Lottie
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka szczęśliwa! Gdyby ktoś parę tygodni wcześniej powiedziałby mi, że Aaron potrafi być miły i czarujący to bym go wyśmiała, a teraz…
A teraz to ja wyśmiałabym tego, kto twierdziłby, że nie potrafi taki być. Cała w skowronkach weszłam na swoje piętro i podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos swojej przyjaciółki.
- Aż tak ci się dobrze mieszka beze mnie? - zaśmiała się, a ja natychmiast wytrzeźwiałam.
Podbiegłam do niej i mocno uścisnęłam.
- Wiesz, że nie. - odparłam, uśmiechając się.
- W takim razie…- zaczęła. - może zaprosisz mnie do środka i opowiesz co się stało, że jesteś taka….szczęśliwa?
- Wchodź. - powiedziałam, otwierając drzwi, jednocześnie przewracając oczami.
- Więc? - dopytywała się.
- Val…- westchnęłam, ale nadal nie potrafiłam pozbyć się tego uśmiechu.
- Nic takiego, naprawdę.
- Mhm…jak ma na imię ten nic takiego? - poruszyła brwiami, sprawiając, że nie umiałam się opanować i parsknęłam śmiechem.
- Boże, przestań. - jęknęłam. - Jadłam śniadanie z Aaronem. - przyznałam się. - Zadowolona?
- Czekaj, czekaj, czekaj. - zamyśliła się. - Myślimy o tym samym Aaronie?
- Jeśli ma na nazwisko Scott to owszem. - zaśmiałam się.
- Rany. - wybałuszyła oczy. - Poważnie? Jak było?
- Było…fajnie. - przyznałam.
- Pocałował cie, prawda? O Boże….jak było? Opowiadaj!
- Valerie! - krzyknęłam, trzęsąc się ze śmiechu. - Nie pocałował mnie. Uznaliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi, to wszystko.
- Jeeeeju. Czyli bez sensu! A poza tym, jak w nowym mieszkaniu?
Właśnie miałam zamiar odpowiedzieć, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, przez co mój humor od razu się pogorszył. Naprawdę nie mam nic do gości, ale tym razem wolałabym nikomu nie otwierać. Ludzie tutaj są naprawdę…nachalni. Skrzywiłam się i poszłam wreszcie otworzyć. Stanęłam jak wryta, kiedy znalazłam się twarzą w twarz z osobą, która sprawiła, że byłam w skowronkach. Mój dobry humor od razu wrócił.
- Co tu robisz? - zapytałam bez wahania.
- Cóż…słyszałem, że mam nową sąsiadkę, więc postanowiłem się przywitać, mi lady. - skłonił się teatralnie.
- Tak, akurat. - prychnęłam. - Możesz już iść, skoro się przywitałeś.
- Wyganiasz mnie? - spytał, udając urażonego.
- Nie, tylko…
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Valerie znalazła się tuż obok mnie i spojrzała na Scotta krzywym wzrokiem. Właściwie wydawało mi się, że w głowie układa sobie plan jego bolesnej i długiej śmierci. Myślę, że przez dobre pięć minut patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu Val postanowiła się odezwać.
- Pójdę już kochana. - puściła mi oczko.
- Pamiętaj: nie idź z nim do łóżka. - zaśmiałam się nerwowo, ponieważ dokładnie wiedziałam, że Aaron też to usłyszał.
Niech ją szlag! Przez nią zrobiłam się strasznie czerwona i wiedziałam, że Scott to dostrzegł. Odetchnęłam, kiedy znalazła się poza zasięgiem naszych głosów.
- Przepraszam cię za nią…
- Wariatki już tak mają. - uśmiechnął się i dopiero teraz zauważyłam, że jest bez koszulki. Wprawdzie widziałam już jego brzuch wcześniej, ale i tak zareagowałam tak samo. Takie umięśnienie widuje się tylko w filmach, a tymczasem stoi przede mną chłopak, którego mogłabym sobie wymarzyć, nie licząc charakteru, bo to akurat jest do poprawki.
