Oto mój prezent na Mikołaja! :D Kolejny rozdział zostanie dodany później! :) Miłego czytania!
*****************************
Lottie
Próbowałam uciec, zrezygnować z tańca, ale było za późno. Muzyka ruszyła, zmuszając mnie do przysunięcia się do mojego partnera. Przełknęłam gulę rosnącą w moim gardle, kiedy jego dłonie dotknęły mojej talii. Nie wierzę, że mogłam być aż tak nieuważna! Oczywiście, zależało mi na tym, żeby…
- Miło cię znowu widzieć, Charlotte - powiedział.
Wzdrygnęłam się na te słowa, ale na szczęście tego nie zauważył.
- Cześć, Nate - odparłam.
To, że tu jest, jest podejrzane, dziwne i straszne, ale to, jakim cudem się tu znalazł jeszcze gorsze. Jestem pewna, że ani Aaron ani Arthur nie zaprosili tego ciołka na tę imprezę, więc kto?
Możliwe jest, by Valerie posunęła się aż tak daleko, zapraszając go tutaj, do domu Aarona?
Choć z całego serca chciałam w to nie wierzyć to myślę, że właśnie to zrobiła, co sprawia, że robi mi się niedobrze.
- Co tu robisz? - zapytałam, wykorzystując czas, zanim zmienimy partnerów.
Spojrzał na mnie niepewnie, ale po chwili odpowiedział:
- Zostałem zaproszony.
- Przez…? - dopytywałam się, ale właśnie w tej chwili nadszedł czas na zmianę!
Cholera! Podziękował mi skinieniem głowy i poszedł do innej dziewczyny, podczas gdy ja do innego mężczyzny. Na szczęście reszta zmian odbywała się bez zbędnych rozmów. Ciągle wypatrywałam Aarona i nie spuszczałam go z oczu. O ile dobrze analizuję to zaraz będziemy tańczyć razem, a ja zamiast się cieszyć to się denerwuję. Ale nie tańcem. Denerwuję mnie obecność Nate'a. Odkąd go zobaczyłam, zastanawiam się o co mu chodzi i po co tu przyszedł. Jestem już prawie pewna, że stoi za tym moja przyjaciółka. Niezauważalnie pokręciłam głową w chwili kiedy nagle znalazłam się w ramionach Aarona. Mimowolnie wstrzymałam oddech, dotykając jego torsu i patrząc w jego oczy. Gdy zauważył moje zmieszanie na jego usta wypłynął pewny siebie uśmiech i położył ręce na mojej talii, przyciągając mnie dużo bliżej siebie. Nawet bliżej niż jest to dozwolone.
- W co ty pogrywasz, Lott? - szepnął tuż przy moim uchu i jednocześnie zaczął poruszać się w rytm wolnej muzyki.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale dotarło do mnie to, że tańczymy i, że ja nie umiem tańczyć! Zassałam oddech i skupiłam się na naszych nogach i na krokach, jakie wykonywaliśmy. Naprawdę najmniej chciałabym go podeptać. Chyba to zauważył, bo się zaśmiał.
- Ym… ja… - zająknęłam się, wciąż wpatrzona w podłogę.
- Lottie - zaśmiał się. - Spójrz na mnie. - poprosił, jednak nie mogłam się na to zdobyć.
Wiedziałam, że kiedy spuszczę wzrok z naszych stóp to to będzie koniec i upokorzenie. Nie mogę sobie na to pozwolić.
- Charlotte. - spróbował ponownie, ale ja ani drgnęłam. - Uwielbiam patrzeć na twoje ciało, szczególnie po tym tańcu, kiedy przede mną tańczyłaś, ale dużo bardziej kocham twoje oczy.
Zamarłam, gdy to usłyszałam. Nie chodzi o komplement, ponieważ akurat to mnie zachwyciło, ale to słowo… Wiem, że najprawdopodobniej nie powiedział go świadomie i możliwe, że nawet w przenośni, ale…
- Wygrałem - odbił, ale nie wiedziałam o co mu chodzi.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzę w jego oczy, a nie na podłogę. Choć chciałam ponownie tam spojrzeć to nie dałam rady. Intensywność jego spojrzenia mnie dobiła, nie mogę odwrócić od niego wzroku.
- Ale ja nie … umiem tańczyć… - wyznałam ze wstydem.
- Po twojej grze jestem innego zdania, maleńka - stwierdził. - Umiesz tańczyć i to aż za dobrze.
- Ale nie w parach - uśmiechnęłam się słabo.
- Całkiem dobrze ci idzie - zapewnił mnie. - Więc…ta sukienka… - mruknął w moje włosy, przesuwając dłońmi po całym moim ciele, zaczynając od dekoltu, a kończąc na pośladkach.
Wstrzymałam oddech, ale go nie odepchnęłam.
- Te włosy… - mruknął ponownie, jedną dłoń przesuwając na mój kark. - Te usta… - uniosłam głowę do góry w oczekiwaniu, ale nic się nie stało. - Gdybym cię teraz pocałował, nie mógłbym przestać - stwierdził, sprawiając, że cała zadrżałam.
Byłoby idealnie, gdybym nie spotkała Nate'a i…
Nate. Zapomniałam!
Muszę mu o tym jak najszybciej powiedzieć!
- Aaron… - zaczęłam, starając się mówić wyraźne, ale nie wiem, czy mi to wychodziło. Jestem pewna, że jestem na Aaronowskim haju. - Nate tu jest - powiedziałam wreszcie, a całe jego ciało się spięło.
- Zabiję skurczybyka.
Aaron
Godzinę wcześniej…
Stałem oparty o ścianę i wypatrywałem kobietę, dla której lekko zmieniłem harmonogram imprez. Nie zaprosiłem przypadkowych ludzi, jak dotychczas, a przynajmniej nie takich, którzy bez skrępowania latają nadzy po cudzym domu. No i oprócz tego, mam dla niej niespodziankę. Przygotowałem wolne tańce takie, jak na prawdziwych balach. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że się na to zdecydowałem. W jednej chwili o tym pomyślałem, a w drugiej już realizowałem, kompletnie się nad tym nie zastanawiając. Oczywiście niektóre rzeczy się nie zmieniły. Bądź co bądź to mój zwyczaj, więc nie mam zamiaru zmieniać wszystkiego. Zrobiłem tylko coś, co jestem pewny, że się jej spodoba.
Westchnąłem zniecierpliwiony, lustrując wzrokiem wszystkich przybyłych w poszukiwaniu Lottie. Wiem, że już tu jest, ponieważ parę metrów ode mnie widzę tańczącą Valerie. Biorąc pod uwagę ostatnią imprezę, na której była Charlotte, wnioskuję, że nie spuści koleżanki z oczu, więc czemu do cholery jej nie widzę?
W dodatku nie poprawia mi humoru fakt, że prawie każda dziewczyna w tym pomieszczeniu uważnie przygląda się mi i mojej sylwetce, co jest strasznie krępujące, przynajmniej teraz. Kiedyś w ogóle mnie to nie krępowało, ale kiedyś nie znałem Charlotte. Teraz pragnę jedynie tego, żeby to ona zwracała na mnie swą całą uwagę. Już miałem zrezygnować ze stania jak idiota i udać się na jej poszukiwania, kiedy nagle przed oczami mignęła mi czerwona sukienka. Od razu powędrowałem spojrzeniem do twarzy i nic nie mogę na to poradzić, że uśmiechnąłem się, jak głupi do sera. Widzę ją.
Ścięła włosy, które pasują idealnie do jej owalnej twarzy…
Ale to nic w porównaniu z tą sukienką. Na sam jej widok …
Gdy mnie zauważyła, przygryzłem swoją wargę, czekając na jej ruch. Ruszyła. Na początku myślałem, że idzie w moją stronę i w sumie tak było, dopóki nie przystanęła przy Val i nie zaczęła tańczyć.
O, cholera.
Nie miałem pojęcia, że ta dziewczyna umie się tak poruszać. Nie wiedziałem też, że chce grać ze mną w taką straszną grę! Widzę to w jej oczach. Chce, żebym jej pragnął, chce, żebym się ugiął. Choć jest to bardzo kuszące, nie mogę się poddać.
Mimo, że wiem, że ta kobieta mnie torturuje to nie mogę przestać na nią patrzeć. Jej ciało jest takie doskonałe…
Chrzanić to.
Już miałem iść w jej stronę, kiedy nagle piosenka dobiegła końca, a zaczęła lecieć powolna. Dzięki bogu! Uśmiechnąłem się z ulgą i zająłem miejsce w rządzie. Kątem oka zauważyłem zdziwienie, ale też szczęście na jej twarzy.
Świetnie. Właśnie o taką reakcję mi chodziło. Teraz już tylko nie mogę się doczekać, kiedy będę miał ją w swoich ramionach.
Teraz…
- Zabiję skurczybyka - mówię, nie panując nad własnymi emocjami.
Nie wierzę, że ten palant odważył się tu pokazać! W moim domu!
Szarpnąłem się za włosy. Zorganizowałem tę imprezę, żeby trochę wyluzować, a nie, żeby wplątać się w kolejne kłopoty! Właśnie tego chce Victoria! Myśl, Aaron, myśl.
- Coś mówił? - zapytałem Lottie.
- Nie, nie mieliśmy czasu, bo kiedy tańczyliśmy to… - ugryzła się w język.
Szkoda, że tak późno.
Zacisnąłem pięści i czułem, jak cała krew we mnie wrze.
- Miałaś się trzymać od niego z daleka! - krzyknąłem, ale nie na tyle głośno, żeby usłyszeli mnie wszyscy goście.
Zobaczyłem zmartwienie na jej twarzy oraz poczucie winy.
- Wiem, Aaron! Nie miałam zamiaru z nim tańczyć. Chciałam się wycofać z tego tańca, ale było za późno i…
- Wycofać się? - nagle cała złość ze mnie opadła.
Wziąłem ją w ramiona.
- Nie, nie Lott. To było dla ciebie. Dobrze, że się nie wycofałaś - szepnąłem.
- Jak to dla mnie? - spytała zszokowana.
- Chciałem zrobić coś, co ci się…
Nie dokończyłem, ponieważ z drugiego końca sali usłyszałem trzask. Lekko się wzdrygnąłem i zacząłem zmierzać w tamtym kierunku, trzymając Lott za rękę. Wyczułem, że podobnie jak ja jest zdenerwowana i zmartwiona. Lekko uścisnąłem jej dłoń, tym samym dodając jej i sobie otuchy. Nie mogę wplątać się w bójkę. Ona jest moją jedyną kotwicą, która mam nadzieję, powstrzyma mnie w samą porę. Gdy szedłem w ów kierunku, ludzie zaczęli robić nam miejsce, żebyśmy przeszli bez żadnych przeszkód. Szedłem tam z zaciśniętą szczęką, pomimo że mam przy sobie Lottie. Gdy doszliśmy na miejsce ujrzałem leżącego na ziemi Arthura. Z trudem puściłem rękę Charlotte i ukląkłem przy przyjacielu. Na początku myślałem, że po prostu się upił, ale kiedy przyjrzałem się bliżej, dostrzegłem ślady pobicia. Przekląłem pod nosem, doskonale wiedząc kto za tym stoi. Uważnie przyjrzałem się ranom przyjaciela. Nie ma jakichś wielkich ran, ale musiał porządnie oberwać w głowę, biorąc pod uwagę to, że jest nieprzytomny. Bez trudu dźwignąłem przyjaciela i usadowiłem go na krześle. Ktoś musi z nim zostać.
- Lottie - przywołałem ją. - Zostań z nim, dobrze? - spytałem łagodnie, chociaż byłem okropnie nabuzowany i wściekły.
- Ale co ty chcesz…
- Lott, proszę. - spojrzałem jej w oczy.
Niepokoiło mnie to, że widziałem w nich wielką walkę oraz to, że prawdopodobnie wdam się w bójkę i to będzie mój koniec. Mimo wszystko starałem się o ty nie myśleć. Przynajmniej na razie.
- W porządku - powiedziała w końcu.
- Dziękuję - odparłem, rzucając się do wyjścia.
Musiałem jak najprędzej znaleźć tego dupka, który to zrobił. Zawsze wiedziałem, że jest większym skurczybykiem, nawet ode mnie, ale przyjść na moją imprezę i pobić mojego kumpla? Blacknorth nie ma chyba pojęcia z kim zadarł. Już prawie byłem przy wyjściu, kiedy ktoś mnie zatrzymał.
- Scott? - powstrzymywałem się od jęknięcia.
- Nie mam czasu, Kate. - powiedziałem, śmiertelnie poważnie.
- Co się stało?
- Nic, tylko…
Nie zdążyłem dokończyć, bo nagle wpiła się we mnie ustami. Byłem tak zszokowany, że odsunąłem się dopiero po trzech sekundach. Chwyciłem ją za nadgarstki i odepchnąłem, unikając jakiegokolwiek kontaktu z jej skórą.
- Aaron? - odwróciłem się w stronę słodkiego głosu.
Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem w jej oczach łzy.
- Lottie… - zmierzałem w jej kierunku, ale powstrzymała mnie gestem dłoni. - Lottie, proszę…
Pokręciła głową i pobiegła w przeciwną stronę.
- Lottie! Cholera! - krzyknąłem, uderzając pięścią w ścianę. Syknąłem, gdy poczułem ostry ból. Przyjrzałem się dłoni i możliwe, że będzie porządnie stłuczona. Mam tylko nadzieję, że nie złamana. Potarłem ręką czoło, kompletnie nie wiedząc co mam teraz zrobić. Mimo wszystko spojrzałem na podłą twarz Kate. Zbliżyłem się do niej z groźnym spojrzeniem i z grymasem na twarzy.
- Nigdy więcej tego nie rób - warknąłem.
- Bo co? - odpyskowała. - Kochasz ją? - zaśmiała się, a ja poczułem, jak włoski jeżą mi się na karku. - Ty? Aaron Scott kogoś kocha? - zadrwiła.
- Nie twój interes, Wamooren. Ostrzegam cię - dźgnąłem ją w klatkę piersiową. - Nigdy więcej tego nie rób - powiedziałem niskim głosem, dzięki czemu uśmiech zniknął z jej twarzy.
Chciałem pobiec za Nate'm, ale wiedziałem, że to i tak nie ma sensu, bo będzie już daleko. Tylko o to mu chodziło. Żeby mnie zdenerwować i nie kryję – udało mu się to.
Przekląłem jeszcze raz i ruszyłem tą samą drogą, którą pobiegła Charlotte. Miałem ogromną nadzieję, że ją złapię. Muszę jej to wyjaśnić. Nie wierzę, że to się stało!
Było naprawdę dobrze, a teraz…kurwa!
Przebiegłem cały dom i już miałem się poddać, kiedy na zewnątrz zobaczyłem czerwoną sukienkę. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem w tamtą stronę. Siedziała na ziemi i płakała. Wiedziałem, że to się tak skończy. Wiedziałem, że ją skrzywdzę, że…
Zacząłem się wycofywać w głąb domu, ale wtedy zobaczyłem Valerie, która wyraźnie mi tego zabraniała. Uniosłem ręce w poddającym się geście i z powrotem ruszyłem naprzód. Spokojnym krokiem usiadłem koło niej.
- Lottie, posłuchaj…
- Od początku to planowałeś? Chciałeś, żebym cię…polubiła, żeby mnie potem zranić? O to ci chodziło tak naprawdę? - spytała ze łzami w oczach.
- Cholera nie. Jasne, że nie - mówię. - To nie było to, co widziałaś, Charlotte - tłumaczę.
- Tak? Nie całowałeś się z nią?
- Nie, ja…
- Przestań, Scott - warknęła. - Po prostu przestań. To wszystko od początku było jednym, wielkim…
Nie wytrzymałem. Zgrabnym ruchem przyszpiliłem ją do ziemi, znalazłem się na niej i pocałowałem ją. Na początku się szarpała, nie oddawała pocałunku, ale kiedy otwarłem jej usta językiem, jęknęła i gorączkowo na mnie naparła. Jedną rękę wsunęła pod moją koszulę, analizując każdy mięsień, a drugą wsunęła w moje włosy i lekko je pociągnęła, sprawiając, że jęknąłem prosto w jej usta. Zatraciłem się w tym pocałunku. Nigdy nie czułem się tak, jak właśnie z nią. Ona sprawia, że płonie we mnie ogień, który nigdy nie gaśnie. Ona jest dla mnie narkotykiem, którego nigdy nie mam dość. Chociaż mógłbym ją całować całą noc i robić coś więcej, odsunąłem się z ciężkim oddechem.
- To ona mnie pocałowała, a ja ją odepchnąłem - wytłumaczyłem, kładąc się obok niej. - Nie zrobiłbym ci tego.
Taką mam nadzieję, dodałem w myślach.
Gdy to powiedziałem z jej oczu popłynęły łzy. Westchnąłem i zamierzałem wstać, ale wtedy pociągnęła mnie z powrotem na ziemię. Po chwili położyła głowę na moim ramieniu, a rękę położyła na moim torsie.
- Przepraszam - powiedziała.
- Ty przepraszasz? To chyba ja powinienem przeprosić.
- Nic nie zrobiłeś, prawda? To ja zachowałam się, jak małolata… Ja po prostu…
- Musisz mi zaufać? - dokończyłem za nią.
- Tak - szepnęła. - Muszę ci zaufać.
Przed długą chwilę rozkoszowałem się jej zapachem oraz jej ciałem, które jest przyciśnięte do mojego.
- A poza tym? Co sądzisz o imprezie? - zapytałem.
- Była w porządku - odparła. - Kiedy miałam dziewięć lat, wychowywał mnie mój brat, ponieważ mama i tata byli bardzo zapracowani, przez co nie mieli dla nas czasu. Opiekowaliśmy się sobą nawzajem - westchnęła, milczałem. - Parę miesięcy temu mama nas zostawiła i poszła do innego mężczyzny. Od tego czasu tata jest wrakiem człowieka. Zapracowanym wrakiem. Prawie w ogóle nie opuszcza swojego biura, prawie w ogóle nie je… Nick robi co może, ale to nic nie daje. Oboje wiemy, że tata bardzo kochał mamę, a to co mu zrobiła...nam zrobiła… - zatrzymała się na chwilę. - Wiem, że to nic w porównaniu z twoimi problemami, ale chciałam, żebyś też coś o mnie wiedział, bo..
- Rozumiem, Lottie - pocałowałem ją w czoło. - Czym zajmują się twoi rodzice?
- Tata jest biznesmenem, a mama modelką. Dlatego w ogóle jej nie widujemy, w ogóle nas nie odwiedza, przegapiła nawet sprawę rozwodową…Ma nas gdzieś. Jeździ sobie po świecie z tym swoim palantem…
- Nie myślałaś kiedyś, żeby ją znaleźć? - spytałem.
- Myślałam, ale to nie takie proste. Nie mam znajomości, nie ma kto mi pomóc. Poza tym pieniędzy też nie mam. Może się wydawać, że skoro tata jest biznesmenem to jesteśmy bogaci, ale prawie całą kasę wydaje na alkohol - przełknęła ślinę. - Od czasu kiedy mama go zostawiła, codziennie pije. Może on tego nie widzi, ale ja i Nick wiemy, że stał się alkoholikiem…
Przez chwilę myślałem o tym, co mi powiedziała i zapragnąłem jej pomóc.
- Mogę ci pomóc znaleźć matkę - oznajmiłem.
- Nie, Aaron - zaprotestowała od razu. - Nie chcę cię wykorzystywać. Widziałam firmę twojego ojca. Wiem, że twoja rodzina jest bogata. Nie chcę, żeby to tak wyglądało, że ja…
- Żartujesz? - spytałem od razu. - Pozwól sobie pomóc.
- Dlaczego nie zaprosiłeś mnie osobiście? - zmieniła temat.
Choć bardzo chciałem ją przekonać do tego, żeby dała mi sobie pomóc to wiedziałem, że to i tak nic nie da. Przynajmniej na razie.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę - odparłem. - Wiedziałem, że gdybym zaprosił cię osobiście to zaczęłabyś coś podejrzewać, dlatego poprosiłem o to Arthura - westchnąłem. - Weź pod uwagę to, że nadal niezbyt wiem, jak postępować w związku…
- Wiem - westchnęła. - Dziękuję.
