Kochani! Ostatni rozdział! Jutro jeszcze epilog i kooniec! :-)
*****************
Moje oczy wciąż były pełne łez. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Śmierć Maxa. Nie daruję tego Nathanielowi. On musi zginąć. Usłyszałam krzyk. Odwróciłam się w stronę skąd dochodził dźwięk. Gwałtownie podniosłam sie na nogi. Na drugim końcu pola zobaczyłam Nawię, która pada na kolana. Wykorzystałam swoją wampirzą szybkość i nim się obejrzałam znalazłam się obok niej. Gwałtownie podniosłam ręce i stworzyłam naokoło nas tarczę. Żaden demon, żaden wilkołak, ani żaden wampir się nie przedostanie.
- Nawia.....
- Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie. - pokazała mi swoją rękę. Miała rację. To tylko draśnięcie. - Sophie... jak ty zrobiłaś tę tarczę?
- To nie czas. Jesteś w stanie dalej walczyć? - spytałam z niepokojem. Nie możemy stracić takiej dobrej wojowniczki jak Nawia.
- Tak, myślę, że tak. Podaj mi bicz. - zrobiłam co mi kazała. - I pomagaj nasz..... Zak! - krzyknęła.
Odwróciłam się tam gdzie patrzyła z niepokojem. Zobaczyłam Zaka, który był otoczony przez demony, wilkołaki i wampiry. Byłam już wykończona przez tę tarczę, ale Zak nie może zginąć.
- Już.... - westchnęłam - Lecę.
Co sił pobiegłam w stronę Zaka. Już w drodze uniosłam ręce i wprost wślizgnęłam się do Nocnego Łowcy. Zrobiłam identyczną tarczę jak z Nawią. Zak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co ty tu robisz? Dałbym radę.... - zassał gwałtownie powietrze.
- Właśnie widzę. - Wysapałam. - Zak.... stań za mną.... i chociaż raz pozwól siebie chronić. - spojrzałam mu błagalnie w oczy. Skinąl głową.
Odpędziłam tarczę i w jednej chwili wszystkie stwory ruszyły prosto na nas. Rękami nakreśliłam w powietrzu niewidzialne koło i z całej siły pchnęłam złotym światłem przed siebie i naokoło mnie. Automatycznie cała masa potworów padła martwa, a ja padłabym wycieńczona na ziemię gdyby nie potężne ręce Zaka. Chwycił mnie i delikatnie położył na ziemi. Spojrzał mi prosto w oczy.
- Trzy słowa. Co. To. Było?
Uśmiechnęlam się.
- Tada! - kaszlnęłam.
- Och Sophie... Mogłaś nam powiedzieć, że możesz nas chronić.... mogłaś MI powiedzieć.
- Nie chciałam, żeby..... Zak! Tam! - wskazałam ręką wampira który biegł w naszym kierunku.
Herondale błyskawicznie wstał na nogi i jednym machnięciem nożem, powalił wampira. Nim się zorientowałam był już przy mnie.
- Musisz mnie gdzieś zaprowadzić w bezpieczne miejsce..... odzyskam siły i....
W tym samym momencie czyjeś ręce odciągnęły Zaka ode mnie. Wytężyłam wzrok. Jasmine. O nie. Ona jest potężniejsza niż inne wampiry. Zaczęlam się rozglądać w celu poszukiwania bezpiecznego miejsca. Jest. Parę metrów ode mnie było małe drzewo. Może nie jest to najlepsze miejsce, ale lepsze to niż nic. Zaczęłam się czołgać w tamtą stronę. Gdy byłam już prawie na miejscu czyjeś ręce gwałtownie złapały mnie za nogi i rzuciły dużo metrów dalej. Z całej siły uderzyłam w ziemię. Jęknęłam z bólu. Delikatnie odwróciłam się na plecy. W moim kierunku biegła Natalie. Ona była aż taka silna? Próbowałam unieść ręce do samoobrony, jednak ona była szybsza. Podbiegła do mnie i potężnie zaczęła kopać mnie w brzuch. Potem na mnie usiadła i zaczęła mnie okładać pięściami. Próbowałam się bronić, jednak Natalie brutalnie zraniła moje ręce. Zaczęłam myśleć, że to może być mój koniec..... ale nie. Nie chcę być tą niezdolną dziewczynką do samoobrony. Z całej siły uderzyłam ją kolanem w głowe i w tej chwili usłyszałam przeraźliwy krzyk. Gdy zrzuciłam z siebie nieprzytomną dziewczynę w moją stronę już biegł Nathaniel. Nie, nie, nie. Teraz to już zginę. Jestem cała okaleczona, niezdolna do ruchu, a w moją stronę biegnie jeden z najlepszych Nocnych Łowców. Nim dążyłam mrugnąć nade mną we własnej osobie stał Nathaniel. Uśmiechnał się krzywo i trącił mnie nogą. Jęknęłam z bólu.
- Sophie, Sophie, Sophie. - pokręcił głową. - Myślałem, że dłużej powalczysz i dłużej wytrzymasz. Jednak widzę, że w tej jednej kwestii się myliłem. Naprawdę myślałem, że jesteś lepsza.
- Nath.... Nathanielu... - wyjąkałam - Nie musisz...
- Zabijać cię? Masz rację nie muszę. Ale chcę. Od samego początku grałaś mi na nerwach. Mała, pyskata, a do tego ładna. No wybacz! Aż się prosisz o śmierć!
- Nathaniel..... - jęknęłam
Gdy spojrzałam mu w oczy, miał już wyciągnięty miecz i celował nim prosto w moje serce, a ja nie umiałam nawet drgnąć. Zamknęlam oczy i czekałam na śmierć. Usłyszałam zamach, a potem.... zderzenie metalu o metal. Gwałtownie otworzyłam oczy. Nade mną nie było Nathaniela. Natomiast słyszałam jego głos, wściekły głos. Delikatnie się odwróciłam i zobaczyłam. Jason walczył oko w oko z dużo lepszym od siebie Nocnym Łowcą. Muszę dojść do siebie.... muszę.... muszę go chronić! Jednak gdy próbowałam wstać, ponownie upadłam z jeszcze większym bólem. Nie pozostało mi nic, tylko patrzenie i czekanie. Czekanie na to co się stanie. Jason zręcznie władał mieczem. Nawet na pierwszy rzut oka radził sobie lepiej niż Nathaniel. Może dlatego, że o walczył w gniewie, a Jason starał się być opanowanym. Powoli zaczynałam się modlić, żeby mojemu przyjacielowi nic się nie stało. W jedenj chwili Jason zranił Nathaniela w kolano. Z kolei ten upadł i czekałam co zrobi.
- Jason.... - jęknęłam - Uciekaj.
Odwrócił się w moją stronę, a to okazało się być jego największym błędem. Nathaniel wykorzystał nieuwagę przeciwnika i mieczem przebił jego brzuch. W tym samym momencie Jase, mój Jase patrzył mi w oczy. Mój przyjaciel padł na ziemię.
- NIE! - krzyknęłam - NIE!
Zaczełam płakać. Mogę znieść wszystko, ale nie śmierć mojego przyjaciela. Mojego najlepszego przyjaciela. Pokonałam swój ból i poczołgałam się do Jase'go.
- Jason.... - ciągle płakałam.
W tym samym czasie usłyszałam jęknięcie Nathaniela. Zobaczyłam nóż wystający z jego piersi, a za nim zobaczyłam Johna. Wreszcie. Nathaniel został pokonany. Ale to teraz nie ważne, Jason....
- Jason.... - jęknęłam.
- Sophia.... - zapłakałam ponownie. Niekontrolowane łzy wylewały się z moich oczu.
- Czemu.... czemu to zrobiłeś... Jase nie musiałeś....
W odległym miejscu pola usłyszałam krzyk pełen rozpaczy. Spojrzałam w tamtą stronę. Nawia.
- Musiałem.... nie mogłem pozwolić, żeby coś ci się stało....
- Jason..... - ciągle płakałam - Wytrzymaj, uratujemy cię i.... i wszystko będzie dobrze. - Oparłam bezwładnie czoło o jego czoło i chwyciłam go za rękę. - Obiecałeś, że przeżyjemy i wrócimy z tego cało.... obiecałeś mi... - powiedziałam już na niego nie patrząc.
- Och, Sophia.... Musisz mi.... musisz obiecać, że zaopiekujesz się Nawią....
- Nie, Jason, proszę.....
- Obiecaj.... obiecaj mi to.
- Obiecuje - załkałam.
- Jason?
- Taa? - uśmiechnełam się przez łzy.
- Dziękuje za wszystko. Nie mogłam mieć lepszego przyjaciela.
- Kocham cię, Sophie.
- Ja cię też, Jase. Ja cię też.
Po tych słowach poczułam jak uchwyt Jasona się poluźnił. Po tym poznałam, że już odszedł. Ale nie chciałam od niego odchodzić. Zaczęłam płakać jak małe dziecko, ale nie wstydziłam się tego. Chciałam płakać, musiałam płakać, ie umiałam nie płakać. Jason był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Był dla mnie bratem. Położyłam się koło ciała Jasona i nie zamierzałam jak na razie odejść. Gdy usłyszałam czyjeś szybkie kroki i płacz, nawet nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że to Nawia. Runęła koło jego ciała i przytuliła go tak jak ja. Kochałam go. Kochałam, a on poświęcił swoje życie, żebym JA mogła żyć.
Nie wiem jak długo leżałam koło Jasona. Nie wiem czy tylko leżałam czy może nawet spałam. Ale obudził mnie znany głos.
- Sophie.... - to był Zak. - Sophie.... musimy posprzątać....
Wybuchnęłam.
- Posprzątać? Posprzątać?! Czy oni to są rzeczy?! Czy Jason to rzecz! To był człowiek! Nocny Łowca! Wszyscy, którzy polegli to Nocni Łowcy, wampiry lub wilkołaki. I każdemu poległemu urządzimy pogrzeb. Taki jaki trzeba. A wyróżnieni zostaną Max i, i.... - nie umiałam, nie chciałam wymówić tego imienia. - I Jason.
- Dobrze, przepraszam. Zrobimy im pogrzeby, na takie na jakie zasłużyli. Na wyjątkowe.
Ponownie się rozpłakałam. Tym razem nie byłam z tym sama. Zak padł obok mnie i wziął mnie w ramiona. Wypłakałam się w jego ramię i byłam wdzięczna, że jest ze mną.
**********
Gdy w miarę się ogarnęłam, a raczej gdy prawie niósł mnie Zak, "posprzątaliśmy" ciała. Uznaliśmy, że ciało Jasona i Maxa zaniesiemy przed Instytut i tam ich zakopiemy. Zasługują, aby być pochowanym właśnie w tym miejscu. Przez całą drogę do Instytutu, zastanawiałam się gdzie się podziała Natalie. A najbardziej zastanawiałam się nad tym jakich dzielnych miałam przyjaciół. Przez połowę mojego życia nie miałam pojęcia, że Jason prowadził takie niebezpieczne życie, narażał się dla ludzi. Teraz już raczej czułam większą dumę i podziw, niż smutek. Byłam dumna z Jasona i Maxa. Byli, są wyjątkowi. Gdy dotarliśmy przed Instytut, na schodach siedziała zapłakana Natalie. Gdy nas zauważyła, wściekle wstała i rzuciła się na mnie. Razem ze mną upadła na ziemię. Normalnie to bym się poddała, ale chcę brać przykład z Jasona. Użyłam całej swojej siły i przycisnęłam ją do ziemi. Była tak samo słaba jak ja i nie chciałam robić jej krzywdy. Również straciła bliską osobę. Rozumiem ją.
- Natalie - szepnęłam - Wiem, jak się czujesz. Ja też straciłam i Maxa i Jasona. Ja też cierpię. Proszę cię, nie walczy już. My cię wesprzemy, ja cię wesprze. Proszę cię.
Zapłakała i się poddała.
- Ja go kochałam. - powiedziała. Puściłam ją.
- Ja również kochałam i Jasona i Maxa. Musimy trzymać się razem, tak?
- Dobrze i dziękuję ci Sophie.
Po tym całym zajściu zrobiliśmy godny pogrzeb Jasonowi i Maxowi. Oczywiście ryczałam jak bóbr. Po tym wszystkim dotarło do mnie, że jeszcze jedna kwestia została. Odejście Johna.
O godzinie 16 zebraliśmy się przed Instytutem. John zaczął się z nami żegnać. Najpierw pożegnał się z Clausem. Bratersko się uścisnęli, uśmiechnęli. Potem podszedł do Nawii, która popłakała się na koniec. Myślałam, że do mnie podejdzie na końcu, jednak podszedł zaraz po Nawii.
- Sophie. Wyjaśniałem ci czemu idę i mam nadzieję, że to rozumiesz. Będę tęsknił. - wziął mnie w ramiona. Cieszyłam się. Nie chciałam innego pożegnania. To było właściwe.
Na końcu podszedł do ( ku mojemu zdumieniu, jak i chyba wszystkich) do Zaka. Przez chwilę stali w milczeniu, a potem wpadli sobie w ramiona. Łza spłynęła mi po policzku, gdy widziałam ich razem. Zak i John się przytulili.
- Do zobaczenia bracie. - powiedział John.
- Ave atque vale, bracie - odpowiedział Zak.
Po tych słowach, John jeszcze raz podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:
- Sophie, wrócę, obiecuję, ale nie trać czasu. Wiem i ty to wiesz, że jest tu ktoś kogo kochasz równie mocno jak mnie. Bądź z Zakiem. Zasługujecie na siebie.
Po tych słowach odszedł.
Dzisiaj straciliśmy dużo ludzi, wampirów i wilkołaków. Ale pokonaliśmy Nathaniela, zyskaliśmy nowe przyjaźnie. Straciliśmy Maxa i Jasona, fakt. Ale wiem, że zrobili to co chcieli. To był ich wybór. A ja to szanuję. Max i Jason na zawsze pozostaną w moich sercach. Nigdy nie zapomnę zabawnych, jak i przykrych momentów z naszego życia. Ale trzeba żyć dalej.
Kiedyś pewnej nocy stałam się wampirem. Od tej pory moje życie całkowicie się zmieniło. A skomplikowało się jeszcze bardziej kiedy poznałam Nocnych Łowców. Ale niczego nie żałuję. Cieszę się z tego kim jestem i co zrobiłam. Co musiałam zrobić, aby teraz wreszcie być wolną.
Bo teraz, od tej chwili jestem wolna.
************************************
No cóż :-) To już prawie koniec. Prawdopodobnie jutro dodam jeszcze epiloga :-) Za literówki, przepraszam!
Zuza ;3
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń