Lottie
Zalana łzami biegłam przez ulicę sama nie wiem dokąd. Wiedziałam jednak, że nie mogę wrócić do mieszkania, po prostu nie mogę. Ono znajduje się stanowczo za blisko Aarona. Nie mogłabym spojrzeć mu w oczy po tym co zaszło między nami. Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie wiem, dlaczego pozwoliłam moim emocjom wygrać – wyjść na zewnątrz. Nie wierzę, że prawie zostałam jedną z jego panienek. Nie zgodzę się na taki układ dla nikogo. Nawet dla tego zielonookiego dupka. Przeklęłam, kiedy na kogoś wpadłam. Nawet nie wiedziałam, czy zderzyłam się z kobietą czy z mężczyzną. Mimo złości, smutek i tak wciąż wygrywał. Czym prędzej się odwróciłam i bez słowa pobiegłam dalej, przed siebie, co jest do mnie niepodobne. Po prostu nie mam ochoty na rozmowę z ….ludźmi.
- Zaczekaj! - usłyszałam męski głos i przez jedną, minimalną chwilę miałam nadzieję, że to głos Aarona. Nawet na sekundę przystanęłam, ale wiedziałam, że to nie on. Nigdy nie pomyliłabym go z innym facetem, jestem tego pewna. Nie reagowałam na dalsze wołania ze strony obcego człowieka, tylko wciąż biegłam dalej. Myślałam, że już go zgubiłam, ale nagle chwycił mnie za łokieć, sprawiając, że się zatrzymałam. Mimo wszystko, nadal na niego nie patrzyłam. Przed oczami wciąż widziałam twarz Aarona, która nie wyrażała żadnych emocji…
- Coś się stało? - usłyszałam pytanie.
Jako, że łzy nadal płynęły po mojej twarzy, nie umiałam odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową. Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać z tym człowiekiem. Jestem wściekła na wszystko, na wszystkich, ale szczególnie na siebie i to całkiem z innego powodu niż mogłoby się wydawać. Mimo, że bardzo chciałabym zaprzeczać swoim uczuciom to już nie mogę, nie potrafię. Myślę, że polubiłam Aarona i to mnie przeraża.
- Nate. - przedstawił się.
Wyglądał na miłego gościa, ale…
- Lottie. - odezwałam się, ale na nic więcej nie pozwoliłam.
Nie zwracając uwagi na Nate'a wycofałam się i zaczęłam iść w kierunku mojego mieszkania. Wiem, że nie mogę przez wszystkie wieki wieków (amen) unikać Aarona.
Po godzinie wreszcie dotarłam na miejsce. Gdy tylko przyszłam to od razu runęłam na sofę, zastanawiając się co tak właściwie mam zamiar zrobić. Co ja w sumie o nim wiem? Chyba nic, oprócz tego, że lubi wykorzystywać dziewczyny i, że ma bogatego ojca. Z całych sił chciałabym sprawić, żeby mi zaufał, żeby się otworzył. Chcę mu jakoś pomóc, tylko problem polega na tym, że zupełnie nie wiem, jak mam się do tego zabrać. Pierwszy krok w tej sprawie jest niemożliwy do zrealizowania, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby się udało. Mianowicie muszę zapomnieć o tym, co miało miejsce kilka godzin temu. Nie wiem jak, ale muszę mu pokazać, że mnie nie zranił i, że jakimś cudem musi mi zaufać. Po prostu musi to zrobić, żebyśmy mogli pójść dalej. Odetchnęłam, ponieważ mając plan działania czułam się dużo bardziej swobodnie. Zamknęłam oczy i mentalnie zaczęłam się przygotowywać do jutrzejszego dnia.
Obudziłam się trochę przed budzikiem, ale to nawet dobrze się składa. Muszę pogadać z Aaronem, a wiem, że wyjeżdża do szkoły trochę szybciej ode mnie. W szybkim tempie udałam się do łazienki i również w tym samym tempie byłam już gotowa. Nawet nie miałam siły na makijaż, dlatego tylko lekko podkreśliłam rzęsy i usta. Ubrałam czarne rurki i luźną karmelową bluzkę, a włosy spięłam w kucyk. Zabrałam z mieszkania to, co było mi potrzebne i wyszłam. Po paru sekundach w końcu zdobyłam się na odwagę i zapukałam do drzwi Scotta. Mój umysł krzyczał naprawdę różne rzeczy: uciekaj!, czekaj!, niech nie otwiera!, musi otworzyć!. Sama byłam już w sobie zagubiona. Już miałam odchodzić, kiedy drzwi się uchyliły, ale nie otworzył mi Aaron tylko dziewczyna, którą pierwszy raz widzę na oczy. Nie da się ukryć, że jest po prostu piękna. Długie blond włosy aż do pasa, duże, niebieskie oczy i ani jednej niedoskonałości.
- W czym ci mogę pomóc? - odezwała się i dopiero teraz zauważyłam to, w co jest ubrana i prawie się zakrztusiłam. Miała na sobie tylko bieliznę i nic więcej. W tej chwili, jak w żadnej innej zapragnęłam po prostu uciec, ale przypomniałam sobie po co tu przyszłam. Choćby nie wiem co, muszę pogadać z Aaronem. Teraz.
- Możesz zawołać Aarona? - spytałam najmilej, jak tylko potrafię i miałam naprawdę gdzieś to, że użyłam jego imienia.
- A kim jesteś?
- Koleżanką. - przynajmniej tak mi się wydaje.
- Jest trochę….zajęty. - uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć : ,,spójrz na siebie. Nie masz u niego szans”.
- Zawołaj go. - rozkazałam, a uśmieszek natychmiast zszedł z jej twarzy.
- Scott jakaś nachalna pani do ciebie! - krzyknęła i kręcąc biodrami zniknęła z mojego pola widzenia.
W chwili, kiedy czekałam na Aarona moje palce były już całe zsiniałe, a to wszystko przez mój cholerny nawyk. Kiedyś mi odpadną, naprawdę. Mało tego, zaczęłam chodzić tam i z powrotem coraz bardziej się niecierpliwiąc. Przyrzekam, że jeśli nie zjawi się za pięć… Przerwałam domysły, ponieważ właśnie przyszedł. Chyba nie muszę ukrywać tego, że on również nie jest zbytnio…ubrany? Ma na sobie tylko bokserki i muszę przyznać, że jest cholernie seksowny. Musiałam policzyć do dziesięciu, żeby nie zemdleć na jego widok.
- Posłu…
- Co ci się stało w palce? - spytał, przerywając mi i jednocześnie ujmując moją dłoń w swoją. Kiedy tylko mnie dotknął przez moje ciało przeszło tysiące iskierek. Jestem niemal pewna, że on też to poczuł.
- N-nieważne. - odparłam, wyrywając mu dłoń. - Możemy przez chwilę porozmawiać? - spytałam, jak kompletna idiotka.
- Przecież rozmawiamy. - odpowiedział, opierając się o framugę drzwi i zakładając ręce na piersi.
- Chodzi mi o wczoraj i o…
- Zapomnij, Charlotte. - wtrącił się. - Było minęło, nieważne. - po tych słowach się odwrócił, dając mi do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
- Scott poczekaj! - zawołałam i zdziwiłam się, kiedy naprawdę przystanął i odwrócił się w moją stronę.
- Może dla ciebie to jest nic, jednak ja nie całuję pierwszego lepszego faceta, jasne? - zaczęłam. - Nie jestem dziwką i przyszłam tu po to, żeby ci powiedzieć, że to co zaszło wczoraj wieczorem to była pomyłka i, że nie masz się czym martwić.
- Lottie…
- Daj mi skończyć! - krzyknęłam, skutecznie go uciszając. - Nie chcę, żebyśmy na każdym kroku się kłócili. Jeśli to możliwe to chciałabym zacząć naszą przyjaźń od nowa, zapominając o tym, co było.
- W porządku. - odpowiedział.
- Dziękuję. - odetchnęłam. - To do zobaczenia. Nie chcę ci dłużej przeszkadzać. - posłałam mu sztuczny uśmiech, ale mam nadzieję, że się nie zorientował.
- Nie… do zobaczenia. - poprawił się i zaczęłam się zastanawiać co chciał powiedzieć. Uznałam jednak, że lepiej będzie, jeśli dam temu spokój. Ignorując głupie motylki w brzuchu, wyszłam na dwór i już miałam wsiadać do swojego samochodu, kiedy usłyszałam głos.
- Czekaj! Nie jedź!
- Muszę jechać do szkoły, Scott. Jeśli tego nie zrobię to się spóźnię. - oznajmiłam całkiem poważnie.
- Zabieram cię na przejażdżkę, Lott. - uśmiechnął się, na co moje serce wywinęło koziołka, znowu. - Nie przyjmuję odmowy. Czekaj tutaj, zaraz zejdę. - to mówiąc zniknął w budynku, z którego jeszcze przed chwilą wyszedł.
Zaczęłam się zastanawiać co jest z nim nie tak. Czasami jest naprawdę niezłym dupkiem, ale niekiedy… Niekiedy ujawnia tą miłą, opiekuńczą część siebie, którą trzyma zamkniętą w sobie przed wszystkimi. Nie mogę zaprzeczać, że jestem bardzo ciekawa jego i jego przeszłości. Jednak głównie chciałabym móc być dla niego kimś…więcej. Doszłam do wniosku, że jeśli dalej będę zaprzeczać własnym emocjom to w końcu mnie to wykończy. O ile oczywiście Aaron nie zrobi tego prędzej. Wiem, że zawsze bym mogła pogadać z jego bratem i czegoś się dowiedzieć, ale nie chcę tego robić. Zależy mi na tym, żeby sam mi powiedział co go trapi. Chcę się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Chcę, żeby był dla mnie kimś więcej. Westchnęłam, kiedy z powrotem ruszył w moim kierunku. Także przez cały dzień mam zamiar świetnie się bawić i poznać Aarona lepiej.
- Więc gdzie mnie zabierasz? - spytałam podekscytowana, ale też trochę zdenerwowana.
- Po pierwsze nie zabiorę cię nigdzie, jeśli wciąż będziesz taka nerwowa. - spojrzał na moje palce, które znowu gorączkowo wykręcałam.
Kiedy tylko się zorientowałam o co mu chodzi to od razu przestałam, a na jego usta wypłynął uśmiech, który za każdym razem skrada moje serce. Mimo, że nie pojawia się u niego za często to i tak….kocham to w nim.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się nieśmiało, spuszczając wzrok na ziemię. Jednak od razu poczułam, jak ujął mój podbródek i delikatnie dźwignął go do góry.
- Nie wstydź się. - poinstruował. - Nie masz czego, Lottie. - pomimo że była to tylko niewinna wymiana zdań to czułam się bardzo odsłonięta. Mało tego, zauważyłam, że powoli nachyla się w moją stronę. Po chwili oparł czoło o moje czoło, sprawiając, że mój oddech wyraźnie przyspieszył tak samo, jak jego. Jedną rękę trzymał na mojej talii, a drugą na mojej szyi. Tak bardzo go pragnęłam, że to aż niewyobrażalne. Jeszcze nigdy do nikogo nie czułam czegoś takiego jak właśnie do niego. Myślę, że bez problemu powiedziałabym, żebyśmy zostali w tej pozycji, ponieważ nie miałabym nic przeciwko. Czułam, że on czuje podobnie, ale wiem, że jeśli zaraz się od siebie nie oderwiemy to skończy się to kłótnią, czego chciałabym uniknąć.
- Jedziemy? - szepnęłam cicho, choć tak bardzo chciałabym tu zostać!
- Tak, jedźmy. - odparł również szeptem, ale wciąż się nie ruszał, co mnie zaskoczyło, ale i ogarnęło mnie szczęście, radość.
- Charlotte, ja… - zaczął. - Przepraszam cię.
Moje serce gwałtownie spadło z Mount Everest. Chociaż tyle razy już mnie zranił to pierwszy raz usłyszałam od niego przeprosiny. Jeśli wcześniej wciąż myślałam, że posiadam własne serce to teraz w stu procentach mogę powiedzieć, że teraz moje serce należy do niego.
- Przepraszam cię za wszystko, co zrobiłem. - kontynuował. - Oprócz jednego. - wstrzymałam oddech. - Nie mam zamiaru przepraszać cię za to co stało się wczoraj ani za pocałunek sprzed paru tygodni. Bo tych zdarzeń nigdy nie będę żałował…
Nie mam pojęcia co miałabym mu na to odpowiedzieć.
Na usta cisną mi się dwa wyrazy, z czego jeden zaczyna się na ,,k”, a drugi na ,,c”. Tak bardzo, jak chciałabym mu to powiedzieć, tak samo bardzo wiem, że to nie jest dobry pomysł. Jeszcze parę minut temu chciałam od niego przyjaźni…. Co ja najlepszego zrobiłam?
- Chcę… - zaczęłam, nie panując nad swoim głosem. - Chcę cię poznać. - szepnęłam, przygotowując się na wybuch złości, który jednak nie nadszedł…
- Nie chcesz mnie poznawać. - zaczął. - Uciekniesz, jeśli to zrobisz, a nie chcę żebyś ode mnie uciekła.
Jak mam mu zagwarantować, że nie ucieknę? Nie mogę tego zrobić, bo sama nie wiem.
- Nie mogę ci obiecać, że nie ucieknę, ale mogę ci obiecać, że jeśli cię nie poznam to na pewno ucieknę. - odparłam po chwili namysłu. - Może trudno ci w to uwierzyć, ale jesteś dla mnie ważny, Scott.
- Lottie….- westchnął. - Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do dziewczyny. Nigdy. - wyznał, po czym zniknął w swoim samochodzie, odjeżdżając z piskiem opon. Beze mnie.
Aaron
Cholera jasna!
Świetnie, Aaron, świetnie!
Co ci odbiło?!
Miałem ją tylko zabrać na świetną przejażdżkę, a zamiast tego prawie wyznałem jej miłość. Miłość. Tylko, że ja nie wiem, co to miłość. Z drugiej strony gdy tylko ją widzę, nie myślę racjonalnie. Myślę tylko o tym, żeby zabrać ją do sypialni i tam się nią zająć, ale z jakiegoś powodu jeszcze tego nie zrobiłem, choć wiem, że bym mógł. Widzę sposób w jaki ona na mnie patrzy i widzę to, jak na mnie reaguje. Mimo wszystko nie zabrałem jej do siebie, dlaczego? W przeszłości nie obchodziło mnie to, co czuły kobiety, nawet jeśli były dziewicami. Jednak z nią jest…inaczej. Choć najbardziej na świecie chciałbym sprawić jej przyjemność to nie chcę jej zranić. Mało tego, zależy mi na tym, żeby jej pierwszy raz był…wyjątkowy, romantyczny. Ze mną. A ja nigdy nie byłem romantyczny dla nikogo. Nigdy nawet tego nie chciałem, ale teraz… Chcę, żeby była szczęśliwa, chcę dać jej wszystko co tylko mogę. Tak bardzo jej pragnę….
Zjechałem na pobocze, bo czułem, że jeśli tego nie zrobię to skończę w wypadku. Nie wiem, co mam myśleć, nie wiem, co mam robić. Czuję, że nic nie wiem i to mnie cholernie wkurza!
- Czego? - odebrałem telefon, którym najchętniej rzuciłbym o asfalt.
- Cześć, Scott. - westchnęła Valerie.
Po jakiego grzyba ona do mnie dzwoni?
- Czego chcesz, Val?
- Co ty jej zrobiłeś?
- O czym ty mówisz? - zaniepokoiłem się.
- O Lottie! Siedzi na kanapie i nic nie mówi! To się uśmiecha i płacze ze szczęścia, a to płacze ze smutku! Nie wiem, co mam z nią zrobić, więc rusz tyłek, gdziekolwiek jesteś, i przyjeżdżaj mi tu! Natychmiast!
Bez zbędnych komentarzy zakończyłem połączenie i czym prędzej zawróciłem, kierując się do mieszkania.
Dotarłem tam w zadziwiająco szybkim tempie i od razu rzuciłem się w stronę schodów. Zacząłem się nawet bać, że coś jej się stało. Choć wiem, że to nieprawda to czuję się tak, jakbym miał zemdleć. Boję się o nią. Chcę z nią być. Nie chcę, żeby była sama. W ciągu paru sekund znalazłem się w jej mieszkaniu. Nawet nie zawracałem sobie głowy pukaniem, po prostu wszedłem i od razu się zatrzymałem. Zobaczyłem ją. Siedzi na kanapie z chusteczką w ręce i patrzy przed siebie nieobecnym wzrokiem. Przełknąłem rosnącą gulę w gardle, po czym powolnym krokiem ruszyłem w jej stronę. Uklęknąłem przed nią, ujmując jej twarz w dłonie. Kciukami otarłem jej łzy. Zauważyłem, że dopiero teraz dotarło do niej to, że tu jestem. Wnioskuję to z tego, ponieważ jej źrenice się powiększyły, a na policzkach pojawił się znajomy rumieniec. Uśmiechnąłem się i bez głębszej analizy wziąłem ją w ramiona. Teraz oboje znajdowaliśmy się na podłodze. Nie rozumiem tylko, dlaczego wciąż płacze. Nie wiem…
- Dziękuję. - powiedziała ochrypłym głosem.
- Za co, maleńka? - spytałem szeptem, głaszcząc ją po głowie.
- Za to, że tu ze mną jesteś, Aaron. Dziękuję. - wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem swoje imię, ale nie tak, jak pozostałe razy, kiedy ktoś mnie tak nazywał. Można powiedzieć, że w głębi ducha poczułem ulgę, że wreszcie wymówiła moje imię. Nie przypuszczałem, że będzie tak pięknie brzmieć w jej ustach. Uśmiechnąłem się pod nosem i nawet nie zauważyłem kiedy zasnęła. Prawdopodobnie powinienem wrócić do siebie, ale nie mogę jej tu zostawić.
- No i JAK? USPOKOIŁA SIĘ?! - usłyszałem krzyk Valerie z łazienki i natychmiastowo się skrzywiłem. Jeśli nadal będzie tak krzyczeć to Lottie się obudzi. Ostrożnie wziąłem Charlotte na ręce i zaniosłem do swojego mieszkania. Miałem szczęście, że tym razem zostawiłem drzwi otwarte. Bez żadnego wahania położyłem ją w swoim łóżku i delikatnie przykryłem kołdrą. Zanim wyszedłem, pocałowałem ją w czoło i zapragnąłem, żeby każdego wieczora zasypiała tutaj, w moich ramionach. Zacząłem pocierać swoje skronie, żeby pozbyć się stresu, który się z tym wszystkim wiąże. Westchnąłem i wróciłem do Valerie. Bez żadnych skrupułów walnąłem pięścią w drzwi. Zaśmiałem się, kiedy usłyszałem, że po drugiej stronie coś spadło. Jak na komendę drzwi się otworzyły, ukazując mi Val w samym ręczniku.
- Uspokoiła się? Co jej zrobiłeś? Mówiłam, żeby się biedaczka w tobie nie zakochiwała...
Poczułem się tak, jakbym dostał z liścia. To niemożliwe, żeby się we mnie zakochała… Nie może….To ją zniszczy…Nas zniszczy.
- Ups. - jęknęła. - Powiedz, że jej nie skrzywdzisz, Scott. Widzę jak na nią patrzysz i wiem, że też ją lubisz. Nie zaprzeczaj temu. Możesz się zmienić. Musisz tylko chcieć. - po tych słowach wróciła do łazienki, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Chwiejnym krokiem wróciłem do swojego pokoju, rozebrałem się do bokserek i wróciłem do łóżka. Położyłem się bardzo delikatnie, żeby jej nie obudzić, po czym przyciągnąłem ją do siebie. Dokładnie jakby wiedziała, że to ja, oplotła mnie ramionami w pasie, a głowę ułożyła na mojej piersi. Poczułem, że moje tętno znacznie przyspieszyło, kiedy splotła nogi z moimi nogami. Na początku czułem się trochę nieswojo biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nigdy nie spałem od tak z dziewczyną. Jednak już po chwili znacząco się odprężyłem i delektowałem się jej zapachem oraz tym, że jej ciało tak idealnie pasuje do mojego. Zacząłem się zastanawiać nad tym, co powiedziała mi Valerie. Czy to prawda, że również czuję do niej coś więcej? Czy mógłbym ją pokochać? Czy pozwolę jej rano odejść, kiedy się obudzi? Czy jestem w stanie ją zaspokoić? Czy mogę się zmienić?
Kiedyś w ogóle nie zastanawiałbym się nad takimi pytaniami, ale teraz… Chcę tego. Chcę jej. Chcę spróbować. Dla niej.
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
wtorek, 25 października 2016
piątek, 21 października 2016
rozdział jedenasty - koniec nas obojga.
Lottie
Z całego serca chciałabym powiedzieć, że ostatni miesiąc był najlepszym miesiącem w moim życiu, ale…to nie do końca prawda. Jak zawsze obecne są plusy i minusy tego wszystkiego. Praca w salonie S.Cott robi się coraz cięższa, a przypuszczałam, że będzie na odwrót i, że będę mogła trochę wyhamować – na próżno. Coraz gorzej radzę sobie z pogodzeniem pracy ze szkołą. Zbliżają się egzaminy, a ja mam okropne zaległości, dlatego od dłuższego czasu okropnie boli mnie głowa, a do tego czuję się wycieńczona, a nawet wyssana z życia. Do tego dochodzi jeszcze brak kontaktu ze znajomymi, a szczególnie z Valerie i Arthurem. Jednak nie mogę powiedzieć, że zostałam całkiem sama, bo ,,uprzejma” sąsiadka o imieniu Elizabeth codziennie mnie odwiedza i….doprowadza mnie to do szału. Nie mówię, że jej nie lubię, ponieważ ona jest naprawdę miła, tylko….nie umiem się z nią zaprzyjaźnić i chyba nawet wiem, dlaczego. I nie, nie chodzi tutaj o jej piskliwy głosik tylko o to, że bez przerwy nawija o naszym, jakże, przystojnym sąsiedzie o pięknych zielonych oczach. Fakt, że codziennie mi o nim przypomina, nie ułatwia mi tego, że chcę go wyrzucić ze swojego życia. Miesiąc temu, gdy to postanowiłam, nie miałam pojęcia, że będzie tak cholernie trudno. Myślę, że zapomniałam o tym, że jest moim sąsiadem, co okazuje się być strasznie kłopotliwe. Wystarczy, że tylko wpadnę na niego na klatce schodowej, a moje serce już przyspiesza, a przed oczami staje mi sytuacja sprzed miesiąca, kiedy jak głupi udawał, że nie ma o niczym pojęcia. Zastanawiam się też, jak mogłam być taka głupia i wyznać mu, że jestem dziewicą. W końcu mogłam się domyślić, że będzie chciał to wykorzystać….Idiotka ze mnie, ale co się stało to się nie odstanie. Nadal też nie wiedziałam, jak mam wytłumaczyć całą tę sytuację Nickowi. Wiem, że się martwi i wiem, że zrozumiał co się dzieję, ale martwi mnie to, że nie zapytał. Wszystko mu wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz. Nie teraz, kiedy ma duże problemy z Evą. Po prostu nie chcę mu mieszać w głowie. Siedzę w swoim samochodzie i myślę, gdzie mam pojechać. Muszę wreszcie wybrać: szkoła albo praca. Choć praca w salonie S.Cott jest dla mnie bardzo ważna, zarabiam niezłe pieniądze to nie mogę zrezygnować z zajęć. Nie dam rady dłużej działać na dwa fronty. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku szkoły, żegnając się z dochodami.
Wreszcie, jakby kamień spadł mi z serca, kiedy zaparkowałam na parkingu przy szkole. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy z tego, że praca była dla mnie taka stresująca i doskonale wiem, czemu. Nie chodziło o to, że harowałam jak wół tylko o to, że oprócz mnie pracuje tam Aaron. Myślę, że właśnie to było dla mnie bardzo uciążliwe. Wysiadłam z auta, wzięłam swoją torbę i w ciągu paru minut znalazłam się w środku budynku. Chodzę już do tej szkoły…bo ja wiem, 3 miesiące (?), ale wciąż nie pamiętam nazwisk nauczycieli co jest strasznie krępujące. Mam też nadzieję, że większość uczniów zapomniała o plotkach, które były rozsiewane na mój temat. Nic, tylko się modlić, pomyślałam. W szybkim czasie znalazłam się pod salą, w której odbywają się zajęcia z literaturoznawstwa. Nie miałam nawet pojęcia o tym, że tak bardzo mi tego brakuje, dlatego czym prędzej weszłam do środka i…zamarłam. Na moim starym miejscu, na którym zawsze siedziałam sama….cóż nie będę już sama. Puste miejsce obok mnie zajął Aaron i bezczelnie siedział na krześle z tym swoim seksownym uśmiechem.
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum.
Czasami nienawidzę swojego serca tak, jak właśnie w tej chwili. Mam wrażenie, że jak do niego podejdę to bardzo dobrze usłyszy to, jak mój narząd wariuje na sam jego widok. Nie rozumiem, jak mogę tak na niego reagować? Myślałam, że jeśli się od niego odsunę, oddalę to wszystko mi przejdzie, ale jak widać…. Zresztą kogo ja próbuję oszukać? W całym miesiącu nie było dnia, w którym bym o nim nie myślała. Widziałam go na każdym kroku i cholernie mnie to wkurzało. Westchnęłam, dzięki czemu wróciłam do rzeczywistości. Zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią, przez co poczułam się nieswojo. Cała moja nieśmiałość wróciła – spuściłam głowę i wpatrywałam się w podłogę. W szybkim tempie podeszłam do swojego miejsca i nie zwracając uwagi na Aarona, usiadłam. Jeśli się do mnie nie odezwie to może powinnam przeżyć….
- Charlotte. - odezwał się.
Niech go szlag. Zebrałam w sobie całą odwagę oraz siłę woli i powoli obróciłam się w jego kierunku. Gdy tylko spojrzałam w jego zielone oczy, poczułam jak zaschło mi w ustach. Do tego doszły potężne zawroty głowy, które starałam się ignorować.
- Scott. - przywitałam się równie ostro tak, jak on ze mną.
Humoru nie poprawiał mi fakt, że wszyscy w klasie zamilkli i, że wyraźnie przysłuchują się naszej wymianie zdań, która, mam nadzieję, będzie bardzo krótka.
- Musimy pogadać. - wyszeptał mi do ucha, a jego bliskość sprawiła, że nie potrafię się nawet ruszyć.
- Nie mamy o czym. - odparłam, zwiększając dzielącą nas odległość.
Z rozdrażnieniem zauważyłam, że gdy tylko to powiedziałam, na jego usta wypłynął tajemniczy uśmiech, który muszę przyznać, zaintrygował mnie. Nagły trzask wyrwał mnie z zamyślenia i sprawił, że spojrzałam w stronę biurka nauczyciela. Dobrze, pora brać się za naukę. Po sprawdzeniu obecności, nauczyciel wstał zza biurka i rozejrzał się po klasie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy zauważyłam, że jego wzrok spoczął na mnie.
- Charlotte, bardzo cię proszę, abyś została na chwilę po lekcji. - oznajmił, na co posłusznie skinęłam głową, ignorując zaciekawione spojrzenia gapiów.
Mam tylko nadzieję, że 130 minut literaturoznawstwa minie bardzo, bardzo szybko….
Po czterdziestu minutach myślałam, że mnie rozniesie. Przez ten cały czas Aaron nawet na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku, co strasznie mnie rozpraszało i dalej rozprasza, ponieważ dalej to robi. Skorzystałam z okazji, kiedy nauczyciel pisał coś na tablicy. Nachyliłam się w stronę Aarona i wyszeptałam:
- Możesz przestać?
- Jeśli tylko zgodzisz się ze mną porozmawiać. - odparł, na co miałam niezwykłą ochotę go spoliczkować.
Widać, że on doskonale wie, jak na mnie działa co mnie strasznie wkurza.
- Dobrze, ale daj mi się uczyć. - poprosiłam.
- Oczywiście, Charlotte. - odpowiedział, po czym skierował wzrok na przód klasy, jednak ani trochę nie poprawiło to mojego skupienia.
Pozostałe 90 minut minęło w dość normalnej atmosferze, biorąc pod uwagę to, kto obok mnie siedział. Mimo to byłam przeszczęśliwa, kiedy nauczyciel oznajmił koniec zajęć. Niestety przypomniałam sobie to, że muszę na chwilę zostać. Mało tego nawet potem nie mogę udać się do domu, bo obiecałam Aaronowi rozmowę. Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do biurka nauczyciela. Zszokowana zauważyłam, że Aaron nie ma zamiaru wychodzić. Oparty o framugę drzwi wyraźnie dawał do zrozumienia to, że na mnie czeka i to, że nigdzie się stąd nie ruszy. - Panie Scott… - zaczął nauczyciel.
- Nigdzie, cholera, nie idę. - warknął i zdziwiło mnie to, że pan George nawet nie drgnął, biorąc pod uwagę niegrzeczną odpowiedź Aarona.
- Dobrze, więc… - spojrzał na mnie. - Myślę, iż zdaje sobie pani sprawę z tego, że ma pani spore zaległości i, że nie da pani sobie rady sama.
- Do czego pan zmierza? - zapytałam.
- Rozmawiałem z dyrektorem i wiem co ustaliliście, ale…. Najmniej chciałbym cię oblać, Charlotte. Dlatego bardzo cię proszę, abyś znalazła sobie korepetytora.
- Co, proszę? - myślałam, że się przesłyszałam.
Nie mam zamiaru brać korepetycji u obcego człowieka!
- W twojej klasie masz paru geniuszy…wykorzystaj to.
- Ja tu prawie nikogo nie znam… - oznajmiłam cicho.
- Jeśli pozwolisz, mogę ci kogoś zaproponować. - wiedziałam, że tak bardzo jak tego nie chcę to tak samo bardzo muszę się zgodzić. - Słucham.
- Aaron Scott chętnie ci pomoże, prawda? - automatycznie spojrzałam w stronę wspomnianego człowieka i nic nie poradzę na to, że chcę mi się śmiać, kiedy widzę jego minę.
- Z całym szacunkiem… - zaczęłam, z trudem się opanowując. - Nie sądzę, żeby pan Scott był w stanie mnie….
- Z wielką chęcią. - wtrącił się, na co moja mina od razu zrzedła.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia i mam nadzieję, że Twoje wyniki w nauce się poprawią. Do zobaczenia, więc. - kiwnęłam głową i wyszłam za Aaronem z sali lekcyjnej.
Przez całą drogę na zewnątrz w ogóle się do niego nie odzywałam, ale kiedy w końcu znalazłam się na świeżym policzku… Pchnęłam go tak mocno, że aż się zachwiał.
- Ty dupku! - krzyknęłam. - Od kiedy jesteś prymusem?!
- A widzisz – uśmiechnął się. - nie wiesz o mnie wszystkiego, Lott. To kiedy zaczynamy naszą...naukę? - zapytał.
- Nigdy. - rzuciłam, ruszając w stronę swojego samochodu.
- Mieliśmy pogadać! - krzyknął.
- Zmieniłam zdanie, panie Scott. Jeśli tylko zbliży się pan do mnie na trzy metry to zadzwonię na policję. Do widzenia!
Aaron
Patrzę, jak siada za kierownicą swojego samochodu i nie mogę powstrzymać śmiechu. Nie sądziłem, że jest zdolna do tego, aby po prostu mnie zostawić i złamać daną mi obietnicę. Przez głowę przemknęła mi myśl, że mógłbym za nią pobiec i jakoś przekonać ją do zmiany decyzji, jednak… Nigdy nie uganiałem się za dziewczynami i nie mam zamiaru tego zmieniać. Przypomniała mi się moja rozmowa z Damonem sprzed kilkunastu dni, kiedy oznajmiłem mu, że nie zamierzam zagłębiać się w relację z tą dziewczyną. I niech mnie szlag trafi, ale pierwszy raz chcę dotrzymać słowa, dlatego bez reakcji obserwowałem jak Charlotte wyjeżdża z parkingu. Pokręciłem głową, bo mam dużo ważniejsze sprawy od humorzastej panienki. Telefon Victorii Karrę mnie zaskoczył to fakt, ale dużo bardziej zaskoczyła mnie reakcja mojego prawnika. Zawsze myślałem, że z wszystkiego mnie obroni i, że zawsze będzie po mojej stronie, jednak to, co powiedział mi parę dni temu… Najpierw dostałem niezły ochrzan za to, że nie spotkałem się z nim wcześniej, a potem już tylko same szczegóły związane z moją przeszłością. Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że ta chora kobieta nie odpuści dopóki nie wyląduję za kratkami. Doskonale pamiętam to co miało miejsce sprzed pięcioma laty. Ona nie rozumie, że ja nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłem jej córeczce? Na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty. Byłem wtedy taki młody, taki naiwny, ale tak skrzywdzony… Dlatego kiedy prawnik powiedział mi, że muszę być grzecznym chłopcem, który normalnie uczęszcza do college'u, wybuchnąłem. Przez parę minut nie umiałem opanować gniewu. Dopiero po pewnym czasie doszło to mnie to, że jeśli tego nie zrobię to wyląduję w więzieniu, czego chciałbym uniknąć. Może nie jestem świętym, ale na pewno nie jestem takim samym popaprańcem jak pięć lat temu. Zdarzyło się to tak dawno, ale wciąż pamiętam tamten dzień jak przez mgłę… Wciąż widzę jej zapłakaną twarz….
- Cześć, Scott! - usłyszałem.
- Idź do diabła, Nate. - warknąłem, ponieważ nie byłem w nastroju na rozmowę z kimkolwiek, a już w ogóle z takim palantem.
- Nadal nie umiesz zajmować się kobietami, co? - zaśmiał się, na co zacisnąłem szczękę.
- Czego chcesz? - spytałem.
- Chciałem się tylko zapytać, czy chcesz postąpić z Charlotte tak samo, jak z Angeliką?
Nie panując nad swoim gniewem, pchnąłem go tak, że wylądował na masce mojego ferrari. Poczułem się lepiej, kiedy zdeformowałem jego piękną buźkę…przynajmniej na jakiś czas.
- Nie wymawiaj jej imienia. - szepnąłem niskim głosem. - Idź. - powiedziałem, zrzucając go z maski mojego samochodu. Splunąłem na ziemię, wsiadłem do auta i zapaliłem silnik. Ryk urządzenia sprawił, że cały mój gniew się ulotnił. Odetchnąłem głęboko i z piskiem opon wyjechałem z parkingu.
Myślałem, że to jakiś żart, gdy przed blokiem zobaczyłem Charlotte, zbierającą swoje zakupy, które najwyraźniej wyleciały jej z siatki. Z popsutym humorem wyszedłem z auta i ruszyłem w kierunku wejścia do budynku. Kiedy przechodziłem koło mojej sąsiadki, nie umiałem się powstrzymać przed zgryźliwym komentarzem.
- Powinnaś nosić częściej te spodnie. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co? - wyprostowała się i spojrzała na mnie, jak na wariata. Przewróciłem oczami.
- Musisz nosić częściej te spodnie, Lott. - powtórzyłem, siląc się na obojętny ton, chociaż moja wyobraźnia wyraźnie zaczęła już pracować.
- A to niby dlaczego?
Nie wiem, czy powinienem się śmiać, czy płakać z jej spostrzegawczości. Postanowiłem, że pokażę jej o co mi chodzi. Zrobiłem parę kroków w jej kierunku i już znalazłem się wystarczająco blisko, więc chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Zignorowałem swoje przyspieszone tętno i skupiłem się na jej przyspieszonym oddechu. Nie rozumiałem, dlaczego tak satysfakcjonuję mnie to, kiedy wprawiam ją w zakłopotanie. Muszę się od tego uwolnić, choć nie wiem, czy jest to możliwe. Zaczyna na mnie działać jak narkotyk… Wziąłem głęboki wdech i chropowatym głosem powiedziałem:
- Powinnaś uważać na zboczeńców w tych spodniach, maleńka. - usłyszałem, jak wciąga powietrze, co strasznie mnie podnieciło. Niemal zmusiłem się do tego, żeby ją puścić. Oddaliłem się o parę kroków i od razu dostrzegłem widoczny rumieniec na jej twarzy. Spojrzałem to na nią to na jej zakupy, które wciąż walały się na asfalcie, po czym się zaśmiałem.
- Straszna jest z ciebie niezdara, sąsiadko. - mrugnąłem i wszedłem do środka budynku, wciąż trzęsąc się ze śmiechu.
Tak właściwie to nawet nie wiem co takiego mnie bawi, ale myślę po prostu, że w tej dziewczynie jest coś, co…. Nie, zapomnij. Nieważna, pamiętasz?
- Nieważna. - szepnąłem w przestrzeń.
- Hej, Scott! - usłyszałem głos i przekląłem w myślach.
- Co? - odwróciłem się w kierunku Charlotte i zamarłem, ponieważ gdy tylko to zrobiłem znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Dostrzegłem zdezorientowanie w jej oczach, ale nie mogłem się już wycofać. Choć wiem, że powinienem, ale po prostu…
- Niech to szlag. - mruknąłem, po czym zaatakowałem jej usta z nienaturalną dzikością. Lekko pchnąłem ją na ścianę, wciąż się od niej nie odrywając. Jęknąłem, kiedy przygryzła moją wargę i objęła mnie nogami w pasie. Chyba najbardziej bolało mnie właśnie to, że się nie opierała, że ze mną nie walczyła tylko, że mi na to pozwalała. Okazuje się, że ona pragnie tego tak samo mocno jak ja. Mam świadomość, że powinienem obchodzić się z nią delikatnie, ale mam to gdzieś. Widzę, że podoba jej się moja bardziej brutalna strona. Podtrzymywałem jej biodra, idąc po schodach, żeby się nie zsunęła. Wiem, że kiedy znajdziemy się w prywatnym pokoju, nie będę umiał się opanować, dlatego mam nadzieję, że to ona to zatrzyma. Jednym ruchem znaleźliśmy się w środku mojego mieszkania. Kopniakiem zamknąłem drzwi i rzuciłem ją na łóżko. Czułem jak mojej tętno jest nie do zniesienia. Myślałem, że rozerwie mi wszystkie żyły, kiedy ściągnąłem z niej koszulkę.
- Piękna… - mruknąłem w jej szyję, jednocześnie czując jej zdenerwowanie i nagle dotarła do mnie powaga tej sytuacji. Ześlizgnąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki, zamykając się na klucz. Oddychając ciężko szarpnąłem się za włosy i spojrzałem na siebie w lustrze. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Myślę, że poczułem coś więcej niż tylko pragnienie…i to mnie przeraża. Nie mogę na to pozwolić. W takim razie wróć tam i zrób to, co powinieneś zrobić, szeptał mój umysł. Choć z całego serca chciałem posłuchać go jak i innej części mojego ciała, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Kiedy wyszedłem z łazienki było mi bardzo ciężko – wciąż czułem na sobie jej usta, a kiedy zobaczyłem ją załamaną na moim łóżku to uczucie tylko się pogorszyło. Jakby wyczuwając moją obecność, poderwała głowę do góry i jej wzrok mówił wszystko. Wstydziła się swojego zachowania, wstydziła się tego, co tutaj zaszło… Mogła myśleć naprawdę wszystko, ale nie powinna, nie może się wstydzić. Ona nie ma się czego wstydzić. Jest doskonała, jej ciało jest doskonałe, ona jest doskonała… Chwila, czy ja się powtarzam? Nieważne. To właśnie dlatego nie mogę dopuścić do niczego więcej, ze względu na jej doskonałość. Boje się, że zrobię coś nie tak i ona…upadnie. Przeze mnie.
- Przepraszam. - powiedziała. - Tak strasznie mi przykro. Ja…już idę… - mówiła, wkładając swoją bluzkę. - Scott…proszę zapomnijmy o tym, dobrze? Nie chcę, żeby ktoś się o tym dowiedział.
Nie rozumiem, czemu jej wyznanie mnie zszokowało, a może nawet trochę zraniło, skoro sam stawiam podobne ultimatum dziewczynom.
- Charlotte. Zanim wyjdziesz… - nie wierzę w to, co mówię. Boli mnie to, że ją zraniłem, ale nie mogę… - Tak. Masz rację, wyjdź. - spojrzałem w jej oczy, tuszując swój ból. Nie chciałem, żeby go widziała, a już tym bardziej nie mogłem się przed nią otworzyć.
- Scott…
- Dla mnie to nic wielkiego. - wzruszyłem ramionami, ignorując pogłębiający ją ból. - Robię to na co dzień. - skłamałem, ponieważ odkąd ją poznałem mój codzienny grafik, dotyczący dziewczyn nieco uległ zmianom.
- Cześć, Scott. - powiedziała, odganiając łzy. Mimo wszystko nie odwróciłem wzroku i wyraźnie dawałem jej do zrozumienia to, że chcę, aby wyszła. Odetchnąłem, kiedy w końcu ulotniła się z mojego mieszkania. Mój puls nadal szalał po tym całym zdarzeniu, jednak wiem, że postąpiłem dobrze. Nie mogę pozwolić jej na to, aby się we mnie zakochała. Jeśli do tego dojdzie….to będzie koniec. Nas obojga.
*********************
Tada! :D
Z całego serca chciałabym powiedzieć, że ostatni miesiąc był najlepszym miesiącem w moim życiu, ale…to nie do końca prawda. Jak zawsze obecne są plusy i minusy tego wszystkiego. Praca w salonie S.Cott robi się coraz cięższa, a przypuszczałam, że będzie na odwrót i, że będę mogła trochę wyhamować – na próżno. Coraz gorzej radzę sobie z pogodzeniem pracy ze szkołą. Zbliżają się egzaminy, a ja mam okropne zaległości, dlatego od dłuższego czasu okropnie boli mnie głowa, a do tego czuję się wycieńczona, a nawet wyssana z życia. Do tego dochodzi jeszcze brak kontaktu ze znajomymi, a szczególnie z Valerie i Arthurem. Jednak nie mogę powiedzieć, że zostałam całkiem sama, bo ,,uprzejma” sąsiadka o imieniu Elizabeth codziennie mnie odwiedza i….doprowadza mnie to do szału. Nie mówię, że jej nie lubię, ponieważ ona jest naprawdę miła, tylko….nie umiem się z nią zaprzyjaźnić i chyba nawet wiem, dlaczego. I nie, nie chodzi tutaj o jej piskliwy głosik tylko o to, że bez przerwy nawija o naszym, jakże, przystojnym sąsiedzie o pięknych zielonych oczach. Fakt, że codziennie mi o nim przypomina, nie ułatwia mi tego, że chcę go wyrzucić ze swojego życia. Miesiąc temu, gdy to postanowiłam, nie miałam pojęcia, że będzie tak cholernie trudno. Myślę, że zapomniałam o tym, że jest moim sąsiadem, co okazuje się być strasznie kłopotliwe. Wystarczy, że tylko wpadnę na niego na klatce schodowej, a moje serce już przyspiesza, a przed oczami staje mi sytuacja sprzed miesiąca, kiedy jak głupi udawał, że nie ma o niczym pojęcia. Zastanawiam się też, jak mogłam być taka głupia i wyznać mu, że jestem dziewicą. W końcu mogłam się domyślić, że będzie chciał to wykorzystać….Idiotka ze mnie, ale co się stało to się nie odstanie. Nadal też nie wiedziałam, jak mam wytłumaczyć całą tę sytuację Nickowi. Wiem, że się martwi i wiem, że zrozumiał co się dzieję, ale martwi mnie to, że nie zapytał. Wszystko mu wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz. Nie teraz, kiedy ma duże problemy z Evą. Po prostu nie chcę mu mieszać w głowie. Siedzę w swoim samochodzie i myślę, gdzie mam pojechać. Muszę wreszcie wybrać: szkoła albo praca. Choć praca w salonie S.Cott jest dla mnie bardzo ważna, zarabiam niezłe pieniądze to nie mogę zrezygnować z zajęć. Nie dam rady dłużej działać na dwa fronty. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku szkoły, żegnając się z dochodami.
Wreszcie, jakby kamień spadł mi z serca, kiedy zaparkowałam na parkingu przy szkole. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy z tego, że praca była dla mnie taka stresująca i doskonale wiem, czemu. Nie chodziło o to, że harowałam jak wół tylko o to, że oprócz mnie pracuje tam Aaron. Myślę, że właśnie to było dla mnie bardzo uciążliwe. Wysiadłam z auta, wzięłam swoją torbę i w ciągu paru minut znalazłam się w środku budynku. Chodzę już do tej szkoły…bo ja wiem, 3 miesiące (?), ale wciąż nie pamiętam nazwisk nauczycieli co jest strasznie krępujące. Mam też nadzieję, że większość uczniów zapomniała o plotkach, które były rozsiewane na mój temat. Nic, tylko się modlić, pomyślałam. W szybkim czasie znalazłam się pod salą, w której odbywają się zajęcia z literaturoznawstwa. Nie miałam nawet pojęcia o tym, że tak bardzo mi tego brakuje, dlatego czym prędzej weszłam do środka i…zamarłam. Na moim starym miejscu, na którym zawsze siedziałam sama….cóż nie będę już sama. Puste miejsce obok mnie zajął Aaron i bezczelnie siedział na krześle z tym swoim seksownym uśmiechem.
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum.
Czasami nienawidzę swojego serca tak, jak właśnie w tej chwili. Mam wrażenie, że jak do niego podejdę to bardzo dobrze usłyszy to, jak mój narząd wariuje na sam jego widok. Nie rozumiem, jak mogę tak na niego reagować? Myślałam, że jeśli się od niego odsunę, oddalę to wszystko mi przejdzie, ale jak widać…. Zresztą kogo ja próbuję oszukać? W całym miesiącu nie było dnia, w którym bym o nim nie myślała. Widziałam go na każdym kroku i cholernie mnie to wkurzało. Westchnęłam, dzięki czemu wróciłam do rzeczywistości. Zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią, przez co poczułam się nieswojo. Cała moja nieśmiałość wróciła – spuściłam głowę i wpatrywałam się w podłogę. W szybkim tempie podeszłam do swojego miejsca i nie zwracając uwagi na Aarona, usiadłam. Jeśli się do mnie nie odezwie to może powinnam przeżyć….
- Charlotte. - odezwał się.
Niech go szlag. Zebrałam w sobie całą odwagę oraz siłę woli i powoli obróciłam się w jego kierunku. Gdy tylko spojrzałam w jego zielone oczy, poczułam jak zaschło mi w ustach. Do tego doszły potężne zawroty głowy, które starałam się ignorować.
- Scott. - przywitałam się równie ostro tak, jak on ze mną.
Humoru nie poprawiał mi fakt, że wszyscy w klasie zamilkli i, że wyraźnie przysłuchują się naszej wymianie zdań, która, mam nadzieję, będzie bardzo krótka.
- Musimy pogadać. - wyszeptał mi do ucha, a jego bliskość sprawiła, że nie potrafię się nawet ruszyć.
- Nie mamy o czym. - odparłam, zwiększając dzielącą nas odległość.
Z rozdrażnieniem zauważyłam, że gdy tylko to powiedziałam, na jego usta wypłynął tajemniczy uśmiech, który muszę przyznać, zaintrygował mnie. Nagły trzask wyrwał mnie z zamyślenia i sprawił, że spojrzałam w stronę biurka nauczyciela. Dobrze, pora brać się za naukę. Po sprawdzeniu obecności, nauczyciel wstał zza biurka i rozejrzał się po klasie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy zauważyłam, że jego wzrok spoczął na mnie.
- Charlotte, bardzo cię proszę, abyś została na chwilę po lekcji. - oznajmił, na co posłusznie skinęłam głową, ignorując zaciekawione spojrzenia gapiów.
Mam tylko nadzieję, że 130 minut literaturoznawstwa minie bardzo, bardzo szybko….
Po czterdziestu minutach myślałam, że mnie rozniesie. Przez ten cały czas Aaron nawet na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku, co strasznie mnie rozpraszało i dalej rozprasza, ponieważ dalej to robi. Skorzystałam z okazji, kiedy nauczyciel pisał coś na tablicy. Nachyliłam się w stronę Aarona i wyszeptałam:
- Możesz przestać?
- Jeśli tylko zgodzisz się ze mną porozmawiać. - odparł, na co miałam niezwykłą ochotę go spoliczkować.
Widać, że on doskonale wie, jak na mnie działa co mnie strasznie wkurza.
- Dobrze, ale daj mi się uczyć. - poprosiłam.
- Oczywiście, Charlotte. - odpowiedział, po czym skierował wzrok na przód klasy, jednak ani trochę nie poprawiło to mojego skupienia.
Pozostałe 90 minut minęło w dość normalnej atmosferze, biorąc pod uwagę to, kto obok mnie siedział. Mimo to byłam przeszczęśliwa, kiedy nauczyciel oznajmił koniec zajęć. Niestety przypomniałam sobie to, że muszę na chwilę zostać. Mało tego nawet potem nie mogę udać się do domu, bo obiecałam Aaronowi rozmowę. Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do biurka nauczyciela. Zszokowana zauważyłam, że Aaron nie ma zamiaru wychodzić. Oparty o framugę drzwi wyraźnie dawał do zrozumienia to, że na mnie czeka i to, że nigdzie się stąd nie ruszy. - Panie Scott… - zaczął nauczyciel.
- Nigdzie, cholera, nie idę. - warknął i zdziwiło mnie to, że pan George nawet nie drgnął, biorąc pod uwagę niegrzeczną odpowiedź Aarona.
- Dobrze, więc… - spojrzał na mnie. - Myślę, iż zdaje sobie pani sprawę z tego, że ma pani spore zaległości i, że nie da pani sobie rady sama.
- Do czego pan zmierza? - zapytałam.
- Rozmawiałem z dyrektorem i wiem co ustaliliście, ale…. Najmniej chciałbym cię oblać, Charlotte. Dlatego bardzo cię proszę, abyś znalazła sobie korepetytora.
- Co, proszę? - myślałam, że się przesłyszałam.
Nie mam zamiaru brać korepetycji u obcego człowieka!
- W twojej klasie masz paru geniuszy…wykorzystaj to.
- Ja tu prawie nikogo nie znam… - oznajmiłam cicho.
- Jeśli pozwolisz, mogę ci kogoś zaproponować. - wiedziałam, że tak bardzo jak tego nie chcę to tak samo bardzo muszę się zgodzić. - Słucham.
- Aaron Scott chętnie ci pomoże, prawda? - automatycznie spojrzałam w stronę wspomnianego człowieka i nic nie poradzę na to, że chcę mi się śmiać, kiedy widzę jego minę.
- Z całym szacunkiem… - zaczęłam, z trudem się opanowując. - Nie sądzę, żeby pan Scott był w stanie mnie….
- Z wielką chęcią. - wtrącił się, na co moja mina od razu zrzedła.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia i mam nadzieję, że Twoje wyniki w nauce się poprawią. Do zobaczenia, więc. - kiwnęłam głową i wyszłam za Aaronem z sali lekcyjnej.
Przez całą drogę na zewnątrz w ogóle się do niego nie odzywałam, ale kiedy w końcu znalazłam się na świeżym policzku… Pchnęłam go tak mocno, że aż się zachwiał.
- Ty dupku! - krzyknęłam. - Od kiedy jesteś prymusem?!
- A widzisz – uśmiechnął się. - nie wiesz o mnie wszystkiego, Lott. To kiedy zaczynamy naszą...naukę? - zapytał.
- Nigdy. - rzuciłam, ruszając w stronę swojego samochodu.
- Mieliśmy pogadać! - krzyknął.
- Zmieniłam zdanie, panie Scott. Jeśli tylko zbliży się pan do mnie na trzy metry to zadzwonię na policję. Do widzenia!
Aaron
Patrzę, jak siada za kierownicą swojego samochodu i nie mogę powstrzymać śmiechu. Nie sądziłem, że jest zdolna do tego, aby po prostu mnie zostawić i złamać daną mi obietnicę. Przez głowę przemknęła mi myśl, że mógłbym za nią pobiec i jakoś przekonać ją do zmiany decyzji, jednak… Nigdy nie uganiałem się za dziewczynami i nie mam zamiaru tego zmieniać. Przypomniała mi się moja rozmowa z Damonem sprzed kilkunastu dni, kiedy oznajmiłem mu, że nie zamierzam zagłębiać się w relację z tą dziewczyną. I niech mnie szlag trafi, ale pierwszy raz chcę dotrzymać słowa, dlatego bez reakcji obserwowałem jak Charlotte wyjeżdża z parkingu. Pokręciłem głową, bo mam dużo ważniejsze sprawy od humorzastej panienki. Telefon Victorii Karrę mnie zaskoczył to fakt, ale dużo bardziej zaskoczyła mnie reakcja mojego prawnika. Zawsze myślałem, że z wszystkiego mnie obroni i, że zawsze będzie po mojej stronie, jednak to, co powiedział mi parę dni temu… Najpierw dostałem niezły ochrzan za to, że nie spotkałem się z nim wcześniej, a potem już tylko same szczegóły związane z moją przeszłością. Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że ta chora kobieta nie odpuści dopóki nie wyląduję za kratkami. Doskonale pamiętam to co miało miejsce sprzed pięcioma laty. Ona nie rozumie, że ja nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłem jej córeczce? Na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty. Byłem wtedy taki młody, taki naiwny, ale tak skrzywdzony… Dlatego kiedy prawnik powiedział mi, że muszę być grzecznym chłopcem, który normalnie uczęszcza do college'u, wybuchnąłem. Przez parę minut nie umiałem opanować gniewu. Dopiero po pewnym czasie doszło to mnie to, że jeśli tego nie zrobię to wyląduję w więzieniu, czego chciałbym uniknąć. Może nie jestem świętym, ale na pewno nie jestem takim samym popaprańcem jak pięć lat temu. Zdarzyło się to tak dawno, ale wciąż pamiętam tamten dzień jak przez mgłę… Wciąż widzę jej zapłakaną twarz….
- Cześć, Scott! - usłyszałem.
- Idź do diabła, Nate. - warknąłem, ponieważ nie byłem w nastroju na rozmowę z kimkolwiek, a już w ogóle z takim palantem.
- Nadal nie umiesz zajmować się kobietami, co? - zaśmiał się, na co zacisnąłem szczękę.
- Czego chcesz? - spytałem.
- Chciałem się tylko zapytać, czy chcesz postąpić z Charlotte tak samo, jak z Angeliką?
Nie panując nad swoim gniewem, pchnąłem go tak, że wylądował na masce mojego ferrari. Poczułem się lepiej, kiedy zdeformowałem jego piękną buźkę…przynajmniej na jakiś czas.
- Nie wymawiaj jej imienia. - szepnąłem niskim głosem. - Idź. - powiedziałem, zrzucając go z maski mojego samochodu. Splunąłem na ziemię, wsiadłem do auta i zapaliłem silnik. Ryk urządzenia sprawił, że cały mój gniew się ulotnił. Odetchnąłem głęboko i z piskiem opon wyjechałem z parkingu.
Myślałem, że to jakiś żart, gdy przed blokiem zobaczyłem Charlotte, zbierającą swoje zakupy, które najwyraźniej wyleciały jej z siatki. Z popsutym humorem wyszedłem z auta i ruszyłem w kierunku wejścia do budynku. Kiedy przechodziłem koło mojej sąsiadki, nie umiałem się powstrzymać przed zgryźliwym komentarzem.
- Powinnaś nosić częściej te spodnie. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co? - wyprostowała się i spojrzała na mnie, jak na wariata. Przewróciłem oczami.
- Musisz nosić częściej te spodnie, Lott. - powtórzyłem, siląc się na obojętny ton, chociaż moja wyobraźnia wyraźnie zaczęła już pracować.
- A to niby dlaczego?
Nie wiem, czy powinienem się śmiać, czy płakać z jej spostrzegawczości. Postanowiłem, że pokażę jej o co mi chodzi. Zrobiłem parę kroków w jej kierunku i już znalazłem się wystarczająco blisko, więc chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Zignorowałem swoje przyspieszone tętno i skupiłem się na jej przyspieszonym oddechu. Nie rozumiałem, dlaczego tak satysfakcjonuję mnie to, kiedy wprawiam ją w zakłopotanie. Muszę się od tego uwolnić, choć nie wiem, czy jest to możliwe. Zaczyna na mnie działać jak narkotyk… Wziąłem głęboki wdech i chropowatym głosem powiedziałem:
- Powinnaś uważać na zboczeńców w tych spodniach, maleńka. - usłyszałem, jak wciąga powietrze, co strasznie mnie podnieciło. Niemal zmusiłem się do tego, żeby ją puścić. Oddaliłem się o parę kroków i od razu dostrzegłem widoczny rumieniec na jej twarzy. Spojrzałem to na nią to na jej zakupy, które wciąż walały się na asfalcie, po czym się zaśmiałem.
- Straszna jest z ciebie niezdara, sąsiadko. - mrugnąłem i wszedłem do środka budynku, wciąż trzęsąc się ze śmiechu.
Tak właściwie to nawet nie wiem co takiego mnie bawi, ale myślę po prostu, że w tej dziewczynie jest coś, co…. Nie, zapomnij. Nieważna, pamiętasz?
- Nieważna. - szepnąłem w przestrzeń.
- Hej, Scott! - usłyszałem głos i przekląłem w myślach.
- Co? - odwróciłem się w kierunku Charlotte i zamarłem, ponieważ gdy tylko to zrobiłem znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Dostrzegłem zdezorientowanie w jej oczach, ale nie mogłem się już wycofać. Choć wiem, że powinienem, ale po prostu…
- Niech to szlag. - mruknąłem, po czym zaatakowałem jej usta z nienaturalną dzikością. Lekko pchnąłem ją na ścianę, wciąż się od niej nie odrywając. Jęknąłem, kiedy przygryzła moją wargę i objęła mnie nogami w pasie. Chyba najbardziej bolało mnie właśnie to, że się nie opierała, że ze mną nie walczyła tylko, że mi na to pozwalała. Okazuje się, że ona pragnie tego tak samo mocno jak ja. Mam świadomość, że powinienem obchodzić się z nią delikatnie, ale mam to gdzieś. Widzę, że podoba jej się moja bardziej brutalna strona. Podtrzymywałem jej biodra, idąc po schodach, żeby się nie zsunęła. Wiem, że kiedy znajdziemy się w prywatnym pokoju, nie będę umiał się opanować, dlatego mam nadzieję, że to ona to zatrzyma. Jednym ruchem znaleźliśmy się w środku mojego mieszkania. Kopniakiem zamknąłem drzwi i rzuciłem ją na łóżko. Czułem jak mojej tętno jest nie do zniesienia. Myślałem, że rozerwie mi wszystkie żyły, kiedy ściągnąłem z niej koszulkę.
- Piękna… - mruknąłem w jej szyję, jednocześnie czując jej zdenerwowanie i nagle dotarła do mnie powaga tej sytuacji. Ześlizgnąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki, zamykając się na klucz. Oddychając ciężko szarpnąłem się za włosy i spojrzałem na siebie w lustrze. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Myślę, że poczułem coś więcej niż tylko pragnienie…i to mnie przeraża. Nie mogę na to pozwolić. W takim razie wróć tam i zrób to, co powinieneś zrobić, szeptał mój umysł. Choć z całego serca chciałem posłuchać go jak i innej części mojego ciała, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Kiedy wyszedłem z łazienki było mi bardzo ciężko – wciąż czułem na sobie jej usta, a kiedy zobaczyłem ją załamaną na moim łóżku to uczucie tylko się pogorszyło. Jakby wyczuwając moją obecność, poderwała głowę do góry i jej wzrok mówił wszystko. Wstydziła się swojego zachowania, wstydziła się tego, co tutaj zaszło… Mogła myśleć naprawdę wszystko, ale nie powinna, nie może się wstydzić. Ona nie ma się czego wstydzić. Jest doskonała, jej ciało jest doskonałe, ona jest doskonała… Chwila, czy ja się powtarzam? Nieważne. To właśnie dlatego nie mogę dopuścić do niczego więcej, ze względu na jej doskonałość. Boje się, że zrobię coś nie tak i ona…upadnie. Przeze mnie.
- Przepraszam. - powiedziała. - Tak strasznie mi przykro. Ja…już idę… - mówiła, wkładając swoją bluzkę. - Scott…proszę zapomnijmy o tym, dobrze? Nie chcę, żeby ktoś się o tym dowiedział.
Nie rozumiem, czemu jej wyznanie mnie zszokowało, a może nawet trochę zraniło, skoro sam stawiam podobne ultimatum dziewczynom.
- Charlotte. Zanim wyjdziesz… - nie wierzę w to, co mówię. Boli mnie to, że ją zraniłem, ale nie mogę… - Tak. Masz rację, wyjdź. - spojrzałem w jej oczy, tuszując swój ból. Nie chciałem, żeby go widziała, a już tym bardziej nie mogłem się przed nią otworzyć.
- Scott…
- Dla mnie to nic wielkiego. - wzruszyłem ramionami, ignorując pogłębiający ją ból. - Robię to na co dzień. - skłamałem, ponieważ odkąd ją poznałem mój codzienny grafik, dotyczący dziewczyn nieco uległ zmianom.
- Cześć, Scott. - powiedziała, odganiając łzy. Mimo wszystko nie odwróciłem wzroku i wyraźnie dawałem jej do zrozumienia to, że chcę, aby wyszła. Odetchnąłem, kiedy w końcu ulotniła się z mojego mieszkania. Mój puls nadal szalał po tym całym zdarzeniu, jednak wiem, że postąpiłem dobrze. Nie mogę pozwolić jej na to, aby się we mnie zakochała. Jeśli do tego dojdzie….to będzie koniec. Nas obojga.
*********************
Tada! :D
sobota, 15 października 2016
rozdział dziesiąty - ufałam ci.
Lottie
Nie wiem ile czasu minęło odkąd Aaron wyszedł z mojego mieszkania. Nie wiem, jak długo stoję w tym samym miejscu i drżę…Najgorsze jest to, że nawet nie wiem, co zrobiłam nie tak. Choć może mogłam zachować swoją dociekliwość dla siebie. Zaczynam chodzić po pokoju tam i z powrotem i myśleć nad tym, co tu się właściwie stało. Być może miał słuszność reagować w taki sposób. Gdyby to mi zarzucono taki absurd, też bym się wściekła. Wychodzi na to, że po prostu zraniłam jego męskie ego, oskarżając go o pobicie kobiety, a przecież nic o nim nie wiem!
W przeszłości brat zawsze powtarzał mi, że powinnam nauczyć się trzymać język za zębami. Jak widać, nie nauczyłam się tego nawet teraz, w wieku dziewiętnastu lat. Oddychałam nerwowo, wciąż zadając sobie pytanie: jak mogłam go o to spytać? Jestem pewna, że od tej chwili nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego i to wszystko moja wina! Jednak z drugiej strony nie zaczynałabym takiego osobliwego tematu, gdyby Aaron nie spytał się mnie o moje dziewictwo. Może i nie postąpiłam fair, ale jego pytanie też było poniżej pasa. Sądzę, że po prostu chciałam się podbudować, bo to pytanie naprawdę zbiło mnie z tropu. Jednak nie mogę o tym ciągle myśleć, ponieważ to mnie wykończy! Z przypływu adrenaliny zaczęłam sprzątać całe mieszkanie, zaczynając od salonu. Biorąc pod uwagę, że wszystkie pokoje lśniły, usiadłam na kanapie i zaczęłam słuchać swojego, wciąż, zdenerwowanego i przyspieszonego oddechu. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę… Nagle moją uwagę przykuł hałas, dochodzący z klatki schodowej. Z lekkim wahaniem wstałam i ruszyłam w kierunku, z którego dochodził ów dźwięk. Powoli otworzyłam drzwi i dopiero wtedy go zobaczyłam. Kiedy ujrzałam jego poranioną twarz, krzyknęłam cicho, jednocześnie do niego podbiegając. Mimo protestu, ujęłam twarz Aarona w dłonie i zaczęłam się jej dokładnie przyglądać. Koło oka skóra była zabarwiona na lekki fiolet, a oprócz tego z jego nosa i warg leciała krew. Widziałam, że wciąż jest wściekły, ale tym razem chyba nie na mnie, więc chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do swojego mieszkania. Stawiał wyraźny opór, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Zebrałam w sobie wszystkie siły i wreszcie udało mi się go posadzić na kanapie. Westchnęłam cicho i szybkim krokiem poszłam do łazienki, zabierając stamtąd swoją apteczkę. Niemal odetchnęłam, kiedy dostrzegłam, że wciąż siedzi tam, gdzie go zostawiłam. Można powiedzieć, że mam ogromne szczęście, biorąc pod uwagę fakt, że jest ode mnie dobre dwadzieścia centymetrów wyższy, jak nie więcej, dlatego bez problemu mogę siedzieć koło niego, w miarę nie czując się niezręcznie. Przez dłuższą chwilę trzymałam mokry wacik w dłoni i próbowałam zebrać w sobie odwagę, żeby zacząć go opatrywać. Nim to zrobiłam, spojrzałam w jego intensywnie zielone oczy i powiedziałam:
- Co się stało, Scott?
Jako, że nie odpowiadał, rzuciłam waciki na stół i ukryłam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
- Nie, wiesz co? - zapytałam, wstając. Gdy zauważyłam, że nawet na mnie nie spojrzał, zaśmiałam się histerycznie. - Naprawdę nie wiem, co takiego powiedziałam, że się tak wkurzyłeś! - krzyknęłam. - Być może trochę przesadziłam, ale sam też byłeś bezczelny, wiesz? Skoro nie masz zamiaru nawet na mnie spojrzeć to równie dobrze możesz wyjść! Jak ma komendę wstał i ruszył w kierunku wyjścia. - Jesteś niemożliwy! - podbiegłam do niego i uderzyłam go w pierś, co sprawiło, że się zatrzymał. - W ogóle nie dbasz o uczucia innych! Jesteś totalnym aroganckim dupkiem, który ma wszystkich i wszystko dookoła w dupie! Chciałeś przyjaźni, tak? - zaśmiałam się i w końcu na mnie spojrzał. Jedno spojrzenie, a wystarczyło, że zaschło mi w ustach. - Jeśli dalej będziesz dupkiem, możesz zapomnieć o przyjaźni, Scott. Wynoś się. - rzuciłam i w ciągu paru sekund zniknął z mojego mieszkania. Gdy tylko zorientowałam się, co się stało, trzasnęłam drzwiami i osunęłam się na podłogę. Nie płakałam, bo przecież nie miałam dlaczego, ale pogrążyłam się w głębokim smutku. Jak to możliwe, że dzień, który zaczyna się tak dobrze, kończy się tak beznadziejnie? Rano miałam przyjaciela, a wieczorem już go nie mam. Gdy w miarę doszłam do siebie, postanowiłam się położyć i nie przejmować jutrzejszym dniem w pracy. Sama nie mogę uwierzyć w to, jak doskonale połączyłam szkołę z pracą. Obecną sytuację wyjaśniłam dyrektorowi, który zgodził się, abym na zajęcia przychodziła, w te dni, w których mam wolne w salonie S.Cott. Nie zgodziłam się na jego propozycję i powiedziałam wtedy, że będę codziennie na zajęciach, ponieważ udało mi się przebłagać Pana Scotta o popołudniowe zmiany. Mam tylko nadzieję, że nie natknę się na Aarona. Z tą myślą, położyłam się do łóżka i w bardzo szybkim tempie, zasnęłam.
Budzik, łazienka ciuchy, makijaż!
Zerwałam się z łóżka, jak poparzona, gdy tylko usłyszałam budzik, który wyrwał mnie ze snu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka szczęśliwa, dlatego, że idę na zajęcia. Pewnie jutro już będę narzekać, ale dzisiaj mam zamiar korzystać z każdej szczęśliwej chwili! W dodatku mogę wreszcie wrócić do swojej codziennej mantry, której muszę przyznać, mi brakowało! Z wielkim uśmiechem udałam się do łazienki, ogarnęłam i przebrałam w najwygodniejsze ciuchy. Ubrałam czarną spódniczkę, która sięgała przed kolana i niebieską koszulę, którą specyficznie wiążę się na przodzie. Z reguły nie chodzę w koszulach, które mają za głęboki dekolt, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Nie można też powiedzieć, że wszystko odkrywa, bo dekolt w kształcie litery ,,V” świetnie podkreśla moje atuty, nie przesadzając. Włosy tym razem pozostawiłam rozpuszczone, a rzęsy dostały, trochę większą niż zazwyczaj, dawkę tuszu. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, w pełni zadowolona z efektu końcowego. Na ramię zarzuciłam torebkę z potrzebnymi książkami i szybkim krokiem wyszłam z mieszkania. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami w celu zamknięcia drzwi. Raz dwa przekręciła klucz i odwracałam się w kierunku schodów, kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Przeklęłam cicho, po czym spojrzała na mężczyznę, który zakłócił mój spokój. Miałam się odezwać, ale nagle odebrało mi mowę. Może i widziałam gościa pierwszy raz, ale jestem pewna, że kogoś mi przypomina. Jest tak samo wysoki i dobrze zbudowany, jak Aaron, a do tego ma podobne, ostre rysy twarzy, którą pokrywa kilkudniowy zarost. Jak widać, Scott'owie z natury są przystojniakami.
- Cześć. - powiedziałam, bo uznałam, że w końcu warto się przywitać z krewnym Aarona, o którym w ogóle nie słyszałam.
- Witaj, Charlotte. - odpowiedział z szerokim uśmiechem, ale w porównaniu do Aarona, nie miał dołeczków.
- Pan mnie zna? - zdziwiłam się.
- Pan? Nie jestem taki stary! Mam 25 lat! - zaśmiał się, a ja razem z nim. - Damon. - przedstawił się.
- Jesteś….spokrewniony z Aaronem? - Niestety to mój brat, ale wiesz jak to mówią…rodziny się nie wybiera. - uśmiechnęłam się, bo doskonale wiedziałam, o czym mówi.
- Tak. Damon, jeśli nie masz nic przeciwko, poszłabym już… Spieszę się na zajęcia…
- Jasne, przepraszam, jeśli cię zatrzymałem! Do zobaczenia! - zawołał na koniec, kiedy zbiegałam ze schodów.
Może powinnam być myślami w nauce, ale jakimś cudem zaczęłam się zastanawiać, czy oni aby na pewno są spokrewnieni. Nie znam bardzo dobrze Aarona, ale na pewno mogę o nim powiedzieć parę spraw. Na przykład to, że w jego obecności każda dziewczyna (nie tylko) czuje się niezręcznie, jest arogancki, apodyktyczny i….na pewno nie jest miły. Za to z Damonem spędziłam zaledwie parę chwil, a już poczułam, że jest duszą towarzystwa. No i, czułam się przy nim swobodnie, czyli całkowite przeciwieństwo mojego sąsiada. W tym momencie powinnam zapomnieć o Aaronie i zacząć myśleć o Damonie, ale nie mogłam się do tego zmusić. Jestem pewna, że gdyby tylko Aaron pozwoliłby mi siebie poznać to odkryłabym cechy, które przed wszystkimi chowa . Jednak nie mam zamiaru się za to zabrać, dopóki nie zrozumie swojego błędu i mnie nie przeprosi. Uśmiechnęłam się na tę myśl i ruszyłam w kierunku szkoły. Biorąc pod uwagę fakt, że mieszkam teraz całkiem blisko, uznałam, że niepotrzebnie marnować paliwo, dlatego zdecydowałam się na spacer, szybki spacer. Na miejsce dotarłam w ciągu piętnastu minut i poczułam, jak włoski jeżą mi się na karku, kiedy przy wejściu do szkoły zobaczyłam Kate. Może i nie znałam jej za dobrze, jednak pierwsze wrażenie mnie nie….powaliło. Jak już to raczej zniechęciło. No i jeszcze fakt, że podoba się jej Scott. Kto wie, co razem robią? Zresztą nawet, jeśliby coś robili to nic mnie to obchodzi, w końcu to nie moje życie i nie jestem też nikim ważnym dla Aarona, więc…
Nagle na parkingu zaparkowało czerwone ferrari i chyba nie muszę mówić, kto z niego wyszedł? Nie rozumiem, jak on to robi, że za każdym razem wygląda seksownie. Kurde, widać, że się pobił, a mimo wszystko każda dziewczyna się na niego gapi, włącznie ze mną. Ale ja nie zamierzam być taka, jak te puste laleczki. W trymiga odwróciłam wzrok i równie szybko znalazłam się w środku szkoły. Na szczęście Kate darowała sobie nie fajne komentarze, w końcu była zainteresowana zupełne kim innym. Warknęłam z rozdrażnieniem, kiedy się z kimś zderzyłam. Za każdym razem, kiedy wchodzę do ludzi to się z nimi zderzam! Próbowałam wyminąć tę osobę, ale skutecznie mnie powstrzymała.
- Hej, Lottie! Przyjaciół nie poznajesz? - zesztywniałam, kiedy usłyszałam głos Arthura. Uśmiechnęłam się i wpadłam mu w ramiona.
- Boże, przepraszam! Mam…miałam dziwny dzień, naprawdę! - spojrzałam na niego i od razu się rozluźniłam, kiedy dostrzegłam, że się uśmiecha.
- Pierwsza lekcja? - spytał.
Spojrzałam na rozkład, ponieważ dalej nie pamiętałam swoich lekcji.
- Nie powinieneś pójść się przywitać ze Scottem? - spytałam nagle, ale nie wydawał się być zaskoczony moim pytaniem.
- Nie sądzę, żeby miał na to teraz…czas. - odpowiedział, patrząc na coś lub kogoś za moimi plecami. W mgnieniu oka się odwróciłam i zobaczyłam ich. Aaron i Kate wpychali sobie języki do gardeł w ogóle nie przejmując się małą widownią. Od razu odwróciłam wzrok, bo zrobiło mi się niedobrze.
- Blee. - powiedziałam, udając, że zaraz zwymiotuję.
- Zgadzam się. - odparł. - Wszyscy, ale Kate? Ona jest straszna. Musiał mieć strasznie zły dzień, skoro padło akurat na nią.
- Może ją…. - chciałam powiedzieć ,,lubi”, ale Arthur mi przerwał. - Co? Nie! - odpowiedział, jakby czytał mi w myślach. - Uwierz mi, on jej nienawidzi.
- Nieważne. - stwierdziłam, bo byłam wyraźnie zdenerwowana tym, że o nich rozmawiamy. Wydaję mi się, że Art to dostrzegł, ale nic nie powiedział. I bardzo dobrze. - Mam teraz angielski. Pójdę poszukać Val. - mruknęłam.
- To ty nic nie wiesz? - spytał zaskoczony.
- O…?
- Zawiesili ją na cztery tygodnie.
- Boże, za co? - spytałam zszokowana.
- Nie było mnie przy tym, ale podobno wdała się w lekką bójkę z Kate za to, że ta trochę o tobie nazmyślała.
Jak na złość pomyślałam o tych wszystkich dniach, kiedy nie było mnie na zajęciach. Aż jestem ciekawa, jakie plotki chodzą teraz o mnie po szkole.
- Chcę w ogóle wiedzieć, co naopowiadała?
- Ja bym chciał na twoim miejscu. - mimo że naprawdę nie chciałam wiedzieć to uznałam, że spasuję.
- W takim razie słucham. - rzuciłam, czekając na wielkie bum, które nadeszło tuż zaraz.
- Kate naopowiadała wszystkim, że kiedy wprowadziłaś się do nowego mieszkania tuż obok Aarona…. Mówi, że specjalnie się przeprowadziłaś tuż obok niego, żeby pozbawił cię dziewictwa, co w końcu zrobił. Tak więc od dzisiaj jesteś dziwką, przepraszam! Nie moje słowa! - choć bardzo chciałam coś powiedzieć to nie potrafiłam.
Z całej duszy pragnęłam tam teraz do niej podejść i powiedzieć jej co o niej myślę, ale nie jestem w stanie. Tylko Aaron wiedział o tym, że jestem dziewicą. On, Val i Nick. Jestem pewna, że to on powiedział o tym tej zdzirze. Łza, której nie zdołałam powstrzymać, spłynęła po moim policzku.
- Lottie…
- Nie teraz, Arthur. Dzięki, że…mi powiedziałeś. - odparłam, po czym podbiegłam do łazienki, czując, że nie powstrzymam potoku łez. W łazience była jedna dziewczyna, która od razu wyszła, sprawiając, że zostałam sama. Kiedy tylko to nastąpiło z moich oczu wylały się tysiące łez. Nic nie mogłam poradzić na swoją…wrażliwość, choć twierdzę, że tym razem chodzi o coś innego, niż o fakt, że się ze mnie śmieją. Powiedziałam to Aaronowi, wierząc, że zachowa to w sekrecie, a tymczasem wygadał się największej plotkarze w całym college'u. I on to nazywał przyjaźnią? Niech da sobie siana, pomyślałam, wycierając mokre policzki chusteczką. Bez zastanawiania się, wysłałam dyrektorowi smsa, że nie przyjdę na dzisiejsze zajęcia. Można by wziąć to za słabość, ale po prostu nie jestem jeszcze gotowa na to, żeby stawić czoła tym wszystkim ludziom…
Kiedy byłam pewna, że wszyscy zniknęli w klasach, wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku wyjścia. Przeklęłam pod nosem, kiedy ujrzałam Aarona. Na szczęście był sam, bez rudej małpy. Poczułam, że należy skorzystać z okazji, dlatego czym prędzej do niego podeszłam. Wydawał się być zaskoczony moją obecnością, ale nic sobie z tego nie robiłam. Bez wahania, spoliczkowałam go. - Tu dupku. - syknęłam ze łzami w oczach i czym prędzej popędziłam w stronę mieszkania, które znajduje się piętnaście minut przede mną. Objęłam się rękami i szłam tak szybko, prawie biegłam, ale miałam to wszystko gdzieś.
- Charlotte! - usłyszałam za sobą głos, od którego zawsze dostawałam gęsiej skórki.
Zawsze, ale nie teraz.
Tym razem mam ochotę go zabić, a nie pocałować.
- Charlotte, stój!
Szłam dalej, nie zatrzymywałam się – nie chciałam, nie mogłam tego zrobić, ale okazał się szybszy niż myślałam. W ciągu paru sekund znalazł się przede mną, sprawiając, że na niego wpadłam. Chwycił mnie za nadgarstki, ale szybko mu się wyrwałam.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam.
- O co ci chodzi, do cholery? - warknął. - Udajesz głupiego, czy naprawdę taki jesteś?
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ moim oczom ukazało się niebieski audi a4 mojego brata. Nie wiem, czy mam płakać, czy się śmiać – obie opcje wydają się niepoprawne. W bardzo krótkim czasie Nick znalazł się przy mnie i przy Aaronie. Patrzył to na mnie, to na Scotta i pewnie się zastanawiał, dlaczego płakałam. Wiedziałam, że już wszystko wiedział, w końcu jest moim bratem. - Lotta? - zapytał, ciasno mnie obejmując. Odwzajemniłam uścisk, wtulając się w jego pierś. - Wszystko gra?
- Kto to, do diabła, jest? - spytał Aaron.
- Jestem Nick. - przedstawił się. - Brat Lottie.
- Wy sobie chyba jaja robicie. - zaśmiał się. - Brat?
- A ty to kto? - zapytał mój brat, odsuwając mnie od siebie i stając z Aaronem twarzą w twarz.
Może i Nick jest niższy od Scotta, ale kiedy chce to potrafi się bić, wiem to i za wszelką cenę nie mogę dopuścić do tej bójki.
- Scott, kolega Charlotte.
- Czyżby?
- Tak, Nick. - wtrąciłam się, przez co zielone oczy zaszczyciły mnie spojrzeniem. - Jest kolegą…zobaczył, że jestem nie w sosie i chciał po prostu pomóc. - wymyśliłam kłamstwo, bo naprawdę nie chciałam, żeby się zamartwiał, szczególnie jeśli ma własne problemy.
- Masz 5 minut, żeby się pożegnać z przyjacielem, a potem zabieram cię do mieszkania. - oznajmił, po czym zaczął iść w kierunku swojego samochodu.
- Jak mogłeś? - spytałam Aarona. - Wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale ja ci to powiedziałam w sekrecie, Scott. Liczyłam, że zatrzymasz to dla siebie, a okazuje się, że nie wytrzymałeś i podzieliłeś się tym z Kate. Jesteś zadowolony teraz?
- O czym ty mówisz, do cholery? - bolało mnie to, że naprawdę wyglądał tak, jakby nie miał pojęcia o czym mówię.
- Wiesz co? Dajmy spokój, Scott. Myliłeś się, mówiąc, że powinniśmy zostać przyjaciółmi…To nigdy nie wypali…Wracaj do swojej rudej panienki i razem z nią rozpowiadaj o mnie różne rzeczy, dalej. - mówiłam. - No na co czekasz? Idź! - krzyknęłam, mając nadzieję, że Nick nas nie słyszy.
- Charlotte – zaczął. - Nie mam pojęcia o czym mówisz, jasne?
- Aar… - po raz któryś prawie powiedziałam do niego po imieniu. O dziwo nie zareagował. Gdybym go nie znała, mogłabym pomyśleć, że nawet chce, żebym powiedziała do niego ,,Aaron”. - Scott – poprawiłam się. - Daj spokój. - to mówiąc, zostawiłam go samego na trawniku, po czym wsiadłam do auta mojego brata. Spojrzał na mnie, jakby był niepewny co o tym wszystkim myśleć, ale nic nie powiedział i chwała mu za to. Nie jest jedynym, który nie ma pojęcia co tu jest grane. Już podczas pierwszego spotkania z Aaronem wiedziałam, że będę miała kłopoty, ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślę, że łudziłam się, że będzie inny, że nie okaże się typowym złym chłopcem, za jakiego wszyscy go mają, ale….się pomyliłam. Jest gorszy, niż wszyscy mówią. Jestem pewna, że większość dziewczyn zakochała się w nim na zabój po upojnej nocy, ale mimo to on miał je gdzieś. Na pewno zostawił za sobą masę złamanych serc, ale ja nie chcę być jedną z tych biednych dziewczynek, które nie potrafiły się mu oprzeć – nie. Jedynie co będzie nas łączyć to praca i ewentualnie szkoła, nic więcej, ani przyjaźń, ani nawet spotkania ze znajomymi nie wchodzą w grę.
Odtąd wyrzucam Aarona Scotta ze swojego życia, przynajmniej osobistego.
Aaron
Siedzę w swoim salonie i nadal nie umiem pojąć tego, co mówiła mi Charlotte. A już kompletnie nie pomaga mi to, że Damon siedzi tuż obok mnie i czeka, aż zacznę rozmowę, chociaż doskonale wie, że prędko to nie nastąpi. Wiem, że nie powiedziałem nic co mogłoby ją pogrążyć. Nie mógłbym jej tego zrobić, szczególnie w życiu szkolnym. Z własnego doświadczenia wiem, jacy ludzie potrafią być trudni. Wściekły czy nie, nie zdradziłbym jej tajemnicy, bo myślę, że właśnie o to jej chodziło. Ale o co dokładnie? Z tego co pamiętam, nasza relacja nie zaszła tak daleko, żeby powierzać sobie nawzajem jakieś tajemnice. Nawet nie wiem, jakie plotki chodzą po szkole i kto zaczął je rozpowiadać. Dawno mnie tam nie było, więc cholera, jak mógłbym wiedzieć, a już w ogóle się do tego przyczynić? Mimo poważnej sytuacji, cały czas bawi mnie to, że oberwałem od dziewczyny. Nigdy, nikomu nie pozwoliłem podnieść na siebie ręki, przynajmniej teraz. Aż tu nagle podchodzi do mnie śliczna brunetka w seksownym ubraniu i wali mnie prosto z liścia. Najzabawniejsze jest to, że doskonale wiedziałem, co chce zrobić, ale jej na to pozwoliłem. Pewnie dlatego, że zasłużyłem, ale cholera, nadal nie wiem, o co chodzi z tymi plotkami! Jedynie czego się wczoraj dowiedziałem to to, że jest dziewicą i… Jasna cholera! Jak najszybciej muszę się dowiedzieć, jakie plotki są o niej rozpowiadane i za wszelką cenę muszę to powstrzymać….
- Zaczniesz tę rozmowę, czy nie? - zapytał mój brat.
- Nie.
- Cholera, Aaron! - krzyknął tak, że aż się wzdrygnąłem. - Dzwonił do mnie twój prawnik. Musimy pogadać, bracie.
******************************
Wybaczcie za długą przerwę, ale szkoła nie daje wytchnienia! :)
W każdym razie, mam nadzieję, że się podoba i, że nie umiecie się doczekać kolejnego rozdziału :)
Nie wiem ile czasu minęło odkąd Aaron wyszedł z mojego mieszkania. Nie wiem, jak długo stoję w tym samym miejscu i drżę…Najgorsze jest to, że nawet nie wiem, co zrobiłam nie tak. Choć może mogłam zachować swoją dociekliwość dla siebie. Zaczynam chodzić po pokoju tam i z powrotem i myśleć nad tym, co tu się właściwie stało. Być może miał słuszność reagować w taki sposób. Gdyby to mi zarzucono taki absurd, też bym się wściekła. Wychodzi na to, że po prostu zraniłam jego męskie ego, oskarżając go o pobicie kobiety, a przecież nic o nim nie wiem!
W przeszłości brat zawsze powtarzał mi, że powinnam nauczyć się trzymać język za zębami. Jak widać, nie nauczyłam się tego nawet teraz, w wieku dziewiętnastu lat. Oddychałam nerwowo, wciąż zadając sobie pytanie: jak mogłam go o to spytać? Jestem pewna, że od tej chwili nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego i to wszystko moja wina! Jednak z drugiej strony nie zaczynałabym takiego osobliwego tematu, gdyby Aaron nie spytał się mnie o moje dziewictwo. Może i nie postąpiłam fair, ale jego pytanie też było poniżej pasa. Sądzę, że po prostu chciałam się podbudować, bo to pytanie naprawdę zbiło mnie z tropu. Jednak nie mogę o tym ciągle myśleć, ponieważ to mnie wykończy! Z przypływu adrenaliny zaczęłam sprzątać całe mieszkanie, zaczynając od salonu. Biorąc pod uwagę, że wszystkie pokoje lśniły, usiadłam na kanapie i zaczęłam słuchać swojego, wciąż, zdenerwowanego i przyspieszonego oddechu. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę… Nagle moją uwagę przykuł hałas, dochodzący z klatki schodowej. Z lekkim wahaniem wstałam i ruszyłam w kierunku, z którego dochodził ów dźwięk. Powoli otworzyłam drzwi i dopiero wtedy go zobaczyłam. Kiedy ujrzałam jego poranioną twarz, krzyknęłam cicho, jednocześnie do niego podbiegając. Mimo protestu, ujęłam twarz Aarona w dłonie i zaczęłam się jej dokładnie przyglądać. Koło oka skóra była zabarwiona na lekki fiolet, a oprócz tego z jego nosa i warg leciała krew. Widziałam, że wciąż jest wściekły, ale tym razem chyba nie na mnie, więc chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do swojego mieszkania. Stawiał wyraźny opór, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Zebrałam w sobie wszystkie siły i wreszcie udało mi się go posadzić na kanapie. Westchnęłam cicho i szybkim krokiem poszłam do łazienki, zabierając stamtąd swoją apteczkę. Niemal odetchnęłam, kiedy dostrzegłam, że wciąż siedzi tam, gdzie go zostawiłam. Można powiedzieć, że mam ogromne szczęście, biorąc pod uwagę fakt, że jest ode mnie dobre dwadzieścia centymetrów wyższy, jak nie więcej, dlatego bez problemu mogę siedzieć koło niego, w miarę nie czując się niezręcznie. Przez dłuższą chwilę trzymałam mokry wacik w dłoni i próbowałam zebrać w sobie odwagę, żeby zacząć go opatrywać. Nim to zrobiłam, spojrzałam w jego intensywnie zielone oczy i powiedziałam:
- Co się stało, Scott?
Jako, że nie odpowiadał, rzuciłam waciki na stół i ukryłam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
- Nie, wiesz co? - zapytałam, wstając. Gdy zauważyłam, że nawet na mnie nie spojrzał, zaśmiałam się histerycznie. - Naprawdę nie wiem, co takiego powiedziałam, że się tak wkurzyłeś! - krzyknęłam. - Być może trochę przesadziłam, ale sam też byłeś bezczelny, wiesz? Skoro nie masz zamiaru nawet na mnie spojrzeć to równie dobrze możesz wyjść! Jak ma komendę wstał i ruszył w kierunku wyjścia. - Jesteś niemożliwy! - podbiegłam do niego i uderzyłam go w pierś, co sprawiło, że się zatrzymał. - W ogóle nie dbasz o uczucia innych! Jesteś totalnym aroganckim dupkiem, który ma wszystkich i wszystko dookoła w dupie! Chciałeś przyjaźni, tak? - zaśmiałam się i w końcu na mnie spojrzał. Jedno spojrzenie, a wystarczyło, że zaschło mi w ustach. - Jeśli dalej będziesz dupkiem, możesz zapomnieć o przyjaźni, Scott. Wynoś się. - rzuciłam i w ciągu paru sekund zniknął z mojego mieszkania. Gdy tylko zorientowałam się, co się stało, trzasnęłam drzwiami i osunęłam się na podłogę. Nie płakałam, bo przecież nie miałam dlaczego, ale pogrążyłam się w głębokim smutku. Jak to możliwe, że dzień, który zaczyna się tak dobrze, kończy się tak beznadziejnie? Rano miałam przyjaciela, a wieczorem już go nie mam. Gdy w miarę doszłam do siebie, postanowiłam się położyć i nie przejmować jutrzejszym dniem w pracy. Sama nie mogę uwierzyć w to, jak doskonale połączyłam szkołę z pracą. Obecną sytuację wyjaśniłam dyrektorowi, który zgodził się, abym na zajęcia przychodziła, w te dni, w których mam wolne w salonie S.Cott. Nie zgodziłam się na jego propozycję i powiedziałam wtedy, że będę codziennie na zajęciach, ponieważ udało mi się przebłagać Pana Scotta o popołudniowe zmiany. Mam tylko nadzieję, że nie natknę się na Aarona. Z tą myślą, położyłam się do łóżka i w bardzo szybkim tempie, zasnęłam.
Budzik, łazienka ciuchy, makijaż!
Zerwałam się z łóżka, jak poparzona, gdy tylko usłyszałam budzik, który wyrwał mnie ze snu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka szczęśliwa, dlatego, że idę na zajęcia. Pewnie jutro już będę narzekać, ale dzisiaj mam zamiar korzystać z każdej szczęśliwej chwili! W dodatku mogę wreszcie wrócić do swojej codziennej mantry, której muszę przyznać, mi brakowało! Z wielkim uśmiechem udałam się do łazienki, ogarnęłam i przebrałam w najwygodniejsze ciuchy. Ubrałam czarną spódniczkę, która sięgała przed kolana i niebieską koszulę, którą specyficznie wiążę się na przodzie. Z reguły nie chodzę w koszulach, które mają za głęboki dekolt, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Nie można też powiedzieć, że wszystko odkrywa, bo dekolt w kształcie litery ,,V” świetnie podkreśla moje atuty, nie przesadzając. Włosy tym razem pozostawiłam rozpuszczone, a rzęsy dostały, trochę większą niż zazwyczaj, dawkę tuszu. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, w pełni zadowolona z efektu końcowego. Na ramię zarzuciłam torebkę z potrzebnymi książkami i szybkim krokiem wyszłam z mieszkania. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami w celu zamknięcia drzwi. Raz dwa przekręciła klucz i odwracałam się w kierunku schodów, kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Przeklęłam cicho, po czym spojrzała na mężczyznę, który zakłócił mój spokój. Miałam się odezwać, ale nagle odebrało mi mowę. Może i widziałam gościa pierwszy raz, ale jestem pewna, że kogoś mi przypomina. Jest tak samo wysoki i dobrze zbudowany, jak Aaron, a do tego ma podobne, ostre rysy twarzy, którą pokrywa kilkudniowy zarost. Jak widać, Scott'owie z natury są przystojniakami.
- Cześć. - powiedziałam, bo uznałam, że w końcu warto się przywitać z krewnym Aarona, o którym w ogóle nie słyszałam.
- Witaj, Charlotte. - odpowiedział z szerokim uśmiechem, ale w porównaniu do Aarona, nie miał dołeczków.
- Pan mnie zna? - zdziwiłam się.
- Pan? Nie jestem taki stary! Mam 25 lat! - zaśmiał się, a ja razem z nim. - Damon. - przedstawił się.
- Jesteś….spokrewniony z Aaronem? - Niestety to mój brat, ale wiesz jak to mówią…rodziny się nie wybiera. - uśmiechnęłam się, bo doskonale wiedziałam, o czym mówi.
- Tak. Damon, jeśli nie masz nic przeciwko, poszłabym już… Spieszę się na zajęcia…
- Jasne, przepraszam, jeśli cię zatrzymałem! Do zobaczenia! - zawołał na koniec, kiedy zbiegałam ze schodów.
