Lottie
Nie wiem ile czasu minęło odkąd Aaron wyszedł z mojego mieszkania. Nie wiem, jak długo stoję w tym samym miejscu i drżę…Najgorsze jest to, że nawet nie wiem, co zrobiłam nie tak. Choć może mogłam zachować swoją dociekliwość dla siebie. Zaczynam chodzić po pokoju tam i z powrotem i myśleć nad tym, co tu się właściwie stało. Być może miał słuszność reagować w taki sposób. Gdyby to mi zarzucono taki absurd, też bym się wściekła. Wychodzi na to, że po prostu zraniłam jego męskie ego, oskarżając go o pobicie kobiety, a przecież nic o nim nie wiem!
W przeszłości brat zawsze powtarzał mi, że powinnam nauczyć się trzymać język za zębami. Jak widać, nie nauczyłam się tego nawet teraz, w wieku dziewiętnastu lat. Oddychałam nerwowo, wciąż zadając sobie pytanie: jak mogłam go o to spytać? Jestem pewna, że od tej chwili nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego i to wszystko moja wina! Jednak z drugiej strony nie zaczynałabym takiego osobliwego tematu, gdyby Aaron nie spytał się mnie o moje dziewictwo. Może i nie postąpiłam fair, ale jego pytanie też było poniżej pasa. Sądzę, że po prostu chciałam się podbudować, bo to pytanie naprawdę zbiło mnie z tropu. Jednak nie mogę o tym ciągle myśleć, ponieważ to mnie wykończy! Z przypływu adrenaliny zaczęłam sprzątać całe mieszkanie, zaczynając od salonu. Biorąc pod uwagę, że wszystkie pokoje lśniły, usiadłam na kanapie i zaczęłam słuchać swojego, wciąż, zdenerwowanego i przyspieszonego oddechu. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę… Nagle moją uwagę przykuł hałas, dochodzący z klatki schodowej. Z lekkim wahaniem wstałam i ruszyłam w kierunku, z którego dochodził ów dźwięk. Powoli otworzyłam drzwi i dopiero wtedy go zobaczyłam. Kiedy ujrzałam jego poranioną twarz, krzyknęłam cicho, jednocześnie do niego podbiegając. Mimo protestu, ujęłam twarz Aarona w dłonie i zaczęłam się jej dokładnie przyglądać. Koło oka skóra była zabarwiona na lekki fiolet, a oprócz tego z jego nosa i warg leciała krew. Widziałam, że wciąż jest wściekły, ale tym razem chyba nie na mnie, więc chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do swojego mieszkania. Stawiał wyraźny opór, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Zebrałam w sobie wszystkie siły i wreszcie udało mi się go posadzić na kanapie. Westchnęłam cicho i szybkim krokiem poszłam do łazienki, zabierając stamtąd swoją apteczkę. Niemal odetchnęłam, kiedy dostrzegłam, że wciąż siedzi tam, gdzie go zostawiłam. Można powiedzieć, że mam ogromne szczęście, biorąc pod uwagę fakt, że jest ode mnie dobre dwadzieścia centymetrów wyższy, jak nie więcej, dlatego bez problemu mogę siedzieć koło niego, w miarę nie czując się niezręcznie. Przez dłuższą chwilę trzymałam mokry wacik w dłoni i próbowałam zebrać w sobie odwagę, żeby zacząć go opatrywać. Nim to zrobiłam, spojrzałam w jego intensywnie zielone oczy i powiedziałam:
- Co się stało, Scott?
Jako, że nie odpowiadał, rzuciłam waciki na stół i ukryłam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
- Nie, wiesz co? - zapytałam, wstając. Gdy zauważyłam, że nawet na mnie nie spojrzał, zaśmiałam się histerycznie. - Naprawdę nie wiem, co takiego powiedziałam, że się tak wkurzyłeś! - krzyknęłam. - Być może trochę przesadziłam, ale sam też byłeś bezczelny, wiesz? Skoro nie masz zamiaru nawet na mnie spojrzeć to równie dobrze możesz wyjść!
Jak ma komendę wstał i ruszył w kierunku wyjścia.
- Jesteś niemożliwy! - podbiegłam do niego i uderzyłam go w pierś, co sprawiło, że się zatrzymał. - W ogóle nie dbasz o uczucia innych! Jesteś totalnym aroganckim dupkiem, który ma wszystkich i wszystko dookoła w dupie! Chciałeś przyjaźni, tak? - zaśmiałam się i w końcu na mnie spojrzał. Jedno spojrzenie, a wystarczyło, że zaschło mi w ustach. - Jeśli dalej będziesz dupkiem, możesz zapomnieć o przyjaźni, Scott. Wynoś się. - rzuciłam i w ciągu paru sekund zniknął z mojego mieszkania. Gdy tylko zorientowałam się, co się stało, trzasnęłam drzwiami i osunęłam się na podłogę. Nie płakałam, bo przecież nie miałam dlaczego, ale pogrążyłam się w głębokim smutku. Jak to możliwe, że dzień, który zaczyna się tak dobrze, kończy się tak beznadziejnie? Rano miałam przyjaciela, a wieczorem już go nie mam. Gdy w miarę doszłam do siebie, postanowiłam się położyć i nie przejmować jutrzejszym dniem w pracy. Sama nie mogę uwierzyć w to, jak doskonale połączyłam szkołę z pracą. Obecną sytuację wyjaśniłam dyrektorowi, który zgodził się, abym na zajęcia przychodziła, w te dni, w których mam wolne w salonie S.Cott. Nie zgodziłam się na jego propozycję i powiedziałam wtedy, że będę codziennie na zajęciach, ponieważ udało mi się przebłagać Pana Scotta o popołudniowe zmiany. Mam tylko nadzieję, że nie natknę się na Aarona. Z tą myślą, położyłam się do łóżka i w bardzo szybkim tempie, zasnęłam.
Budzik, łazienka ciuchy, makijaż!
Zerwałam się z łóżka, jak poparzona, gdy tylko usłyszałam budzik, który wyrwał mnie ze snu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka szczęśliwa, dlatego, że idę na zajęcia. Pewnie jutro już będę narzekać, ale dzisiaj mam zamiar korzystać z każdej szczęśliwej chwili! W dodatku mogę wreszcie wrócić do swojej codziennej mantry, której muszę przyznać, mi brakowało! Z wielkim uśmiechem udałam się do łazienki, ogarnęłam i przebrałam w najwygodniejsze ciuchy. Ubrałam czarną spódniczkę, która sięgała przed kolana i niebieską koszulę, którą specyficznie wiążę się na przodzie. Z reguły nie chodzę w koszulach, które mają za głęboki dekolt, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Nie można też powiedzieć, że wszystko odkrywa, bo dekolt w kształcie litery ,,V” świetnie podkreśla moje atuty, nie przesadzając. Włosy tym razem pozostawiłam rozpuszczone, a rzęsy dostały, trochę większą niż zazwyczaj, dawkę tuszu. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, w pełni zadowolona z efektu końcowego. Na ramię zarzuciłam torebkę z potrzebnymi książkami i szybkim krokiem wyszłam z mieszkania. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami w celu zamknięcia drzwi. Raz dwa przekręciła klucz i odwracałam się w kierunku schodów, kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Przeklęłam cicho, po czym spojrzała na mężczyznę, który zakłócił mój spokój. Miałam się odezwać, ale nagle odebrało mi mowę. Może i widziałam gościa pierwszy raz, ale jestem pewna, że kogoś mi przypomina. Jest tak samo wysoki i dobrze zbudowany, jak Aaron, a do tego ma podobne, ostre rysy twarzy, którą pokrywa kilkudniowy zarost. Jak widać, Scott'owie z natury są przystojniakami.
- Cześć. - powiedziałam, bo uznałam, że w końcu warto się przywitać z krewnym Aarona, o którym w ogóle nie słyszałam.
- Witaj, Charlotte. - odpowiedział z szerokim uśmiechem, ale w porównaniu do Aarona, nie miał dołeczków.
- Pan mnie zna? - zdziwiłam się.
- Pan? Nie jestem taki stary! Mam 25 lat! - zaśmiał się, a ja razem z nim. - Damon. - przedstawił się.
- Jesteś….spokrewniony z Aaronem?
- Niestety to mój brat, ale wiesz jak to mówią…rodziny się nie wybiera. - uśmiechnęłam się, bo doskonale wiedziałam, o czym mówi.
- Tak. Damon, jeśli nie masz nic przeciwko, poszłabym już… Spieszę się na zajęcia…
- Jasne, przepraszam, jeśli cię zatrzymałem! Do zobaczenia! - zawołał na koniec, kiedy zbiegałam ze schodów.
Może powinnam być myślami w nauce, ale jakimś cudem zaczęłam się zastanawiać, czy oni aby na pewno są spokrewnieni. Nie znam bardzo dobrze Aarona, ale na pewno mogę o nim powiedzieć parę spraw. Na przykład to, że w jego obecności każda dziewczyna (nie tylko) czuje się niezręcznie, jest arogancki, apodyktyczny i….na pewno nie jest miły. Za to z Damonem spędziłam zaledwie parę chwil, a już poczułam, że jest duszą towarzystwa. No i, czułam się przy nim swobodnie, czyli całkowite przeciwieństwo mojego sąsiada. W tym momencie powinnam zapomnieć o Aaronie i zacząć myśleć o Damonie, ale nie mogłam się do tego zmusić. Jestem pewna, że gdyby tylko Aaron pozwoliłby mi siebie poznać to odkryłabym cechy, które przed wszystkimi chowa . Jednak nie mam zamiaru się za to zabrać, dopóki nie zrozumie swojego błędu i mnie nie przeprosi. Uśmiechnęłam się na tę myśl i ruszyłam w kierunku szkoły. Biorąc pod uwagę fakt, że mieszkam teraz całkiem blisko, uznałam, że niepotrzebnie marnować paliwo, dlatego zdecydowałam się na spacer, szybki spacer.
Na miejsce dotarłam w ciągu piętnastu minut i poczułam, jak włoski jeżą mi się na karku, kiedy przy wejściu do szkoły zobaczyłam Kate. Może i nie znałam jej za dobrze, jednak pierwsze wrażenie mnie nie….powaliło. Jak już to raczej zniechęciło. No i jeszcze fakt, że podoba się jej Scott. Kto wie, co razem robią? Zresztą nawet, jeśliby coś robili to nic mnie to obchodzi, w końcu to nie moje życie i nie jestem też nikim ważnym dla Aarona, więc…
Nagle na parkingu zaparkowało czerwone ferrari i chyba nie muszę mówić, kto z niego wyszedł? Nie rozumiem, jak on to robi, że za każdym razem wygląda seksownie. Kurde, widać, że się pobił, a mimo wszystko każda dziewczyna się na niego gapi, włącznie ze mną. Ale ja nie zamierzam być taka, jak te puste laleczki. W trymiga odwróciłam wzrok i równie szybko znalazłam się w środku szkoły. Na szczęście Kate darowała sobie nie fajne komentarze, w końcu była zainteresowana zupełne kim innym. Warknęłam z rozdrażnieniem, kiedy się z kimś zderzyłam. Za każdym razem, kiedy wchodzę do ludzi to się z nimi zderzam! Próbowałam wyminąć tę osobę, ale skutecznie mnie powstrzymała.
- Hej, Lottie! Przyjaciół nie poznajesz? - zesztywniałam, kiedy usłyszałam głos Arthura. Uśmiechnęłam się i wpadłam mu w ramiona.
- Boże, przepraszam! Mam…miałam dziwny dzień, naprawdę! - spojrzałam na niego i od razu się rozluźniłam, kiedy dostrzegłam, że się uśmiecha.
- Pierwsza lekcja? - spytał.
Spojrzałam na rozkład, ponieważ dalej nie pamiętałam swoich lekcji.
- Nie powinieneś pójść się przywitać ze Scottem? - spytałam nagle, ale nie wydawał się być zaskoczony moim pytaniem.
- Nie sądzę, żeby miał na to teraz…czas. - odpowiedział, patrząc na coś lub kogoś za moimi plecami. W mgnieniu oka się odwróciłam i zobaczyłam ich. Aaron i Kate wpychali sobie języki do gardeł w ogóle nie przejmując się małą widownią. Od razu odwróciłam wzrok, bo zrobiło mi się niedobrze.
- Blee. - powiedziałam, udając, że zaraz zwymiotuję.
- Zgadzam się. - odparł. - Wszyscy, ale Kate? Ona jest straszna. Musiał mieć strasznie zły dzień, skoro padło akurat na nią.
- Może ją…. - chciałam powiedzieć ,,lubi”, ale Arthur mi przerwał.
- Co? Nie! - odpowiedział, jakby czytał mi w myślach. - Uwierz mi, on jej nienawidzi.
- Nieważne. - stwierdziłam, bo byłam wyraźnie zdenerwowana tym, że o nich rozmawiamy. Wydaję mi się, że Art to dostrzegł, ale nic nie powiedział. I bardzo dobrze. - Mam teraz angielski. Pójdę poszukać Val. - mruknęłam.
- To ty nic nie wiesz? - spytał zaskoczony.
- O…?
- Zawiesili ją na cztery tygodnie.
- Boże, za co? - spytałam zszokowana.
- Nie było mnie przy tym, ale podobno wdała się w lekką bójkę z Kate za to, że ta trochę o tobie nazmyślała.
Jak na złość pomyślałam o tych wszystkich dniach, kiedy nie było mnie na zajęciach. Aż jestem ciekawa, jakie plotki chodzą teraz o mnie po szkole.
- Chcę w ogóle wiedzieć, co naopowiadała?
- Ja bym chciał na twoim miejscu. - mimo że naprawdę nie chciałam wiedzieć to uznałam, że spasuję.
- W takim razie słucham. - rzuciłam, czekając na wielkie bum, które nadeszło tuż zaraz.
- Kate naopowiadała wszystkim, że kiedy wprowadziłaś się do nowego mieszkania tuż obok Aarona…. Mówi, że specjalnie się przeprowadziłaś tuż obok niego, żeby pozbawił cię dziewictwa, co w końcu zrobił. Tak więc od dzisiaj jesteś dziwką, przepraszam! Nie moje słowa! - choć bardzo chciałam coś powiedzieć to nie potrafiłam.
Z całej duszy pragnęłam tam teraz do niej podejść i powiedzieć jej co o niej myślę, ale nie jestem w stanie. Tylko Aaron wiedział o tym, że jestem dziewicą. On, Val i Nick. Jestem pewna, że to on powiedział o tym tej zdzirze. Łza, której nie zdołałam powstrzymać, spłynęła po moim policzku.
- Lottie…
- Nie teraz, Arthur. Dzięki, że…mi powiedziałeś. - odparłam, po czym podbiegłam do łazienki, czując, że nie powstrzymam potoku łez. W łazience była jedna dziewczyna, która od razu wyszła, sprawiając, że zostałam sama. Kiedy tylko to nastąpiło z moich oczu wylały się tysiące łez. Nic nie mogłam poradzić na swoją…wrażliwość, choć twierdzę, że tym razem chodzi o coś innego, niż o fakt, że się ze mnie śmieją. Powiedziałam to Aaronowi, wierząc, że zachowa to w sekrecie, a tymczasem wygadał się największej plotkarze w całym college'u. I on to nazywał przyjaźnią? Niech da sobie siana, pomyślałam, wycierając mokre policzki chusteczką. Bez zastanawiania się, wysłałam dyrektorowi smsa, że nie przyjdę na dzisiejsze zajęcia. Można by wziąć to za słabość, ale po prostu nie jestem jeszcze gotowa na to, żeby stawić czoła tym wszystkim ludziom…
Kiedy byłam pewna, że wszyscy zniknęli w klasach, wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku wyjścia. Przeklęłam pod nosem, kiedy ujrzałam Aarona. Na szczęście był sam, bez rudej małpy. Poczułam, że należy skorzystać z okazji, dlatego czym prędzej do niego podeszłam. Wydawał się być zaskoczony moją obecnością, ale nic sobie z tego nie robiłam. Bez wahania, spoliczkowałam go.
- Tu dupku. - syknęłam ze łzami w oczach i czym prędzej popędziłam w stronę mieszkania, które znajduje się piętnaście minut przede mną. Objęłam się rękami i szłam tak szybko, prawie biegłam, ale miałam to wszystko gdzieś.
- Charlotte! - usłyszałam za sobą głos, od którego zawsze dostawałam gęsiej skórki.
Zawsze, ale nie teraz.
Tym razem mam ochotę go zabić, a nie pocałować.
- Charlotte, stój!
Szłam dalej, nie zatrzymywałam się – nie chciałam, nie mogłam tego zrobić, ale okazał się szybszy niż myślałam. W ciągu paru sekund znalazł się przede mną, sprawiając, że na niego wpadłam. Chwycił mnie za nadgarstki, ale szybko mu się wyrwałam.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam.
- O co ci chodzi, do cholery? - warknął.
- Udajesz głupiego, czy naprawdę taki jesteś?
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ moim oczom ukazało się niebieski audi a4 mojego brata. Nie wiem, czy mam płakać, czy się śmiać – obie opcje wydają się niepoprawne. W bardzo krótkim czasie Nick znalazł się przy mnie i przy Aaronie. Patrzył to na mnie, to na Scotta i pewnie się zastanawiał, dlaczego płakałam. Wiedziałam, że już wszystko wiedział, w końcu jest moim bratem.
- Lotta? - zapytał, ciasno mnie obejmując. Odwzajemniłam uścisk, wtulając się w jego pierś. - Wszystko gra?
- Kto to, do diabła, jest? - spytał Aaron.
- Jestem Nick. - przedstawił się. - Brat Lottie.
- Wy sobie chyba jaja robicie. - zaśmiał się. - Brat?
- A ty to kto? - zapytał mój brat, odsuwając mnie od siebie i stając z Aaronem twarzą w twarz.
Może i Nick jest niższy od Scotta, ale kiedy chce to potrafi się bić, wiem to i za wszelką cenę nie mogę dopuścić do tej bójki.
- Scott, kolega Charlotte.
- Czyżby?
- Tak, Nick. - wtrąciłam się, przez co zielone oczy zaszczyciły mnie spojrzeniem. - Jest kolegą…zobaczył, że jestem nie w sosie i chciał po prostu pomóc. - wymyśliłam kłamstwo, bo naprawdę nie chciałam, żeby się zamartwiał, szczególnie jeśli ma własne problemy.
- Masz 5 minut, żeby się pożegnać z przyjacielem, a potem zabieram cię do mieszkania. - oznajmił, po czym zaczął iść w kierunku swojego samochodu.
- Jak mogłeś? - spytałam Aarona. - Wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale ja ci to powiedziałam w sekrecie, Scott. Liczyłam, że zatrzymasz to dla siebie, a okazuje się, że nie wytrzymałeś i podzieliłeś się tym z Kate. Jesteś zadowolony teraz?
- O czym ty mówisz, do cholery? - bolało mnie to, że naprawdę wyglądał tak, jakby nie miał pojęcia o czym mówię.
- Wiesz co? Dajmy spokój, Scott. Myliłeś się, mówiąc, że powinniśmy zostać przyjaciółmi…To nigdy nie wypali…Wracaj do swojej rudej panienki i razem z nią rozpowiadaj o mnie różne rzeczy, dalej. - mówiłam. - No na co czekasz? Idź! - krzyknęłam, mając nadzieję, że Nick nas nie słyszy.
- Charlotte – zaczął. - Nie mam pojęcia o czym mówisz, jasne?
- Aar… - po raz któryś prawie powiedziałam do niego po imieniu. O dziwo nie zareagował. Gdybym go nie znała, mogłabym pomyśleć, że nawet chce, żebym powiedziała do niego ,,Aaron”. - Scott – poprawiłam się. - Daj spokój. - to mówiąc, zostawiłam go samego na trawniku, po czym wsiadłam do auta mojego brata. Spojrzał na mnie, jakby był niepewny co o tym wszystkim myśleć, ale nic nie powiedział i chwała mu za to. Nie jest jedynym, który nie ma pojęcia co tu jest grane. Już podczas pierwszego spotkania z Aaronem wiedziałam, że będę miała kłopoty, ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślę, że łudziłam się, że będzie inny, że nie okaże się typowym złym chłopcem, za jakiego wszyscy go mają, ale….się pomyliłam. Jest gorszy, niż wszyscy mówią. Jestem pewna, że większość dziewczyn zakochała się w nim na zabój po upojnej nocy, ale mimo to on miał je gdzieś. Na pewno zostawił za sobą masę złamanych serc, ale ja nie chcę być jedną z tych biednych dziewczynek, które nie potrafiły się mu oprzeć – nie. Jedynie co będzie nas łączyć to praca i ewentualnie szkoła, nic więcej, ani przyjaźń, ani nawet spotkania ze znajomymi nie wchodzą w grę.
Odtąd wyrzucam Aarona Scotta ze swojego życia, przynajmniej osobistego.
Aaron
Siedzę w swoim salonie i nadal nie umiem pojąć tego, co mówiła mi Charlotte. A już kompletnie nie pomaga mi to, że Damon siedzi tuż obok mnie i czeka, aż zacznę rozmowę, chociaż doskonale wie, że prędko to nie nastąpi. Wiem, że nie powiedziałem nic co mogłoby ją pogrążyć. Nie mógłbym jej tego zrobić, szczególnie w życiu szkolnym. Z własnego doświadczenia wiem, jacy ludzie potrafią być trudni. Wściekły czy nie, nie zdradziłbym jej tajemnicy, bo myślę, że właśnie o to jej chodziło. Ale o co dokładnie? Z tego co pamiętam, nasza relacja nie zaszła tak daleko, żeby powierzać sobie nawzajem jakieś tajemnice. Nawet nie wiem, jakie plotki chodzą po szkole i kto zaczął je rozpowiadać. Dawno mnie tam nie było, więc cholera, jak mógłbym wiedzieć, a już w ogóle się do tego przyczynić? Mimo poważnej sytuacji, cały czas bawi mnie to, że oberwałem od dziewczyny. Nigdy, nikomu nie pozwoliłem podnieść na siebie ręki, przynajmniej teraz. Aż tu nagle podchodzi do mnie śliczna brunetka w seksownym ubraniu i wali mnie prosto z liścia. Najzabawniejsze jest to, że doskonale wiedziałem, co chce zrobić, ale jej na to pozwoliłem. Pewnie dlatego, że zasłużyłem, ale cholera, nadal nie wiem, o co chodzi z tymi plotkami! Jedynie czego się wczoraj dowiedziałem to to, że jest dziewicą i… Jasna cholera! Jak najszybciej muszę się dowiedzieć, jakie plotki są o niej rozpowiadane i za wszelką cenę muszę to powstrzymać….
- Zaczniesz tę rozmowę, czy nie? - zapytał mój brat.
- Nie.
- Cholera, Aaron! - krzyknął tak, że aż się wzdrygnąłem. - Dzwonił do mnie twój prawnik. Musimy pogadać, bracie.
******************************
Wybaczcie za długą przerwę, ale szkoła nie daje wytchnienia! :)
W każdym razie, mam nadzieję, że się podoba i, że nie umiecie się doczekać kolejnego rozdziału :)
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Tyyy nie dobra Ty . Ty Polsacie jeden 😜 W takim momencie? No nie wierzę. Swoją drogą ten rozdział cudny 😘 czekam na next 💞
OdpowiedzUsuńSą zakończenia jeszcze gorsze! :D Także....chyba zostanę tym Polsatem... :D
Usuń