Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
piątek, 29 maja 2015
Rozdział 7
Minęło już trochę czasu, a ja nadal starałam się za wszelką cene ignorować Zaka, co w niektórych momentach było naprawdę trudne. Natomiast z Johnem widziałam się ostatni raz wtedy,
kiedy kupił mi bułki. Pewnie już dał sobie spokój, ale ja cholera nie. Ciągle miałam przed oczami jego piękne kości policzkowe i jego oczy. Mimo, że się starałam, to nie umiałam wyrzucić tego obrazka z głowy. Nie miałam więc ochoty cały czas przebywać w Instytucie,
a już naprawdę nie rozumiałam skąd ONI wszyscy znają Johna i czemu nie moge go niby lepiej poznać. Nie rozumiałam i chciałam, żeby ktoś mi wyjaśnił. Mam zamiar wyjść z Instytutu. Normalnie pogadałabym z Jasonem albo Nawią, ale pewnie nie będą chcieli udzielić mi odpowiedzi. Muszę się udać do Maxa Blacka. Mimo, że działa mi na nerwy,
to wiem, że mi odpowie na moje pytania. A musze przyznać, że w tej chwili kłębiło się ich w mojej głowie mnóstwo. Wyszłam niepostrzeżenie. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie zobaczył,
że się gdzieś wybieram. Martwiłam się jeszcze jedną rzeczą. Mianowicie coraz częściej zastanawiałam się nad wyłączeniem człowieczeństwa. Przecież to nie może być, aż takie straszne. Może nawet byłoby przydatne. Uciekłabym w ten sposób od tysiąca uczuć, które mi towarzyszyły. Błąkałam się już po mieście strasznie dlugo, gdy wreszcie do mnie dotarło,
że nie mam zielonego pojęcia, gdzie znajduje się siedziba czarownika. Chciałam wracać, ale byłam już za bardzo zmęczona. Usiadłam na jednej z pobliskich ławek, gorączkowo myśląc. Starałam się odpowiedzieć samej sobie na pytania, ale bezcelowo. Na dodatek ktoś przerwał moje myślenie.
- Co tu robisz? - zapytał Zak
- Czy ja nie mogę już nawet spacerować w spokoju?
- Sophie prawie wszyscy na ciebie polują, więc nie. Nie możesz sobie spokojnie spacerować.
- No to mi udziel odpowiedzi. - zarządałam
- Mianowicie na..?
- Kim jest John? Dlaczego jest taki niebezpieczny, że nie mogę się z nim widywać? Skąd go znasz? Czemu się nienawidzicie? Chce...
- Dobra, dobra. Nie wszystko naraz. Nie powiem ci kim jest John. Jest niebezpieczny bo jest. Nie możesz się z nim widywać, bo ja tak mówię. Znam go od Nocnych Łowców. Nienawidzimy się....nieważne. Zadowolona?
- W ogóle mi nie odpowiedziałeś - burknęłam
- Sophie lepiej niektórych rzeczy nie wiedzieć, uwierz mi. A teraz wracaj do Instytutu.
- Witajcie gołąbeczki. Jak tam? - znikąd pojawił się Max
- Nijak, ie do Instytutu. - odwarknęłam.
- A ja myślałem, że mnie szukałaś, ale skoro nie, to proszę bardzo, oszczędze wam drogi - nim zdążyłam zaprotestować, razem z Zakiem byłam z powrotem w Instytucie. Nienawidze jak to robi! Mam już tego dosyć!
Poszłam wzdłuż korytarza który prowadził do kuchni. Nie wiem,
czemu ale najbardziej lubiłam tam przebywać. Spokojnie siedziałam z jak zwykle sokiem w szklance, gdy pojawił sie Jason.
- Będziemy mieli....gościa.
- Gościa? - powtórzyłam
- Znaczy.... będzie to dziewczyna, która będzie cię trenować.....
- Wy mieliście mnie trenować - wycedziłam przez zęby
- Wiesz wraz z pojawieniem się Johna, nie mamy za bardzo czasu....
- Kim do cholery jest John!?
- Dowiesz się w swoim czasie, a dla przybyszki postaraj się być miła, okay?
- Dobra.
Zaprowadził mnie do salonu i powiedział, żebym tu czekała,
bo zaraz ją tu przyprowadzi. Nie miałam ochoty na trenowanie,
a już tym bardziej z nieznaną mi osobą. Po dłuższej chwili przyszedł Jase razem z dziewczyną. Była...ładna. Miała prawie tak jasne włosy jak Claus, a do tego niebieskie oczy.
Nie umiałam za bardzo określić jej wzrostu, ale wydaję mi się, że jest ode mnie przynajmniej o osiem centymetrów niższa. Jason zanim wyszedł jeszcze raz na mnie spojrzał błagając abym była miła. Postaram się, powiedziałam w myślach.
- Pierwszy raz będę trenować wampira. Mam nadzieję, że się spiszesz. Ja jestem Natalie.
- Sophie - burknełam
- Z tego co mówił mi Jason jesteś wampirem z nutką czarodziejstwa, tak?
- Zgadza się i widzę, że już wszystko o mnie wiesz.
- Nie do końca. Nie wiem jak walczysz.
- To sie dowiesz - sama nie wiedziałam jak walcze. Nigdy nie walczyłam. Boję sie, że sie zbłaźnie, bo ona wygląda na kogoś kto sie na tym zna.
- Miejmy nadzieję, że dobrze - westchnęła.
- Kiedy zaczynamy? - spytałam poirytowana.
- Teraz. Chodź za mną. Znam wszystkie Instytuty, więc wiem najlepiej gdzię się najwygodniej ćwiczy.- bez marudzenia ruszyłam za Natalie.
**********
- Mam plan, Johnie. Trochę się pozmieniało.
- Słucham, szefie.
- Ah i dość tego szefie. Nie jestem wcale stary, więc nie chcę też żeby tak to brzmiało. - po raz pierwszy szef Johna wyszedł z cienia. I tak jak mówił, naprawdę nie był stary. Wręcz przeciwnie. Miał mniej więcej tyle samo lat co John. Uśmiech cisnął się Johnowi na usta, zważywszy na to, że jego ,,szef,, mógłby być jego kolegą. - Też nigdy nie poznałeś mojego imienia. Nathaniel.- przedstawił się. Miał dziwny odcień włosów. Coś pomiędzy czarnym, a blondem. Oczy były zielone.
- Czy w takim razie nadal mam mówić na ciebie szefie? - zapytał zmieszany John
- Nie. Teraz posłuchaj. Nocni Łowcy ci już nie ufają, po tych jak ich zdradziłeś. Wiadomo. Ale chcę, abyś jakimś cudem ponownie zdobył ich zaufanie. I w żadnym wypadku nie próbuj być kimś kim nie jesteś. Bądź sobą. Tym oschłym Johnem. Bo właśnie taki podobasz się naszej Sophie.
- Co? Nie.. Sophie mnie nienawidzi...
- Jesteś pewien? Najbardziej jednak nie zależy mi na wampirzycy tylko na Herondale'u.
- Nie rozumiem czemu...
- Zamknij pysk i słuchaj! Zak był kiedyś kontrolowany przez demona. Co noc wchodził do jego głowy i zmuszał do tragicznych rzeczy. Między innymi do zabicia swojej siostry. Zrobił to. Kiedy demon cię kontroluję, nie jesteś w stanie się oprzeć. To jest tak, jakby wyciągnęli ci mózg, i wsadzili maszynę, która tobą kieruję. Więc będzie łatwo ponownie wejść do jego głowy. Zak jest jednym z najlepszych Nocnych Łowców. Ty, ja i Herondale i ,,sztuczne,, demony, będziemy niepokonani.
- Sztuczne?
- Chyba nie wejdę w układ z prawdziwymi, więc stworzymy sztuczne, debilu. Więc powiedz, że chcesz wrócić do Nocnych Łowców, zdobądź ich zaufanie. Potem zmuś Sophie do wyłączenia człowieczeństwa. Opowiesz jej wszystko o Herondale'u. A nasza kochaniutka zrani tak mocno Zaka, że ten nie będzie chciał jej widzieć. Wysłałem tam już Natalie. Jest bardzo dobrą aktoreczką, poradzi sobie. Tego same chce spodziewać się po tobie. Ty będziesz tam aby zakolegować się z Zakiem, a Natalie jest tam, żeby poznać lepiej Sophie. Rozumiesz?
- Tak. Od kiedy mam zaczać?
- Od zaraz. Ruszaj!
**********
- A więc Sophio, jaką chcesz broń? - spytała mnie Natalie.
- Seraficki...
- Odpada.
- Czemu?
- Nimi posługują się tylko Nocni Łowcy, jeżeli nim nie jesteś, a go użyjesz, zginiesz. Czysta logika.
- W takim razie... bicz?
- Może być. Weź go. - podeszłam do połki z biczami i wybrałam sobie jeden. Nie chciałam tego szkolenia, ale uważam że umiejętność walczenia naprawde mi się przyda.
- Nie sądze - zaczęła - By był dla ciebie odpowiednią bronią....
zamachnęłam sie i odcięłam jej kosmyk włosów.
- Coś ty zrobiła?!
- Nie wierzysz, że się umiem posługiwać, to ci udowadniam, że umiem. - uśmiechnęłam się niewinnie. Widziałam, że chciała mi coś powiedzieć, ale zadzwonił jej telefon.
- Poczekaj. Myślę, że na dzisiaj starczy..
- Przecież nawet nie zaczęlyśmy!
- Nie dyskutuj, wyjdź.- spełniłam jej polecenie.
- Tak, Nathaniel?
- Jak idzie?
- Ona jest dobra... wzięła tylko bicz, i już umie się nim posługiwać, jakby go miała od małego.
- Za niedługo zjawi sie John.
- On wszystko spieprzy.....
- Nie dyskutuj! Tak powiedziałem! On musi zaprzyjaźnić się z Zakiem! Potrzebujemy go, zapomniałaś?!
- Nie....przepraszam.....
- Będę dzwonił co jakiś czas. Trzymaj sie, Natalie.
**********
Nie polubiłam zbytnio Natalie. Nie wiem czemu, ale wydaję mi się, że ona nie jest taka,
za jaką ją biorą. Na dodatek moją głowę cały czas zaprzątały dwa obrazki.
Jeden-Zak, a drugi-John. Ja zwariuję. Nigdy nie interesowałam się chłopcami, a teraz aż dwa.
Nie umiałam się przez nich na niczym skupić! A jeszcze jutro ma przyjść Max.... Jak on mnie irytuje.. Przecież ja nie mam żadnej magii! A jeszcze na dodatek moje relacje z Jasonem się psują. Wszystko, ale nie on! On zawsze przy mnie był, wspierał, potrzebowałam go. A może potrzebowałam odpoczynku? Przerwy od tego wszystkiego? Sama już nie wiem.
Jak zwykle siedziałam w kuchni, kiedy zarazem spokojnie, ale i z paniką wszedł Zak. Wyglądał na naprawdę zmartwionego.
- Coś się stalo? - zapytałam niepewnie
- Nie twój interes, księżniczko.
- Zak może tego nie wiesz, ale jestem częścią was. Mam prawo wiedzieć co sie...
- Dzisiaj nad rzeką znaleziono dwóch martwych Nocnych Łowców, Wampirów i Wilkołaków. Coś jest nie tak....
