poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 9



Ulice ogarniał mrok. Natalie mimo, że była dzielną dziewczyną, to ciemność to był jej koszmar, który męczył ją od dzieciństwa. Szła właśnie na umówione spotkanie z Nathanielem. Nie do końca wiedziała kim on tak naprawdę jest, co czuje. Czasami miała ochotę się na niego rzucić i zabić z zimną krwią, ale bywały też momenty, kiedy był uroczy, romantyczny. Sama nie potrafiła rozszyfrować własnych uczuć. Nie rozumiała też planu Nathaniela. Owszem, robiła to, co jej kazał, za każdym razem, ale po co był tak naprawdę potrzebny im Zak? Spędziła u nich, a szczególnie właśnie z nim dużo czasu. Był przystojny, olśniewający, zwinny i nie chciała ich narażać. Może i raz go pocałowała, ale tylko dlatego, żeby wkurzyć Sophie, chociaż ona tak naprawdę też nie wydaje się zła. Coraz cześciej Natalie zastanawiała się czy jest po właściwej stronie. Doszła do miejsca, gdzie przebywał Nathaniel. Każdy, niemal najmniej dający się usłyszeć głos, przyprawiał ją w ciemności o gęsią skórkę. Mimo to, odważnie zapukała do drzwi. Otworzyły sie z hukiem. Nieśmiało weszła do środka, gdy nagle zabłysły światła.

- Nathaniel? - zawołała niemal szeptem.
- Po co to robisz? - usłyszała za sobą jego donośny głos.
- Mianowicie? - poczuła, że resztki odwagi uchodzą z jej ciała.
- Udajesz odważną, kiedy tak naprawdę najmniejszy chrzęst, brzęk jest w stanie wystraszyć cię na zawał serca. Czemu udajesz? - zapytał z wyraźnym bólem w głosie
- Czy ja się przesłyszałam? Nathanielu w twoim głosie słyszę ból. Jadłeś coś dzisiaj? Nie wyglądasz zdrowo.... - zakpiła
- Nie wchodź na cienki lód, Natalie - pogroził - Odpwiedz mi na pytanie, czemu udajesz?
- Pomyślmy... bo to ty każesz mi udawać? Myślisz, że dobrze czuję się z tym, że musze udawać?! Każesz mi zaprzyjaźnić się z Sophie, ale wiesz co? To się nie uda....

Nie zdołała dokonczyć, ponieważ Nathaniel przycisnął ją do ściany. Wyraźnie dostrzegła jego pulsujące ze złości żyły. Próbowała się uwolnić od jego uścisku, ale nie była w stanie. Okazał się za silny. Byli tak blisko siebie, że prawie stykali się nosami. Patrzyli sobie w oczy. Za każdym razem, kiedy patrzyła w jego zimne, zielone oczy, czuła jak serce jej przyspiesza.


- Przepraszam... - zaczął i powoli uwalniał ją z uchwytu, jakby się bał, że zaraz gdzieś ucieknie - Mów, czemu plan ma się nie udać?
- Źle mnie zrozumiałeś.... Nie powiedziałam, że plan się nie uda, tylko, że chory pomysł z zaprzyjaźnianiem się nie uda.
- Jak to...?
- Znaczy, nie do końca - Natalie cicho westchnęła - Zaprzyjaźniamy się, tylko nie do końca, tak jak tego chciałeś.
- To znaczy? - spojrzał jej w oczy, wyraźnie pogubiony
- To znaczy, że John zaprzyjaźnił się z Sophie, a ja z Zakiem..... - w jego oczach ponownie błysnął gniew.
- Powiedz mi, czy coś między wami zaszło? - spytał podejrzliwie
- Raz go pocałowałam...
- CO?!
- Ale tylko dlatego, żeby skrzywdzić Sophie....
- Natalie.. Sophie jest pogubiona. Sama nie wie kogo kocha, a my potrzebujemy, aby wyłączyła człowieczeństwo. I nie całuj się z Herondalem więcej, bo źle się to dla ciebie skończy. Możesz odejść.
                                                                                **********

Powoli udawało mi się zachować spokój. Choć może trudno w to uwierzyć, staram się myśleć racjonalnie. Natalie coraz więcej spędza z nami czasu, z nami, czyli mam na myśli Zaka. Zaprzyjaźnili się, a może coś więcej. Starałam pogodzić się z myślą, że nie jestem w jego typie. Podobnie jak Natalie, John nie opuszczał mnie na krok. Dobrze się dogadywaliśmy. Może faktycznie się zmienił? Miałam ochotę dzisiaj wyjść z Instytutu. Pooddychać trochę świeżym powietrzem. Na początku chciałam iść sama, ale w koncu postanowiłam zaprosić Johna, na wspólny spacerek. Poszłam więc go poszukać. Kuchnia, pusto. Salon, pusto, a nie chwila. W końcu sali dostrzegłam zwiniętą w kłębek Nawię. Na początku pomyślałabym, że to pewnie nic takiego, że nie zdobyła odpowiedniego rodzaju kości do kolekcji, ale jednak po chwili zdobyłam się na odwagę aby ją o to spytać. Poszłam więc powoli, w jej kierunku. Było widać, że płakała, i to już od dłuższego czasu. Przykucnęłam naprzeciwko niej.

- Nawia? Coś się stało?
- Co? Sophie? Co ty tu... Nie. Nic się nie stało.
- Czyżby? - spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem.
- Wiesz, że sama nie wiem? Jason w ogole nie spędza ze mną czasu... Cały czas odchodzi gdzieś do Clausa, Zaka, a nawet czasami do Johna i Natalie. Czuję się taka.... samotna bez niego. Zawsze potrafi mnie rozśmieszyć.... Sophie, co ze mną nie tak? - znów zapłakała, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Nawia była zakochana w Jasonie.
- Może to co teraz powiem cię zszokuje, ale wydaje mi się, że wyraźnie czujesz coś do Jasona. I zdecydowanie jest to coś więcej niż przyjaźń. - spojrzała na mnie tępym i rozśmieszonym wzrokiem.
- Ja i Jason? Jason i JA? No chyba nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem skąd ci to przyszło do glowy. Zgoda, wiem, że jest wspaniale umięśniony, świetnie wysportowany, zabawny i.... te jego oczy i.... - zaśmiała się, sama chyba nie wierząc we własne słowa. - Jestem zakochana w Jasonie. Dzięki Sophie! - przytuliła mnie i pobiegła gdzieś w głąb. Zapewne na poszukiwania Jasona.

Byłam zazdrosna, jak szybko doszła do wniosku, że jest zakochana. Czemu ja tak nie potrafiłam? Czemu przychodzilo mi to z takim trudem? Lubiłam i Johna i Zaka. Oboje mają czarne włosy i oczy, choć Zak... jego oczy są bardziej coś pomiędzy czarnym a szarym, natomiast John... Jest po prostu boski. Ale czy byłam w którymś z nich zakochana? Tego nie wiem. Wróciłam do rzeczywistości i nadal poszłam szukać Johna. Zrezygnowana, już miałam iśc sama, gdy wpadłam na kogoś na korytarzu.

- Sorka, nie.... John?! Ja cię tu szukam po całym Instytucie, a ty co? - próbowałam udawać urażoną, ale na niewiele się to zdało. Od razu wybuchnęliśmy śmiechem. Zauważyłam, że ma idealnie białe zęby, i świetny uśmiech....
- Przepraszam, Sophie. Błąkałem się po budynku. Nie wiedziałem, że mnie szukałaś. Coś się stało?
- Ludzie, ja was nie rozumiem. Czy zawsze jak kogoś szukam musi się coś dziać?
- Dobra, dobra to o co w takim razie chodzi ma belle?
- Ma belle? - zaśmiałam się, ale poczułam też jak na moje policzki wylewa się gorący rumieniec - Pomyślałam, że może chciałbyś się ze mną....
- Randka? Chyba nie mam czasu. Do zobaczenia! 
- John! - walnęłam go w ramię - Chcesz iść na spacer?
- Czyli jednak randka - westchnął - Ale wiesz ja nie jestem romantykiem, więc...
- Dzięki bogu. Nienawidze romantyków. Idziesz? 
- Skoro tak błagasz, to mam inne wyjście?
- Nie - uśmiechnęłam się slodko i pociągnęłam go w stronę drzwi.
                                                                                **********

