poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 20

 Nie spodziewałam się, że nasza armia będzie taka liczna. Nathaniel mówił, że jest pewny, iż większość wampirów, wilkołaków przejdzie na jego stronę. Mylił się. Mieliśmy dużo więcej wilkołaków niż myśleliśmy, ale za to dużo mniej wampirów niż chcieliśmy. Nie widziałam, który gatunek jest potężniejszy, ale i ten i ten jest niesamowity. W drodze na rzeź szłam obok Maxa i jakiegoś wampira, który ślinił się na mój widok. Westchnęłam.

- Nasza armia roi się od czubków - szepnęłam Maxowi. 
Zaśmiał się.
- Nigdy nie wiesz, jakich czubków ześle ci los. Mi na przykład zesłał ciebie. - spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
- Ach tak? Dobrze! W takim razie FOCH! - udawając urażoną zaczęłam oddalać się od czarownika. 
- O nie! Sophie! Błagam cię, wybacz mi! Wybacz! - zaśmiałam się. 
- Udzielam ci przebaczenia...

- Moglibyście chociaż przez chwilę być poważni? Przynajmniej kiedy idziemy na wojnę? - tuż obok nas zjawił się Claus. 
- Jesteśmy poważni. Staramy się choć w miarę zachowywać normalnie. Myślimy pozytywnie. - warknęłam. 

Razem z Maxem uzgodniłam, aby nikomu nie mówił, że mogę ich chronić. Wszyscy zaczęliby się niepotrzebnie kłócić. A ja nie chciałam wywoływać zamieszania. Black powiedział, że nikt nie będzie nawet wiedział, że jest przeze mnie chroniony i chcę żeby tak zostało. Będę się starała chronić wszystkich z taką samą mocą. Nie mam podziałów, kogo chronić bardziej, czy mniej, wszyscy są równi. Max stwierdził, że jeśli nie będę chronić wszystkich w tym samym momencie, ale każdego po trochu, powinnam przeżyć. I naprawdę kurczowo trzymam się tej myśli i staram się być optymistką, jednak średnio mi to wychodzi. Podskoczyłam, gdy ktoś dotknął mojego ramienia. 

- Spokojnie księżniczko. Jak się trzymasz? - spytał Zak. 
- Co? - nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.
- Ach no wiesz, my kontra masa złych demonów, do tego słyszałem, że zerwaliście z Johnem i że ma zamiar odejść. - powiedział całkiem spokojnie, wręcz obojętnie. 
- Nie rozumiem - wyznałam w końcu. - Znaczy... nie rozumiem czemu John odchodzi. Przecież nie musi. Ty to rozumiesz?
- Kochanie - zaśmiał się - Ja wszystko rozumiem. - przewróciłam oczami. - A tak serio to rozumiem go. Przed wyjściem rozmawialiśmy i wszystko mi wyjaśnił. Gdybym był na jego miejscu, postąpiłbym tak samo. Jeśli go kochasz, daj mu wolność, a jestem pewien, że po pewnym czasie wróci. 

Mimo, że Zak był naprawdę patentowanym idiotą, czasami udzielał strasznie mądrych rad. Nawet częściej niż czasami. Byłam mu za to wdzięczna. 

- Dziekuję - powiedziałam.
Nie odpowiedział. Patrzył przed siebie zmartwionym wzrokiem. 

Podążyłam za jego wzrokiem u ujrzałam. Pole. A na nim, duża armia, a na jej czele Nathaniel, Natalie i Jasmine.  
Po raz pierwszy odkąd poznałam Zaka zobaczyłam, że teraz naprawdę się boi. Ale nie walki. Boi się stracić bliskich. Ja czułam się podobnie jak on.
                                                  **********

- Sophie! - zawołał przyjaźnie Nathaniel. - Spójrz do czego doszło. Nie byłoby tego wszystkiego - wskazał na swoją i moją armię - gdybyś się do nie przyłączyła na samym początku. Ale niestety niegrzecznie dziewczynki muszą dostać karę. - uśmiechnął się złowieszczo. 
- Nathaniel! - wyręczył mnie Zak. Odetchnęłam z ulgą. - Zawsze możesz się wycofać i żadna krew się nie przeleje. Spójrz na nas! Czy wyglądamy na takich słabych? Poddaj się Nathanielu. Nie musimy walczyć. 
Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy.
- Dzisiaj zginie ostatni z rodu Herondale'ów! Do ataku! 

W jednej sekundzie wszystko się zmieniło. Miły, przyjazny obraz pola, zmienił się w scene z horroru. Ludzie Nathaniela naparli na moich ludzi. Armia mojego wroga prawie w ogóle nie miała broni. Posługiwali się głównie mocą. Schowałam się za drzewem i obserwowałam. Obserwowałam jak kto sobie radzi. Czy potrzebują mojej pomocy. W oczy rzuciła mi się Nawia. Była otoczona przez wampiry. Jednak nic sobie z tego nie robiła. Do rąk wzięła swoje bicze i zaledwie po paru sekundach wszystkie wampiry leżały martwe u jej stóp. Ale nie było czasu, żeby świętować. Od tyłu zaszedł ją wilkołak. Z rąk wyrwał jej bicze. Była bezbronna. Lekko wychyliłam się za drzewo i uniosłam ręce. Po chwili wilkołak padł martwy. Nie wiedziałam dlaczego. Czyżby moja moc działała negatywnie na tych, których chce zniszczyć? Całkiem prawdopodobnie, jednak nie było czasu tego roztrząsać. Z powrotem usiadłam za drzewem, a mój wzrok powędrował do walczącego z trzema demonami, Zaka. Pisnęłam w duchu. Co mnie najbardziej zdziwiło, on się uśmiechał. Nikt inny, tylko o mógłby się uśmiechać na wizję o śmierci. Uważał przecież, że jest taki doskonały. Serafickim ostrzem rzucił w pierwszego demona. Drugi demon rzucił się na Zaka od tyłu. Jednak Nocny Łowca był szybszy. Zrobił błyskawicznie unik i posiekał na miliony kawałków demona. Ostatni demon się gdzieś ukrył. Straciłam go z pola widzenia, do momentu, kiedy Zak krzyknął w moją stronę:
- Sophie! Za tobą!
Odwróciłam się a za mną stał największy i najstraszniejszy z trzech demonów, z którymi walczył Zak. Jęknęłam. Miał gdzieś z trzy metry wysokości, trzy nogi i cztery głowy. Jedyną moją przewagą było to, że posiadam coś takiego jak ręce. Wampiryzm mi z nim nie.... Nie było więcej czasu na rozwiązanie, ponieważ w tej samej chwili obślizgły czterogłowy rzucił się do ataku. Zrobiłam unik, jednak nie byłam tak szybka jak Zakuś. Jedyne co mi pozostało to moja mała moc. Gdy demon ponownie się na mnie rzucił, uniosłam ręce i zamknęłam oczy. Sądząc, że po paru sekundach nie zostałam ranna, otworzyłam oczy. Krzyknęłam. Pod moimi stopami leżał zwęglony demon. Co dziwne, teraz moja moc zachowała się inaczej, niż z wilkołakiem. Gdy usłyszałam kroki za sobą, wyciągnęłam scyzoryk i gwałtownie przyłożyłam mały nożyk napastnikowi do gardła. Pisnęłam gdy zobaczyłam kto przede mną stoi. 

- Jasna cholera! Zak! Mogłam cię zabić!
- Nie tak łatwo mnie zabić, księżniczko. Nic ci nie jest? 
- Nic. Idź. Jesteś tam potrzebny! - krzyknęłam
- Ale...
- Nic mi nie jest! No już! 

Po tych słowach zniknął w środku kręgu demonów. Na wszelki wypadek uniosłam ręce i zaczęłam go chronić, jednocześnie obserwując innych. Wytężałam i wytężałam swój wampirzy wzrok, jednak nigdzie nie mogłam dostrzec Johna, ani Nathaniela. Mój wzrok przeniósł się na Clausa, który dzielnie walczył z wampirami. Jak na razie nie potrzebuje mojej pomocy. Rozglądałam się dalej. Jest. wreszcie zobaczyłam Jasona. Nim zdażyłam się przyjrzeć czy potrzebuje mojej pomocy, zakręciło mi się w głowie, a nosa kapała mi krew. Opuściłam ręce i wsparłam się na drzewie. Za długo. Za długo chroniłam Zaka. Za długo. Spojrzałam jeszcze raz w kierunku gdzie przed chwilą dostrzegłam Jasona. Nadal tam był. Walczył z wilkołakiem. Gdy chciałam mu pomóc ( choć wcale nie było to konieczne) wilkołak leżał już trupem, a mój przyjaciel pobiegł dalej. Nagle mój wzrok odnalazł Maxa, który władał niesamowitym światłem, a demony naokoło niego rozpuszczały się, jakby były z cukru. Jednego Max nie zauważył. Wilkołaka, który już szedł w jego stronę. 
Za tym drzewem nie miałam dobrego widoku. Teraz wszyscy mogą się dowiedzieć, ale nie mogę dać mu zginąć. Nie mogę! Wyskoczyłam daleko poza drzewo i skierowałam ręce prosto na Maxa. Wypuściłam złote światło, jednak w tej samej chwili wilkołak przebij klatkę piersiową czarownika. Padł na ziemię. 

- Nie! - krzyknęłam. - Nie, nie nie, nie! 

Szybko pobiegłam w jego kierunku, odrzucając wszystkie demony i stwory, które próbowały mnie zatrzymać. Gdy znalazłam się przy czarownika, krew już wylewała się z rany. Oczami pełnymi łez spojrzałam na czarownika. 

- Nie.... Na pewno da się coś zrobić.... Max.. powiedz mi co mam..
- Sophie....byłaś moją przyjaciółką, a teraz będziesz moją następczynią. To co - kaszlnął krwią - Potrafisz zrobić za pomocą światła ochronnego jest niewyobrażalnie potężne. I... do...do..doprowadź tę walkę do końca. I przeżyj. - Gdy łzy już płynęły mi po policzku, Max umarł na moich rękach. 

Najpotężniejszy czarownik zabity przez wilkołaka. Dla mnie był kimś więcej. Osobą godną zaufania. Mimo, że jeszcze parę godzin temu chciałam poderżnąć mu gardło.... Kolejne łzy wylewały się z moich oczu. On był moim przyjacielem. I wiem dlaczego moje światło nie dotarło na czas. On je blokował. Nie chciał, żeby traciła energię... Poświęcił się... Poświęcił się dla mnie. Wierzchem dłoni otarłam łzy. 

- Nathanielu! - krzyknęłam głosem pełnym nienawiści i rozpaczy - Idę po ciebie! 
 ******************************
Niby miał to być ostatni rozdział, ale jednak nie ;PP
Nie wiem, ile będzie jeszcze. Na pewno jeden, albo dwa. Jeśli pojawiły się jakieś literówki to przepraszam!

Zuza ;3

2 komentarze: