wtorek, 30 czerwca 2015

Zawieszenie na 2 tygodnie!

 Chciałam was poinformować, że od jutra, czyli od 1 lipca, do około 13, nie będe dodawała nowych postów, ponieważ jadę na wakacje. Bądźcie cierpliwi i do zobaczenia! Miłych wakacji! :)

Zuza ;3

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 14 -" Setta gue lenha "

"Nie masz się czego obawiać, nie masz się czego obawiać, nie masz się czego obawiać". Powtarzałam to bez przerwy. No i w sumie to była prawda, ale jakoś byłam niespokojna. Gdy dowiedziałam się o tym, że Jasmine bedzie teraz, dzisiaj mieć trening z Zakiem to tak jakoś.... stałam się przesadnie zazdrosna, a nawet nie jesteśmy razem! A co najważniejsze, nie mogę tego okazywać. Trzeba zachować spokój. Przynajmniej w czasie ich treningu będę miała co robić. Dzisiaj ma przyjść do mnie Max i mi pomóc. Chociaż tyle. Muszę się nauczyć panować nad mocą. Może być nam bardziej potrzebna niż wszelkie sztuki walki. Nadchodzi czas. Zbliża się wojna.Gdy tak bez przerwy rozmyślałam o tej całej wojnie, o Zaku, o mnie, to jakoś zgłodniałam. Gdy wyszlam z pokoju dostrzegłam jakiś błysk w końcu korytarza. Kiedy uważniej się przyjrzałam zauważyłam, że są to drzwi. Do tego pokoju jeszcze nigdy nie wchodziłam. Tak jakby mi zabronili. Mimo to, poszłam w tym kierunku. Ostrożnie nacisnełam na klamke i znalazłam się w środku. Pokój był... mały. Mały, ale bardzo elegancki. Na ścianach wisiało mnóstwo fotografii, które były podświetlane. Kiedy dokładniej się im przyjrzałam dostrzegłam, że są to fotografie Nocnych Łowców. Dokładniej rodzin Nocnych Łowców. Obeszłam juz cały pokoj. Zobaczyłam wszystkie fotografie. Rozpoznałam rodzine Jasona, a nawet Nawii. Okazało się, że jest bardzo podobna do swojej matki. Były wszystkie rodziny oprócz jednego. Nie było rodziny Zaka. Gwałtownie rozejrzałam się po pokoju. Moją uwagę przykuła księga leżąca na stole. Z obawą, że ktoś mnie nakryje, podeszlam do niej i ją otworzyłam. Były tam opisane historie wszystkich Nocnych Łowców. Gdy kartkowałam ujrzałam nazwisko Herondale. Gwałtownie przystanęłam i zaczełam czytać. Gdy doszłam do Zaka, czytałam już szybciej. Gdy przeczytałam całą historię Zaka, łza spłyneła mi po policzku. Z trzaskiem zamknełam księgę i wyszłam z pokoju.

Nie mogłam uwierzyć w to, czego się właśnie dowiedziałam. Wściekła, a zarazem smutna szłam (nie wiem czemu) w stronę kuchni. Gdy byłam juz w pomieszczeniu zauważyłam, że przy stole siedzi Zak. Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Chciałam się dowiedzieć. Dowiedzieć dlaczego ją zabił. Czy na prawdę był opętany przez demona? Co wtedy czuł? Czemu zabił siostre? W mojej głowie kłębiło się za dużo pytań. Gwałtownie zawróciłam, ale niestety Zak był szybszy. Złapał mnie za nadgarstek i zmusił, abym na niego spojrzała. Gdy zobaczyłam te czarne oczy , które patrzyły na mnie z taką troską.... nie mogłam wytrzymać. Wyrwałam mu się i pobiegłam do swojego pokoju. W drodze usłyszałam:

- Sophie! -

Głos Zaka. Serce mi się łamało kiedy musiałam go zostawić i wybiec jak opętana bez słowa. Jednak musiałam sobie wszystko przemyśleć.
                                                                       **********

- Nic nie poradzimy na to, że ona nie chce zejść! - krzyczała Nawia do czarownika
- Nie możemy tego odłożyć. Wojna się zbliża, Nathaniel robi się silniejszy.... Po prostu muszę ją poduczyć! I to już - bez protestowania innych, Max zaczął mruczeć pod nosem jakieś zaklęcie i w jednej sekundzie na sofie przed nimi, znalazła się Sophie.

- Jeszcze raz to zrobisz a cię... - wysyczałam
- Zabije? Dobra, może później. Chodź na trening. Musisz to opanować dzisiaj. Jeśli nie, to już jesteś martwa. Równie dobrze możesz użyć magii na polu bitwy i tym samym siebie zabić. Więc dobrze ci radze, chodź za mną. Już. - mimo to, że miałam ochote go zabić, wykrzyczeć, że on nic nie wie... to nie mogłam zostać w towarzystwie Zaka. Poszłam więc za Maxem.

Zaprowadził mnie do tej samej sali, co wcześniej. Ludzkie kości nie robiły już takiego wrażenia jak wcześniej. Nie było widać żadnych zniszczeń po tamtym... incydencie. Ustawiłam się tam, gdzie poprzednim razem.

- Na początek coś łatwego. Po prostu unieś ręce i lekko potrząśnij w myślach mówiąc "Setta gue lenha" Okey? Proste. Dajesz.

Zrobiłam to co mi powiedział. Uniosłam delikatnie ręce, lekko potrząsnęłam, wymówiłam w myślach to co mi powiedział i próbowałam się skupić, ale w mojej głowie wciąż widniało to same słowo. Zak. Nie mogłam się skupić, nie rozmawiając z nim. Byłam ciekawa, czemu wcześniej mi tego nie powiedział. Czego sie bał? Przecież.....

- Ałć.. - jęknęłam. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie mocne zaklęcie uderzające Maxa. W jednej chwili myślałam o Zaku, a w drugiej znalazłam się na ziemi z bolącym tyłkiem. Spojrzałam na niego surowo.
- O czym ty myślisz? Skup się na zaklęciu..
- Nie mogę. Max co wiesz o Zaku?
W czasie zadawania mu tego pytania przypomniałam sobie co mówił mi John. "Jeśli ci nie powiedział, ja też nie powiem. Nie chce żebyś dowiedziała się ode mnie..." Jakoś tak to szło. John wiedzial. Wszyscy wiedzieli? I nic nie powiedzieli?
- O Zaku wiem wszystko.
- Był opętany przez demona, zabił własną siostrę, prawda? - wyrwało mi się, zanim zdążyłam się nad tym zastanowić.
- Mnie nie pytaj. Porozmawiaj z Zakiem, a teraz skup się na czarowaniu. W końcu musi być z ciebie jakiś pożytek...

Ponownie zrobiłam to co mi kazał. Te same zaklęcie, te samo ustawienie ciała, rąk. Lekko potrząsnęłam rękami i zobaczyłam, że z moich rąk pryskają maleńkie iskierki ognia. Spojrzałam na czarownika. Wreszcie się uśmiechnął. Nie jakby był pod wrażeniem, tylko po prostu z ulgi, że wreszcie mi się udało.

- To co teraz? - zapytałam gotowa na więcej, jednak jego odpowiedź była dołująca
- Teraz idź się pomiziać z Zakiem, albo idź spać, albo co tam chcesz...
- To tyle? Nic wiecej? Żadnych więcej czarów? Tylko JEDNO zaklęcie? ISKIERKI?!
- Cud, że nas nie podpaliłaś tymi ISKIERKAMI. Więc na dzisiaj to tyle. Widzimy się jutro.
- Ale...
- Wyjdziesz sama, czy mam cię teleportować? 
- Dobra - podniosłam ręce w gestykulującym geście - Wyjde sama szefie.
                                                                              **********

- Wybierz jedną bron, oprócz ostrza i bicza. - polecił Zak.
- Czemu oprócz bicza? - spytała Jasmine
- Bo bicz już ćwiczyłaś....
- I nie poszło mi za dobrze.
- Nie rozumiesz - uśmiechnął się słabo - Bicz trenujesz już z Sophie, ze mną inną broń, z Clausem inną broń, z Jasonem inną bron, z Nawią inną bron i z Johnem inną broń, kumasz?
- Tak.. chyba tak. - Jasmine rozejrzała się i wybrała zwykły nóż.
- Dobrze - Zak zaszczycił ją spojrzeniem - Widzisz tego "chłopka" tam? - wskazał głową na manekin. - Strzel w niego jak najcelniej potrafisz. - Jasmine wycelowała, rzuciła i.... trafiła w sam środek. Zak zagwizdał z wrażenia. - Gratulacje, zdaje się, że....

- Zak, możemy porozmawiać? - wpadłam do sali treningowej, bez ostrzeżenia. Gdy zobaczyłam ich razem i Zaka śmiejącego się w jej towarzystwie, skurczył mi się żołądek.
- O czym?
- O n... - już chciałam powiedzieć "nas" tyle, że nie ma żadnych nas. - O tobie. - poprawiłam się
- Najciekawszy temat na świecie. - zaśmiał się - Nie ma problemu. W sumie my już skończyliśmy.

- Skończyliśmy? - spytała zdziwiona Jasmine
- Tak, jesteś w tym świetna, nie potrzebujesz więcej treningów z rzucania nożem - uśmiechnął się do niej i ruszył w moim kierunku. Zamknął drzwi od sali. Teraz staliśmy w korytarzu, za blisko. Byliśmy za blisko. Powoli brakowało mi tchu. Zmusiłam się do kroku w tył. Opierałam się teraz o ściane.

- Wiem, że to dosyć wrażliwy temat, ale czemu mi nie powiedziałeś? - zapytałam
- O czym?
- O tym, że byłeś opętany przez demona, że zabiłeś własną siostrę, że zdradziłeś...
- Dość - przerwał mi ze łzami w oczach. Ścisnęło mi się serce. Jak ja mogłam być dla niego taka oschła? - Skąd o tym wiesz?
- Ja z... nieważne skąd. Ważne, że wiem. Powie...
- Nie...nie.. nie rozumiesz... ja nie mogę... nie jestem w stanie.....to dlatego nie chciałem, żebyś coś do mnie czuła. Chciałem cię nienawidzić, chciałem żebyś ty mnie nienawidziła. Ale widzę, że ty nie potrafisz i ja również. Nie chce, żeby coś ci się stało. Nie chce zrobić ci krzywdy... łatwo opętać mnie na nowo. Nie chce nikogo skrzywdzić ja.... - spojrzał na ręce. Zauważyłam, że się trzęsą. Z bólem, podbiegłam do niego i go objęłam. Poczułam, żę drży. Jak ja mogłam... westchnełam ciężko.
- Zak.. - spojrzałam mu w oczy. Cały czas były zaszklone - Nie zrobisz mi krzywdy... wiem to i... powiesz mi kiedy będziesz chciał, kiedy..najdzie cię odwaga... Zak nie skrzywdzisz mnie. Nie odtrącaj mnie przez to, co się stalo w przeszłości.... Zak... - nie spuszczałam wzroku - Ja cię kocham. - po tych słowach mocniej się do niego przytuliłam. Poczułam szybkie uderzenia jego serca.
- Też cię kocham, Soph. - wyszeptał. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. Podniosłam głowę, zmuszając się do ponownego spojrzenia na niego. Delikatnie się do niego przysunęłam. Złapałam go za kark. Objął mnie w talii i przyciągnąl do siebie. Poczułam smak jego ust. Jego delikatny pocałunek był dla mnie pieszczotą. Rękami gładził moje ciało. Pocałunek, najpierw delikatny, romantyczny, nagle zmienił się w pożądany, namiętny. Gdy usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu gwałtownie odskoczyliśmy. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu.

Tuż przed salonem gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na mnie poważnie.

- Co? - zapytałam zmieszana
- Cieszę się, że gdy mnie widzisz to się rumienisz - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Zamknij się debilu jeden.
- A mówiłaś, że kochasz...
- Widzisz? Właśnie dlatego jesteś debilem. - uśmiechnęłam się słodko i przez wejściem jeszcze raz go pocałowałam.
                                                                        **********

Gdy weszliśmy do środka, zastaliśmy wszystkich. Dosłownie wszystkich. Był nawet Max i Jasmine. Nawet John. Na jego widok ścisnął mi się żołądek. Mało tego wyglądali beznadziejnie. Gdy przekroczyłam razem z Zakiem prób, wszyscy na nas spojrzeli. Poprawiło mi humor to, że nadal trzymałam go za rękę. Spojrzałam na Zaka. On również był niespokojny. Razem stanęliśmy za sofą. Chciałam się odezwać, ale uprzedził mnie John.

- Twój kolega dał nam liścik. - podał mi kartkę papieru.
- Mój kolega? - zapytałam zdziwiona
- Nathaniel - powiedzieli chórem.
- Chyba zwariowaliście. Nathaniel nie jest moim kolegą...
- Ale chodziłaś z nim do klasy...
- Ale to się nie liczy! - krzyknęłam
- W każdym bądź razie przeczytaj ten list. Na głos - polecił Jason.

"Droga Sophio nie spodziewałem się, że tak łatwo zranisz Johna... nie będe mówił szczegółów. W każdym razie posłuchaj. Dobrze wiesz, że zbliża się wojna. W której najprawdopodobniej wygram, ale to pomińmy. Oczywiście chcę abyś się do mnie przyłączyła. Będziemy silniejsi, a mój plan jest na prawdę dobry. Gdy będę najpotężniejszy, gdy będę rządził.... będzie lepiej. Oto moja propozycja: Przyjdź pod niegdyś naszą szkołę. Wiem, iż to trochę daleko, ale jeśli zależy ci na Zaku, to zrobisz co mówię. Pewnie się teraz zastanawiasz co ma z tym wszystkim Zak wspólnego. Jeśli nie zgodzisz się na moje zasady, nie przyłączysz się do mnie to.... Zak zostanie ponownie opętany. Tym razem na dobre. Będzie zabijał swoich najbliższych bez mrugnięcia okiem. Na początku każe mu zabić twoich przyjaciół, a jego rodzinę, a na samym końcu ciebie. Gdy już tego dokona, opuszczę jego umysł, żeby widział co zrobił. Zastanów się nad moją propozycją"

Nathaniel  


Czytając ten list czułam jak ręka Zaka drży. Gdy skończyłam czytać, łza spłynęła mi po policzku.

- Zgodze się na jego warunki. - powiedziałam drżącym głosem
- Nie masz wyjścia, zresztą w sumie nas to już nie obchodzi - zaczął Claus - Podjeliśmy decyzję.
-Decyzje?
- Jeszcze dzisiaj masz opuścić Instytut.- powiedział z pełną powagą Claus
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem - Czemu?
- Nie musisz wiedzie...
- Ale chcę! - przerwałam mu w połowie zdania - Skoro mnie wyrzucacie, chcę wiedzieć dlaczego! - ukradkiem spojrzałam na Zaka. Był rownież jak jak zakłopotany. Liczyłam, że coś powie, że będzie mnie bronił, ale na razie chyba sam nie wie co powiedzieć.
- Przeczytałaś list. Odkąd się zjawiłaś mamy same problemy. Narażasz nas wszystkich, a szczególnie Zaka. Zależy nam na nim. Jest dla nas jak brat i nie chcemy go stracić. Pomijając, że dla Johna jest prawdziwym bratem... - przy tych słowach spojrzałam na Zaka. Zauważyłam, że jego usta wykrzywił grymas niezadowolenia. - Po prostu chcemy być bezpieczni. Oczywiście, jeśli dojdzie do wojny, będziemy walczyć, ale nie chcemy cię tu. Po prostu się wynoś.

Z niedowierzaniem spojrzałam po raz ostatni na znajome twarze. W końcu mój wzrok zatrzymał się na Jasonie. Miałam go tak po prostu zostawić? Jak oni mogą... dla mnie to właśnie on jest jak brat. Tyle razem przeszliśmy... łza spłyneła mi po policzku. Pamiętam, jak uczył mnie jeździć na rowerze. Kiedy myślałam, że w końcu mi się udało z hukiem się przewróciłam i stłukłam kolano. On mnie uspokoił, a nawet dał mi plaster. Uśmiechnęłam się smutno na to wspomnienie. Nie mogłam opanować własnych uczuć. Jak miałam odejść, to chociaż chce się pożegnać. Podbiegłam do Jasona i rzuciłam mu się w ramiona. Na początku był oszołomiony, ale później odwzajemnił mój uścisk. Staliśmy w objęciach przez dłuższą chwilę, kiedy Jason lekko się odsunął. Chwycił mnie za ramiona i spojrzał w oczy. Żeby mógł patrzeć prosto w nie, musiał się zniżyć do mojego wzrostu. Był wyższy ode mnie o głowę. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

- Jason...- zaczęłam, jednak nie dał mi dokończyć.
- Musisz być silna Sophia. Musisz być silna. Tego chciał Nathaniel, prawda? - cały czas patrzył mi w oczy - Tego chciał. Abyś się poddała. Nie daj mu wygrać. Sophia. Walcz. Musisz walczyć. Walcz nie dla mnie, nie dla nas, ale dla siebie. Obiecaj mi, że będziesz walczyć. 
- Ale..
- Obiecaj. Sophia obiecaj - po raz pierwszy dostrzegłam jak łza spływa po jego policzku. Szybkim gestem ręki ją otarł i ponownie wziął mnie w ramiona. - Obiecaj, że sie nie poddasz. 
- Obiecuje - wyszeptałam. Tym razem nie powstrzymywałam łez, pozwoliłam im płynąc z moich oczu swobodnie. - Jason?
- Taa? - zmusił się do uśmiechu
- Kocham cię wiesz? Będziesz i zawsze byłeś moim bratem - zobaczyłam kolejną łzę spływającą po jego policzku, ale również lekki uśmiech
- Ja cię też. Ja cię tez, Sophie.

Mokra od łez podeszłam do Nawii. Jak zawsze była twarda. Poklepałam ją po ramieniu, bo nie byłam pewna, czy chciała trochę czułości. Jednak gdy już miałam odejść i pożegnać się z innymi, nagle znalazłam się w jej objęciach. Poczułam jak silny bicz owija się wokół jej pasa. Przypomniałam sobie, jak się poznałyśmy. Jaka była szczęśliwa, gdy razem poszłyśmy po sukienkę na bal... załkała. A ja razem z nią. Wreszcie mnie puściła i przemówiła.

- Nie załamuj się. okey? Wybacz Clausowi...on tak jakby rządzi. Jest tym najstarszym. Ale obiecuje ci-nachyliła się do mojego ucha i szepnęła - Obiecuję, że tu wrócisz. Przysięgam na swoje życie.

Po tych słowach mnie puściła. Dużo czytałam o obietnicach Nocnych Łowców. Jeśli w ciągu całego życia nie dotrzyma się danej obietnicy, a przysięgało się na śmierć... tak się stanie. Trochę mnie to przeraziło, ale teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. Rozstanie z nimi wszystkimi, z Jasonem było ostatnią rzeczą jaką chciałam. Chciałam już podejść do Johna, kiedy znalazłam się w objęciach Maxa. Mimo, że na początku naszej znajomości go nienawidziłam, teraz musiałam przyznać, że nawet, ociupinkę go lubię. To co powiedział, spowodowało, że całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze.

- Jesteś potężną czarownicą Sophie. Nie chce cię straszyć, ale jeśli kiedyś stracę życie, to ty będziesz najpotężniejszym czarownikiem.

Nic więcej nie powiedział. Tylko te słowa. Trochę oszołomiona podeszłam do Clausa. Nie za bardzo go lubiła, mimo, że na początku zaprosił mnie na bal. Nie wydawał sie sympatyczny, ani miły. A już tym bardziej rozrywkowy. Na pożegnanie jedynie podaliśmy sobie ręce.

- Dziękuje za schronienie. - powiedziałam z ironią w głosie.

"Te pożegnanie też będzie trudne", powiedziałam w myślach. Szłam w kierunku Johna. Nie wiem dlaczego, ale w skoku, dosłownie w skoku, wpadłam mu w ramiona. Chwycił mnie z niewyobrażalną gracją. Jedyne, czego teraz pragnęłam to, tego żeby go pocałować. Ale nie mogłam zranić tak Zaka. Gdy spojrzałam w jego oczy, przypomniałam sobie jak się poznaliśmy. Jaki był oschły, irytujący i bezczelny. A teraz go po prostu kocham. Inaczej niż Zaka, ale też go kocham. Nie wiem czy jest możliwe, aby serce było podzielone na dwie części, w każdym razie moje chyba było. Kochałam ich obu.

- John..
- Sophie. Nathaniel jest niebezpieczny. Prędzej czy później dowie się, że nie masz gdzie mieszkać... zaatakuje cię... jeżeli coś ci się stanie ja... - głos mu się załamał. Może nie mogłam zostawić pocałunku na jego ustach, ale mogłam na policzku. Nachyliłam się, a gdy poczułam pod swoimi ustami ciepło jego skóry, wstrząsnął mną przyjemny dreszcz.
- Nic mi się nie stanie, Jonathanie. Obiecuję. 

No i poszłam w kierunku Zaka. Teraz nie musiałam się hamować. Rzuciłam mu się w ramiona i namiętnie pocałowałam. Może był to rozpaczliwy pocałunek, ale jednak był. Poczułam jak jego ręce gładzą po moim ciele. Nie odrywałam od niego ust, więc gdy się oderwał byłam lekko rozczarowana. Pamiętam jak jechałam z nim na motorze do sklepu... Jak mnie potem zostawił, a następnie dowiedział się, że jestem wampirem, skręcił mi kark... i były jeszcze inne incydenty. Na ich wspomnienie, co aż nie do wiary, uśmiechnęłam się.

- Nie zgadzam się. - od razu nerwowo spojrzałam w jego stronę
- Zak, Zak, co ty robisz....
- Nie zgadzam się. Jeśli ona odejdzie, ja także. Martwicie się o mnie i serio doceniam to, ale sam decyduję o swoim życiu i o tym co będę robił. Jeśli wyrzucacie ją, wyrzucacie i mnie. 
- Zak Herondale - odezwałam się stanowczym głosem - Ty tu zostajesz. Oni cię potrzebują, a ja potrzebuję cię żywego. Nie wiemy, co by się stało gdyby.... nawet nie chce o tym myśleć. Zgodzę się na warunki Nathaniela, a wy, ty będziesz mi pomagać, tylko z daleka. Macie Maxa. Na pewno coś wymyśli. Zak, będziemy w stałym kontakcie.. obiecuję...
- Ide z tobą. - jego stanowczość mi nie pomagała.
- Nie utrudniaj mi tego, Zak...Proszę cię... od teraz trzymaj się ode mnie z daleka. Ty starałeś się chronić mnie, teraz moja kolej. Nie chcę żebyś po raz kolejny został opętany. Rób co mówię - po raz ostatni zostawiłam na jego ustach romantyczny, ale delikatny pocałunek. Ruszyłam w stronę drzwi.

Gdy byłam już na zewnątrz zorientowałam się, że nie pożegnałam się z Jasmine, co mnie trochę bolało. Jednak poprawiała mi humor myśl, że będzie z nimi bezpieczna. Nauczy się czegoś... no będzie bezpieczna. Najbardziej przerażało mnie, że "wygnali" mnie praktycznie w nocy. Przy najmniejszym dźwięku włoski na rękach stawały mi dęba. Nie miałam się gdzie podziać. Gdy to do mnie dotarło znowu zalałam się łzami. Jeśli przeżyję jedną noc będzie to będzie cud. Tyle dobrze, że chociaż nie padało. Schowałam się pod drzewem i tam się usadowiłam. Pewnie wyglądałam wtedy jak zwykły bezdomny. Jeszcze za chwilę się mnie ludzie zaczną bać... tylko tego brakuje. Westchnęłam. Nagle poczułam bolesne ukłucie, tuż pod sercem, tuż pod nim, ale jednak obok. Spojrzałam w dół. Byłam dźgnięta nożem. Krwawiłam. Próbowałam się rozejrzeć, jednak najmniejszy ruch, sprawiał mi najgorszy ból. Napastnik poruszał się zdumiewająco szybko. Poczułam bolesny cios w brzuch. Nawet nikogo nie zauważyłam. Poczułam kolejne dźgnięcie w nogę, zaraz potem w rękę...aż w końcu byłam już całkowicie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pojawiła się nade mną postać. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Te same blond włosy, te same niebieskie oczy...na początku myślałam, że to Natalie, jednak gdy przyjrzałam się bliżej wiedziałam, że to:

- Jasmine? - zapytałam z niedowierzaniem. Chwilę potem poczułam trzask, ból i straciłam przytomność.
*********************************
No... co tu dużo mówić.... grunt, że się podobało :)

Zuza ;3
Ps. Przepraszam, że tak długo! ;P

wtorek, 23 czerwca 2015

WAŻNE! :-(

Nie jest to jeszcze oficjalne, ale zastanawiam sie nad zawieszeniem bloga. Owszem, może czyta pare osób i pare tylko komentuje. Tak na prawdę czuję sie jakbym pisała dla jednej osoby i jestem jej na serio wdzieczna, że czytała, że się jej podobało. Jednak, gdy czytam, obserwuje inne blogi to jestem rozczarowana. Na prawdę myślałam, że ta opowieść się spodoba. A gdy widzę, że jest tylko 1000 wyświetleń, z czego komentuje tylko jedna lub dwie osoby.... to szkoda gadać. Jestem zawiedziona :-( Nie mówie, że całkiem kończę z pisaniem. Może zaczne pisać coś nowego... :-( Dziękuje wszystkim, którzy czytali i odwiedzali mojego bloga! :-)

Zuza ;3

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 13


Byłam... sama nie wiem co. Wściekła? Smutna?  Po tym co powiedziała Nawia, powinniśmy zejśc czym prędzej na dół i sprawdzić co się dzieję. My jednak, czyli ja i Zak, ciągle staliśmy w miejscu, a dokładniej w jego pokoju. Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem i ruszył do drzwi.

- Zak, ja...
- Sophie - spojrzał na mnie tak poważnie, że przeszły mnie dreszcze - Pogadamy później. Musimy sprawdzić co się stało. Chodź.

Nie mogłam protestować. No bo niby co miałam mu powiedziec? Że chcę wyznać mu uczucia i, że ma ze mną zostać? Wyszłabym wtedy na kompletną idiotkę. Bez słowa poszłam za nim. Gdy wyszliśmy z jego pokoju, mieliśmy doskonały wgląd na to co stało się na dole. Byłam wstrząśnięta. Myślałam, że Nathaniel wszedł niezauważalnie i po prostu ją... no nie wiem, wziął? Zabrał? W każdym bądź razie było na odwrót. Cały salon był poprzewracany do góry nogami. Piękny, solidny, ogromny drewniany stół był teraz roztrzaskany na drobny mak. W każdej części pokoju można było dostrzec kawałki pięknego drewna. Podobnie wyglądały teraz półki na książki. Kartki z książek były poszarpane, powyrywane. Półki, w których one stały... były w koszmarnym stanie. Nagle zauważyłam, że podczas gdy ja stałam jak wryta i gapiłam się na to, co się stało, to Zak i cała reszta, nawet John walczyli w obronie Instytutu. Moją uwagę przyciągnęła walcząca Nawia. Poruszała się zwinnie jak kocica. Uderzała biczem w demona, tak jakby sprawiało jej to radosc. W jednej chwili demon złapał jej bicz i ciągnął ją ku sobie. Już myślałam, że źle się to skończy, kiedy znikąd pojawiła się Jasmine. Rzuciła seraficki miecz Nawii, a ta z kolei ciachnęła nim demona. Po tym ciosie z wroga został już tylko proch. W innej części budynku Zak i John walczyli ramię w ramię. Pokonywali demony z taką lekkością, a zarazem niesamowitą gracją. To znowu w kolejnej części pokoju walczył Claus. Szerze mówiąc nie spodziewałam się, że potrafi tak walczyć. Gdy go poznałam wydawał mi się.. dziwny? Sama nie wiem. Wiedziałam tyle, że żaden demon nie był w stanie go pokonać. Czyiś krzyk sprawił, że gwałtownie się odwróciłam w stronę dochodzącego dźwięku. W kącie sali zobaczyłam demona który niemal leży na Jasonie i wbija mu w ramię żądło. Jason próbował z całej siły walczyć, uwolnić się, jednak demon był silniejszy. Żądło wbijało się coraz głebiej. Jeśli wbije się jeszcze choćby o centymetr, Jason może zginąć. Musiałam coś zrobić. Bez wyposażenia, bez broni pogiebłam w tamtym kierunku. Usłyszałam za sobą wołanie Zaka, jednak nie byłam w stanie usłyszeć co wołał. W całym tym zamieszaniu panice... nie było czasu na rozmowy. Użyłam swojej wampirzej szybkości i z gracją minęłam wszystkim walczących. Nawet nie byłam pewna, czy w ogóle mnie zauważyli. To sie teraz nie liczyło. Nim zdążyłam mrugnać znalazłam się przy demonie i Jasonie. Chwyciłam demona za ramiona, jeśli tak można było nazwać jego częśc ciała. Używając całej siły odciągnęłam go od przyjaciela. Uderzyłam nim o ziemię z taką siłą, że mury Instytutu się zatrzęsły. Czułam gniew, nienawiść.

- Nie wiem, czy Nathaniel to teraz słyszy - wycharczałam - Ale jeśli tak to wiedz, że już przegrałeś. 

Uniosłam ręcę. Wystrzeliło z nich bladoniebieskie światło. Wystarczyła sekunda, dwie, a demona już nie było. Pod moją mocą spalił się na popiół. Gdy opuściłam ręcę, opadałam z sił. Wiem, że moja moc jest przydatna, ale myślę też, że to mnie zabija. Za każdym razem gdy jej używam... to mnie zabija. Widziałam jak Zak idzie w moją stronę. Chciałam do niego podbiec, rzucić mu się w ramiona i wreszcie mu powiedzieć co czuję. Jednak, gdy zrobiłam zaledwie jeden krok, upadłam na ziemię. Poczułam piekący ból, zarówno w głowie, jak i we wszystkich mięśniach, kościach. Czułam się tak jakbym umierała. Nagle zobaczyłam nad sobą twarz Jasona. Zauważyłam, że wziął do ręki stele i zaczął kreślić mi na ręce jakiś znak. Oczywiście musiała być to runa uzdrawiająca, czyli Iratze, ponieważ zaraz po tej czynności poczułam jak wszystko wraca do normy. Zmusiłam się na niego spojrzeć.

- Gratulacje Sophio. - powiedział Jase.
- Czego? - wychrypiałam
- Zabiłaś przywódcę demonów. Po tym jak strzeliłaś do niego tym światłem i bum, bam, zniknęły wszystkie pozostałe demony. Nie wiemy, czy zginęły razem z nim, co jest mało prawdopodobne, czy tylko się przestraszyły i uciekły....
- Obstawiam drugą wersję - powiedział John i pomógł mi wstać.
- Dzięki... - wyszeptałam
- Coś ty sobie myślała kretynko... - znikąd pojawił się Zak. Spojrzałam na niego urażonym wzrokiem, jednak zanim zdążyłam zareagować, podszedł bliżej i mnie przytulił. Zapomniałam o gniewie i odwzajemniłam uścisk. - Skoro tak chcesz walczyć, musisz być do tego odpowiednio przygotowana.
- Tak wiem. - powiedziałam pelnym napięcia głosem - I dlatego potrzebujemy Maxa.
- Ja myślę, że najpierw powinnaś nauczyć się podstawowych rzeczy w walce.... - wtrącił John, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Walczyć umiem doskonale. Nie potrzebuje treningów. Potrzebuję przede wszystkim Maxa i jego pomocy w abra kadabra i hokus pokus. - uśmiechnęłam się.
- Nie sądze... - zaczął mówić Zak
- Nie zgadzam się - powiedział jednocześnie John
- No nie wiem... - zaczęła Nawia
- Myślę, że to świetny pomysł - powiedział Jason i natychmiast wszyscy na niego spojrzeli - No co? Ona na prawdę umie walczyć, za to z magią gorzej. Za każdym razem gdy jej używa... coś jej się dzieje. Trzeba nad tym zapanować.... - chciał mówic dalej ale mu nie pozwoliłam, rzucając mu się w objęcia.

Po wypowiedzi Jasona, wszyscy poszli po Maxa, co ja osobiście uważałam za zbędne. Przecież mogła iść tylko jedna osoba... Poszli prawie wszyscy. Zostałam sama z Jasonem. Przygotowywał salę do moich treningów, a ja mu pomagałam. Prawie przez cały czas milczeliśmy, gdy w końcu się odezwałam.

- I... jak tam? - zapytałam. Spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
- A nic jakoś zyję, a tam?
- Jason.... Jak ci się układa...
- Co masz na myśli? - przerwał mi w połowie zdania.
- Och.. no wiesz.. - czułam, że się rumienie - Jak się sprawy mają z Nawią? - wreszcie to z siebie wydusiłam
- Z Nawią? - spytał niepewnie - Myslisz, że ja....że ona... że my?
- Tak, Jason. Że ty...że ona, że wy. Możę byście tak ruszyli do przodu? To robi się żenujące...
- Żenująca jest twoja sprawa miłosna - zakpił
- To znaczy? - zapytałam niepewnie.
- No wiesz.... tu John, tu Zak. Wiesz, że musisz wybrać jednego? Oni nie są zabawkami Sophia. Zdecyduj się. - zauważyłam, że chciał wyjsć. Nie protestowałam. Jednak gdy był już przy drzwiach, uświadomiłam sobie, że to co mi powiedział w jakiś sposób mi pomogło.

- Jason? - zapytałam
- Yhym?
- Dziękuję.
- Za co? - zapytał zdziwony
- Za wszystko.
                                                                             **********

Natalie nie wiedziała co się właściwie wydarzyło. W jednej chwili była jeszcze w celi. Zaczęła kreślić kreski, tak jak robili prawdziwi kryminaliści. A tu nagle pojawił się jakiś dym i .... zasnęła. Obudziła się na kolanach Nathaniela. Gdy to do niej dotarło, blyskawicznie się podniosła i uderzyła niechcący nogą w stolik. " Będzie siniak", powiedziała w myślach. Nathaniel spojrzał na nię zdezorientowany. Chociaz, może się jej wydawalo, ponieważ w jednej chwili przybrał zwykly obojętny wyraz twarzy. Ale za chwilę znowu, obojętny wyraz zmienił się w wściekłośc.

- Co ty narobiłaś?! - krzyknął - Jak ty mogłaś dać się złapać.... - chwycił twarz w dłonie. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Był szczerze załamany.
- Ja nie... To John im powiedział...
- Tak, wiem, że to John. Ale ty nie walczyłaś. Po prostu cię zamknęli. Czemu? - spojrzał na nią przepełnionym bólem wzrokiem.
- Bo.... - westchnęła - Wiesz.. w głębi serca ja bym chciała do nich dołączyć.... - ostrożnie spojrzała na Nathaniela. Nic nie powiedział, więc kontynuowała - Gdy byłam tam przez parę dni, widziałam jak oni siebie kochają. Są prawdziwą rodziną. Wbrew pozorom czułam się tam bezpiecznie, jak w domu. Z tobą... jest sztywno. Dziwnie. Tylko praca, praca i zero zabawy. Jeszcze ta miłość jaką Zak darzy Sophie... jest po prostu niewyobrażalna. Czy ty... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ poczuła piekący ból na policzku. Nathaniel ją uderzyl. Ze łzami w oczach poszła na drugi koniec pokoju. Byle jak najdalej od niego. Ostrożnie spojrzała w lustro. Widziała wyraźne odbicie pięciu palców. Na początku białe, potem jednak przybrało kolor czerwony. Nie spojrzała na Nathaniela, po prostu się rozpłakała.
                                                                           **********

Jasmine nigdy nie doznała takiego szoku. W jednej chwili spokojnie piła sobie sok jabłkowy w kuchni, a po jedynie sekundzie, przez okno wpadły jakieś bestie. Byłaby zginęła, gdyby nie John. Wcześniej go nie poznała. Omijała na korytarzu. Budził w niej lęk. Teraz jednak, darzyła go ogromnym szacunkiem. Patrzyła na niego z podziwem. Uratował jej życie. Przystojniak uratował jej życie. Najbardziej podobały się jej, jego oczy. Niby były jak czarna dziura, która cię wciągnie i już nie wypuści. Jednak, gdy przyjrzała mu się bliżej, zobaczyła w tych oczach ciepło, troskę... miłość.  Postanowiła poznać go bliżej. Wiedziała, że coś go łączyło z Sophie. Nie chciała się z nią ponownie kłócić i to znowu z powodu chłopaka. Musiała się spytać jej o zgodę. Być może będzie wniebowzięta, że John kogoś sobie znajdzie, będzie miał przyjaciółkę, a być może będzie tak wściekła, że zabije ją gołymi rękami. Tak czy siak, musiała zaryzykować.
                                                                          **********

Doszliśmy do wniosku, że skoro już zdradziliśmy wszelkie tajemnice Jasmine, to musimy nauczyć ją jak się walczy. Na początku nie chcieli się zgodzić. Mowili, że to jakieś szaleństwo, że bedą uczyć przyziemną jak walczyć z demony. Jednak bądź co bądź wreszcie udało mi się ich przekonać. Jej szkolenie będzie odbywało się tak, jak kiedyś mialo być ze mną. Codziennie, lub co jakiś czas będzie ja uczyć jedna osoba. Zdecydowaliśmy, albo raczej zdecydowali, żebym poszła na pierwszy ogień. Uznali, że ponieważ ją znam, to będę mogła ja wprowadzić w ten świat, do Instytutu, i do nich. Na początku stawiałam opór, później jednak się zgodziłam. No to teraz mam. Za dokładnie 12 minut zacznie się nasz oficjalny trening. Nie wiem, czemu, ale byłam taka jakaś... zestresowana, zdenerwowana, choćbym miała trenować obcą mi osobę. Starałam się uspokoić, jednak to nie było takie proste. Gdy minęło 10 minut usiadłam na ziemi i cierpliwie czekałam. Oparłam głowę o ścianę i zamknełam oczy. Gdy poczułam dotyk czyjeś dłoni na swoim ramieniu podskoczyłam jak oparzona. Nawet przyjęłam pozycję obronną. Byłam gotowa do walki. Gdy okazało się, że to Jasmine, odetchnęłam z ulgą. Spojrzała na mnie przestraszona. Gdy zauważyłam, że wyglądam jak dzika pantera gotowa do walki, lekko się zaśmiałam i stanęłam normalnie. Skinełam jej głową w kierunku drzwi. Z lekkim wahaniem weszła do środka. Trening miałyśmy w zwykłej sali. Wyglądała jak zwykła sala gimnastyczna, które na ogól znajdują sie w szkołach. Mimo to, zastanawiałam się jaka będzie jej reakcja, gdy zobaczy tyle broni. Tak jak się spodziewałam lekko podskoczyła, ale nic nie powiedziała. Stenęlyśmy naprzeciwko siebie. To byl moj pierwszy trening. Oby nie pierwszy i ostatni. Zaśmiałam się pod nosem.

- Wybierz jakąś broń, oprócz serafickiego ostrza. Jego mogą używać tylko Nocni Łowcy. - starałam się, aby moj głos brzmiał w miarę spokojnie. Gdy uświadomiłam sobie, że zaczynam ten trening tak jak kiedyś Natalie zaczynała ze mną.... Natalie. Na samo wspomnienie o niej, byłam gotowa rozerwać komuś z gniewu głowę. Musiałam się opanować. Wbiłam paznokcie w skórę. Gdy spojrzałam na swoje dłonie, zauważyłam, żę cieknie z nich krew. Szybko je otarłam i wskazałam Jasmine biurko z bronią. Długo jej zajeło, zanim coś wybrała. W końcu wybrała bicz. Uśmiechnełam się. Nie wiem, czy to dlatego, że wybrałam dokładnie to samo, czy dla tego, że nie da sobie z nim rady. Podeszłam do biurka i również wzięłam bicz. Najpierw pokazałam jej w normalnym tempie co musi zrobić. Ćwiczyłyśmy na arbuzach, więc było bezpieczniej niż na moim treningu. Choć na wspomnienie o tym, jak odcięłam Natalie pukiel włosów.... zawsze było warte, aby do niego wracać. Gdy już trzasnęłam biczem, spojrzałam na Jasmine. Kompletnie nie załapała.
- Jeśli chcesz poprawnie uderzyć biczem, musisz wziąć odpowiedni zamach. - pokazałam jej tym razem w wolniejszym tempie. Gdy wreszcie spróbowała, mało by brakowało i odcięłaby sobie ramię. Odetchnęłam gdy okazało się, że nic jej nie jest. Nasz trening trwał w sumie 2 godziny, podczas którego Jasmine prawie 10 razy odcięła sobie ramię. Musiałam jednak przyznać, że pod koniec radziła sobie coraz bardziej. Gdy chowałam bron do torby, Jasmine zadała mi pytanie, przez które upuściłam serafickie ostrze.

- Byłaś kiedyś z Johnem?
- E co? Nie, znaczy... e sama nie... - ogarnij się, nakazałam sobie w myślach - Nie byliśmy razem. - powiedziałam tym razem spokojnym głosem. Jednak gdy już jej odpowiedziałam, poczułam lekkie ukłucie w sercu.
- Czyli gdybym zaprzyjaźniła się z nim, to nie miałabyś nic przeciwko? - "jasne, że bym miała..."
- Nie.... - powiedziałam ochrypniętym głosem.
- Dzięki Sophie! - podbiegła i mnie przytuliła. Jednak gdy odeszła zaklęłam głośno.

- Cóż to za słowa młoda damo? - gdy usłyszałam głos Zaka, uderzyłam głową o stolik i kolejne przekleństwo wyszło z moich ust. - Sophie! Słownictwo! - zaśmiał się.
- Sorki... nerwy.
- Jak poszło z Jasmine? - zapytał podchodząc bliżej. Przypatrzyłam się jego strojowi. Był ubrany... normalnie. Pierwszy raz widziałam go bez broni u pasa. Miał ubrane czarne spodnie, do tego białą koszulę, przez którą świetnie było widać jego mięśnie. Do tego włosy były w nieładzie co stanowiło świetną całość. Gdy spojrzałam mu w oczy, zarumieniłam się.
- Dobrze... znaczy.. niedobrze. Nie radzi sobie.
- Co wybrała? - gdy zauważył, że nie zajarzyłam pytania, skinął głową w kierunku stołu.
- Aaa, no wybrała bicz. - zagwizdał.
- Szacun - powiedział
- Czemu? - zapytałam wrednym tonem, przez co znowu zaklełam, tylko tym razem w myślach.
- Zazdrosna? - podszedł bliżej. Moje serce przyspieszyło.
- Nie, niby czemu? - siliłam się na zwykły ton, jednak chyba nie bardzo mi się to udało, ponieważ wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nieważne - zaczął i zrobił krok do tyłu. Chciałam za nim zawołać: "Wróć! Czemu się cofasz?". Jednak się powstrzymałam. - Bicz to bardzo trudna do opanowania broń. Używają jej tylko najlepsi, dlatego zdziwiłem się kiedy ty go wybrałaś i od razu za pierwszym razem odcięłaś Natalie pukiel włosów. - przy tych słowach się zaśmiałam - Jestem pod wrażeniem. 
- Raz mi się udało.... nie ma co być pod wrażeniem. Z kim ma jutro trening? - spytałam. Spojrzał i prosto w oczy.
- Ze mną.
*******************************************
Wiem, że ostatnio pisze dosyć krótkie, ale nie liczy się ilość tylko jakosć. Za niedługo pojawi się kolejny! Sorki, jeśli pojawią się literówki :)

Zuza ;3

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 12



John był wściekły na samego siebie, za to co powiedział Zakowi. Teraz nie umiał sobie tego przebaczyć. Jak on mógł powiedzieć, że nie kocha Sophie?! Przecież to wcale nie musiała być prawda, że są rodzeństwem. Poznał by to. Może i to już sprawdzali i może się to zgadzalo. Ale mogło być też tak, że Nathaniel jakoś im to wmówił. Może miał wtyczkę do wszystkich danych. Coś tu nie grało. Czy ona na prawdę była jego siostrą?
                                                                   **********

Obudziłam się w nieznanym mi pomieszczeniu. O dziwo wcale nie był jakoś bardzo przerażający. ie wiem, czy to wina tego, że nie odczuwam strachu, czy po prostu nie jest straszny. Trudno się połapać. Ostrożnie się rozejrzałam. Pokój był raczej pokoikiem. Malutki na jakieś 2 metry. Próbowałam wstać, ale coś mnie przytrzymało. "Świetnie. Tego jeszcze nie było". Byłam przykuta łaćnuchami do ściany. Szarpnęłam z całej siły. Nic. Nic, oprócz potwornego bólu. Szarpnęłam ponownie. Nic.

- Miło widzieć, że ci się nie nudzi - usłyszałam przed sobą donośny śmiech. - Wybacz, że cię przykułem, ale tak jest bezpieczniej...
- Miło widzieć, że się mnie boisz - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Bardzo zabawne. Tak, że aż wcale....kiedy zgłodniejesz po prostu zawołaj...
- Masz mi wyjaśnić o co chodzi. Nie jestem żadna Sylvia, prawda?
- Jakaś ty mądra! Należą ci się oklaski. Widzisz w porównaniu do ciebie, John łatwo mi uwierzył, czego na początku się nie spodziewałem. Ale tak, masz racje, nie jesteś żadną Sylvią. Jego siostra dawno zgineła. Właściwie to ją zabiłem. Nie sądziłem, więc, że mi uwierzy.
- Woow, zabiłes jego siostrę, brawo. Możesz mnie stąd uwolnić, żebym mogła cię wreszcie zabić?
- Nie bardzo. Mam jeszcze sporo zycia przed sobą! Nie chce umierać! - zaśmiał mi się w twarz - A co do twojego brata, też go zabiłem.. po prostu stawiał mi się. Wiesz, nie toleruję takich zachowań. - coś we mnie pęklo.  Tak jakby wróciło mi jedno uczucie. Gniew. Szaronęłam jeszcze raz z całych sił łańcuchy. Udało się. Dostrzegłam w oczach Nathaniela przerażenie. Rzuciłam się na niego. Zamachnełam się i uderzyłam go w szczękę. Z brzękiem upadł na podlogę. Gdy chciałam zadać śmiertelny cios, nagle znalazłam się w milutkim salonie w Instytucie.
                                                                       **********

- Wy popaprańcy! Już go miałam!
- Nie mogliśmy cię tam zostawić. Musieliśmy cię uratować? - powiedzial Max
- Nie potrzebowałam pomocy! Świetnie sobie radziłam! Mogłam go zabić! 
- Nie da się zabić Nathaniela. -  powiedział John - Na pewno nie tak łatwo. On jest nieśmiertelny. Zabić może go jedynie ktoś z rodziny, specjalną bronią. I prosto w serce - wszyscy na niego spojrzeli, włącznie ze mną.
- Nathaniel nie ma rodziny - powiedział Zak.
- A może ma? - wtrącił Max
- Dowiedz się tego - zwrócila sie do czarownika Nawia.
- Z przyjemnością. Zwłaszcza, że jestem już na tropie - spojrzał na Johna i Zaka - Wy dwaj, panowie. Zapraszam za mną. - poszedł w stronę tego pomieszczenia, gdzie zabrał mie na próbę. John i Zak w wahaniem, ale poszli za nim, zostawiając nas w osłupieniu.
                                                                    **********

Nawia sporo o tym wszystkim myslała. O tej całej sprawie z Nathanielem, z włączeniem człowieczeństwa Sophie, z tą cała armią, wojną. Nie miała już siły. Odkąd zjawiła się Sophie, są same problemy. Wszystkich dookoła rani. Zaka, Johna, ją samą, a nawet....

- Przepraszam... - wyjąkała. Nie widziała na kogo wpadła, dopóki nie uniosła głowy. - Jason? - rzuciła mu się w ramiona. Ale kiedy odświeżył się jej mózg, migiem się cofnęła. Jason spojrzał na nią pytająco.
- Wszystko okay? - spytał
- Co? Nie, tak, nie wiem.
- Jason....
- Nawia... - powiedzieli jednocześnie. Oboje się zaśmiali - Ty pierwsza.
- Chodzi o to... - zaczęła - Ta cała sytuacja.... Przerasta mnie to. Odkąd zjawiła się Sophie... wszystko się tak jakby popsuło.
- Nie sądzę, żeby była to wina Sophie. To coś innego... myślę, że dawna zgoda między nami jakoś się rozwiała. Nie powinno się tak stać.
- Myślisz, że dojdzie do wojny? - zapytała.
- Myślę, że tak.
- I co wtedy?
- Wtedy będziemy walczyć.
                                                                         **********

John i Zak szli za Maxem w milczeniu. Nie da się ukryć, że za bardzo się nie lubią. To ze względu na Sophie? Czy może na ich osobiste problemy? Nie wiedzieli po co Max kazał im iść za nim. Co oni mieli wspólnego z rodziną Nathaniela?

- Stójcie.... - Gdy dotarli na miejsce, Max chodził tam i z powrotem, jakby szukał jakiegoś... - Tutaj. Stańcie tutaj. - posłusznie zrobił to John. Max spojrzał na Zaka z uniesionymi brwiami - Obaj. - Zak niechętnie stanął obok Johna. - Starajcie się o niczym nie myśleć. Oczyśćcie umysł. Sangiunam.... - zaczął mówić jakieś zaklęcie.

Po chwili Zak i John poczuli rosnący ból w głowie. Obaj czuli to samo jednocześnie. Mieli wrażnie, że ktoś próbuje wwiercić im się do środka. Po chwili bół w głowie minąl, ale nasilał się kolejny. Ty razem mieli wrażnie choćby ktoś obcinał im dłonie. Krzyczeli. Obaj czuli to samo. W tym samym czasie. W tym samym momencie.. Po chwili ból całkowicie ustał.

- No to już wszystko wiadomo. - powiedzial Max.
                                                                         **********

Nim zdążyłam zareagować, znów znalazłam się w celi. Wszystko było po staremu, oprócz jednej rzeczy. Na biurku leżał zaadresowany do nie list. Z wahaniem rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać.

"Sophie.... Nie wiem, czemu to zrobiłaś. Czemu to wyłączyłaś? Zbliża sie wojna. Rozwiązuje się wiele rzeczy, a prawdziwa ty jest nieobecna. Wiem, że być może dużo wycierpiałaś, ale tak na prawdę nic nie wiesz o bólu, o cierpieniu. Ja przeżyłem dużo więcej, straciłem dużo więcej.... jednak nie mogę ci tego wyjaśniać liście. Potrzebujemy każdej pomocy. Każdej. W szczególności twojej. Nathanielowi zależało na tym, abyś wyłączyła uczucia. Chcesz żeby wygrał? Nie pozwól na to. Potrzebujemy cię. JA CIĘ POTRZEBUJĘ...."

Zak

Gdy doszłam do słów "Ja cię potrzebuję", rozpłakałam się. Wszystko to, świadomośc, że chciałam  być wolna i dla tego wyłączyłam człowieczeństwo.... momentalnie się nie liczylo. Wszystkie uczucia wróciły. Włączyłam to.
                                                                          **********

- Co wiadomo? - Zapytali chórem.
- Jakie to piękne... - zaczął Max - Jesteście braćmi.

- CO?! - Wykrzyknęli w tym samym momencie.
- Nie kłócić się z czarownikiem, my zawsze mamy rację. Jesteście braćmi i już. Koniec kropka.
- To znaczy, że Sophie to moja siostra? - zapytał Zak.

- Nie. Nie jestem twoją siostrą. - powiedziałam. - Ani twoją, ani Johna. Nie mam na imię Sylvia, tylko Sophie.....
- Nie mamy czasu na twoje humorki, idź z powrotem do....

- Sophie! - krzyknąl Zak i automatycznie do mnie podbiegł. Rzuciłam mu się w ramiona. - Włączyłaś to... - znów mnie przytulił, a ja poczułam trzepoczące skrzydełka motylków w brzuchu.
- T...tak.. - wyjąkałam - Ja to dla ciebie, Zak... ja cię....

- Sophie! Jak dobrze! - moje czułe wyznanie przerwał mi John. Podszedł do mnie, odepchnał Zaka i mnie przytulił. - Co sprawiło, że to włączyłaś? - chciałam mu powiedzieć prawdę, że to dzięki Zakowi, ale gdy dostrzegłam troskę w jego oczach... być może miłość, szybko zmieniłam zdanie.
- A tak jakoś... - uśmiechnęłam sie. Rozejrzałam się za Zakiem, jednak go już nigdzie nie było.

Zapominając o czymkolwiek wybiegłam z sali i popędziłam na poszukiwania Zaka i jak to ja... wpadłam na niego na schodach.

- Dokąd tak biegniesz księżniczko? - popatrzyłam mu w oczy. Jego piękne szaro-czarne oczy... sprawiły, że nogi się pode mną ugięły
- Szukałam cię, Zak.
- No to znalazłas... Sophie ja chciałem, żebyś wiedziała.....
- Sophie? - z dołu usłyszałam znajomy głos. Z trudem odwróciłam się od Zaka i spojrzałam w dół. N dole w całej okazałości stała Jasmine. Moja dawna Jasmine. To sprawiło, że łza spłyneła mi po policzku. Gdy biegłam na dół, usłyszałam za sobą klnącego Zaka.
- Jasmine? - zapytałam gdy stałam już z nią twarzą w twarz.
- Przepraszam, że była zazdrosną suką.... że zakończyłam przyjaźń... i chce to naprawić.... - zaczeła.
- Nie ważne co bylo kiedyś. Teraz i ja i ty jesteśmy innymi osobami. To co, zaczynamy od nowa? 
- Oczywiście... a teraz leć do Zaka, zdaje się, że wam przerwałam...
- Tak masz racje, Zak. Gdzie poszedł?
- Zgaduje że do swojego pokoju - zaproponowała.

Bez wahania ruszyłam znowu po schodach i bez pukania weszłam do jego pokoju. Przypuszczenia Jasmine się sprawdziły. Był tu. Siedział na kanapie i gorączkowo nad czymś myślał. Gdy mnie zauważył był lekko zaklopotany...

- Sophie... co ty tu.....
- Posłuchaj mnie Zak. chce ci coś powiedzieć..... Chce żebyś wiedział, że aj cię ko....

- Nathaniel odbił Natalie! - z dołu usłyszałam wołanie Nawii.
*********************************************************
Wiem, że znowu krótkie, pogmatwane itd.. :D Ale powoli zbliżamy się do finiszu.. ;) Przepraszam, jeśli pojawily się jakieś literówki! :)

Zuza ;3

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 11


Jak na razie trzymają mnie w "więzieniu" razem z Natalie. Nie mogłam z nią już wytrzymać. Cały czas zadaje masę pytań, na które, albo nie znam odpowiedzi, albo nie chce mi się jej udzielać. Podczas gdy Natalie panikowała, że jest "więźniem", ja siedziałam oparta o ścianę i odbijałam piłeczką. Spojrzała na mnie poirytowana.

- Czego? - warknełam.
- Jak ty możesz tu tak siedzieć w błogim spokoju, podczas gdy siedzimy zamknięte w celi?!
- E no wiesz... normalnie? Za to ty mogłabyś przestać histeryzować....
- Ja histeryzuję, tak?!
- O jezu.... Wypuście mnie z tąd! Dłużej z nią nie wytrzymam! - zawołałam bezbarwnym głosem do drzwi.
- Serio? Tylko na tyle cię stać?
- Natalie. Posłuchaj uważnie. Ja chcę spokoju. Więc do jasnej ciasnej weź się ogarnij, okay?
- Wiesz, że nie wytrzymasz? - uśmiechneła się podle
- Czego? 
- Suchoty. Będziesz coraz bardziej spragniona, a ja nie chcę być twoim pożywieniem.
- Wystarczy, że masz dobrą krew....
- Sophie! - krzyknęła - Gdzie się podziała tamta wrażliwa Sophie?!
- Już jej nie ma, pogódź się z tym. - uśmiechnęłam się słodko
- Masz rację, ja mogę sie pogodzić. Gorzej z Johnem i Zakiem, nie sądzisz? Oni się nie pogodzą z tym faktem...
- Może. Nie obchodzi mnie to. Mam ich gdzieś - odparłam, co nie wiem, czy do końca było to prawdą.
                                                                            **********

Nathaniel był wściekły. Gdyby ktoś teraz do niego przyszedł, to najchętniej by go zabił. Może Nocni Łowcy tego nie wiedzieli, ale on dowiadywał sie o wszystkim. Wszędzie miał ludzi. Szpiegów. Był tak poirytowany, ale też tak wściekły.... nie umiał opanować swojego gniewu. Kopnął z całej siły w znajdujące się najbliżej krzesło. Roztrzaskał je na drobne kawałeczki. Nie mógł uwierzyć, że John wyznał im wszystkim prawdę... Na prawdę myślał, że coś z niego będzie....jednak pomylił się. A zrobił to wszystko, zdradził im plan bo co? Bo się zakochał! Nathanielowi na tę myśl  chciało się śmiać, jednak był za bardzo zły. Na dodatek przez niego pojmali Natatlie. Musiał ją jakoś odzyskać. Była denerwująca, ale też inteligentna i przebiegła. Potrzebował jej. Już nawet sam nie wiedział do czego. Dniami i nocami się nad tym zastanawiał. Czy na prawdę była mu aż tak bardzo potrzebna do planu, czy może po prostu chciał, aby była blisko? Nie wiedział. Ale na samą myśl o tym, że mógł się zakochać, coś działo się w jego żołądku. Mimo, iż wiedzieli jaki miał plan, nie zamierzał z niego zrezygnować. A teraz, kiedy Sophie ma wyłączone człowieczeństwo.... może mu się udać. Może jeszcze wygrać. Jedno wiedział na pewno:

- Nie poddam się. Nigdy.
                                                                         **********

- Dlaczego ona to zrobiła? - zapytała Nawia - Nie miała przecież setki problemów, aż tak źle nie było....
- To jego wina - wskazał Zak na Johna
- Moja, tak?! - wybuchnął - Jesteś pewien, że moja?! A może twoja?
- Uważaj...
- Dzieci starczy - przerwał im Max - Zakusiu wiesz, że cię ubóstwiam, ale wierzę Johnowi, tak samo jak Sophie.
- Powariowaliście... 
- Nie. Nie powariowaliśmy. Johnie proszę... - zaczął Max
- Dobrze - zaczął. Widząc, że Zak od razu chciał mu przerwać, dodał pospiesznie - Daj mi powiedzieć, Zakusiu. Poskładajmy fakty. Sophie wyłączyła człowieczeństwo. Natalie prawdopodobnie wciąż pracuje dla Nathaniela. Nie mówiłem wam jeszcze, ale Nathaniel zamierza... stworzyć armię. Chce przekabacić na swoją stronę szczegolnie wampirów, bo mogą one hipnotyzować ludzi. Chce, aby zahipnotyzowały w szczególności Nocnych Łowców....
- Nas nie da sie hipnotyzować....- wtrącił Jason
- Dlatego Nathaniel ma zamiar ich udoskonalić. Chciał zacząć od Sophie. Nie będe tego ukrywał, ale jego celem, tak naprawdę nie jest wcale ona.
- To kto? - zapytali jednocześnie
- Ty. - spojrzał na Zaka. - Wszyscy wiemy Zak co się stało.... w twojej młodości. Co zrobiłeś, że byłeś "opętany" przez.....
- Starczy, po co on mnie chce?
- Chce ponownie cię opętać. Bądź czujny. Jeżeli chodzi o Sophie. Nathaniel wie, że ma wyłączone człowieczeństwo....
- Od ciebie, tak? - zapytała Nawia
- Nie. - spojrzał jej w oczy. - On ma wszędzie szpiegów. Skoro więc wie, będzie chciał uderzyć i wyciągnąc z tąd przede wszystkim Natalie. Nie będzie się jednak spieszył. Poczeka aż się załamiecie. Dltego musimy jak najszybciej przywrócić naszą prawdziwą Sophie. - powiedział, pełen napięcia głosem - Musimy.
                                                                     **********

- Ja tu nie wytrzymam dłużej - cały czas, Natalie to powtarzała. Przez co na prawdę miałam ochote ją zjeść.
- Czy możesz się zamknąć? Wiesz, to że nie mam uczuć nie znaczy, że nie czuję poirytowania, czy nie odróżniam sarkazmu, czaisz? 
- W sumie to masz racje, w końcu Nathaniel po mnie przyjdzie, więc...
- Taa, daruj mi szczegółow, okay?
- Pff, wolałam tamtą Sophie...
- Ja cię sune... dobra, skoro chcesz tu sobie czekać na swojego wybranka, to sobie czekaj, ja nie mam zamiaru być więźniem. 

Na chwiejnych nogach podeszłam do drzwi, uważnie się im przyglądając. Okazało się, że w cale nie są takie potęzne, jak na pierwszy rzut oka się wydawały. Z całej siły w nie kopnęłam. Ani drgnęły. Usłyszałam za sobą śmiech Natalie.


- Ty na serio myślisz, że uda ci się....

Nie słuchałam jej uwag. Kopnęłam w drzwi jeszcze raz, tym razem mocniej. Nic. Kolejny raz. Nic. Kolejny raz... i drgnęły. To od razu powstrzymały śmiech mojej towarzyski. Odwróciłam się do niej z triumfującym usmiechem. Kopnełam w drzwi po raz kolejny. Drgnęły już mocniej. Jeszcze raz, i kolejny i... wykopałam je z nawiasów. Teraz był tylko pusty prostokąt, który prowadził na wolność.

- No to idziemy. - powiedziała Natalie. Spojrzałam na nią rozbawionym wzrokiem.
- My? Posłuchaj, to, że nie mam uczuć, co ci już powtarzam po raz setny, to nie znaczy, że nie jestem choć ciut sprawiedliwa. A ty nas zdradziłaś, więc bądź co bądź ty tu zostajesz, a ja idę. 
- I myślisz, że mnie powstrzymasz? - uśmiechnęła się szyderczo - To w takim razie będziesz musiała zatrzymać mnie tu siłą. 

Jeszcze teraz tylko tego brakowało. No i na co jej to? No, ale w sumie będzie zabawnie. Spojrzałam na nią i zachęciłam ją do ataku, skinięciem głowy. Ruszyła na mnie w biegu, gotowa do zadania morderczego ciosu. Zrobiłam szybki i sprawny unik. Zdezorientowana na mnie spojrzała a ja tylko zaśmiałam się jej w twarz. Mimo to, nie ustępowała. Ruszyła na mnie ponownie. Tym razem, zaraz po moim pięknym uniku, walnęłam ją z całej siły w plecy. Wrzasnęła z bólu i upadła na ziemię, jęcząc. Spojrzałam na nią jeszcze raz rozbawionym wzrokiem i poszłam w kierunku drzwi. Gdy coś zwaliło mnie z nóg. Popatrzyłam na ta osobę, nie byłam jeszcze w stanie jej rozpoznać. Chciałam wstać, ale poczułam jak trafia mnie kolejny cios, tym razem w brzuch. Potem następny w twarz, i wreszcie jeszcze raz w obie nogi. Gdy z trudem otworzyłam oczy, dostrzegłam nad sobą Nawię.

- Boże.. Nawia... pożałujesz..... tego... - wydyszałam i poczułam kolejny cios w głowę. Potem widziałam już tylko ciemność.
                                                                       **********

- Czy ktoś wreszcie do cholery wyjaśni mi co ja tutaj robię?! - krzykneła Jasmine - Przecież ja was kurka nie znam! Zostawcie mnie w spokoju i pozwólcie wrócić do domu.
- Nie. - nie ustępował Zak. Kto jak kto, ale on umiał trzymać "więźnia" w niepewności.
- To chcę usłyszeć jakieś wyjaśnienia. - zażądała.
- Wreszcie prosisz o coś sensownego - westchnął. Znajdowali się w jednym, niewielkim pomieszczeniu. Ściany były białe, a podłoga szara. Jasmine czuła się tu trochę jak w szpitalu i piekle. Naraz. - Pamiętasz swoją przyjaciółkę Sophie? - słowo "przyjaciółka" niemal wypluł. Skinęła głową więc kontynuował - A co o niej wiesz? - to pytanie zbilo ją z tropu, ale uznała, że odpowie.
- No, razem chodziłyśmy do klasy, szkoły. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, do czasu kiedy....- zawahała się. Spojrzała niepewnie na Zaka. - Do czasu, kiedy w naszej klasie pojawił się Nathaniel. Sophie uważała, że jest on niedorzeczny i ,że nie będziemy się z nim zadawać. Złamałam ta obietnicę i wkrótce po tym zaczęłam z nim chodzić. Było dobrze, ale on potem zaczął kolegować się z Sophie. Poczułam, że jestem zazdrosna i definitywnie zakończyłam naszą znajomość. I tyle. Więcej nie wiem.
- Podsumowując: wiesz bardzo mało. A więc po tym jak zakonczyłyście znajomość Sophie stała się wampirem. Prawdopodobnie ktoś ją przemienił. Nie wiemy jeszcze kto. I nie patrz się tak na mnie. Po prostu zdaje sobie sprawę, że do tej pory nie miałaś pojęcia o wielu rzeczach. I tak. Istnieją wampiry, wilkołaki, demony i Nocni Łowcy.
- A zombie? 
- Nie bądź śmieszna. Zombie nie istnieją. - zaśmiał się, przez co Jasmine poczuła przyjemne ciepło w sercu. - A więc ja i moi koledzy to Nocni Łowcy. Sophie jest wampirem. Jest... inna, wyjątkowa. Nie dość, że jest wampirem to jednocześnie posiada moce, i jest też Nocną Lowczynią i.... - w tej chwili do sali weszła Nawia. Była jakaś przestraszona i podekscytowana.

- Sorry, że przeszkadzam, ale powiedz mi, Zak, jaką powinnam dostać nagrodę za schwytanie wampiro-czarownico-łowczynie?
- Co się znowu stało?
- No wiesz... nic takiego, biorąc pod uwagę, że Sophie chciała uciec i że gdyby nie ja, źle by się to dla niej skończyło i żeby ją zatrzymać w celi musimy prawdopodobnie, na pewno użyć runów do pomocy. - uśmiechnęła się smutno.
- Chciała uciec? - spytał z niedowierzaniem

- Czemu chciała uciec i mogę się z nią zobaczyć? - spytała Jasmine. Automatycznie oboje skierowali swój wzrok, właśnie na nią
- Nie bardzo możesz się z nią teraz zobaczyć. Tak jakby jest pozbawiona uczuć. - uśmiechnąl sią blado Zak - I trzeba jej to wszystko przywrócić. Nawia? - zwrócił się do niej - Sophie jest teraz z Johnem, tak? - gdy Nawia zobaczyła grymas bólu na jego twarzy, nie była pewna czy powinna odpowiadać na to pytanie.
- Tak, chyba tak. Jest z Johnem. 
- Gdzie on jest? - spytał.
- Kazałeś w końcu dać go do celi więc....
- Sprowadź go. - przerwał jej w połowie zdania
- Nie. - jej oczy pociemniały
- Bo?
- Bo.... on już próbował jej to włączyć, Zak, ale sie nie udało....
- To spróbuje ponownie....
- Zak. Magnus uwolnił Johna i posłał go na spotkanie z Nathanielem. Daliśmy mu nadajnik, więc będziemy wiedzieli gdzie idzie, a również dzięki udoskonaleniu, będziemy też słyszeli. A Zak?
- Tak?
- Jesteś pewien, że Sophie jest zakochana w Johnie? A nie w kimś innym? - spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie wiem, Nawia. Nie wiem...
                                                                           **********

John czuł się, choćby szedł na spotkanie z diabłem. A co dziwne, to, że kiedyś mu ufal, a teraz... bał się go jak nigdy. Zdawał sobie sprawę, że może już z tego spotkanie nie wrócić, ale chciał im pomóc, a przy okazji dowiedzieć się czegoś. Przez cały czas myślał o Sophie. Naszły go pewne wątpliwości. Na prawdę ją lubił, ale czy kochał? Może kochał, ale jedynie po przyjacielsku? Czuł się przy niej... inaczej. Bezpiecznie, ciepło. Czuł, że ma z nia jakąś wieź.... Nie do końca miłosną. Choćby była kimś z rodziny, ale wiedział, że to niemożliwe.

- Witaj Johnie i jak mogłeś mnie zdradzić? Wiesz, że trzymają Natalie? Świetnie, że przyszedłeś. Może myślisz, że zamierzam cię zabić. Odpowiedź brzmi tak, ale jeszcze nie teraz. I na litość boską, Johnie, NADAJNIK? Oddaj mi go. Oddaj mi go Johnie. - nie musiał długo się nad tym zastanawiać. Po prostu wyjał nadajnik z kieszeni i rozkruszył go w dłoni.  - Tak też może być. Wiem, że albo wiesz co nie wiem. Nie kochasz Sophie, prawda? Czujesz do niej coś innego. Jakąs więź? To dobrze, bo wiesz co? Bo to twoja siostrzyczka Johnie. - poczuł się tak, jakby go spoliczkowano, albo jeszcze gorzej.
- Na jakiej podstawie mam ci wierzyć? - mimo to, John zachowywał spokój.
- Nie musisz. W końcu jesteście całkiem innej urody. Wierzysz nie wierzysz, nie mój interes. Grunt, że się dowiedziałeś, a teraz żegnam.
- Nathanielu powiedz mi więcej. .....- nie zdążył dokończyć, ponieważ nim się obejrzał, teraz leciał w doł. Nathaniel wyrzucił go z okna. Dosłownie. Teraz leciał w dół, dół, dół. Teraz czekał jedynie na bół. Na trzask łamiących się kości. Jego kosci. Jednak nic nie poczuł. Otworzył oczy i zobaczył, że nadal stoi przed Nathanielem.
- To sie stanie, kiedy zaraz z tąd nie wyjdziesz. Licze do 3...
- Już idę. wyluzuj - jak powiedział, tak zrobił. Po prostu wyszedł. W jego głowie kłebiła sie teraz tylko jedna myśl. " Sophie nie może być moją siostrą. Moja siostra miała na imię Sylvia"
                                                                             **********

Zak długo zastanawiał się nad słowami Nawii. Czy Sophie faktycznie była zakochana w Johnie? Nie mógł w to uwierzyć. Cały czas czuł dotyk jej ust na jego ustach... wtedy kiedy go pocałowała, a on ją odtrącił... Już sam nie wiedzial czy powariował i czy ma się udać do psychologa. Może jemu uda się przywrócić człowieczeństwo Sophie? Może ją kocha? Może ją kocha, ale boi się, że ją skrzywdzi.. Może...

- Zak! - znikąd pojawił sie John
- Już po spotkaniu? - udawał się być calkiem obojętny
- Tak, i wiesz czego się dowiedziałem.....
- Nie obchodzi mnie to.
- Myślę, że jednak tak. Chodzi o S...Sophie. 
- Mów. - John opowiedział mu całą rozmowę. - Czyli Sophie to nie Sophie? Nie rozumiem....
- To nie musi być prawdą, musimy to zbadać.
- Tak zrobimy.
- I Zak?
- Czego?
- Chcę, żebyś wiedział, że ja nie kocham Sophie. Kocham ją , ale po przyjacielsku. Jest twoja - nie wiedząc dlaczego, Zak poczuł ukłucie w sercu. "Jest moja, ale ja nie jestem jej"

Po rozmowie z Johnem Zak udał się do wszystkim pozostałych, aby dokładnie wszystko sprawdzić. Okazało się, że Nathaniel mówił prawdę, i że Sophie to nie Sophie. Gdy wszystkiego się dowiedzieli, Zak poszedł do nowego miejsca, gdzie ją przetrzymują. Ostrożnie wszedł do środka. Postanowili, że będą Sophie i Natalie trzymać osobno.... 

- Czego chcesz?
- Dać ci parę informacji - powiedział. Spojrzałam na niego ciekawie.
- O co chodzi? - z wahaniem przysunęłam się bliżej do niego.
- Pamiętasz swojego brata? 
- Mój brat odszedł i.... - głos się jej załamał - Nie uda ci się to.
- Nic nie próbuję ci włączyć. Znaleźliśmy go. To John. Sophie, John to twój brat i wcale cię nie zostawił. Zostałas adoptowana. I nie nazywasz się Sophie, tylko Sylvia. Chciałem, żebyś to wiedziała. 
- Skąd sie tego dowiedziałeś? - zapytałam
- Z różnych źródeł - po tych słowach wyszedł, a ja zostałam sama. Pomyślałam, że włącze człowieczeństwo, ale najpierw muszę się zemścić. Muszę się zemścić na Nathanielu.

Zauważyłam, że zostawili mi w celi okno. Nie wiem, jak można być tak głupim. Choć gdy pomyślałam o Zaku, trochę pożałowałam tych słów, co przecież nie powinno się zdarzyć, skoro nie włączyłam tego! Wszystko jedno. Wybiłam szybę w oknie i wyszłam na zewnątrz. Nie wiedziałam, gdzie Nathaniel przebywa, więc zaufałam instynktowi. Szukałam budowli, miejsca, gdzie mógł przebywać. Przeszłam prawie cały Londyn i już chciałam sie poddać, gdy zobaczyłam dziwną budowlę. Niby normalną. Kiedyś należała do firmy "Two and two and..." Jakoś tak. Mniej więcej. Ale ta firma dawno splajtowała. Dostrzegłam jednak na górze migoczące światło. Ktoś tam był. I na pewno był to Nathaniel. Ostrożnie weszłam do budynku. Dzięki swojej nadnaturalnej szybkości szybko dotarłam na ostatnie piętro. Zaledwie w ułamku sekundy. Bez pukanie weszłam do środka. Poczułam jak coś zwala mnie z nóg. Gdy leżałam na ziemi niezdolna do ruchu, odezwał się czyiś głos:

- Witaj Sylvio... - tylko tyle usłyszałam, zanim całkowicie straciłam przytomność.
****************************************************************
Wiem, że krótkie, może nawet bardzo krótkie, ale tyle rzeczy się wyjaśnia. Wiem, że jest więcej dialogów, niż opisów, ale mimo to myślę, że się podobało. Czekam na komentarze i propozycje! ;) Przepraszam za wszelkie literówki! ;*

Zuza ;3

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 10


- Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyczałam - Jak ty mogłeś?! Ja ci ufałam, John! Ufałam! - krzyczałam ze łzami w oczach. Miałam szczęście, że na basenie byliśmy tylko we dwoje.
- Sophie, to nie tak... - chciał do mnie podejść, chwycić za rękę, ale gwałtownie się odsunęłam. Byłam teraz jakieś 3 metry od niego.
- A jak?! Nie miałeś co robić na weekend?! Aż tak ci się nudziło?!
- Sophie...
- Nie, jesteś zdrajcą?!
- Nie... znaczy... tak, ale...
- John! Przestań kłamać! - teraz już nie powstrzymywałam swoich uczuć. Z płaczem runełam na ziemię.
- Daj mi to wyjaśnić - spojrzał na mnie błagalnie - Sophie, proszę. - skinełam mu głową na znak, że może mówić.
- Pewnie za to, co ci teraz powiem, za niedługo zginę, ale teraz nie ma to znaczenia. Gdy byłem w wieku 15 lat... byłem pogubiony. Całe moje życie się schrzaniło. Mama zginęła, a ojciec stał się alkoholikiem. Nie mogłem już tego dłużej znieść, więc uciekłem z domu.... Błąkałem się jakieś dwa tygodnie, aż do momentu kiedy znalazł mnie Nathaniel. Był... miły. Przygarnąl mnie. Był moim przyjacielem. W końcu on chciał czegoś więcej... władzy. Powiedział, że chce być tym najpotężniejszym. Teraz mam 19 lat. Powiedział mi o swoim planie i że potrzebuje mojej pomocy. Nie wahałem się.... pomagałem mu. Było w miarę spokojnie, aż do momentu, kiedy się zjawiłaś. Widzisz - zaśmiał się - Wampirzyca, ktora jednocześnie jest czarownicą i Nocną Łowczynią, to nie zdarza się codziennie.....
- Nocna Łowczyni? Jak to?
- Nie wiem jak. Po prostu, pierwszy raz w dziejach mamy do czynienia z trzema osobami w jednym ciele. Nie zrozum mnie źle, jesteś jedną osobą, tylko posiadasz trzy tak jakby... moce, rodzaje, gatunki. Rozumiesz? - skinęłam głową. - Jego plan polegał na tym, żebyś się do niego przyłączyła. Chciał się czegoś o tobie dowiedzieć. I tu wchodzę ja i Natalie. Ona miała się zaprzyjaźnić z tobą, a ja z Zakiem, ale wyszło całkiem na odwrót....
- Co z tym wszystkim ma wspólnego Zak?
- Jeżeli tego nie wiesz, nie mogę ci powiedzieć. To osobista sprawa Zaka. Nie chce, żebyś dowiedziała się ode mnie, a nie od niego. Ja i Natalie mieliśmy cię zmusić do wyłączenia człowieczeństwa.... i prawie by mi się udało, ale jesteś dużo silniejsza niż myślałem. Zakochałem się, Sophie. Uwiodłaś mnie... straciłem dla ciebie głowę... i już za żadne skarby bym cię nie skrzywdził... Choć myślę, że i tak będzie lepiej jeśli zakończymy naszą znajomość.. - momentalnie całe zło, odeszło. Serce zabiło mi szybciej... Nie chciałam, żeby mnie opuszczał. Max miał rację. John był zdrajcą, ale się zmienił. Zmienił się dzieki mnie.
- Nie, John.... - spojrzał na mnie pytająco. - Nie chce kończyć tej znajomości. Potrzebuje cię. Już nie pracujesz dla Nathaniela, tak? 
- Już nie. Ty to zmieniłaś.
- Powiedz mi co on planuje i czy jest jakiś sposób aby go pokonać.
- Chodźmy lepiej do samochodu. Tu zaraz zamykają, a to zajmie dużo czasu.
                                                                                    **********

Zak, Nawia, Jason i Claus zebrali się w jednym pokoju, żeby wszystko przedyskutować. Przez jakiś kwadrans nikt się nie odzywał. Wszyscy milczeli, aż do momentu gdy przemówiła Nawia.

- Nie wierzę, że John i Natalie to zdrajcy..... Sophie tak polubiła Johna.... - chciała jeszcze coś dodać, ale zamilkła, gdy zobaczyła mordercze spojrzenie Zaka.
- Wszystkiego mogliśmy się domyślić.... - powiedział Claus. - John już kiedyś nas zdradził, a my tak po prostu uwierzyliśmy w jego czyste intencje.. - zaśmiał się sam z siebie.
- Nie możemy się obwiniać... Czy ktoś wie, gdzie jest teraz Sophie i John? - zapytał niepewnie Jason.
- Nie... - odparli niemal chórem.
- John nic nie zrobi Sophie.. - przemowiła ponownie Nawia - Widziałam jak na nią patrzy... Och, nie patrz się tak, Zak! Straciłeś swoją szanse! A trzeba przyznać, że John też jest niczego sobie....
- Nawia! - uciszyli ją.
- Ktoś kojarzy Nathaniela? - spytał Claus. Wszyscy sprzecznie pokręcili głowami. - Ktoś musi coś wiedzieć....

- Ja wiem i chętnie wam pomogę. - w drzwiach Instytutu pojawił sie Max Black. - Przepraszam, że nie przyszedłem do was z tak ważną wiadomością, ale zajmowałem się sprawą Sophie..
- Wiemy.
- Mam ważne informacje, usiądźcie wygodnie. - wszyscy spełnili jego polecenie. - Dowiedziałem się paru rzeczy o naszym nowym wrogu, którym jest Nathaniel. Dawniej, jego ojciec, Michael Elev był głową Instytutu. - na stole rozłożył parę fotografii, przedstawiających mężczyzne - Z czego wiadomo, że Nathaniel uczęszczał do Instytutu, był najlepszym Nocnym Łowcą, podobnie jak ty teraz Zak - zwrócił się do chłopaka - Zanim dowiedział się, że jest Nocnym Łowcą uczęszczał zwyczajnie do szkoły... - spojrzał na wszystkich poważnym wzrokiem - Do tej samej szkoły, gdzie chodziła Sophie. Tej samej klasy. Poznał ją tam oczywiście, nawet się przyjaźnili, a oprócz tego zakochał sie w niejakiej Jasmine Bell. Wygląda na to, że musimy ją odszukać. Okazuje się, że była najlepszą przyjaciołką naszej Sophie.- westchnął - A teraz jeśli chodzi o naszą wampirzycę. Wszyscy już wiemy, że jest również czarownicą. Ale to nie wszystko. Jest również Nocną Łowczynią. Długo sprawdzałem jej... przodków. Wygląda na to, że dziadkowie byli czarownikami, rodzice Nocnymi Łowcami, a ona sama jakoś stała się wampirem. Nie wiemy jak, nigdy nam tego nie zdradziła. To też, jest pierwszym przypadkiem, który jest jednocześnie wampirem, czarownikiem i Nocnym Łowcą. Mamy poważny problem.
                                                                              **********

- O boże... - westchęłam. - Czyli tak... Nathaniel chce przejąc nade mną kontrole i nad Zakiem. Ma zamiar stworzyć armie z podziemnych, aby pokonać Nocnych Łowców, bo chce być najpotęzniejszy, co według mnie jest totalną bzdurą. Chce zmusić mnie do wyłączenia człowieczeństwa. Tyle jeśli chodzi o Nathaniela - podsumowałam - Jeśli chodzi o Natalie, to z tego co mi mówiłeś, wygląda na to, że są parą, czego kompletnie po niej nie było widać, kiedy całowała się z Zakiem... I wciąż dla niego pracuje, tak?
- Nie wiem - odparł
- John to wszystko co mi powiedziałeś to są bardzo ważne informacje. Chcę abyś wiedzial, że ci ufam John. Nie zdradź mnie znowu. Myślę, że powinniśmy wracać...
- Nie mogę wrocić, Sophie. Wiedzą co się stało... beda chcieli mnie zabić...
- Nie pozwole na to, John. Jedź do Instytutu. - spojrzał na mnie niechętnie, a ja gdy widziałam jego bolesny wyraz twarzy, wiedziałam, że mówił prawdę. Rzuciłam mu się w ramiona - Jedź - wyszeptałam. Nim zdążyłam się odsunąć, John wcisnął gaz.
                                                                               **********

Jasmine jak co dnia przechodziła kolo sklepu spozywczego. Odkąd zaczęła uczęszczać do liceum, zmieniła podejście na świat. Kiedyś była... nie do wytrzymania. Jej dawna przyjaciółka- Sophie... kiedyś chodziły razem do klasy. Świetnie się dogadywaly. Do czasu, kiedy Jasmine przedstawiła jej swojego nowego chłopaka - Nathaniela. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Jego inna, ale tajemnicza uroda.. przyciągały ją. Niestety Nathaniel nie był odpowiednim dla niej typem. Uganial się za innymi dziewczynami. Zaprzyjaźnił się nawet z Sophie, czego nie umiała zaakceptować. Myślała, że jej najlepsza przyjaciółka probuje ukraśc jej chłopaka. Skonczyło się na tym, że raz się pobiły. Od tamtego czasu ich przyjaźń legła w  gruzach. Pewnego wieczora, gdy Jasmine wracała ze szkoły, usłyszała krzyk Sophie. Nadal była na nią zła, więc nie poszła jej z pomocą. Za to teraz... gdyby tylko mogła cofnąć czas.

- Byłam idiotką i tyle - mrukneła Jasmine. - Straciłam najlepszą przyjaciołkę przez chłopaka... 

Jasmine od dosć dlugiego czasu myslała, aby odszukać Sophie i wznowić przyjaźń. Chciała ją odzyskać. Gdy weszła do swojego mieszkania na stole zobaczyła zaadresowaną do niej kopertę. Z wahaniem zaczela czytać (nie wiadomo po co) na głos:

"Skoro czytasz ten list to musisz być Jasmine Bell. Mamy ci dużo do powiedzenia. Istnieją rzeczy o których nie masz pojęcia. Jeżeli chcesz zobaczyć Sophie i dowiedzieć się... wszystkiego to przyjdź pod Green Street. Będę tam czekać. "

Max Black

Zanim dotarło do niej co się stalo, wpatrywała się w ten list około 10 minut, gdy wreszcie zrozumiała. Nie znała tego faceta, może to jakiś pedofil? Ale.. bylo tam wspomniane o Sophie... może to jej koledzy? Mimo wszelkich obaw zamierzała pojawić się na tej ulicy.
                                                                             **********

Razem z Johnem staliśmy przed Instytutem. Mimo, że byłam gotowa go bronić, wciaż nie miałam odwagi wejsć do środka. John popatrzył na mnie z rozbawieniem.

- To ja powinienem się bać, a jak na razie ty cała drżysz ze strachu.
- Co? Nie... John! Co ty robisz! - Nim zdązyłam zareagować John wskoczył do środka, a ja za nim.

Gdy znaleźliśmy się w środku, zauważyłam, że John już został pojmany przez Zaka. Zrobiło mi się słabo. Od miesięcy nie stałam tak blisko Zaka. Gdy teraz mu się przyjrzałam, zauważyłam lekkie cienie pod jego oczami. Był wyraźnie zestresowany, zapracowany. Martwiłam się o niego.

- Niezły.. uchwyt - wydyszał John, a ja natychmiast wróciłam do rzeczywistości
- Puść go, Zak. - jego wzrok powędrował wprost na mnie. Patrzył mi prosto w oczy i... puścił Johna.

- Nie... Sophie... nie wiesz co robisz - zaczęla Nawia - Widocznie wiadomośc nie dotarła.. John jest..
- Zdrajcą? - przerwałam jej i podbiegłam do niego, zprawdzając czy nic mu nie jest - Wiem, Nawia. 
- Co? Nie.. Nie rozumiem... - zająknęła się
- John tak na prawdę nie jest zdrajcą, Nawia... Na początku był, ale potem... się zmienił...Wiem co knuje Nathaniel i....

- I wiesz, że to ten sam Nathaniel, z ktorym chodziłaś do klasy? - powiedział lodowatym tonem Zak. Na dźwięk jego głosu, kolana mi zmiękły.
- Co? Nie.... Nathan odszedł....
- Jesteś pewna? - spojrzał mi prosto w oczy. - A Jasmine pamiętasz? - poczułam bolesne ukłucie w sercu. Jasmine była moją przyjaciólką.... Byłyśmy jak siostry...
- Jasmine i ja się nie...
- Czyżby? Zresztą nieważnie, za chwilę razem z Maxem ide po Green Street. Mamy nadzieję, że twoja przyjaciołka się zjawi.
- Ide z wami! - wyrwało mi się.
- Nie. Ma. Mowy. - powiedział tak poważnym głosem Zak, że ciarki przeszły mi po plecach. - Ale nie martw się, już dzisiaj spotkasz się z Jasmine. Max idziemy. - po tych słowach zniknęli.

Patrzyłam na wszystkich zdezorientowana. John już był obok mnie i objął mnie ramieniem. Nie pamietam, żebyśmy byli tak blisko, ale mimo to nie zaprotestowałam.

- John... wyjdź z Instytutu i już nie wracaj - odezwał sie nagle Jason.
- Hola, hola. Kolego ja nic nie zrobiłem.... - za to ja zrobie, dodałam. Uciszyłam ich gestem ręki.
- On z tąd nie idzie. Macie się dogadać i... przywrócić mnie z powrotem... Nie pwytrzymam dłużej.....
- Co? - zapytali jednocześnie.
- To, że to wszystko zbyt boli.... A ja nie chce..- spojrzała na Johna i zrozumiałam, że właśnie pojął co miałam na myśli.
- Nie. Sophie! Nie możesz tego zrobić! Dasz tylko satysfakcje Nathanielowi! Sophie! - spojrzałam mu w oczy i bezsłownie powiedziałam "przepraszam".
                                                                               **********

Nie zwracałam na ich protesty, na ich krzyki. Nie chciałam więcej cierpieć. Wiem, że to z mojej strony oznaka słabości... jednak już czas sobie na nią pozwolić. Mam dosyć. Zamknełam oczy, nasłuchując tylko bicia własnego serca. Skupiłam się. Okazało się, że to wcale nie jest trudne. Po prostu wcisnęłam "przelącznik". W jednej chwili czułam smutek, gniew, rozpacz,wszystko naraz, a teraz... jedynie pustkę.

- Coś ty zrobiła, Sophie! - wykrzyczał John.
- Ej biedactwa, nie placzcie, nie? Pewnie dawna ja by was pocieszyła, ale dałam jej urlop. Miała dość tego wszystkiego. A w ogole Johnie, myslałam, że gdy się poznałam byłeś twardszy... niebezpiczny. Mrau - zaśmiałam się widząc go w takim stanie - Mówiliście coś o Nathanielu czyż nie? Chętnie się do niego wybiore i skopie pare tyłków. - uśmiechnęłam się.
- Sophie... - zacząl Jason, ale nie dałam mu skończyć.
- O boże! CO? Czemu tak dramatyzujecie? Przecież zyję, nie?
- Życie bez uczuć - zaczął John - To nie życie.
                                                                               **********

Zak nie lubił kłócić się z Sophie, ale odkąd zjawił się John wszystko stało się bardziej... skomplikowane. Miał wrażenie, że ona go lubi, co nie dawało mu spokoju. Wbrew pozorom pragnął jej... jednak chciał też jej szczęscia. A wiedział, że jeśli by się z nim związała nie byłaby bezpieczna. Jego zycie jest pełne niebezpieczeństw.  Razem z Maxem szedł w milczeniu. Nie miał ochoty na pogaduchy. Gdy dotarli na umówione miejsce, nikogo nie było.

- Cóż... może się pomyliliśmy? - zapytał Max.
- Ciii.... - uciszył go Zak. Usłyszał jakiś szelest. Zauważył, że mknie na niego jakaś postać. Przygotował się do ataku. Gdy napastnik był już wystarczająco blisko, uskoczył w bok, złapał go w morderczym uścisku. Gdy przyjrzał sie postaci, zauważył, że jest to.. dziewczyna. - Jasmine Bell? - zapytał, wciąż jej nie puszczając.
- Tak. To ja. - wciaz z lekkim wahaniem, ale ją wypuścił. Zauważył że w ręce miała nóż. Nie czekając na dalszy obrót spraw po prostu wyrwał jej go z ręki. - Hej! - krzyknęła. Zak dokładnie przyjrzał się "narzędziu zbrodni", delikatnie go chwycił i wygiął jak zabawkę z plasteliny.
- Przyziemne badziewie. - prychnał.
- Czy ktoś mi w kóncu wyjaśni o co tu do cholery chodzi?!
- Z przyjemnością - odezwał się Max. - Proszę z nami. 
- Słucham? Nie mam zamiaru nigdzie z wami .... - nim zdążyła zareagować, Zak uderzył ją w głowę i straciła przytomność.
                                                                            **********

- Wiecie co? Nie rozumiem, czemu tak długo powstrzymywaliście mnie od wyłączenia człowieczeństwa. Na prawdę nie jest tragicznie. Wręcz przeciwnie. Jest zabawnie. Ale ludzie! Ja wam nic nie zrobie! - zaśmiałam się.
- Sophie... przestan.. - zaczął John - Nie pamiętasz swojej rodziny?   Nie byłaby tym zachwycona ..
- Johnie nie uda ci się włączyć mi...
- Sophie, do cholery! Włącz to! - wykrzyczał Jason
- Słownictwo - upomniałam go i ponownie zaklął.
- Sophie... - John spojrzał mi prosto w oczy. Gdy tak w nie patrzyłam coś.... we mnie pękło. Coś chciało się wydostać. Te.. jego oczy...
- Przestań! - krzyknełam i natychmiast poszłam w odległy kąt pokoju, z dala od Johna. Gdy nagle do pokoju przyszli Zak, Max i jakaś dziewczyna... Jasmine...

- Sophie zanim zaczniesz protestować najpierw z nią pogadaj, co? - zapytał błagalnie Zak.
- Znaczy porozmawiać z nią moge, tyle, że nie za bardzo mnie to jakoś rusza...
- Sophie co z tobą.... - zaczał Zak.
- Wiesz, że nie lubie się z tobą kłócić? - podeszłam do niego bliżej, stając z nim twarzą w twarz. Patrzył mi prosto w oczy. Gdzies w głebi zatęskniłam za nimi...
- Boże... Sophie coś ty zrobiła.... - załamał sie, gdy próbowałam go pocałować. - Jak ty moglaś to wyłączyć, skoro teraz się dzieją takie ważne rzeczy! Ty idiotko! - krzyknął i wyszedł z pokoju.

W tym samym czasie zjawiła sie Natalie. Była totalnie zdezorientowana widząc wszystkich.. takich dziwnych.

- Hejka! Jak tam? - ostrożnie do niej podeszłam
- Jak tam? Pewnie bym się obraziła tyle, że nie bardzo umiem....
- Natalie. - odezwał sie za nią Zak.
- Tak?
- Bez komentarza... dopiero sobie porozmawiamy. A teraz obie do więzienia! Do tego szczlnego, już!- Jason wraz z Maxem spełnili jego rozkaz.

- Co, ale...
- Nie rozumiesz? - odezwałam się - W sumie nic takiego. Dowiedzieliśmy się, że jesteś zdrajczynią i tyle. - mrugnełam do niej.
- Więc czemu się nie wściekasz? Jakieś prochy brałaś, czy jak....
- Nie gniewam się bo... - zaczęłam - Wyłączyłam człowieczeństwo.
*************************************************************

Trochę krótkie, trochę pokręcone... ale następny będzie już zdecydowanie dłuższy. Aaaa i zachęcam was do zadawania pytań! Z chęcią odpowiem! Mogę zdradzić, że będzie teraz więcej momentów z Sophie i Zakiem ;)

Zuza ;3

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 9



Ulice ogarniał mrok. Natalie mimo, że była dzielną dziewczyną, to ciemność to był jej koszmar, który męczył ją od dzieciństwa. Szła właśnie na umówione spotkanie z Nathanielem. Nie do końca wiedziała kim on tak naprawdę jest, co czuje. Czasami miała ochotę się na niego rzucić i zabić z zimną krwią, ale bywały też momenty, kiedy był uroczy, romantyczny. Sama nie potrafiła rozszyfrować własnych uczuć. Nie rozumiała też planu Nathaniela. Owszem, robiła to, co jej kazał, za każdym razem, ale po co był tak naprawdę potrzebny im Zak? Spędziła u nich, a szczególnie właśnie z nim dużo czasu. Był przystojny, olśniewający, zwinny i nie chciała ich narażać. Może i raz go pocałowała, ale tylko dlatego, żeby wkurzyć Sophie, chociaż ona tak naprawdę też nie wydaje się zła. Coraz cześciej Natalie zastanawiała się czy jest po właściwej stronie. Doszła do miejsca, gdzie przebywał Nathaniel. Każdy, niemal najmniej dający się usłyszeć głos, przyprawiał ją w ciemności o gęsią skórkę. Mimo to, odważnie zapukała do drzwi. Otworzyły sie z hukiem. Nieśmiało weszła do środka, gdy nagle zabłysły światła.

- Nathaniel? - zawołała niemal szeptem.
- Po co to robisz? - usłyszała za sobą jego donośny głos.
- Mianowicie? - poczuła, że resztki odwagi uchodzą z jej ciała.
- Udajesz odważną, kiedy tak naprawdę najmniejszy chrzęst, brzęk jest w stanie wystraszyć cię na zawał serca. Czemu udajesz? - zapytał z wyraźnym bólem w głosie
- Czy ja się przesłyszałam? Nathanielu w twoim głosie słyszę ból. Jadłeś coś dzisiaj? Nie wyglądasz zdrowo.... - zakpiła
- Nie wchodź na cienki lód, Natalie - pogroził - Odpwiedz mi na pytanie, czemu udajesz?
- Pomyślmy... bo to ty każesz mi udawać? Myślisz, że dobrze czuję się z tym, że musze udawać?! Każesz mi zaprzyjaźnić się z Sophie, ale wiesz co? To się nie uda....

Nie zdołała dokonczyć, ponieważ Nathaniel przycisnął ją do ściany. Wyraźnie dostrzegła jego pulsujące ze złości żyły. Próbowała się uwolnić od jego uścisku, ale nie była w stanie. Okazał się za silny. Byli tak blisko siebie, że prawie stykali się nosami. Patrzyli sobie w oczy. Za każdym razem, kiedy patrzyła w jego zimne, zielone oczy, czuła jak serce jej przyspiesza.


- Przepraszam... - zaczął i powoli uwalniał ją z uchwytu, jakby się bał, że zaraz gdzieś ucieknie - Mów, czemu plan ma się nie udać?
- Źle mnie zrozumiałeś.... Nie powiedziałam, że plan się nie uda, tylko, że chory pomysł z zaprzyjaźnianiem się nie uda.
- Jak to...?
- Znaczy, nie do końca - Natalie cicho westchnęła - Zaprzyjaźniamy się, tylko nie do końca, tak jak tego chciałeś.
- To znaczy? - spojrzał jej w oczy, wyraźnie pogubiony
- To znaczy, że John zaprzyjaźnił się z Sophie, a ja z Zakiem..... - w jego oczach ponownie błysnął gniew.
- Powiedz mi, czy coś między wami zaszło? - spytał podejrzliwie
- Raz go pocałowałam...
- CO?!
- Ale tylko dlatego, żeby skrzywdzić Sophie....
- Natalie.. Sophie jest pogubiona. Sama nie wie kogo kocha, a my potrzebujemy, aby wyłączyła człowieczeństwo. I nie całuj się z Herondalem więcej, bo źle się to dla ciebie skończy. Możesz odejść.
                                                                                **********

Powoli udawało mi się zachować spokój. Choć może trudno w to uwierzyć, staram się myśleć racjonalnie. Natalie coraz więcej spędza z nami czasu, z nami, czyli mam na myśli Zaka. Zaprzyjaźnili się, a może coś więcej. Starałam pogodzić się z myślą, że nie jestem w jego typie. Podobnie jak Natalie, John nie opuszczał mnie na krok. Dobrze się dogadywaliśmy. Może faktycznie się zmienił? Miałam ochotę dzisiaj wyjść z Instytutu. Pooddychać trochę świeżym powietrzem. Na początku chciałam iść sama, ale w koncu postanowiłam zaprosić Johna, na wspólny spacerek. Poszłam więc go poszukać. Kuchnia, pusto. Salon, pusto, a nie chwila. W końcu sali dostrzegłam zwiniętą w kłębek Nawię. Na początku pomyślałabym, że to pewnie nic takiego, że nie zdobyła odpowiedniego rodzaju kości do kolekcji, ale jednak po chwili zdobyłam się na odwagę aby ją o to spytać. Poszłam więc powoli, w jej kierunku. Było widać, że płakała, i to już od dłuższego czasu. Przykucnęłam naprzeciwko niej.

- Nawia? Coś się stało?
- Co? Sophie? Co ty tu... Nie. Nic się nie stało.
- Czyżby? - spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem.
- Wiesz, że sama nie wiem? Jason w ogole nie spędza ze mną czasu... Cały czas odchodzi gdzieś do Clausa, Zaka, a nawet czasami do Johna i Natalie. Czuję się taka.... samotna bez niego. Zawsze potrafi mnie rozśmieszyć.... Sophie, co ze mną nie tak? - znów zapłakała, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Nawia była zakochana w Jasonie.
- Może to co teraz powiem cię zszokuje, ale wydaje mi się, że wyraźnie czujesz coś do Jasona. I zdecydowanie jest to coś więcej niż przyjaźń. - spojrzała na mnie tępym i rozśmieszonym wzrokiem.
- Ja i Jason? Jason i JA? No chyba nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem skąd ci to przyszło do glowy. Zgoda, wiem, że jest wspaniale umięśniony, świetnie wysportowany, zabawny i.... te jego oczy i.... - zaśmiała się, sama chyba nie wierząc we własne słowa. - Jestem zakochana w Jasonie. Dzięki Sophie! - przytuliła mnie i pobiegła gdzieś w głąb. Zapewne na poszukiwania Jasona.

Byłam zazdrosna, jak szybko doszła do wniosku, że jest zakochana. Czemu ja tak nie potrafiłam? Czemu przychodzilo mi to z takim trudem? Lubiłam i Johna i Zaka. Oboje mają czarne włosy i oczy, choć Zak... jego oczy są bardziej coś pomiędzy czarnym a szarym, natomiast John... Jest po prostu boski. Ale czy byłam w którymś z nich zakochana? Tego nie wiem. Wróciłam do rzeczywistości i nadal poszłam szukać Johna. Zrezygnowana, już miałam iśc sama, gdy wpadłam na kogoś na korytarzu.

- Sorka, nie.... John?! Ja cię tu szukam po całym Instytucie, a ty co? - próbowałam udawać urażoną, ale na niewiele się to zdało. Od razu wybuchnęliśmy śmiechem. Zauważyłam, że ma idealnie białe zęby, i świetny uśmiech....
- Przepraszam, Sophie. Błąkałem się po budynku. Nie wiedziałem, że mnie szukałaś. Coś się stało?
- Ludzie, ja was nie rozumiem. Czy zawsze jak kogoś szukam musi się coś dziać?
- Dobra, dobra to o co w takim razie chodzi ma belle?
- Ma belle? - zaśmiałam się, ale poczułam też jak na moje policzki wylewa się gorący rumieniec - Pomyślałam, że może chciałbyś się ze mną....
- Randka? Chyba nie mam czasu. Do zobaczenia! 
- John! - walnęłam go w ramię - Chcesz iść na spacer?
- Czyli jednak randka - westchnął - Ale wiesz ja nie jestem romantykiem, więc...
- Dzięki bogu. Nienawidze romantyków. Idziesz? 
- Skoro tak błagasz, to mam inne wyjście?
- Nie - uśmiechnęłam się slodko i pociągnęłam go w stronę drzwi.
                                                                                **********

Powoli żałowałam, że w ogole namowiłam go na ten spacer. Okazało się, że do niego spacer, to co najmniej 5 kilometrów. Zaledwie po jednym już byłam padnięta. W połowie drogi, zapytałam się go czy możemy juz wracać, to tylko zamarł z oburzenia. Moje nogi, juz odmawialy mi posłuszeństwa. Nie zauważyłam kory drzewa i runęłam tępo na ziemię. Syknęłam w bolu i złapałam się za kostkę. John spojrzal na mnie przejęty.

- Wszystko w porządku? Daj mi zobaczyć.. - od razu znalazl się przy mnie
- Nic mi nie jest....
- Pozwól mi.. - nie czekal juz na dalsze protesty. Chwycił moje kostkę i delikatnie opatrzył. Pod jego dotykiem natychmiast pojawiała się na moim ciele gęsia skórka. Nie wiem czy to zauważył. Szczerze modliłam się w duchu aby jednak nie. Ale chyba jednak to dostrzegł bo dostrzegłam lekki uśmieszek na jego twarzy.
- Co? - zapytałam
- Nic, po prostu.... Milo widzieć, że pod moim dotykiem już masz ciarki - uśmiechnął się
- Co? Ja nie... - poczułam, że się zarumieniłam i od razu odwróciłam wzrok.
- Jest dość porządnie skręcona. Chyba nie dasz rady iść dalej, ani nawet z powrotem. 
- Dam. Nic mi nie .... - gdy próbowałam wstać, gwałtownie upadłam z powrotem na ziemię.

Bez pytania o zgodę John wziąl mnie na ręce. Byłam zbyt zszokowana by cokolwiek powiedzieć. Byłam też tak zmęczona, że nie protestowałam. Ale za to chyba musiałam być bardzo denerwująca, bo co chwile pytałam się go daleko jeszcze? Więc wnioskuję, że miał mnie już dość. Ale musiałam jeszcze o coś zapytać.

- John to skrót czy pełne imię? - był wyraźnie zaskoczony moim pytaniem. Poczułam jak jego mięśnie się napięły.
- John to od Jonathan. Nie wiem w sumie czemu. W ogole mi to nie pasuję. Wiem, że na imie mam Jonathan, ale tak się już przyjęło, że wszyscy mowią do mnie John.
- Jonathan to ładne imię. - powiedziałam, znowu oblewając się rumieńcem.
- Sophie to ładne imię. - głęboko westchnął. Wyglądało to tak, jakby mnie wdychał. - Bardzo ładne imię - lekko poczułam jego pocałunek na moim czole. Potem już całkiem rozluźniłam się w jego ramionach. Położyłam głowę na jego ramieniu i zasnęłam.
                                                                                **********

Obudził mnie blask słońca. Niepewnie otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła. Leżałam z powrotem w swoim lóżku. W Instytucie. Powoli zaczęłam sobie przypominać co się stało. Biegałam z Johnem, skręciłam nogę i zaniósł mnie.... Nie mogłam wytrzymać jego nieobecności. Coraz bardziej byłam pewna, że Zak staje się moim przyjacielem, a John kimś więcej. W dość szybkim tempie poszłam do łazienki. Znieruchomiałam. Wyglądałam jak strach na wróble. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, makijaż cały rozmazany... po prostu masakra. Weszłam pod prysznic. Czułam jak moje mięśnie rozluźniają się pod strumieniem ciepłej wody. Gdy umyłam włosy, spokojnie wyszłam spod prysznica. Ubrałam świeże i czyste ciuchy. Włosy wytarłam ręcznikiem, na tyle ile było to możliwe. Przy długich włosach życie nie jest łatwe. Przez kilka tygodni zauważyłam, że w ogóle nie dbałam o swoj wygląd. Moje kiedyś olśniewająco rude włosy, teraz były szkaradne. Miałam nadzieję, że mają tu farbę do włosów. Otworzyłam szufladę i dokładnie zaczęłam przeszukiwać. Jest! Ciekawe kto się kiedyś farbował na rudo... Bez wahania zafarbowałam swoje włosy. Gdy skończyłam były takie jak dawniej. Olśniewająco rude. Wzięłam do ręki kredke do oczu i ostrożnie zaczęłam się malować. Chciałam wrócić choć częściowo do "normalnego" życia. Gdy skończyłam "kredkować" pomalowałam rzęsy. Wyglądałam jak dawniej, a może nawet jeszcze lepiej. Z lekkim uśmieszkiem zauważyłam, że ciuchy Nocnych Łowców wyjątkowo do mnie pasują i podkreślają moją urodę. Może gdybym była jedną z nich wszystko byłoby prostsze? Siedziałam już w łazience chyba z dwie godziny. Gdy wreszcie wyszłam zauważyłam, że pod drzwiami czekała Nawia. Spojrzała na mnie poirytowana i zaskoczona.

- Co ty tak tam długo robiłaś? Myślałam, że korzenie zapuszcze. A oprócz tego wyglądasz bombowo. - mrugnęła i gwałtownie weszła do środka łazienki.


Gdy schodziłam po schodach, poczułam przeszywający ból w kostce. Kompletnie zapomniałam o moim "wypadku". Z grymasem bólu na twarzy powoli zeszłam na dół. Starałam się wciąż utrzymywać dobry humor. Jak chodziłam w miarę po prostym podłożu, kostka, aż tak nie bolała. Gorzej gdy musiałam na przykład iść po schodach, lub nadmiernie się wysilać. Poczułam jak skurczył mi sie żołądek. Byłam głodna. Poszłam do kuchni i z zaskoczeniem stwierdziłam, że jest pusta. Otworzyłam lodowkę i zastanawiałam się, co by tu zjeść. Pomyślałam, że zrobie sobie tosta, a może nawet dwa. Posmarowałam kromki masłem i włożyłam do tostera. W międzyczasie, gdy się "robiły" usiadłam na krześle i czekałam. Komletnie zapomniałam o tostach, gdy do kuchni wszedł John. Uśmiechnał się. Na początku byłam jak sparaliżowana, później jednak się "przebudziłam" i odpowiedziałam mu uśmiechem.

- Jak kostka? - zapytał
- Troszkę boli, ale poza tym jest okay.
- Widzę, że wróciłaś do dawnych rudych włosów i makijażu.
- Brzydko? - zapytałam z udawanych smutkiem.
- Pięknie, Sophie. 

Poczułam zapach, jakby coś się paliło. Zmarszczyłam nos i się rozejrzałam. Szybko dotarło do mnie co tak właściwie robiłam w kuchni! TOSTY!

- To twoje? - zapytał wyciągając z tostera spalone na popiół kromki chleba.
- Cholera! - zaklęłam.
- Zrobić ci nowe?
- A ty co sobie robisz?
- Kanapki, chcesz?
- Yhym. - patrzyłam jak powoli smaruje kromki masłem.
- Pomoc ci w czymś? - zapytałam.
- Możesz pokroić ogórki. - spełniłam jego polecenie i zabrałam się do roboty. Po kwadransie już jedliśmy. Co dziwne jedliśmy w milczeniu, a ja zauważyłam, że John unika mojego wzroku.

- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Tak.... czemu miałoby nie być?
- Co? Nie tak się tylko pytam.... To pojdę...
- Sophie?! - zawołal mnie, gdy byłam w polowie drogi. - Wybieram się na basen, chcesz się potopić? - zapytal z ironia.
- Hmm.... nie! Ale z chęcią ciebie potopie! - usłyszałam jego śmiech i zrobilo mi się cieplej. Nie wiem jak z nim wytrzymam w jednym basenie.
- Za godzinę? - zapytał. Kiwnęłam glową.
- Ależ oczywiście.


Gdy szłam na gorę prawie wpadłam na Jasona.  Zauważyłam, że mam talent do wpadania na chłopakow. Dawno z nim nie rozmawiałam. Poczułam bolesne ukłucie w sercu.

- Jase! - rzuciłam mu się w ramiona
- Hej Sophia. Jak tam?
- Jak rozpoznać, że jest się zakochanym, Jason?
- No... sam nie wiem. A w kim jesteś?
- W tym problem, że nie wiem. - przypomniałam sobie sytuację, kiedy pocałowałam Zaka. Czułam wtedy przyjemne ciarki na całym ciele, do momentu kiedy mnie nie odepchnął.Pogodziłam sie już z myślą, że Zak mnie nie chce, ale chociaż chciałam się z nim przyjaźnić.
- Jak to nie wiesz?- zaśmiał sie Jason.
- No.. po prostu.
- Słyszałem, że się gdzieś wybierasz z Johnem. Wczoraj też z nim gdzieś byłaś. Dzisiaj robiłaś z nim śniadanie. Sophie, widzę jaka jesteś przy nim... szczęśliwa. Nawet wrociłaś do dawnego wyglądu. 
- Tak, lubię Johna, ale lubię też Zaka, rozumiesz?
- Ahh... Zak. No tak. Posłuchaj własnego serca, Sophie. Nie bierz tego do siebie, bo myślę, że to ci nie pomoze, ale uważam, że oboje cie kochają. I w tym tkwi problem. - po tych slowach odszedl, a ja zostałam sama. W głowie wciąż brzmiały mi jego słowa. Oboje cie kochają.
                                                                            **********

Max miał pewną teorię. Od momentu, kiedy Sophie go powaliła nie spotkał się ani razu z Nocnymi Łowcami. Wiedział, że jest ona wampirem i czarodziejką, ale myslał, że jednocześnie czymś, kimś jeszcze. Na dodatek nie ufał Natalie, ani Johnowi. Coś mu mowiło, że trzeba uważać. Na pewno wiedział już wszystko o Natalie. Kiedy był ostatnim razem u Nocnych Łowców, zderzył się z nią i tak zdobył jej esencję. Cały jeden wieczór poświęcił na to, aby ją śledzić "myslami". Dobrze się zlożylo, że trafił na akurat ten wieczór. Uważnie słyszał rozmowe Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Wiedział, że bylo tam coś o wyłączeniu człowieczeństwa Sophie, o Zaku i o Johnie. Nie chciał przyjąc tego do wiadomości, ale nie mógł tego dlużej ukrywać. John i Natalie to zdrajcy. Wiedzial, że może takie przekazanie będzie ... nieprzyzwoite, ale zamierzał to zrobić. Do kązdego z Nocnych Łowców wysłał wiadomość przez umysł. Najbardziej martwił sie o Sophie. Wiedział, że zakochała się w Johnie.
                                                                          ********** 

Byłam wniebowzięta, że John zaprosił mnie na basen. Naprawdę chciałam zobaczyć jego wyrzeźbione ciało, bo zakładam, że ma je wspaniałe. Nadal jeszcze nie doszłam do sibie po rozmowie z Jasonem, ale nie chciałam tego okazywać. Ubrałam kąpielowki, na nie ciuchy i zeszłam na dół gotowa na wypad. John juz na mnie czekał z plecakiem na plecach. Gdy mnie zobaczyl, wyszczerzył zęby w usmiechu.

- Wiesz, że naprawdę ładnie wyglądasz w kucyku? - uśmiechnął się
- Och, no wiem przecież.. - zaśmiałam się i dodałam w myślach " a ty pewnie w kąpielówkach"
- Chodź, ma belle, Sophie. - podobało mi się jak do mnie mówił.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz John poprowadził mnie w kierunku samochodu. Nie wiedziałam, że ma samochód. Spojrzałam na niego pytająco.

- No co? Każdy ma samochód.. - Zak ma motor, pomyślałam i przeklęłam się za to w duchu.
- A czy ja coś mówie, geniuszu? - gestem ręki wskazał miejsce pilota. Z uśmiechem wsiadłam do samochodu. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy.
- Za niedługo dojedziemy. W sumie nie jest to daleko, ale nie chciałem iśc piechotą, ze względu na twoją nogę. 
- Dzięki.

Reszte drogi jechaliśmy już w całkowitej ciszy, nie licząc grającego radia. Po jakimś kwadransie dojechaliśmy na miejsce. Basen nie byl jakiś ogromny, ale mały też nie. Poszłam za nim do środka. Okazało się też, że wcale nie jest tu tak drogo. Za nas dwojga płacił bardzo mało. Przy szatniach się zatrzymaliśmy. W końcu męska i damska były gdzieś indziej.

- Jeżeli chcesz mozesz iść ze mną do męskiej - wyszczerzył zęby w usmiechu.
- Ha, ha, ha, ależ ty zabawny. Będę jednak zmuszona odmówić. Spotkamy się na basenie, okay?
- No, skoro tak wolisz, to nie ma problemu. Nie zgub się  ma belle. - z usmiechem weszła do przebieralni.
                                                                              **********

Max nie potrafił do wszystkich jednakowo wysłać wiadomości, w tym samym czasie. Postanowił najpierw wysłać do Jasona. Był najrozsądniejszy. Kolejna wiadomość dotrze za 10 minut do Nawii. Kolejna za 10 minut do Clausa, kolejna do Zaka. Później wyśle ją do Sophie. Miał nadzieję, że nie była w tej chwili ani z Natalie, ani z Johnem.
                                                                               **********
  
Z wesołym humorem poszłam w stronę basenu. Podobało mi się tu. Było dużo rozrywek. Były dwie zjeżdżalnie, "wir", nawet specjalny basen z falami! Oczywiście był też taki, w którym się normalnie pływało. Chyba pójdę do jacuzzi.

- Nie tak prędko. Co ty myślisz, że zabrałem cię tu, abyś się byczyła w jacuzzi? Zabawne - najchętniej bym go teraz udusiła.
- Ach tak?
- Tak. Idziemy pływać, złotko. Za mną! - teraz wreszcie się jemu przyjrzałam w całej okazałości. Mięśnie brzucha mial doskonałe. Co tu więcej mówić? Od razu zapomniałam o jacuzzi i poszłam za nim bez wahania.

Za to on bez wahania wskoczył do wody. Miałam taki sam zamiar, ale kiedy dotknęłam stopami wody, natychmiastowo się cofnełam.

- Zwariowałeś! Woda jest lodowata!
- Nie przesadzaj. Właź.
- W życiu!
- Sophie, mam zaciągnać cię tu siła?
- Nie uda ci s....

Nim zdążyłam zareagować, John błyskawicznie wyszedł z wody, porwał mnie bez trudu na ręce i wskoczył ze mną do wody. Z szoku krzyknełam.

- Sophie, spokojnie.- nie sluchałam go. Byłam spanikowana. Nie umiałam złapać oddechu. Mój oddech przerodził się w dziki świst. - Sophie, spójrz na mnie. Spojrz na mnie Sophie. - spojrzałam na niego, ale nadal nie umiałam złapać oddechu. - Oddychaj, Sophie. Wdech i wydech - zademonstrował mi to - Sophie, rób to co ja. Wdech i wydech. Wdech i wydech - dzięki niemu powoli odzyskiwałam równomierny oddech. Z wyczerpania oparłam głowę o jego ramię. Przez chwilę zapomniałam, że jesteśmy w basenie. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.... byliśmy tak blisko....
                                                                                **********

W tym samym czasie, Jason właśnie szedl pogadać z Nawią, gdy poczuł okropny ból w głowie. Nie umiał nawet ustać na nogach. Upadł na kolana, a w jego głowie rozbrzmiewał głos:

"Jasonie, jesteś pierwszym, kto dowie się o tej wiadomości. Nie mam czasu, aby do was przyjść. Wciaż badam sprawę Sophie. Posłuchaj, John i Natalie to zdrajcy. Może mi teraz nie wierzysz, ale masz tu wiadomość, która to potwierdzi. Nie panikujcie"

Tuż za chwilę usłyszał w glowie czyjąs rozmowe. Rozmowe Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Był zszokowany.
                                                                                **********

W tym samym czasie, Nawia szła porozmawiać z Jasonem o tym co do niego czuje. Gdy nagle jej głowę przeszył potworny ból. W glowie usłyszała głos Maxa:

"Nawio, jesteś drugą osobą, której to mowię. John i Natalie to zdrajcy. Nie mam czasu, aby do was przyjśc osobiście, ponieważ wciąż badam sprawę Sophie. Może mi teraz nie wierzysz, ale to powinno pomóc."

Tuz po tym usłyszała rozmowe Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Była zszokowana.
                                                                             **********

Później te same wiadomości docierały do Clausa i Zaka. Została juz tylko Sophie. Wiedzieli, że poszła z Johnem, ale nie wiedzieli gdzie. I tu tkwił problem.
                                                                            **********

Byliśmy tak blisko, czułam jego oddech na swojej skorze. Już prawie dotykaliśmy się ustami. Prawie się calowaliśmy, kiedy moją glowę, przeszył koszmarny ból. Zawyłam z bólu.

"Sophie. Jesteś ostatnia. Dowiadujesz się o tym na końcu, ponieważ wiem, że kochasz Johna. Nie osądzaj go pochopnie. Może się mylimy. Może się wytłumaczy. Wiem, że on cię kocha. Naprawdę. Uwierz mi, ja się nigdy nie mylę. Podsłuchałem rozmowę Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Było tam coś wspomniane o Johnie. Że też im pomaga. Ja wierzę, że jakoś ci to wytłumaczy. Zrobiłem tak, aby pozostali, nie wiedzieli gdzie jesteś. Dowiedziałem się, że jesteś z Johnem. Daj mu szanse, aby ci wszystko wytłumaczyl. Wiem napewno, że Natalie to zdrajczyni. Co do Johna nie jestem pewien."

Po tych slowach zauważyłam, że się duszę. Zauważyłam, że jestem  pod wodą. Zauważyłam, że się topie. Ciepłe ręce Johna wyciągnęly mnie na powierzchnię. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Choć może Max miał rację, ale musiałam to z siebie wydusić, chciałam, poznać prawdę. Kocham go.

- Jesteś zdrajcą - wyszeptałam.
**********************************************
 Coś się dzieję. Mam nadzieję, że sie podobało. Jeśli się znajdą jakieś literówki, to przepraszam. Czekam na komentarze. "Ma belle" pożyczyłam od serii Wybranych. Bardzo podoba mi się ten zwrot i Sylvain <3 Może ktoś czytał, to kojarzy :) Postaram się jak najszybciej dodać nowy :)

Zuza ;3