Lottie
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że znajduję się w obcym pokoju i nie do końca pamiętałam co się właściwie stało. Nie chodzi o to, że piłam, bo wiem, że tak nie było, ale… Myślę, że to przez wyczerpanie. Pamiętam wszystko co powiedział mi wtedy Aaron. Pamiętam i jest mi z tym nieziemsko trudno. Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Z jednej strony się cieszę, że jestem dla niego kimś więcej, jeżeli to co powiedział było prawdą. Ale z drugiej strony, jestem zdołowana. Nie wiem, czy cieszy się z tego powodu, co mi wyjawił, czy też jest całkiem na odwrót. Może w ogóle żałuje tego, że czuje do mnie to, co czuje, cokolwiek to jest. Westchnęłam i powoli zaczęłam rozglądać się po pokoju. Muszę przyznać, że wygląda….znajomo. Jedyny problem polega na tym, że nie umiem sobie przypomnieć skąd go znam i jak się tu znalazłam. Drgnęłam i podciągnęłam kołdrę wyżej, kiedy usłyszałam, że drzwi łazienki się otwierają. Chwilę później mój puls oszalał, jak nigdy. Wprawdzie widziałam go już w samym ręczniku, ale teraz, gdy wiem, że się zakochałam to to wszystko wygląda zupełnie inaczej.
On wygląda zupełnie inaczej w moich oczach.
Roztrzepane, mokre włosy i ręcznik owinięty wokół jego bioder sprawiają, że zaczynam się niepokojąco wiercić, przez co zwróciłam na siebie jego uwagę. Wstrzymałam oddech, kiedy zielone oczy napotkały mój wzrok i zapragnęłam wyskoczyć spod kołdry i rzucić mu się na szyję. Jednak coś tu było nie tak… Z wahaniem spojrzałam na swoje ciało i odkryłam, że jestem tylko w swojej koszulce i, że nie mam spodni. Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że znajduję się w mieszkaniu Aarona, faceta, którego pragnę tak, jak nikogo innego. W jednej chwili moje pożądanie zastąpił gniew, bo nie wiem, czy mnie wykorzystał, czy nie.
- Zrobiliśmy coś? - spytałam na co w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
- A jak uważasz? - odpowiada pytaniem jednocześnie się do mnie zbliżając, przez co mój oddech robi się coraz płytszy.
W parę sekund znalazł się tuż przy łóżku i zaczął na niego wchodzić. Byłam tak sparaliżowana, że nie potrafiłam się ruszyć, choć bardzo bym tego chciała. W pewnym momencie jego ciało znajdowało się tuż nad moim. Był tak blisko, że stykaliśmy się pewnymi częściami ciała. Fakt, że był w samym ręczniku kompletnie mi nie pomagał, a w dodatku sprawiał, że robiłam się cała czerwona, kiedy moja wyobraźnia zaczęła pracować. Mało tego wystarczyło, że tylko na niego spojrzałam, a już byłam na niego gotowa, dlatego to, że jest w ręczniku….przygryzłam dolną wargę, kiedy intensywnie się we mnie wpatrywał. Po chwili zanurzył twarz w zagłębieniu mojej szyi i zaczął mnie wdychać, co sprawiło, że moje ciało zadrżało z podniecenia. Z moich ust wydobył się jęk, kiedy na szyi poczułam jego język. Chwyciłam go za włosy, dysząc jak jakieś zwierzę, ale nic nie mogłam poradzić na to, jak on na mnie działał. Jęknęłam z rozczarowaniem, kiedy się ode mnie odsunął.
- Nic nie zrobiliśmy. Jeszcze. - warknął, przez co ponownie zadrżałam. Nie miałam pojęcia, że takie rzeczy mnie podniecają, aż do teraz, do tej chwili. Starałam się, jak mogłam powstrzymać moje pożądanie, ale moje ciało i tak zrobiło swoje. W mgnieniu oka nasze usta się połączyły, sprawiając, że poczułam się tak, jakby kopnął mnie przyjemny prąd. Prawie wybuchnęłam szczęściem, kiedy równie szybko odwzajemnił mój pocałunek i dodał język, który od razu zespolił się z moim. Jęknęłam w jego usta, kiedy lekko przygryzł moją dolną wargę. Nawet nie wiem, kiedy cała pościel znalazła się daleko poza moim zasięgiem. Wiem jedynie to, że nie przestając mnie całować zaczął mnie rozbierać. Powoli. Na początku delikatnie ściągnął ze mnie bluzkę i wstrzymał oddech, kiedy zostałam w samym biustonoszu i w majtkach, co cholernie mi się spodobało. Nie panowałam już nad własnym ciałem, a właściwie pozwałam mu na wszystko. Oplotłam Aarona nogami w talii jednocześnie zrzucając z niego ręcznik. Westchnęłam, kiedy mnie dotknął. Wiedziałam, że pragnie mnie tak samo mocno, jak ja jego, dlatego zdziwiłam się, kiedy gwałtownie wszystko przerwał..
- Jeszcze…nie… - dyszał ciężko. - Jeszcze nie. - powtórzył, opierając czoło o moje.
- Aaron proszę… - jęknęłam nawet nie przejmując się tym, że powiedziałam do niego po imieniu. Ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam, że mruknął cicho, kiedy to usłyszał. - Mogę…tak do ciebie…mówić? - zapytałam niepewnie, ponieważ wiem, że nikomu na to nie pozwalał. Nikomu.
- Tylko tak. Nazywaj mnie tylko tak. - mruknął ponownie, przygniatając mnie swoim ciałem. Kiedy myślałam, że zaraz wybuchnę to po prostu ze mnie zszedł i zaczął się ubierać. Przez chwilę leżałam jak posąg, a potem nie mogłam zrozumieć co się stało. A może mi się to tylko przyśniło?
- Lottie. - westchnął, przez co na niego spojrzałam. - Nie myśl tak o tym. - przeczesał ręką włosy, co wyglądało strasznie seksownie w jego wykonaniu.
- Pójdę już. - powiedziałam i podobnie do Scotta, również zaczęłam się ubierać.
- Lott….
- Na razie, Scott. - zauważyłam, że wyraz jego twarzy stał się bardziej mroczny, kiedy znowu nazwałam go po nazwisku. Nawet zaczęłam się bać, że powrócił Aaron-dupek. Bardzo szybko okazało się, że moje przypuszczenia są prawdziwe.
- Wynoś się. - warknął, ale w ogóle nie zareagowałam.
Parę miesięcy wcześniej już zanosiłabym się płaczem, ale teraz po prostu wiem, że Aaron Scott jest naprawdę bardzo zmienny. Nie zareagowałam też, kiedy uderzył pięścią w ścianę. Jedyne co zrobiłam to spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, po czym wyszłam z jego mieszkania, wciąż czując smak jego ust na moich wargach.
Podskoczyłam, kiedy w mieszkaniu zobaczyłam Arthura. Nie mam pojęcia jak, do jasnej ciasnej, znalazł się w moim pokoju. Zaczynałam nawet myśleć, że mam już dość mężczyzn, choć dzień dopiero się zaczął. Tak bardzo jak chciałam go ignorować to tak samo bardzo wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym wyrzutu, jakby to, co stało się tego ranka było tylko i wyłącznie jego winą.
- Co się stało? - spytał.
- Nic. Wszystko gra. - odsunęłam się parę kroków, kiedy robił kroki w moją stronę. Po prostu gdybym go przytuliła to czułabym się tak, jakbym zdradzała Aarona, chociaż w ogóle nie jesteśmy razem. Nie znoszę tego uczucia. Nie cierpię być zakochaną. To uczucie jest do bani.
- Co się stało? - zapytał ponownie, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ usłyszałam nachalne pukanie do drzwi. Przeprosiłam Arthura i poszłam otworzyć. Gdy tylko to zrobiłam ogarnęło mnie wielkie poczucie winy, że w ogóle to zrobiłam. Kiedy Aaron już wprosił się do środka, zamknęłam za nim drzwi i usiadłam na kanapie, ignorując moich gości. Jako, że na stole stało zaczęte piwo, bez zbędnych analiz podniosłam je do ust i pociągnęłam solidny łyk.
- Nie pij tego świństwa! - krzyknął Aaron, wyrywając mi piwo z ręki, na co przewróciłam oczami. - A ty się wynoś! - krzyknął w stronę swojego przyjaciela.
- Hej, Scott o co ci chodzi? - Arthur próbował się bronić.
- Wyjdź, albo…
- Oboje wyjdźcie. - mruknęłam cicho, ale tak, żeby oboje dobrze mnie usłyszeli. - Na co czekacie? Wynocha! - wskazałam im ręką drzwi i ku mojemu zadowoleniu po prostu wyszli.
Aaron
Nie panuję już nad swoimi emocjami. W jednej chwili chcę ją pocałować i mieć tylko dla siebie, a w drugiej chwili chcę, żeby spieprzała tak daleko, jak tylko może. Wyleciałem z jej mieszkania jak poparzony w stronę dworu. Tylko tego mi było trzeba – świeżego powietrza. Przekląłem, kiedy Arthur wyszedł razem ze mną. Nawet nie wiem, co we mnie wstąpiło. Jasne, już nieraz pobiłem się z przyjacielem, ale nigdy przez dziewczynę. Sam siebie nie poznaję. Nie wiem, dlaczego wciąż jestem na niego wściekły, a przecież nic nie zrobił.
- Coś ty jej zrobił? - zapytał.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Ja? Nic jej nie zrobiłem! Może lekko podnieciłem. - uśmiechnąłem się na wspomnienie jej w moim łóżku prawie całkiem nagiej.
- Scott do licha! - pacnął mnie w głowę. - Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Ona jest całkiem inna niż te dziwki, z którymi spałeś.
- Przecież wiem. - odparłem bezmyślnie przez co zostałem zaszczycony spojrzeniem Arthura, które mówi: ,,Coś ty właśnie powiedział?”.
- Moja filozofia chyba cię nie ogarnia. - mruknął. - Lubisz ją?
- Wszyscy będziecie się mnie teraz wypytywać czy ją lubię? Dajcie sobie spokój, co?
- Lubisz?
- Spieprzaj. - rzuciłem po czym ruszyłem w stronę parku.
Nawet sam nie do końca wiedziałem, czemu akurat tam. Może dlatego, że potrzebuję ciszy, jak niczego innego w tej chwili. Ignorowałem wrzaski ostrzegawcze Arta dalej kierując się w stronę jednej z ławek w parku. Patrząc cały czas w ziemię zacząłem się zastanawiać nad tym co wszyscy mówią.
Czy to możliwe, żeby Aaron Scott kogoś pokochał? Nie wiem. Kiedyś pewnie odpowiedziałbym inaczej, ale teraz nic już nie wiem. Widocznie piekło zamarzło. Uśmiechnąłem się pod nosem i w jednej chwili znalazłem się na glebie. Jęknąłem, po czym chwyciłem się za brzuch. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą parę postaci. Kiedy próbowałem wstać, poczułem okropny ból w okolicy czaszki, przez co ponownie upadłem.
- Trzech na jednego? - spytałem, spluwając krwią.
Nawet nie musiałem patrzeć na przywódcę zaprzęgu, bo doskonale wiedziałem kto mnie napadł.
- Serio, Nate? Nie sądzisz, że to dość...niesprawiedliwe?
- A czy ty kiedykolwiek grałeś fair, Scott? - odparł.
Przekląłem pod nosem i użyłem wszystkich sił, żeby wstać, na co tym razem mi pozwolili. Na początku lekko chwiałem się na nogach, ale po paru sekundach odzyskałem równowagę. Spojrzałem na Nate'a, którego nienawidzę tak długo jak to tylko możliwe. To właśnie on naopowiadał mi te wszystkie kłamstwa o Angelice, w które mu uwierzyłem. Bez chwili zastanowienia wymierzyłem mu solidny cios w szczękę, dzięki czemu się zachwiał. Niestety jego banda była przygotowana i już po chwili byłem okładany kijami wszędzie gdzie się dało. Nawet nie wiem, gdzie krwawiłem. Możliwe jest, że wszędzie, ale kogo to obchodzi? Gdy ponownie znalazłem się na ziemi usłyszałem głos Nate'a.
- Chyba nie wierzysz w to, że Charlotte cię pokochała? Ty kontra miła odmiana mnie. Jak myślisz kogo wybierze? - gdy się nie odezwałem, kontynuował. - No właśnie. Wybierze mnie. - po tych słowach odszedł razem ze swoją bandą.
Ciekawe jest to, że pobili mnie jak psa w biały dzień i, że nikt tego nie zauważył. Westchnąłem i spróbowałem wstać, ale na nic się to nie zdało. Okropny ból głowy mi na to nie pozwalał. Nie wiem, co jest gorsze. Fakt, że mogę mieć wstrząśnienie mózgu, czy fakt, że ich nie pokonałem i teraz zwijam się z bólu jak mazgaj? Mało tego, przypomniały mi się słowa prawnika, który wyraźnie mówił, że mam być ,,grzeczny” bo inaczej trafię za kratki – już chyba lepiej być nie może. Zaśmiałem się w duchu, ponieważ inaczej nie potrafiłem. Nagle przypomniało mi się to, że mam telefon. Problem polegał na tym, że byłem dosyć nieźle poturbowany i, że prawdopodobnie mam złamaną rękę przez co nie mogłem dosięgnąć komórki.
- Scott? - usłyszałem i z całych sił zapragnąłem się ruszyć, choć nawet nie miałem pojęcia, kto to był. - O mój boże!! - usłyszałem pisk. - Co się stało? - pisnęła, kiedy znalazła się nade mną.
- Elizabeth – mruknąłem. - Zadzwoń po karetkę, co?
- Tak! Tak już! - pisnęła i zaczęła dzwonić.
Może i jestem dupkiem przez większość swojego życia, ale naprawdę liczyłem na to, że znajdzie mnie ktoś bardziej...kompetentny. Po paru chwilach, gdy podała dokładne dane, uklękła obok mnie.
- Kto ci to zrobił? - zapytała.
Gdyby nie fakt, że Nate wie o mnie dużo nieciekawych rzeczy to pewnie bym jej powiedział, że to właśnie on. Jednak ten psychopata ma na mnie zbyt dużo haków.
- Nie widziałem. - odparłem.
- Masz pokiereszowaną twarz, co znaczy, że atakowali od przodu. Musiałeś widzieć kto to był. - oznajmiła.
- Nie wiem, kto to był. - warknąłem.
- Jesteś najbardziej znaną osobą w tym mieście i dam sobie rękę uciąć, że ty też wszystkich tu znasz. Kto to był?
- Nie wiem. - powtórzyłem bardziej ostro.
Nie odezwała się już ani słowem aż do przybycia karetki. Jęknąłem, kiedy kładli mnie na nosze, ale westchnąłem gdy wreszcie mogłem pojechać do lekarza.
W szpitalu znalazłem się bardzo szybko, choć nie pamiętam, czy cały czas byłem przytomny. Mogło zdarzyć się tak, że parę razy zemdlałem, więc…
- Jak się pan nazywa? - usłyszałem pytanie, które padło z ust lekarza. Wkurzyło mnie to, że doskonale wie, kim jestem, a pyta tylko po to, żeby sprawdzić, czy wszystko ze mną dobrze po operacji. Wprawdzie nie była groźna – musieli mi tylko naprawić złamaną rękę, a jako, że nie dało się normalnie to trzeba było operacyjnie. Dlatego naprawdę nie rozumiem po jaką cholerę te pytania.
- Aaron Scott. - odparłem.
- Ma pan brata?
- Tak, nazywa się Damon. Damon Scott. - mruknąłem.
- Co z resztą pańskiej rodziny?
- Matka umarła parę lat temu, a tata jest zawodowym pracoholikiem. Razem mamy firmę – S.Cott.
- Ma pan dziewczynę, żonę? -jego pytanie z jakiegoś powodu sprawiło, że moje serce przyspieszyło. Zacząłem się zastanawiać, czy Lott wie o moim ,,wypadku”, czy jest teraz w szpitalu.
- Nie mam. - odpowiedziałem szczerze.
- Dobrze. - odparł, zapisując coś w swoim dzienniczku. - Co do urazów. Miał pan lekkie wstrząśnienie mózgu, złamaną rękę i połamane kilka żeber. Jak pan wie, ręką już się zajęliśmy, a reszta nie jest poważna. Mimo wszystko zostanie pan na obserwacji przez trzy dni. - stwierdził na co się skrzywiłem.
- Niech będzie.
- Ma pan gości, także już pana z nimi zostawiam. Do zobaczenia.
- Dziękuję, doktorze. - odparłem i naprawdę zacząłem się martwić tymi gośćmi, ale jednocześnie miałem wielką nadzieję, że wśród nich jest Lottie. Kiedy drzwi zaczęły się otwierać, moje serce się zatrzymało, ale chwilę później ogarnęło mnie rozczarowanie, ponieważ zobaczyłem Katie. Musiałem się ostro powstrzymywać, żeby nie przewrócić oczami.
- Kochanie, co się stało? - zapytała, siadając na brzegu łóżka. Gdybym tylko mógł to odsunąłbym się najdalej jak to tylko możliwe.
- Nie nazywaj mnie tak, Katie. - warknąłem. - Nie jesteśmy, nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy parą. - uważnie obserwowałem jej twarz, kiedy wypowiedziałem te słowa. Wyglądała na naprawdę wstrząśniętą moimi słowami, więc się ucieszyłem.
- Ale przecież te razy, kiedy my…
- Myślałem, że jesteś świadoma tego, że nie bawię się w związki. To był tylko seks, a i tak nie najlepszy.
Zerwała się z łóżka jak poparzona i niemal wybiegła z sali. Przysięgam, że jeśli kolejni goście będą choć trochę do niej podobni to wylecą stąd tak samo szybko, jak ona.
- Cześć, bracie. - zwariuję, jeśli co pięć minut będę miał gości. Lekarz mówił mi, że nie powinienem się denerwować ze względu na uraz głowy, ale przy nich nie da się nie denerwować.
- Wyjdź. - rzuciłem na przywitanie.
- Spodziewałem się innej reakcji, ale taka też może być. - usiadł na brzegu łóżka. - Jak się czujesz?
- Świetnie.
- To świetnie! - klepnął mnie po ramieniu, przez co przeszył mnie odrażający ból. - To ta ręka, prawda? Wybacz. - zaśmiał się.
- Wyjdź, Damon. - poprosiłem.
- Scott, słuchaj mam do ciebie sprawę. Myślę, że musimy…
- Wyjdź, do cholery! - krzyknąłem.
Zakręciło mi się w głowie i przez chwilę nie potrafiłem otworzyć oczu. Jednak gdy już to zrobiłem to z ulgą stwierdziłem, że mój brat wyszedł tak, jak go o to prosiłem. Oczekiwałem tylko jednej osoby, tylko tej jednej, której jak widać nie obchodzi co się ze mną stało.
Po paru godzinach spania-wybudzania się miałem kolejną wizytę. Chociaż tym razem można stwierdzić, że mogę zaliczyć ją do tych bardziej przyjemnych, choć nigdy bym się o to nie posądził.
- Scott, ty się kiedyś zabijesz. - cmoknęła Valerie, a na moje usta wypłynął lekki uśmiech. - Słyszałam, że nie chcesz gości. Przynajmniej tak mówił mi lekarz, ale ochrzaniłam go kim on to jest i po prostu przyszłam odwiedzić tego dupka. - puściła do mnie oczko. - A więc. Dowiedziałam się, że jak wszystko dobrze pójdzie to zostaniesz tu na trzy dni. Pomyślałam, że zrobię ci małe zapasy. W końcu wiesz: człowiek chory musi się dobrze odżywiać…
- Nie jestem…
- Nie przerywaj mi. - mruknęła i usiadła na brzegu łóżka tak, jak wszyscy inni tyle, że z jakąś torbą. - Więc tu masz tak: trzy pomarańcze, po jednej na każdy dzień, do tego kupiłam ci winogrona, kiwi, banany i truskawki. Tyle, że truskawki są świeże i trzeba je zaraz zjeść, dlatego pójdę do kuchni i zrobię ci naleśniki. Nigdy nie pozwoliłabym, aby dawali ci te szpitalne ohydne jedzenie. Oprócz tego kupiłam ci też sok pomarańczowy, jabłkowy i porzeczkowy. Jeden na każdy dzień. Do tego kupiłam jeszcze trzy litrowe wody – po jednej na każdy dzień.
