Lottie
Żyli długo i szczęśliwie?
Chyba nie w tej bajce...
Było już po lekcjach, a ja jak głupia czekałam na Scotta przy jego samochodzie. Unikał mnie odkąd wyszedł ze szpitala – od tygodnia. Nie miałam pojęcia, dlaczego to robił. Uważnie analizowałam swoje zachowanie i wiem, że nie zrobiłam nic, co mogłoby go zdenerwować lub zranić.
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam dzwonek i w mgnieniu oka Aaron znalazł się na zewnątrz. Niestety w towarzystwie Katie Wamooren. Mruknęłam pod nosem i w tym momencie byłam naprawdę zła. Przecież nie byłam idiotką i doskonale wiedziałam, że nie będziemy razem, ale cholera! Całował mnie! Całował!
Mogłabym przysiąc, że całował mnie inaczej niż każdą inną dziewczynę, dotychczas. Kiedy już chciałam tam podbiec i go spoliczkować, stało się coś, czego bym się nie spodziewała. Przynajmniej w małym stopniu. Katie przyssała się do Aarona, ale on ją odepchnął, co sprawiło, że zaczęłam się nad nim zastanawiać. Z tego, co słyszałam to Aaron Scott nigdy nie odpychał dziewczyn. No…z wyjątkiem mnie.
Zamarłam, kiedy mnie zauważył, a jego twarz wyrażała coś w stylu: ,,nie chcę, żebyś tu była, żebyś na mnie czekała, ale cieszę się, że tu jesteś”. Tak więc nie wiedziałam, czy mam się uśmiechnąć, czy uciekać. Nie zrobiłam ani jednego ani drugiego. Wciąż siedziałam na masce jego samochodu i czekałam na jego ruch. Kiedy zauważyłam, że idzie w moim kierunku, wstrzymałam oddech, choć potem przypomniałam sobie, że może iść po prostu w kierunku swojego samochodu, co jest bardzo prawdopodobne. Dlatego czym prędzej zeskoczyłam z auta i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku, uciekając od zrobienia z siebie totalnej idiotki.
Ktoś może mi powiedzieć, dlaczego w ogóle na niego czekałam? Postradałam zmysły, czy jak? Bo nie rozumiem.
Zmęczona tym wszystkim, potarłam skronie i myślałam, jaka to ze mnie idiotka.
Krzyknęłam, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
Z wahaniem się odwróciłam i nie panując nad własnymi emocjami, rzuciłam się Aaronowi w ramiona. Wiedziałam, czułam, że nie był pewny, co zrobić, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Właściwie to przytulił mnie dużo bardziej niż ja jego. Po chwili, gdy odsunęliśmy się od siebie, doszłam do wniosku, że dobrze by było się odezwać.
- Co ty tu robisz? - wyprzedził mnie.
- Muszę odpowiadać na to pytanie?
- Tak.
- Dobra, wiesz co… sama nie wiem, co tu właściwie robiłam. - odparłam i zamierzałam się odwrócić, ale mnie powstrzymał i przyciągnął do siebie. Ten gest tak bardzo mnie sparaliżował, że nie wiedziałam co mam zrobić lub jak zareagować. Jednak moje ciało wiedziało. Odruchowo położyłam dłonie na jego torsie i czekałam, słuchając jego przyspieszonego oddechu. Mało tego kątem oka zauważyłam, że wokół nas zaczynali zbierać się ludzie, co troszkę mnie niepokoiło. Spojrzałam Aaronowi w oczy i widziałam w nich to samo wahanie. Wiedziałam, że chciał mnie pocałować, czułam to, ale zamiast tego nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- Nie wiem, jak ty, ale ja nie lubię mieć widowni. - zaśmiałam się cicho na jego słowa.
Nie wiem, co chciał, żebym powiedziała, ale nie powiedziałam nic. Uznając to za znak zgody, Aaron wziął mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu, co naprawdę mnie zdziwiło. Znałam go już na tyle długo, że wiedziałam, iż nigdy nie okazywał publicznie uczuć. No…może oprócz nienawiści i gniewu. Mam na myśli te pozytywne uczucia. Z cieniem wątpliwości, że może to być jakaś gra, wsiadłam do jego samochodu i już po chwili odjechaliśmy z piskiem opon.
Aaron
Miałem postanowienie – unikać jej.
I wychodziło mi to całkiem świetnie, do momentu, kiedy nie zobaczyłem jej, opierającej się na masce mojego samochodu. Nie mogłem tak po prostu dać jej odejść. Obiecałem sobie też, że przestanę dawać jej nadzieje, ale to chyba niemożliwe. Szczególnie teraz, kiedy jedziemy na plażę, a ona się uśmiecha i śpiewa pod nosem słowa piosenki, która akurat leci w radiu: I'm trying not to love you Nickelbacka. Nie mogło być trafniejszej muzyki, prawda? Z lekkim wahaniem spojrzałem na nią i zauważyłem, że ona również na mnie patrzyła. Działając pod chwilą presji, podgłośniłem piosenkę, na co jej oczy się rozjaśniły. Akurat, kiedy Nickelback dobiegł końca, dojechaliśmy na plażę. Nie wiem, dlaczego zawsze chciałem zabierać ją właśnie tam. Może przez to, że plaża kojarzyła mi się z miłością, uczuciem, szczęściem?
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Przeczesałem ręką włosy, po czym wyszedłem z auta. W ślad za mną poszła moja towarzyszka. W całkowitej ciszy zeszliśmy na plażę, rozkładając koc. Bez słowa usiadłem, a Lottie zrobiła to samo.
- Musimy porozmawiać. - szepnęła, nie patrząc w moją stronę. - Dlaczego mnie unikałeś? Co zrobiłam? - ból w jej głosie był niemal namacalny, przez co chciałem wejść do wody i się utopić.
- Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiał. - westchnęła. - Wiem, że wtedy w szpitalu nie byliśmy razem, nawet nie wiem, czy byliśmy przyjaciółmi. Wiem, że się nie umawiasz. Zresztą, nawet jeśli byś się umawiał to nie sądzę, że wybrałbyś mnie. Chcę tylko wiedzieć, czemu mnie unikałeś i ignorowałeś. To wszystko. - pierwszy raz była przy mnie taka otwarta, co mnie zdziwiło.
- Kiedy miałem 18 lat umarła moja mama. - wyznałem, kładąc się na kocu. Nigdy, nikomu nie opowiadałem o swojej przeszłości, ale czułem, że jestem jej coś winny. - Można powiedzieć, że moje dzieciństwo nie należało do tych, gdzie rodzicie kupowali ci lody i zabierali na plac zabaw. - uśmiechnąłem się smutno i mimo że Lottie na mnie nie patrzyła to wiedziałem, że uważnie słuchała. - Odkąd pamiętam doświadczałem okropnych rzeczy. Nie będę owijał w bawełnę, Lott, ale chcę, żebyś na mnie spojrzała. - uważnie ją obserwowałem. Wciąż na mnie na patrzyła. - Lottie. - podziałało. O dziwo, nie zostałem potraktowany wzrokiem pełnym litości, tylko zdziwionym. - Wiesz, że mój tata jest bogaczem i jest nim odkąd skończył 20 lat, czyli bardzo długo. Dlatego łatwo można się domyślić, że nie poświęcał rodzinie zbyt dużej uwagi. Moja matka w końcu się zbuntowała i powiedziała dość. Wzięła sprawy w swoje ręce. Prawie codziennie kłóciła się z ojcem i wiadomo, że musiała na czymś wyładować swoją złość. Akurat dobrze się jej trafiło, bo miała dwóch synów. Tak się złożyło, że wybrała tego młodszego.
- Przestań. - przerwała mi Lottie drżącym głosem.
- Mogła wyładować się właśnie na nim. - kontynuowałem, ponieważ chciałem, żeby to wiedziała. - Oczywiście dziecko nie stało z założonymi rękoma. Za każdym razem, kiedy byłem bity, szedłem do ojca i wszystko mu mówiłem, ale wiesz co odpowiadał? Albo, że mam bujną wyobraźnię, albo czy mógłbym powtórzyć, bo nie słuchał. W końcu dałem sobie spokój z donoszeniem. Po co się męczyć, skoro to nie przynosi żadnych skutków, wręcz odwrotnie? Matka zaczęła pić. Pewnie nie muszę ci mówić, że ludzie po alkoholu są jeszcze bardziej agresywni niż normalnie, prawda? Do tego wszystkiego doszły jeszcze prochy, ale ojciec nic nie widział. Albo nie chciał widzieć. Parę razy wylądowałem w szpitalu i wiesz co wtedy mówiła mi kobieta, którą nazywałem matką? Mówiła, że jestem bezużyteczny, że nigdy nikt mnie nie pokocha, że będę taki jak ona, że będę alkoholikiem, że jestem nic nie wart! - krzyknąłem, wstając z koca.
W ciągu paru sekund stałem na brzegu plaży, pozwalając, aby słona woda moczyła moje nogi. Drgnąłem, kiedy Charlotte objęła mnie od tyłu, ale się nie odsunąłem.
- Później została zastrzelona przez jednego z dilerów. Najlepsze jest to, że mimo wszystko cierpiałem, kiedy odeszła. Cierpiałem już wcześniej, dlatego stałem się taki jak ona. W wieku 16 lat zacząłem nałogowo pić. - wyznałem ze wstydem.
- To dlatego nie sięgasz po alkohol. - stwierdziła.
- Unikałem cię dla twojego dobra, Lott. - odezwałem się, odwracając się do niej przodem i biorąc ją w ramiona. - Chcę cię ochronić przed samym sobą.
- Co znaczy twój tatuaż? - zapytała, całkowicie zmieniając temat.
- Wolność, niezależność, nieograniczenie. - odparłem.
- Nie mogę. - powiedziała. - Nie wiem, co mam…
- Bądź przy mnie. Potrzebuję cię. Tylko tyle.
Lottie
,,Bądź przy mnie. Potrzebuję cię”.
Pięć słów, ale jak ważnych dla mnie, dla mojego serca. Leżałam w łóżku, cały czas powtarzając sobie jego słowa. Na plaży spędziliśmy jeszcze parę godzin, ale zaczęło lać, więc Aaron odwiózł nas do mieszkań. Mówię nas, bo w końcu jesteśmy sąsiadami. Nie mogę uwierzyć, że się przede mną otworzył, że opowiedział mi o swoim koszmarnym dzieciństwie. Wiedziałam, że przeżył coś, co na zawsze go zmieniło, ale nigdy nie przypuszczałam, że mógł stać się ofiarą przemocy własnej…matki. Osoby, która powinna go kochać tak, jak nikt inny, która powinna być dla niego wsparciem. Może to zabrzmi samolubnie, ale jestem szczęśliwa. Kiedy wreszcie jedna z jego tajemnic wyszła na jaw, czuję się tak, jakby nasza znajomość zrobiła ogromny krok do przodu! Stanowczo powiedział, że od teraz będę jeździła z nim do szkoły. Mimo tego, co mi wyznał to cieszę się, że nadal jest sobą. Współczuję mu tego, co musiał przeżyć, ale uważam, że to go tylko wzmocniło, stał się silniejszy. Choć martwi mnie jedno. Czy kiedykolwiek otworzy się na miłość? Jego matka pokazała mu, że miłość jest tak naprawdę zbędna, ale wiem, że nie tylko to wydarzenie sprawiło, że stał się zamknięty na uczucia. Wiem, że jest coś jeszcze, ale tym razem nie mam zamiaru się tego dowiedzieć nieproszona. Tym razem jestem pewna, że jeśli będzie chciał to mi powie.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
Westchnęłam, bo nie chciałam, żeby ktoś mi przeszkadzał w rozmyślaniu o Aaronie, ale mimo to poszłam otworzyć. Prawie krzyknęłam z zaskoczenia, kiedy zobaczyłam Nicka. Od razu wpuściłam go do środka i zaczęłam się zastanawiać co tu robi o tak późnej porze.
- Cześć, siostra. - mruknął.
- Hej. - starałam się maskować swoje szczęście, ale kiedy spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, który mówił, że on wie wszystko, wiedziałam, że poległam.
- Co ty taka szczęśliwa?
- Bez powodu. - odparłam.
- Czy aby na…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Czym prędzej się odwróciłam i poszłam otworzyć. Mój uśmiech powiększył się o 1000%, kiedy ujrzałam powód mojego szczęścia. Nie zważając na obecność mojego brata, wpadłam w ramiona Aarona, rozkoszując się zapachem jego i jego perfum. Zaśmiałam się cicho, kiedy zauważyłam to, że on również mnie wdycha. Chciałam tak stać bez końca, ale jednocześnie czułam na sobie wzrok mojego starszego brata. Stanęłam jak najwyżej na palcach, ale niewiele to dało, bo Aaron ma 190 cm wzrostu, także… dość brutalnie pociągnęłam go w dół tak, że mogłam szepnąć mu do ucha:
- Wejdź.
Bez żadnych obaw wzięłam go za rękę i wprowadziłam do środka. W tym momencie byłam wściekła na Nicka. Tak bardzo pragnęłam zostać ze Scottem sam na sam, że aż mnie skręcało.
- Co on tu robi, Charlotte? - zapytał mój brat, nie kryjąc odrazy.
- To samo co ty, nie sądzisz? - warknął Aaron.
- Ja przyjechałem odwiedzić siostrę, a ty? Zapomnij, że ją przelecisz. - zakryłam usta dłonią, kiedy dotarło do mnie to, co powiedział mój brat. Jak z bicza strzelił Aaron ruszył na Nicka, ale odciągnęłam go do tyłu. Zagrodziłam mu drogę, stając tuż przed nim. Położyłam dłonie na jego piersi i spojrzałam prosto w oczy. Bezgłośnie powiedziałam: ,,proszę, nie”. Zacisnął szczękę, ale posłuchał.
- Ty naprawdę myślisz, że….- zaczęłam.
- Że wlecisz mu do łóżka, a następnego dnia będziesz płakać, bo cię zostawił? Tak, tak myślę.
- Wiesz, jak długo go już znam? Gdyby chciał się tylko ze mną przespać to już dawno by to zrobił! - krzyknęłam.
- Nieważne! - warknął Nick. - Wynoś się z mieszkania mojej siostry. - powiedział do Aarona, którego mięśnie się napięły. Wyczułam, że Scott naprawdę myśli, że go wyrzucę. Zabolało, ale popracuję nad jego uczuciami i zaufaniem do mnie.
- Tak, masz rację. - zwróciłam się do Nicka i poczułam, jak Aaron próbuje wyjść, ale złapałam go za rękę. - Wyjdź, Nick.
Mój brat spojrzał na mnie tak, jakbym była szalona.
- Nie masz prawa...Jestem twoim bratem!
- A on jest…. - chciałam powiedzieć moim chłopakiem, ale się powstrzymałam.
- A on jest kim? Dokończ, siostrzyczko. Kim jest? Kim jesteś dla niej? - zwrócił się do Scotta. - Dokończ za nią. Kim jesteś?
Wiedziałam, że Aaron chcę odpowiedzieć coś, czego później będzie żałował. Nie mogłam na to pozwolić. Jeszcze nie.
- Nie musimy ci się tłumaczyć. - warknęłam. - Wynoś się.
Zaśmiał się, ale posłusznie podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, powiedział:
- Pożałujesz tego, siostrzyczko. On także. - i zniknął.
Gdy doszło do mnie to, co się właśnie stało, upadłam na ziemię, zalewając się łzami. Aaron natychmiast znalazł się tuż obok mnie, ale nic nie mówił. Nic, po prostu zrobił to, co powinien – wziął mnie w ramiona i zaczął uspokajająco kołysać się ze mną w przód i w tył. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach, jednak nie mogłam zrozumieć, co się stało z moim bratem. Nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy.
Pierwsze, co zrobiłam, kiedy obudziłam się rano to spojrzałam na zegar, który wskazywał 11 rano. Chciałam wstać, ale wtedy usłyszałam równomierny oddech Aarona. Spał tutaj razem ze mną? Nie dowierzając własnym oczom, wtuliłam się w niego, sprawdzając, czy jest prawdziwy.
- Jeśli chciałaś mnie za poduszkę, wystarczyło powiedzieć. - uśmiechnął się, a ja wyraźnie się zarumieniłam, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma na sobie nic, oprócz bielizny. Jednocześnie byłam zawstydzona, ale też podekscytowana. Czułam, jak mój puls szaleje, jak serce bije tak szybko i gwałtownie, jakby chciało wyskoczyć z mojej piersi. Aaron jakby to wyczuwając, pochylił się tak, że stykaliśmy się nosami. Nie mogąc czekać dłużej, przycisnęłam usta do jego warg, cicho wzdychając. Zadrżałam, kiedy jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Mało tego, wciąż pragnęłam więcej. Dużo więcej. Jęknęłam, kiedy nasze języki się zderzyły i, kiedy zaczęły razem ze sobą tańczyć tak, jakby były dla siebie stworzone. Jednym płynnym ruchem znalazłam się na nim.
- No więc, moja kochana… - zeskoczyłam z Aarona jak poparzona, kiedy usłyszałam głos Valerie. Razem ze Scottem rzuciliśmy jej spojrzenie pełne wyrzutu, ale zaczęłam się śmiać, gdy widziałam jej minę. Po chwili przyłączył się też Aaron, a na końcu i Valerie.
- Następnym razem będę pukać. - obiecała.
- Mam nadzieję. - odparłam, wciąż się śmiejąc.
Gestem zaprosiłam ją do środka i razem z Aaronem zaczęliśmy się ubierać. Podziwiałam to, jak pracowały jego mięśnie przy najdrobniejszym ruchu. Wróciłam do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy pocałował mnie w policzek.
- Zaraz wracam, idę do łazienki. - szepnął i zniknął za drzwiami MOJEJ łazienki. Miałam ochotę krzyczeć, bo zamiast pójść tam z nim, musiałam siedzieć tutaj z Valerie, ale byłam jej to winna.
- Co to było, Lottie?! - krzyknęła, uśmiechając się. - Wy… ty i on...no wiesz….razem?
- Nie wiem. - odparłam. - Mam nadzieję, że tak. - uśmiechnęłam się.
- A wiesz….spaliście już ze sobą?
- Nie, jeszcze nie. - odpowiedziałam, wyraźnie skrępowana. - Nie w tym sensie. - dodałam.
- A on wie, że wiesz...jesteś dziewicą?
- Val!! - krzyknęłam, chowając twarz w dłoniach. - Tak, wie.
- Jakie to romantyczne! - westchnęła. - Ale jak już będzie po upojnej nocy to chcę znać szczegóły!
- Idiotka! - krzyknęłam. - Przestań! - zaśmiałam się, akurat wtedy, kiedy obiekt moich westchnień wyszedł z łazienki, wciąż paradując bez koszulki. Już wstałam z krzesła, żeby się do niego przytulić, kiedy usłyszałam wibracje swojej komórki. Spojrzałam na nich przepraszająco i poszłam odebrać.
- Halo?
- Dodzwoniłem się do Charlotte Moore? - zapytał męski głos.
- Tak, o co chodzi? Z kim mam przyjemność? - z niepokojem spojrzałam na Aarona, który był pogrążony w rozmowie z moją przyjaciółką.
- Nate, kilkanaście dni temu się spotkaliśmy. Pamiętasz?
- Yhm...tak, pamiętam. O co chodzi?
- Pomyślałem, czy może nie chciałabyś gdzieś wyskoczyć?
- Nie, dziękuję. Przynajmniej na razie. - odparłam.
- Wielka szkoda, Lottie. Do zobaczenia.
Z wahaniem odłożyłam telefon z powrotem na miejsce, jeszcze przez chwilę się w niego wpatrując. Owszem, pamiętam tego mężczyznę, ale jakim cudem zdobył mój numer telefonu? Widzieliśmy się raz i to przez jakieś trzy sekundy, a on mnie gdzieś zaprasza? Zaczęłam się poważnie nad tym zastanawiać… Dawno nie prowadziłam takiej dziwnej rozmowy…
Potrząsnęłam głową, objęłam się rękami i usiadłam z powrotem na krześle koło Aarona. Gdy tylko się dosiadłam zauważyłam uśmiech na wargach Scotta. Tylko, że to nie był byle jaki uśmiech. To był uśmiech z tymi kochanymi dołeczkami.
- Co mnie ominęło? - zapytałam, szczerze ciekawa.
- A takie tam….wspominaliśmy dawne czasy. - odrzekła Val i natychmiast poczułam się tak, jakbym dostała w brzuch. Dawne czasy Scotta mogły dotyczyć tylko dziewczyn na jedną noc i tego typu zachowania.
- Lottie, wszystko gra? - zapytała Val. - Jesteś jakaś strasznie….blada….
Słysząc to Aaron od razu odwrócił się w moim kierunku, jednocześnie się do mnie nachylając.
- Co się stało? - szepnął.
- Dawne czasy? - zapytałam oskarżycielsko, patrząc w jego oczy. Nie wiem, dlaczego, ale gdy tylko to powiedziałam to poczułam wyrzuty sumienia. Nie powinnam tak reagować, prawda? Czy może powinnam?
- Nie tak dawne, Lott. - odparł ze spokojem. - Valerie, może powiesz Charlotte o czym rozmawialiśmy?
Moja przyjaciółka wyglądała tak, jakby właśnie dotarło do niej to, co powiedziała.
- O boże, Lottie… Nie o to mi chodziło! Nigdy bym nie mówiła o takich rzeczach! Pamiętasz, kiedy Scott był w szpitalu? - przytaknęłam, więc kontynuowała. - Zanim do ciebie zadzwoniłam to założyłam się z tym dupkiem.
- O co? - ścisnęło mnie w żołądku.
- Ten palant myślał, że celowo nie przyjechałaś do szpitala, a ja tłumaczyłam mu, że pewnie nic o tym nie wiesz. Założyliśmy się, że przyjedziesz w ciągu 2-3 godzin. Wygrałam zakład. O tym rozmawialiśmy.
- O co się założyliście?
- O honor. -moja przyjaciółka dumnie podniosła głowę a ja… wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.
- Myślałeś, że celowo nie przyjechałam?
- Miałem powody, żeby tak myśleć, maleńka. - mrugnął do mnie, przez co poczułam ciepło na całym ciele.
- To teraz ty nam powiedz z kim rozmawiałaś? Wyglądałaś na lekko speszoną. - stwierdziła Val.
- Znajomy. - gdy to powiedziałam, Aaron zamarł.
Nerwowo spojrzałam w jego kierunku, ale już po chwili znowu był sobą.
- Znajomy? - powtórzyła Valerie. - Ty nie masz znajomych.
- Pewnego dnia wpadliśmy na siebie i tak się poznaliśmy.
- Jak ma na imię? - dopytywała się.
- Z tego, co mówił to Nate. Ma na imię Nate.
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
NIE NIE NIE! Zabierz tego Natea!! I Val bo im przerywa! A było tak słoooodko i bum lipa ehhh co za ludzie jak zwykle w najlepszym momencie. Fajny zbieg okoliczności😂😂😂 znów poszedł do łazienki😜😜😜 może w nieco innej sprawie ale jednak😁😁😁😁 ŁAZIENKA-ulubione msce Scotta 😂😂😂😂
OdpowiedzUsuńBtw rozdział genialny jak zwykle!
Ja chcę więcej! Proooosze *takie ładne oczka* Bądź kochanym człekiem i daj rozdział szyyybkooo 😘😘😘😘
Dawno nie komentowałam głównie przez brak czasu. Ale oczywiście wszystko przeczytałam. Cudownie piszesz :) Rozdział genialny tak jak poprzednie/Luna
OdpowiedzUsuń