piątek, 16 grudnia 2016

rozdział dwudziesty czwarty - kiepski żart?

Lottie 

 - Nie chcę stąd wyjeżdżać, Aaron… - jęknęłam, gdy kierowaliśmy się w stronę samochodu. 
Aż trudno uwierzyć w to, że w takim krótkim czasie można zżyć się z jakimś miejscem. Przez cały czas się obracałam, żeby zapamiętać ten obraz na jak najdłużej: piękny, drewniany dom, ogromne, błyszczące jezioro, szmaragdowa trawa i piękny mężczyzna. Czy można chcieć czegoś więcej? 
 - To nie był twój pierwszy i ostatni raz, głuptasie - uśmiechnął się. - Przecież tu wrócimy, spokojna głowa. 
Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem, uważnie analizując jego słowa. Wprawdzie odniósł się do całego miejsca, ale domyśliłam się, że był w tym również podtekst erotyczny. 
 - Mam nadzieję - powiedziałam po chwili, nie zwracając uwagi na kilkuminutową odległość między stwierdzeniami. Kiedy dźwignął moją walizkę mogłam zobaczyć jego pracujące mięśnie ramion. Choć nie dałam tam stali, ale byłam już na niego tak uczulona, że potrafiłam dostrzec najdrobniejszy ruch. 
 - Aaron? - zapytałam, gryząc się w dolną wargę. 
Nie rozumiem dlaczego w takim momencie przypomniała mi się jedna, ważna sprawa, którą chciałabym się jak najszybciej zająć. 
 - No słucham. 
- Pamiętasz, jak mówiłeś mi, że pomożesz odnaleźć mi mamę i że… 
- Pracuję nad tym - odpowiedział. - Ale musisz uzbroić się w cierpliwość. Jak na kogoś bardzo znanego, twoja mama świetnie ukrywa swoje miejsce zamieszkania - wyczułam w jego głosie pogardę. 
- Dziękuję - odparłam, na co się uśmiechnął. 
- Jedźmy już - rzekł. 
Z westchnieniem rzuciłam domu ostatnie spojrzenie i wsiadłam do ferrari. Zauważyłam jednak, że mimo to, iż mnie poganiał to sam wciąż stał przed samochodem i wpatrywał się w dom i w otoczenie. Zaczęłam się zastanowić, czemu mnie ponaglił skoro sam nie miał zamiaru od zaraz wejść. Jednakże po chwili ogarnęło mnie zrozumienie. Gdy tu przyjechaliśmy mówił mi, że nie pomagał przy jego budowie. Choć nie przyznał się wprost do tego, że żałuje to byłam pewna, że to właśnie nim kierowało. Bardzo chciałabym dać mu więcej czasu na oswojenie się z myślami, ale im dłużej tak stał tym bardziej chciałam tam wrócić, a byłam umówiona z Valerie. 
 - Panie ładny! - krzyknęłam przez szybę. 
Usłyszałam ładny tembr jego śmiechu, którego dźwięk napełnił moje serce jeszcze większą miłością. 
 - Jedziemy? A może zmieniłeś zdanie i zostaniemy tu na zawsze? 
- Jedziemy - odpowiedział, ale dostrzegłam w nim lekkie wahanie. Mimo tego postanowiłam, że nie będę się wypytywać. Na moje usta wypłynął szeroki uśmiech, kiedy pojawił się na miejscu kierowcy i odpalił silnik. Uważnie przyglądałam się jego profilowi i temu, jak wyglądał za kierownicą. Przez te kilka miesięcy poznałam go już dosyć dobrze i wiedziałam, że choć stara się być pewnym siebie to nie zawsze taki jest. Ale za kierownicą tego cuda wyglądał na władcę wszystkiego. Mój uśmiech się pogłębił, kiedy usłyszałam pierwsze nuty piosenki. Podkręciłam głośność, gdy Sara Bareilles miała dojść do refrenu. 
 - Say what you wanna say and let them words fall out. Honestly I wanna SEE YOU BE BRAVE! - śpiewałam, a całe auto wypełniło się śmiechem Aarona. 

- Śpiewasz jak kot, którego obdzierają ze skóry - skrzywił się, gdy dotarliśmy na miejsce, choć w jego oczach dostrzegłam wyraźną miłość. 
- Do tego potrzeba talentu, sir - poruszyłam brwiami. 
- Hmm…na pewno masz talent do wielu rzeczy - zniżył głos i nachylił się w moją stronę. Chyba oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale nie narzekał, kiedy jej mu nie udzieliłam. Zamiast tego pocałował mnie w szyję. Reagując na dotyk jego ust na swojej skórze, odchyliłam głowę do tyłu, ułatwiając mu dostęp. Jęknęłam, gdy odnalazł moje usta i zamknął je w głębokim i namiętnym pocałunku. Wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam bliżej, sprawiając że westchnął prosto w moje usta. Choć pragnęłam tak tkwić i tkwić to posłużyłam się jego bronią. Gwałtownie przerwałam pocałunek. 
 - Niezbyt miłe uczucie, co? - zaśmiałam się przy jego uchu, gdy przytaknął. - Więc nie rób mi tak więcej! 
- Wiesz…bez tego minie cała frajda! - udawał zranionego. 
- Zastanowię się, geniuszu - mruknęłam, wysiadając z auta. - Widzimy się jutro? - spytałam. 
- Wolałabym dzisiaj, ale się dostosuję, maleńka. 
- Kocham cię - szepnęłam, na co skinął mi głową. 
Przyznam, że wolałabym usłyszeć to samo, ale wiedziałam, że jak na razie musiałam zadowolić się tylko tym. 
 Małe kroczki, małe kroczki. 
 Na pożegnanie posłałam mu uśmiech i ruszyłam w stronę drzwi. 

 - No wieki! - wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam krzyk Valerie. - Czekam tu na ciebie już od dwóch godzin! 
- Po pierwsze: byłyśmy umówione za godzinę, Val. Po drugie: co robisz w moim mieszkaniu? I po trzecie: co się stało? 
- Miałyśmy mieć pierwszy babski wieczór od nie pamiętam, jak dawna! - odparła. 
- Owszem, ale zazwyczaj się spóźniałaś. Co się stało? 
- Boże, Lottie… - westchnęła i opadła na kanapę, ukrywając twarz w dłoniach. Tak długo jak ją znam to tak samo długo nie widziałam, żeby była taka zdruzgotana. Z zakłopotaniem usiadłam obok. 
 - Przespałam się z Arthurem. 
Byłam pewna, że moje oczy wyszły z orbit. To otwierałam to zamykałam usta. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć. Arthur był najlepszym przyjacielem Aarona, zresztą moim też był tak samo jak i Valerie. Nigdy mi nie mówiła, że go lubi. 
 - Nie planowaliśmy tego - mówiła dalej. - No bo jesteśmy przyjaciółmi i w ogóle, ale… Przez ten czas, kiedy ty byłaś z Aaronem i nie chodzi mi tylko o ten weekend, to zbliżyliśmy się do siebie. Spędzaliśmy razem dużo czasu i tak jakoś wyszło, że… 
- Przespałam się z Aaronem - zrewanżowałam się, na co jej głowa od razu wystrzeliła do góry. Zaskoczenie ustąpiło miejsca zadowoleniu. 
 - Lepiej późno niż wcale - mrugnęła. 
- Nie przejmuj się Arthurem. To fajny chłopak i na pewno bylibyście świetną parą. Nie martw się - uspokoiłam ją. - To jaki film oglądamy? 
 Po raz ostatni pozwoliłam dokonać Val wyboru. Ostatni raz. Podczas gdy ja proponowałam Trzy metry nad niebem, moja przyjaciółka włączała już Wiecznie żywy. Spojrzałam na nią krzywym wzrokiem i jeszcze przez parę chwil próbowałam przekonać ją do zmiany decyzji, ale kiedy główna dziewczyna zaczęła udawać zombie, a Valerie wybuchnęła głośnym śmiechem, dałam sobie spokój i sięgnęłam po telefon. Wprawdzie obiecałyśmy sobie, że będzie zero telefonów i smsów, ale gdy zauważyłam, że moja przyjaciółka złamała nakaz, postanowiłam pójść w jej ślady. Zerknęłam na wyświetlacz, ale nie zobaczyłam żadnych nieodebranych połączeń ani nowych wiadomości. Pomyślałam, że Aaron jest zajęty, więc dałam sobie spokój i wróciłam do oglądania filmu. Miałam naprawdę dobre chęci, ale po paru minutach prawie zasypiałam z nudów. Nie kręcą mnie tego typu filmy. Jestem raczej osobą, która woli typowe romansidła, dlatego dziwię się, czemu zakochałam się w Aaronie, skoro jest daleki od mojego ideału. Można nawet powiedzieć, że wchodząc w nasz związek muszę być przygotowana na różne wahania nastroju i uczenie się. Uczenie go. 
 Nagle przypomniałam sobie jeden pokój, gdzie Aaron zabronił mi wejść. Ciekawość niemal zżerała mnie od środka. No bo, co mogło w nim być? Zwłoki? Zaśmiałam się histerycznie, ale szybko wróciłam do rzeczywistości. Miałam w planach rozważanie innych możliwości lecz wtedy na mój telefon przyszedł sms. Byłam przekonana, że był od Scotta, ale gdy zobaczyłam nieznany numer to trochę się przeraziłam. Mimo wszystko postanowiłam go otworzyć. 
,,Nie znasz mnie, ale ja znam ciebie, Charlotte. Absolutnie nie twierdzę, że jest to groźba czy nawet ostrzeżenie. Tylko fakt. Mamy wspólnego znajomego, który ma dużo za uszami i chyba wiesz o kim mowa. Jeśli chciałabyś porozmawiać, będę jutro w twojej ulubionej kawiarni o godzinie 14:30. Z tego co mi wiadomo za godzinę po tej porze spotykasz się z Aaronem. Myślę, że to idealna pora, 
 Victoria Karrę.” 
Victoria Karrę? Pierwszy raz słyszałam o tej osobie i owszem to, że wiedziała, jak miałam na imię, z kim się spotykałam było przerażające, ale nie jestem głupią małolatą, która pójdzie na coś takiego. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i spojrzałam na Valerie, żeby podzielić się z nią zawartością smsa, ale zauważyłam, że zasnęła, chociaż film się jeszcze nie skończył. Zaśmiałam się cicho i przykryłam ją kocem, wyłączając telewizor. Zanim położyłam się do łóżka, jeszcze raz odtworzyłam smsa, po czym z wściekłością go usunęłam. Nie wiem, kim była ta kobieta, ale to na pewno była pomyłka. Musiała być. 

 Aaron 

 - Cześć panienki! - przywitałem się z Damonem i Arthurem. Postanowiłem się z nimi spotkać, kiedy dowiedziałem się, że Lott również miała plany. Najmniej chciałem siedzieć sam w domu, więc ta opcja wydawała mi się najsłuszniejszą decyzją. 
 - Jubilat stawia - rzuciłem Arthurowi, który parsknął śmiechem. 
- Przypomnę ci to na twoich urodzinach, stary - odparł. 
- Stawiaj, nie gadaj - zaśmiałem się. 
- Nie pijesz, Aaronku! - wtrącił się mój brat, którego pacnąłem w głowę. 
- Odczep się, mój najlepszy przyjaciel ma urodziny! Oczywiście, że piję! - krzyknąłem pewnym głosem. 
- Ja pierniczę, bo się zaraz pobijecie o te piwa… Trzy piwa, proszę! - zawołał do kelnerki, która przyjęła zamówienie. - Jak było na romantycznym weekendzie tylko we dwoje? - zaśmiali się jednocześnie, za co spiorunowałem ich spojrzeniem. 
- Oprócz jednej kłótni, było w jak najlepszym porządku - odpowiedziałem szczerze, przypominając sobie Charlotte w różnych sytuacjach jeszcze sprzed paru godzin. Szczególnie chwila, w której wyznała mi miłość zapadła mi głęboko w pamięci. 
 - Tylko się nie rozklejaj - odezwał się mój brat. 
- Czemu nie zaprosiłeś dziewczyn? Nie musiałyby siedzieć w domu - zasugerowałem, mając nadzieję, że za parę minut zobaczę moją dziewczynę. 
Arthur z Damonem wymienili porozumiewawcze spojrzenia po czym przenieśli wzrok na mnie. Jedyny problem polegał na tym, że nie potrafiłem czytać w myślach. Założyłem ręce na piersi i czekałem. W końcu mój przyjaciel nie należał do ludzi o silniej woli, więc w końcu się poddał i zaczął mówić. 
 - Przespałem się z Valerie. 
Zakrztusiłem się śliną. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Cholera. 
 - Kiedy? 
- W weekend. No…niedawno - podrapał się po głowie. - Sam przyznasz, że zaproszenie ich nie byłoby najlepszym posunięciem… 
- Wręcz przeciwnie, ale twój wybór - odparłem. - To coś na poważnie? - dodałem. 
- Stary, żebym ja to wiedział… zaraz wrócę - rzekł, znikając ze swojego miejsca. 
W tym samym momencie Damon klepnął mnie w plecy, wskutek czego zmuszony byłem do odwrócenie się w jego stronę. 
 - Mam zajebistą wiadomość, bracie - zaczął. 
- Zamieniam się w słuch - westchnąłem. 
- Według wszelkich informacji Victoria wyjechała z Seattle! Nie świętujemy tylko urodzin Arthura, rozumiesz? 
Prawdopodobnie powinienem się ucieszyć i zamówić podwójną whisky, ale coś w tym stwierdzeniu mnie zmartwiło. Znałem tę kobietę dużo lepiej niż mój brat i byłem pewny, że coś tu nie grało. Mój prawnik przez całe dnie śledzi Victorię, więc dałby mi znać, gdyby faktycznie wyjechała. Nie zrobiłaby tego. Nie opuściłaby tego miasta, gdy nadal swobodnie poruszam się po świecie. Spojrzałem w szczęśliwie oczy Damona i choć chciałem wyznać mu prawdę, to nie zrobiłem tego. Może i jest starszy, ale od małego oboje się sobą opiekowaliśmy. Będzie lepiej, jeśli będzie myślał, tak jak myśli. 
 - Świetnie! - krzyknąłem, pociągając solidny łyk piwa, który smakował jak najokropniejsze gówno. 
Nie mogłem pić i cieszyć się smakiem alkoholu, skoro Victoria podrasowała swój plan. Miała jakiś cel w tym, żebym myślał, że wyjechała. Muszę się dowiedzieć, co zamierza. Nagle jakby kubeł zimnej wody oblał moją twarz. Musi chodzić o Charlotte. Ale co w związku z tym? Nie rozumiem… 
 - Wyglądasz jak trup, chociaż powinieneś się cieszyć. Co jest? - zapytał mój brat. 
- Nic, ohydne to piwo - pokręciłem ze śmiechem głową. - Jak przyjdzie Arthur poproszę go o dobre podwójne whisky. 
- Koleś zbankrutuje przez ciebie - gwizdnął. 
Jeśli dzięki temu będę miał szansę się upić i jeśli kiedyś powiem o wszystkim Arthurowi to nie będzie miał mi tego za złe, pomyślałem. 
 Po trzech drinkach już nie liczyłem. Patrzyłem na przyjaciela i brata, którzy byli już zalani w cholerę, a wypili może tylko dwa więcej ode mnie. Jednakże biorąc pod uwagę wszystkie sprawy, które zaprzątały mi głowę, to nie dziwię się, że wciąż umiałem stać na nogach i jasno myśleć. Pokręciłem głową i chciałem zamówić kolejną dawkę alkoholu, ale gdy usłyszałem tuż obok mnie trzask, zmieniłem zdanie. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i zobaczyłem, że mój brat leżał na ziemi, rozglądając się dookoła. Normalnie zrobiłbym mu zdjęcie, ale nie mam do tego głowy, szczególnie teraz. Westchnąłem, widząc do jakiego stanu doprowadził się mój porządny brat. Wstałem z krzesła i pomogłem mu wstać. Jako, że był pijany, utrzymywałem prawie całą jego masę. Przez chwilę chciałem nawet poprosić Arthura o pomoc, ale gdy zorientowałem się, że wcale nie wyglądał lepiej to dałem sobie spokój. Nie wiedząc, co robić, zadzwoniłem do Lottie. Nie mogłem zostawić Arthura w tym stanie, dlatego w dupie miałem babski wieczór mojej dziewczyny. 
 - Mhm? - spytała zaspanym głosem, przez co poczułem wyrzuty sumienia. 
- Lottie? Obudziłem cię? 
- Tak. Nie. O co chodzi? 
- Potrzebuję cię w barze St.John – oznajmiłem. 
- Piłeś? - spytała trzeźwym już głosem. 
- Arthur miał urodziny, więc oczywiście, że piłem – odparłem, nie ukrywając wściekłości. - Problem polega na tym, że i on, i mój brat są zalani i nie dam rady zająć się nimi jednocześnie. 
- Zaraz będę – oznajmiła, więc czekałem z ciążącym mi Damonem na ramieniu. 
Wprawdzie mogłem usiąść, ale nie mogłem znaleźć sposobu, jak miałbym go zmusić potem do wstania, więc wolałem sobie postać. Charlotte zjawiła się po pięciu minutach. Miała na sobie dżinsy i najzwyklejszą białą bluzkę, i kurtkę ze skóry. Nawet w tak prostych ciuchach wyglądała wspaniale. Ciekaw jestem, czy zdawała sobie z tego sprawę. Niemal od razu mnie dostrzegła i ruszyła w moją stronę, rzucając mi rozczarowane spojrzenie, na co alkohol w moim wnętrzu zaczął wrzeć. Nie ma prawa mnie oceniać. Nie ma prawa. 
 - Przypilnuj Arthura – warknąłem. - Nie powinien sprawiać problemów. 
- Aaron, muszę ci coś powiedzieć… - zaczęła nagle, więc przystanąłem i zerknąłem na jej zmartwioną twarz. 
- O co chodzi? 
- Dostałam dzisiaj dziwną wiadomość, która zawierała informacje o mnie i o tobie. Szczerze, to mam nadzieję, że była to pomyłka, ale pomyślałam, że i tak powinieneś wiedzieć. Podpisała się jako Victoria Karrę. Nie wiem, może ją znasz? 
Na dźwięk tego nazwiska, moje serce się zatrzymało. Rozbieganym wzrokiem spojrzałem w jej oczy. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Prawdę, czy skłamać? A może nie mówić nic? 
 - Może ją znam, ale nie sądzę, żeby był to ktoś, kim musiałabyś się przejmować. 
Piekło mnie za to pochłonie… 
 - Na pewno? Bo trochę się przestraszyłam… 
- To nikt taki. Miejmy nadzieję, że był to tylko kiepski żart – powiedziałem, lecz dalej nie wydawała się być przekonana. - Lottie, nic ci nie grozi, obiecuję – dodałem. 
Gdyby nie to, że trzymałem pijanego Damona, to bym ją przytulił i zabrał w bezpieczne miejsce, ale w tej chwili mogłem tylko posłać jej pewne siebie spojrzenie, które wcale takie nie było… Kłamstwo nie jest dla mnie czymś okropnym, bo wiele razy to robiłem, ale z jakiegoś powodu okłamywanie jej sprawia, że mam ochotę strzelić sobie kulkę w łeb.

1 komentarz:

  1. Uaaaa dzieje się dzieje :D Zabierz tą Victorie! Niech poleci na Majorke! Albo jeszcze dalej! Tam gdzie nikomu nie przeszkodzi 😂😂😂 Lottie :D cóż za wyznania w tym rozdziale 😂😂😂 oj będzie się działo! Aaron Ty kłamczuchu wstydziłbyś się! Nie wolno oszukiwać! Nununu 😂😂😂 Zuza cholero jedna czemu w takim mii w takiej sytuacji?! Czy Ty serca nie masz?:( Wiesz jak to jest przerwać czytanie w najmniej odpowiednim momencie?! Ty nas do tego zmuszasz Ty nie dobra Ty!😘😂😂😂 Weny! Nexta chcem i nie ma nie 😜😂😂😂 bo już trochę minęło

    OdpowiedzUsuń