- Pójdę już. - oznajmił i w ciągu sekundy znalazł się za swoimi drzwiami.
Aaron
Cholera!
Chodzę po pokoju tam i z powrotem, próbując opanować gotujące się we mnie emocje. Moja uprzejmość w stosunku do Charlotte mnie dezorientuje. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był miły i przyznam, że ani trochę mi się to nie podoba. Akurat w takich chwilach przydałaby się porządna dawka alkoholu. Zaczynam żałować tego, że przestałem się nim truć. Od dobrych siedmiu miesięcy nie tknąłem alkoholu i ani razu nie próbowałem z powrotem się do niego zbliżyć. W tym momencie muszę się ostro powstrzymywać, żeby nie pojechać do najbliższego baru i porządnie się nie upić, a byłoby mi to teraz bardzo potrzebne. Fakt, że ta urocza dziewczyna o zielono szarych oczach mieszka tuż obok, że znajduje się tuż za tą cholerną ścianą mnie przytłacza. Nie umiem myśleć o niczym innym tylko o tym, co teraz robi.
Chwila, chwila, czy ja nazwałem ją uroczą?
Wszystko wskazuje na to, że zaczynam tracić zmysły. Mógłbym opisać ją całkiem innymi słowami, więc czemu przyszło mi do głowy akurat to?
- Ogarnij się, Scott! - krzyknąłem w przestrzeń, uderzając w ścianę, przez co spadł wiszący na niej obrazek. W sekundę się opamiętałem i podniosłem obraz z podłogi. Otarłem go z kurzu i zacząłem się w niego wpatrywać. Sam nie wiem, czemu to zatrzymałem…. Przedstawia całą naszą rodzinę, włącznie z mamą. Wszystko na tym zdjęciu wydaje się takie…doskonałe, wyglądamy na szczęśliwych, podczas gdy tak naprawdę było zupełnie inaczej. Całe swoje dzieciństwo pamiętam tak wyraźnie, jakby to było wczoraj. Wszystkie wydarzenia, te szczęśliwe, smutne i okropne… Wszystkie beznadziejne wiązały się z mamą. Miałem taki okres w życiu, kiedy o wszystko się winiłem. Byłem zły na siebie za to, że pozwoliłem jej odejść, ponieważ zasłużyła na każde cierpienie. Chciałem, żeby cierpiała. Chciałem, żeby poczuła ten sam ból co ja, kiedy…
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Przekląłem i nie patrząc na ekran, odebrałem.
- Streszczaj się. - warknąłem, nie wiedząc z kim rozmawiam.
- Miły jak zawsze. - usłyszałem w komórce kobiecy głos, od którego włoski na karku stanęły mi dęba.
- Czego chcesz? - spytałem.
Minęło pięć lat, odkąd po raz ostatni rozmawiałem z tą kobietą. Wszystkie wydarzenia z nią związane pamiętam, jak przez mgłę. Przez te pięć lat z całego serca starałem się o tym zapomnieć. Wystarczył jednak jeden głupi telefon, żeby to wszystko wróciło. Cały ból, całe poczucie winy…
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o tym, co zrobiłeś. - odpowiedziała, sprawiając, ze zacisnąłem szczękę i czekałem na dalszy ciąg. - Mam też nadzieję, że pamiętasz fakt, że nie zostałeś pociągnięty do odpowiedzialności. Nie zamierzam ci tego darować, Aaronie. - drgnąłem, gdy usłyszałem swoje imię. - Wiem, że masz najlepszych prawników, forsę, jakiej mało, ale dopilnuję tego, żebyś resztę swojego życia spędził za kratkami. Stałem bez słowa, z komórką przyciśniętą do ucha, nawet wtedy, gdy połączenie zostało przerwane. Po dłuższej chwili założyłem bluzkę, kurtkę i wyleciałem z mieszkania jak poparzony. Nawet nie pamiętam, czy zamknąłem drzwi. Wiem tylko, że muszę z kimś porozmawiać i postarać się o to, żeby nie sięgnąć po alkohol. W ciągu godziny znalazłem się na podjeździe przy posiadłości Damona. Choć potrafi być niezłym sukinsynem to mam nadzieję, że w tym wypadku mnie wysłucha i…pomoże. Wie wszystko o mnie, o mojej przeszłości i o tym, co zrobiłem, dlatego ze wszystkich sił liczę na jego pomoc. Do środka wszedłem bez pukania. Nie zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem go w salonie z butelką piwa. To był jego zwyczaj. Nic nie mówiąc usiadłem naprzeciwko i starałem się nie patrzeć na alkohol tkwiący w jego dłoni.