Powoli żałowałam, że w ogole namowiłam go na ten spacer. Okazało się, że do niego spacer, to co najmniej 5 kilometrów. Zaledwie po jednym już byłam padnięta. W połowie drogi, zapytałam się go czy możemy juz wracać, to tylko zamarł z oburzenia. Moje nogi, juz odmawialy mi posłuszeństwa. Nie zauważyłam kory drzewa i runęłam tępo na ziemię. Syknęłam w bolu i złapałam się za kostkę. John spojrzal na mnie przejęty.

- Wszystko w porządku? Daj mi zobaczyć.. - od razu znalazl się przy mnie
- Nic mi nie jest....
- Pozwól mi.. - nie czekal juz na dalsze protesty. Chwycił moje kostkę i delikatnie opatrzył. Pod jego dotykiem natychmiast pojawiała się na moim ciele gęsia skórka. Nie wiem czy to zauważył. Szczerze modliłam się w duchu aby jednak nie. Ale chyba jednak to dostrzegł bo dostrzegłam lekki uśmieszek na jego twarzy.
- Co? - zapytałam
- Nic, po prostu.... Milo widzieć, że pod moim dotykiem już masz ciarki - uśmiechnął się
- Co? Ja nie... - poczułam, że się zarumieniłam i od razu odwróciłam wzrok.
- Jest dość porządnie skręcona. Chyba nie dasz rady iść dalej, ani nawet z powrotem. 
- Dam. Nic mi nie .... - gdy próbowałam wstać, gwałtownie upadłam z powrotem na ziemię.

Bez pytania o zgodę John wziąl mnie na ręce. Byłam zbyt zszokowana by cokolwiek powiedzieć. Byłam też tak zmęczona, że nie protestowałam. Ale za to chyba musiałam być bardzo denerwująca, bo co chwile pytałam się go daleko jeszcze? Więc wnioskuję, że miał mnie już dość. Ale musiałam jeszcze o coś zapytać.

- John to skrót czy pełne imię? - był wyraźnie zaskoczony moim pytaniem. Poczułam jak jego mięśnie się napięły.
- John to od Jonathan. Nie wiem w sumie czemu. W ogole mi to nie pasuję. Wiem, że na imie mam Jonathan, ale tak się już przyjęło, że wszyscy mowią do mnie John.
- Jonathan to ładne imię. - powiedziałam, znowu oblewając się rumieńcem.
- Sophie to ładne imię. - głęboko westchnął. Wyglądało to tak, jakby mnie wdychał. - Bardzo ładne imię - lekko poczułam jego pocałunek na moim czole. Potem już całkiem rozluźniłam się w jego ramionach. Położyłam głowę na jego ramieniu i zasnęłam.
                                                                                **********

Obudził mnie blask słońca. Niepewnie otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła. Leżałam z powrotem w swoim lóżku. W Instytucie. Powoli zaczęłam sobie przypominać co się stało. Biegałam z Johnem, skręciłam nogę i zaniósł mnie.... Nie mogłam wytrzymać jego nieobecności. Coraz bardziej byłam pewna, że Zak staje się moim przyjacielem, a John kimś więcej. W dość szybkim tempie poszłam do łazienki. Znieruchomiałam. Wyglądałam jak strach na wróble. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, makijaż cały rozmazany... po prostu masakra. Weszłam pod prysznic. Czułam jak moje mięśnie rozluźniają się pod strumieniem ciepłej wody. Gdy umyłam włosy, spokojnie wyszłam spod prysznica. Ubrałam świeże i czyste ciuchy. Włosy wytarłam ręcznikiem, na tyle ile było to możliwe. Przy długich włosach życie nie jest łatwe. Przez kilka tygodni zauważyłam, że w ogóle nie dbałam o swoj wygląd. Moje kiedyś olśniewająco rude włosy, teraz były szkaradne. Miałam nadzieję, że mają tu farbę do włosów. Otworzyłam szufladę i dokładnie zaczęłam przeszukiwać. Jest! Ciekawe kto się kiedyś farbował na rudo... Bez wahania zafarbowałam swoje włosy. Gdy skończyłam były takie jak dawniej. Olśniewająco rude. Wzięłam do ręki kredke do oczu i ostrożnie zaczęłam się malować. Chciałam wrócić choć częściowo do "normalnego" życia. Gdy skończyłam "kredkować" pomalowałam rzęsy. Wyglądałam jak dawniej, a może nawet jeszcze lepiej. Z lekkim uśmieszkiem zauważyłam, że ciuchy Nocnych Łowców wyjątkowo do mnie pasują i podkreślają moją urodę. Może gdybym była jedną z nich wszystko byłoby prostsze? Siedziałam już w łazience chyba z dwie godziny. Gdy wreszcie wyszłam zauważyłam, że pod drzwiami czekała Nawia. Spojrzała na mnie poirytowana i zaskoczona.

- Co ty tak tam długo robiłaś? Myślałam, że korzenie zapuszcze. A oprócz tego wyglądasz bombowo. - mrugnęła i gwałtownie weszła do środka łazienki.


Gdy schodziłam po schodach, poczułam przeszywający ból w kostce. Kompletnie zapomniałam o moim "wypadku". Z grymasem bólu na twarzy powoli zeszłam na dół. Starałam się wciąż utrzymywać dobry humor. Jak chodziłam w miarę po prostym podłożu, kostka, aż tak nie bolała. Gorzej gdy musiałam na przykład iść po schodach, lub nadmiernie się wysilać. Poczułam jak skurczył mi sie żołądek. Byłam głodna. Poszłam do kuchni i z zaskoczeniem stwierdziłam, że jest pusta. Otworzyłam lodowkę i zastanawiałam się, co by tu zjeść. Pomyślałam, że zrobie sobie tosta, a może nawet dwa. Posmarowałam kromki masłem i włożyłam do tostera. W międzyczasie, gdy się "robiły" usiadłam na krześle i czekałam. Komletnie zapomniałam o tostach, gdy do kuchni wszedł John. Uśmiechnał się. Na początku byłam jak sparaliżowana, później jednak się "przebudziłam" i odpowiedziałam mu uśmiechem.

- Jak kostka? - zapytał
- Troszkę boli, ale poza tym jest okay.
- Widzę, że wróciłaś do dawnych rudych włosów i makijażu.
- Brzydko? - zapytałam z udawanych smutkiem.
- Pięknie, Sophie. 

Poczułam zapach, jakby coś się paliło. Zmarszczyłam nos i się rozejrzałam. Szybko dotarło do mnie co tak właściwie robiłam w kuchni! TOSTY!

- To twoje? - zapytał wyciągając z tostera spalone na popiół kromki chleba.
- Cholera! - zaklęłam.
- Zrobić ci nowe?
- A ty co sobie robisz?
- Kanapki, chcesz?
- Yhym. - patrzyłam jak powoli smaruje kromki masłem.
- Pomoc ci w czymś? - zapytałam.
- Możesz pokroić ogórki. - spełniłam jego polecenie i zabrałam się do roboty. Po kwadransie już jedliśmy. Co dziwne jedliśmy w milczeniu, a ja zauważyłam, że John unika mojego wzroku.

- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Tak.... czemu miałoby nie być?
- Co? Nie tak się tylko pytam.... To pojdę...
- Sophie?! - zawołal mnie, gdy byłam w polowie drogi. - Wybieram się na basen, chcesz się potopić? - zapytal z ironia.
- Hmm.... nie! Ale z chęcią ciebie potopie! - usłyszałam jego śmiech i zrobilo mi się cieplej. Nie wiem jak z nim wytrzymam w jednym basenie.
- Za godzinę? - zapytał. Kiwnęłam glową.
- Ależ oczywiście.


Gdy szłam na gorę prawie wpadłam na Jasona.  Zauważyłam, że mam talent do wpadania na chłopakow. Dawno z nim nie rozmawiałam. Poczułam bolesne ukłucie w sercu.

- Jase! - rzuciłam mu się w ramiona
- Hej Sophia. Jak tam?
- Jak rozpoznać, że jest się zakochanym, Jason?
- No... sam nie wiem. A w kim jesteś?
- W tym problem, że nie wiem. - przypomniałam sobie sytuację, kiedy pocałowałam Zaka. Czułam wtedy przyjemne ciarki na całym ciele, do momentu kiedy mnie nie odepchnął.Pogodziłam sie już z myślą, że Zak mnie nie chce, ale chociaż chciałam się z nim przyjaźnić.
- Jak to nie wiesz?- zaśmiał sie Jason.
- No.. po prostu.
- Słyszałem, że się gdzieś wybierasz z Johnem. Wczoraj też z nim gdzieś byłaś. Dzisiaj robiłaś z nim śniadanie. Sophie, widzę jaka jesteś przy nim... szczęśliwa. Nawet wrociłaś do dawnego wyglądu. 
- Tak, lubię Johna, ale lubię też Zaka, rozumiesz?
- Ahh... Zak. No tak. Posłuchaj własnego serca, Sophie. Nie bierz tego do siebie, bo myślę, że to ci nie pomoze, ale uważam, że oboje cie kochają. I w tym tkwi problem. - po tych slowach odszedl, a ja zostałam sama. W głowie wciąż brzmiały mi jego słowa. Oboje cie kochają.
                                                                            **********

Max miał pewną teorię. Od momentu, kiedy Sophie go powaliła nie spotkał się ani razu z Nocnymi Łowcami. Wiedział, że jest ona wampirem i czarodziejką, ale myslał, że jednocześnie czymś, kimś jeszcze. Na dodatek nie ufał Natalie, ani Johnowi. Coś mu mowiło, że trzeba uważać. Na pewno wiedział już wszystko o Natalie. Kiedy był ostatnim razem u Nocnych Łowców, zderzył się z nią i tak zdobył jej esencję. Cały jeden wieczór poświęcił na to, aby ją śledzić "myslami". Dobrze się zlożylo, że trafił na akurat ten wieczór. Uważnie słyszał rozmowe Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Wiedział, że bylo tam coś o wyłączeniu człowieczeństwa Sophie, o Zaku i o Johnie. Nie chciał przyjąc tego do wiadomości, ale nie mógł tego dlużej ukrywać. John i Natalie to zdrajcy. Wiedzial, że może takie przekazanie będzie ... nieprzyzwoite, ale zamierzał to zrobić. Do kązdego z Nocnych Łowców wysłał wiadomość przez umysł. Najbardziej martwił sie o Sophie. Wiedział, że zakochała się w Johnie.
                                                                          ********** 

Byłam wniebowzięta, że John zaprosił mnie na basen. Naprawdę chciałam zobaczyć jego wyrzeźbione ciało, bo zakładam, że ma je wspaniałe. Nadal jeszcze nie doszłam do sibie po rozmowie z Jasonem, ale nie chciałam tego okazywać. Ubrałam kąpielowki, na nie ciuchy i zeszłam na dół gotowa na wypad. John juz na mnie czekał z plecakiem na plecach. Gdy mnie zobaczyl, wyszczerzył zęby w usmiechu.

- Wiesz, że naprawdę ładnie wyglądasz w kucyku? - uśmiechnął się
- Och, no wiem przecież.. - zaśmiałam się i dodałam w myślach " a ty pewnie w kąpielówkach"
- Chodź, ma belle, Sophie. - podobało mi się jak do mnie mówił.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz John poprowadził mnie w kierunku samochodu. Nie wiedziałam, że ma samochód. Spojrzałam na niego pytająco.

- No co? Każdy ma samochód.. - Zak ma motor, pomyślałam i przeklęłam się za to w duchu.
- A czy ja coś mówie, geniuszu? - gestem ręki wskazał miejsce pilota. Z uśmiechem wsiadłam do samochodu. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy.
- Za niedługo dojedziemy. W sumie nie jest to daleko, ale nie chciałem iśc piechotą, ze względu na twoją nogę. 
- Dzięki.

Reszte drogi jechaliśmy już w całkowitej ciszy, nie licząc grającego radia. Po jakimś kwadransie dojechaliśmy na miejsce. Basen nie byl jakiś ogromny, ale mały też nie. Poszłam za nim do środka. Okazało się też, że wcale nie jest tu tak drogo. Za nas dwojga płacił bardzo mało. Przy szatniach się zatrzymaliśmy. W końcu męska i damska były gdzieś indziej.

- Jeżeli chcesz mozesz iść ze mną do męskiej - wyszczerzył zęby w usmiechu.
- Ha, ha, ha, ależ ty zabawny. Będę jednak zmuszona odmówić. Spotkamy się na basenie, okay?
- No, skoro tak wolisz, to nie ma problemu. Nie zgub się  ma belle. - z usmiechem weszła do przebieralni.
                                                                              **********

Max nie potrafił do wszystkich jednakowo wysłać wiadomości, w tym samym czasie. Postanowił najpierw wysłać do Jasona. Był najrozsądniejszy. Kolejna wiadomość dotrze za 10 minut do Nawii. Kolejna za 10 minut do Clausa, kolejna do Zaka. Później wyśle ją do Sophie. Miał nadzieję, że nie była w tej chwili ani z Natalie, ani z Johnem.
                                                                               **********
  
Z wesołym humorem poszłam w stronę basenu. Podobało mi się tu. Było dużo rozrywek. Były dwie zjeżdżalnie, "wir", nawet specjalny basen z falami! Oczywiście był też taki, w którym się normalnie pływało. Chyba pójdę do jacuzzi.

- Nie tak prędko. Co ty myślisz, że zabrałem cię tu, abyś się byczyła w jacuzzi? Zabawne - najchętniej bym go teraz udusiła.
- Ach tak?
- Tak. Idziemy pływać, złotko. Za mną! - teraz wreszcie się jemu przyjrzałam w całej okazałości. Mięśnie brzucha mial doskonałe. Co tu więcej mówić? Od razu zapomniałam o jacuzzi i poszłam za nim bez wahania.

Za to on bez wahania wskoczył do wody. Miałam taki sam zamiar, ale kiedy dotknęłam stopami wody, natychmiastowo się cofnełam.

- Zwariowałeś! Woda jest lodowata!
- Nie przesadzaj. Właź.
- W życiu!
- Sophie, mam zaciągnać cię tu siła?
- Nie uda ci s....

Nim zdążyłam zareagować, John błyskawicznie wyszedł z wody, porwał mnie bez trudu na ręce i wskoczył ze mną do wody. Z szoku krzyknełam.

- Sophie, spokojnie.- nie sluchałam go. Byłam spanikowana. Nie umiałam złapać oddechu. Mój oddech przerodził się w dziki świst. - Sophie, spójrz na mnie. Spojrz na mnie Sophie. - spojrzałam na niego, ale nadal nie umiałam złapać oddechu. - Oddychaj, Sophie. Wdech i wydech - zademonstrował mi to - Sophie, rób to co ja. Wdech i wydech. Wdech i wydech - dzięki niemu powoli odzyskiwałam równomierny oddech. Z wyczerpania oparłam głowę o jego ramię. Przez chwilę zapomniałam, że jesteśmy w basenie. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.... byliśmy tak blisko....
                                                                                **********

W tym samym czasie, Jason właśnie szedl pogadać z Nawią, gdy poczuł okropny ból w głowie. Nie umiał nawet ustać na nogach. Upadł na kolana, a w jego głowie rozbrzmiewał głos:

"Jasonie, jesteś pierwszym, kto dowie się o tej wiadomości. Nie mam czasu, aby do was przyjść. Wciaż badam sprawę Sophie. Posłuchaj, John i Natalie to zdrajcy. Może mi teraz nie wierzysz, ale masz tu wiadomość, która to potwierdzi. Nie panikujcie"

Tuż za chwilę usłyszał w glowie czyjąs rozmowe. Rozmowe Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Był zszokowany.
                                                                                **********

W tym samym czasie, Nawia szła porozmawiać z Jasonem o tym co do niego czuje. Gdy nagle jej głowę przeszył potworny ból. W glowie usłyszała głos Maxa:

"Nawio, jesteś drugą osobą, której to mowię. John i Natalie to zdrajcy. Nie mam czasu, aby do was przyjśc osobiście, ponieważ wciąż badam sprawę Sophie. Może mi teraz nie wierzysz, ale to powinno pomóc."

Tuz po tym usłyszała rozmowe Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Była zszokowana.
                                                                             **********

Później te same wiadomości docierały do Clausa i Zaka. Została juz tylko Sophie. Wiedzieli, że poszła z Johnem, ale nie wiedzieli gdzie. I tu tkwił problem.
                                                                            **********

Byliśmy tak blisko, czułam jego oddech na swojej skorze. Już prawie dotykaliśmy się ustami. Prawie się calowaliśmy, kiedy moją glowę, przeszył koszmarny ból. Zawyłam z bólu.

"Sophie. Jesteś ostatnia. Dowiadujesz się o tym na końcu, ponieważ wiem, że kochasz Johna. Nie osądzaj go pochopnie. Może się mylimy. Może się wytłumaczy. Wiem, że on cię kocha. Naprawdę. Uwierz mi, ja się nigdy nie mylę. Podsłuchałem rozmowę Natalie z kimś o imieniu Nathaniel. Było tam coś wspomniane o Johnie. Że też im pomaga. Ja wierzę, że jakoś ci to wytłumaczy. Zrobiłem tak, aby pozostali, nie wiedzieli gdzie jesteś. Dowiedziałem się, że jesteś z Johnem. Daj mu szanse, aby ci wszystko wytłumaczyl. Wiem napewno, że Natalie to zdrajczyni. Co do Johna nie jestem pewien."

Po tych slowach zauważyłam, że się duszę. Zauważyłam, że jestem  pod wodą. Zauważyłam, że się topie. Ciepłe ręce Johna wyciągnęly mnie na powierzchnię. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Choć może Max miał rację, ale musiałam to z siebie wydusić, chciałam, poznać prawdę. Kocham go.

- Jesteś zdrajcą - wyszeptałam.
**********************************************
 Coś się dzieję. Mam nadzieję, że sie podobało. Jeśli się znajdą jakieś literówki, to przepraszam. Czekam na komentarze. "Ma belle" pożyczyłam od serii Wybranych. Bardzo podoba mi się ten zwrot i Sylvain <3 Może ktoś czytał, to kojarzy :) Postaram się jak najszybciej dodać nowy :)

Zuza ;3

2 komentarze:

  1. Na Anioła! Ja muszę wiedzieć co się stanie ;)
    Proszę dodaj szybko next!
    Pozdrawiam i życzę weny <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Na serio cieszę się, że komuś się podoba! Dzisiaj będzie następny! ;*

    OdpowiedzUsuń