Może powinnam być myślami w nauce, ale jakimś cudem zaczęłam się zastanawiać, czy oni aby na pewno są spokrewnieni. Nie znam bardzo dobrze Aarona, ale na pewno mogę o nim powiedzieć parę spraw. Na przykład to, że w jego obecności każda dziewczyna (nie tylko) czuje się niezręcznie, jest arogancki, apodyktyczny i….na pewno nie jest miły. Za to z Damonem spędziłam zaledwie parę chwil, a już poczułam, że jest duszą towarzystwa. No i, czułam się przy nim swobodnie, czyli całkowite przeciwieństwo mojego sąsiada. W tym momencie powinnam zapomnieć o Aaronie i zacząć myśleć o Damonie, ale nie mogłam się do tego zmusić. Jestem pewna, że gdyby tylko Aaron pozwoliłby mi siebie poznać to odkryłabym cechy, które przed wszystkimi chowa . Jednak nie mam zamiaru się za to zabrać, dopóki nie zrozumie swojego błędu i mnie nie przeprosi. Uśmiechnęłam się na tę myśl i ruszyłam w kierunku szkoły. Biorąc pod uwagę fakt, że mieszkam teraz całkiem blisko, uznałam, że niepotrzebnie marnować paliwo, dlatego zdecydowałam się na spacer, szybki spacer. Na miejsce dotarłam w ciągu piętnastu minut i poczułam, jak włoski jeżą mi się na karku, kiedy przy wejściu do szkoły zobaczyłam Kate. Może i nie znałam jej za dobrze, jednak pierwsze wrażenie mnie nie….powaliło. Jak już to raczej zniechęciło. No i jeszcze fakt, że podoba się jej Scott. Kto wie, co razem robią? Zresztą nawet, jeśliby coś robili to nic mnie to obchodzi, w końcu to nie moje życie i nie jestem też nikim ważnym dla Aarona, więc…
Nagle na parkingu zaparkowało czerwone ferrari i chyba nie muszę mówić, kto z niego wyszedł? Nie rozumiem, jak on to robi, że za każdym razem wygląda seksownie. Kurde, widać, że się pobił, a mimo wszystko każda dziewczyna się na niego gapi, włącznie ze mną. Ale ja nie zamierzam być taka, jak te puste laleczki. W trymiga odwróciłam wzrok i równie szybko znalazłam się w środku szkoły. Na szczęście Kate darowała sobie nie fajne komentarze, w końcu była zainteresowana zupełne kim innym. Warknęłam z rozdrażnieniem, kiedy się z kimś zderzyłam. Za każdym razem, kiedy wchodzę do ludzi to się z nimi zderzam! Próbowałam wyminąć tę osobę, ale skutecznie mnie powstrzymała.
- Hej, Lottie! Przyjaciół nie poznajesz? - zesztywniałam, kiedy usłyszałam głos Arthura. Uśmiechnęłam się i wpadłam mu w ramiona.
- Boże, przepraszam! Mam…miałam dziwny dzień, naprawdę! - spojrzałam na niego i od razu się rozluźniłam, kiedy dostrzegłam, że się uśmiecha.
- Pierwsza lekcja? - spytał.
Spojrzałam na rozkład, ponieważ dalej nie pamiętałam swoich lekcji.
- Nie powinieneś pójść się przywitać ze Scottem? - spytałam nagle, ale nie wydawał się być zaskoczony moim pytaniem.
- Nie sądzę, żeby miał na to teraz…czas. - odpowiedział, patrząc na coś lub kogoś za moimi plecami. W mgnieniu oka się odwróciłam i zobaczyłam ich. Aaron i Kate wpychali sobie języki do gardeł w ogóle nie przejmując się małą widownią. Od razu odwróciłam wzrok, bo zrobiło mi się niedobrze.
- Blee. - powiedziałam, udając, że zaraz zwymiotuję.
- Zgadzam się. - odparł. - Wszyscy, ale Kate? Ona jest straszna. Musiał mieć strasznie zły dzień, skoro padło akurat na nią.
- Może ją…. - chciałam powiedzieć ,,lubi”, ale Arthur mi przerwał. - Co? Nie! - odpowiedział, jakby czytał mi w myślach. - Uwierz mi, on jej nienawidzi.
- Nieważne. - stwierdziłam, bo byłam wyraźnie zdenerwowana tym, że o nich rozmawiamy. Wydaję mi się, że Art to dostrzegł, ale nic nie powiedział. I bardzo dobrze. - Mam teraz angielski. Pójdę poszukać Val. - mruknęłam.
- To ty nic nie wiesz? - spytał zaskoczony.
- O…?
- Zawiesili ją na cztery tygodnie.
- Boże, za co? - spytałam zszokowana.
- Nie było mnie przy tym, ale podobno wdała się w lekką bójkę z Kate za to, że ta trochę o tobie nazmyślała.
Jak na złość pomyślałam o tych wszystkich dniach, kiedy nie było mnie na zajęciach. Aż jestem ciekawa, jakie plotki chodzą teraz o mnie po szkole.
- Chcę w ogóle wiedzieć, co naopowiadała?
- Ja bym chciał na twoim miejscu. - mimo że naprawdę nie chciałam wiedzieć to uznałam, że spasuję.
- W takim razie słucham. - rzuciłam, czekając na wielkie bum, które nadeszło tuż zaraz.
- Kate naopowiadała wszystkim, że kiedy wprowadziłaś się do nowego mieszkania tuż obok Aarona…. Mówi, że specjalnie się przeprowadziłaś tuż obok niego, żeby pozbawił cię dziewictwa, co w końcu zrobił. Tak więc od dzisiaj jesteś dziwką, przepraszam! Nie moje słowa! - choć bardzo chciałam coś powiedzieć to nie potrafiłam.
Z całej duszy pragnęłam tam teraz do niej podejść i powiedzieć jej co o niej myślę, ale nie jestem w stanie. Tylko Aaron wiedział o tym, że jestem dziewicą. On, Val i Nick. Jestem pewna, że to on powiedział o tym tej zdzirze. Łza, której nie zdołałam powstrzymać, spłynęła po moim policzku.
- Lottie…
- Nie teraz, Arthur. Dzięki, że…mi powiedziałeś. - odparłam, po czym podbiegłam do łazienki, czując, że nie powstrzymam potoku łez. W łazience była jedna dziewczyna, która od razu wyszła, sprawiając, że zostałam sama. Kiedy tylko to nastąpiło z moich oczu wylały się tysiące łez. Nic nie mogłam poradzić na swoją…wrażliwość, choć twierdzę, że tym razem chodzi o coś innego, niż o fakt, że się ze mnie śmieją. Powiedziałam to Aaronowi, wierząc, że zachowa to w sekrecie, a tymczasem wygadał się największej plotkarze w całym college'u. I on to nazywał przyjaźnią? Niech da sobie siana, pomyślałam, wycierając mokre policzki chusteczką. Bez zastanawiania się, wysłałam dyrektorowi smsa, że nie przyjdę na dzisiejsze zajęcia. Można by wziąć to za słabość, ale po prostu nie jestem jeszcze gotowa na to, żeby stawić czoła tym wszystkim ludziom…
Kiedy byłam pewna, że wszyscy zniknęli w klasach, wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku wyjścia. Przeklęłam pod nosem, kiedy ujrzałam Aarona. Na szczęście był sam, bez rudej małpy. Poczułam, że należy skorzystać z okazji, dlatego czym prędzej do niego podeszłam. Wydawał się być zaskoczony moją obecnością, ale nic sobie z tego nie robiłam. Bez wahania, spoliczkowałam go. - Tu dupku. - syknęłam ze łzami w oczach i czym prędzej popędziłam w stronę mieszkania, które znajduje się piętnaście minut przede mną. Objęłam się rękami i szłam tak szybko, prawie biegłam, ale miałam to wszystko gdzieś.
- Charlotte! - usłyszałam za sobą głos, od którego zawsze dostawałam gęsiej skórki.
Zawsze, ale nie teraz.
Tym razem mam ochotę go zabić, a nie pocałować.
- Charlotte, stój!
Szłam dalej, nie zatrzymywałam się – nie chciałam, nie mogłam tego zrobić, ale okazał się szybszy niż myślałam. W ciągu paru sekund znalazł się przede mną, sprawiając, że na niego wpadłam. Chwycił mnie za nadgarstki, ale szybko mu się wyrwałam.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam.
- O co ci chodzi, do cholery? - warknął. - Udajesz głupiego, czy naprawdę taki jesteś?
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ moim oczom ukazało się niebieski audi a4 mojego brata. Nie wiem, czy mam płakać, czy się śmiać – obie opcje wydają się niepoprawne. W bardzo krótkim czasie Nick znalazł się przy mnie i przy Aaronie. Patrzył to na mnie, to na Scotta i pewnie się zastanawiał, dlaczego płakałam. Wiedziałam, że już wszystko wiedział, w końcu jest moim bratem. - Lotta? - zapytał, ciasno mnie obejmując. Odwzajemniłam uścisk, wtulając się w jego pierś. - Wszystko gra?
- Kto to, do diabła, jest? - spytał Aaron.
- Jestem Nick. - przedstawił się. - Brat Lottie.
- Wy sobie chyba jaja robicie. - zaśmiał się. - Brat?
- A ty to kto? - zapytał mój brat, odsuwając mnie od siebie i stając z Aaronem twarzą w twarz.
Może i Nick jest niższy od Scotta, ale kiedy chce to potrafi się bić, wiem to i za wszelką cenę nie mogę dopuścić do tej bójki.
- Scott, kolega Charlotte.
- Czyżby?
- Tak, Nick. - wtrąciłam się, przez co zielone oczy zaszczyciły mnie spojrzeniem. - Jest kolegą…zobaczył, że jestem nie w sosie i chciał po prostu pomóc. - wymyśliłam kłamstwo, bo naprawdę nie chciałam, żeby się zamartwiał, szczególnie jeśli ma własne problemy.
- Masz 5 minut, żeby się pożegnać z przyjacielem, a potem zabieram cię do mieszkania. - oznajmił, po czym zaczął iść w kierunku swojego samochodu.
- Jak mogłeś? - spytałam Aarona. - Wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale ja ci to powiedziałam w sekrecie, Scott. Liczyłam, że zatrzymasz to dla siebie, a okazuje się, że nie wytrzymałeś i podzieliłeś się tym z Kate. Jesteś zadowolony teraz?
- O czym ty mówisz, do cholery? - bolało mnie to, że naprawdę wyglądał tak, jakby nie miał pojęcia o czym mówię.
- Wiesz co? Dajmy spokój, Scott. Myliłeś się, mówiąc, że powinniśmy zostać przyjaciółmi…To nigdy nie wypali…Wracaj do swojej rudej panienki i razem z nią rozpowiadaj o mnie różne rzeczy, dalej. - mówiłam. - No na co czekasz? Idź! - krzyknęłam, mając nadzieję, że Nick nas nie słyszy.
- Charlotte – zaczął. - Nie mam pojęcia o czym mówisz, jasne?
- Aar… - po raz któryś prawie powiedziałam do niego po imieniu. O dziwo nie zareagował. Gdybym go nie znała, mogłabym pomyśleć, że nawet chce, żebym powiedziała do niego ,,Aaron”. - Scott – poprawiłam się. - Daj spokój. - to mówiąc, zostawiłam go samego na trawniku, po czym wsiadłam do auta mojego brata. Spojrzał na mnie, jakby był niepewny co o tym wszystkim myśleć, ale nic nie powiedział i chwała mu za to. Nie jest jedynym, który nie ma pojęcia co tu jest grane. Już podczas pierwszego spotkania z Aaronem wiedziałam, że będę miała kłopoty, ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślę, że łudziłam się, że będzie inny, że nie okaże się typowym złym chłopcem, za jakiego wszyscy go mają, ale….się pomyliłam. Jest gorszy, niż wszyscy mówią. Jestem pewna, że większość dziewczyn zakochała się w nim na zabój po upojnej nocy, ale mimo to on miał je gdzieś. Na pewno zostawił za sobą masę złamanych serc, ale ja nie chcę być jedną z tych biednych dziewczynek, które nie potrafiły się mu oprzeć – nie. Jedynie co będzie nas łączyć to praca i ewentualnie szkoła, nic więcej, ani przyjaźń, ani nawet spotkania ze znajomymi nie wchodzą w grę.
Odtąd wyrzucam Aarona Scotta ze swojego życia, przynajmniej osobistego.
Aaron
Siedzę w swoim salonie i nadal nie umiem pojąć tego, co mówiła mi Charlotte. A już kompletnie nie pomaga mi to, że Damon siedzi tuż obok mnie i czeka, aż zacznę rozmowę, chociaż doskonale wie, że prędko to nie nastąpi. Wiem, że nie powiedziałem nic co mogłoby ją pogrążyć. Nie mógłbym jej tego zrobić, szczególnie w życiu szkolnym. Z własnego doświadczenia wiem, jacy ludzie potrafią być trudni. Wściekły czy nie, nie zdradziłbym jej tajemnicy, bo myślę, że właśnie o to jej chodziło. Ale o co dokładnie? Z tego co pamiętam, nasza relacja nie zaszła tak daleko, żeby powierzać sobie nawzajem jakieś tajemnice. Nawet nie wiem, jakie plotki chodzą po szkole i kto zaczął je rozpowiadać. Dawno mnie tam nie było, więc cholera, jak mógłbym wiedzieć, a już w ogóle się do tego przyczynić? Mimo poważnej sytuacji, cały czas bawi mnie to, że oberwałem od dziewczyny. Nigdy, nikomu nie pozwoliłem podnieść na siebie ręki, przynajmniej teraz. Aż tu nagle podchodzi do mnie śliczna brunetka w seksownym ubraniu i wali mnie prosto z liścia. Najzabawniejsze jest to, że doskonale wiedziałem, co chce zrobić, ale jej na to pozwoliłem. Pewnie dlatego, że zasłużyłem, ale cholera, nadal nie wiem, o co chodzi z tymi plotkami! Jedynie czego się wczoraj dowiedziałem to to, że jest dziewicą i… Jasna cholera! Jak najszybciej muszę się dowiedzieć, jakie plotki są o niej rozpowiadane i za wszelką cenę muszę to powstrzymać….
- Zaczniesz tę rozmowę, czy nie? - zapytał mój brat.
- Nie.
- Cholera, Aaron! - krzyknął tak, że aż się wzdrygnąłem. - Dzwonił do mnie twój prawnik. Musimy pogadać, bracie.
******************************
Wybaczcie za długą przerwę, ale szkoła nie daje wytchnienia! :)
W każdym razie, mam nadzieję, że się podoba i, że nie umiecie się doczekać kolejnego rozdziału :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)