Można powiedzieć, że na tym nasza rozmowa się skończyła. Leżeliśmy w milczeniu, przytuleni do siebie i wpatrywaliśmy się w nocne niebo pokryte gwiazdami. Zastanawiałem się, co taką dobrą dziewczynę do mnie przyciągnęło. Dlaczego nie znalazła sobie kogoś lepszego, kogoś z mniej popapraną przeszłością? Kogoś, kto nie będzie jej krzywdził?
Oczywiście – nie mam tego w planach, jednak znam siebie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że na pewno coś schrzanię.
- Dlaczego ja? - zapytała nagle.
- Co? - kompletnie nie mogłem zrozumieć o co jej chodzi.
- Dlaczego, ze wszystkich ładnych dziewczyn, które są w ciebie wpatrzone, wybrałeś właśnie mnie? Dlaczego właśnie ze mną postanowiłeś się związać, chociaż nie uznajesz związków?
Nie wiedziałem, jak jej odpowiedzieć.
Wiem, że gdy tylko….Uśmiechnąłem się.
- Już wtedy, kiedy wylałaś na mnie drinki, wiedziałem, że jesteś inna niż wszystkie, Charlotte - zacząłem. - Nie chciałem, żeby cokolwiek mnie z tobą łączyło, bo wiedziałem, że wszystko w moim życiu spadnie na głowę. Jednak z jakiegoś popieprzonego powodu nie mogłem się trzymać od ciebie z daleka…
- Ale mimo wszystko nie zaciągnąłeś mnie do łóżka - wtrąciła, głosem pełnym rozczarowania?
- Tak, nie zrobiłem tego - potwierdziłem. - Bo nie jesteś jeszcze gotowa. Bo nie jesteś moją zabawką. Bo zależy mi na tobie inaczej niż na innych dziewczynach. Bo cię lubię, cholera ja…
- Scottuś! - skrzywiłem się, gdy usłyszałem wołanie jakiejś pijanej dziewczyny. - Zrób ze mną co zechcesz! Jestem twioja!
Mimo wszystko z moich ust wydobył się gardłowy śmiech, co całkowicie zaskoczyło Lottie. Spojrzałem na nią, wciąż się śmiejąc.
- Idziesz ze mną, czy chcesz tu zostać i pobawić się z naszą nową koleżanką? - spytałem i wreszcie zobaczyłem na jej twarzy szczery uśmiech.
- Och, panie Scott, mam wyższe preferencje - powiedziała, wstając i idąc w stronę mojego domu, kręcąc seksownym tyłeczkiem.
- Idzie pan?
Zaśmiałem się i ruszyłem za moją kuszącą dziewczyną.
Znam ją już sporo czasu, ale nadal nie potrafię rozgryźć tego, co ta piękna istota ze mną wyprawia.
*******************************
Wybaczcie przekleństwa :D Musiałam je dodać, żeby wyszło bardziej spektakularnie ;P
Przypominam o głosowaniu w konkursie Misja książka :)
Moje opowiadanie nosi tytuł - Płomienny kwiat.
Liczę na to, że właśnie to najbardziej się wam spodoba :)
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ooo i było Scottie! Awwwwwwww cuuuudne*_*
OdpowiedzUsuńTo twój najkrótszy komentarz! Aż przeżyłam szok! :D
UsuńBo mi się klawa chowała😂😂😂😂 już nadrabiam !😂😂😂 Otóż wszystko było by pięknie ale dlaczego Art został pobity??! No wiesz co jak mogłaś Nate powinien (delikatnie rzecz ujmując) wywinąć orła na schodach😂😂😂 (tak miła jestem :') ) A wracając co to za pijany babsztyl??!! No wiesz Ty co jak mogłaś😂😂😂 tak im przerwać! Nununu niegrzeczna Zuza !😂😂😂😂😜 A i dawaj nexta bo Ci zrobię spam ale taki porządnyyy 😜😂😂💜👊
OdpowiedzUsuń