Lottie
Zalana łzami biegłam przez ulicę sama nie wiem dokąd. Wiedziałam jednak, że nie mogę wrócić do mieszkania, po prostu nie mogę. Ono znajduje się stanowczo za blisko Aarona. Nie mogłabym spojrzeć mu w oczy po tym co zaszło między nami. Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie wiem, dlaczego pozwoliłam moim emocjom wygrać – wyjść na zewnątrz. Nie wierzę, że prawie zostałam jedną z jego panienek. Nie zgodzę się na taki układ dla nikogo. Nawet dla tego zielonookiego dupka. Przeklęłam, kiedy na kogoś wpadłam. Nawet nie wiedziałam, czy zderzyłam się z kobietą czy z mężczyzną. Mimo złości, smutek i tak wciąż wygrywał. Czym prędzej się odwróciłam i bez słowa pobiegłam dalej, przed siebie, co jest do mnie niepodobne. Po prostu nie mam ochoty na rozmowę z ….ludźmi.
- Zaczekaj! - usłyszałam męski głos i przez jedną, minimalną chwilę miałam nadzieję, że to głos Aarona. Nawet na sekundę przystanęłam, ale wiedziałam, że to nie on. Nigdy nie pomyliłabym go z innym facetem, jestem tego pewna. Nie reagowałam na dalsze wołania ze strony obcego człowieka, tylko wciąż biegłam dalej. Myślałam, że już go zgubiłam, ale nagle chwycił mnie za łokieć, sprawiając, że się zatrzymałam. Mimo wszystko, nadal na niego nie patrzyłam. Przed oczami wciąż widziałam twarz Aarona, która nie wyrażała żadnych emocji…
- Coś się stało? - usłyszałam pytanie.
Jako, że łzy nadal płynęły po mojej twarzy, nie umiałam odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową. Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać z tym człowiekiem. Jestem wściekła na wszystko, na wszystkich, ale szczególnie na siebie i to całkiem z innego powodu niż mogłoby się wydawać. Mimo, że bardzo chciałabym zaprzeczać swoim uczuciom to już nie mogę, nie potrafię. Myślę, że polubiłam Aarona i to mnie przeraża.
- Nate. - przedstawił się.
Wyglądał na miłego gościa, ale…
- Lottie. - odezwałam się, ale na nic więcej nie pozwoliłam.
Nie zwracając uwagi na Nate'a wycofałam się i zaczęłam iść w kierunku mojego mieszkania. Wiem, że nie mogę przez wszystkie wieki wieków (amen) unikać Aarona.
Po godzinie wreszcie dotarłam na miejsce. Gdy tylko przyszłam to od razu runęłam na sofę, zastanawiając się co tak właściwie mam zamiar zrobić. Co ja w sumie o nim wiem? Chyba nic, oprócz tego, że lubi wykorzystywać dziewczyny i, że ma bogatego ojca. Z całych sił chciałabym sprawić, żeby mi zaufał, żeby się otworzył. Chcę mu jakoś pomóc, tylko problem polega na tym, że zupełnie nie wiem, jak mam się do tego zabrać. Pierwszy krok w tej sprawie jest niemożliwy do zrealizowania, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby się udało. Mianowicie muszę zapomnieć o tym, co miało miejsce kilka godzin temu. Nie wiem jak, ale muszę mu pokazać, że mnie nie zranił i, że jakimś cudem musi mi zaufać. Po prostu musi to zrobić, żebyśmy mogli pójść dalej. Odetchnęłam, ponieważ mając plan działania czułam się dużo bardziej swobodnie. Zamknęłam oczy i mentalnie zaczęłam się przygotowywać do jutrzejszego dnia.
Obudziłam się trochę przed budzikiem, ale to nawet dobrze się składa. Muszę pogadać z Aaronem, a wiem, że wyjeżdża do szkoły trochę szybciej ode mnie. W szybkim tempie udałam się do łazienki i również w tym samym tempie byłam już gotowa. Nawet nie miałam siły na makijaż, dlatego tylko lekko podkreśliłam rzęsy i usta. Ubrałam czarne rurki i luźną karmelową bluzkę, a włosy spięłam w kucyk. Zabrałam z mieszkania to, co było mi potrzebne i wyszłam. Po paru sekundach w końcu zdobyłam się na odwagę i zapukałam do drzwi Scotta. Mój umysł krzyczał naprawdę różne rzeczy: uciekaj!, czekaj!, niech nie otwiera!, musi otworzyć!. Sama byłam już w sobie zagubiona. Już miałam odchodzić, kiedy drzwi się uchyliły, ale nie otworzył mi Aaron tylko dziewczyna, którą pierwszy raz widzę na oczy. Nie da się ukryć, że jest po prostu piękna. Długie blond włosy aż do pasa, duże, niebieskie oczy i ani jednej niedoskonałości.
- W czym ci mogę pomóc? - odezwała się i dopiero teraz zauważyłam to, w co jest ubrana i prawie się zakrztusiłam. Miała na sobie tylko bieliznę i nic więcej. W tej chwili, jak w żadnej innej zapragnęłam po prostu uciec, ale przypomniałam sobie po co tu przyszłam. Choćby nie wiem co, muszę pogadać z Aaronem. Teraz.
- Możesz zawołać Aarona? - spytałam najmilej, jak tylko potrafię i miałam naprawdę gdzieś to, że użyłam jego imienia.
- A kim jesteś?
- Koleżanką. - przynajmniej tak mi się wydaje.
- Jest trochę….zajęty. - uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć : ,,spójrz na siebie. Nie masz u niego szans”.
- Zawołaj go. - rozkazałam, a uśmieszek natychmiast zszedł z jej twarzy.
- Scott jakaś nachalna pani do ciebie! - krzyknęła i kręcąc biodrami zniknęła z mojego pola widzenia.
W chwili, kiedy czekałam na Aarona moje palce były już całe zsiniałe, a to wszystko przez mój cholerny nawyk. Kiedyś mi odpadną, naprawdę. Mało tego, zaczęłam chodzić tam i z powrotem coraz bardziej się niecierpliwiąc. Przyrzekam, że jeśli nie zjawi się za pięć… Przerwałam domysły, ponieważ właśnie przyszedł. Chyba nie muszę ukrywać tego, że on również nie jest zbytnio…ubrany? Ma na sobie tylko bokserki i muszę przyznać, że jest cholernie seksowny. Musiałam policzyć do dziesięciu, żeby nie zemdleć na jego widok.
- Posłu…
- Co ci się stało w palce? - spytał, przerywając mi i jednocześnie ujmując moją dłoń w swoją. Kiedy tylko mnie dotknął przez moje ciało przeszło tysiące iskierek. Jestem niemal pewna, że on też to poczuł.
- N-nieważne. - odparłam, wyrywając mu dłoń. - Możemy przez chwilę porozmawiać? - spytałam, jak kompletna idiotka.
- Przecież rozmawiamy. - odpowiedział, opierając się o framugę drzwi i zakładając ręce na piersi.
- Chodzi mi o wczoraj i o…
- Zapomnij, Charlotte. - wtrącił się. - Było minęło, nieważne. - po tych słowach się odwrócił, dając mi do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
- Scott poczekaj! - zawołałam i zdziwiłam się, kiedy naprawdę przystanął i odwrócił się w moją stronę.
- Może dla ciebie to jest nic, jednak ja nie całuję pierwszego lepszego faceta, jasne? - zaczęłam. - Nie jestem dziwką i przyszłam tu po to, żeby ci powiedzieć, że to co zaszło wczoraj wieczorem to była pomyłka i, że nie masz się czym martwić.
- Lottie…
- Daj mi skończyć! - krzyknęłam, skutecznie go uciszając. - Nie chcę, żebyśmy na każdym kroku się kłócili. Jeśli to możliwe to chciałabym zacząć naszą przyjaźń od nowa, zapominając o tym, co było.
- W porządku. - odpowiedział.
- Dziękuję. - odetchnęłam. - To do zobaczenia. Nie chcę ci dłużej przeszkadzać. - posłałam mu sztuczny uśmiech, ale mam nadzieję, że się nie zorientował.
- Nie… do zobaczenia. - poprawił się i zaczęłam się zastanawiać co chciał powiedzieć. Uznałam jednak, że lepiej będzie, jeśli dam temu spokój. Ignorując głupie motylki w brzuchu, wyszłam na dwór i już miałam wsiadać do swojego samochodu, kiedy usłyszałam głos.
- Czekaj! Nie jedź!
