Naprawdę mam szczerą nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ to moja pierwsza historia z gatunku: romans.
Zachęcam nawet tych, którzy nie przepadają za tym gatunkiem! Myślę, że moje przypadnie Wam do gustu!
*************************************************
Budzik,
łazienka, ciuchy, makijaż.
Budzik,
łazienka, ciuchy, makijaż.
Budzik,
łazienka, ciuchy, makijaż.
Od
dziesięciu lat działam według tego ,,regulaminu”. Właściwie to
odkąd zaczęłam chodzić do podstawówki. To takie moje…
konieczności, które zawsze, codziennie muszę wykonać.
Łazienka,
ciuchy, makijaż, budzik.
Łazienka,
ciuchy, makijaż, budzik.
Łazienka,
ciuchy, makijaż, budzik.
Z
kolei ta mantra jest moim regulaminem wieczornym. Trudno byłoby
zapamiętać: Pójść do łazienki, przebrać się, zmyć makijaż i
nastawić budzik. Dlatego też wszystko to skróciłam tak, że
prościej zapamiętać ( o ile coś takiego trzeba pamiętać).
Wszyscy, moja przyjaciółka, mój tata, a nawet mój brat powtarzają
mi, że jestem bardzo, bardzo dziwna. Moje życie (w pewnym sensie)
można porównać z lekturą, pt. ,,Mały Książę”. Oczywiście,
że nie podróżuję na każdym kroku, ale jak to stwierdzał bohater
owej lektury można powiedzieć, że jestem naprawdę bardzo,
niezwykle, zdecydowanie dziwna, niezwykła i co tam jeszcze było.
Nawet można było by pomyśleć, że jestem bardzo zorganizowana,
ale to nieprawda. Jedynie
co jest zorganizowane w moim życiu to te dwie mantry, które
codziennie bez końca powtarzam. Pomagają mi się skupić i nie
myśleć o mamie. Niecały miesiąc temu zostawiła całą naszą
rodzinę i odeszła do innego mężczyzny, bez żadnych skrupułów,
zostawiając ojca. Wiem, że kochał mamę i, że cierpi, ale stara
się tego nie okazywać. Myślę, że wszyscy biznesmeni mają do
tego talent, dlatego ja nigdy nie chcę zostać biznesmenką. Nie
mówię, że nie doceniam taty, bo on naprawdę mocno się stara,
żebyśmy wszyscy nie poupadali. Całe dnie spędza zamknięty w
swoim biurze i ciągle pracuje, pracuje i pracuje. Jasne, że mi go
brakuje, ale wiem też, że to jego sposób na uwolnienie się z
myśli o mamie.
Uśmiechnęłam
się do swojego odbicia w lustrze i z żalem stwierdziłam, że
nienawidzę swoich oczu. Każdy inny pewnie powiedziałby, że są
prześliczne, ale nie ja – przypominają mi o mamie i o tym, co nam
zrobiła. Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro i wpatrują się
we mnie te wielkie szaro zielone oczy jestem sfrustrowana. Za to moje
półdługie, brązowe włosy, trochę za ramiona świetnie
podtrzymują
mnie na duchu. Odetchnęłam i ruszyłam w stronę kuchni, gdzie
słyszałam, że już ktoś w niej myszkuje, co strasznie mnie
zdziwiło. Zazwyczaj jestem tą, która wstaje najwcześniej, nawet
tak, jak w tym przypadku w
weekend. Właściwie to ostatni dzień weekendu. Jęknęłam smutno,
podeszłam do brata od tyłu i mocno go przytuliłam. Zaśmiał się
zaskoczony, po czym wykręcił się z mojego uścisku.
- Co jemy? - zapytałam.
- Jajka z bekonem. -
odpowiedział.
- Genialnie. - przeciągnęłam
się i usiadłam na jednym z krzeseł przy stole.
Być może nie ma się czym
chwalić, ale uwielbiam ten dom. Nie jest luksusowy, ani na bogato,
ale w tych wszystkich ścianach jest uwięzione moje dzieciństwo,
którego nigdy, przenigdy stąd nie wypuszczę.
- Nie wierzę, że moja
siostrzyczka się przeprowadza! - krzyknął z udawanym przerażeniem,
jednocześnie kładąc przede mną jajko z bekonem.
Zanim mu odpowiedziałam
wzięłam ogromny kęs bekonu i przeżuwałam tak długo, jak się
tylko dało. Po około dwóch minutach, wiedziałam, że muszę coś
powiedzieć. Wszyscy uważają, że cieszę się z powodu mojej
przeprowadzki, ale to nieprawda. Od dziecka jestem nieśmiała, a
myśl, że znajdę się w nowej szkole z nowymi ludźmi całkowicie
mnie przeraża. Jest jedna rzecz, która właściwie podtrzymuje mnie
na duchu, a jest to to, że będę mieszkać z moją najlepszą
przyjaciółką pod słońcem – z Valerie.
- Wiesz co o tym myślę. -
powiedziałam. - Będzie cudnie. - skłamałam.
Będzie okropnie!
- Fajnie, że się cieszysz. -
mrugnął do mnie.
-
Nick….
A
co
u taty? - zmieniłam temat, a wyraz jego twarzy posmutniał, zanim
jeszcze zdążył go ukryć. Nick, podobnie jak tata też ma talent
do ukrywania swoich prawdziwych emocji i podobnie jak tata, Nick ma
zamiar zostać poważnym biznesmenem.
- Dobrze.
Wiedziałam, że gdy na
cokolwiek odpowiada właśnie tym słowem to dalej mam nie drążyć
tematu. To mnie w sumie wychowało, dziesięć lat temu, kiedy miałam
dziewięć lat. Od tamtej pory to Nicholas zajmował się moim
wychowaniem, bo mama bywała bardzo zajęta tak, jak i tata. Od
dzieciństwa byłam skazana na idealność mojego brata. Wszystkie
dziewczyny szalały na jego punkcie…
- O której jedziemy? Masz już
wszystko spakowane?
- Yyy… tak. Tak myślę. -
nie, nie miałam jeszcze ani jednej rzeczy spakowanej.
- Zadzwoń do Val, czy za dwie
godziny będzie w domu.
- Dwie godziny?
- Yhm.
Pochłonęłam
całą zawartość śniadania na moim talerzu i z pełnymi ustami
ruszyłam w stronę swojego pokoju. Czasami się zastanawiam, czemu
po prostu nie powiem komukolwiek prawdy o tym, co naprawdę czuję i
nie znalazłam odpowiedzi. Nawet Valerie nie ma pojęcia, że
mieszkanie z nią w Seattle w
stanie Waszyngton
nie jest wysoko na liście moich marzeń. Mówimy sobie o wszystkim
tyle, że nie o moich uczuciach. Nigdy jej o tym nie mówiłam, a ona
nigdy nie nalegała i za to ją kocham. Wie, kiedy jej tego nie
mówię, bo nie umiem kłamać, także można powiedzieć, że Val
zna mnie na wylot. W
rekordowym czasie spakowałam wszystkie najważniejsze rzeczy i po
trzydziestu minutach byłam w pełni gotowa. Wyniosłam walizki ze
swojego pokoju i przed drzwiami łazienki zobaczyłam mojego brata,
który podobnie, jak ja był gotowy do drogi. Jako, że rozmawiał
przez telefon mogłam się mu uważnie przyjrzeć. Znam go na bardzo
dobrze, bo w końcu to mój brat,
ale nigdy nie przypatrywałam się jego urodzie. Teraz, gdy go
obserwuję, nie jestem wcale zdziwiona, że ma ogromne powodzenie u
dziewczyn. Ma świetne blond włosy, które zawsze ma zaczesane do
tyłu, podobnie do mnie ma szare oczy tyle, że w jego wypadku oczy
nie są na minusie, ale na dużym plusie. Oprócz tego jest całkiem
dobrze zbudowany. Nie wiem, czy ma kaloryferek i nie mam zamiaru tego
sprawdzać. Szczerze to nawet nie wiem, co wszystkie dziewczyny widzą
w typowych złych chłopcach i ich kaloryferkach…. Chrząknęłam,
aby zwrócić na siebie uwagę Nicka, który w tej samej chwili
skończył rozmawiać przez telefon.
- Charlotte – ukłonił się
dramatycznie, po czym teatralnie wskazał na drzwi. - Pani przodem.
Uniosłam głowę wysoko i
ruszyłam przed siebie pewnym krokiem. Gdy byłam koło mojego brata,
przystanęłam i kopnęłam go w piszczel, dzięki czemu z jego ust
wydobył się głośniejszy, niż chciał, jęk.
- Nie mów do mnie Charlotte,
Nicholasie. - powiedziałam, ukrywając śmiech i poszłam w stronę
auta brata. Nie mówię, że jego samochód jest moim marzeniem,
ponieważ posiada niebieskie audi a4, ale nie twierdzę też, że go
nie lubię. Dosyć sporo razy już nim jeździłam i muszę przyznać,
że prowadzi się całkiem spoko. Usadowiłam się na miejscu
pasażera i czekałam, aż Nick zniesie wszystkie moje walizki do
swojego samochodu. Korzystając z wolnej chwili, napisałam do Val
sms-a:
,,Będziemy
za około dziewięćdziesiąt minut ;) Mam nadzieję, że nie wejdę
do totalnego burdelu! Do zobaczenia, kochana!”
Gdy nacisnęłam na ,,wyślij”
do auta wszedł zdyszany Nick, który spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Cztery walizki, Lotta?
Serio?
Zaśmiałam się, widząc jego
reakcje.
- Jestem dziewczyną, Nick.
Dziewczyny mają dużo rzeczy. Myślałam, że to już wiesz, biorąc
pod uwagę twoją ukochaną.
- Nawet mi o tym nie
przypominaj.
- Już nie jesteś z Evą? -
spytałam oniemiała.
- Oczywiście, że jestem….
- Jedź już. - powiedziałam.
Prawdopodobnie
mogłam drążyć ten temat, ale nie chciałam. Coś w jego
odpowiedzi mnie… zaniepokoiło. Zawsze mówił mi wszystko, co
dotyczyło Evy, a teraz wydawało mi się tak, jakby chciał coś
przede mną ukryć. Mimo wszystko nie zamierzałam go więcej o to
pytać. Jestem święcie przekonana, że jak będzie chciał to sam
mi powie. Uruchomił silnik, włączając tym samym denną muzykę,
po czym ruszyliśmy, zostawiając dom za sobą. Naprawdę najmniej
chciałam się teraz popłakać, skoro już zbudowałam wokół
siebie taki twardy i gruby mur, dlatego włożyłam do uszu słuchawki
i włączyłam jedyną piosenkę, która doskonale
odzwierciedlała mój
nastrój: Maroon 5 –
Sad.
-
Lotta… - słyszałam
głos, dobiegający z zaświatów. - Lottie… Charlotte!
Natychmiast otworzyłam oczy,
a obok siebie zobaczyłam idealne blond włosy mojego brata.
- Na którym piętrze mieszka
Val? - zapytał.
Skoro dopiero co mnie obudził,
muszę włączyć swój umysł. Minęło chyba pięć minut, aż w
końcu mu odpowiedziałam.
- A ile ich jest?
- Chryste… - westchnął. -
Pięć.
- To na trzecim.
- Jesteś pewna?
- No oczywiście, że tak. -
mruknęłam.
Słyszałam, że jeszcze coś
mówił sobie pod nosem, ale zignorowałam to i wyszłam na świeże
powietrze. Jako, że nie chciałam wyjść na totalną zołzę,
wzięłam jedną walizkę i ruszyłam w stronę bloku, w którym
mieszka Valerie.
- A reszta?! - zawołał za
mną mój brat.
- Dasz radę! Pamiętaj:
trzecie piętro, pierwsze drzwi!
Usłyszałam bardzo nieładne
słowo, które wywołało uśmiech na mojej twarzy, po czym zebrałam
w sobie wszystkie siły i ruszyłam po diabelskich schodach.
45, wdech, 46, wydech, 47,
wdech, 48, wydech, 49, wdech, 50, finish! Zanim zapukałam w drzwi
minęło chyba dziesięć minut, zanim całkowicie odzyskałam
zdolność miarowego oddychania.
Pukałam już piąty raz i
nikt mi nie otwierał. Błagam, tylko nie to. Uprzedziłaby mnie,
gdyby miało jej nie być…
Westchnęłam, nacisnęłam na
klamkę i weszłam do środka, ponieważ drzwi nie były zamknięte.
O dziwo w środku było bardzo czysto, a na drewnianym stole
zauważyłam kartkę. Położyłam walizkę na ziemi, wzięłam
karteczkę i zaczęłam czytać:
,,Lottie,
Wiem, że obiecałam, że
będę w domu, jak przyjedziesz, ale musiałam iść do sklepu, bo w
lodówce kompletne pustki. Za niedługo powinnam być. Twój pokój
to ten na lewo od łazienki :) Pozdrów Nicka”
Nie zdążyłam się
zastanowić, ponieważ do pokoju wszedł Nicholas i wyraźnie
zauważyłam, że posmutniał, kiedy zauważył, że Valerie nie ma.
- Masz pozdrowienia! -
krzyknęłam do niego, ale i tak się nie uśmiechnął.
- Dasz sobie radę, siostra? -
zbliżył się do mnie o parę kroków, wziął w ramiona i wyszeptał
jeszcze do ucha. - Będziesz czegoś potrzebować, daj znać.
Ruszył już w kierunku drzwi,
ale zanim wyszedł, odwrócił się w moją stronę i powiedział:
- Pozdrów ją też!
Uśmiechnęłam się pod nosem
i pokiwałam głową na znak zgody. Kiedy zamknął za sobą drzwi i
wiedziałam już, że poszedł, upadłam na kanapę i załkałam
cicho.
Po
paru minutach wzięłam się w garść i poszłam do swojego nowego
pokoju. Mimo, że nie jest zbytnio w moim typie to muszę przyznać,
że mi się spodobał. Nie
przepadam zbytnio za zielonym kolorem, ale ten pokój wygląda w nim
idealnie. W prawym rogu, tuż obok łóżka znajduje
się komoda a na niej czerwony laptop z apple. Uśmiechnęłam się
smutno i zaczęłam się rozpakowywać. Nienawidzę wszystkiego,
co ma związek z pakowaniem i wypakowywaniem. To jest po prostu
okropne!
Podskoczyłam,
kiedy usłyszałam czyjeś kroki w salonie. W trymiga wyszłam z
pokoju, a moim oczom ukazał
się wysoki, dobrze zbudowany blondyn o czarnych oczach. Można by
powiedzieć, że przypadł mi do gustu, gdyby nie kolczyk w wardze i
w brwi.
Powstrzymałam się od niegrzecznego komentarza, po czym wreszcie
zdobyłam się na wydobycie z siebie jednego słowa.
- Cześć...
Od razu spojrzał w moim
kierunku i wydał się być zaskoczony moim widokiem, podobnie jak ja
jego. Pamiętam, że Val coś wspominała o tym, że mamy
współlokatora, ale jakoś nie zawracałam sobie tym głowy. Aż do
teraz. Skoro wszedł tu bez pukania to wszystko wskazuje na to, że
też tu mieszka.
- Ty jesteś….?
-
Charlotte Moore, ale wszyscy mówią Lottie. - odpowiedziałam
ze wzrokiem utkwionym w podłogę. - Mieszkam tu.
- Ach, Lottie! Valerie mi o
tobie mówiła! - entuzjazm w jego głosie zmusił mnie, abym na
niego spojrzała. - Jestem Arthur, miło mi cię poznać.
Pewnie każda inna dziewczyna
wdałaby się z nim od razu w jakąś głębszą rozmowę, ale nie
ja. Jak już wspominałam jestem bardzo nieśmiała, dlatego w
odpowiedzi tylko lekko się uśmiechnęłam.
- Będziesz chodziła do
naszego college'u? - zapytał.
- No… tak.
- Lepiej dobrze się wyśpij,
bo pierwszy dzień jest najgorszy. - posłał mi szczery uśmiech. -
Potem będzie tylko lepiej. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała,
będę w swoim pokoju. - wskazał na drzwi, które znajdowały się
zaraz obok moich, więc dziwne, że wcześniej ich nie zauważyłam.
- Dzięki. - odpowiedziałam,
ale on już zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Boże,
jestem beznadziejna! Mam dziewiętnaście lat, a nawet nie umiem
porozmawiać z fajnym chłopakiem! Wygląda na to, że nie będę
miała takiego powodzenia, jak mama, która w bardzo młodym wieku
osiągnęła sukces i została sławną modelką. Za to ja pewnie
zostanę starą panną z kotami, chociaż nie lubię kotów. Co za
ironia! Westchnęłam
pod nosem i wróciłam do swojego pokoju, nieświadoma lekkiego
trzaśnięcia drzwiami wejściowymi. Gdy usłyszałam znowu czyjeś
kroki, przeklęłam pod nosem i znalazłam się w salonie. Byłam
już naprawdę wściekła, więc gdyby był to kolejny chłopak…
przysięgam nie ręczę na siebie. Jednak, gdy tylko znalazłam się
w salonie od razu rozpoznałam tą małą zgrabną figurę i piękne,
krótkie, czarne włosy. Zapiszczałam, jak szczęśliwa małolata i
od razu rzuciłam się jej w ramiona. Teraz obie już piszczałyśmy,
jak totalne idiotki. Kiedy w końcu się od siebie oderwałyśmy
miałam okazję dobrze się jej przyjrzeć. Nie pamiętam, kiedy
ostatni raz stałyśmy twarzą w twarz. Jej przeprowadzka do Seattle
definitywnie zmieniła nasze życia. Od przedszkola byłyśmy
nierozłączne i kiedy oznajmiła, że się wyprowadza byłam
zdruzgotana. Od tamtej pory ja
i Val nie widywałyśmy się
zbyt często, nie miałyśmy na to czasu. Obie byłyśmy strasznie
zapracowane szkołą i zwykłymi obowiązkami. Jednak mimo wszystko
nie mogę powiedzieć, że się zmieniła. Może tylko tyle, że
ubiera się teraz
bardziej odważnie, czego bym się nie spodziewała. Można
powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się właśnie dlatego, że obie
byłyśmy bardzo nieśmiałe, ale dziewczyna, która teraz przede mną
stoi ma na sobie dżinsy z dziurami i krótką bluzkę, która
zakrywa tylko połowę brzucha. Zawsze życzyłam jej, jak i sobie,
żebyśmy stały się odważnymi super laskami, ale teraz, kiedy Val
naprawdę stała się śmielsza nie jestem pewna, czy to dobrze, czy
źle.
- Jak ci się podoba
mieszkanie? - zapytała pierwsza, głosem nabuzowanym od emocji.
- Nie w moim typie, ale mi się
podoba! - odpowiedziałam.
- Boże, jak się za tobą
stęskniłam. - powiedziała i z powrotem znalazłam się w jej
ramionach. - Jesteś taka ładna, więc zgaduję, że masz chłopaka,
hm? - trąciła mnie łokciem, a mi nagle zrobiło się
niewyobrażalnie wstyd.
- Nie mam. - odparłam krótko.
-
Jak to? - usiadła na kanapie, więc poszłam w jej ślady,
zapominając całkowicie o walizkach, które trzeba rozpakować.
- Zwyczajnie, Val. Proszę,
skoro już tu jestem zostawmy smutne tematy na później, co?
Powiedz, co tu robiłaś tak beze mnie.
- Och, tyle rzeeeczy –
uśmiechnęła się, jakby była pogrążona w marzeniach.
- To znaaaczy?
- Lottie nie masz pojęcia,
jak college zmienia ludzi! Poznałam tyle wspaniałych osób, które
na dobre wyrzuciły ze mnie nieśmiałą dziewczynkę! - uśmiechnęła
się promiennie, a ja starałam się nie przejmować tym, że
zrobiłam się trochę zazdrosna. - No i poznałam chłopaka…
- Opowiadaj! - zachęcałam
ją, może dlatego, że nie dowierzałam, że mogłabym być, jak
ona, że ktoś mógłby mnie kiedyś pokochać.
- Ma na imię Ethan i jest….
boski. Obiecuję, że w najbliższym czasie go poznasz! Masz moje
słowo!
- Jesteście razem, czy tylko
na razie tak wiesz?
-
Tylko na razie tak wiesz, ale myślę, że wkrótce
to się zmieni.
-
Zazdroszczę –
powiedziałam z nieszczerym uśmiechem, ale chyba tego nie zauważyła.
- Znajdę ci kogoś! -
klasnęła w dłonie i zerwała się z kanapy.
O nie. Nie, nie, nie. Tylko
nie to.
- Valerie, nie trzeba,
naprawdę. Nie potrzebuję chłopaka.
Spojrzała na mnie
zawiedzionym wzrokiem, ale przytaknęła.
- Dziękuję. -
odpowiedziałam, wzdychając.
- Na którą mamy jutro
zajęcia? - spytałam.
- Na 10, więc możesz
spokojnie spać!
- Świetnie. - odparłam i już
miałam pójść do swojego pokoju, ale mnie olśniło. - Kim jest
Arthur?
- Już go poznałaś? Bardzo
fajny gościu, nie? Mieszka ze mną od dwóch tygodni i powinien
przypaść ci do gustu. Jest bardzo sympatyczny, czego nie można
powiedzieć o jego koledze…
- Chcę w ogóle wiedzieć? -
zapytałam od niechcenia, ale tak naprawdę bardzo mnie to
zainteresowało, więc chciałabym, żeby zaczęła nawijać jak
katarynka i wszystko mi powiedziała.
-
Nie, nie chcesz. - powiedziała poważnym głosem. - Wiem, że
brzydkie tematy miałyśmy zostawić na później, ale Lottie… -
westchnęła. - Naprawdę, college to wspaniałe miejsce i są tu
świetni faceci, ale trzymaj się z dala od kolegi Arthura. Nie
powiem ci jego imienia, bo nawet nie chcę, żebyś je znała.
Zorientujesz się, o kim mówię.
- Val…
- Posłuchaj mnie, Lotta.
Możesz zarywać do kogokolwiek chcesz, nawet do Arthura, bo naprawdę
jest spoko, ale od TEGO JEDNEGO trzymaj się z daleka, obiecujesz?
Muszę przyznać, że mnie
przeraziła, ale też zaciekawiła. Najmniej chcę trafić w złe
towarzystwo, ale nie spocznę, póki się czegoś o tym koledze nie
dowiem. Może i jestem nieśmiała, ale ,,zabawa” w detektywa
wychodzi mi wspaniale.
- Obiecuję. - powiedziałam,
choć wcale nie miałam zamiaru dotrzymać mojej obietnicy.
Valerie chyba nie zdaje sobie
sprawy, że właśnie wyznaczyła mi zadanie na najbliższe dni,
które dotyczy wszystkich znajomych Arthura, jak i jego samego.
**********************
I co sądzicie? :)
Napewno będę czytać:) Świetny rozdział/Luna
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba! :) Być może jutro pojawi się kolejny rozdział :)
UsuńCo do opowiadania o Deanie...myślę, że kiedyś je skończę, bo bardzo zależy mi na tym, żeby Was zadowolić :)
No wiesz... czytałam wiec wiem ^^ Opowiadanie super i wszystkim tu polecam!! Bo się rozkręci c: Dobra robota Zuziu
OdpowiedzUsuńMarta!