Lottie
Z całego serca chciałabym powiedzieć, że ostatni miesiąc był najlepszym miesiącem w moim życiu, ale…to nie do końca prawda. Jak zawsze obecne są plusy i minusy tego wszystkiego. Praca w salonie S.Cott robi się coraz cięższa, a przypuszczałam, że będzie na odwrót i, że będę mogła trochę wyhamować – na próżno. Coraz gorzej radzę sobie z pogodzeniem pracy ze szkołą. Zbliżają się egzaminy, a ja mam okropne zaległości, dlatego od dłuższego czasu okropnie boli mnie głowa, a do tego czuję się wycieńczona, a nawet wyssana z życia. Do tego dochodzi jeszcze brak kontaktu ze znajomymi, a szczególnie z Valerie i Arthurem. Jednak nie mogę powiedzieć, że zostałam całkiem sama, bo ,,uprzejma” sąsiadka o imieniu Elizabeth codziennie mnie odwiedza i….doprowadza mnie to do szału. Nie mówię, że jej nie lubię, ponieważ ona jest naprawdę miła, tylko….nie umiem się z nią zaprzyjaźnić i chyba nawet wiem, dlaczego. I nie, nie chodzi tutaj o jej piskliwy głosik tylko o to, że bez przerwy nawija o naszym, jakże, przystojnym sąsiedzie o pięknych zielonych oczach. Fakt, że codziennie mi o nim przypomina, nie ułatwia mi tego, że chcę go wyrzucić ze swojego życia. Miesiąc temu, gdy to postanowiłam, nie miałam pojęcia, że będzie tak cholernie trudno. Myślę, że zapomniałam o tym, że jest moim sąsiadem, co okazuje się być strasznie kłopotliwe. Wystarczy, że tylko wpadnę na niego na klatce schodowej, a moje serce już przyspiesza, a przed oczami staje mi sytuacja sprzed miesiąca, kiedy jak głupi udawał, że nie ma o niczym pojęcia. Zastanawiam się też, jak mogłam być taka głupia i wyznać mu, że jestem dziewicą. W końcu mogłam się domyślić, że będzie chciał to wykorzystać….Idiotka ze mnie, ale co się stało to się nie odstanie. Nadal też nie wiedziałam, jak mam wytłumaczyć całą tę sytuację Nickowi. Wiem, że się martwi i wiem, że zrozumiał co się dzieję, ale martwi mnie to, że nie zapytał. Wszystko mu wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz. Nie teraz, kiedy ma duże problemy z Evą. Po prostu nie chcę mu mieszać w głowie. Siedzę w swoim samochodzie i myślę, gdzie mam pojechać. Muszę wreszcie wybrać: szkoła albo praca. Choć praca w salonie S.Cott jest dla mnie bardzo ważna, zarabiam niezłe pieniądze to nie mogę zrezygnować z zajęć. Nie dam rady dłużej działać na dwa fronty. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku szkoły, żegnając się z dochodami.
Wreszcie, jakby kamień spadł mi z serca, kiedy zaparkowałam na parkingu przy szkole. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy z tego, że praca była dla mnie taka stresująca i doskonale wiem, czemu. Nie chodziło o to, że harowałam jak wół tylko o to, że oprócz mnie pracuje tam Aaron. Myślę, że właśnie to było dla mnie bardzo uciążliwe. Wysiadłam z auta, wzięłam swoją torbę i w ciągu paru minut znalazłam się w środku budynku. Chodzę już do tej szkoły…bo ja wiem, 3 miesiące (?), ale wciąż nie pamiętam nazwisk nauczycieli co jest strasznie krępujące. Mam też nadzieję, że większość uczniów zapomniała o plotkach, które były rozsiewane na mój temat. Nic, tylko się modlić, pomyślałam. W szybkim czasie znalazłam się pod salą, w której odbywają się zajęcia z literaturoznawstwa. Nie miałam nawet pojęcia o tym, że tak bardzo mi tego brakuje, dlatego czym prędzej weszłam do środka i…zamarłam. Na moim starym miejscu, na którym zawsze siedziałam sama….cóż nie będę już sama. Puste miejsce obok mnie zajął Aaron i bezczelnie siedział na krześle z tym swoim seksownym uśmiechem.
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum.
Czasami nienawidzę swojego serca tak, jak właśnie w tej chwili. Mam wrażenie, że jak do niego podejdę to bardzo dobrze usłyszy to, jak mój narząd wariuje na sam jego widok. Nie rozumiem, jak mogę tak na niego reagować? Myślałam, że jeśli się od niego odsunę, oddalę to wszystko mi przejdzie, ale jak widać…. Zresztą kogo ja próbuję oszukać? W całym miesiącu nie było dnia, w którym bym o nim nie myślała. Widziałam go na każdym kroku i cholernie mnie to wkurzało. Westchnęłam, dzięki czemu wróciłam do rzeczywistości. Zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią, przez co poczułam się nieswojo. Cała moja nieśmiałość wróciła – spuściłam głowę i wpatrywałam się w podłogę. W szybkim tempie podeszłam do swojego miejsca i nie zwracając uwagi na Aarona, usiadłam. Jeśli się do mnie nie odezwie to może powinnam przeżyć….
- Charlotte. - odezwał się.
Niech go szlag.
Zebrałam w sobie całą odwagę oraz siłę woli i powoli obróciłam się w jego kierunku. Gdy tylko spojrzałam w jego zielone oczy, poczułam jak zaschło mi w ustach. Do tego doszły potężne zawroty głowy, które starałam się ignorować.
- Scott. - przywitałam się równie ostro tak, jak on ze mną.
Humoru nie poprawiał mi fakt, że wszyscy w klasie zamilkli i, że wyraźnie przysłuchują się naszej wymianie zdań, która, mam nadzieję, będzie bardzo krótka.
- Musimy pogadać. - wyszeptał mi do ucha, a jego bliskość sprawiła, że nie potrafię się nawet ruszyć.
- Nie mamy o czym. - odparłam, zwiększając dzielącą nas odległość.
Z rozdrażnieniem zauważyłam, że gdy tylko to powiedziałam, na jego usta wypłynął tajemniczy uśmiech, który muszę przyznać, zaintrygował mnie. Nagły trzask wyrwał mnie z zamyślenia i sprawił, że spojrzałam w stronę biurka nauczyciela. Dobrze, pora brać się za naukę. Po sprawdzeniu obecności, nauczyciel wstał zza biurka i rozejrzał się po klasie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy zauważyłam, że jego wzrok spoczął na mnie.
- Charlotte, bardzo cię proszę, abyś została na chwilę po lekcji. - oznajmił, na co posłusznie skinęłam głową, ignorując zaciekawione spojrzenia gapiów.
Mam tylko nadzieję, że 130 minut literaturoznawstwa minie bardzo, bardzo szybko….
Po czterdziestu minutach myślałam, że mnie rozniesie. Przez ten cały czas Aaron nawet na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku, co strasznie mnie rozpraszało i dalej rozprasza, ponieważ dalej to robi. Skorzystałam z okazji, kiedy nauczyciel pisał coś na tablicy. Nachyliłam się w stronę Aarona i wyszeptałam:
- Możesz przestać?
- Jeśli tylko zgodzisz się ze mną porozmawiać. - odparł, na co miałam niezwykłą ochotę go spoliczkować.
Widać, że on doskonale wie, jak na mnie działa co mnie strasznie wkurza.
- Dobrze, ale daj mi się uczyć. - poprosiłam.
- Oczywiście, Charlotte. - odpowiedział, po czym skierował wzrok na przód klasy, jednak ani trochę nie poprawiło to mojego skupienia.
Pozostałe 90 minut minęło w dość normalnej atmosferze, biorąc pod uwagę to, kto obok mnie siedział. Mimo to byłam przeszczęśliwa, kiedy nauczyciel oznajmił koniec zajęć. Niestety przypomniałam sobie to, że muszę na chwilę zostać. Mało tego nawet potem nie mogę udać się do domu, bo obiecałam Aaronowi rozmowę. Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do biurka nauczyciela. Zszokowana zauważyłam, że Aaron nie ma zamiaru wychodzić. Oparty o framugę drzwi wyraźnie dawał do zrozumienia to, że na mnie czeka i to, że nigdzie się stąd nie ruszy.
- Panie Scott… - zaczął nauczyciel.
- Nigdzie, cholera, nie idę. - warknął i zdziwiło mnie to, że pan George nawet nie drgnął, biorąc pod uwagę niegrzeczną odpowiedź Aarona.
- Dobrze, więc… - spojrzał na mnie. - Myślę, iż zdaje sobie pani sprawę z tego, że ma pani spore zaległości i, że nie da pani sobie rady sama.
- Do czego pan zmierza? - zapytałam.
- Rozmawiałem z dyrektorem i wiem co ustaliliście, ale…. Najmniej chciałbym cię oblać, Charlotte. Dlatego bardzo cię proszę, abyś znalazła sobie korepetytora.
- Co, proszę? - myślałam, że się przesłyszałam.
Nie mam zamiaru brać korepetycji u obcego człowieka!
- W twojej klasie masz paru geniuszy…wykorzystaj to.
- Ja tu prawie nikogo nie znam… - oznajmiłam cicho.
- Jeśli pozwolisz, mogę ci kogoś zaproponować. - wiedziałam, że tak bardzo jak tego nie chcę to tak samo bardzo muszę się zgodzić.
- Słucham.
- Aaron Scott chętnie ci pomoże, prawda? - automatycznie spojrzałam w stronę wspomnianego człowieka i nic nie poradzę na to, że chcę mi się śmiać, kiedy widzę jego minę.
- Z całym szacunkiem… - zaczęłam, z trudem się opanowując. - Nie sądzę, żeby pan Scott był w stanie mnie….
- Z wielką chęcią. - wtrącił się, na co moja mina od razu zrzedła.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia i mam nadzieję, że Twoje wyniki w nauce się poprawią. Do zobaczenia, więc. - kiwnęłam głową i wyszłam za Aaronem z sali lekcyjnej.
Przez całą drogę na zewnątrz w ogóle się do niego nie odzywałam, ale kiedy w końcu znalazłam się na świeżym policzku… Pchnęłam go tak mocno, że aż się zachwiał.
- Ty dupku! - krzyknęłam. - Od kiedy jesteś prymusem?!
- A widzisz – uśmiechnął się. - nie wiesz o mnie wszystkiego, Lott. To kiedy zaczynamy naszą...naukę? - zapytał.
- Nigdy. - rzuciłam, ruszając w stronę swojego samochodu.
- Mieliśmy pogadać! - krzyknął.
- Zmieniłam zdanie, panie Scott. Jeśli tylko zbliży się pan do mnie na trzy metry to zadzwonię na policję. Do widzenia!
Aaron
Patrzę, jak siada za kierownicą swojego samochodu i nie mogę powstrzymać śmiechu. Nie sądziłem, że jest zdolna do tego, aby po prostu mnie zostawić i złamać daną mi obietnicę. Przez głowę przemknęła mi myśl, że mógłbym za nią pobiec i jakoś przekonać ją do zmiany decyzji, jednak… Nigdy nie uganiałem się za dziewczynami i nie mam zamiaru tego zmieniać. Przypomniała mi się moja rozmowa z Damonem sprzed kilkunastu dni, kiedy oznajmiłem mu, że nie zamierzam zagłębiać się w relację z tą dziewczyną. I niech mnie szlag trafi, ale pierwszy raz chcę dotrzymać słowa, dlatego bez reakcji obserwowałem jak Charlotte wyjeżdża z parkingu. Pokręciłem głową, bo mam dużo ważniejsze sprawy od humorzastej panienki. Telefon Victorii Karrę mnie zaskoczył to fakt, ale dużo bardziej zaskoczyła mnie reakcja mojego prawnika. Zawsze myślałem, że z wszystkiego mnie obroni i, że zawsze będzie po mojej stronie, jednak to, co powiedział mi parę dni temu… Najpierw dostałem niezły ochrzan za to, że nie spotkałem się z nim wcześniej, a potem już tylko same szczegóły związane z moją przeszłością. Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że ta chora kobieta nie odpuści dopóki nie wyląduję za kratkami. Doskonale pamiętam to co miało miejsce sprzed pięcioma laty. Ona nie rozumie, że ja nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłem jej córeczce? Na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty. Byłem wtedy taki młody, taki naiwny, ale tak skrzywdzony… Dlatego kiedy prawnik powiedział mi, że muszę być grzecznym chłopcem, który normalnie uczęszcza do college'u, wybuchnąłem. Przez parę minut nie umiałem opanować gniewu. Dopiero po pewnym czasie doszło to mnie to, że jeśli tego nie zrobię to wyląduję w więzieniu, czego chciałbym uniknąć. Może nie jestem świętym, ale na pewno nie jestem takim samym popaprańcem jak pięć lat temu. Zdarzyło się to tak dawno, ale wciąż pamiętam tamten dzień jak przez mgłę… Wciąż widzę jej zapłakaną twarz….
- Cześć, Scott! - usłyszałem.
- Idź do diabła, Nate. - warknąłem, ponieważ nie byłem w nastroju na rozmowę z kimkolwiek, a już w ogóle z takim palantem.
- Nadal nie umiesz zajmować się kobietami, co? - zaśmiał się, na co zacisnąłem szczękę.