- I z każdej rasy były dwa ciała?
- Tak. Martwi....a jeszcze dzisiaj ma przyjść nowy Nocny Łowca. Muszę iść...
- Dokąd? - zmartwiłam sie
- Do Maxa.
- Zak...
- Sophie kolejne szkolenie będzie... o Zak. To ty, tak? Miło mi. - powiedziała uroczym głosikiem Natalie. Myślałam, że zaraz oderwę jej kark. Boże...jak ona na niego patrzy..Nie, chwila. Jak on na nią patrzy.....Choćby była jakimś bóstwem. - Sophie wszystko okay?
- Tak. - wykrztusiłam - Ty żmijo...
- Słucham?
Bez zbędnych przemyśleń rzuciłam się na nią. Szarpałam ją za te jej ,,śliczne,, włosy.
Myślałam, że jej zaraz oczy wydłubie. Nagle poczułam jej krew. Nie, nie, nie, nie.
Nie chce się na niej pożywić, chciałam tylko... Nim zdążyłam zareagować, kły same mi się wysunęły. Byłam tuż przy jej szyi, gdy poczułam czyjeś ręce na moim ciele.
Ale nie dam za wygraną.... Boże co sie dzieję?
Już prawie się wgryzłam, gdy usłyszałam znajomy głos.
- Sophia. Nie jemy ludzi, pamiętasz? Sophia. - schowałam kły i rzuciłam się Jasonowi w ramiona. To było to, czego teraz najbardziej potrzebowałam. - Wszystko będzie w porządku.....
- Dziękuję - wyszeptałam - Dziękuję Jason.... - teraz w końcu pozwoliłam sobie na płacz.
**********
Gdy oderwałam się od Jasona, spojrzałam na Zaka i na Natalie. Zobaczyłam, że on ją przytula. Tym razem nie byłam zła, byłam po prostu....załamana. Nic nie mówiąc ruszyłam w stronę drzwi.
Otworzyłam je i na kogoś wpadłam. Ah, no tak. Zak mówił mi, że będzie jakiś nowy...nieśmiało na niego spojrzałam. John. John to ten nowy?
- O. Rudowłosa. Witaj.-uśmiechnął sie, a ja zrobiłam to, czego potrzebowałam. Mimo, że tuliłam Jasona, to było za mało. Podeszłam tak blisko do Johna, że prawie stykaliśmy się nosami. Objęłam go, płacząc. O dziwo nie protestował, tylko odwzajemnił mój uścisk. - Co się.... - przerwał gwałtownie.- O! Zakuś! Witaj! Tęskniłeś? - zaśmiał się, ale nadal mnie tulił.
*******************************************
John <3 Myślę, że się podobało. Ten rozdział jest dla mojej przyjaciółki, która strasznie chciała, żeby ją tu wprowadzić ;P I przepraszam, jeśli pojawią się jakieś literówki ;P
Zuza ;3
czwartek, 28 maja 2015
Rozdział 6
Na początek małe moje wprowadzenie ;P Prawie w każdym rozdziale coś się dzieję, więc tym razem postanowiłam napisać ,,spokojny,, rozdział z nową postacią ;P Więc....zapraszam do czytania ;P
**************************************************
Nie wiem czy odczuwałam wstyd czy może raczej zwycięstwo. Nie wiem czy powinnam żałować pocałunku, czy też nie. Ogólnie to wiem, albo raczej domyślam się, że Zak będzie mnie teraz unikał na co w życiu mu nie pozwolę. Kiedy go pocałowałam byłam wniebowzięta i czułam, że on też, ale nie rozumiem co go ciągle powstrzymuje. Więc wpadłam na pewien pomysł i mam nadzieję, że aktualnie wszyscy siedzą w kuchni, lub w jednym pomieszczeniu. Spokojnie i powoli zeszłam na dół i oczywiście wszyscy byli w innych pokojach. Ale ja mam szczęście....
- Jason? - spytałam
- Taa?
- Mógłbyś wszystkich zwołać do jednego pomieszczenia?
- Po co?
- Po prostu to zrób, okay?
- Okay.
Czasami naprawdę trudno było dogadać się z Jasonem. Pamiętam jak raz wypytywałam się go czy ma dziewczynę. Zadawal mi wtedy milion pytań typu: Dziewczyne? Że co? Co to? Odbiło ci? One są obleśne... i bla, bla, bla. Muszę też przyznać, że mimo to, nigdy się przy nim nie nudziłam. Zawsze i w każdej sytuacji potrafi mnie rozweselić. Po trzydziestu minutach wreszcie wszyscy znajdowali się w jednym pomieszczeniu. Automatycznie mój wzrok powędrował do Zaka. Miał zwyczajne podarte (oczywiście czarne) spodnie i zwykła białą koszulkę. Zaklnełam w duchu. Czemu on we wszystkim musi wyglądać tak dobrze?
- Mam pomysł - zaczęłam - Codziennie gdzieś chodzicie, tak? Więc może by tak dzisiaj gdzieś poszlibyśmy całą paczką? Ale nie na demony i tego typu rzeczy. Chodzi mi na miasto, później na imprezę? Co wy na to? - wszyscy spojrzeli na mnie niepewnie. - No weźcie no!
- Nie mam nic przeciwko - powiedział Jason
- Dla mnie spoko - odezwał się Claus
- Nie ma problemu - rzekła z uśmiechem Nawia. Świetnie, teraz tylko Zak. Wszyscy w oczekiwaniu na niego spojrzeliśmy.
- No nie wiem...- powiedział.
- Stary, no weź! - krzyknął Jason.
- No.... dobra, niech będzie. - uśmiechnęłam się triumfująco.
- Świetnie, to kiedy wychodzimy? - spytałam
- Za godzinkę? - podsunęła Nawia.
- Okay, mi pasuje. Wszyscy są za? - zapytałam. Przytaknęli, więc poszłam na górę się szykować.
**********
Po godzinie wszyscy zebraliśmy się już przed Instytutem, gotowi na wypad. Znowu odszukałam wzrokiem Zaka. Stał oparty o pień drzewa w tych samych czarnych spodniach co był w środku, w tej samej bluzce w której był w środku, jedynie zarzucił skórzaną kurtkę. Włosy miał nastroszone no i te jego oczy.... Musiałam wziąść się w garść. Nie po to wyciągnęłam ich wszystkich, żeby teraz bez przerwy myśleć o Zaku. W powolnym tempie ruszyliśmy na miasto. Chłopacy szli cała paczką za mną i Nawią.
- Hej, Nawia... - zaczęłam
- Hm?
- Czy ty i Jason....
- Co? - zarumieniła się. - Nie. Nie wiem. Może. A czemu?
- Nie nic. Tak pytam.
To było bardzo ciekawe, że Jason zainteresował się akurat nią. Oczywiście nie mam nic przeciwko, po prostu się jeszcze nie przyzwyczaiłam. Doszłam do wniosku, że nie możemy cały czas chodzić.
- Ej ludzie! - zawołałam - Na lody?
- Taa.
- Spoko.
- Okay.
- Yhy.
Chyba pierwszy raz byli tak ze sobą zgodni. Zaprowadziłam ich więc do najlepszej lodziarni w mieście. Każdy zamówił sobie po dwie gałki. Jedliśmy je w milczeniu, co niemal doprowadzało mnie do szału.
- Czy wy możecie cokolwiek mówic? Czy do końca wypadu będzie grobowa cisza? - spytałam wreszcie. Spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Dobra - powiedział Jase - Mowiłaś coś jeszcze o jakieś imprezie. Gdzie pójdziemy?
- Wiesz przecież, żę ja znam malo klubów. - powiedziałam z zawstydzeniem.
- Spoko, ja znam - po raz pierwszy wtrącił się Zak. - A jeden jest naprawdę bombowy. Wchodzicie w to?
Wszyscy przytaknęliśmy.
Od tej pory to paczka chłopaków szła z przodu, a ja z Nawią wlokłyśmy się z tyłu, co chwilę sie zatrzymując przy sklepach z ciuchami. Gdy chłopcy mieli już nas dojść odezwał sie Jason.
- Dziewczyny kochane. Naprawdę was lubimy, ale jak będziecie sie tak wlec to na tą imprezę nie dotrzemy nawet w środku nocy, więc z łaski swojej ruszcie te tyłeczki. - spojrzałyśmy na niego rozbawione i kiwnęłyśmy glowami, na znak, że rozumiemy. Po zaledwie trzydziestu pięciu minutach doszliśmy do klubu. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Wiedziałam, że nie jestem przyziemną, ale ten budynek przyprawiał mnie o dreszcze. Zawahałam się czy tam wejść ze względu na cały koszmarny stan budynku. Myślałam, że jak tylko tam wejdziemy zawali się nam na glowy. Wszyscy weszli. Zostałam ja i Zak. Widocznie czekał aż wejdę.
- Nie idziesz? Boisz sie? - zapytał z sarkazmem. Nie odpowiedziałam tylko bez slowa weszłam za resztą do środka.
Okazalo się, że w środku rownież jest strasznie, ale nie wyglądało żeby miało sie zaraz zawalić. Środek był zadbany. Ściany były koloru ciemno niebieskiego z rozmaitymi plakatami. Z pewnością to nie jest zwykły klub dla normalnych ludzi, pomyślałam. Mam nadzieję, że nie bylo w nim żadnych wampirów, które tylko czyhają żebym przeszła na ich stronę. Choć w to wątpiłam. Ja przecież byłam wampirem, a weszłam tu bez trudu. Zaczęłam się bać. Chyba zauważył to Jason, bo do mnie podszedł.
- Jesteś blada jak prześcieradło. - zaśmiał się - Zabawne, w sumie powinnaś być blada a nie jesteś, ale... dobra co się stało? - spojrzałam na niego urażona.
- Nie ma tu... znaczy jesteśmy tu bezpieczni?
- Ah o to chodzi. Tak. To sprawdzony klub. Wchodzą tu tylko ci których ochrona poznaje. Więc są tu też wampiry i wilkołaki i inne nadprzyrodzone stworzenia, ale tylko zaufane? Rozumiesz?
- Chyba tak - jęknęłam.
- Dziewczyno nie wymiękaj. Ty wpadłaś na pomysł z imprezą, więc teraz się baw!
Po tych słowach odszedł, a ja nadal stałam w bezruchu w miejscu. Może miał rację. Może niepotrzebnie panikowałam, ale mimo to czułam strach. Widziałam jak wszyscy inni już sie bawią, tańczą. Zak, Claus, Nawia i już nawet Jason. A ja nadal stałam jak kołek w jednym miejscu i to jeszcze pośrodku parkietu. Chwiejnym krokiem podeszłam do barmana. Chciałam po prostu usiąść. Nie miałam już ochoty na zabawę. Chciałam tylko jak najszybciej stąd wyjść. A zważając na to, że moi przyjaciele świetnie się bawili, nie wyjdziemy z tąd szybko, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło. Nie mogę tu dłużej zostać bo oszaleję, powiedziałam do siebie. Podeszłam do Jasona, po drodze mijając zakochane tańczące pary.
- Jason ja idę do Instytutu. - spojrzał na mnie zmartwiony.
- Nie trafisz sama, pójdę z tobą. - zaoferował
- Nie, no przestań. Trafię. Po prostu przyszłam ci powiedzieć, żebyście potem nie wpadli w furie i nie zaczęli mnie szukać. - uśmiechnęłam się do niego.
- Sophia... to nie jest zabawne, Pojdę z tobą.
- Jason.....
- To chociaż odprowadzę cię do drzwi!
- Jasonie. - powiedziałam poważnie. - Idź do Nawii i do jasnej cholery poproś ją wreszcie do tańca, a ja ide, beay.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w strone wyjścia, gdy wpadłam na jakiegoś nieznajomego. Spojrzałam na niego i spostrzegłam, że on również na mnie patrzy. Powinnam odwrócić wzrok, ale nie mogę. Mimo, że w pomieszczeniu było ciemno, to widziałam jak jasną miał skórę, i rzucające się przez to czarne oczy i włosy. Był inny. Interesujący. Na dodatek miał świetne kości policzkowe. W końcu nie patrzył na mnie jak na bandytę, tylko lekko się uśmiechnął.
- Nowa? - spytał nie czekając na odpowiedź. - To coś ci wyjaśnie. - chwycił mnie za łokieć i pociągnął w stronę wyjścia. Świetnie, skarciłam się w duchu, padało! Ledwo wyszliśmy a ja juz byłam cała mokra. On z resztą też - Po pierwsze: Nie chodzi sie po parkiecie, tylko sie tańczy. Po drugie: Jak sie na kogoś wpadnie to się na niego nie gapi jak na jakiegoś psychopatę, a po trzecie: Jak jesteś nowa trzymaj blisko, kogos zaufanego, dziewczyneczko. - uśmiechnął sie ironicznie. A ja szybko zdałam sobie sprawę, że jednak sama nie trafię do Instytutu. Szczególnie kiedy padało. a ściśle rzecz biorąc, lało jak z cebra. Nieznajomy patrzył na mnie zdumiony. - No co tu jeszcze robisz?
- Stoję sobie, a co nie można? - prychnęłam.
- Psujesz wszystkim zabawę, a ogółem mówiąc, psujesz MI zabawę, więc łaskawie się wynoś.
- Bo co?
- Bo - złapał mnie za ręke i gwałtownie mną szarpnął, tak, że znalazłam sie blisko niego. Za blisko. - Bo nie skończy się to dla ciebie dobrze, panienko.
- Groźba? - zadrwiłam - No dalej, co mi zrobisz? No śmiało. Nie krępuj się.
- Wampirzyca.. - zaśmiał się - No nie wierze. I tak....czekaj z kim przyszłaś?
- Nie twój interes.
- Słuchaj no nie wiesz z kim masz...
- Sophie! - znikąd nadbiegł Zak. Tylko jego tu brakowało, pomyślałam. - W czymś panu pomóc? - zwrócił się do nieznajomego. I na dodatek coś mi mowiło, że on doskonale wiedział kim on jest. - Wynoś się - powiedział Zak
- Nie no! Wampirzyca przyszła z Nocnymi Łowcami! Oj i to z Herondale'm. Kolejna panna będzie miała złamane serce? Aaaa i Zakusiu twoja rudowłosa odchodzi. - zaśmiał się.
Zak odepchnął nieznajomego i szybko do mnie podbiegł.
- On coś ci zrobił?
- Nie - odpowiedziałam oschle
- Sophie....
- Daj mi spokój Zakusiu.
- Sophie, do cholery!
- Co?! Czego chcesz?! - krzyknęłam niemal z płaczem
- Nie możesz mnie tak traktować - powiedział spokojnym głosem.
- A ty możesz, tak?! - wybuchnęłam - Mówisz mi, że mam o tobie zapomnieć, a potem co?! Podchodzisz, bierzesz mnie za ręce,a ja cie cholera pocałowałam! A wiesz co jest najgorsze? - spytałam - Że w ogóle tego nie żałuje! Nie żałuje, a ty i tak traktujesz mnie jakbyś mnie nie znał! Więc z łaski swojej odejdź i zostaw mnie w spokoju. - poczułam, jak łza spływa po moim policzku i dopiero teraz zauważyłam, że deszcz przestał padać.
- Sophie... nie trafisz sama do Instytutu. - miał racje. Nie trafię.
- To...zawołaj Jasona.
- Ja z tobą pójdę.
- Zak.....
- Nię będe się odzywał. Obiecuję.
- Dobrze. Prowadź - powiedziałam zrezygnowanym głosem.
**********
Gdy dotarliśmy poszłam do kuchni po sok. Gdy wróciłam do salonu wszyscy pozostali już wrócili i patrzyli na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Podeszła do mnie Nawia.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Nie. Nic nie jest w porządku.
- Rozmawiałaś z obcym?
- Tak. No i?
- Wiesz, że mógł być niebezpieczny....
- A kto taki klub wybrał?! Kto wybrał klub gdzie mogły być wampiry, wilkołaki i nie wiadomo co jeszcze?! No?! Kto?! - krzyczałam specjalnie tak głośno, aby Zak mnie usłyszał i doszłam do wniosku, że wiem czemu wybrał akurat ten klub. Specjalnie. - I wiesz co, Zak?! Jeżeli wybrałeś, ten klub, aby sie mnie pozbyć, abym wreszcie miała cię gdzieś, to ci sie udało! Gratuluje! - z płaczem pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam sie na łóżko, nikogo już nie wpuszczając.
**********
Rankiem gdy zeszła na dól minęłam po drodze Zaka, który mnie zaczepił.
- Możemy...
- Pogadać? Niestety. Za późno.
Wyrwałam mu się i poszłam w stronę kuchni. Wszyscy siedzieli i pili kawę.
- Nie ma bułek? - spytałam
Pokręcili przecząco głowami.
- Ale już ide. - powiedział Jason.
- Ty chory jesteś, czy jak? Mowiłam, że od teraz tylko ja będe wychodzić, a wy macie tu siedzieć. - po tych słowach ruszyłam w stronę sklepu po bułki.
Na szczęście było cieplo i słonecznie, więc nie spieszyłam sie zbytnio z powrotem. Kupiłam 12 bułek, dla każdego po dwie. Gdy szłam z powrotem, zadzwonił mi telefon i nie patrzyłam przed siebie, więc w kogoś rąbnęłam, a wszystkie bulki były na ziemi wraz z moim telefonem. Kucnęłam, aby go podnieś i powiedziałam, nie patrząc na tego kogoś.
- Przeprasza...
- Albo z ciebie taka ciamajda, albo już nie wiem - zaśmial się i automatycznie spojrzałam na ,,tego kogoś,, Był to chłopak z klubu.
- Śledzisz mnie czy jak? - zapytałam zrezygnowana. Wczoraj miałam już dosyć wrażeń, i nie chciałam ich powtarzać.
- W zasadzie ide po bułki, ale jeżeli chcesz wierzyć, że taki przystojniak cię śledzić to dobre i to - znowu się uśmiechnął. Czemu do cholery tak bardzo podobał mi się jego uśmiech?
- Świetnie, że idziesz po bułki. Kupisz mi nowe. Dwanaście sztuk poprosze. - uśmiechnęłam się, chyba pierwszy raz od wczorajszego incydentu własnie z nim.
- Tak.. czekaj tu. - ze śmiechem pobiegł do sklepu. Gdy wrócił od razu zajrzałam do reklamówki. Było tylko 12, co znaczy, że wcale nie szedł po bułki.
- Kłamca. Nie miałeś zamiaru iść w ogóle po bułki!
- Szczegoł - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jak masz na imię?
- Wczoraj na mnie wrzeszczałeś, a dzisiaj pytasz się mnie jak mam na imię? - zapytałam z niedowierzaniem
- No znasz swoje imię, prawda?
- Jasne, że znam. Sophie. - nie wiem, czemu mu je powiedziałam. Wydawał się być inny niż wczoraj. Jakby przede mną stała całkiem inna osoba. - A ty?
- Co ja?
- Jak masz na imię?
- John. I z chęcią odprowadze cię do Instytutu.
- A ja z chęcią się nie zgodze. Nie ufam takim typkom jak ty.
- Chciałaś powiedzieć, takim ładnym typkom jak ja? - parsknełam śmiechem i podał mi ramię
- Służę ramieniem - uśmiechnął się, a ja mimo moich wszelkich głosów w głowie mówiących NIE, NIE, NIE, ujęłam go i razem poszliśmy do Instytutu.
**********
- Może się jeszcze spotkamy? - spytał John i spojrzał mi prosto w oczy, przez co czułam, że zaraz zemdleje.
- Może nie - uśmiechnęłam się. Jak mogłam mu ufać?! W jednych momentach czarujący, w innych oschły.......
- A ja myślę, że tak.
- Tak? - zaśmiałam się - Z czego tak wnioskujesz?
- Z tego - bardziej się do mnie przybliżył wciąż patrząc mi w oczy - Że mnie lubisz. I pomimo, że twoje usta mówią NIE, to twoje serce mówi coś innego Sophie. Do zobaczenia. - delikatnie przesunął ręką po moich włosach, po czym odszedł, a ja myślałam, że moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa.
Weszłam do środka, jak gdyby nigdy nic i dałam reklamówkę z bułkami na stół. Siedzieli już przy nim wszyscy, nawet Zak.
- Co tak długo? - spytała Nawia
- A tak, jakoś...- starałam się ukryć podekscytowanie, ale chyba nie bardzo mi to wychodziło bo wszyscy spojrzeli na mnie podejrzanym wzrokiem.
- Była z Johnem - powiedział poważnie i stanowczo Zak. Skąd on wiedzial?! Skąd on go znał?
- Z Johnem?! - przestraszyła się Nawia - Sophie, każdy, ale nie John.
- CZEMU? - spytałam wkurzona.
- Nie wiesz kim on jest. - powiedziała Nawia.
- To mi powiedz.
- Nie. Im mniej o nim wiesz tym lepiej. Zaufaj nam...
- Zabawne - powiedziałam - Jak mam wam ufać? Weźmy Zaka. Raz miły, a raz potwór wcielony. I ja mam wam ufać?
- Sophie, naprawdę możesz nam ufać.
- Powoli zastanawiam się czemu nie wyłączyłam człowieczeństwa, ale wciąż moge to zrobić i to mnie trochę podnosi na duchu. - uśmiechnęłam sie, a wszyscy poważnie na mnie spojrzeli.
- Ale tego nie wyłączysz? - spytał Jason
- Nie. Nie wyłącze.
Po tych słowach poszłam w kierunku swojego pokoju. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Z nikim oprócz Johna.
**********
John powoli zaczął się zastanawiać czemu Sophie jako wampir jest tak bardzo wyjątkowa, że każdy klan podziemnych chce ją po swojej stronie. Widział ją już dwa razy i nie zauważył w niej nic nadzwyczajnego. Miał zamiar zapytać o to swojego szefa. Gdy dotarł na umówione miejsce do budynku, po plecach przeszły mu ciarki. Był tu już tak dużo razy, a za każdym razem ta sama reakcja. Ostrożnie wszedł do środka. Wiedział, że sam był groźny, ale jego ,,szef,, był osobą, której John jako jedynej się bał.
- Witaj Johnie. Co tak długo? - spytał zniecierpliwiony szef.
- To wszystko plan, szefie. Plan.
- Miejmy taką nadzieję. Powiesz mi czego sie dowiedziałeś?
- Właśnie niczego....
- Niczego?!! Ty...
Nagle John poczuł okropne uklucie w swojej głowie. Z krzykiem opadł na ziemię. Nie wiedział co jego szef mu robi, ale bolało jak cholera.
- Dobrze! Wiem.....że......jest.....zakochana......w.......Herondale'u. - ból ustąpił
- Nie można bylo tak od razu? Wiesz jaka to cenna informacja? Bardzo cenna. W Herondale'u. W Zaku Herondale'u?
- Tak - wykrztusił
- W Nocnym, który był kontrolowany przez demona. Niesamowite.
- Nie rozumiem czemu skupiamy się tak na nim, zamiast na Sophie, szefie.
- Wkrótce się dowiesz.
*******************************************
Niby normalny, spokojny rozdział, a jaki długi ;P I tajemniczy... ;D Jak się podobało? Jak ,,nowa,, postać? ;P
Zuza ;3
środa, 27 maja 2015
Rozdział 5
Nadal nie do końca rozumiałam co właściwie się stało. W jednym momencie tańczyłam z Zakiem, a zaraz potem zostałam porwana, a jeszcze później mnie uratowali i to nie kto inny, tylko oczywiście Zak z czarownikiem. A potem stało się coś bardziej dziwnego. Zobaczyłam ,,dawnego,, Zaka jak zabijał Nocnych Łowców. A mało tego, wiedziałam, że on mi nic więcej nie powie. Tylko kto to zrobi? Z setkami pytań, kłębiących się w mojej głowie zeszłam na dół, mijając po drodze Zaka.
-Możemy pogadać? - zatrzymałam go
-Taaa, kiedy indziej Sophie - nie mogłam uwierzyć, że po prostu mnie zlekceważył i poszedł.
W zepsutym od razu humorze, dosiadłam się do Jasona i Clausa. Oboje spojrzeli na mnie niepewnie, przez co miałam ochote na nich nawrzeszczeć. Mimo to, nie odezwałam się ani słowem, natomiast moją uwagę przyciągnął dość rzucający się w oczy obraz wiszący na ścianie. Zdumiona wstałam i poszłam w jego kierunku, zdumiona, że dopiero teraz go zauważyłam. Obraz przedstawiał anioła i człowieka. Srebrna postać (anioł) trzymał trzy rzeczy, ale tylko jedna szczególnie mnie zainteresowała. Kielich. Był złoty. Obraz nie wydawał się być jakimś nadzwyczajnym, ale mimo wszystko przyciągał uwagę. Zorientowałam się, że obok wisi kolejny obraz, niby na pierwszy rzut oka taki sami, ale różni je jeden szczegół. W tamtym obrazie anioł jedynie trzymał kielich, a człowiek przed nim klękał, ale teraz podawał ten kielich człowiekowi. Później był kolejny obraz. Tam już zamiast człowieka była postać ubrana na czarno z mnóstwem broni, a anioł nie był już prawdziwym aniołem tylko posągiem. Domyśliłam się, że ten ubrany na czarno to Nocny Łowca, natomiast o co chodziło z tym aniołem? Nie miałam pojęcia. Podskoczyłam lekko, kiedy poczułam czyjąś rękę na swoich plecach. Gwałtownie się odwróciłam.
-Od kiedy ty taka strachliwa? - zakpił Jason. Mimo, że prawie cały czas mnie denerwował, cieszyłam się, że jest ze mną.
-Nie jestem strachliwa. - odparłam
-Owszem, jesteś. - zaśmiał się - Na co tak patrzysz? - nie czekając na moją odpowiedź, sam sobie odpowiedział - Ahh. Historia Nocnych Łowców.
-Mógłbyś mi wytłumaczyć o co z tym chodzi?
-Ciesze się, że spytałaś. A więc - zaczął - Chodzi o to, że na początku był anioł....-spojrzałam na niego zażenowana - Daj dokończyć! I bronił on ludzkości przed wampirami, demonami, ale nie mógł wieki tu siedzieć i nas niańczyć, więc do złotego kielicha wlał troche swojej krwi i dał ją do wypicia pierwszemu Nocnemu Łowcy, Jonathanowi. Podarował również ludzkości trzy dary. Miecz, Kielich i lustro. Nie bede ci wszystkiego tłumaczył, bo nie musisz zaprzątać sobie tym glowy. Przechodząc do sedna, Anioł Razjel stworzył Nocnych Łowców.
-Aha. - odparłam
-Ty sie z Zakiem pokłóciłaś?
-Co wiesz o Zaku? - spytałam
-Mianowicie wiem o nim wszystko. Zak mówił mi co widziałaś.... i nie licz, że udziele ci odpowiedzi. Zapytaj Zaka. - powiedział już się oddalając.
-Ale on mnie......
-Sophie! - krzyknął - Pogadaj z Zakiem nie ze mną.
-Nie słucha. - dokończyłam.
**********
Jak ja nienawidziłam kiedy wszyscy gdzieś się wybierali, oprócz Zaka. Nie chciałam z nim teraz sama zostawać. Nie byłam pewna czy był na mnie zły czy nie... Po nim trudno jest coś wywnioskować. Raz taki, raz calkiem inny. Nie nadążam. Praktycznie pół dnia siedziałam w kuchni i gdy wreszcie chciałam iść do swojego pokoju, ktoś zapukal do drzwi. Nienawidziłam tego dźwięku w moim rodzinnym domu, więc teraz nadal go nienawidze. Mimo to podeszłam do tych cholernych drzwi. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał sie Max. Od razu chciałam zatrzasnąć mu drzwi sprzed nosa.
-Od dzisiaj tak sie wita gości? - zaśmiał się
-Takich jak ty? - spytałam z sarkazmem - Owszem.
-Może zapomniałaś, ale obiecałem, że będe cie szkolił w związku z twoimi mocami....
-Chrzań sie. Nie mam żadnych mocy....
-Masz. - znikąd pojawił sie Zak. - I będziesz je trenować.
-Nie masz prawa mi rozkazywać! - wybuchnęłam
-Ah tak? - spytal - To wynoś się stąd. Proszę bardzo! Droga wolna! Przyślij mi pocztówkę z grobu! Wiesz, ile wampirów, czy innych nadprzyrodzonych, tylko czeka na okazje, żeby znowu cię schwytać?!
-Czemu się tak o mnie martwisz?! Poradze sobie!
-Em gołąbeczki??
-Czego!? - krzyknęliśmy jednocześnie.
-Muszę ją szkolić.....
-Świetnie - powiedział Zak. - W takim razie rób to co potrafisz - po tych słowach wyszedł z Instytutu.
-Ćwiczymy?
-Nie! - krzyknęłam i pobiegłam za Zakiem.
**********
Gdy tylko wybiegłam na zewnątrz byłam przemoczona do suchej nitki, ale też od razu dostrzegłam postać Zaka i z przerażeniem stwierdziłam, że on w każdej sytuacji ma ten wdzięk. Nawet jak był cały mokry od deszczu, był niewyobrażalnie przystojny. Podbiegłam do niego.
-Czy my nie możemy porozmawiać jak cywilizowani ludzie?! - krzyknęłam
-Nie! Nie możemy!
-Czemu?!
-To jest zbyt trudne Soph. Wracaj do środka.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim? - westchnął
-Ty pójdziesz ze mną.
-Oh Sophie.....
-Zak, prosze, chodż ze mną.
-Ja nie.... - w tym samym czasie w brzuchu Zaka tkwił miecz. Oszołomiony upadł na ziemię. Natychmiastowo przy nim kucnęłam.
-O boże.... o boże.... o boże....
Nie umiałam rysować Iratze, coś mi podpowiadało, że mam spróbować inaczej on zginie, ale moja mądrzejsza połowka, doradziła mi, że mam go jak najszybciej zabrać do Instytutu. Że nie było daleko posłuchałam mojego mądrego sumienia.
**********
Do Instytutu dotarliśmy w zaledwie 10 minut, ale dla mnie była to cała wieczność. Zak był dosyć ciężki, ale byłam pewna, że to same jego mięśnie. Gdy zauważył nas Max, chciał się ulotnić. Widziałam to.
-O nie- zagroziłam - Obiecałeś, że będziesz nam pomagał, a ta sprawa - zerknęłam na Zaka - Wymaga twojej pomocy - dokończyłam.
-A jak sie nie zgodze?
-To już nigdy nie zobaczysz światła dziennego. Będę się tobą pożywiała każdego dnia po trochu aż w końcu zdechniesz....
-Dobra, dobra! Wyluzuj! Czaje! Pomoge mu, pani zakochana na zabój.
-Zakochana? - powtórzyłam
-Tak. Wiem, że sie nie znacie długo, ale ty już za nim szalejesz. A właśnie, nie powinni już wrócić twoi znajomi?
Miał racje powinni już wrócić. Błyskawicznie wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer od Jasona. Nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. Jeszcze raz i znowu to samo. Nic. Nie wiedziałam co się stało, jednak po chwili ktoś zostawił wiadomość głosową na moim telefonie.
Zapewne Sophie. Świetnie. Teraz pewnie ślęczysz przy rannym Herondale'u. Ale to chyba nie jest twój największ problem, zwłaszcza, że czarownik się nim opkiekuje. Ale ja mam reszte twoich przyjaciół. Możesz ich uratować. Ah i nie chce twoich poświęceń typu wyłączania człowieczeństwa. Bo my to nie wampiry, tylko wilkołaki. Od lat walczymy ze sobą. Wampiry i Wilkołaki, a Nocni Łowcy tylko sie wtrącają. Chce, abyś się do nas przyłączyła, jako że jesteś inna, wyjątkowa. A na dodatek z mocą, możesz być nam potrzebna. Wampiry mogą się ciebie bać. I jeżeli tego nie zrobisz zabije i to nie tych co tu trzymam, ale tego na ktorym ci najbardziej zależy choć tego nie okazujesz. Jeżeli zgadzasz się na mą propozycje i chcesz uratować znajomych przyjdź pod twoją ulubioną kawiarnię.
Przywódca.
Gdy odsłuchałam wiadomość, zorientowałam się, że razem ze mną słuchali jej i Mac i Zak. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu i zauważyłam, że Zak jest już jak nowo narodzony.
-Co mam zrobić? -skierowałam te pytanie głownie do Zaka.
-Pójde tam z tobą - oświadczył
-Nie bądź durny, to właśnie oni cie zranili...
-A ty nie bądź śmieszna.
-Oboje nie bądźcie śmieszni, nikt nigdzie nie pojdzie, dajcie mi chwilę i łaskawie nie gadajcie.
Spelniliśmy jego prośbe, i nim zdążyliśmy zareagować w tym pokoju, gdzie przed chwilą byliśmy we trojkę, teraz była cała szóstka. Wyglądało więc na to, że Max sprowadził ich za pomocą czarów, przez co byłam mu ogromnie wdzięczna.
-Proszę bardzo. - powiedział ze śmiechem.
-Nie rozumiem - odezwał sie Claus.
-Nie musisz - powiedziałam, rownież śmiejąc się
-To kto idzie na kawe? - zaśmiał się Zak.
-Nie możemy nigdzie wychodzić. Przeze mnie jesteście narażeni na poważne niebezpieczeństwo. Od teraz wszędzie wychodzę tylko ja, zrozumiano? - powiedziałam tak poważnym tonem, że wszyscy spojrzeli na mnie zdumieni.
-Sophie, teraz możemy pogadać. - powiedział Zak, idąc na góre. Ruszyłam za nim.
**********
Czułam się trochę niezręcznie, ponieważ znajdowaliśmy sie u Zaka w pokoju.
-Na początek chciałbym cię przeprosić....
-Dobra, ale chce znać prawdę, Zak. Mi możesz zaufać.
-Co? Nie. Nie. - spojrzałam na niego w osłupieniu. - Nie o tym chciałem porozmawiać, tylko ponownie powiedzieć ci, żebyś dała sobie ze mną spokój.
-Zak, nie dam sobie z tobą spokoju. Ja cię....
-Nie mów tego, bo będziesz żałować.
-Ale..
-Sophie. - kompletnie go nie rozumiałam. Tu mówi mi, że mam dać sobie z nim spokoj, a teraz do mnie podchodzi i bierze mnie za ręcę. - Musisz naprawdę o mnie zapomnieć, wiem, że nie będzie to łatwe, bo jestem cholernie przystojny...
-Cicho siedź - poczułam, że wreszcie wróciłam do dawnej ja. Przyciągnęłam go do siebie. Nasze usta sie spotkały. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałam go już pocalować od dłuższego czasu, a teraz gdy wreszcie się na to zdobyłam byłam taka szczęśliwa, że nie da się tego opisać. Było wspaniale, dopóki Zak mnie nie odepchnął. Oboje gwałtownie zaczerpnęliśmy powietrza. Bez słowa wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Teraz, pomyślałam, nie dam mu już spokoju.
**********************************
Ale romantyzm... ;D Za niedlugo dodam kolejny ;D
Zuza ;3
sobota, 23 maja 2015
Rozdział 4
Na podłodze leżały ciała. Jedne zakrwawione, inne poszarpane, ale większość jeszcze żyła. Okazało się, że na bal ,,wpadły,, wampiry po Sophie. Nie wiadomo było do końca czemu. Pewnie dlatego, że jest inna, wyjątkowa. Zak, Jason, Nawia i Claus przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Później głos zabrał Zak, a jako, że pare razy uratował towarzyszom życie, nie mieli nic przeciwko.
-Mamy mały problem - zaczął - Porwali Sophie, ale to akurat jak narazie najmniejszy problem. Mamy tu rannych ludzi, a niektórzy być morze są martwi.
-Nic nowego nam nie powiedziałeś - zaczął Claus
-Daj dokończyć. A więc, wiem, że sami ich nie uzdrowimy -spojrzał na leżących na ziemi ludzi. - W sumie myślę, że w ogóle nie potrafimy ich wyleczyć. Jeśli narysujemy Iratze...to każdy wie, że skończy się to śmiercią. Potrzebujemy czarownika. I to nie byle jakiego. Potrzebujemy Maxa Blacka, najpotężniejszego czarownika.
-Zak...-zaczęła Nawia - Czarownicy nie robią nic bezinteresownie...
-No to zmusimy go. - uśmiechnął się mrocznie.- Do roboty. Wy czuwajcie przy nich, a ja pójdę go poszukać, i wróce jak najszybciej bedzie to możliwe.
**********
Obudziłam się z bolącą głową i w obcym mi pomieszczeniu. Delikatnie sie rozejrzałam. Było bardzo ciemno, a na dodatek wilgotno. Mimo mojego wampirzego wzroku nic nie byłam w stanie zobaczyć. Gwałtownie próbowałam wstać, przez co gwałtownie zakręciło mi się w głowie i z powrotem znalazłam sie na ziemi. Mimo bólu głowy, poczułam jeszcze bolesne pieczenie na moich rękach. Delikatnie nimi poruszyłam i dopiero teraz zorientowałam się, że jestem związana. W ciemności usłyszałam czyjeś kroki. Lekko sie przestraszyłam.
-Kto tam jest? - zawołałam. Nic. Zero odpowiedzi. - Kto tam jest? - spróbowałam ponownie.
-Witaj Sophie. Możesz być troszke roztrzęsiona, choć nie powinnaś. Widzisz, tak jakby jesteśmy z tej samej krwi. Wszyscy tu..
-Jacy wszyscy?
-Oh nie widzisz nas wszystkich, ale jest nas tysiące.
-Nas?
-Wampirów. -odpowiedział - Jakimś sposobem dowiedzieliśmy się o waszym planie, dotyczącym rozejmu. My nie chcemy rozejmu. Chcemy walczyć. Chcemy zwyciężać. I musimy mieć pewność, że im nie pomożesz. Mamy proste dwa warunki. Na początek musisz dołączyć do naszego klanu. Drugi warunek to musisz wyłączyć człowieczeństwo.
-Co wyłączyć? - zapytałam zmieszana
-Człowieczeństwo. Uczucia. Będziesz po prostu bezduszna i tyle.
-Nigdy - warknęłam
-Ale skąd od razu taka reakcja? Mamy tu kogoś na kim ci zależy. Jeśli nie zrobisz tego o co prosimy zabijemy go.
Nagle jakieś dwie białe postacie, zapewne wampiry, przyprowadzili mojego małego brata. Chciałam do niego podbiec, ale byłam związana. Czułam, że po policzku spływa mi łza.
-Widzisz? - zakpił - Gdy wyłączysz uczucia nie będziesz płakać. To jak? Masz 10 sekund na udzielenie mi odpowiedzi.
Zaczęłam gorączkowo myśleć. Co jak je wyłącze? Idzie je potem jakoś odzyskać?
,,5,,
Mam nadzieje, że tak, bo jęsli nie....
,,9,,
-Dobrze! Dobrze! Zgoda! Nie róbcie mu krzywdy! - krzyknęłam zrozpaczona. -Dajcie mi sie chociaż pożegnać!
-Masz 5 sekund.
Szybko do niego podbiegłam i do ręki dałam mu liścik. Pisałam go z związanymi rękoma, ale powinno być choć troche czytelne. Szepnęłam mu do ucha, aby znalazł Jasona. Znał go, więc sobie poradzi...
-5. Czas minął. Chodź za mną - mimo bólu, posłusznie ruszyłam za nim.
**********
Zak był bardzo zaniepokojony o Sophie. Wiedział, że był do niej trochę oschły, ale to dlatego, bo nie chciał aby dowiedziała się o jego mrocznym sekrecie. Gdy znazlazł wreszcie kryjówkę czarownika, aż odetchnął z ulgą. Zapukał do drzwi i jak to bywa w magicznym miejscu, same się otworzyły. Ostrożnie wszedł do środka.
-Zak Herondale. Słyszałem o Herondalach. Nie wydawali mi sie mili z opowieści.... Czego tu szukasz? - usłyszał głos Maxa Blacka.
-Black. Max Black. Najpotężniejszy czarownik Londynu. Potrzebuje twojej pomocy - powiedział Zak.
-A z jakiej okazji miałbym ci pomóc?
-A jakbym ci powiedział, że znam wampira.....
-Nie interesują mnie ani wilkołaki ani wampiry....-zwrócił się w kierunku schodów.
-Ależ Maxie, nie dałeś mi dokończyć... A więc jakbym powiedział, że znam wampira, który być może ma czarodziejskie moce i zaginął? Byłbyś zainteresowany pomocą? - Zak jeszcze nikomu nie mówił o swoich podejrzeniach dotyczących Sophie. Nie zgadzało mu się to, że wampiry chciały ją w swoim klanie tylko ze względu na to, że może chodzić w blasku słońca. Musiało być coś jeszcze. Poczuł coś w trakcie tańca, jakby przeszedł go prąd, ale nie przypadkiem, jakby ten prąd wyrażał emocje Sophie .
-Być może?
-Nie mam całkowitej pewności, ale zdaje mi się, że tak.
-Wydajesz sie być sympatyczny, ale nie pomoge ci....
-Zawrzyjmy umowę - zaczął Zak.- Jeśli okaże się, że Sophie jednak nie ma czarodziejskich mocy, możesz pobrać jakąs opłate, a jeżeli bedzie odwrotnie, to mnie przeprosisz - uśmiechnął sie triumfująco - I będziesz nam pomagał bezinteresownie.
-Ciekawe.....- zamyślił się- Zgoda. To gdzie ta twoja panna?
-W piekle - zakpił.
**********
Byłam totalnie załamana. Nie chciałam wyłączać człowieczeństwa. Wiedziałam, że czułam coś do Zaka, chciałam być blisko niego, czułam się przy nim bezpiecznie.... Ktoś pchnął mnie w plecy.
-Rusz się. Zaraz ceremonia.
**********
Kinhar był bratem Sophie. Więc kiedy siostra dała mu poszkryfany list, pobiegł szukać Jasona lub kogoś z jej znajomych. Natknął się na jakiegoś chłopaka o ciemnych włosach i czarnych oczach jak węgiel. Nie kojarzył go. Szedł z nim jeszcze jeden mężczyzna. Był dziwny. Miał kocie oczy i był..dziwny. Mimo to, podbiegł do nich i bez wahania zapytal..
-Znacie Sophie?
-A ty kto?
-Jestem Kinhar, wszyscy mówią mi Ki. A ty kto?
- Ja jestem Zak, a to Max. I znamy Sophie, o co chodzi?
-Masz - chłopiec podał mu liścik.
HEJ. PORWALI MNIE. ZMUSZAJĄ DO WYŁĄCZENIA CZŁOWIECZEŃSTWA (UCZUĆ). PROSZĘ NIE POZWÓLCIE IM. TRZYMAJĄ MNIE W JAKIEŚ NORZE PRZY ULICY SHYILIRA. ZNAJDŹCIE MNIE I...URATUJCIE.... JEST ICH TYSIĄCE....
Sophie
Gdy Zak go przeczytał, szybko podał go swojemu towarzyszowi. Szybko pobiegli w tamtym kierunku na pomoc Sophie.
**********
-To nie jest trudne - zaczął - W głowie masz przelącznik, wcisnij go i po uczuciach.
Próbowałam się skupić, tak jak kazał, gdy usłyszałam znajomy dźwięk ostrza. Błyskawicznie otworzyłam oczy. Dostrzegłam Zaka, który władał sztyletem niczym bóg. Nie umiałam oderwać od niego wzroku. Nagle ktoś do mnie podszedł i zakrył mi ręką usta.
-Spokojnie. Jestem kolegą Zaka. Jestem Max. Ciii - coś mu nie ufam za bardzo. Widziałak jak Zak zabija tysiące wampirów i sie troche przeraziłam. Jedyne czego teraz pragnęłam, to znaleźć się w jego ramionach, a nie w czyiś obcyh ramionach. Ugryzłam Maxa w ręke i pobiegłam do Zaka. Rzuciłam mu się w ramiona. Odwzajemnił mój uścisk.
-Zabiorę cię stąd - szepnąl mi do ucha. - Wiesz...chciałem cię....
-Gołabeczki..- zaczął Max - Zaraz będzie tu więcej wampirów, złapcie się mnie za ręce.
Zak spełnił jego polecenie, więc poszłam w jego ślady i nim zdążyłam mrugnąć znalazłam się w Instytucie.
-Dobra, teraz pokazuj mi swoją moc - powiedział Max.
-Moc? - zapytałam. - Jaką moc?
-Wygląda na to, że mnie oszukałeś Zaku....nie fajnie... mówiłeś, że moge pobrać zapłate... To wezmę sobie ciebie. Jesteś dobrym wojownikiem, przydasz mi sie - uniósł ręce i Zak automatycznie znalazł sie przy ścianie, nie mogąc się poruszyć. Chciałam coś zrobić, tylko co ja mogę? W ogóle o jaką zapłatę chodziło? Jedynie co mogłam to złapać się za głowę i wyć... tak zrobiłam, byłam wściekła. Z krzykiem upadłam na podłoge, a zmoich rąk wystrzeliło jakieś światło. W tym momencie i Zak i Max na mnie spojrzeli, a ja nie wiedziałam czemu.
-O jednak ma moc - uśmiechnęli sie oboje, a Zak nie był już przygwożdżony do ściany. - Jednak, tak czy siak, należy mi sie zapłata. Myślisz, że ona wie o tobie wszytko? O dziewczynie imieniem Amanda? Wie, co się stało? Po twojej minie wnioskuje, że nie wie. Taka jaka była umowa pobieram zapłate za dzisiejszą pomoc, nie powiedziałeś, że nie mogę jej wziąśc. Potem dowiem sie dokładnie jaką ona ma moc i zaczne ją trenować.
-Nie możesz jej pokazać...
-Mogę. Ona coś do ciebie czuje, ma to wręcz wypisane na twarzy, a ja jej udowodnie, że nie warto jest cię lubić
-Nie masz prawa...- Zak rzucił się na Maxa. Przycisnał mu sztylet do gardła, który jakimś cudem naraz runął na ziemie, a razem z nim Zak.
Max do mnie podszedł i chwycił moją glowę. Lekko krzyknęłam i pojawiły się w moim umyśle jakieś obrazy...film. Rozpoznałam w nim Zaka, a obok niego była jakaś istota....demon...sama nie wiem. Zaraz podbiegła do nich dziewczyna, Zak ścisnął jej gardło....krzyczała...dusiła się....zabijał ją. Dostrzegłam znaki na jej ciele. Była Nocnym Łowcą, tak jak Zak. Wizja rozmyła mi sie przed oczyma, a zaraz pojawiła sie kolejna. Znowu był Zak z tym stworzeniem. Rozmawiali.
-Jeszcze pare Nocnych Łowców....- reszty nie usłyszałam. Zobaczyłam z bliska oczy Zaka. Nie były to jego oryginalne oczy.....były inne... Jakby ktoś nim rządził....jakby... Gwałtownie wizja zniknęła. Dyszałam ciężko. Zobaczyłam uradowanie na twarzy Maxa.
-No skończyłem. Wpadne jutro! Pa gołąbeczki!
Gdy wyszedł spojrzałam na Zaka. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem, ale zaraz go odwrócił. Powoli się do niego zbliżyłam. Spojrzałam mu w oczy i zauważyłam, że ma odpiętą koszulę. Pierwszy raz zobaczyłam jego umięśniony brzuch. Mimo woli, dotknęłam go i nie pożałowałam, ale jednoczesnie w mojej głowie widziałam przebłyski tych obrazów.
-Zabijałeś Nocnych Łowców? - spytałam, zabierając ręke z jego brzucha.
-Nie musisz wiedzieć wszytkiego.....- powiedział powoli dźwigając sie z ziemi. Chwyciłam go za ręke.
-Możesz mi zaufać....
-Nie mam pewności, Soph. To co robiłem było straszne, ale wiedz, że nie miałem na to wpływu..
-Ta dziewczyna...-powiedziałam, i w tym samym momencie zobaczyłam, chyba pierwszy raz, łzy w jego oczach.
-Nie musisz wiedzieć....-wyszarpnął swoją ręke z mojej. Zanim wyszedł, stanął jeszcze przez chwile przy drzwiach, nie patrząc na mnie powiedział. - Wiem jak na mnie patrzysz, wiem jak ja patrze na ciebie....ale znajdź sobie kogoś innego, ja sie nie nadaję, jestem niebezpieczny....- po tych słowach wyszedł, a ja nie wiedziałam co o tym myśleć. Byłam jednak pewna, że czyha na mnie niebezpieczeństwo, i było z pewnościa groźniejsze niż Zak. Potrzebuję go, czy on o tym wie czy nie. Mam zamiar mu to uświadomić i dowiedzieć sie całej historii. Na pewno tego tak nie zostawie.
*************************************************
Rozdział nie za długi, trochę pokręcony....ale mam nadzieję, że się podoba :) Narazie musze czekać na wene xd Ale dodam jak najszybciej się da ;)
Zuza ;3
wtorek, 19 maja 2015
Rozdział 3
W Instytucie, bo tak nazywała się siedziba Nocnych Łowców, byłam już 3 dni, co oznaczało, że za 2 dni odbędzie się bal. W tym czasie miałam przechodzić szkolenie, ale w końcu Jason obiecał mi, że zaczniemy dopiero po balu. W czasie tych trzech dni, dowiedziałam się sporo o Zaku. Mianowicie wczoraj przyprowadził do domu dziewczyne, poprowadził ją do sypialni, a zaraz potem wybiegła z płaczem. Czyli byl on bezdusznym łamaczem serc, a ja w dodatku cały czas nie miałam z kim iść na ten cholerny bal. Mimo, że byłam tu już trzy dni, nie poznałam przyjaciół Jasona, którzy również byli Nocnymi Łowcami, a najbardziej chciałam poznać Nawię, dziewczynę, z którą Jase chciał iść na impreze. Więc w dobrym humorze, zeszłam na dół do moich towarzyszy.
-O, Sophia, jesteś już. Zaraz poznasz Nawię i Clausa - uśmiechnął się Jason. Tylko on jeden mówił do mnie Sophia. Właśnie przez to zawszę i wszędzie bym go poznała. Odpowiedziałam mu uśmiechem, i zaraz po tym geście do kuchni weszły dwie osoby. Najpierw spojrzałam na chłopaka, który zapewne był Clausem. Moją uwagę najbardziej przykuły jego oczy. Były zabójczo zielone, a włosy po prostu ,,złote,,. Jednym słowem, był po prostu PRZYSTOJNY. Potem mój wzrok powędrował w kierunku Nawii. No zdziwiłam sie. Była praktycznie obładowana bronią, a szczególnie uwagę przyciągał bicz owinięty wokół jej pasa. Gdy uważnie przyjrzałam sie ubiorowi, spojrzałam na urodę. Oczy miała brązowe, co ładnie podkreślały kolor jej ciemnych włosów. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że Jason woli spokojne i grzeczne dziewczyny. Ale to było zanim dowiedziałam się, że jest Nocnym Łowcą.
-Wreszcie jakaś fajna laska! - zawołala Nawia. - Myślę, że sie polubimy zważając na to, że obie jesteśmy płci pięknej - przy tych słowach wszyscy chłopacy znajdujący się w pokoju, prychnęli. -Tak, bardzo zabawne - zwróciła się do nich - Ale nie zwracaj na nich uwagi, jeszcze nie wydorośleli. Ale faktycznie jesteś inna niż każdy wampir. Chłopcy ci pewnie nie mówili, ale potrzebujemy cię do naszej misji. Chcemy rozejmu z wilkołakami i choć to głupio zabrzmi z wampirami. Mieliśmy kiedyś nakaz zabijania ich, ale demony są dużo bardziej groźne, więc nie chcemy przejmować się też wampirami. Do tego potrzebujemy ciebie. Obecny przywódca wampirów, nie zgadza sie na rozejm. Mamy plan, żeby ,,przerobić,, cię na seksualną niebezpieczną, a wtedy wampiry przejdą na twoją stronę i zostaniesz nową przywódczynią i namówisz ich do rozejmu. Miałaś już dzisiaj przechodzić szkolenie, ale słyszałam, że szykuje się impra. - uśmiechnęła się - I słyszałam też, że nie masz jeszcze sukienki! Skandal! Zaraz idziemy na zakupy! - nie sprzeciwiałam się. Po prostu chciałam jakiś fajny strój, a Nawia wydawała się być fajną dziewczyną.
**********
W trakcie kiedy dziewczyny poszły na zakupy, Zak, Jason i Claus zostali sami w pomieszczeniu. Przez chwile rozmawiali o normalnych rzeczach, ale teraz ich temat zszedł na bal.
-A więc ty idziesz z moją siostrą? - zwrócił się Claus do Jasona - Dbaj o nią, to skarb. Po tym jak wy wszyscy mówicie o tym balu, to ja chyba też sie wybiore. Tylko mały szczegół, nie mam z kim. Wiecie może z kim idzie Sophie? - natychmiastowo oboje na niego spojrzeli.
-Narazie z nikim - powiedział Jason, czekając na reakcje Zaka, ale jego kolega nie wydawał się być tym zbytnio zainteresowany. - A co? Chcesz z nią isć? Przecież sie jeszcze nawet nie znacie.
-Oj tam....
-A! I jest to bal na którym się tańczy, a ty Claus, nie umisz tańczyć, zaproś...
-Stary..prosze cie...skoro ona nie ma z kim iść to się zgodzi...przecież bal już za 2 dni, niecałe 2 dni.
**********
Nigdy nie przepadałam za zakupami, ale z Nawią okazały się być dużo fajnejsze. Byłyśmy już w 5 sklepach, a ja nadal nie znalazłam wymarzonej sukienki, aż w końcu Nawia zadała mi jedno pytanie, które troche mnie zszokowało.
-Idziesz z Zakiem?
-Co?
-No... tak sie pytam...
-Czemu miałabym iść z Zakiem?
-Tylko nie myśl, że to co teraz powiem, to coś znaczy, Zak jest dla mnie jak brat...a więc, po pierwsze jest zabójczo przystojny, do drugie ma charakter o jakim każda dziewczyna marzy, a po trzecie jest zawodowym tancerzem!
-Ja nie wiem jeszcze z kim pójdę, a Zak mnie nie zaprosił, więc...
-Bo Zak....ooo patrz jaka cudna! - nasze oczy powędrowały do jednej sukienki. Była niebieska, powyżej kolan...idealna. Nawia od razu znalazła mój rozmiar i pobiegłyśmy do przymierzalni. To była ta! W niej chce iść na bal!- Wyglądasz świetnie! Kupujemy!- no i kupiłyśmy i ruszyłyśmy z powrotem do Instytutu. Nawia zaczęła znów ten sam temat.
-Zapytaj Zaka.
-Dziewczyna sie nie pyta, takie zasady.
-Takie zasady nie obowiązują Nocnych Łowców, u nas jest wręcz na odwrót...
Dobrze, że doszłyśmy już na miejsce, bo nie miałam ochoty słuchać ciągle o Zaku, chociaż musze przyznac, że coraz bardziej mnie przekonywała. Gdy weszłyśmy do środka, podszedł do mnie Claus.
-Chciałabyś iść ze mną na ten bal?? - zaskoczona chciałam już odpowiedzieć, ale Nawia mnie uprzedziła.
-Nie. Ona idzie z Zakiem...
-Co ze mną? - nagle pojawił się Zak, a moje serce zabiło szybciej i sama nie wiem czemu! Przecież ja go wcale nie znam! A na dodatek nie lubie!
-Chciałbyś iść z Sophią na ten bal?
-Powiem, że na bal się wybiore, ale skoro Claus chce iść z Soph to może iść. Macie moje błogosławieństwo. - uśmiechnął się krzywo i odszedł, a ja dostrzegłam wyraźny gniew na twarzy mojej towarzyszki sklepowej.
-Jasne, że możemy iść razem - odpowiedziałam, a moje oczy powędrowały w kierunku, gdzie wyszedł Zak. Skoro było już późno, pójde sie połozyc, pomyślałam.
**********
Obudziłam się już pełna podekscytowania, że już jutro będzie bal! Wyspana, wesoła, szczęśliwa, niemal wyskoczyłam z łóżka. Ubrałam się w ciuchy, jakie naszykowała mi Nawia, aby nie było widać, że jestem wampirem, tylko Nocnym Łowcą, więc tak też chodziłam ubrana. Na dodatek kompletnie nie wiedziałam co bede dzisiaj robić. Wiem tylko, że wszyscy prócz Zaka gdzieś pojechali, co mnie jeszcze bardziej stresowało, że jesteśmy tylko we dwoje w tym ogromnym budynku. Zeszłam po schodach do kuchni, a moje oczy zauważyły siedzącego przy stole Zaka. Cicho wstrzymałam oddech, i podeszłam nalać sobie soku. Gdy już to zrobiłam usiadłam naprzeciw niego.
-Co będziemy dzisiaj robić? - zapytałam, a on spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
-Będziesz miała cały Instytut dla siebie. Wypije tylko kawę i zmykam.
-Zak! - zawołałam i zaraz tego pożałowałam. - Chciałbyś iść ze mną na ten bal? - gwałtownie się do mnie przybliżył, tak, że byłam przygwożdżona przez niego do ściany. Poczułam jego ręce na mojej talii i gwałtownie podniosło mi się ciśnienie.
-Chciałbym, ale niestety Claus był pierwszy wampirzyco. Nocni Łowcy przestrzegają zaklepywania. - przejechał ręką po moim policzku i błyskawicznie wyszedł. Zostałam sama z walącym mi sercem.
**********
Tak jak Zak obiecał, wyszedł i zostałam sama, samiusieńka w Instytucie. Najpierw uznałam, że byłoby dobrze, gdybym w końcu zwiedziła cały Instytut. Pierwsze piętro już zwiedziłam. Znajdowało sie tam kuchnia, salon i łazienka, choć łazienka z tego co mi wiadomo była na każdym piętrze. Cały Instytut był zbudowany z trzech pięter. Zak mówił mi, że pod żadnym pozorem nie mam wchodzić na to ostatnie. Ale szczerze? Nic mnie nie obchodziło co on sobie mruczy. Mimo podekscytowania zajrzałam najpierw na drugie piętro. Były tu 3 pokoje. Domyśliłam się, że te trzy pomieszczenia muszą należeć do Clausa, Nawii i Jasona? Albo Zaka? Nie wiem, ale to sprawdze. Weszłam do pokoju, który znajdował się najbliżej mnie. Od razu zorientowałam się, że jest to pokój Nawii. Gdy Jason mi ją przedstawił spodziewałam się po imieniu, że będzie to grzeczna dziewczyna, ale jej zachowanie i wystrój pokoju się z tym nie zgadza. Pokój był ogólnie chaotyczny i mroczny. Na ścianach wisiało dużo obrazów z kościotrupami, demonami i Nocnymi Łowcami. Ściany były szaro-czarne, ogólnie cały pokój był szaro-czarny. A oprócz tego jedna ściana była poświęcona na bicze. Wisiało ich tam chyba z osiem. Po pewnym czasie wyszłam i znalazłam sie w drugim pokoju. Na moje oko był to pokój Jasona. Znałam go bardzo dobrze, więc rozpoznanie czy to jego pokój nie zajęło mi dużo czasu. Był zadbany, ściany miały kolor ekri, a na biurku liczne książki. Błyskawicznie weszłam do trzeciego, ostatniego pokoju. Według mnie należał do Clausa. Gdy zapraszał mnie na bal, przy jego pasie zobaczyłam pare sztyletów, więc ten pokój należał z pewnością do niego. Też był zadbany, a ściany w kolorach, podobnie jak u Nawii, szaro-czarnych. Gdy wyszłam, poczułam, że serce zaczyna bić mocniej. Powoli zmierzałam po schodach na ostatnie piętro. Jako pierwsze w oczy rzuciła mi się ogromna biblioteka. Szybko do niej wbiegłam. Było tam milion książek. Zaczynało coraz bardziej mi się tu podobać. Z pewnością zajrze jeszcze do tej biblioteki, ale teraz fascynowało mnie juz tylko jedne pomieszczenie. Ostatni pokój musiał należeć do Zaka. Powoli otworzyłam drzwi spodziewając się bałaganu i nieładnego pokoju. Natomiast był całym przeciwieństwem. Ściany w kolorze jasnym, pościelone lóżko, porządek i coś co szczególnie przykuło moją uwagę. Jedna książka na biurku, a obok książki zdjęcie. Rozpoznałam na nim Zaka, i był on z jakąś dziewczyną. Zauważyłam, że mają ten sam kolor oczu...więc musi być to jego siostra..
-Co tu robisz? - nagle zza pleców usłyszałam głos Zaka
-Ja..em..
-Ktoś pozwolił ci tu wejść?! - podszedł gwałtownym do mnie krokiem i wyrwał mi zdjęcie z ręki. - Wynoś się stąd..
-Ale ja nie..
-Mówiłem żebyś nie wchodziła na te piętro. Weszłaś, dobra trudno, ale teraz wyjdź.- nie miałam sił na klotnie, więc tak jak prosił, po prostu wyszłam.
**********
Pozostali wrócili około godziny 22. Nie rozmawiałam już z nimi. Troche popsuł mi się humor po konfrontacji z Zakiem. Zastanawiałam się, czemu tak bardzo się wściekł? Nieważne, pomyślałam. Jutro bal, tańce i nie chce zawracać sobie głowy bzdetami.
**********
To już dzisiaj! Dzisiaj bal! Błyskawicznie wyskoczyłam z łóżka. Wprawdzie wiem, że bal jest dopiero o godzinie 19, ale przecież jak to dziewczyna musze już z samego rana zacząć się szykować! Szybkim krokiem poszłam do łazienki i spędziłam tam chyba z półtora godziny. W tym czasie Nawia już pare razy pukała i krzyczała w drzwi, abym wreszcie wyszła. Jednocześnie malowałam rzęsy spokojną reką. Potem nałożyłam podkład, troche różu, a szminkę nałożę tuż przed wyjściem. Umyłam też włosy i była już godzina 11. Gdy w końcu wyszłam z łazienki, od razu wparowała tam Nawia.
-Jak ty ładnie wyglądasz...
-Nie...Jeszcze włosy, sukienka..
-Ale i tak już jest ślicznie, a teraz wynocha z łazienki! - posłusznie spełniłam jej polecenie i zeszłam na doł do kuchni. Jako pierwszy zauważył mnie Jason.
-Sophia! Jaka elegancja! no, no...
-Jeszcze nie jestem gotowa! - krzyknęłam rozbawiona. Gdy tak sobie z Jasonem rozmawialiśmy, nagle wszedł Zak. Nie wiem czemu, ale strasznie zależalo mi na jego opinii, jednak on nic nie powiedział.Więc ja się też nie upomniałam, tylko poszlam się w dalszym ciągu szykować.
**********
Nie wiem co mi tak dużo czasu zajęło, ale dochodziła już godzina 17. Ja już cała spanikowana, zdenerwowana, ubrałam wreszcie sukienke i poszłam poprawić jeszcze makijaż. Trochę przeszkadzało mi to, że moją osobą towarzyszącą był Claus, bo go praktycznie nie znałam. Wyprostowałam jeszcze tylko włosy, złapałam mała podręczną torebkę i zeszłam na dół. Jako pierwsi rzucili mi sie w oczy Nawia z Jasonem. Mimo różnych charakterów uznałam, że do siebie pasują. Potem zobaczyłam Clausa, wyglądał przyzwoicie, ale szukałam jeszcze jednej osoby...
-Kogoś szukasz? - usłyszałam za sobą głos Zaka
-Nie...tak sie rozglądam..-odpowiedziałam zmieszana.
-Świetnie wyglądasz...i chciałem jeszcze...
-Hejka Sophie!-podbiegł do nas Claus, za co byłam na niego mega wściekła.-Mogę?-zapytał podając mi dłoń. Spojrzałam przepraszająco na Zaka i poszłam z Clausem. Nie mówiłam im, ale myślę, że wiedzą że można mieć maski, ale takie żebyśmy się poznali... Najbardziej obawiałam sie, ale jednocześnie byłam podekscytowania tańcem.
**********
Dotarliśmy na miejsce punktualnie. Szukałam jeszcze gdzieniegdzie wzrokiem Zaka, ale zaraz gdy wysiedliśmy z pojazdu, zniknął mi z oczu. Podążyłam więc za Clausem. Sala była przygotowana idealnie. Były stoły, ale byłam przeszczęśliwa, że jest bardzo dużo miejsca do tańczenia. Razem z Clausem usiedliśmy przy jednym ze stołów, a obok nas automatycznie znaleźli się Nawia i Jase, a tuż po nich Zak. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego strój. Był ubrany bardzo elegancko, ale jednocześnie luzacko. Zauważyłam, że w ręce trzyma czarną maskę, ogólnie musze przyznać, że czarny kolor jest po prostu stworzony dla niego. Gdy było już dużo osób, zaczęli grać. Na początku szybkie kawałki. Chciałam potańczyć troche z Clausem, ale jakoś mnie nie pytał, więc sama zrobiłam pierwszy krok.
-Zatańczymy??
-Co? - spojrzał na mnie przerażony - Nie, nie...
Zrezygnowana zostałam na miejscu. Była juz 3 piosenka, za niedługo 4 i tak dalej, a ja praktycznie cała impreze przesiedziałam na krzesle, przez co już mnie cztery litery bolały. I nagle usłyszałam tą jedną melodie na którą czekałam od początku. Wolny taniec. Czekałam na ruch Clausa, ale nic. Już wściekła chciałam odejśc, ale mimo to, nie chciałam się poddać, i poszłam na środek parkietu. Naprzeciw mnie stanąl chłopak, znajomy mi... Zaczęliśmy tańczyć, kiedy mnie chwycił za talię, od razu go poznałam. Zak.
-Wybacz, że tak poźno...-szepnął mi do ucha - Ale uznałem, że byłaś nie w humorze.
-Lepiej poźno niż wcale - uśmiechnęłam się i odruchowo oparłam głowę o jego zagłębienie koło obojczyku. Przez chwilę tańczyliśmy powoli
-Słyszałem, że umiesz dobrze tańczyć, to pokażemy im jak to się robi?
-Do roboty
Poczułam, że mocniej ściska mnie w talii, również ja się go bardziej uczepiłam. I już zaczęliśmy wywijać na parkiecie. Tańczyliśmy żywo, tak jakbyśmy się pragnęli. Gdy pod koniec tańca przybliżyliśmy się do siebie, nasze usta dzieliły milimetry. Czułam jego oddech, szybki, dynamiczny. Już byliśmy tak blisko....gdy nagle poczułam ukłucie w brzuchu. Zerknęłam w dół, krwawiłam. Spojrzałam za siebie. Za chwile usłyszałam glos Zaka:
-Uciekaj!
Chciałam do niego podbiec, wtulić sie w niego, pomóc mu, ale gdy zrobiłam jedynie krok, coś zwaliło mnie z nóg i straciłam przytomność.
****************************
Powoli rozkręcam akcje. Ten rozdział był już o wiele dłuższy. Jak wam sie podoba?
Zuza ;3
piątek, 15 maja 2015
Rozdział 2
Do domu wróciłam zaraz po naszym ,,wypadzie,, na lody. Okazał sie być nieudanym. Gdy byliśmy już w knajpce zadzwoniła mama Jasona i musiał niestety iść niańczyć swoją młodszą siostrę. Więc w domu byłam raz dwa. Gdy wróciłam było około godziny 21, a ponieważ moja mama rano wstaje do pracy, już spała. Na paluszkach przemknęłam do swojego pokoju. Nagle dotarło do mnie, że za 5 dni w naszym liceum jest impreza, a ja nie mam odpowiedniego stroju! Nie miałam już na nic ochoty, a na dodatek nie miałam osoby towarzyszącej. Zrezygnowana upadłam jak trup na swoje łóżko.
**********
Obudziłam się sama z siebie, co mało kiedy sie zdarzało, szczególnie w dni od poniedziałku do piątku. Nie spiesząc się, wygrzebałam sie z wygodnego łóżka. Gdy doprowadziłam się do porządku, spojrzałam na zegarek. No..nie było dobrze. Byłam już spóźniona o półtora godziny! Szybko pobiegłam do swojego pokoju, ubrałam to co miałam pod ręką, włosy upięłam w koka. Był to mój artystyczny nieład. Błyskawicznie zbiegłam na dół, już nawet nie wzięłam kanapki, po prostu wyszłam, zapominając o dziennej porcji krwi. Gdy dotarłam wreszcie do szkoły, od razy w oczu rzucił mi sie Jason. Powoli do niego podeszłam, bo już opadałam z sił i kręciło mi się w głowie. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam w głąb korytarza, tam gdzie nigdy nikogo nie było. Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie piłam dzisiaj krwi - oświadczyłam zbyt poważnym głosem, bo aż sama siebie przeraziłam.
-Yhy, i skąd ja mam ci wziąć krew zwierzęcą teraz? Tuż przed lekcją? Musze cie zmartwić, ale nie jestem magikiem.
Przez chwile myślałam, aż wreszcie powiedziałam.
-Z sali bilogicznej. Mamy tam pare królików, chomików....coś się znajdzie....
-Zgłupiałaś?! Mam zsie zakraść od tak do sali bilogicznej i ukraść dla ciebie jakieś bezbronne zwierzątko??
-Nie! Masz zagadać panią od bilogi, a wtedy ja niezauważona wejde do sali....i ciach!
-Dobra, chodźmy zanim zacznie się lekcja....-oznajmił zrezygnowanym głosem.
Szczęśliwa poszłam za nim, do pani z biologii. Trochę mu to trwało, ale w końcu zaczął ją zagadywać. Nie miałam nic do tej pani, po prostu musiałam się pożywić. Wręcz przeciwnie, należała do nauczycieli, ktorych w miare lubiłam. Gdy znalazłam się już w środku sali, od razu w oczy rzucił mi sie królik. Jeszcze przez chwilę sie zastanawiałam, ale w końcu głód zwyciężył. Znalazłam się przy nim nienaturalnie szybko. Odruchowo wysunęły mi się kły. Wbiłam je w zwierzątko. Marnie zapiszczało, ale potem już nie walczyło, a ja radowałam sie smakiem krwi. Ta mała porcyjka powinna utrzymać mnie na nogach. Wyszłam z sali, tak samo niezauważona jak wtedy. Dopiero co znalazłam się przy Jasonie, a już zadzwonił dzwonek. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i tak jak reszta mojej klasy, weszłam do sali i szybko się zorientowałam, że nie zrobiłam nic z trupem królika! No to bedzie teraz zabawnie, pomyślałam. Gdy wszyscy usadowiliśmy sie na miejsach, pani zauważyła martwe zwierzę. Spojrzała na nas karcąco i była wyraźnie zszokowana.
-Rozumiem, że nastolatki lubią robić kawały, ale to...-spojrzała na królika - to przesada. I mam nadzieję, że to tylko kawałm więc ten kto go zrobił będzie miał przechlapane i ma mi go..ożywić.
Patrzyłam w milczeniu na całą klase. Nie mogą przeze mnie oberwać, pomyślałam i natychmiast podniosłam ręke.
-To ja. - wszyscy na mnie spojrzeli - I tak to tylko kawał, udowodnie.
Ruszyłam niepewnie w strone zwierzęcia. Wampirza krew działa uzdrawiająco. Na pewno uzdrawia ludzi, ale czy uzdrawia zwierzęta? Nie wiedziałam, ale szczerze miałam nadzieję, że tak. Dotknęłam królika i wzięłam go na ręce. Podniosłam ręke no ust, w zasadzie palec i go ugryzłam. Krew od razy zaczęła po nim spływać. Miałam nadzieję, że nikt z klasy tego nie zauważył. Przycisnęłam krwawiący palec do dziubka królika. Po chwili zaczął znowu oddychać, a ja odetchnęłam z ulgą i oddałąm go pani z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
-Do dyrektora - powiedziała.
Posłusznie ruszyłam za nią i modliłam się abym nie miała tak bardzo gigantycznych kłopotów.
**********
Na szczęście zakończyło się tylko pouczającą przemową. Po lekcji ruszyłam pod sale Jasona. Był ode mnie o 2 lata starszy, więc lekcje miał gdzieś indziej.Gdy mnie zauważył od razu się rozweselił.
-Już? Najedzona?
-Nawet dobrze nam poszło - zaczęłam - Byłoby wręcz idealnie gdyby nie wizyta u dyrektora..
-Dyrektora???
Powoli i dokładnie wyjaśniłam mu co sie stało w związku z popełnionym przeze mnie błędem. Przez chwile gapił się na mnie w milczeniu.
-Jesteś pewna, że się najadłaś?- spytał z powagą - Jesteś jakaś blada....
-Nie, wszystko w porządku...
Chociaż tak naprawde nie było w porządku, bo tuż po tych słowach, nogi się pode mną ugięły i znalazłam się w jego ramionach. Byłam pół przytomna. Obudziłam się całkowicie, gdy poczułam grunt pod stopami.
-Nic nie jest w porządku -powiedział i wyciągnął do mnie nadgarstek - Pij.'
-Zwariowałes?! - krzyknęłam - Nie pije ludzkiej krwi...Gdy wampir raz spróbuje ludzkiej...to jest jak uzależnienie w najlepszym razie. A w najgorszym stane sie rozpruwaczem. - spojrzał na mnie pytająco - Będę na każdym kroku zabijać każdego człowieka. - wyjaśniłam
-Oh, nie panikuj....masz - zobaczyłam żyłę polsującą w jego nadgarstku. Nie chciałam, ale kły same mi się wysunęły, Gdy je w niego wbiłam, lekko drgnął. Na szczęście w pore się opamiętałam i oderwałam się od niego. Wytarłam krew z kącika ust.
-Jason! Sophie! Cze.. - zawołał nas Zak. Świetnie, tylko jego tu brakowało.- Co wy tak w odległym miejscu...- zorientowałam się, że patrzy w moje oczy....uświadomiłam sobie, że jeszcze nie wróciły do swojego naturalnego koloru. Nim zdążyłam zareagować Zak przykuł mnie swoją siła do muru. Byłam niemal pewna, że on nie jest zwykłym człowiekiem, gdyby nim był wyrwałabym sie od razy, ale teraz nie umiałam się nawet minimalnie poruszyć.- A ja myślałem, że jesteś zwykła dziewczyną. Mój błąd. Trzeba było cię zabić kiedy miałem okazje.
-CO?!
-Oh, wszystko ci wyjaśnie...
Poczułam nagłe mrowienie w karku, a zaraz potem straciłam przytomność.
**********
Obudziłam sie w obcym mi pomieszczeniu. Ale musiałam przyznać, że było to ładne pomieszczenie. Znajdowały sie tam zabytkowe meble, piękne dzieła, ściany były pomalowane tak nieestetycznie, ale przez to stanowiły piękną całośc razem z meblami i resztą pokoju.
-Nasza księżna wstała. Świetnie - powiedział Zak.-Powiedz mi co wiesz o swojej historii, wampirzyco?
-No...- zaczęłam niepewnie - Jestem wampirem...żywię się krwią....
-I nie jesteś zwykła - dodał Zak- ,,Normalne,, wampiry mają bladą cere, ciemne włosy, a co najważniejsze nie mogą wychodzić na słońce, bo giną. A ty jesteś całkowitym przeciwieństwem. Cere masz jak każdy inny człowiek, oczy zielone jak szmaragd, a włosy rude. No i możesz normalnie chodzić w świetle dnia. Natomiast ja podobnie jak Jason jestem Nocnym Łowcą. Polujemy na wampiry, więc ciesz się, że jeszcze żyjesz. Pewnie inne nadnaturalne istoty już o tobie wiedzą, więc będą chciały, abyś była po ich stronie, za wszelką cenę. I jeszcze jedno - spojrzał mi głeboko w oczy - Teraz my cie pilnujemy i masz sie nie oddalać i pod żadnym pozorem nie wyłączaj człowieczeństwa. Ide zapytać o zgodę radę - zwrócił sie do Jasona - A jak sie nie zgodzą - spojrzła na mnie - Będziemy musieli cię zabić - uśmiechnął się.
Spojrzałam na Jasona.
-O co tu chodzi? Rada? Zgoda?
-Prawo mówi, że Nocni nie mogą dawać schronienia, pomagać wampirom. Po prostu nie można. Widzisz ja ci pomagałem. Moge być za to surowo ukarany....
-Jason?
-Taaa?
-Ale na imprezę szkolną idziemy, nie?
-Jak nie będziemy mieli nic na głowie...
-Z kim idziesz?
-Naszego towarzystwa jeszcze nie znasz, ale ja ide z Nawią, też jest Nocną Łowczynią. A ty z kim idziesz?
-Nie wiem...
-Możesz z Zakiem
-Hahaha. Bradzo zabawne. On mnie nienawidzi. Zabiłby mnie - odparłam z krzywym uśmieszkiem
-Nie jesteś tego pewna. Jak narazie będziesz nocować u nas. Tu będzie bezpieczniej. Chcemy, abyś przeszła też małe szkolenie. Raz ze mną, raz z Nawią, raz z Clausem, a raz z Zakiem. Jeszcze tego nie wiesz, ale Zak dużo przeszedł i jest najlpeszym Nocnym z nas wszystkich. Kilkakrotnie uratował nam życie. A co do balu, zapytaj go!
Z uśmiechem wyszedł z pokoju. Zostałam sama z trudną decyzją, jaką przerzywa chyba każda nastolatka. Zapytać się go czy ze mną pójdzie? Czy może wyśmieje mnie prosto w twarz? Jedno jest pewnie. Nie dowiem się, jak nie spróbuje.
**********************************************
Nadal nie za długie, ale no cóż. Myślę, że starczy :) Jak wam się podoba? :)
Zuza;3
Subskrybuj:
Posty (Atom)