- Val…
- Czekaj! - krzyknęła cicho. - Oczywiście przyniosłam też trzy czekolady. Po jednej na każdy dzień. Myślę, że wymieniłam wszystko, więc teraz pójdę zrobić ci te naleśniki, ok?
- Valerie – trząsłem się ze śmiechu, czemu towarzyszył okropny ból w klatce piersiowej przez połamane żebra, ale i tak było warto. - Po co ty to robisz? Oboje wiemy, że za mną nie przepadasz.
- Tu masz rację. Nie przepadam za tobą, ale Charlotte z jakiegoś powodu cię lubi, więc ja też muszę cię z jakiegoś powodu polubić. Oprócz tego nawet gdybym cię nienawidziła to nie skazałabym cię na szpitalną kuchnię, uwierz mi.
- Właśnie co do…
- No właśnie! Powiedz mi, Lottie już była? - spytała.
- Nie. Chciałem się ciebie spytać dlaczego nie przyszła.
- Nie przyszła? - zdziwiła się. - Znaczy dawno się z nią nie widziałam oprócz tego wieczoru, kiedy przyszedłeś. Dzisiaj też z nią nie gadałam. Byłam pewna, że pierwsza przybiegła do szpitala. - zamyśliła się. - Choć istnieje prawdopodobieństwo, że nic nie wie. Kto w ogóle wie?
- Damon, bo jest moim bratem, więc przypuszczam, że do niego zadzwonili, Katie, którą już spławiłem, no i ty. Skąd się właściwie dowiedziałaś? - zapytałem.
- Ja wiem wszystko, Scott. A przynajmniej wszystkiego się dowiedziałam. A Arthur wie?
- Przypuszczam, że nie wie.
- No to Lottie nie miała skąd się dowiedzieć.
- Nie sądzę, że…
- Zamknij się, Scott. Zaraz do niej zadzwonię i założę się, że przybędzie w ciągu hm...zakładając, że będą korki to...będzie tutaj w dwie/trzy godziny. Zakład?
- O co?
- O honor. - uśmiechnęła się.
- Stoi.
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Nieee!! Zuza no weź! Czemu mi to robisz?! Dawaj więcej bo zdechnę z nudów błagam Cię no😜😜😜😜😜😂😂😂😂😂😂😂 Albo mi chociaż podaj jakiś link błagam Cię no nie bądź taka 😘😘😘😘😘 a tak wgl to genialny rozdział!!
OdpowiedzUsuńJak tak ładnie prosisz to specjalnie wstawię jutro kolejny! ;)
UsuńJej!! 😘😘😘💖💖🙌🙌🙌💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
UsuńNormalnie Cię uwielbiam!😘😘😘😘💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💗💗💗💗💗💗💗
Jej!! 😘😘😘💖💖🙌🙌🙌💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
UsuńNormalnie Cię uwielbiam!😘😘😘😘💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💗💗💗💗💗💗💗
Jej!! 😘😘😘💖💖🙌🙌🙌💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
UsuńNormalnie Cię uwielbiam!😘😘😘😘💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💗💗💗💗💗💗💗
Jej!! 😘😘😘💖💖🙌🙌🙌💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💗💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
UsuńNormalnie Cię uwielbiam!😘😘😘😘💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💗💗💗💗💗💗💗
Miałaś dodać rozdział 😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭Gdzie jest mój rozdział??
OdpowiedzUsuńChcesz bym umarła z nudów?
Podaj mi chociaż link do równie ciekawej historii bo będziesz mnie miała na sumieniu😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭
Wiem, przepraszam! Zapomniałam! :(
UsuńJutro na pewno dodam! Masz moje słowo! :*