środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział pierwszy - zadanie na najbliższe dni.

 No więc....tak jak obiecałam: rozdział z nowego opowiadania! 
Naprawdę mam szczerą nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ to moja pierwsza historia z gatunku: romans. 
Zachęcam nawet tych, którzy nie przepadają za tym gatunkiem! Myślę, że moje przypadnie Wam do gustu! 
*************************************************


Budzik, łazienka, ciuchy, makijaż.

Budzik, łazienka, ciuchy, makijaż.

Budzik, łazienka, ciuchy, makijaż.

Od dziesięciu lat działam według tego ,,regulaminu”. Właściwie to odkąd zaczęłam chodzić do podstawówki. To takie moje… konieczności, które zawsze, codziennie muszę wykonać.

Łazienka, ciuchy, makijaż, budzik.

Łazienka, ciuchy, makijaż, budzik.

Łazienka, ciuchy, makijaż, budzik.

Z kolei ta mantra jest moim regulaminem wieczornym. Trudno byłoby zapamiętać: Pójść do łazienki, przebrać się, zmyć makijaż i nastawić budzik. Dlatego też wszystko to skróciłam tak, że prościej zapamiętać ( o ile coś takiego trzeba pamiętać). Wszyscy, moja przyjaciółka, mój tata, a nawet mój brat powtarzają mi, że jestem bardzo, bardzo dziwna. Moje życie (w pewnym sensie) można porównać z lekturą, pt. ,,Mały Książę”. Oczywiście, że nie podróżuję na każdym kroku, ale jak to stwierdzał bohater owej lektury można powiedzieć, że jestem naprawdę bardzo, niezwykle, zdecydowanie dziwna, niezwykła i co tam jeszcze było. Nawet można było by pomyśleć, że jestem bardzo zorganizowana, ale to nieprawda. Jedynie co jest zorganizowane w moim życiu to te dwie mantry, które codziennie bez końca powtarzam. Pomagają mi się skupić i nie myśleć o mamie. Niecały miesiąc temu zostawiła całą naszą rodzinę i odeszła do innego mężczyzny, bez żadnych skrupułów, zostawiając ojca. Wiem, że kochał mamę i, że cierpi, ale stara się tego nie okazywać. Myślę, że wszyscy biznesmeni mają do tego talent, dlatego ja nigdy nie chcę zostać biznesmenką. Nie mówię, że nie doceniam taty, bo on naprawdę mocno się stara, żebyśmy wszyscy nie poupadali. Całe dnie spędza zamknięty w swoim biurze i ciągle pracuje, pracuje i pracuje. Jasne, że mi go brakuje, ale wiem też, że to jego sposób na uwolnienie się z myśli o mamie.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i z żalem stwierdziłam, że nienawidzę swoich oczu. Każdy inny pewnie powiedziałby, że są prześliczne, ale nie ja – przypominają mi o mamie i o tym, co nam zrobiła. Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro i wpatrują się we mnie te wielkie szaro zielone oczy jestem sfrustrowana. Za to moje półdługie, brązowe włosy, trochę za ramiona świetnie podtrzymują mnie na duchu. Odetchnęłam i ruszyłam w stronę kuchni, gdzie słyszałam, że już ktoś w niej myszkuje, co strasznie mnie zdziwiło. Zazwyczaj jestem tą, która wstaje najwcześniej, nawet tak, jak w tym przypadku w weekend. Właściwie to ostatni dzień weekendu. Jęknęłam smutno, podeszłam do brata od tyłu i mocno go przytuliłam. Zaśmiał się zaskoczony, po czym wykręcił się z mojego uścisku.
- Co jemy? - zapytałam.
- Jajka z bekonem. - odpowiedział.
- Genialnie. - przeciągnęłam się i usiadłam na jednym z krzeseł przy stole.
Być może nie ma się czym chwalić, ale uwielbiam ten dom. Nie jest luksusowy, ani na bogato, ale w tych wszystkich ścianach jest uwięzione moje dzieciństwo, którego nigdy, przenigdy stąd nie wypuszczę.
- Nie wierzę, że moja siostrzyczka się przeprowadza! - krzyknął z udawanym przerażeniem, jednocześnie kładąc przede mną jajko z bekonem.
Zanim mu odpowiedziałam wzięłam ogromny kęs bekonu i przeżuwałam tak długo, jak się tylko dało. Po około dwóch minutach, wiedziałam, że muszę coś powiedzieć. Wszyscy uważają, że cieszę się z powodu mojej przeprowadzki, ale to nieprawda. Od dziecka jestem nieśmiała, a myśl, że znajdę się w nowej szkole z nowymi ludźmi całkowicie mnie przeraża. Jest jedna rzecz, która właściwie podtrzymuje mnie na duchu, a jest to to, że będę mieszkać z moją najlepszą przyjaciółką pod słońcem – z Valerie.
- Wiesz co o tym myślę. - powiedziałam. - Będzie cudnie. - skłamałam.
Będzie okropnie!
- Fajnie, że się cieszysz. - mrugnął do mnie.
- Nick…. A co u taty? - zmieniłam temat, a wyraz jego twarzy posmutniał, zanim jeszcze zdążył go ukryć. Nick, podobnie jak tata też ma talent do ukrywania swoich prawdziwych emocji i podobnie jak tata, Nick ma zamiar zostać poważnym biznesmenem.
- Dobrze.
Wiedziałam, że gdy na cokolwiek odpowiada właśnie tym słowem to dalej mam nie drążyć tematu. To mnie w sumie wychowało, dziesięć lat temu, kiedy miałam dziewięć lat. Od tamtej pory to Nicholas zajmował się moim wychowaniem, bo mama bywała bardzo zajęta tak, jak i tata. Od dzieciństwa byłam skazana na idealność mojego brata. Wszystkie dziewczyny szalały na jego punkcie…
- O której jedziemy? Masz już wszystko spakowane?
- Yyy… tak. Tak myślę. - nie, nie miałam jeszcze ani jednej rzeczy spakowanej.
- Zadzwoń do Val, czy za dwie godziny będzie w domu.
- Dwie godziny?
- Yhm.
Pochłonęłam całą zawartość śniadania na moim talerzu i z pełnymi ustami ruszyłam w stronę swojego pokoju. Czasami się zastanawiam, czemu po prostu nie powiem komukolwiek prawdy o tym, co naprawdę czuję i nie znalazłam odpowiedzi. Nawet Valerie nie ma pojęcia, że mieszkanie z nią w Seattle w stanie Waszyngton nie jest wysoko na liście moich marzeń. Mówimy sobie o wszystkim tyle, że nie o moich uczuciach. Nigdy jej o tym nie mówiłam, a ona nigdy nie nalegała i za to ją kocham. Wie, kiedy jej tego nie mówię, bo nie umiem kłamać, także można powiedzieć, że Val zna mnie na wylot. W rekordowym czasie spakowałam wszystkie najważniejsze rzeczy i po trzydziestu minutach byłam w pełni gotowa. Wyniosłam walizki ze swojego pokoju i przed drzwiami łazienki zobaczyłam mojego brata, który podobnie, jak ja był gotowy do drogi. Jako, że rozmawiał przez telefon mogłam się mu uważnie przyjrzeć. Znam go na bardzo dobrze, bo w końcu to mój brat, ale nigdy nie przypatrywałam się jego urodzie. Teraz, gdy go obserwuję, nie jestem wcale zdziwiona, że ma ogromne powodzenie u dziewczyn. Ma świetne blond włosy, które zawsze ma zaczesane do tyłu, podobnie do mnie ma szare oczy tyle, że w jego wypadku oczy nie są na minusie, ale na dużym plusie. Oprócz tego jest całkiem dobrze zbudowany. Nie wiem, czy ma kaloryferek i nie mam zamiaru tego sprawdzać. Szczerze to nawet nie wiem, co wszystkie dziewczyny widzą w typowych złych chłopcach i ich kaloryferkach…. Chrząknęłam, aby zwrócić na siebie uwagę Nicka, który w tej samej chwili skończył rozmawiać przez telefon.
- Charlotte – ukłonił się dramatycznie, po czym teatralnie wskazał na drzwi. - Pani przodem.
Uniosłam głowę wysoko i ruszyłam przed siebie pewnym krokiem. Gdy byłam koło mojego brata, przystanęłam i kopnęłam go w piszczel, dzięki czemu z jego ust wydobył się głośniejszy, niż chciał, jęk.
- Nie mów do mnie Charlotte, Nicholasie. - powiedziałam, ukrywając śmiech i poszłam w stronę auta brata. Nie mówię, że jego samochód jest moim marzeniem, ponieważ posiada niebieskie audi a4, ale nie twierdzę też, że go nie lubię. Dosyć sporo razy już nim jeździłam i muszę przyznać, że prowadzi się całkiem spoko. Usadowiłam się na miejscu pasażera i czekałam, aż Nick zniesie wszystkie moje walizki do swojego samochodu. Korzystając z wolnej chwili, napisałam do Val sms-a:

,,Będziemy za około dziewięćdziesiąt minut ;) Mam nadzieję, że nie wejdę do totalnego burdelu! Do zobaczenia, kochana!”

Gdy nacisnęłam na ,,wyślij” do auta wszedł zdyszany Nick, który spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Cztery walizki, Lotta? Serio?
Zaśmiałam się, widząc jego reakcje.
- Jestem dziewczyną, Nick. Dziewczyny mają dużo rzeczy. Myślałam, że to już wiesz, biorąc pod uwagę twoją ukochaną.
- Nawet mi o tym nie przypominaj.
- Już nie jesteś z Evą? - spytałam oniemiała.
- Oczywiście, że jestem….
- Jedź już. - powiedziałam.
Prawdopodobnie mogłam drążyć ten temat, ale nie chciałam. Coś w jego odpowiedzi mnie… zaniepokoiło. Zawsze mówił mi wszystko, co dotyczyło Evy, a teraz wydawało mi się tak, jakby chciał coś przede mną ukryć. Mimo wszystko nie zamierzałam go więcej o to pytać. Jestem święcie przekonana, że jak będzie chciał to sam mi powie. Uruchomił silnik, włączając tym samym denną muzykę, po czym ruszyliśmy, zostawiając dom za sobą. Naprawdę najmniej chciałam się teraz popłakać, skoro już zbudowałam wokół siebie taki twardy i gruby mur, dlatego włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam jedyną piosenkę, która doskonale odzwierciedlała mój nastrój: Maroon 5 – Sad.

- Lotta… - słyszałam głos, dobiegający z zaświatów. - Lottie… Charlotte!
Natychmiast otworzyłam oczy, a obok siebie zobaczyłam idealne blond włosy mojego brata.
- Na którym piętrze mieszka Val? - zapytał.
Skoro dopiero co mnie obudził, muszę włączyć swój umysł. Minęło chyba pięć minut, aż w końcu mu odpowiedziałam.
- A ile ich jest?
- Chryste… - westchnął. - Pięć.
- To na trzecim.
- Jesteś pewna?
- No oczywiście, że tak. - mruknęłam.
Słyszałam, że jeszcze coś mówił sobie pod nosem, ale zignorowałam to i wyszłam na świeże powietrze. Jako, że nie chciałam wyjść na totalną zołzę, wzięłam jedną walizkę i ruszyłam w stronę bloku, w którym mieszka Valerie.
- A reszta?! - zawołał za mną mój brat.
- Dasz radę! Pamiętaj: trzecie piętro, pierwsze drzwi!
Usłyszałam bardzo nieładne słowo, które wywołało uśmiech na mojej twarzy, po czym zebrałam w sobie wszystkie siły i ruszyłam po diabelskich schodach.
45, wdech, 46, wydech, 47, wdech, 48, wydech, 49, wdech, 50, finish! Zanim zapukałam w drzwi minęło chyba dziesięć minut, zanim całkowicie odzyskałam zdolność miarowego oddychania.
Pukałam już piąty raz i nikt mi nie otwierał. Błagam, tylko nie to. Uprzedziłaby mnie, gdyby miało jej nie być…
Westchnęłam, nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka, ponieważ drzwi nie były zamknięte. O dziwo w środku było bardzo czysto, a na drewnianym stole zauważyłam kartkę. Położyłam walizkę na ziemi, wzięłam karteczkę i zaczęłam czytać:

,,Lottie,
Wiem, że obiecałam, że będę w domu, jak przyjedziesz, ale musiałam iść do sklepu, bo w lodówce kompletne pustki. Za niedługo powinnam być. Twój pokój to ten na lewo od łazienki :) Pozdrów Nicka”

Nie zdążyłam się zastanowić, ponieważ do pokoju wszedł Nicholas i wyraźnie zauważyłam, że posmutniał, kiedy zauważył, że Valerie nie ma.
- Masz pozdrowienia! - krzyknęłam do niego, ale i tak się nie uśmiechnął.
- Dasz sobie radę, siostra? - zbliżył się do mnie o parę kroków, wziął w ramiona i wyszeptał jeszcze do ucha. - Będziesz czegoś potrzebować, daj znać.
Ruszył już w kierunku drzwi, ale zanim wyszedł, odwrócił się w moją stronę i powiedział:
- Pozdrów ją też!
Uśmiechnęłam się pod nosem i pokiwałam głową na znak zgody. Kiedy zamknął za sobą drzwi i wiedziałam już, że poszedł, upadłam na kanapę i załkałam cicho.
Po paru minutach wzięłam się w garść i poszłam do swojego nowego pokoju. Mimo, że nie jest zbytnio w moim typie to muszę przyznać, że mi się spodobał. Nie przepadam zbytnio za zielonym kolorem, ale ten pokój wygląda w nim idealnie. W prawym rogu, tuż obok łóżka znajduje się komoda a na niej czerwony laptop z apple. Uśmiechnęłam się smutno i zaczęłam się rozpakowywać. Nienawidzę wszystkiego, co ma związek z pakowaniem i wypakowywaniem. To jest po prostu okropne!
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam czyjeś kroki w salonie. W trymiga wyszłam z pokoju, a moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany blondyn o czarnych oczach. Można by powiedzieć, że przypadł mi do gustu, gdyby nie kolczyk w wardze i w brwi. Powstrzymałam się od niegrzecznego komentarza, po czym wreszcie zdobyłam się na wydobycie z siebie jednego słowa.
- Cześć...
Od razu spojrzał w moim kierunku i wydał się być zaskoczony moim widokiem, podobnie jak ja jego. Pamiętam, że Val coś wspominała o tym, że mamy współlokatora, ale jakoś nie zawracałam sobie tym głowy. Aż do teraz. Skoro wszedł tu bez pukania to wszystko wskazuje na to, że też tu mieszka.
- Ty jesteś….?
- Charlotte Moore, ale wszyscy mówią Lottie. - odpowiedziałam ze wzrokiem utkwionym w podłogę. - Mieszkam tu.
- Ach, Lottie! Valerie mi o tobie mówiła! - entuzjazm w jego głosie zmusił mnie, abym na niego spojrzała. - Jestem Arthur, miło mi cię poznać.
Pewnie każda inna dziewczyna wdałaby się z nim od razu w jakąś głębszą rozmowę, ale nie ja. Jak już wspominałam jestem bardzo nieśmiała, dlatego w odpowiedzi tylko lekko się uśmiechnęłam.
- Będziesz chodziła do naszego college'u? - zapytał.
- No… tak.
- Lepiej dobrze się wyśpij, bo pierwszy dzień jest najgorszy. - posłał mi szczery uśmiech. - Potem będzie tylko lepiej. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, będę w swoim pokoju. - wskazał na drzwi, które znajdowały się zaraz obok moich, więc dziwne, że wcześniej ich nie zauważyłam.
- Dzięki. - odpowiedziałam, ale on już zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Boże, jestem beznadziejna! Mam dziewiętnaście lat, a nawet nie umiem porozmawiać z fajnym chłopakiem! Wygląda na to, że nie będę miała takiego powodzenia, jak mama, która w bardzo młodym wieku osiągnęła sukces i została sławną modelką. Za to ja pewnie zostanę starą panną z kotami, chociaż nie lubię kotów. Co za ironia!  Westchnęłam pod nosem i wróciłam do swojego pokoju, nieświadoma lekkiego trzaśnięcia drzwiami wejściowymi. Gdy usłyszałam znowu czyjeś kroki, przeklęłam pod nosem i znalazłam się w salonie. Byłam już naprawdę wściekła, więc gdyby był to kolejny chłopak… przysięgam nie ręczę na siebie. Jednak, gdy tylko znalazłam się w salonie od razu rozpoznałam tą małą zgrabną figurę i piękne, krótkie, czarne włosy. Zapiszczałam, jak szczęśliwa małolata i od razu rzuciłam się jej w ramiona. Teraz obie już piszczałyśmy, jak totalne idiotki. Kiedy w końcu się od siebie oderwałyśmy miałam okazję dobrze się jej przyjrzeć. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz stałyśmy twarzą w twarz. Jej przeprowadzka do Seattle definitywnie zmieniła nasze życia. Od przedszkola byłyśmy nierozłączne i kiedy oznajmiła, że się wyprowadza byłam zdruzgotana. Od tamtej pory ja i Val nie widywałyśmy się zbyt często, nie miałyśmy na to czasu. Obie byłyśmy strasznie zapracowane szkołą i zwykłymi obowiązkami. Jednak mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że się zmieniła. Może tylko tyle, że ubiera się teraz bardziej odważnie, czego bym się nie spodziewała. Można powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się właśnie dlatego, że obie byłyśmy bardzo nieśmiałe, ale dziewczyna, która teraz przede mną stoi ma na sobie dżinsy z dziurami i krótką bluzkę, która zakrywa tylko połowę brzucha. Zawsze życzyłam jej, jak i sobie, żebyśmy stały się odważnymi super laskami, ale teraz, kiedy Val naprawdę stała się śmielsza nie jestem pewna, czy to dobrze, czy źle.
- Jak ci się podoba mieszkanie? - zapytała pierwsza, głosem nabuzowanym od emocji.
- Nie w moim typie, ale mi się podoba! - odpowiedziałam.
- Boże, jak się za tobą stęskniłam. - powiedziała i z powrotem znalazłam się w jej ramionach. - Jesteś taka ładna, więc zgaduję, że masz chłopaka, hm? - trąciła mnie łokciem, a mi nagle zrobiło się niewyobrażalnie wstyd.
- Nie mam. - odparłam krótko.
- Jak to? - usiadła na kanapie, więc poszłam w jej ślady, zapominając całkowicie o walizkach, które trzeba rozpakować.
- Zwyczajnie, Val. Proszę, skoro już tu jestem zostawmy smutne tematy na później, co? Powiedz, co tu robiłaś tak beze mnie.
- Och, tyle rzeeeczy – uśmiechnęła się, jakby była pogrążona w marzeniach.
- To znaaaczy?
- Lottie nie masz pojęcia, jak college zmienia ludzi! Poznałam tyle wspaniałych osób, które na dobre wyrzuciły ze mnie nieśmiałą dziewczynkę! - uśmiechnęła się promiennie, a ja starałam się nie przejmować tym, że zrobiłam się trochę zazdrosna. - No i poznałam chłopaka…
- Opowiadaj! - zachęcałam ją, może dlatego, że nie dowierzałam, że mogłabym być, jak ona, że ktoś mógłby mnie kiedyś pokochać.
- Ma na imię Ethan i jest…. boski. Obiecuję, że w najbliższym czasie go poznasz! Masz moje słowo!
- Jesteście razem, czy tylko na razie tak wiesz?
- Tylko na razie tak wiesz, ale myślę, że wkrótce to się zmieni.
- Zazdroszczę – powiedziałam z nieszczerym uśmiechem, ale chyba tego nie zauważyła.
- Znajdę ci kogoś! - klasnęła w dłonie i zerwała się z kanapy.
O nie. Nie, nie, nie. Tylko nie to.
- Valerie, nie trzeba, naprawdę. Nie potrzebuję chłopaka.
Spojrzała na mnie zawiedzionym wzrokiem, ale przytaknęła.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, wzdychając.
- Na którą mamy jutro zajęcia? - spytałam.
- Na 10, więc możesz spokojnie spać!
- Świetnie. - odparłam i już miałam pójść do swojego pokoju, ale mnie olśniło. - Kim jest Arthur?
- Już go poznałaś? Bardzo fajny gościu, nie? Mieszka ze mną od dwóch tygodni i powinien przypaść ci do gustu. Jest bardzo sympatyczny, czego nie można powiedzieć o jego koledze…
- Chcę w ogóle wiedzieć? - zapytałam od niechcenia, ale tak naprawdę bardzo mnie to zainteresowało, więc chciałabym, żeby zaczęła nawijać jak katarynka i wszystko mi powiedziała.
- Nie, nie chcesz. - powiedziała poważnym głosem. - Wiem, że brzydkie tematy miałyśmy zostawić na później, ale Lottie… - westchnęła. - Naprawdę, college to wspaniałe miejsce i są tu świetni faceci, ale trzymaj się z dala od kolegi Arthura. Nie powiem ci jego imienia, bo nawet nie chcę, żebyś je znała. Zorientujesz się, o kim mówię.
- Val…
- Posłuchaj mnie, Lotta. Możesz zarywać do kogokolwiek chcesz, nawet do Arthura, bo naprawdę jest spoko, ale od TEGO JEDNEGO trzymaj się z daleka, obiecujesz?
Muszę przyznać, że mnie przeraziła, ale też zaciekawiła. Najmniej chcę trafić w złe towarzystwo, ale nie spocznę, póki się czegoś o tym koledze nie dowiem. Może i jestem nieśmiała, ale ,,zabawa” w detektywa wychodzi mi wspaniale.
- Obiecuję. - powiedziałam, choć wcale nie miałam zamiaru dotrzymać mojej obietnicy.

Valerie chyba nie zdaje sobie sprawy, że właśnie wyznaczyła mi zadanie na najbliższe dni, które dotyczy wszystkich znajomych Arthura, jak i jego samego.  
**********************
I co sądzicie? :)

3 komentarze:

  1. Napewno będę czytać:) Świetny rozdział/Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba! :) Być może jutro pojawi się kolejny rozdział :)
      Co do opowiadania o Deanie...myślę, że kiedyś je skończę, bo bardzo zależy mi na tym, żeby Was zadowolić :)

      Usuń
  2. No wiesz... czytałam wiec wiem ^^ Opowiadanie super i wszystkim tu polecam!! Bo się rozkręci c: Dobra robota Zuziu

    Marta!

    OdpowiedzUsuń