuje, nie musiałeś. -
powiedziałam. - Gdy tylko wrócę do domu wszystko ci oddam…
- Nie wątpię. - odparł,
wciąż się uśmiechając. - A teraz chodź.
- Co? - spytałam niepewnie. -
Dokąd?
- Zabieram cię na późne
śniadanie. - wzruszył ramionami. - Jeszcze nic nie jadłaś,
prawda?
- Nie miałam kiedy. -
odparłam, wciąż zszokowana jego propozycją. - Wolałabym wrócić
do domu. - dodałam.
- W to też nie wątpię, ale
pojedziesz ze mną. - rozkazał.
- Scott…nie masz prawa mi
rozkazywać, okej? Jestem ci wdzięczna, ale oddaj mi te zakupy,
dobra?
- Masz rację, może źle się
wyraziłem. - odpowiedział, podchodząc bliżej mnie, co sprawiło,
że odruchowo zrobiłam krok wstecz, co rozbawiło go jeszcze
bardziej. - Wiesz, że będziemy się widywać, tak? W pracy, w
szkole, na spotkaniach z przyjaciółmi…
- Nie sądzę. - przerwałam
mu. - My nie…
- I chcę to zmienić. -
odparł. - Zostańmy przyjaciółmi, Lottie.
- Dobrze się dzisiaj czujesz?
- zapytałam, podeszłam do niego i położyłam mu rękę na czole,
udając, że sprawdzam jego temperaturę. Poczułam, że lekko się
wzdrygnął, kiedy go dotknęłam, dlatego szybko opuściłam dłoń.
- Chyba ma pan gorączkę,
Panie Scott. - uśmiechnęłam się do niego.
- Żebyś wiedziała, że tak
się czuję. - odparł. - Więc, jak będzie? - spojrzał mi prosto w
oczy i poczułam, jak moje serce wyraźnie protestuje, ale tym razem
muszę je zignorować. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i
wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą uścisnął, po czym
poczułam się tak, jakby przeszył mnie przyjemny prąd.
- Przyjaciele. -
odpowiedziałam.
Nadal nie wiem, jak dałam się
namówić na wspólne śniadanie. Siedzę naprzeciwko Aarona i razem
jamy posiłek. Najdziwniejsze jest to, że nie ma między nami
napięcia, jesteśmy wyluzowani. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak
mocno się śmiałam, jak teraz, w obecności Aarona. Nie wiedziałam
też, że pod powierzchnią tego dupka kryje się…fajny facet.
Kiedy to do mnie dotarło to aż naszła mnie ochota, żeby
przeprosić go za to, że uznawałam go za czysto krwistego dupka.
Gdy zjedliśmy śniadanie, zamówił nam po shake'u.
- Aż tak źle było? -
zapytał, a w jego oczach zobaczyłam iskierki rozbawienia.
- Szczerze mówiąc,
spodziewałam się, że będzie gorzej, Panie Scott. Zaskoczył mnie
pan. - uśmiechnęłam się. - A więc, jesteśmy przyjaciółmi,
tak?
- Tak jest. - odparł.
- W takim razie… - zaczęłam,
celowo przeciągając. - zagrajmy w dwadzieścia pytań! - klasnęłam
w dłonie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Myślałem, że tylko dzieci
w przedszkolu się w to bawią.
- Jak mogłeś! - udawałam
zranioną. - To poważna gra!
- Dobrze, dobrze. - uśmiechnął
się, pokazując zęby, od czego ukłuło mnie w brzuchu. Szybko
sięgnęłam po swojego shake'a, żeby stłumić to uczucie. -
Zaczynam.
- Chciałbyś! - krzyknęłam,
a ludzie wokół nas, zaczęli się gapić. - Ja to wymyśliłam,
więc ja zaczynam!
- Chciałabyś, kochana. -
powiedział, wpatrując się we mnie zielonymi oczami. - Ulubiony
kolor?
- Zielony. - odpowiedziałam,
zanim zdążyłam się zastanowić nad odpowiedzią. Kiedy dotarło
do mnie to, co powiedziałam, od razu miałam ochotę zapaść się
pod ziemię. Z wahaniem spojrzałam na Aarona, który wydawał się
być zafascynowany moją odpowiedzią.
- Niech zgadnę. - zaczęłam,
przechylając głowę na bok. - Twoje ego gwałtownie wzrosło,
prawda?
- To twoje pytanie? - spytał
rozbawiony.
- Nie. - odpowiedziałam, na
co skinął głową zachęcająco. - Mogę zobaczyć twój tatuaż? -
przygryzłam wargę, jednocześnie zastanawiając się, co mnie
skusiło, żeby o to zapytać. Wyglądał na trochę
zdezorientowanego, po czym przytaknął głową i wyciągnął w moją
stronę prawą rękę. Bez chwili wahania ujęłam jego dłoń i
nachyliłam się w jego stronę, żeby móc lepiej zobaczyć to
dzieło sztuki, które było namalowane na jego ciele. Nie wiem, ile
czasu minęło, jak długo wpatrywałam się w ten tatuaż i nie
potrafiłam zrozumieć. Zastanawiałam się, czemu taki mężczyzna
jak on zdecydował się na tatuaż przedstawiający węża pożerającego klepsydrę. Nie chodzi mi o to, że nie jest męski
tylko o to, że jest…nietypowy. Zaczęłam się zastanawiać, czemu
wybrał akurat taki wzór. Puściłam jego rękę, kiedy poczułam na
sobie jego wzrok. Nieśmiało spuściłam wzrok na swoje dłonie.
- Jest piękny. -
powiedziałam.
- Piękny? - spytał
zszokowany. - Nie wydaje ci się, że jest dziwny?
- Co? - uniosłam głowę i
spojrzałam w jego oczy, z których tym razem nie potrafiłam nic
wyczytać. - Nie. Jak już jest… - zauważyłam, że zacisnął
szczękę, spodziewając się jakieś obelgi, na co zaśmiałam się
w duchu. - Jest nadzwyczajny, A… - już chciałam wymówić jego
imię, ale w porę się powstrzymałam. - Jest niesamowity, Scott. -
powiedziałam, chwytając go za dłoń, ale zaraz ją zabrałam. Sama
nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie powinnam się tak
zachowywać – jesteśmy przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi i to
powinno mi wystarczyć. Zaczęłam się też zastanawiać, co takiego
przeżył, iż nie potrafi dostrzec tego, jaki jest… piękny.
*********************************
Mam nadzieję, że się podoba! :)
Czekam na next :)
OdpowiedzUsuń