Lottie
Gdy tylko wysiadłam z samochodu swoich marzeń, zakryłam usta dłonią i z niedowierzaniem spojrzałam na Aarona.
Kiedy mówił, że gdzieś mnie zabiera to nie spodziewałam się tego. Na pierwszy rzut oka widzi się drewnianą willę, a naprzeciwko niej największe jezioro, jakie kiedykolwiek widziałam.
- I jak? - zapytał. - Podoba ci się?
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Ty głupi jesteś - uśmiechnęłam się. - Tu jest pięknie!
- Za mną, maleńka - powiedział, na co przewróciłam oczami.
Jednak, gdy ujrzałam, że zmierza w stronę domu to czym prędzej za nim pobiegłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku.
Byłam już tuż przed wejściem, ale nagle się zatrzymałam.
Od zawsze marzyłam zobaczyć dzieło sztuki, więc to, że właśnie je widzę jest dla mnie po prostu niewyobrażalne.
Będąc blisko domu, można zauważyć niedoskonałości tak, jak właśnie drzwi, przed którymi stoję. Choć nie jestem znawcą to potrafię poznać coś robione ręcznej roboty. Wydaję mi się, że to dlatego, że obaj moi dziadkowie mieli dużą styczność z drewnem. Niczego nie robili za pieniądze, tylko dla własnej przyjemności. Dzisiaj żyje już tylko jeden z nich wraz z babcią. Pamiętam, jak bardzo przeżyłam śmierć dziadka Leona. Byłam z nim bardzo blisko, więc już zawsze będę pamiętać dzień, w którym odszedł. Uśmiechnęłam się smutno, ale zaraz przypomniałam sobie, gdzie jestem. Cały dom jest ręcznie zrobiony! Moje marzenie!
Nie czekając na pierwszy krok Aarona, wparowałam do środka.
Jest jeszcze piękniej niż się spodziewałam.
Duża przestrzenność od razu wita przybysza, ale jednocześnie nie jest pozbawiona przytulności.
Kojarzycie bajki, gdzie zawsze na środku pokoju znajdowały się kręte schody, prowadzące na górę?
Tutaj są jeszcze piękniejsze, jeszcze bardziej bajkowe.
Choć nie zwiedziłam jeszcze całego budynku to śmiało mogę stwierdzić, że na parterze można znaleźć trzy pomieszczenia. Między innymi salon, kuchnię i łazienkę. Oczywiście żadne z tych pokoi nie są wymiarów 4x4, co byłoby naprawdę bardzo śmieszne. Najbardziej zainteresowała mnie duża, biała kanapa z kolorowymi poduszkami. Niby zwykły, prosty mebel, ale zaczarował mnie od momentu, kiedy postawiłam pierwszy krok w tym domu. Uśmiechałam się od ucha do ucha i choć bardzo chciałam pójść zobaczyć kolejne pomieszczenia to powstrzymał mnie błysk z drugiego końca pokoju. Jako, że moje nogi mają swój własny umysł to możemy się domyśleć gdzie mnie zaprowadziły, ale tym razem nie miałam im tego za złe. Mianowicie zastałam tam gablotkę z różnymi medalami, pucharami i osiągnięciami. Początkowo myślałam, że wszystkie trofea należą do jednej i tej samej osoby, ale gdy przyjrzałam się bliżej dostrzegłam, że imiona się różnią i to jak wiele!
Osoby obu płci i wszyscy byli ze sobą spokrewnieni.
Byli rodziną.
Pochyliłam się jeszcze bliżej i wtedy dostrzegłam nazwisko, które pokrywa każde trofeum: Scott.
Na ten widok wstrzymałam oddech i nie mogąc uwierzyć własnym oczom zaśmiałam się. W tym samym momencie usłyszałam zbliżające się w moim kierunku kroki. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, kto to. W końcu w całym domu jesteśmy sami, więc wiadomo, prawda?
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że to twój dom? - spytałam, nie patrząc w jego kierunku.
- Nie widziałem potrzeby, żeby to robić.
- Aaron, czy ty nie widzisz? - odwróciłam się w jego stronę i zarzuciłam mu ręce na szyję, patrząc w jego oczy. - Ten dom jest czymś, czym powinieneś się chwalić. I nie, nie ze względu na bogactwo - odpowiedziałam na niezadane pytanie.
- A jak inni by to postrzegali, Lottie? Bogaty drań, który niczym się nie dzieli.
- Wiesz, to w sumie nie do końca jest kłamstwem. - uśmiechnęłam się i na moje szczęście on również. - Kto to zbudował?
- Moi dziadkowie - odparł krótko, jakby nie chciał się ze mną dzielić tą historią.
- Pochodzisz z licznej rodziny, dupku! - podniosłam głos. - Wszyscy mieli wkład w ten dom?
- Wszyscy, oprócz jednej osoby, która otrzymała go w spadku, nie kiwając palcem przy jej budowie - jego mina zrzedła.
- Dlaczego im nie pomogłeś? Musiałeś mieć jakiś powód…
- Charlotte - uciszył mnie, odsuwając od siebie moje ręce. - Chodźmy na górę - zaproponował, co przyjęłam z radością, aczkolwiek wciąż nurtowała mnie sprawa z budową tego cuda. Obiecałam więc sobie, że zapytam go o to później.
W drodze do krętych schodów, skakałam jak księżniczka, która idzie po zabawki, ale po chwili zachowywałam się normalnie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Moje serce przyspieszało z każdą sekundą, gdy coraz bardziej zbliżaliśmy się do ich końca i tym samym do pierwszego piętra. W tym momencie byłam naprawdę zła na Aarona, że szedł przede mną. Jestem pewna, że gdyby nie ta ogromna przeszkoda, która ma metr dziewięćdziesiąt wzrostu, byłabym tam raz dwa!
- Szybciej, Scott, szybciej! - poganiałam go.
Odpowiedział mi najpiękniejszym śmiechem, na co moje serce zmiękło.
- Charlotte, nic nam nie ucieknie. Uspokój się.
- Jesteśmy tu tylko na dwa dni!!! - krzyknęłam.
- Lott, jak tak bardzo ci się tu podoba to mogę zabierać cię tu w każdy weekend, chociaż…
- Chociaż co? - mój uśmiech zbladł.
- Nic za darmo.
- Zapłacę, jeśli o to chodzi - wzruszyłam ramionami.
- Nie chodzi o pieniądze, głupia - pokręcił głową i byłam pewna, że usta ma rozciągnięte w uśmiechu. - Coś za coś.
- Możesz przestać być taki zagadkowy? - zapytałam, sięgając trochę głębiej niż w rzeczywistości.
Nawet, jeśli złapał aluzję to nie dał tego po sobie poznać.
- Wszystko zależy od twojego sprawowania.
- Mam to gdzieś - zaśmiałam się, przeciskając się przed mojego chłoptasia i pokazując mu środkowy palec.
- Już masz pierwszy minus - odparł z tym swoim błyskiem w oku.
- Czy za minusy nie należy się kara? - spytałam figlarnie.
- Za wszystko jest kara, aniołku - mrugnął do mnie, próbując złapać mnie w talii, ale w porę uskoczyłam.
- W takim razie złap mnie - powiedziałam i zaczęłam biec, zostawiając swoje walizki na środku schodów.
Wiedziałam, że mnie dogoni, co nie jest żadną nowością, ale jak na razie liczy się tylko dobra zabawa i….
- Nie ładnie mi uciekać - powiedział zdyszany jednocześnie przyciskając mnie do ziemi.
Uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam dłonie w kierunku jego twarzy, jednak zrobił coś co mnie zaskoczyło. Złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił mi je nad głową, przez co moje serce zaczęło bić jak szalone.
- I co ja mam tu teraz z tobą zrobić? - zapytał, całując mnie w szyję.
- A co chcesz?
- Wszystko.
- To znaczy? - spytałam ciężkim głosem.
- Pokazać ci resztę domu, kochana - cmoknął mnie w nos, po czym ze mnie zszedł, zostawiając mnie na podłodze w całkowitym osłupieniu.
Kocham go, ale posiadam też nieodpartą chęć skopania mu tyłka. Westchnęłam i podniosłam się z ziemi dopiero wtedy, gdy moje tętno było już stabilne. Spojrzałam na obiekt moich westchnień i pokazałam mu język, na co się zaśmiał i poszedł przed siebie, co zmusiło mnie do pójścia w jego ślady.
W drodze do następnego pokoju, rozglądałam się po korytarzu. Z każdej stronie na ścianach wisiały zdjęcia. Dużo zdjęć. Oczywiście, skoro mniej więcej znam historię domu to nie jest trudno mi powiedzieć, czyje są to zdjęcia. Jednak na pamiątkach, gdzie znajdują się dwaj mali chłopcy w wieku 8-12 lat, obaj o zielonych oczach z czego młodszego są dużo bardziej wyraziste, potrafię bezproblemowo stwierdzić, że są to Damon i Aaron. Nagle moją uwagę przyciągnęły uchylone drzwi od jednego pokoju, do którego, nie powiem, bardzo mnie ciągnęło. Już miałam tam wejść, gdy usłyszałam głos Aarona.
- Lottie - ostrzegł mnie.
- Dlaczego nie mogę tam wejść? Myślałam, że nie masz przede mną tajemnic.
- Bo nie mam - odparł pewnie. - To mój stary pokój. Sam dawno w nim nie byłem i proszę cię też o to samo.
- Ale co szkodzi wejść i zobaczyć? To nie jest nic złe…
- Charlotte – powiedział z zaciśniętą szczęką, z czego wiedziałam, że jest na granicy. - naprawdę chcesz się kłócić?
Spojrzałam jeszcze raz na uchylone drzwi i na popsutego od środka mężczyznę, który skradł moje serce. Zrozumiałam, że żadne zaspokojenie ciekawości nie jest warte kłótni między nami. Opuściłam rękę, która już prawie dotykała drzwi i podeszłam do Aarona, który wydawał się być zaskoczony moją decyzją. Mimo wszystko wciąż czułam się trochę zraniona i odepchnięta, dlatego spróbowałam go wyminąć, ale gdy tylko się zorientował, że chcę to zrobić, złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie, trzymając ręce na mojej talii.
- Nie chodzi o to, że w tym pokoju jest coś, czego cie chcę ci pokazać, Lottie - westchnął ciężko. Nie przerywałam mu. - W tamtym pokoju działy się dla mnie nieprzyjemnie rzeczy oraz wspomnienia gorzkiej przeszłości. Wolałbym do tego nie wracać.
- Rozumiem, ale nie możesz….
- Wiem. Ale nie jestem jeszcze gotów. Musisz to zrozumieć.
I tak po prostu narzucił na moje myślenie całkiem nowy tryb. Miał rację – jestem w jego domu, więc nie powinnam się wszędzie wpraszać. Poza tym nie chcę psuć mu humoru. Dla mnie ten weekend jest ważny i nie chcę go zepsuć czymś takim.
- Dobrze - odpowiedziałam.
- Odwróć się i wejdź do środka - poinstruował mnie.
Nagle zorientowałam się, że stoimy tuż przed drzwiami prowadzącymi do jakiegoś pokoju. Automatycznie zrobiłam to, co powiedział i od razu weszłam do środka i…stanęłam jak wryta. W głębi podświadomości zdawałam sobie sprawę z tego, że może zabrać mnie do sypialni, ale…
- Bez sprośnych myśli, maleńka - mrugnął do mnie, po czym udał się do łazienki obok sypialni.
No proszę – kolejna łazienka. Założę się, że również nie należy do tych małych. Otrząsnęłam się z szoku i zaczęłam podziwiać pokój.
Na jego środku znajdowało się ogromne czarno białe łóżko z białymi poduszkami. Wystarczyło jedno spojrzenie, a już chciałam się na nie rzucić i zatopić się w miękkiej pościeli, bo taka zapewne będzie. Potem mój wzrok przesunął się na szafę, która znajdowała się naprzeciwko łóżka. Była naprawdę ładna – również z drewna. Jednak w porównaniu z drewnem, z którego zbudowany jest cały dom, jest dużo ciemniejszy, prawie czarny, co doskonale pasuje do wnętrza sypialni. Na podłodze znajdował się mały dywanik, który wyglądał na naprawdę przyjemny. I w końcu spojrzałam na rozpościerający się przede mną widok. Wielkie szklane okna sprawiały, że na widok pięknego jeziora zaparło mi dech w piersi. Na sztywnych nogach otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na taras, uśmiechając się od ucha do ucha. Mimo, że nie znajdowałam się na dużej wysokości to wszystko zostało tak dobrze dopracowane pod każdym kątem, że czułam się jak bogini. Szklana tafla wody i szmaragdowa zieleń dokoła.
Brakuje już tylko zachodu słońca, czego nie mogę się doczekać. Gdy usłyszałam otwierane drzwi łazienki, spojrzałam w tamtą stronę. Dopiero co piękny widok wytrącił mnie z równowagi, a już dobił mnie Aaron. Miał na sobie czarne spodnie dresowe, luźno zwisające na biodrach, które podkreślały niesamowitość jego mięśni. Musiałam przez chwilę zamknąć oczy, po czym ponownie je otworzyć, żeby przekonać się, czy jest prawdziwy i, że wybrał właśnie mnie.
- Jak ci się podoba? - zapytał, przeczesując ręką wilgotne włosy i tym samym sprawiając, że napięły się jego mięśnie, ponownie przyprawiając mnie o zawroty głowy.
Przez ułamek sekundy nie wiedziałam o co się pyta.
Chyba zauważył moje wahanie, bo w jego policzkach ukazały się moje ulubione dołeczki.
- Widzisz coś, co ci się podoba? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
Teraz już doskonale wiedziałam o co się pyta, przez co zrobiło mi się odrobinę gorąco.
- Tak, seksualny maniaku. Ten widok jest wspaniały - odpowiedziałam również z uśmiechem.
- Racja - odparł, kierując się w moją stronę. - Miałem nadzieję, że ci się spodoba - dodał, stojąc już obok mnie i patrząc na jezioro.
- Komu by się nie spodobało? - spytałam poważnie.
- Komuś, komu zależy tylko na jednym.
Moje serce stanęło.
- Zabierałeś tu … - przełknęłam ślinę. - inne dziewczyny?
- Nie - odparł bez chwili zastanowienia. - Rzadko odwiedzam to miejsce, a jeśli już to z Damonem.
Pomyślałam, że to urocze. Głównie ze względu, że w dzieciństwie też przebywali tu razem, co zostało do dzisiaj.
- Nie zapytasz, dlaczego właśnie z nim? Zawsze dopytujesz - stwierdził z uśmiechem.
- Tym razem nie muszę. Doskonale znam na to odpowiedź.
- Słucham, pani profesor.
Przez chwilę wahałam się, czy to aby na pewno jest dobry pomysł, ale po głębszej analizie stwierdziłam, że jeśli mamy pójść do przodu to trzeba od czegoś zacząć.
- Kochasz go, a on kocha ciebie - gdy tylko wypowiedziałam te słowa, zamarł.
- Rozpakuj się, a ja przygotuję coś do jedzenia - powiedział oschle, minął mnie i zwrócił się do wyjścia z sypialni.
- Aaron! Czekaj… - zawołałam.
- Charlotte - powstrzymał mnie gestem ręki. - Nie rób tego. Zrób to, co ci powiedziałem.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ma taki problem z tym wyznaniem. Mimo wszystko nie próbowałam go zatrzymywać. Dobrze wiem, że kiedy jest w takim stanie to najlepiej jest dać mu święty spokój. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i zaczęłam się rozpakowywać. Chociaż zawsze ta czynność sprawiała, że stawałam się wściekłym psem to teraz nawet sprawia mi to przyjemność. Myślę, że każdy gdyby znalazł się w takim mieszkaniu to czerpałby z wszystkiego, co możliwe, przyjemność.
Gdy już wszystkie ciuchy wisiały w szafie, usiadłam na najlepsze łóżko jakie istnieje i zaczęłam zastanawiać się nad sytuacją, która miała miejsce kilkanaście minut temu. To, co powiedziałam Aaronowi – powiedziałam mu to, ponieważ taka jest prawda, ale było w tym też ukryte znaczenie, którego mam nadzieję się nie domyślił. Wypowiadając słowo ,,kocham” chciałam sprawdzić, jaka będzie jego reakcja. Spodziewałam się naprawdę wszystkiego: że wybuchnie, że zacznie na mnie krzyczeć, ale nie tego, że będzie milczał. To chyba jeszcze gorsze niż wyładowanie się na kimś, przynajmniej w moim mniemaniu.
Westchnęłam i pomyślałam, że mogłabym siedzieć w sypialni do końca wieczora i odgrywać rolę zranionej kobietki lub mogłabym zejść na dół i pomóc mu w gotowaniu. Oczywiście nie zamierzam o tym zapomnieć, tylko przełożyć to na później. Najlepiej będzie, jeśli zostawimy wszelkie smutki za drzwiami na te dwa/trzy dni.
W ciągu paru minut znalazłam się w kuchni.
Moim oczom ukazała się największa kuchnia, jaką kiedykolwiek widziałam. Wszystkie sprzęty, które były na wierzchu są nowe i na pewno nie tanie. No i same meble, lady…nie sądzę, żeby można było coś takiego opisać. Do tego dochodzi mój wspaniały mężczyzna, który w kuchni czuje się jak ryba w wodzie. Tym razem miał na sobie białą koszulkę, za co mogłam być mu wdzięczna. Nie mogłabym pomagać mu przy zdrowych zmysłach, gdyby był w samym spodniach.
- W czymś panu pomóc? - spytałam miłym głosikiem.
- Dobrze, że pani się pojawiła - odparł. - Przydałaby się pomoc.
Uśmiechnęłam się i od razu do niego podeszłam, jednocześnie sprawdzając co przygotowuje.
- Tylko, że całą pizze masz już gotową! Wystarczy dać do piekarnika, więc do czego ci jestem potrzebna?
Gdy się odwrócił na jego twarzy zobaczyłam łobuzerski uśmiech, który przypomniał mi z kim się spotykam. Na moje usta cisnęło się jeszcze parę słów, ale nie zdążyłam ich wypowiedzieć, kiedy jego usta dotknęły moich warg. Złożył na nich lekki i delikatny pocałunek, od którego zachwiałam się na nogach, przez co musiałam uczepić się jego koszulki. Zawsze myślałam, że tylko gwałtowne pocałunki są do tego zdolne, ale jak widać, gdy jest się z właściwą osobą to każde zbliżenie jest perfekcyjnie. Rozkoszowałam się dotykiem jego miękkich ust i prawie jęknęłam, gdy się ode mnie odsunął. Kiedy pogodziłam się z ową sytuacją, powoli otworzyłam oczy i ujrzałam, że Aaron najnormalniej w świecie się szczerzy.
- Widzisz, jak bardzo jesteś pomocna? - lekko trącił mnie łokciem.
- No nie wiem, panie Scott. Zawsze mogliśmy zaślinić cały posiłek. - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Wierz mi, miałem wszystko pod kontrolą - mrugnął, wkładając pizzę do piekarnika.
Wziął mnie za rękę i poprowadził do przepięknej białej sofy. Oczywiście jako dżentelmen usiadł pierwszy, po czym wziął mnie na kolana. Choć chciałam sama wypróbować kanapę to z wdzięcznością przyjęłam propozycję, wtulając się w jego tors.
- Wiem, że nurtują cię pytania - zaczął. - Miejmy to już za sobą - dodał.
Przez chwilę się wahałam, ale w końcu podjęłam ryzyko.
- Czemu tak trudno odnosisz się do miłości?
- Charlotte… - jęknął w moje plecy. - Może coś prostszego na początek?
- Nie, Aaron. Znam twoje dzieciństwo, ale wszystko przez co przeszedłeś….To nie jest powód, żeby nienawidzić miłości.
- Dobrze wiesz, że nie odpowiem na to pytanie - warknął. - To nie jest temat, który z chęcią poruszam.
- A jakie tematy poruszasz z chęcią? Bo jak na razie nie spotkałam się z takim wyjątkiem z twojej strony. Więc o czym, Aaron? O dawnym życiu, kiedy byłeś pogrążony w seksie, alkoholu, dziewczynach i imprezach?
- Na za dużo sobie pozwalasz, Charlotte - to mówiąc, lekko zrzucił mnie z kolan i wstał z kanapy.
- To jest kolejny problem - dodałam. - Nie jestem przedmiotem, Scott. Jestem człowiekiem i mam uczucia! Nie możesz traktować mnie, jak zabawki, typu: grzeczna to się z nią pobawię, a niegrzeczna to zamknę w pudełku. To nie w porządku! - krzyknęłam, zapominając o swoim postanowieniu.
- Nie traktuję cię tak! - szarpnął się za włosy. - Ale jeśli uważasz, że dla ciebie stanę się całkiem innym człowiekiem to chyba pomyliłaś tory, Charlotte! - ryknął. - Oczekujesz, że wyznam ci miłość? Ożenię się z tobą? Będziemy mieli dzieci i będziemy żyć długo i szczęśliwie?! Takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach! A to jest prawdziwe życie! Nie jesteś księżniczką, a ja nie jestem twoim cholernym księciem!
- Ty egoistyczny….
- Proszę bardzo! Wyżywaj się na mnie, bo to potrafisz najlepiej! Dalej, Lottie! Oczerniaj mnie, jeśli poprawi ci się humor, dalej! Ale nie oczekuj, że usiądę jak potulny piesek i zdam ci sprawozdanie z mojego życia! Ja nie…. Nie jestem gotowy.
- A na coś w ogóle jesteś? - zapytałam, choć bolało mnie to, jak bardzo go to przerasta.
Widziałam, że się stara. Gdyby mu nie zależało nie zabrałby mnie tutaj, więc wiem, że mu zależy.
- Nie chcę znać wszystkich szczegółów ciebie, Aaron. Ale chciałabym cię choć trochę poznać… A po sześciu miesiącach mam wrażenie, że choć spędzam z tobą więcej czasu, jesteśmy razem to cofasz się przede mną coraz bardziej. Boisz się zaangażować, otworzyć przede mną. Ja…staram się mówić ci wszystko, bo wiem, że mi pomożesz. Ufam tobie. Natomiast ty…odpychasz mnie, gdy chcę się czegoś dowiedzieć.
- Wiesz, jakim jestem człowiekiem, Lottie - odparł takim tonem, że myślałam, że rozpacz rozedrze mnie od środka. - Jeśli nie potrafisz zaakceptować mnie takiego jakim jestem to może powinnaś odejść i nie wracać. Tak będzie dla nas lepiej.
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Buuuuuuuuuu!!! Dislike! Aaron Ty czubku! Jak mogłeś?! Za te ost słowa to byś oberwał ! I to tak zdrowo! Ty pieronie jeden! Odtrącasz ją! W dziób zarobisz!😂😂 (Tak ma delikatność daje znaki :') ) Lottie ma swoje racje ale jednak ciutke przesadziła wie jak reaguje choć z drugiej strony jej się nie dziwię bo też wolałabym wiedzieć na czym stoję ;) Zuza Polsacie 😂😂😂 Ty na prawdę chcesz mnie do białej doprowadzić 😂😂😂 Dawaj next szybko !Weny życzę!😘
OdpowiedzUsuń