Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
czwartek, 28 maja 2015
Rozdział 6
Na początek małe moje wprowadzenie ;P Prawie w każdym rozdziale coś się dzieję, więc tym razem postanowiłam napisać ,,spokojny,, rozdział z nową postacią ;P Więc....zapraszam do czytania ;P
**************************************************
Nie wiem czy odczuwałam wstyd czy może raczej zwycięstwo. Nie wiem czy powinnam żałować pocałunku, czy też nie. Ogólnie to wiem, albo raczej domyślam się, że Zak będzie mnie teraz unikał na co w życiu mu nie pozwolę. Kiedy go pocałowałam byłam wniebowzięta i czułam, że on też, ale nie rozumiem co go ciągle powstrzymuje. Więc wpadłam na pewien pomysł i mam nadzieję, że aktualnie wszyscy siedzą w kuchni, lub w jednym pomieszczeniu. Spokojnie i powoli zeszłam na dół i oczywiście wszyscy byli w innych pokojach. Ale ja mam szczęście....
- Jason? - spytałam
- Taa?
- Mógłbyś wszystkich zwołać do jednego pomieszczenia?
- Po co?
- Po prostu to zrób, okay?
- Okay.
Czasami naprawdę trudno było dogadać się z Jasonem. Pamiętam jak raz wypytywałam się go czy ma dziewczynę. Zadawal mi wtedy milion pytań typu: Dziewczyne? Że co? Co to? Odbiło ci? One są obleśne... i bla, bla, bla. Muszę też przyznać, że mimo to, nigdy się przy nim nie nudziłam. Zawsze i w każdej sytuacji potrafi mnie rozweselić. Po trzydziestu minutach wreszcie wszyscy znajdowali się w jednym pomieszczeniu. Automatycznie mój wzrok powędrował do Zaka. Miał zwyczajne podarte (oczywiście czarne) spodnie i zwykła białą koszulkę. Zaklnełam w duchu. Czemu on we wszystkim musi wyglądać tak dobrze?
- Mam pomysł - zaczęłam - Codziennie gdzieś chodzicie, tak? Więc może by tak dzisiaj gdzieś poszlibyśmy całą paczką? Ale nie na demony i tego typu rzeczy. Chodzi mi na miasto, później na imprezę? Co wy na to? - wszyscy spojrzeli na mnie niepewnie. - No weźcie no!
- Nie mam nic przeciwko - powiedział Jason
- Dla mnie spoko - odezwał się Claus
- Nie ma problemu - rzekła z uśmiechem Nawia. Świetnie, teraz tylko Zak. Wszyscy w oczekiwaniu na niego spojrzeliśmy.
- No nie wiem...- powiedział.
- Stary, no weź! - krzyknął Jason.
- No.... dobra, niech będzie. - uśmiechnęłam się triumfująco.
- Świetnie, to kiedy wychodzimy? - spytałam
- Za godzinkę? - podsunęła Nawia.
- Okay, mi pasuje. Wszyscy są za? - zapytałam. Przytaknęli, więc poszłam na górę się szykować.
**********
Po godzinie wszyscy zebraliśmy się już przed Instytutem, gotowi na wypad. Znowu odszukałam wzrokiem Zaka. Stał oparty o pień drzewa w tych samych czarnych spodniach co był w środku, w tej samej bluzce w której był w środku, jedynie zarzucił skórzaną kurtkę. Włosy miał nastroszone no i te jego oczy.... Musiałam wziąść się w garść. Nie po to wyciągnęłam ich wszystkich, żeby teraz bez przerwy myśleć o Zaku. W powolnym tempie ruszyliśmy na miasto. Chłopacy szli cała paczką za mną i Nawią.
- Hej, Nawia... - zaczęłam
- Hm?
- Czy ty i Jason....
- Co? - zarumieniła się. - Nie. Nie wiem. Może. A czemu?
- Nie nic. Tak pytam.
To było bardzo ciekawe, że Jason zainteresował się akurat nią. Oczywiście nie mam nic przeciwko, po prostu się jeszcze nie przyzwyczaiłam. Doszłam do wniosku, że nie możemy cały czas chodzić.
- Ej ludzie! - zawołałam - Na lody?
- Taa.
- Spoko.
- Okay.
- Yhy.
Chyba pierwszy raz byli tak ze sobą zgodni. Zaprowadziłam ich więc do najlepszej lodziarni w mieście. Każdy zamówił sobie po dwie gałki. Jedliśmy je w milczeniu, co niemal doprowadzało mnie do szału.
- Czy wy możecie cokolwiek mówic? Czy do końca wypadu będzie grobowa cisza? - spytałam wreszcie. Spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Dobra - powiedział Jase - Mowiłaś coś jeszcze o jakieś imprezie. Gdzie pójdziemy?
- Wiesz przecież, żę ja znam malo klubów. - powiedziałam z zawstydzeniem.
- Spoko, ja znam - po raz pierwszy wtrącił się Zak. - A jeden jest naprawdę bombowy. Wchodzicie w to?
Wszyscy przytaknęliśmy.
Od tej pory to paczka chłopaków szła z przodu, a ja z Nawią wlokłyśmy się z tyłu, co chwilę sie zatrzymując przy sklepach z ciuchami. Gdy chłopcy mieli już nas dojść odezwał sie Jason.
- Dziewczyny kochane. Naprawdę was lubimy, ale jak będziecie sie tak wlec to na tą imprezę nie dotrzemy nawet w środku nocy, więc z łaski swojej ruszcie te tyłeczki. - spojrzałyśmy na niego rozbawione i kiwnęłyśmy glowami, na znak, że rozumiemy. Po zaledwie trzydziestu pięciu minutach doszliśmy do klubu. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Wiedziałam, że nie jestem przyziemną, ale ten budynek przyprawiał mnie o dreszcze. Zawahałam się czy tam wejść ze względu na cały koszmarny stan budynku. Myślałam, że jak tylko tam wejdziemy zawali się nam na glowy. Wszyscy weszli. Zostałam ja i Zak. Widocznie czekał aż wejdę.
- Nie idziesz? Boisz sie? - zapytał z sarkazmem. Nie odpowiedziałam tylko bez slowa weszłam za resztą do środka.
Okazalo się, że w środku rownież jest strasznie, ale nie wyglądało żeby miało sie zaraz zawalić. Środek był zadbany. Ściany były koloru ciemno niebieskiego z rozmaitymi plakatami. Z pewnością to nie jest zwykły klub dla normalnych ludzi, pomyślałam. Mam nadzieję, że nie bylo w nim żadnych wampirów, które tylko czyhają żebym przeszła na ich stronę. Choć w to wątpiłam. Ja przecież byłam wampirem, a weszłam tu bez trudu. Zaczęłam się bać. Chyba zauważył to Jason, bo do mnie podszedł.
- Jesteś blada jak prześcieradło. - zaśmiał się - Zabawne, w sumie powinnaś być blada a nie jesteś, ale... dobra co się stało? - spojrzałam na niego urażona.
- Nie ma tu... znaczy jesteśmy tu bezpieczni?
- Ah o to chodzi. Tak. To sprawdzony klub. Wchodzą tu tylko ci których ochrona poznaje. Więc są tu też wampiry i wilkołaki i inne nadprzyrodzone stworzenia, ale tylko zaufane? Rozumiesz?
- Chyba tak - jęknęłam.
- Dziewczyno nie wymiękaj. Ty wpadłaś na pomysł z imprezą, więc teraz się baw!
Po tych słowach odszedł, a ja nadal stałam w bezruchu w miejscu. Może miał rację. Może niepotrzebnie panikowałam, ale mimo to czułam strach. Widziałam jak wszyscy inni już sie bawią, tańczą. Zak, Claus, Nawia i już nawet Jason. A ja nadal stałam jak kołek w jednym miejscu i to jeszcze pośrodku parkietu. Chwiejnym krokiem podeszłam do barmana. Chciałam po prostu usiąść. Nie miałam już ochoty na zabawę. Chciałam tylko jak najszybciej stąd wyjść. A zważając na to, że moi przyjaciele świetnie się bawili, nie wyjdziemy z tąd szybko, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło. Nie mogę tu dłużej zostać bo oszaleję, powiedziałam do siebie. Podeszłam do Jasona, po drodze mijając zakochane tańczące pary.
- Jason ja idę do Instytutu. - spojrzał na mnie zmartwiony.
- Nie trafisz sama, pójdę z tobą. - zaoferował
- Nie, no przestań. Trafię. Po prostu przyszłam ci powiedzieć, żebyście potem nie wpadli w furie i nie zaczęli mnie szukać. - uśmiechnęłam się do niego.
- Sophia... to nie jest zabawne, Pojdę z tobą.
- Jason.....
- To chociaż odprowadzę cię do drzwi!
- Jasonie. - powiedziałam poważnie. - Idź do Nawii i do jasnej cholery poproś ją wreszcie do tańca, a ja ide, beay.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w strone wyjścia, gdy wpadłam na jakiegoś nieznajomego. Spojrzałam na niego i spostrzegłam, że on również na mnie patrzy. Powinnam odwrócić wzrok, ale nie mogę. Mimo, że w pomieszczeniu było ciemno, to widziałam jak jasną miał skórę, i rzucające się przez to czarne oczy i włosy. Był inny. Interesujący. Na dodatek miał świetne kości policzkowe. W końcu nie patrzył na mnie jak na bandytę, tylko lekko się uśmiechnął.
- Nowa? - spytał nie czekając na odpowiedź. - To coś ci wyjaśnie. - chwycił mnie za łokieć i pociągnął w stronę wyjścia. Świetnie, skarciłam się w duchu, padało! Ledwo wyszliśmy a ja juz byłam cała mokra. On z resztą też - Po pierwsze: Nie chodzi sie po parkiecie, tylko sie tańczy. Po drugie: Jak sie na kogoś wpadnie to się na niego nie gapi jak na jakiegoś psychopatę, a po trzecie: Jak jesteś nowa trzymaj blisko, kogos zaufanego, dziewczyneczko. - uśmiechnął sie ironicznie. A ja szybko zdałam sobie sprawę, że jednak sama nie trafię do Instytutu. Szczególnie kiedy padało. a ściśle rzecz biorąc, lało jak z cebra. Nieznajomy patrzył na mnie zdumiony. - No co tu jeszcze robisz?
- Stoję sobie, a co nie można? - prychnęłam.
- Psujesz wszystkim zabawę, a ogółem mówiąc, psujesz MI zabawę, więc łaskawie się wynoś.
- Bo co?
- Bo - złapał mnie za ręke i gwałtownie mną szarpnął, tak, że znalazłam sie blisko niego. Za blisko. - Bo nie skończy się to dla ciebie dobrze, panienko.
- Groźba? - zadrwiłam - No dalej, co mi zrobisz? No śmiało. Nie krępuj się.
- Wampirzyca.. - zaśmiał się - No nie wierze. I tak....czekaj z kim przyszłaś?
- Nie twój interes.
- Słuchaj no nie wiesz z kim masz...
- Sophie! - znikąd nadbiegł Zak. Tylko jego tu brakowało, pomyślałam. - W czymś panu pomóc? - zwrócił się do nieznajomego. I na dodatek coś mi mowiło, że on doskonale wiedział kim on jest. - Wynoś się - powiedział Zak
- Nie no! Wampirzyca przyszła z Nocnymi Łowcami! Oj i to z Herondale'm. Kolejna panna będzie miała złamane serce? Aaaa i Zakusiu twoja rudowłosa odchodzi. - zaśmiał się.
Zak odepchnął nieznajomego i szybko do mnie podbiegł.
- On coś ci zrobił?
- Nie - odpowiedziałam oschle
- Sophie....
- Daj mi spokój Zakusiu.
- Sophie, do cholery!
- Co?! Czego chcesz?! - krzyknęłam niemal z płaczem
- Nie możesz mnie tak traktować - powiedział spokojnym głosem.
- A ty możesz, tak?! - wybuchnęłam - Mówisz mi, że mam o tobie zapomnieć, a potem co?! Podchodzisz, bierzesz mnie za ręce,a ja cie cholera pocałowałam! A wiesz co jest najgorsze? - spytałam - Że w ogóle tego nie żałuje! Nie żałuje, a ty i tak traktujesz mnie jakbyś mnie nie znał! Więc z łaski swojej odejdź i zostaw mnie w spokoju. - poczułam, jak łza spływa po moim policzku i dopiero teraz zauważyłam, że deszcz przestał padać.
- Sophie... nie trafisz sama do Instytutu. - miał racje. Nie trafię.
- To...zawołaj Jasona.
- Ja z tobą pójdę.
- Zak.....
- Nię będe się odzywał. Obiecuję.
- Dobrze. Prowadź - powiedziałam zrezygnowanym głosem.
**********
Gdy dotarliśmy poszłam do kuchni po sok. Gdy wróciłam do salonu wszyscy pozostali już wrócili i patrzyli na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Podeszła do mnie Nawia.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Nie. Nic nie jest w porządku.
- Rozmawiałaś z obcym?
- Tak. No i?
- Wiesz, że mógł być niebezpieczny....
- A kto taki klub wybrał?! Kto wybrał klub gdzie mogły być wampiry, wilkołaki i nie wiadomo co jeszcze?! No?! Kto?! - krzyczałam specjalnie tak głośno, aby Zak mnie usłyszał i doszłam do wniosku, że wiem czemu wybrał akurat ten klub. Specjalnie. - I wiesz co, Zak?! Jeżeli wybrałeś, ten klub, aby sie mnie pozbyć, abym wreszcie miała cię gdzieś, to ci sie udało! Gratuluje! - z płaczem pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam sie na łóżko, nikogo już nie wpuszczając.
**********
Rankiem gdy zeszła na dól minęłam po drodze Zaka, który mnie zaczepił.
- Możemy...
- Pogadać? Niestety. Za późno.
Wyrwałam mu się i poszłam w stronę kuchni. Wszyscy siedzieli i pili kawę.
- Nie ma bułek? - spytałam
Pokręcili przecząco głowami.
- Ale już ide. - powiedział Jason.
- Ty chory jesteś, czy jak? Mowiłam, że od teraz tylko ja będe wychodzić, a wy macie tu siedzieć. - po tych słowach ruszyłam w stronę sklepu po bułki.
Na szczęście było cieplo i słonecznie, więc nie spieszyłam sie zbytnio z powrotem. Kupiłam 12 bułek, dla każdego po dwie. Gdy szłam z powrotem, zadzwonił mi telefon i nie patrzyłam przed siebie, więc w kogoś rąbnęłam, a wszystkie bulki były na ziemi wraz z moim telefonem. Kucnęłam, aby go podnieś i powiedziałam, nie patrząc na tego kogoś.
- Przeprasza...
- Albo z ciebie taka ciamajda, albo już nie wiem - zaśmial się i automatycznie spojrzałam na ,,tego kogoś,, Był to chłopak z klubu.
- Śledzisz mnie czy jak? - zapytałam zrezygnowana. Wczoraj miałam już dosyć wrażeń, i nie chciałam ich powtarzać.
- W zasadzie ide po bułki, ale jeżeli chcesz wierzyć, że taki przystojniak cię śledzić to dobre i to - znowu się uśmiechnął. Czemu do cholery tak bardzo podobał mi się jego uśmiech?
- Świetnie, że idziesz po bułki. Kupisz mi nowe. Dwanaście sztuk poprosze. - uśmiechnęłam się, chyba pierwszy raz od wczorajszego incydentu własnie z nim.
- Tak.. czekaj tu. - ze śmiechem pobiegł do sklepu. Gdy wrócił od razu zajrzałam do reklamówki. Było tylko 12, co znaczy, że wcale nie szedł po bułki.
- Kłamca. Nie miałeś zamiaru iść w ogóle po bułki!
- Szczegoł - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jak masz na imię?
- Wczoraj na mnie wrzeszczałeś, a dzisiaj pytasz się mnie jak mam na imię? - zapytałam z niedowierzaniem
- No znasz swoje imię, prawda?
- Jasne, że znam. Sophie. - nie wiem, czemu mu je powiedziałam. Wydawał się być inny niż wczoraj. Jakby przede mną stała całkiem inna osoba. - A ty?
- Co ja?
- Jak masz na imię?
- John. I z chęcią odprowadze cię do Instytutu.
- A ja z chęcią się nie zgodze. Nie ufam takim typkom jak ty.
- Chciałaś powiedzieć, takim ładnym typkom jak ja? - parsknełam śmiechem i podał mi ramię
- Służę ramieniem - uśmiechnął się, a ja mimo moich wszelkich głosów w głowie mówiących NIE, NIE, NIE, ujęłam go i razem poszliśmy do Instytutu.
**********
- Może się jeszcze spotkamy? - spytał John i spojrzał mi prosto w oczy, przez co czułam, że zaraz zemdleje.
- Może nie - uśmiechnęłam się. Jak mogłam mu ufać?! W jednych momentach czarujący, w innych oschły.......
- A ja myślę, że tak.
- Tak? - zaśmiałam się - Z czego tak wnioskujesz?
- Z tego - bardziej się do mnie przybliżył wciąż patrząc mi w oczy - Że mnie lubisz. I pomimo, że twoje usta mówią NIE, to twoje serce mówi coś innego Sophie. Do zobaczenia. - delikatnie przesunął ręką po moich włosach, po czym odszedł, a ja myślałam, że moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa.
Weszłam do środka, jak gdyby nigdy nic i dałam reklamówkę z bułkami na stół. Siedzieli już przy nim wszyscy, nawet Zak.
- Co tak długo? - spytała Nawia
- A tak, jakoś...- starałam się ukryć podekscytowanie, ale chyba nie bardzo mi to wychodziło bo wszyscy spojrzeli na mnie podejrzanym wzrokiem.
- Była z Johnem - powiedział poważnie i stanowczo Zak. Skąd on wiedzial?! Skąd on go znał?
- Z Johnem?! - przestraszyła się Nawia - Sophie, każdy, ale nie John.
- CZEMU? - spytałam wkurzona.
- Nie wiesz kim on jest. - powiedziała Nawia.
- To mi powiedz.
- Nie. Im mniej o nim wiesz tym lepiej. Zaufaj nam...
- Zabawne - powiedziałam - Jak mam wam ufać? Weźmy Zaka. Raz miły, a raz potwór wcielony. I ja mam wam ufać?
- Sophie, naprawdę możesz nam ufać.
- Powoli zastanawiam się czemu nie wyłączyłam człowieczeństwa, ale wciąż moge to zrobić i to mnie trochę podnosi na duchu. - uśmiechnęłam sie, a wszyscy poważnie na mnie spojrzeli.
- Ale tego nie wyłączysz? - spytał Jason
- Nie. Nie wyłącze.
Po tych słowach poszłam w kierunku swojego pokoju. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Z nikim oprócz Johna.
**********
John powoli zaczął się zastanawiać czemu Sophie jako wampir jest tak bardzo wyjątkowa, że każdy klan podziemnych chce ją po swojej stronie. Widział ją już dwa razy i nie zauważył w niej nic nadzwyczajnego. Miał zamiar zapytać o to swojego szefa. Gdy dotarł na umówione miejsce do budynku, po plecach przeszły mu ciarki. Był tu już tak dużo razy, a za każdym razem ta sama reakcja. Ostrożnie wszedł do środka. Wiedział, że sam był groźny, ale jego ,,szef,, był osobą, której John jako jedynej się bał.
- Witaj Johnie. Co tak długo? - spytał zniecierpliwiony szef.
- To wszystko plan, szefie. Plan.
- Miejmy taką nadzieję. Powiesz mi czego sie dowiedziałeś?
- Właśnie niczego....
- Niczego?!! Ty...
Nagle John poczuł okropne uklucie w swojej głowie. Z krzykiem opadł na ziemię. Nie wiedział co jego szef mu robi, ale bolało jak cholera.
- Dobrze! Wiem.....że......jest.....zakochana......w.......Herondale'u. - ból ustąpił
- Nie można bylo tak od razu? Wiesz jaka to cenna informacja? Bardzo cenna. W Herondale'u. W Zaku Herondale'u?
- Tak - wykrztusił
- W Nocnym, który był kontrolowany przez demona. Niesamowite.
- Nie rozumiem czemu skupiamy się tak na nim, zamiast na Sophie, szefie.
- Wkrótce się dowiesz.
*******************************************
Niby normalny, spokojny rozdział, a jaki długi ;P I tajemniczy... ;D Jak się podobało? Jak ,,nowa,, postać? ;P
Zuza ;3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak czytam rozdział za rozdziałem to zastanawiam się na czym kreowałaś tą historię. Coś mi się ten Instytut z Mrocznymi Umysłami kojarzy, ale nie jestem pewna. Fajnie, że tak często dodajesz, bo ani się obejrzę, widzę już kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńWzorowałam się na dużo książkach ;P Np, Dary Anioła, Diabelskie Maszyny, Pamiętniki wampirów ;P Staram się właśnie dodawać jak najczęściej, a nie np co tydzień czy co dwa. Bo, mimo, że to pisze, to mnie też to wciąga xd Cieszę się, że się podoba :)
OdpowiedzUsuń