- Co tu robisz, bracie? - usłyszałem.
- Victoria Karrę dzwoniła, Damon. - próbowałem powstrzymać drżenie głosu.
- Co mówiła?
- Że zostanę pociągnięty do odpowiedzialności. - odparłem, szukając wsparcia u mojej jedynej, prawdziwej rodziny – u Damona.
- Wiesz, że tak się nie stanie… Miałeś już rozprawę w sądzie, byłeś zawieszony, Scott. Dowody, jak i twoje zachowanie, badania potwierdziły to, że nie byłeś poczytalny, kiedy to zrobiłeś. Pamiętaj, że to nie jest twoja wina, jasne? - kiedy nie odpowiedziałem, kontynuował. - Aaron nie masz się czego bać. Pięć lat temu wszystko zostało dokładnie….ustalone i zamknięte, pamiętasz?
- Ona mi tego nie daruje, Damon. - potarłem ręką czoło. - Nie daruje mi – powtórzyłem.
- Nawet jeśli, jakimś cudem zaciągnie cię do sądu to nic z tego nie będzie. Sędzia odprawi sprawę, słyszysz? Nie masz się czego bać. Kiedy to zrobiłeś… nie byłeś sobą.
- Co ja mam zrobić, Damon? Jak mam o tym zapomnieć, jak się z tym pogodzić? Nie umiem sobie wmawiać, że nie wiedziałem co robię, bo doskonale wiedziałem! Pijany czy nie, byłem tego świadom! Jak mam sobie pozwolić na normalne życie po czymś takim? Cholera! - krzyknąłem, bezradny. - Jako dziecko zostałem zepsuty, a to do czego doszło te marne pięć lat temu już całkowicie mnie zepsuło, Damon.
- Aaron proszę cię, wracaj do domu, nie myśl o Victorii. Skup się na tym, co sprawia, że jesteś szczęśliwy.
- A co sprawia, że jestem szczęśliwy, Damon? Powiedz mi, bo ja nie wiem. - mruknąłem.
- Może nie co, ale kto. - odparł, na co automatycznie podniosłem na niego zmęczony wzrok.
Spojrzałem na swoje dłonie, kiedy zorientowałem się, że nie ma zamiaru kontynuować i zrozumiałem co miał na myśli. W mojej głowie pojawił się obraz Charlotte, która przypatrywała się mojemu tatuażowi, Charlotte, która się uśmiecha, śmieje przy mnie, Charlotte, która mnie znosi i nie ma zamiaru zabić. Moja nowa, cholerna, sąsiadka. Uśmiechnąłem się na same wspomnienia, a fakt, że mieszka tuż obok mnie trafił mnie z podwójną siłą.
- Możesz się zaprzyjaźnić, Aaron. Możesz mieć przyjaciółkę. - dodał mój brat. - Bądź miły, bądź…
- Nie. - odpowiedziałem i poczułem na sobie zdezorientowany wzrok Damona. - Nie będę tobą, bracie. Wiesz, dlaczego? Bo ona lubi mnie takim, jakim jestem i nie mam zamiaru tego zmieniać. Nawet, jeśli jestem dupkiem. - zaśmiałem się, poklepałem brata po plecach i wyszedłem z jego domu, wdychając zimne, świeże powietrze. Wsiadłem do ferrari i ruszyłem w stronę swojego domu, do którego dotarłem w ciągu 40 minut. Gdy znalazłem się w swoim mieszkaniu, wskoczyłem pod prysznic. Odkręciłem kurek, pozwalając, by strumienie ciepłej wody spływały po mojej twarzy i po plecach, przynosząc ulgę w cierpieniu. Było to jedyne miejsce, w którym mogłem zapomnieć o przeszłości…przynajmniej na jakiś czas, bo kiedy wyjdę, przeszłość zacznie gnębić mnie od nowa. Dlatego wkurzyłem się, kiedy usłyszałem nachalne pukanie do drzwi. Mimo wszystko, owinąłem się w pasie ręcznikiem i poszedłem otworzyć. Na moje usta wypłynął szeroki uśmiech, kiedy zobaczyłem Lottie. Powiększył się, kiedy tylko zauważyłem jej zmieszanie.
- W czymś mogę ci pomóc? - spytałem, nie ukrywając rozbawienia.
- Chciałam spytać, czy….mógłbyś pożyczyć mi trochę cukru?
- Jasne. - odparłem, wpuszczając ją do środka, choć wiedziałem, że jej szafka musi być pełna cukru, biorąc pod uwagę kilogramy jakie kupiła w sklepie. Postanowiłem jednak nic nie wspominać.
- Proszę bardzo. - podałem jej to, o co prosiła.
Uśmiechnęła się nieśmiało i zaczęła iść w kierunku drzwi. Tak jak się spodziewałem, zatrzymała się tuż przed wyjściem i spojrzała w moją stronę.
- Może chciałbyś obejrzeć jakiś film? - przygryzła wargę, wyraźnie zdenerwowana. Świadomie przeciągałem czas na odpowiedź, żeby wprawić ją w jeszcze większe zakłopotanie. - Oczywiście, jeśli chcesz…jeśli nie to spoko, może innym razem?
- Przyjdę. - zaśmiałem się, widząc jej zaskoczoną minę.
- Okej. - odetchnęła, ale nie zdążyła wyjść, ponieważ postanowiłem ją pogrążyć.
- Charlotte? - zawołałem, więc się zatrzymała i odwróciła w moim kierunku. Zauważyłem, że jej wzrok przesunął się na dolną część mojego brzucha.
Przełknąłem ślinę i powiedziałem:
- W takim razie może oddasz mi mój cukier?
- C-co?
- Oboje wiemy, że kupiłaś trzy kilogramy cukru, kochana. Poproszę o mój cukier. - cały trząsłem się ze śmiechu, kiedy rzuciła we mnie tą słodyczą. Małe ziarenka cukru znajdowały się teraz na podłodze w całym salonie.
- Dupek. - mruknęła, po czym zniknęła za drzwiami.
Jeszcze raz się zaśmiałem i wróciłem pod prysznic. Choć nienawidzę, kiedy mi ktoś przeszkadza w chwili relaksu to stwierdzam, że było warto. Prawie zapomniałem o przeszłości i o telefonie Victorii Karrę. Prawie. Ponownie odkręciłem kurek, zamykając oczy, kiedy poczułem na sobie ciepłe strumienie wody.
Po dwóch godzinach stałem przed drzwiami mieszkania Lottie i czekałem, aż mi otworzy. Muszę przyznać, że zajęło jej to strasznie dużo czasu, ale gdy tylko ją zobaczyłem, przestałem narzekać. Na moich ustach pojawił się prowokujący uśmieszek, kiedy zobaczyłem, że jest tylko w ręczniku, a mokre włosy opadają jej na zakryte piersi. Cóż za zbieg okoliczności.
- Przeszkadzam? - zapytałem cicho.
- Tak. - pisnęła. - Wejdź. - powiedziała i zniknęła w łazience. Zaśmiałem się pod nosem, widząc jej reakcję.
- Hej, nie pochlebiaj sobie! - wrzasnąłem, kiedy była już w łazience. - Pamiętasz, co ci powiedziałem?
- Co? - wyszła z łazienki, ubrana w niebieską luźną bluzkę z dość głębokim dekoltem, więc nie mogłem się nie gapić i w krótkie szorty, które doskonale opinały jej tyłek.
- Powiedziałem kiedyś, że nie chciałbym cię oglądać, pamiętaj o tym. - mrugnąłem do niej.
- Palant. - mruknęła i usiadła obok mnie, na kanapie.
Choć starała się wyglądać na wyluzowaną….nie bardzo jej to wychodziło. Każdy głupi dostrzegłby to, w jaki sposób siedzi. Całe jej ciało było napięte, oddychała płytko, nierówno i cały czas się wierciła. Po chwili miałem dość.
- Lottie. - zacząłem. - Czym się tak denerwujesz, do cholery?
- Nie denerwuję się….
- A ja jestem koziołek matołek, miło mi. - odparłem, a na jej ustach pojawił się uśmiech – pierwszy, prawdziwy uśmiech tego wieczoru. - Nie denerwuj się, okej? Nie zgwałcę cię, Charlotte. - parsknęła śmiechem.
- W życiu by ci się to nie udało, Scott.
- Chcesz się założyć? - pochyliłem się w jej stronę tak, że nasze usta dzieliły milimetry. Zauważyłem, że zaczyna nerwowo oddychać i, że zwilżyła językiem usta. Przez chwilę nawet chciałem ją pocałować, ale szybko się opamiętałem i odsunąłem się na bezpieczną odległość. Przypomniała mi się sytuacja sprzed paru tygodni, kiedy ją pocałowałem. Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zazwyczaj, kiedy całowałem dziewczyny w trymiga znajdowaliśmy się w łóżku, a w tym wypadku było inaczej. Odepchnęła mnie, czemu? Nie powinienem się tym zadręczać, ale to właśnie robię. Zastanawia mnie to, dlaczego tak postąpiła, szczególnie jeśli wiem, że ją pociągam. Istnieje chyba tylko jeden powód, dlaczego to zrobiła. Z doświadczenia wiem, że dziewczyny nie odmawiają tego, czego same pragną, a wiem, że mnie pragnęła. Czułem to w każdej części swojego ciała.
- Gra w dwadzieścia pytań? - spytałem, mając nadzieję, że się zgodzi.
- Jasne, ale ja pierwsza! - uśmiechnęła się.
Skinąłem głową i czekałem na pytanie.
- Masz rodzeństwo?
- A co? Jesteś ciekawa, czy mam brata, żeby móc go wykorzystać? - zaśmiałem się z widoku jej zszokowanej miny. - Tak, mam brata. Jesteś dziewicą?
- Co?
- Słyszałaś. - spuściła wzrok na swoje dłonie, wciągnęła powietrze i drżącym głosem odpowiedziała:
- Tak. - nagle poczułem się winny, że ją o to spytałem i zepsułem wieczór.
- Hej, - szepnąłem, chwytając ją za dłoń. - Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Przyjaciele mówią sobie takie rzeczy. - pokiwała głową, jednak nie byłem przekonany. - Wszystko w porządku?
- Tak. - odparła. - Czy kiedykolwiek byłeś agresywny w stosunku do dziewczyny? Pobiłeś jakąś? - jej pytanie sprawiło, że serce mi stanęło, a przed oczami pojawił się obraz sprzed pięciu lat. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić.
- Czemu mnie o to pytasz? - spytałem gniewnie.
- Przepraszam….po prostu…
- Czemu mnie o to spytałaś, Charlotte?! - krzyknąłem, wstając z kanapy i uderzając pięścią w stolik.
- Przepraszam! Nie chciałam…
- Gówno prawda! - warknąłem i spojrzałem jej prosto w oczy. Była roztrzęsiona. - Boisz się mnie? - nie odpowiedziała. - Boisz się mnie, Charlotte?! - krzyknąłem podchodząc bliżej.
Wciąż nie odpowiedziała, ale z jej zamkniętych oczu, popłynęły łzy. Oddaliłem się o parę kroków i uderzyłem pięściami w drzwi. W tym samym czasie usłyszałem, jak Lott płacze. Powoli zacząłem się uspokajać i tłumaczyć sobie, że spytała z ciekawości, że nie dotarła do mojej mrocznej przeszłości. Gdy się uspokoiłem, powolny krokiem ruszyłem w jej kierunku. Kiedy to zauważyła, zaczęła się cofać, więc się zatrzymałem.
- Wyjdź. - poprosiła, łamiącym się głosem.
Nic nie mówiąc, otworzyłem drzwi i wyszedłem, nawet na nią nie patrząc. Prawdopodobnie powinienem wrócić do swojego mieszkania, ale nie byłem w stanie. Przekląłem i wyszedłem z budynku, kierując się do najbliższego baru. W ciągu pięciu minut dotarłem do celu i usiadłem przy barku. Mogłem tylko dziękować właścicielowi, że nie wpuszczają tu kobiet, bo nie mógłbym znieść teraz widoku jakiejkolwiek. Barman popatrzył na mnie bez wyrazu, po czym spytał, co podać. Całe moje ciało domagało się whisky, ale nie mogłem się złamać przez dziewczynę, dlatego zamówiłem wodę. Barman spojrzał na mnie, jak na wariata, ale po krótkiej chwili postawił przede mną szklankę wody. Podziękowałem mu skinieniem głowy i duszkiem opróżniłem zawartość szklanki. Zapłaciłem i zbierałem się do wyjścia, kiedy do środka wszedł Nate Blacknorth. Zaśmiałem się histerycznie, kiedy go zobaczyłem, bo brakowało tu tylko jego.
- Aaron Scott! - zawołał.
- Nate Blacknorth! - małpowałem go. - Co tu robisz?
- Przyszedłem się napić, może do nas dołączysz?
- Nie, dzięki. - warknąłem.
- No tak, zapomniałem, że nie pijesz. Od…siedmiu miesięcy tak?
- Zgadza się.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, kiedy wpadnę do twojej nowej sąsiadki? - zapytał i w ciągu sekundy przygniotłem go do ściany.
- Coś ty powiedział? - syknąłem.
- Oj no wiesz….ładna brunetka, podobno dziewica….
Nie dałem mu dokończyć, ponieważ moja pięść wystrzeliła i trafiła go w szczękę, powalając go tym samym na ziemię. Splunąłem na podłogę, usiadłem na nim okrakiem i zacząłem okładać go pięściami, do momentu, aż dostałem potężny cios w szczękę i znalazłem się na podłodze. Mój kolega przejął inicjatywę i teraz to on mnie okładał, w ogóle się nie hamując. Naprawdę myśli, że ze mną wygra? Pięścią uderzyłem go parę razy w żebra i kiedy usłyszałem pęknięcie i jęk bólu, wreszcie dał mi spokój, osuwając się na ziemię. Zaśmiałem się cicho, po czym wstałem na równe nogi. Zanim wyszedłem z baru splunąłem krwią na Nate'a.
- Jeśli się do niej zbliżysz, – warknąłem, upewniając się, że mnie słyszy – zabiję cię.
**************
Za literówki przepraszam! :)
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Rozdział świetny, czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńHalo Zuza żyj i pisz kolejny rozdział 😂😂😂 bo ja tu czekam 😜😜😜
OdpowiedzUsuń