- Czego chcesz? - spytałem.
- Chciałem się tylko zapytać, czy chcesz postąpić z Charlotte tak samo, jak z Angeliką?
Nie panując nad swoim gniewem, pchnąłem go tak, że wylądował na masce mojego ferrari. Poczułem się lepiej, kiedy zdeformowałem jego piękną buźkę…przynajmniej na jakiś czas.
- Nie wymawiaj jej imienia. - szepnąłem niskim głosem. - Idź. - powiedziałem, zrzucając go z maski mojego samochodu. Splunąłem na ziemię, wsiadłem do auta i zapaliłem silnik. Ryk urządzenia sprawił, że cały mój gniew się ulotnił. Odetchnąłem głęboko i z piskiem opon wyjechałem z parkingu.
Myślałem, że to jakiś żart, gdy przed blokiem zobaczyłem Charlotte, zbierającą swoje zakupy, które najwyraźniej wyleciały jej z siatki. Z popsutym humorem wyszedłem z auta i ruszyłem w kierunku wejścia do budynku. Kiedy przechodziłem koło mojej sąsiadki, nie umiałem się powstrzymać przed zgryźliwym komentarzem.
- Powinnaś nosić częściej te spodnie. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co? - wyprostowała się i spojrzała na mnie, jak na wariata. Przewróciłem oczami.
- Musisz nosić częściej te spodnie, Lott. - powtórzyłem, siląc się na obojętny ton, chociaż moja wyobraźnia wyraźnie zaczęła już pracować.
- A to niby dlaczego?
Nie wiem, czy powinienem się śmiać, czy płakać z jej spostrzegawczości. Postanowiłem, że pokażę jej o co mi chodzi. Zrobiłem parę kroków w jej kierunku i już znalazłem się wystarczająco blisko, więc chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Zignorowałem swoje przyspieszone tętno i skupiłem się na jej przyspieszonym oddechu. Nie rozumiałem, dlaczego tak satysfakcjonuję mnie to, kiedy wprawiam ją w zakłopotanie. Muszę się od tego uwolnić, choć nie wiem, czy jest to możliwe. Zaczyna na mnie działać jak narkotyk… Wziąłem głęboki wdech i chropowatym głosem powiedziałem:
- Powinnaś uważać na zboczeńców w tych spodniach, maleńka. - usłyszałem, jak wciąga powietrze, co strasznie mnie podnieciło. Niemal zmusiłem się do tego, żeby ją puścić. Oddaliłem się o parę kroków i od razu dostrzegłem widoczny rumieniec na jej twarzy. Spojrzałem to na nią to na jej zakupy, które wciąż walały się na asfalcie, po czym się zaśmiałem.
- Straszna jest z ciebie niezdara, sąsiadko. - mrugnąłem i wszedłem do środka budynku, wciąż trzęsąc się ze śmiechu.
Tak właściwie to nawet nie wiem co takiego mnie bawi, ale myślę po prostu, że w tej dziewczynie jest coś, co…. Nie, zapomnij. Nieważna, pamiętasz?
- Nieważna. - szepnąłem w przestrzeń.
- Hej, Scott! - usłyszałem głos i przekląłem w myślach.
- Co? - odwróciłem się w kierunku Charlotte i zamarłem, ponieważ gdy tylko to zrobiłem znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Dostrzegłem zdezorientowanie w jej oczach, ale nie mogłem się już wycofać. Choć wiem, że powinienem, ale po prostu…
- Niech to szlag. - mruknąłem, po czym zaatakowałem jej usta z nienaturalną dzikością. Lekko pchnąłem ją na ścianę, wciąż się od niej nie odrywając. Jęknąłem, kiedy przygryzła moją wargę i objęła mnie nogami w pasie. Chyba najbardziej bolało mnie właśnie to, że się nie opierała, że ze mną nie walczyła tylko, że mi na to pozwalała. Okazuje się, że ona pragnie tego tak samo mocno jak ja. Mam świadomość, że powinienem obchodzić się z nią delikatnie, ale mam to gdzieś. Widzę, że podoba jej się moja bardziej brutalna strona. Podtrzymywałem jej biodra, idąc po schodach, żeby się nie zsunęła. Wiem, że kiedy znajdziemy się w prywatnym pokoju, nie będę umiał się opanować, dlatego mam nadzieję, że to ona to zatrzyma. Jednym ruchem znaleźliśmy się w środku mojego mieszkania. Kopniakiem zamknąłem drzwi i rzuciłem ją na łóżko. Czułem jak mojej tętno jest nie do zniesienia. Myślałem, że rozerwie mi wszystkie żyły, kiedy ściągnąłem z niej koszulkę.
- Piękna… - mruknąłem w jej szyję, jednocześnie czując jej zdenerwowanie i nagle dotarła do mnie powaga tej sytuacji. Ześlizgnąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki, zamykając się na klucz. Oddychając ciężko szarpnąłem się za włosy i spojrzałem na siebie w lustrze. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Myślę, że poczułem coś więcej niż tylko pragnienie…i to mnie przeraża. Nie mogę na to pozwolić. W takim razie wróć tam i zrób to, co powinieneś zrobić, szeptał mój umysł. Choć z całego serca chciałem posłuchać go jak i innej części mojego ciała, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Kiedy wyszedłem z łazienki było mi bardzo ciężko – wciąż czułem na sobie jej usta, a kiedy zobaczyłem ją załamaną na moim łóżku to uczucie tylko się pogorszyło. Jakby wyczuwając moją obecność, poderwała głowę do góry i jej wzrok mówił wszystko. Wstydziła się swojego zachowania, wstydziła się tego, co tutaj zaszło… Mogła myśleć naprawdę wszystko, ale nie powinna, nie może się wstydzić. Ona nie ma się czego wstydzić. Jest doskonała, jej ciało jest doskonałe, ona jest doskonała… Chwila, czy ja się powtarzam? Nieważne. To właśnie dlatego nie mogę dopuścić do niczego więcej, ze względu na jej doskonałość. Boje się, że zrobię coś nie tak i ona…upadnie. Przeze mnie.
- Przepraszam. - powiedziała. - Tak strasznie mi przykro. Ja…już idę… - mówiła, wkładając swoją bluzkę. - Scott…proszę zapomnijmy o tym, dobrze? Nie chcę, żeby ktoś się o tym dowiedział.
Nie rozumiem, czemu jej wyznanie mnie zszokowało, a może nawet trochę zraniło, skoro sam stawiam podobne ultimatum dziewczynom.
- Charlotte. Zanim wyjdziesz… - nie wierzę w to, co mówię. Boli mnie to, że ją zraniłem, ale nie mogę… - Tak. Masz rację, wyjdź. - spojrzałem w jej oczy, tuszując swój ból. Nie chciałem, żeby go widziała, a już tym bardziej nie mogłem się przed nią otworzyć.
- Scott…
- Dla mnie to nic wielkiego. - wzruszyłem ramionami, ignorując pogłębiający ją ból. - Robię to na co dzień. - skłamałem, ponieważ odkąd ją poznałem mój codzienny grafik, dotyczący dziewczyn nieco uległ zmianom.
- Cześć, Scott. - powiedziała, odganiając łzy. Mimo wszystko nie odwróciłem wzroku i wyraźnie dawałem jej do zrozumienia to, że chcę, aby wyszła. Odetchnąłem, kiedy w końcu ulotniła się z mojego mieszkania. Mój puls nadal szalał po tym całym zdarzeniu, jednak wiem, że postąpiłem dobrze. Nie mogę pozwolić jej na to, aby się we mnie zakochała. Jeśli do tego dojdzie….to będzie koniec. Nas obojga.
*********************
Tada! :D
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie! Nie! Nie! Kobieto Ty nie masz serca 😘😜 Znów jesteś Polsatem!! Rozdział interesujący. Scott-dziwne zachowanie (myślałam,że to Lotti tak zrobi😜) Pod tym względem zaskoczenie,ale to że świadomie ją zranił tymi słowami mi się nie podoba. Tak poza tym Ty złośliwcze rozdział jak zwykle super. Życzę weny 😘 I przestań być Polsatem ,bo zwariuje 😜😂😂
OdpowiedzUsuńDziwne zachowanie Aarona? W którym momencie? :D
UsuńZamknął się w łazience 😜😂 myślałam że to domena dziewczyn 😜
UsuńAle dziewczyny płaczą w łazience, a on musiał uspokoić szalejące emocje! :DDD
UsuńNo właśnie! Czemu mu kazałaś się uspokoić?! Ty nie dobra Ty!😂😂😂😂 Lotti będzie teraz go omijać jeszcze większym łukiem! Tyy niedobra Ty😜😂😘
UsuńPożyjemy, zobaczymy :*
UsuńNo właśnie! Czemu mu kazałaś się uspokoić?! Ty nie dobra Ty!😂😂😂😂 Lotti będzie teraz go omijać jeszcze większym łukiem! Tyy niedobra Ty😜😂😘
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń