Oto rozdział 25...
Nie wiem, jak oceniacie moje pisanie, ale z tego rozdziału jestem najbardziej dumna, dlatego liczę, że i Wam bardzo się spodoba.
Ps.
Kasiu! :D Ostrzegam cię....rozdział ten jest bardzo smutny ;)
********
Lottie
Nie masz się czym martwić, powtarzam sobie słowa Aarona od wczorajszego wieczoru. Nie ukrywam, że kiedy do mnie zadzwonił i powiedział, że jest w barze, byłam wkurzona, bo wiedziałam, jak bardzo się starał ograniczyć picie. Ale gdy dowiedziałam się, że Arthur naprawdę miał urodziny, to odpuściłam, ale zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie zaprosił mnie i Valerie. Jednak tym będę mogła martwić się później…
Od rana przyszły do mnie już trzy smsy o takiej samej zawartości, jak ten wczorajszy. Wszystkie trzy wysłała Victoria Karrę. Przy trzecim ręce zaczęły mi się trząść, a umysł podpowiadał mi, że powinnam pójść na policję, bo w końcu to już jest nękanie, ale z jakiegoś powodu jeszcze tego nie zrobiłam.
Nie do końca wiem, dlaczego.
Może dlatego, że istnieje prawdopodobieństwo tego, że zna tajemnice Aarona, a moja cierpliwość zaczyna się już kończyć? Obiecałam sobie, że będę cierpliwa, że dam mu czas, ale cholernie jest mi ciężko, kiedy nie wiem, co leży mu na sercu. Z jakiegoś powodu coś mówi mi, że nie podzieli się tym ze mną w najbliższym czasie, co tylko potęguje moje wahanie w związku z tym spotkaniem. Jednocześnie chcę się z nią spotkać i nie chcę. Nie jestem głupia i wiem, że Aaron prędzej czy później dowie się o tym, że szperałam w jego przeszłości, chociaż sam mówił mi, że nie jest jeszcze gotowy, żeby ze wszystkim się ze mną podzielić…
Krzyknęłam, gdy usłyszałam huk. Szybko spojrzałam w kierunku, z którego pochodził dźwięk i miałam ochotę wrzeszczeć, bo to tylko Valerie przewróciła budzik.
- Przepraszam – powiedziała i usiadła naprzeciwko mnie. Spoglądała na mnie wciąż zaspanym wzrokiem.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Rozmyślałam nad tym, czy powiedzieć jej o smsach, jakie do mnie przychodzą. W końcu podjęłam decyzje.
- Od wczoraj przychodzą do mnie dziwne wiadomości… Mówiłam o tym Aaronowi, ale stwierdził, że to tylko jakiś żart…
- I pewnie ma rację – odparła.
- Ale to już nie podchodzi pod żart, Val. Ta kobieta twierdzi, że mnie zna, chociaż ja nigdy nie słyszałam jej nazwiska. Ponadto twierdzi też, że zna jakieś tajemnice dotyczące Aarona…
- Myślałam, że mu ufasz – wyglądała na zaskoczoną.
- Bo ufam – stwierdziłam, nagle nie mogąc zrozumieć własnego rozumowania. - Chodzi o to, że gdy powiedziałam mu, jak nazywa się ta kobieta, wyglądał na zestresowanego, choć starał się udawać spokojnego. Coś mi tu nie gra.
- Nie pytam, czy chcesz poznać jego przeszłość wreszcie w kolorach, bo doskonale wiem, jaka będzie odpowiedź, ale jak wy to mówicie? Musisz mi zaufać? Złamiesz waszą obietnicę, jeśli się z nią spotkasz.
- Wiem, ale…
- Widziałam, jak na niego patrzysz i widziałam, jak on patrzy na ciebie, Charlotte. Znając Aarona nie przyzna się do uczuć łatwo, ale nawet ja widzę w jego oczach miłość, gdy na ciebie patrzy. Nie wiem, czy zaspokojenie ciekawości jest warte tego, żeby go stracić. Weź pod uwagę też to, że dużo osób chce skrzywdzić Aarona. W związku z tym mogą rozpowiedzieć ci informacje na temat jego przeszłości, które niekoniecznie muszą być zgodne z prawdą. Jeśli tak bardzo nie umiesz wytrzymać, zapytaj go.
Jej długa wypowiedź wprawiła mnie w ogromne zakłopotanie. Nie wiem, co sprawiło, że zaczęła się wypowiadać, jak profesor. Coś mi mówi, że to zasługa Arthura…
Mimo tego, że jej słowa są naprawdę prawdziwe, to nadal nie jestem przekonana…
- Oczywiście zrobisz to, co będziesz chciała, ale zanim cokolwiek postanowisz, zastanów się, Lottie: co jest dla ciebie ważniejsze? Ciekawość i chęć poznania przeszłości Aarona, czy miłość, jaką cię darzy?
- Wiem, że to co mówisz jest prawdą, ale…
- Znam Aarona dłużej niż ty – przerwała mi. - Nigdy nie widziałam w jego oczach niczego takiego. Musisz też wiedzieć, że mury, które zbudował wokół siebie i które zaczynają się burzyć, bardzo łatwo mogą się odbudować, jeśli dasz mu do tego powód. Wątpię, czy po kolejnym ciosie kiedykolwiek się otworzy. Przemyśl to, Lottie, naprawdę. Bo jeśli wybierzesz źle, nie dasz rady tego cofnąć – powiedziała, po czym udała się do łazienki, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.
Do cholery, miała rację, jak nikt dotąd.
- W takim razie, dlaczego masz jeszcze wątpliwości? - pytam samą siebie i wzdycham.
Spojrzałam na telefon i na drzwi łazienki. Z szybko bijącym sercem, porwałam kurtkę, wzięłam kluczyki i wybiegłam z mieszkania, modląc się, żebym podjęła właściwą decyzję.
Do kawiarni wskazanej przez nękającą mnie kobietę dotarłam w samą porę. Z niepokojem weszłam do środka i zauważyłam w niej zamożną kobietę, od której aż biło blaskiem pieniędzy. Mimowolnie skrzywiłam się na ten widok, bo nie przepadałam za tego rodzaju ludźmi, a byłam pewna, że właśnie do takich należała. Cała jej postawa mówiła, że nikt z nią nie wygra, co tylko podsycało mój gniew. W żaden sposób nie wzbudzała mojej ufności, czy sympatii. Jedyne, co chciałam zrobić, to odwrócić się na pięcie, pojechać do Aarona i przeprosić go za to, że miałam jakiekolwiek wątpliwości. Szybko jednak pozbyłam się tej myśli i ruszyłam w stronę stolika, przy którym siedziała. Gdy na mnie spojrzała, jej usta ułożyły się w prowokującym uśmiechu. Odwdzięczyłam się jej tym samym i usiadłam naprzeciwko, przyglądając się jej ciuchom, które na moje oko, były firmowe, a być może szyte na zamówienie. Sprawiło to, że zaczęłam się zastanawiać, czego może ode mnie chcieć?
- Witaj, Charlotte – przywitała się przesłodzonym głosem. - Cieszę się, że jednak postanowiłaś się pojawić. Zapewniam cię, że nie będziesz tego żałować.
- Mam taką nadzieję, bo jeśli skłamiesz w kwestii Aarona to wiedz, że i tak dowiem się prawdy – powiedziałam ostrym głosem, na co jej brwi uniosły się w zaskoczeniu.
Najwidoczniej myślała, że okażę się być potulną, bojącą się takich ludzi jak ona, panienką. Tak czy inaczej, jestem zachwycona, że udało mi się ją zaskoczyć.
- Co o nim wiesz? - zapytała.
- Wystarczająco.
- Najwyraźniej nie aż tak wystarczająco, skoro zgodziłaś się tu przyjść, nieprawdaż? - uśmiechnęła się triumfująco i szlag, musiałam przyznać, że miała trochę racji.
Automatycznie zaczęłam żałować swojej decyzji…
- Och, proszę, nie chcę żebyś czuła się niekomfortowo – dodała. - Może prosto z mostu? - zasugerowała i nie czekając na moją odpowiedź, kontynuowała: - Powiedział ci o Angelice?
Drgnęłam, co zauważyła, ponieważ całe jej ciało mówiło: tu cię mam, dziewucho. Natomiast nie przejęłam się jej reakcją, tylko Angeliką. Niemożliwe, żeby Aaron mnie zdradzał, prawda? Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Zgaduję, że nie – odchrząknęła. - Chcesz się czegoś napić?
- Nie – odpowiedziałam.
- Dobrze. Tak myślałam, że ci o niej nie powiedział, ponieważ ze znanych mi źródeł wiem, że nie dzieli się zbyt chętnie tą historią.
- Kim jest Angelica? - zadałam gnębiące mnie pytanie, a jej oczy pociemniały.
- Była moją córką. Zginęła w wypadku samochodowym, który spowodował Aaron.
Jakby kamień spadł mi z serca, bo jej wyznanie nie było czymś, czym naprawdę musiałabym się martwić. Już zaczęłam wstawać z krzesła, ale stanowczo chwyciła mnie za rękę, zmuszając do ponownego spoczęcia.
- To nie wszystko, kochana – powiedziała. - Gdyby było tak kolorowo, to wysłałabym ci to w smsie. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na historię?
Przytaknęłam, choć w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
- Aaron i Angelica w wieku szesnastu lat byli parą i jakże im było dobrze! Po każdym spotkaniu moja córka przychodziła do mnie i opowiadała mi, jaki to jej chłopak jest wspaniały. Oczywiście pomijała kilka szczegółów. Na przykład to, że w tak młodym wieku był nałogowym pijakiem. Nie ukrywam, że nie podobała mi się ich znajomość, bo Aaron nie był typem dla mojej Angeliki. Jego towarzystwo też pozostawiało wiele do życzenia. W pewnym sensie byli jeszcze gorsi od niego. Oprócz jednego. Nie wiem, czy znasz Nate'a Blacknorth, ale był najlepszym z ich grona. Miły, uroczy, przystojny – był idealny dla mojej córki. Ale oczywiście ta świata poza Aaronem nie widziała – prychnęła. - Próbowałam ją przekonać do zmiany decyzji, ale pozostawała nieugięta. No i w końcu dowiedziałam się prawdy. Cierpiała w ich toksycznym związku. Okazało się, że Aaron regularnie się na niej wyżywał.
- Wyżywał? - zapytałam, nie wierząc w jej słowa.
Tak samo, jak nie umiałam połączyć Nate'a z opisem miłego i uroczego chłopca.
- Tak, bił ją. Ale to nie wszystko. Zmuszał ją też do seksu. Chyba nie muszę ci mówić, że Aaron jest niestabilny emocjonalnie. Miewał róże napady gniewu, a moja córka na tym cierpiała.
Nie mogłam uwierzyć.
Aaron, mój Aaron i wielokrotne bicie, i gwałt?
Chociaż… Nagle przypomniałam sobie wieczór, kiedy pytałam go o to, czy kiedykolwiek uderzył kobietę. Zareagował bardzo agresywnie i przez krótką chwilę bałam się, że mnie uderzy, ale potem dostrzegłam w jego oczach ból i cierpienie… To, co Vcitoria mi opowiadała, nie łączyło się logicznie w całość.
- Kłamiesz – stwierdziłam.
- Słucham?
- Ani Aaron, ani Nate nie pasują do twojego opisu. Można powiedzieć, że było wręcz odwrotnie.
- Śmiesz twierdzić, że kłamię w sprawie mojej córki?!
- Tak.
- Co powiesz na to, że Aaron pewnej nocy dosypał jej do drinka narkotyki i zmusił do jazdy samochodem?! Angelika się zgodziła, bo nie chciała już cierpieć, a poza tym była, mówiąc waszym językiem, na haju! I czym to się skończyło? Wjechała w drzewo i nie dało się jej już uratować! Jeśli mi nie wierzysz spytaj się Nate'a, który za niedługo powinien tu być. Albo jeszcze lepiej, spytaj się swojego brata.
- A co Nick ma z tym wspólnego? - zapytałam, choć niepokój ogarniał mnie z coraz większą falą.
Zaczynałam wierzyć w jej słowa, w przeszłość Aarona…
Jeśli on naprawdę robił to, co robił to… Powstrzymałam falę mdłości na myśl, że byłam z nim tak blisko, że być może mnie również wykorzystywał.
- Czy wasz tata nie był kiedyś policjantem?
- Był… - odpowiedziałam niepewnie.
- Właśnie on badał wtedy sprawę Angeliki, a Nick mu w tym pomagał i razem dowiedzieli się smutnej prawdy o twoim kochasiu.
- Nie wierzę… - powiedziałam nieprzytomna, chwytając się za brzuch.
To dlatego unikał tematów z przeszłością… To dlatego nie pokazał mi tego pokoju w domu nad jeziorem, bo mogły być tam jakieś dowody jego zbrodni. Przez ten cały czas mnie oszukiwał, a ja mu ślepo wierzyłam…
- Kogo my tu mamy – usłyszałam za sobą głos Nate'a.
Odwróciłam się ze łzami w oczach. Za Natem stał mój brat.
- Dowiedziałaś się prawdy o Aaronie? O jego postępkach z Angeliką? Może chcesz znać szczegóły, którymi się ze mną dzielił, kiedy sprawiał jej ból? - zapytał Nate.
- Przestań! - krzyknęłam, nie powstrzymując już łez.
- Ale taka jest prawda, siostro – dodał łagodnie mój brat. - Wszystkie dowody to potwierdzały. Nie możesz…
- Zostawcie mnie! - krzyknęłam ponownie, nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi.
Przed oczami widziałam tylko śmiejącego się Aarona, który sprawił, że w końcu zaczęłam żyć. Może gdyby mi po prostu powiedział, co zrobił, to wszystko potoczyłoby się inaczej? Niestety, już się tego nie dowiem. Jest za późno.
Zrozpaczona wstałam od stołu i biegiem rzuciłam się do wyjścia. Gdy znalazłam się na zewnątrz, odetchnęłam świeżym powietrzem, które ani na chwilę nie złagodziło mojego bólu. Potwierdzenie tej samej wersji przez trzy osoby na pewno nie jest przypadkowe… Na drżących nogach wsiadłam do samochodu i ruszyłam na umówione miejsce z Aaronem. Choć całe ciało bolało mnie na myśl o tym, że będę stać z nim twarzą w twarz, to musiałam zakończyć to przyzwoicie.
Dojechałam trochę przed czasem, dlatego zostałam w aucie i myślałam. Myślałam o wszystkich chwilach, kiedy nasze usta się stykały, o emocjach, jakie wtedy we mnie wyzwalał. O wszystkich pięknych słowach, które do mnie powiedział, o gwarancji jego pomocy, wypad do jego domu nad jeziorem…
Czy to wszystko było tylko grą wstępną, zanim zacząłby mnie traktować tak samo jak Angelikę?
Odepchnęłam niechciane obrazy, które pojawiły się w mojej głowie i podskoczyłam lekko na znajomy dźwięk, jaki wydawał silnik jego ferrari.
Samochód moich marzeń, pomyślałam.
Właściciel także…
Gdy tylko to sobie uświadomiłam z moich oczu popłynęła fontanna łez.
Kiedy wysiadłam z samochodu zobaczyłam na jego twarzy szczery uśmiech, który mówił, że cieszy się z tego, że mnie widzi. Jednak, gdy zauważył mój stan, jego uśmiech zaczął blaknąć. Ostrożnie ruszył w moim kierunku, jakby się bał, że mógłby mnie jeszcze bardziej skrzywdzić.
A może to nie było prawdą? Może…
Nie. Wszystko, co mi powiedziała było prawdą.
- Lottie? Co się stało? - zapytał głębokim głosem, od którego nawet teraz moje ciało pokryło się gęsią skórką.
- Ja wiem – powiedziałam zbolałym głosem. - Wiem o Angelice.
Gdy to powiedziałam, cały się spiął, utwierdzając mnie w przekonaniu, że to wszystko jednak prawda…
- Wiem, jak to wygląda, ale mogę ci to wyjaśnić, po prostu…
- Nie chcę wyjaśnień, Aaron. Znam całą historię od A do Z. Udawanie, że wasz związek był wspaniały, podczas gdy tak naprawdę wielokrotnie ją biłeś i gwałciłeś… Nie wiem, co ta dziewczyna ci zrobiła, ale nie zasłużyła na to, co ją spotkało…
Ostrożnie na niego spojrzałam i dostrzegłam zdezorientowanie na jego twarzy. Bolało mnie to, że udawał, jakby nie miał o niczym pojęcia.
- O czym ty…
- Przestań kłamać. Na co ci jeszcze kłamstwa?
Jego oczy się zaszkliły, sprawiając, że serce zabolało mnie jeszcze mocniej. Mało tego, cała jego postawa była zrezygnowana. Ramiona miał zawieszone i wyglądał tak, jakby naprawdę żałował tego, co zrobił.
- Nigdy cię nie okłamałem – powiedział nagle, przez co ponownie na niego spojrzałam. - Nie mówiłem ci o Angelice bo się bałem. I wciąż się boję. To, co zrobiłem, było okropne, ale nigdy jej nie zgwałciłem – posłał mi dominujące spojrzenie. - Tylko raz podniosłem na nią rękę. Byłem pijany i dowiedziałem się, że mnie…
- Jak możesz tak kłamać? Dosypałeś jej narkotyki i spowodowałeś jej wypadek! To też się stało przypadkiem, Aaron?
Tym razem jego dłonie zacisnęły się w pięści, a oczy przybrały ciemniejszy odcień, ukazując jego gniew.
- Kto ci to wszystko powiedział?
- Nieważne, kto, ważne co…
- Kto ci to powiedział? - podniósł lekko głos, po czym zaśmiał się histerycznie. - Victoria Karrę?
Spuściłam wzrok.
- Victorią Karrę, prawda? Nie wierzę – załamał się mu głos. - Nie wierzę, że posunęła się tak daleko… - dostrzegłam, że po jego twarzy zaczęły płynąć łzy, co sprawiło, że zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać, bo…
Aaron Scott nigdy nie płakał, rzadko kiedy okazywał uczucia.
Pokręciłam głową, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę swojego samochodu, oddalając się od człowieka, który skradł moje serce. Nagle usłyszałam za sobą kroki.
- Charlotte! - dobiegł mnie krzyk. - Victoria potrafi być przekonująca, ale gdy spojrzysz głębiej, dostrzeżesz pęknięcia!
- Przestań, Aaron…
- Mówi coś, czym wzbudza twoje zaufanie, a potem tnie cię kawałek po kawałku tak długo, aż w końcu zniszczy w tobie wszystko to, co dobre. A później pomimo twoich starań, rany się nie goją. Za każdym razem, gdy myślisz o tym, co zrobiłaś i czego nie możesz już cofnąć, otwierają się szerzej, tym samym dopuszczając do siebie wszelkie zło, które tylko czeka na to, żeby cię pochłonąć, prawda, Lottie?
- Co chcesz mi przez to powiedzieć? - spytałam, poruszona jego słowami.
- Victoria manipuluje tobą tak, jak manipulowała mną. Przez parę, długich lat wmawiała mi, że to ja byłem odpowiedzialny za śmierć jej córki, podczas gdy prawda leży gdzieś indziej, po drugiej stronie rzeki – przerywa, żeby się uspokoić. - Nie wiem, co ci powiedziała, jaką wersję stworzyła, ale jeśli mówiłaś prawdę i naprawdę mnie kochasz, to proszę cię, zostań, a wszystko ci opowiem bez ukrywania czegokolwiek.
Przystanęłam na chwilę, rozważając jego słowa. Łzy ciągle wylewały się w moich oczu, ale wiedziałam, że tym razem nie mogę posłuchać serca.
- Jesteś jak trucizna, Aaron – odezwałam się. - Powoli zabierasz wszystko, aż w końcu nie zostanie nic. Zabijasz nadzieję. Zabijasz szczęście. Zabijasz zaufanie i zabijasz miłość. Zabijasz wszystko.
To mówiąc wznowiłam drogę do samochodu, ale tym razem nie słyszałam już za sobą kroków.
Wsiadłam do pojazdu i nacisnęłam pedał gazu, zostawiając za sobą mężczyznę, który sprawił, że zaczęłam żyć, mężczyznę, którego kochałam. Zostawiłam za sobą miłość o zielonych oczach.
*********
Nie wspominałam wcześniej....
Ale to ostatni rozdział pierwszej części :D
Za parę dni pojawi się epilog :)
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coooooooo?! Was machen Sie???!!! (Ta ten niem :D ) NIE NIE NIE I JESZCZE RAZ NIE! Czemu to zrobiłaś?! Czm ona tej flądrze wierzy? Czemu nie daje mu dojść do słowa?? No dlaczego?! Czy ona jest ślepa?? Nawet szansy mu nie dała :( ja rozumiem jest zraniona bo nie chciał powiedzieć prawdy ale na Merlina skoro go kocha to powinna dać się choćby wytłumaczyć ! Zrób coś z tym ! Bo ten rozdział jest dobijający😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭 Lottie chyba upadła na głowę albo ktoś ją strzelił patelnią ( tak ogl zaplątanych 😂😂👍) niech się dziewczyna ogarnie bo grabi sobie! I to tak baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaldzo baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaldzo 😂😂😂😂😂😂😂
OdpowiedzUsuńWeny życzę😘