- Muszę jechać do szkoły, Scott. Jeśli tego nie zrobię to się spóźnię. - oznajmiłam całkiem poważnie.
- Zabieram cię na przejażdżkę, Lott. - uśmiechnął się, na co moje serce wywinęło koziołka, znowu. - Nie przyjmuję odmowy. Czekaj tutaj, zaraz zejdę. - to mówiąc zniknął w budynku, z którego jeszcze przed chwilą wyszedł.
Zaczęłam się zastanawiać co jest z nim nie tak. Czasami jest naprawdę niezłym dupkiem, ale niekiedy… Niekiedy ujawnia tą miłą, opiekuńczą część siebie, którą trzyma zamkniętą w sobie przed wszystkimi. Nie mogę zaprzeczać, że jestem bardzo ciekawa jego i jego przeszłości. Jednak głównie chciałabym móc być dla niego kimś…więcej. Doszłam do wniosku, że jeśli dalej będę zaprzeczać własnym emocjom to w końcu mnie to wykończy. O ile oczywiście Aaron nie zrobi tego prędzej. Wiem, że zawsze bym mogła pogadać z jego bratem i czegoś się dowiedzieć, ale nie chcę tego robić. Zależy mi na tym, żeby sam mi powiedział co go trapi. Chcę się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Chcę, żeby był dla mnie kimś więcej. Westchnęłam, kiedy z powrotem ruszył w moim kierunku. Także przez cały dzień mam zamiar świetnie się bawić i poznać Aarona lepiej.
- Więc gdzie mnie zabierasz? - spytałam podekscytowana, ale też trochę zdenerwowana.
- Po pierwsze nie zabiorę cię nigdzie, jeśli wciąż będziesz taka nerwowa. - spojrzał na moje palce, które znowu gorączkowo wykręcałam.
Kiedy tylko się zorientowałam o co mu chodzi to od razu przestałam, a na jego usta wypłynął uśmiech, który za każdym razem skrada moje serce. Mimo, że nie pojawia się u niego za często to i tak….kocham to w nim.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się nieśmiało, spuszczając wzrok na ziemię. Jednak od razu poczułam, jak ujął mój podbródek i delikatnie dźwignął go do góry.
- Nie wstydź się. - poinstruował. - Nie masz czego, Lottie. - pomimo że była to tylko niewinna wymiana zdań to czułam się bardzo odsłonięta. Mało tego, zauważyłam, że powoli nachyla się w moją stronę. Po chwili oparł czoło o moje czoło, sprawiając, że mój oddech wyraźnie przyspieszył tak samo, jak jego. Jedną rękę trzymał na mojej talii, a drugą na mojej szyi. Tak bardzo go pragnęłam, że to aż niewyobrażalne. Jeszcze nigdy do nikogo nie czułam czegoś takiego jak właśnie do niego. Myślę, że bez problemu powiedziałabym, żebyśmy zostali w tej pozycji, ponieważ nie miałabym nic przeciwko. Czułam, że on czuje podobnie, ale wiem, że jeśli zaraz się od siebie nie oderwiemy to skończy się to kłótnią, czego chciałabym uniknąć.
- Jedziemy? - szepnęłam cicho, choć tak bardzo chciałabym tu zostać!
- Tak, jedźmy. - odparł również szeptem, ale wciąż się nie ruszał, co mnie zaskoczyło, ale i ogarnęło mnie szczęście, radość.
- Charlotte, ja… - zaczął. - Przepraszam cię.
Moje serce gwałtownie spadło z Mount Everest. Chociaż tyle razy już mnie zranił to pierwszy raz usłyszałam od niego przeprosiny. Jeśli wcześniej wciąż myślałam, że posiadam własne serce to teraz w stu procentach mogę powiedzieć, że teraz moje serce należy do niego.
- Przepraszam cię za wszystko, co zrobiłem. - kontynuował. - Oprócz jednego. - wstrzymałam oddech. - Nie mam zamiaru przepraszać cię za to co stało się wczoraj ani za pocałunek sprzed paru tygodni. Bo tych zdarzeń nigdy nie będę żałował…
Nie mam pojęcia co miałabym mu na to odpowiedzieć.
Na usta cisną mi się dwa wyrazy, z czego jeden zaczyna się na ,,k”, a drugi na ,,c”. Tak bardzo, jak chciałabym mu to powiedzieć, tak samo bardzo wiem, że to nie jest dobry pomysł. Jeszcze parę minut temu chciałam od niego przyjaźni…. Co ja najlepszego zrobiłam?
- Chcę… - zaczęłam, nie panując nad swoim głosem. - Chcę cię poznać. - szepnęłam, przygotowując się na wybuch złości, który jednak nie nadszedł…
- Nie chcesz mnie poznawać. - zaczął. - Uciekniesz, jeśli to zrobisz, a nie chcę żebyś ode mnie uciekła.
Jak mam mu zagwarantować, że nie ucieknę? Nie mogę tego zrobić, bo sama nie wiem.
- Nie mogę ci obiecać, że nie ucieknę, ale mogę ci obiecać, że jeśli cię nie poznam to na pewno ucieknę. - odparłam po chwili namysłu. - Może trudno ci w to uwierzyć, ale jesteś dla mnie ważny, Scott.
- Lottie….- westchnął. - Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do dziewczyny. Nigdy. - wyznał, po czym zniknął w swoim samochodzie, odjeżdżając z piskiem opon. Beze mnie.
Aaron
Cholera jasna!
Świetnie, Aaron, świetnie!
Co ci odbiło?!
Miałem ją tylko zabrać na świetną przejażdżkę, a zamiast tego prawie wyznałem jej miłość. Miłość. Tylko, że ja nie wiem, co to miłość. Z drugiej strony gdy tylko ją widzę, nie myślę racjonalnie. Myślę tylko o tym, żeby zabrać ją do sypialni i tam się nią zająć, ale z jakiegoś powodu jeszcze tego nie zrobiłem, choć wiem, że bym mógł. Widzę sposób w jaki ona na mnie patrzy i widzę to, jak na mnie reaguje. Mimo wszystko nie zabrałem jej do siebie, dlaczego? W przeszłości nie obchodziło mnie to, co czuły kobiety, nawet jeśli były dziewicami. Jednak z nią jest…inaczej. Choć najbardziej na świecie chciałbym sprawić jej przyjemność to nie chcę jej zranić. Mało tego, zależy mi na tym, żeby jej pierwszy raz był…wyjątkowy, romantyczny. Ze mną. A ja nigdy nie byłem romantyczny dla nikogo. Nigdy nawet tego nie chciałem, ale teraz… Chcę, żeby była szczęśliwa, chcę dać jej wszystko co tylko mogę. Tak bardzo jej pragnę….
Zjechałem na pobocze, bo czułem, że jeśli tego nie zrobię to skończę w wypadku. Nie wiem, co mam myśleć, nie wiem, co mam robić. Czuję, że nic nie wiem i to mnie cholernie wkurza!
- Czego? - odebrałem telefon, którym najchętniej rzuciłbym o asfalt.
- Cześć, Scott. - westchnęła Valerie.
Po jakiego grzyba ona do mnie dzwoni?
- Czego chcesz, Val?
- Co ty jej zrobiłeś?
- O czym ty mówisz? - zaniepokoiłem się.
- O Lottie! Siedzi na kanapie i nic nie mówi! To się uśmiecha i płacze ze szczęścia, a to płacze ze smutku! Nie wiem, co mam z nią zrobić, więc rusz tyłek, gdziekolwiek jesteś, i przyjeżdżaj mi tu! Natychmiast!
Bez zbędnych komentarzy zakończyłem połączenie i czym prędzej zawróciłem, kierując się do mieszkania.
Dotarłem tam w zadziwiająco szybkim tempie i od razu rzuciłem się w stronę schodów. Zacząłem się nawet bać, że coś jej się stało. Choć wiem, że to nieprawda to czuję się tak, jakbym miał zemdleć. Boję się o nią. Chcę z nią być. Nie chcę, żeby była sama. W ciągu paru sekund znalazłem się w jej mieszkaniu. Nawet nie zawracałem sobie głowy pukaniem, po prostu wszedłem i od razu się zatrzymałem. Zobaczyłem ją. Siedzi na kanapie z chusteczką w ręce i patrzy przed siebie nieobecnym wzrokiem. Przełknąłem rosnącą gulę w gardle, po czym powolnym krokiem ruszyłem w jej stronę. Uklęknąłem przed nią, ujmując jej twarz w dłonie. Kciukami otarłem jej łzy. Zauważyłem, że dopiero teraz dotarło do niej to, że tu jestem. Wnioskuję to z tego, ponieważ jej źrenice się powiększyły, a na policzkach pojawił się znajomy rumieniec. Uśmiechnąłem się i bez głębszej analizy wziąłem ją w ramiona. Teraz oboje znajdowaliśmy się na podłodze. Nie rozumiem tylko, dlaczego wciąż płacze. Nie wiem…
- Dziękuję. - powiedziała ochrypłym głosem.
- Za co, maleńka? - spytałem szeptem, głaszcząc ją po głowie.
- Za to, że tu ze mną jesteś, Aaron. Dziękuję. - wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem swoje imię, ale nie tak, jak pozostałe razy, kiedy ktoś mnie tak nazywał. Można powiedzieć, że w głębi ducha poczułem ulgę, że wreszcie wymówiła moje imię. Nie przypuszczałem, że będzie tak pięknie brzmieć w jej ustach. Uśmiechnąłem się pod nosem i nawet nie zauważyłem kiedy zasnęła. Prawdopodobnie powinienem wrócić do siebie, ale nie mogę jej tu zostawić.
- No i JAK? USPOKOIŁA SIĘ?! - usłyszałem krzyk Valerie z łazienki i natychmiastowo się skrzywiłem. Jeśli nadal będzie tak krzyczeć to Lottie się obudzi. Ostrożnie wziąłem Charlotte na ręce i zaniosłem do swojego mieszkania. Miałem szczęście, że tym razem zostawiłem drzwi otwarte. Bez żadnego wahania położyłem ją w swoim łóżku i delikatnie przykryłem kołdrą. Zanim wyszedłem, pocałowałem ją w czoło i zapragnąłem, żeby każdego wieczora zasypiała tutaj, w moich ramionach. Zacząłem pocierać swoje skronie, żeby pozbyć się stresu, który się z tym wszystkim wiąże. Westchnąłem i wróciłem do Valerie. Bez żadnych skrupułów walnąłem pięścią w drzwi. Zaśmiałem się, kiedy usłyszałem, że po drugiej stronie coś spadło. Jak na komendę drzwi się otworzyły, ukazując mi Val w samym ręczniku.
- Uspokoiła się? Co jej zrobiłeś? Mówiłam, żeby się biedaczka w tobie nie zakochiwała...
Poczułem się tak, jakbym dostał z liścia. To niemożliwe, żeby się we mnie zakochała… Nie może….To ją zniszczy…Nas zniszczy.
- Ups. - jęknęła. - Powiedz, że jej nie skrzywdzisz, Scott. Widzę jak na nią patrzysz i wiem, że też ją lubisz. Nie zaprzeczaj temu. Możesz się zmienić. Musisz tylko chcieć. - po tych słowach wróciła do łazienki, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Chwiejnym krokiem wróciłem do swojego pokoju, rozebrałem się do bokserek i wróciłem do łóżka. Położyłem się bardzo delikatnie, żeby jej nie obudzić, po czym przyciągnąłem ją do siebie. Dokładnie jakby wiedziała, że to ja, oplotła mnie ramionami w pasie, a głowę ułożyła na mojej piersi. Poczułem, że moje tętno znacznie przyspieszyło, kiedy splotła nogi z moimi nogami. Na początku czułem się trochę nieswojo biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nigdy nie spałem od tak z dziewczyną. Jednak już po chwili znacząco się odprężyłem i delektowałem się jej zapachem oraz tym, że jej ciało tak idealnie pasuje do mojego. Zacząłem się zastanawiać nad tym, co powiedziała mi Valerie. Czy to prawda, że również czuję do niej coś więcej? Czy mógłbym ją pokochać? Czy pozwolę jej rano odejść, kiedy się obudzi? Czy jestem w stanie ją zaspokoić? Czy mogę się zmienić?
Kiedyś w ogóle nie zastanawiałbym się nad takimi pytaniami, ale teraz… Chcę tego. Chcę jej. Chcę spróbować. Dla niej.
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Woow jak tu posłodziłaś 😜 to takie urooocze💓💓💞💞💞💞( że aż rzygać tęczą się chce😜😜😂😂xd)a swoją drogą brawka za te sceny są świetnie napisane 😘 Weny życzę!😊
OdpowiedzUsuń