niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 14 -" Setta gue lenha "

"Nie masz się czego obawiać, nie masz się czego obawiać, nie masz się czego obawiać". Powtarzałam to bez przerwy. No i w sumie to była prawda, ale jakoś byłam niespokojna. Gdy dowiedziałam się o tym, że Jasmine bedzie teraz, dzisiaj mieć trening z Zakiem to tak jakoś.... stałam się przesadnie zazdrosna, a nawet nie jesteśmy razem! A co najważniejsze, nie mogę tego okazywać. Trzeba zachować spokój. Przynajmniej w czasie ich treningu będę miała co robić. Dzisiaj ma przyjść do mnie Max i mi pomóc. Chociaż tyle. Muszę się nauczyć panować nad mocą. Może być nam bardziej potrzebna niż wszelkie sztuki walki. Nadchodzi czas. Zbliża się wojna.Gdy tak bez przerwy rozmyślałam o tej całej wojnie, o Zaku, o mnie, to jakoś zgłodniałam. Gdy wyszlam z pokoju dostrzegłam jakiś błysk w końcu korytarza. Kiedy uważniej się przyjrzałam zauważyłam, że są to drzwi. Do tego pokoju jeszcze nigdy nie wchodziłam. Tak jakby mi zabronili. Mimo to, poszłam w tym kierunku. Ostrożnie nacisnełam na klamke i znalazłam się w środku. Pokój był... mały. Mały, ale bardzo elegancki. Na ścianach wisiało mnóstwo fotografii, które były podświetlane. Kiedy dokładniej się im przyjrzałam dostrzegłam, że są to fotografie Nocnych Łowców. Dokładniej rodzin Nocnych Łowców. Obeszłam juz cały pokoj. Zobaczyłam wszystkie fotografie. Rozpoznałam rodzine Jasona, a nawet Nawii. Okazało się, że jest bardzo podobna do swojej matki. Były wszystkie rodziny oprócz jednego. Nie było rodziny Zaka. Gwałtownie rozejrzałam się po pokoju. Moją uwagę przykuła księga leżąca na stole. Z obawą, że ktoś mnie nakryje, podeszlam do niej i ją otworzyłam. Były tam opisane historie wszystkich Nocnych Łowców. Gdy kartkowałam ujrzałam nazwisko Herondale. Gwałtownie przystanęłam i zaczełam czytać. Gdy doszłam do Zaka, czytałam już szybciej. Gdy przeczytałam całą historię Zaka, łza spłyneła mi po policzku. Z trzaskiem zamknełam księgę i wyszłam z pokoju.

Nie mogłam uwierzyć w to, czego się właśnie dowiedziałam. Wściekła, a zarazem smutna szłam (nie wiem czemu) w stronę kuchni. Gdy byłam juz w pomieszczeniu zauważyłam, że przy stole siedzi Zak. Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Chciałam się dowiedzieć. Dowiedzieć dlaczego ją zabił. Czy na prawdę był opętany przez demona? Co wtedy czuł? Czemu zabił siostre? W mojej głowie kłębiło się za dużo pytań. Gwałtownie zawróciłam, ale niestety Zak był szybszy. Złapał mnie za nadgarstek i zmusił, abym na niego spojrzała. Gdy zobaczyłam te czarne oczy , które patrzyły na mnie z taką troską.... nie mogłam wytrzymać. Wyrwałam mu się i pobiegłam do swojego pokoju. W drodze usłyszałam:

- Sophie! -

Głos Zaka. Serce mi się łamało kiedy musiałam go zostawić i wybiec jak opętana bez słowa. Jednak musiałam sobie wszystko przemyśleć.
                                                                       **********

- Nic nie poradzimy na to, że ona nie chce zejść! - krzyczała Nawia do czarownika
- Nie możemy tego odłożyć. Wojna się zbliża, Nathaniel robi się silniejszy.... Po prostu muszę ją poduczyć! I to już - bez protestowania innych, Max zaczął mruczeć pod nosem jakieś zaklęcie i w jednej sekundzie na sofie przed nimi, znalazła się Sophie.

- Jeszcze raz to zrobisz a cię... - wysyczałam
- Zabije? Dobra, może później. Chodź na trening. Musisz to opanować dzisiaj. Jeśli nie, to już jesteś martwa. Równie dobrze możesz użyć magii na polu bitwy i tym samym siebie zabić. Więc dobrze ci radze, chodź za mną. Już. - mimo to, że miałam ochote go zabić, wykrzyczeć, że on nic nie wie... to nie mogłam zostać w towarzystwie Zaka. Poszłam więc za Maxem.

Zaprowadził mnie do tej samej sali, co wcześniej. Ludzkie kości nie robiły już takiego wrażenia jak wcześniej. Nie było widać żadnych zniszczeń po tamtym... incydencie. Ustawiłam się tam, gdzie poprzednim razem.

- Na początek coś łatwego. Po prostu unieś ręce i lekko potrząśnij w myślach mówiąc "Setta gue lenha" Okey? Proste. Dajesz.

Zrobiłam to co mi powiedział. Uniosłam delikatnie ręce, lekko potrząsnęłam, wymówiłam w myślach to co mi powiedział i próbowałam się skupić, ale w mojej głowie wciąż widniało to same słowo. Zak. Nie mogłam się skupić, nie rozmawiając z nim. Byłam ciekawa, czemu wcześniej mi tego nie powiedział. Czego sie bał? Przecież.....

- Ałć.. - jęknęłam. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie mocne zaklęcie uderzające Maxa. W jednej chwili myślałam o Zaku, a w drugiej znalazłam się na ziemi z bolącym tyłkiem. Spojrzałam na niego surowo.
- O czym ty myślisz? Skup się na zaklęciu..
- Nie mogę. Max co wiesz o Zaku?
W czasie zadawania mu tego pytania przypomniałam sobie co mówił mi John. "Jeśli ci nie powiedział, ja też nie powiem. Nie chce żebyś dowiedziała się ode mnie..." Jakoś tak to szło. John wiedzial. Wszyscy wiedzieli? I nic nie powiedzieli?
- O Zaku wiem wszystko.
- Był opętany przez demona, zabił własną siostrę, prawda? - wyrwało mi się, zanim zdążyłam się nad tym zastanowić.
- Mnie nie pytaj. Porozmawiaj z Zakiem, a teraz skup się na czarowaniu. W końcu musi być z ciebie jakiś pożytek...

Ponownie zrobiłam to co mi kazał. Te same zaklęcie, te samo ustawienie ciała, rąk. Lekko potrząsnęłam rękami i zobaczyłam, że z moich rąk pryskają maleńkie iskierki ognia. Spojrzałam na czarownika. Wreszcie się uśmiechnął. Nie jakby był pod wrażeniem, tylko po prostu z ulgi, że wreszcie mi się udało.

- To co teraz? - zapytałam gotowa na więcej, jednak jego odpowiedź była dołująca
- Teraz idź się pomiziać z Zakiem, albo idź spać, albo co tam chcesz...
- To tyle? Nic wiecej? Żadnych więcej czarów? Tylko JEDNO zaklęcie? ISKIERKI?!
- Cud, że nas nie podpaliłaś tymi ISKIERKAMI. Więc na dzisiaj to tyle. Widzimy się jutro.
- Ale...
- Wyjdziesz sama, czy mam cię teleportować? 
- Dobra - podniosłam ręce w gestykulującym geście - Wyjde sama szefie.
                                                                              **********

- Wybierz jedną bron, oprócz ostrza i bicza. - polecił Zak.
- Czemu oprócz bicza? - spytała Jasmine
- Bo bicz już ćwiczyłaś....
- I nie poszło mi za dobrze.
- Nie rozumiesz - uśmiechnął się słabo - Bicz trenujesz już z Sophie, ze mną inną broń, z Clausem inną broń, z Jasonem inną bron, z Nawią inną bron i z Johnem inną broń, kumasz?
- Tak.. chyba tak. - Jasmine rozejrzała się i wybrała zwykły nóż.
- Dobrze - Zak zaszczycił ją spojrzeniem - Widzisz tego "chłopka" tam? - wskazał głową na manekin. - Strzel w niego jak najcelniej potrafisz. - Jasmine wycelowała, rzuciła i.... trafiła w sam środek. Zak zagwizdał z wrażenia. - Gratulacje, zdaje się, że....

- Zak, możemy porozmawiać? - wpadłam do sali treningowej, bez ostrzeżenia. Gdy zobaczyłam ich razem i Zaka śmiejącego się w jej towarzystwie, skurczył mi się żołądek.
- O czym?
- O n... - już chciałam powiedzieć "nas" tyle, że nie ma żadnych nas. - O tobie. - poprawiłam się
- Najciekawszy temat na świecie. - zaśmiał się - Nie ma problemu. W sumie my już skończyliśmy.

- Skończyliśmy? - spytała zdziwiona Jasmine
- Tak, jesteś w tym świetna, nie potrzebujesz więcej treningów z rzucania nożem - uśmiechnął się do niej i ruszył w moim kierunku. Zamknął drzwi od sali. Teraz staliśmy w korytarzu, za blisko. Byliśmy za blisko. Powoli brakowało mi tchu. Zmusiłam się do kroku w tył. Opierałam się teraz o ściane.

- Wiem, że to dosyć wrażliwy temat, ale czemu mi nie powiedziałeś? - zapytałam
- O czym?
- O tym, że byłeś opętany przez demona, że zabiłeś własną siostrę, że zdradziłeś...
- Dość - przerwał mi ze łzami w oczach. Ścisnęło mi się serce. Jak ja mogłam być dla niego taka oschła? - Skąd o tym wiesz?
- Ja z... nieważne skąd. Ważne, że wiem. Powie...
- Nie...nie.. nie rozumiesz... ja nie mogę... nie jestem w stanie.....to dlatego nie chciałem, żebyś coś do mnie czuła. Chciałem cię nienawidzić, chciałem żebyś ty mnie nienawidziła. Ale widzę, że ty nie potrafisz i ja również. Nie chce, żeby coś ci się stało. Nie chce zrobić ci krzywdy... łatwo opętać mnie na nowo. Nie chce nikogo skrzywdzić ja.... - spojrzał na ręce. Zauważyłam, że się trzęsą. Z bólem, podbiegłam do niego i go objęłam. Poczułam, żę drży. Jak ja mogłam... westchnełam ciężko.
- Zak.. - spojrzałam mu w oczy. Cały czas były zaszklone - Nie zrobisz mi krzywdy... wiem to i... powiesz mi kiedy będziesz chciał, kiedy..najdzie cię odwaga... Zak nie skrzywdzisz mnie. Nie odtrącaj mnie przez to, co się stalo w przeszłości.... Zak... - nie spuszczałam wzroku - Ja cię kocham. - po tych słowach mocniej się do niego przytuliłam. Poczułam szybkie uderzenia jego serca.
- Też cię kocham, Soph. - wyszeptał. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. Podniosłam głowę, zmuszając się do ponownego spojrzenia na niego. Delikatnie się do niego przysunęłam. Złapałam go za kark. Objął mnie w talii i przyciągnąl do siebie. Poczułam smak jego ust. Jego delikatny pocałunek był dla mnie pieszczotą. Rękami gładził moje ciało. Pocałunek, najpierw delikatny, romantyczny, nagle zmienił się w pożądany, namiętny. Gdy usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu gwałtownie odskoczyliśmy. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu.

Tuż przed salonem gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na mnie poważnie.

- Co? - zapytałam zmieszana
- Cieszę się, że gdy mnie widzisz to się rumienisz - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Zamknij się debilu jeden.
- A mówiłaś, że kochasz...
- Widzisz? Właśnie dlatego jesteś debilem. - uśmiechnęłam się słodko i przez wejściem jeszcze raz go pocałowałam.
                                                                        **********

Gdy weszliśmy do środka, zastaliśmy wszystkich. Dosłownie wszystkich. Był nawet Max i Jasmine. Nawet John. Na jego widok ścisnął mi się żołądek. Mało tego wyglądali beznadziejnie. Gdy przekroczyłam razem z Zakiem prób, wszyscy na nas spojrzeli. Poprawiło mi humor to, że nadal trzymałam go za rękę. Spojrzałam na Zaka. On również był niespokojny. Razem stanęliśmy za sofą. Chciałam się odezwać, ale uprzedził mnie John.

- Twój kolega dał nam liścik. - podał mi kartkę papieru.
- Mój kolega? - zapytałam zdziwiona
- Nathaniel - powiedzieli chórem.
- Chyba zwariowaliście. Nathaniel nie jest moim kolegą...
- Ale chodziłaś z nim do klasy...
- Ale to się nie liczy! - krzyknęłam
- W każdym bądź razie przeczytaj ten list. Na głos - polecił Jason.

"Droga Sophio nie spodziewałem się, że tak łatwo zranisz Johna... nie będe mówił szczegółów. W każdym razie posłuchaj. Dobrze wiesz, że zbliża się wojna. W której najprawdopodobniej wygram, ale to pomińmy. Oczywiście chcę abyś się do mnie przyłączyła. Będziemy silniejsi, a mój plan jest na prawdę dobry. Gdy będę najpotężniejszy, gdy będę rządził.... będzie lepiej. Oto moja propozycja: Przyjdź pod niegdyś naszą szkołę. Wiem, iż to trochę daleko, ale jeśli zależy ci na Zaku, to zrobisz co mówię. Pewnie się teraz zastanawiasz co ma z tym wszystkim Zak wspólnego. Jeśli nie zgodzisz się na moje zasady, nie przyłączysz się do mnie to.... Zak zostanie ponownie opętany. Tym razem na dobre. Będzie zabijał swoich najbliższych bez mrugnięcia okiem. Na początku każe mu zabić twoich przyjaciół, a jego rodzinę, a na samym końcu ciebie. Gdy już tego dokona, opuszczę jego umysł, żeby widział co zrobił. Zastanów się nad moją propozycją"

Nathaniel  


Czytając ten list czułam jak ręka Zaka drży. Gdy skończyłam czytać, łza spłynęła mi po policzku.

- Zgodze się na jego warunki. - powiedziałam drżącym głosem
- Nie masz wyjścia, zresztą w sumie nas to już nie obchodzi - zaczął Claus - Podjeliśmy decyzję.
-Decyzje?
- Jeszcze dzisiaj masz opuścić Instytut.- powiedział z pełną powagą Claus
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem - Czemu?
- Nie musisz wiedzie...
- Ale chcę! - przerwałam mu w połowie zdania - Skoro mnie wyrzucacie, chcę wiedzieć dlaczego! - ukradkiem spojrzałam na Zaka. Był rownież jak jak zakłopotany. Liczyłam, że coś powie, że będzie mnie bronił, ale na razie chyba sam nie wie co powiedzieć.
- Przeczytałaś list. Odkąd się zjawiłaś mamy same problemy. Narażasz nas wszystkich, a szczególnie Zaka. Zależy nam na nim. Jest dla nas jak brat i nie chcemy go stracić. Pomijając, że dla Johna jest prawdziwym bratem... - przy tych słowach spojrzałam na Zaka. Zauważyłam, że jego usta wykrzywił grymas niezadowolenia. - Po prostu chcemy być bezpieczni. Oczywiście, jeśli dojdzie do wojny, będziemy walczyć, ale nie chcemy cię tu. Po prostu się wynoś.

Z niedowierzaniem spojrzałam po raz ostatni na znajome twarze. W końcu mój wzrok zatrzymał się na Jasonie. Miałam go tak po prostu zostawić? Jak oni mogą... dla mnie to właśnie on jest jak brat. Tyle razem przeszliśmy... łza spłyneła mi po policzku. Pamiętam, jak uczył mnie jeździć na rowerze. Kiedy myślałam, że w końcu mi się udało z hukiem się przewróciłam i stłukłam kolano. On mnie uspokoił, a nawet dał mi plaster. Uśmiechnęłam się smutno na to wspomnienie. Nie mogłam opanować własnych uczuć. Jak miałam odejść, to chociaż chce się pożegnać. Podbiegłam do Jasona i rzuciłam mu się w ramiona. Na początku był oszołomiony, ale później odwzajemnił mój uścisk. Staliśmy w objęciach przez dłuższą chwilę, kiedy Jason lekko się odsunął. Chwycił mnie za ramiona i spojrzał w oczy. Żeby mógł patrzeć prosto w nie, musiał się zniżyć do mojego wzrostu. Był wyższy ode mnie o głowę. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

- Jason...- zaczęłam, jednak nie dał mi dokończyć.
- Musisz być silna Sophia. Musisz być silna. Tego chciał Nathaniel, prawda? - cały czas patrzył mi w oczy - Tego chciał. Abyś się poddała. Nie daj mu wygrać. Sophia. Walcz. Musisz walczyć. Walcz nie dla mnie, nie dla nas, ale dla siebie. Obiecaj mi, że będziesz walczyć. 
- Ale..
- Obiecaj. Sophia obiecaj - po raz pierwszy dostrzegłam jak łza spływa po jego policzku. Szybkim gestem ręki ją otarł i ponownie wziął mnie w ramiona. - Obiecaj, że sie nie poddasz. 
- Obiecuje - wyszeptałam. Tym razem nie powstrzymywałam łez, pozwoliłam im płynąc z moich oczu swobodnie. - Jason?
- Taa? - zmusił się do uśmiechu
- Kocham cię wiesz? Będziesz i zawsze byłeś moim bratem - zobaczyłam kolejną łzę spływającą po jego policzku, ale również lekki uśmiech
- Ja cię też. Ja cię tez, Sophie.

Mokra od łez podeszłam do Nawii. Jak zawsze była twarda. Poklepałam ją po ramieniu, bo nie byłam pewna, czy chciała trochę czułości. Jednak gdy już miałam odejść i pożegnać się z innymi, nagle znalazłam się w jej objęciach. Poczułam jak silny bicz owija się wokół jej pasa. Przypomniałam sobie, jak się poznałyśmy. Jaka była szczęśliwa, gdy razem poszłyśmy po sukienkę na bal... załkała. A ja razem z nią. Wreszcie mnie puściła i przemówiła.

- Nie załamuj się. okey? Wybacz Clausowi...on tak jakby rządzi. Jest tym najstarszym. Ale obiecuje ci-nachyliła się do mojego ucha i szepnęła - Obiecuję, że tu wrócisz. Przysięgam na swoje życie.

Po tych słowach mnie puściła. Dużo czytałam o obietnicach Nocnych Łowców. Jeśli w ciągu całego życia nie dotrzyma się danej obietnicy, a przysięgało się na śmierć... tak się stanie. Trochę mnie to przeraziło, ale teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. Rozstanie z nimi wszystkimi, z Jasonem było ostatnią rzeczą jaką chciałam. Chciałam już podejść do Johna, kiedy znalazłam się w objęciach Maxa. Mimo, że na początku naszej znajomości go nienawidziłam, teraz musiałam przyznać, że nawet, ociupinkę go lubię. To co powiedział, spowodowało, że całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze.

- Jesteś potężną czarownicą Sophie. Nie chce cię straszyć, ale jeśli kiedyś stracę życie, to ty będziesz najpotężniejszym czarownikiem.

Nic więcej nie powiedział. Tylko te słowa. Trochę oszołomiona podeszłam do Clausa. Nie za bardzo go lubiła, mimo, że na początku zaprosił mnie na bal. Nie wydawał sie sympatyczny, ani miły. A już tym bardziej rozrywkowy. Na pożegnanie jedynie podaliśmy sobie ręce.

- Dziękuje za schronienie. - powiedziałam z ironią w głosie.

"Te pożegnanie też będzie trudne", powiedziałam w myślach. Szłam w kierunku Johna. Nie wiem dlaczego, ale w skoku, dosłownie w skoku, wpadłam mu w ramiona. Chwycił mnie z niewyobrażalną gracją. Jedyne, czego teraz pragnęłam to, tego żeby go pocałować. Ale nie mogłam zranić tak Zaka. Gdy spojrzałam w jego oczy, przypomniałam sobie jak się poznaliśmy. Jaki był oschły, irytujący i bezczelny. A teraz go po prostu kocham. Inaczej niż Zaka, ale też go kocham. Nie wiem czy jest możliwe, aby serce było podzielone na dwie części, w każdym razie moje chyba było. Kochałam ich obu.

- John..
- Sophie. Nathaniel jest niebezpieczny. Prędzej czy później dowie się, że nie masz gdzie mieszkać... zaatakuje cię... jeżeli coś ci się stanie ja... - głos mu się załamał. Może nie mogłam zostawić pocałunku na jego ustach, ale mogłam na policzku. Nachyliłam się, a gdy poczułam pod swoimi ustami ciepło jego skóry, wstrząsnął mną przyjemny dreszcz.
- Nic mi się nie stanie, Jonathanie. Obiecuję. 

No i poszłam w kierunku Zaka. Teraz nie musiałam się hamować. Rzuciłam mu się w ramiona i namiętnie pocałowałam. Może był to rozpaczliwy pocałunek, ale jednak był. Poczułam jak jego ręce gładzą po moim ciele. Nie odrywałam od niego ust, więc gdy się oderwał byłam lekko rozczarowana. Pamiętam jak jechałam z nim na motorze do sklepu... Jak mnie potem zostawił, a następnie dowiedział się, że jestem wampirem, skręcił mi kark... i były jeszcze inne incydenty. Na ich wspomnienie, co aż nie do wiary, uśmiechnęłam się.

- Nie zgadzam się. - od razu nerwowo spojrzałam w jego stronę
- Zak, Zak, co ty robisz....
- Nie zgadzam się. Jeśli ona odejdzie, ja także. Martwicie się o mnie i serio doceniam to, ale sam decyduję o swoim życiu i o tym co będę robił. Jeśli wyrzucacie ją, wyrzucacie i mnie. 
- Zak Herondale - odezwałam się stanowczym głosem - Ty tu zostajesz. Oni cię potrzebują, a ja potrzebuję cię żywego. Nie wiemy, co by się stało gdyby.... nawet nie chce o tym myśleć. Zgodzę się na warunki Nathaniela, a wy, ty będziesz mi pomagać, tylko z daleka. Macie Maxa. Na pewno coś wymyśli. Zak, będziemy w stałym kontakcie.. obiecuję...
- Ide z tobą. - jego stanowczość mi nie pomagała.
- Nie utrudniaj mi tego, Zak...Proszę cię... od teraz trzymaj się ode mnie z daleka. Ty starałeś się chronić mnie, teraz moja kolej. Nie chcę żebyś po raz kolejny został opętany. Rób co mówię - po raz ostatni zostawiłam na jego ustach romantyczny, ale delikatny pocałunek. Ruszyłam w stronę drzwi.

Gdy byłam już na zewnątrz zorientowałam się, że nie pożegnałam się z Jasmine, co mnie trochę bolało. Jednak poprawiała mi humor myśl, że będzie z nimi bezpieczna. Nauczy się czegoś... no będzie bezpieczna. Najbardziej przerażało mnie, że "wygnali" mnie praktycznie w nocy. Przy najmniejszym dźwięku włoski na rękach stawały mi dęba. Nie miałam się gdzie podziać. Gdy to do mnie dotarło znowu zalałam się łzami. Jeśli przeżyję jedną noc będzie to będzie cud. Tyle dobrze, że chociaż nie padało. Schowałam się pod drzewem i tam się usadowiłam. Pewnie wyglądałam wtedy jak zwykły bezdomny. Jeszcze za chwilę się mnie ludzie zaczną bać... tylko tego brakuje. Westchnęłam. Nagle poczułam bolesne ukłucie, tuż pod sercem, tuż pod nim, ale jednak obok. Spojrzałam w dół. Byłam dźgnięta nożem. Krwawiłam. Próbowałam się rozejrzeć, jednak najmniejszy ruch, sprawiał mi najgorszy ból. Napastnik poruszał się zdumiewająco szybko. Poczułam bolesny cios w brzuch. Nawet nikogo nie zauważyłam. Poczułam kolejne dźgnięcie w nogę, zaraz potem w rękę...aż w końcu byłam już całkowicie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pojawiła się nade mną postać. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Te same blond włosy, te same niebieskie oczy...na początku myślałam, że to Natalie, jednak gdy przyjrzałam się bliżej wiedziałam, że to:

- Jasmine? - zapytałam z niedowierzaniem. Chwilę potem poczułam trzask, ból i straciłam przytomność.
*********************************
No... co tu dużo mówić.... grunt, że się podobało :)

Zuza ;3
Ps. Przepraszam, że tak długo! ;P

3 komentarze:

  1. Grunt, że jest. Cudowny, mam nadzieję, że Sophia z tego wyjdzie. Czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Woow no to mnie zaskoczyłaś pierwsze to ta romantyczna scena i ten pocałunek następnie nagłe wyrzucenie z instytutu (nie lubię tego Clausa blee ;P) a potem ta napaść sama myślałam że to ta Natalie a tu taka niespodzianka przyjaciółka zdradziła ją
    Rozdział świetny <3
    Cieszę się że jesteś z nami! ;*
    I mam pytanie dlaczego Natalia i Sophia? Dlaczego a kórat takie imiona wybrałaś dla nich?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, to sama nie wiem, czemu akurat Sophie. A Natalie, dlatego, że moja przyjaciółka ma tak na imie i chciała być w tym opowiadaniu :-D

      Usuń