Lottie
- Nie podoba mi się tu. - oznajmiłam już piąty raz Valerie.
- Nie marudź! Jest świitnie! - odpowiedziała.
Nic nie powiedziałam, tylko przewróciłam oczami. Nie wierzę, że w ciągu godziny moja przyjaciółka tak bardzo się zalała. Jakby wszystko przeanalizować to można by powiedzieć, że jest w gorszym stanie niż Aaron, gdy go znalazłam. Przygryzłam wargę i nerwowo zaczęłam wykręcać swoje palce. Naprawdę miałam nadzieję, że będzie fajnie, że w końcu się rozerwę, ale jest coraz gorzej. Valerie flirtuje z pierwszym, lepszym mężczyzną bez względu czy ten ma pierścionek czy nie. Zaczynam myśleć, że to ona potrzebowała się wyluzować, nie ja. Myślę, że jest coś o czym mi nie mówi, co zaczyna mnie martwić. Westchnęłam i po raz dziesiąty spojrzałam na swój strój. Miałam na sobie stanowczo za krótką bluzkę, która odsłaniała pół brzucha i obcisłe, za obcisłe spodnie, a to wszystko wina Valerie. Osobiście byłam za opcją która składała się ze zwykłych dżinsów i eleganckiej, ale nie wyzywającej bluzki, ale….znacie Val. Skończyło się na tym, że siedzę tutaj i zalewam się wstydem, a moja przyjaciółka jest już totalnie pijana. Nie tak wyobrażałam sobie nasze kręgle.
- Twoja kolej. - powiedziała bardzo, bardzo wolno.
- Valerie, myślę, że powinnyśmy już wracać.
- Nieeeeeeeee. - jęknęła. - Bardzo dobrze się bawimy!
- Dobrze, zróbmy tak. Jeśli zbiję wszystkie kręgle, wracamy do domu, a jeśli mi się nie uda, zostaniemy.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale przytaknęła. Wstałam, wzięłam odpowiednio wyważoną kulę i spojrzałam na kręgle. Wzięłam głęboki wdech i rzuciłam. Od zawsze byłam dobra w tej dziedzinie, ale za każdym razem się denerwuję, szczególnie teraz, jeśli ważą się nasze pójść i zostać. Nerwowo obserwowałam toczącą się kulę, która strąciła wszystkie kręgle. Ze szczerym uśmiechem odwróciłam się do Val, dając jej do zrozumienia, że ma się zbierać.
- Oj, proszę cięęęęęęę! Zostańmy jeszcze chwilkę!
- Miałyśmy układ. Wracamy. - warknęłam ostro, pociągając ją za łokieć, co skończyło się tym, że zostałam odepchnięta przez jednego z jej nowych kolegów, których oczywiście poznała dzisiaj. Pchnął mnie tak mocno, że się zachwiałam. Wystarczyłaby odrobina więcej i leżę plackiem na ziemi. Posłałam kolesiowi gniewne spojrzenie, ale nie odważyłam się drugi raz szarpnąć przyjaciółki. Powinnam teraz odejść i się nie odwracać, ale nie mogę jej tutaj zostawić. Nie wiadomo, co jej koledzy mają w głowach i na co liczą tej nocy. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i sięgnęłam po swój telefon. Już miałam wybrać numer Aarona, kiedy ktoś wyrwał mi komórkę z ręki. Kolejny chłoptaś. Pięknie.
- Oddawaj. - syknęłam, starając się zachowywać spokój.
- Przykro mi, księżniczko, ale nie mogę. Valerie mówiła, że mam ci zabrać telefon, gdy będziesz chciała do kogoś dzwonić.
- Jeśli każe ci skoczyć przez okno też to zrobisz? - wyglądał na zaskoczonego moim pytaniem i kiedy nie odpowiedział, kontynuowałam. - Właśnie. Więc oddaj mi mój telefon.
- Nie. - to mówiąc wrzucił moją komórkę do drinka.
Zakryłam dłonią usta, tłumiąc histeryczny krzyk. Czy ten dupek zdaje sobie w ogóle sprawę z tego, że nie każdego stać na, co miesiąc, nowy telefon?
- Sukinsyn. - warknęłam.
- Coś ty powiedziała? - spytał, zbliżając się w moją stronę.
Nagły ,,atak” spowodował, że zrobiłam krok do tyłu. Może bym się nie bała, gdyby gościu nie miał dwóch metrów i gdyby nie składał się z samych mięśni. Fuj, wyglądał obrzydliwie. Mimo wszystko był stanowczo za blisko. W geście obrony chwyciłam pierwszego, lepszego drinka i roztrzaskałam mu szklankę na głowie, przez co upadł na ziemię. Przez moment się zaniepokoiłam, że mogłam zrobić mu krzywdę, ale gdy usłyszałam jęk, przestałam się martwić. Ostrożnie rozejrzałam się po klubie i mój wzrok z daleka pochwycił groźne, brązowe oczy chłopaka, którego już kiedyś widziałam. Zaczęłam się cofać, złapałam Val za rękę i wyszeptałam.
- Idziemy, Val. - poprosiłam.
- Mowy nie ma! Ja się dopiero rozkręcam! - krzyknęła.
Ukryłam twarz w dłoniach, a kiedy doszłam do siebie on znajdował się już tuż koło nas.
- Charlotte? - zapytał zdumiony.
- Nate. - odparłam, najmniej miło.
- Macie jakieś problemy? - zapytał.
- Co cię to obchodzi? - odparowałam.
- To mój klub, więc obchodzi.
Wszystko rozumiejąc, spojrzałam gniewnie na przyjaciółkę. Nie rozumiem, jak mogła zrobić mi coś takiego! Doskonale wie, co czuję do Aarona i jak Aaron zareagował na wieść o tym tu. Co ona sobie myślała? Sądziła, że spojrzę w ładne brązowe oczy i zapomnę o Aaronie? Nie wiem, czy chcę mi się płakać czy śmiać.
- My i tak już wychodzimy. - powiedziałam.
- Nie, nie idziecie. Zaatakowałyście jednego z gości, muszę wezwać policję. - stwierdził.
Skinęłam głową, a kiedy się oddalił skorzystałam z faktu, że moja przyjaciółka jest pijana i pożyczyłam od niej komórkę. Pierwszy raz nie żałuję, że znam czyiś numer telefonu na pamięć. W szybkim tempie wystukałam numer Scotta i zadzwoniłam.
Odbierz, odbierz, odbierz, powtarzałam cicho.
Nie odebrał. Spróbowałam ponownie. Znowu nic. Spojrzałam w kierunku, w którym zniknął Nate. Na szczęście jeszcze nie wracał, dzięki czemu po raz kolejny wybrałam numer Aarona. Czekałam z niecierpliwością, aż odbierze, w międzyczasie mając niezbyt pozytywne myśli. Zaczęłam rozmyślać nad tym, dlaczego do cholery nie odbiera mojego telefonu i jak na złość umysł podsuwał mi absurdalne pomysły: że jest z inną dziewczyną. Szybko odrzuciłam ten obraz, co się okazało słusznie, bo po paru sekundach odebrał.
- Halo? - zaczęłam. - Aaron?
Błagam, żeby to był on, a nie głos jakiejś dziewczyny…
- Lott? - zapytał nieprzytomnie.
Więc spał. Nie dziwię się, biorąc pod uwagę to, że prawdopodobnie mógł być zmęczony po wydarzeniach z wczorajszego dnia.
- Przepraszam, że cię obudziłam, ale….
- O co chodzi?
- Mógłbyś przyjść do klubu… - zaczęłam, bo nie wiedziałam jaki to klub. Valerie nie podała mi nazwy, a ja nie patrzyłam. - ….nie wiem, jak się nazywa. - chciałam siebie spoliczkować, bo mój głos zaczynał brzmieć dosyć płaczliwie, a najmniej chciałam zmartwić lub zdenerwować Scotta.
- Spokojnie, dobra? - byłam prawie pewna, że przeczesał włosy ręką. - Po prostu się skup i powiedz, gdzie jesteś.
- Nie jestem pewna, ale może znajdować się jakieś… 20 minut od naszego domu. Valerie mnie tu zabrała i spotkałyśmy tego Nate'a. Mówi, że to jego klub…
- Poszłaś do Nate'a? - zapytał, a chociaż rozmawialiśmy przez telefon to mogłam wyczuć jego zdenerwowanie.
- Nie. Przynajmniej nie świadomie. Nie wiedziałam, Aaron. Po prostu… Val się upiła i nie umiem sobie z nią poradzić…
- Dzwonisz, bo nie umiesz sobie poradzić z przyjaciółką? - chłód w jego głosie na chwilę mnie sparaliżował, ale już po chwili zaczęłam znowu trzeźwo myśleć.
- Nie. - odparłam. - Chodzi o to, że nie czuję się tu komfortowo, są tu faceci, którzy…
- Lottie, wybacz, ale jesteś dosyć niepoważna. - warknął. - Jesteś w klubie, wiedziałaś w co się pakujesz. Miłej zabawy. - rozłączył się.
Chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co właśnie się stało. Rozłączył się? Jak to się rozłączył? Nie mógł… Niech go szlag. Sama sobie poradzę.
- Valerie. - szepnęłam. - Valerie posłuchaj mnie. Nie sądzę, żeby Nate należał do miłych ludzi. Myślę, że nie jesteśmy tu bezpiecznie. Chodźmy, dobrze?
- Ale kazał nam czekać….
- Wiem, wiem co kazał. - odpowiedziałam nerwowo. - Ale tu chodzi o nasze bezpieczeństwo. - podsumowałam.
Zdawałam sobie sprawę, że troszkę koloryzuję, bo zaczynałam brzmieć, jak w kryminale, ale jeśli to pomoże, żeby wreszcie mnie posłuchała to czemu nie? W końcu miałam się bawić.
- Więc jak? Chcesz żyć? - zapytałam ją.
- Mhmhmm. - mruknęła, na co odetchnęłam.
Powoli, niezauważalnie zaczęłam się wycofywać do wyjścia. Przynajmniej miałam nadzieję, że nikt nas nie zauważył, ale się myliłam. Tuż przy wyjściu zatrzymał nas ochroniarz i za wszelką cenę nie chciał wypuścić. Po chwili wezwał wsparcie, jakby dwie dziewczyny, w tym jedna całkowicie zalana, mogły zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. Co z niego za ochroniarz? Po chwili zostałyśmy odprowadzone na miejsce i tym razem już nas nie zostawiono. Chciałam jeszcze raz zadzwonić do Aarona i powiedzieć mu, jak bardzo poważna jest sytuacja, ale gdy spojrzałam na ekran – w tej samej chwili telefon padł. Przeklęłam cicho i w myślach zaczęłam przeklinać Aarona. Jak on śmiał? Naprawdę myślał, że jestem aż tak bezradna? Nie ważne, mam teraz ważniejszy problem, powiedziałam sobie.
- Postanowiłem nie wzywać policji. - odezwał się Nate, który pojawił się znikąd.
- Świetnie, w takim razie możemy już iść? - zapytałam.
- Przyszłyście tu z kimś jeszcze?
- Z blondynką, ale ulotniła się od razu, jak tu przyszłyśmy. - odparłam i pomyślałam, że mogłam zrobić to co ona.
- Czyli jesteście tylko we dwie?
- Jak widać. - powiedziałam, na co kącik jego ust drgnął co wcale mi się nie spodobało.
W końcu on chciał się ze mną umówić! Halo!
- Posłuchaj, Nate. - zaczęłam, przez co na mnie spojrzał. - Moja przyjaciółka jest totalnie zalana, dlatego chciałam zabrać ją do domu, a gościu, który wciąż leży na ziemi użył wobec mnie przemocy, więc po prostu się broniłam. To wszystko. Chcę razem z przyjaciółką wrócić do domu. To zbrodnia?
Widziałam, że chce odpowiedzieć wyraźne nie, ale w tej samej chwili jego wzrok przeniósł się na drzwi wejściowe. Na jego twarzy od razu odmalował się gniew, więc poszłam za jego wzrokiem i miałam ochotę się rozpłakać. W czarnych spodniach i w czarnej koszuli ze zmierzwionymi włosami wszedł Aaron. Moje oczy od razu spotkały się z jego oczami i byłam naprawdę wdzięczna, że raczył się pojawić. Spokojnym krokiem zmierzał w naszą stronę, ale każdy kto zna go lepiej zauważy w tych ruchach wściekłość. Wiem, że fakt, że jest zły niewiele pomaga, ale czułam się bezpieczniej, kiedy jest obok, więc nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko się uśmiechnąć. Jakby urzeczona jego widokiem, założyłam włosy za ucho i czekałam aż podejdzie. Po paru sekundach był już przy mnie i wziął mnie w ramiona. Mocno do niego przylgnęłam i miałam wielką nadzieję, że już mnie nie puści. Przy okazji też delektowałam się jego zapachem, który składał się z mydła i tego boskiego perfumu. Wzruszyłam się, kiedy zauważyłam, że tuli mnie tak samo mocno, jak ja jego. Może jeszcze nie było w nim bezgranicznej miłości, ale jestem pewna, że wkrótce się pojawi. Po chwili lekko się odsunął, ale wciąż trzymał mnie jedną ręką, co dodawało mi otuchy.
- Blacknorth. - warknął Aaron.
- Scott. - powiedział tamten. - Co tu robisz?
- Przyszedłem po swoją dziewczynę i jej koleżankę, a ty? - powiedział to tak pewnie, że z szoku sama aż na niego spojrzałam, podobnie jak Nate.
- Po dziewczynę? - spytał, na co Aaron kiwnął głową. - Aaron Scott ma dziewczynę! No patrzcie państwo! - klasnął w dłonie.
Od razu wiedziałam, że to był błąd, ponieważ ciało Aarona się napięło, jakby gotowe do ataku. Jako, że oboje się trzymaliśmy to przycisnęłam go troszkę mocniej do siebie, powstrzymując przed uderzeniem.
- Bierz je stąd. - warknął Nate.
- Z przyjemnością. - odparł Aaron i lekko pchnął mnie, żebym szła przodem.
Zgodziłam się bez żadnej dyskusji, co okazało się być błędem. Gdy tylko się odwróciłam, żeby sprawdzić, czy idą za mną, zobaczyłam, że Aaron wymierzył potężny cios w szczękę Nate'a. O boże. Pokierowałam Val do wyjścia i czym prędzej zawróciłam do mojego…chłopaka. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi to na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W szybkim tempie znalazłam się przy łobuzach.
- Scott! - krzyknęłam. - Przestań!
Nie słuchał. No cóż, mogłam się tego spodziewać. Jednak słynę z głupich decyzji – weszłam pomiędzy walczących facetów, świadoma tego, że przez przypadek mogę oberwać. Widziałam, że Aaron zbierał się do kolejnego ciosu, ale dostrzegł mnie. Dostrzegł mnie, malutką brunetkę, chcącą ich rozdzielić i opuścił rękę. Nie uderzył. Za to cios poleciał z drugiej strony i natrafił na mnie, prosto w brzuch. Zwinęłam się w bólu i jęknęłam cicho. Jeszcze nigdy nikt mnie nie pobił. Okropne uczucie. Ała.
- Lottie? - zapytał Aaron, biorąc moją twarz w swoje dłonie, jednocześnie posyłając mordercze spojrzenie w kierunku Nate'a, który już zaczął uciekać w eskorcie swoich ,,drzew”.
Nie sądziłam, że uderzenie w brzuch może być takie bolesne. Nawet nie chcę wiedzieć, jak musi boleć uderzenie w twarz.
- Aaron… - jęknęłam. - Zabierz mnie do domu.
- Boże, Lottie…nic ci nie jest? - zapytał, biorąc mnie na ręce.
Mimo fizycznego bólu, zaśmiałam się.
- Mogę chodzić. - oznajmiłam cicho.
- Wiem. - odparł z uśmiechem z DOŁECZKAMI.
Kocham jego dołeczki. Zaczynam myśleć, że jestem pijana, choć właściwie w ogóle nie piłam. Chociaż...naprawdę mogę być pijana jego widokiem.
- Zrób to jeszcze raz. - poprosiłam, nie przejmując się tym, jak głupio to brzmi.
- Co? - wyglądał na zaskoczonego i zdezorientowanego.
- Uśmiechnij się tak, jak przed chwilą.
Zrobił to. Zrobił to, a moje serce ponownie wywinęło koziołka.
Aaron
Nie ukrywam, że kiedy Lottie do mnie zadzwoniła, tym samym wybudzając mnie ze snu to byłem dość wściekły, szczególnie biorąc pod uwagę mój niezbyt trzeźwy stan. Mimo wszystko nie mogłem nie odebrać, choć bardzo się starałem. Gdy tylko powiedziała mi, że jest w klubie u Nate'a, straciłem nad sobą panowanie i znów stałem się dupkiem. Jako podpis pod tymi słowami jeszcze się rozłączyłem. Próbowałem się nie przejmować, próbowałem z powrotem zasnąć, ale szybko okazało się, że jest to niemożliwe. W bardzo szybkim tempie wyskoczyłem z łóżka, przebrałem się i udałem się do ów klubu, w którym znajdowała się Lott. Wyglądała pięknie, ale zbyt wyzywająco, co nie całkiem mi się podobało. Mimo wszystko, zarówno ją, jak i pijaną Val zabrałem stamtąd dosyć szybko. Oczywiście nie licząc drobnej wpadki, ale cholera…
Nie mogłem tam po prostu tak stać i nie dać mu po ładnej buźce. Tym bardziej, jeśli nie dawał Charlotte spokoju.
Musiałem to zrobić, zrobiłem to i przez to Lottie dość porządnie oberwała w brzuch. Doskonale wiem, jak potężne uderzenia czają się w tym rękach.
Teraz, gdy patrzę na nią, jak śpi, czuję zaskakującą dumę w sercu. Co dziwne, nie do końca wiem z jakiego powodu.
A może jestem dumny z siebie?
Prawdopodobnie brzmi to bardzo samolubnie, ale cieszę się z tego, że jej nie uderzyłem. Wprawdzie nigdy nie zrobiłbym tego celowo, ale moja nienawiść do Nate'a jest bardzo duża, więc jestem dumny z nas obu. Ze mnie i z niej.
Zaśmiałem się cicho, kiedy z drugiego końca pokoju usłyszałem jęknięcie obudzonej Valerie. Wstałem z krzesła, znajdującego się blisko Lottie i podszedłem do kanapy, na której spała jej przyjaciółka. Stanąłem nad nią z założonymi rękami i w ogóle nie starałem się ukrywając rozbawienia. Doskonale wiem, jak się czuje, choć wolałbym nie wiedzieć.
- O matko… - jęknęła. - O. Co tu robisz? - zapytała, kiedy tylko mnie zauważyła.
- Mieszkam tutaj. - mrugnąłem do niej.
- Nie. Chyba nie doszło między nami do niczego seksualnego? Od razu mówię, że jeśli doszło to byłam pijana i…
- Zamilcz. Krzywdzisz moje uszy. - zaśmiałem się. - Ja i ty? Niedoczekanie! Akurat ta, z którą chciałbyś coś zrobić leży w mojej sypialni i śpi jak zabita. - przyznałem.
- Upiła się? - wyglądała na zaskoczoną.
- Nie. - odparłem od razu. - Za to dostała porządny cios w brzuch. - skrzywiłem się, gdy tylko przypomniałem sobie tę chwilę.
- Uderzyłeś ją?! Ty świnio! Zabiję cię! - stanowczo za szybko podniosła się z łóżka, przez co zwymiotowała na moją podłogę. Chociaż bardzo chciałbym się uśmiechnąć to jej słowa mnie...dotknęły.
Cholera, jej oskarżenia są nieprawdziwe, ale i tak zabolało, co dziwne, bo wcześniej się tym nie przejmowałem. Do momentu, kiedy nie poznałem tych zielono-szarych oczu.
- Nie, nie uderzyłem jej Val. - odparłem bardziej złowrogo niż zamierzałem. - Nate to zrobił.
- Jak to? Kłamiesz! - krzyknęła, przez co postanowiłem jej już nie pomagać. Patrząc na jej stan to jestem pewny, że za niedługo będzie chciała udać się do łazienki, ale o własnych siłach nie da rady. I dobrze.
- Nie, on nie kłamie, Val. - z sypialni wyłoniła się Lottie.
Gdy tylko ją ujrzałem, rysy mojej twarzy złagodniały, a na usta wypłynął uśmiech. Na szczęście – odwzajemniony w stu procentach.
- To był Nate. Naprawdę. Zamiast oskarżać Aarona to może powinnaś mu podziękować, bo to on nas stamtąd wyciągnął.
- A kto go o to prosił? Skąd wiesz, czy ja w ogóle chciałam wychodzić? Bawiłam się całkiem nieźle, a ty to spieprzyłaś.
- Ona uratowała ci tyłek, Valerie. - syknąłem. - Kto wie, czy gdyby nie my, nie leżałabyś zgwałcona przez któregoś z tych kolesi? Wtedy też byłoby ci do śmiechu? - wiedziałem, że postępuję z nią dość oschle, ale zasłużyła na to.
Zresztą taki już jestem i się nie zmienię. Wbrew pozorom lubię swoją zaciekłość, a nawet trochę agresywność.
- Poradziłabym sobie. - odpowiedziała, chwytając się za brzuch. - Czy ktoś z was zaprowadzi mnie do łazienki?
- Radź sobie sama. - odparłem, odwracając się do niej plecami i włączając telewizor.
Po chwili jednak usłyszałem, że Charlotte jej pomaga, na co naprawdę się zaśmiałem. W jednej sekundzie jest dobrze, a w drugiej…nie mam słów. Lubię ją, naprawdę, ale jest za bardzo ufna w stosunku do innych ludzi. Naiwna.
- Nie musiałeś byś taki podły. - powiedziała, gdy już wróciła.
- Musiałem. - odparłem bez cienia skruchy.
- Wiesz, jaka ona jest. Nie podziękuje ci nawet wtedy, gdybyś uratował jej życie.
- Nie oczekuję i nigdy nie oczekiwałem przeprosin. - warknąłem. - Chciałem tylko szacunku, niczego więcej. Naprawdę sądzisz, że zależy mi na przeprosinach? Po co ktoś miałby mnie przepraszać? Przecież jestem sto razy gorszy od tych ludzi.
- O czym ty mówisz? - westchnęła.
- Nate i jego paczka. - powiedziałem. - Widziałem, że byłaś przerażona, ale powiedzieć ci coś? Kiedyś też miałem swoją wierną paczkę i byliśmy jeszcze gorsi od tego gnojka.
Jak przez sen przypomniałem sobie, jak próbował się wbić do naszej paczki. Byliśmy młodzi, mieliśmy po 16 lat. Nawet zacząłem go lubić, a potem zrobił coś, przez co nienawidzę go najbardziej ze wszystkich ludzi. Zniszczył Angelikę. Zniszczył mnie. Zniszczył nas i na pewno zrobiłby to ponownie. To dlatego muszę jej strzec.
- Ale już taki nie jesteś, Aaron. - odparła łagodnie. - Obroniłeś mnie i dziękuję ci za to. I masz rację: gdyby nie ty, nie wiem co by się z nami stało.
Chciałem jej odpowiedzieć, albo nawet wziąć ją w ramiona, pocałować, ale na mój telefon przyszedł sms, który zmusił mnie do całkowicie czegoś innego.
- Muszę wyjść. - oznajmiłem. - Zobaczymy się później.
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Awwwwwwww*_* rozdział! Akcja! Scott Lottie ^^ Nate Val ;-; (te dwa ostatnie osobniki to zgredy!) 😂😂😂😁💜💗😘
OdpowiedzUsuńZgredy? 😂😂😂
OdpowiedzUsuńZgredy bo wszystko psują psuje jedne! 😂😂😂😂😂
Usuń