niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 12



John był wściekły na samego siebie, za to co powiedział Zakowi. Teraz nie umiał sobie tego przebaczyć. Jak on mógł powiedzieć, że nie kocha Sophie?! Przecież to wcale nie musiała być prawda, że są rodzeństwem. Poznał by to. Może i to już sprawdzali i może się to zgadzalo. Ale mogło być też tak, że Nathaniel jakoś im to wmówił. Może miał wtyczkę do wszystkich danych. Coś tu nie grało. Czy ona na prawdę była jego siostrą?
                                                                   **********

Obudziłam się w nieznanym mi pomieszczeniu. O dziwo wcale nie był jakoś bardzo przerażający. ie wiem, czy to wina tego, że nie odczuwam strachu, czy po prostu nie jest straszny. Trudno się połapać. Ostrożnie się rozejrzałam. Pokój był raczej pokoikiem. Malutki na jakieś 2 metry. Próbowałam wstać, ale coś mnie przytrzymało. "Świetnie. Tego jeszcze nie było". Byłam przykuta łaćnuchami do ściany. Szarpnęłam z całej siły. Nic. Nic, oprócz potwornego bólu. Szarpnęłam ponownie. Nic.

- Miło widzieć, że ci się nie nudzi - usłyszałam przed sobą donośny śmiech. - Wybacz, że cię przykułem, ale tak jest bezpieczniej...
- Miło widzieć, że się mnie boisz - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Bardzo zabawne. Tak, że aż wcale....kiedy zgłodniejesz po prostu zawołaj...
- Masz mi wyjaśnić o co chodzi. Nie jestem żadna Sylvia, prawda?
- Jakaś ty mądra! Należą ci się oklaski. Widzisz w porównaniu do ciebie, John łatwo mi uwierzył, czego na początku się nie spodziewałem. Ale tak, masz racje, nie jesteś żadną Sylvią. Jego siostra dawno zgineła. Właściwie to ją zabiłem. Nie sądziłem, więc, że mi uwierzy.
- Woow, zabiłes jego siostrę, brawo. Możesz mnie stąd uwolnić, żebym mogła cię wreszcie zabić?
- Nie bardzo. Mam jeszcze sporo zycia przed sobą! Nie chce umierać! - zaśmiał mi się w twarz - A co do twojego brata, też go zabiłem.. po prostu stawiał mi się. Wiesz, nie toleruję takich zachowań. - coś we mnie pęklo.  Tak jakby wróciło mi jedno uczucie. Gniew. Szaronęłam jeszcze raz z całych sił łańcuchy. Udało się. Dostrzegłam w oczach Nathaniela przerażenie. Rzuciłam się na niego. Zamachnełam się i uderzyłam go w szczękę. Z brzękiem upadł na podlogę. Gdy chciałam zadać śmiertelny cios, nagle znalazłam się w milutkim salonie w Instytucie.
                                                                       **********

- Wy popaprańcy! Już go miałam!
- Nie mogliśmy cię tam zostawić. Musieliśmy cię uratować? - powiedzial Max
- Nie potrzebowałam pomocy! Świetnie sobie radziłam! Mogłam go zabić! 
- Nie da się zabić Nathaniela. -  powiedział John - Na pewno nie tak łatwo. On jest nieśmiertelny. Zabić może go jedynie ktoś z rodziny, specjalną bronią. I prosto w serce - wszyscy na niego spojrzeli, włącznie ze mną.
- Nathaniel nie ma rodziny - powiedział Zak.
- A może ma? - wtrącił Max
- Dowiedz się tego - zwrócila sie do czarownika Nawia.
- Z przyjemnością. Zwłaszcza, że jestem już na tropie - spojrzał na Johna i Zaka - Wy dwaj, panowie. Zapraszam za mną. - poszedł w stronę tego pomieszczenia, gdzie zabrał mie na próbę. John i Zak w wahaniem, ale poszli za nim, zostawiając nas w osłupieniu.
                                                                    **********

Nawia sporo o tym wszystkim myslała. O tej całej sprawie z Nathanielem, z włączeniem człowieczeństwa Sophie, z tą cała armią, wojną. Nie miała już siły. Odkąd zjawiła się Sophie, są same problemy. Wszystkich dookoła rani. Zaka, Johna, ją samą, a nawet....

- Przepraszam... - wyjąkała. Nie widziała na kogo wpadła, dopóki nie uniosła głowy. - Jason? - rzuciła mu się w ramiona. Ale kiedy odświeżył się jej mózg, migiem się cofnęła. Jason spojrzał na nią pytająco.
- Wszystko okay? - spytał
- Co? Nie, tak, nie wiem.
- Jason....
- Nawia... - powiedzieli jednocześnie. Oboje się zaśmiali - Ty pierwsza.
- Chodzi o to... - zaczęła - Ta cała sytuacja.... Przerasta mnie to. Odkąd zjawiła się Sophie... wszystko się tak jakby popsuło.
- Nie sądzę, żeby była to wina Sophie. To coś innego... myślę, że dawna zgoda między nami jakoś się rozwiała. Nie powinno się tak stać.
- Myślisz, że dojdzie do wojny? - zapytała.
- Myślę, że tak.
- I co wtedy?
- Wtedy będziemy walczyć.
                                                                         **********

John i Zak szli za Maxem w milczeniu. Nie da się ukryć, że za bardzo się nie lubią. To ze względu na Sophie? Czy może na ich osobiste problemy? Nie wiedzieli po co Max kazał im iść za nim. Co oni mieli wspólnego z rodziną Nathaniela?

- Stójcie.... - Gdy dotarli na miejsce, Max chodził tam i z powrotem, jakby szukał jakiegoś... - Tutaj. Stańcie tutaj. - posłusznie zrobił to John. Max spojrzał na Zaka z uniesionymi brwiami - Obaj. - Zak niechętnie stanął obok Johna. - Starajcie się o niczym nie myśleć. Oczyśćcie umysł. Sangiunam.... - zaczął mówić jakieś zaklęcie.

Po chwili Zak i John poczuli rosnący ból w głowie. Obaj czuli to samo jednocześnie. Mieli wrażnie, że ktoś próbuje wwiercić im się do środka. Po chwili bół w głowie minąl, ale nasilał się kolejny. Ty razem mieli wrażnie choćby ktoś obcinał im dłonie. Krzyczeli. Obaj czuli to samo. W tym samym czasie. W tym samym momencie.. Po chwili ból całkowicie ustał.

- No to już wszystko wiadomo. - powiedzial Max.
                                                                         **********

Nim zdążyłam zareagować, znów znalazłam się w celi. Wszystko było po staremu, oprócz jednej rzeczy. Na biurku leżał zaadresowany do nie list. Z wahaniem rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać.

"Sophie.... Nie wiem, czemu to zrobiłaś. Czemu to wyłączyłaś? Zbliża sie wojna. Rozwiązuje się wiele rzeczy, a prawdziwa ty jest nieobecna. Wiem, że być może dużo wycierpiałaś, ale tak na prawdę nic nie wiesz o bólu, o cierpieniu. Ja przeżyłem dużo więcej, straciłem dużo więcej.... jednak nie mogę ci tego wyjaśniać liście. Potrzebujemy każdej pomocy. Każdej. W szczególności twojej. Nathanielowi zależało na tym, abyś wyłączyła uczucia. Chcesz żeby wygrał? Nie pozwól na to. Potrzebujemy cię. JA CIĘ POTRZEBUJĘ...."

Zak

Gdy doszłam do słów "Ja cię potrzebuję", rozpłakałam się. Wszystko to, świadomośc, że chciałam  być wolna i dla tego wyłączyłam człowieczeństwo.... momentalnie się nie liczylo. Wszystkie uczucia wróciły. Włączyłam to.
                                                                          **********

- Co wiadomo? - Zapytali chórem.
- Jakie to piękne... - zaczął Max - Jesteście braćmi.

- CO?! - Wykrzyknęli w tym samym momencie.
- Nie kłócić się z czarownikiem, my zawsze mamy rację. Jesteście braćmi i już. Koniec kropka.
- To znaczy, że Sophie to moja siostra? - zapytał Zak.

- Nie. Nie jestem twoją siostrą. - powiedziałam. - Ani twoją, ani Johna. Nie mam na imię Sylvia, tylko Sophie.....
- Nie mamy czasu na twoje humorki, idź z powrotem do....

- Sophie! - krzyknąl Zak i automatycznie do mnie podbiegł. Rzuciłam mu się w ramiona. - Włączyłaś to... - znów mnie przytulił, a ja poczułam trzepoczące skrzydełka motylków w brzuchu.
- T...tak.. - wyjąkałam - Ja to dla ciebie, Zak... ja cię....

- Sophie! Jak dobrze! - moje czułe wyznanie przerwał mi John. Podszedł do mnie, odepchnał Zaka i mnie przytulił. - Co sprawiło, że to włączyłaś? - chciałam mu powiedzieć prawdę, że to dzięki Zakowi, ale gdy dostrzegłam troskę w jego oczach... być może miłość, szybko zmieniłam zdanie.
- A tak jakoś... - uśmiechnęłam sie. Rozejrzałam się za Zakiem, jednak go już nigdzie nie było.

Zapominając o czymkolwiek wybiegłam z sali i popędziłam na poszukiwania Zaka i jak to ja... wpadłam na niego na schodach.

- Dokąd tak biegniesz księżniczko? - popatrzyłam mu w oczy. Jego piękne szaro-czarne oczy... sprawiły, że nogi się pode mną ugięły
- Szukałam cię, Zak.
- No to znalazłas... Sophie ja chciałem, żebyś wiedziała.....
- Sophie? - z dołu usłyszałam znajomy głos. Z trudem odwróciłam się od Zaka i spojrzałam w dół. N dole w całej okazałości stała Jasmine. Moja dawna Jasmine. To sprawiło, że łza spłyneła mi po policzku. Gdy biegłam na dół, usłyszałam za sobą klnącego Zaka.
- Jasmine? - zapytałam gdy stałam już z nią twarzą w twarz.
- Przepraszam, że była zazdrosną suką.... że zakończyłam przyjaźń... i chce to naprawić.... - zaczeła.
- Nie ważne co bylo kiedyś. Teraz i ja i ty jesteśmy innymi osobami. To co, zaczynamy od nowa? 
- Oczywiście... a teraz leć do Zaka, zdaje się, że wam przerwałam...
- Tak masz racje, Zak. Gdzie poszedł?
- Zgaduje że do swojego pokoju - zaproponowała.

Bez wahania ruszyłam znowu po schodach i bez pukania weszłam do jego pokoju. Przypuszczenia Jasmine się sprawdziły. Był tu. Siedział na kanapie i gorączkowo nad czymś myślał. Gdy mnie zauważył był lekko zaklopotany...

- Sophie... co ty tu.....
- Posłuchaj mnie Zak. chce ci coś powiedzieć..... Chce żebyś wiedział, że aj cię ko....

- Nathaniel odbił Natalie! - z dołu usłyszałam wołanie Nawii.
*********************************************************
Wiem, że znowu krótkie, pogmatwane itd.. :D Ale powoli zbliżamy się do finiszu.. ;) Przepraszam, jeśli pojawily się jakieś literówki! :)

Zuza ;3

2 komentarze:

  1. Nie no to są chyba jakieś żarty!
    Dlaczego oni nie mają chwili czasu tylko dla sb tylko co po chwile coś się dzieje i nie mogą wyznać sb uczuć.
    Czekam na next ;) mam nadzieje że szybko się pojawi i że w końcu powiedzą "KOCHAM CIE"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... w końcu wyznają sobie miłość ;) Poleć znajomym! :*

      Usuń