Lottie
- Twierdzisz, że cię nie akceptuję? - zapytałam niepewnie. - Mylisz się, wiesz?
- Nie. Uważam, że tak będzie…
- Najlepiej dla nas wszystkich, tak już mówiłeś - założyłam ręce na piersi. - Ale to też nieprawda. Lepiej dla nas czy dla ciebie, Aaron? Myślę, że źle postawiłeś to pytanie.
- Wiesz, że to nieprawda - warknął. - Cały czas na mnie naciskasz, pod tym stopniem, że nie czuję się komfortowo we własnym domu.
Może ma trochę racji, ale…
- Robię to, bo chcę się czegoś o tobie dowiedzieć. Chcę być obecna w twoim życiu i chcę ci pomóc. Ale ty mnie nie dopuszczasz do siebie. Nie rozumiem, dlaczego. Tak samo zresztą jest z innymi sprawami… - dodałam, skoro już poruszyłam ten temat.
- Z innymi sprawami? Masz na myśli…
- Doskonale wiesz, co mam na myśli, mistrzu - mruknęłam.
- Nie stracę cię przez zbyt szybkie działanie. Myślałem, że wyraziłem się dość jasno w tej kwestii.
- Stracisz mnie, jeśli postawisz na swoim - powiedziałam.
Wiedziałam, że mówiąc to ranię go tak jak to robili inni w jego życiu, ale sama nie wiedziałam, jak inaczej mogłabym do niego dotrzeć. Tylko to mi pozostało.
- Ale zrobię to - dodałam. - Wyjdę.
Ruszyłam w stronę wyjścia z domu, chcąc znaleźć się jak najdalej od chłopaka, który samą swoją obecnością potrafił nieźle namieszać mi w głowie.
- Co? Nigdzie nie wyjdziesz - odpowiedział i w mgnieniu oka złapał mnie za łokieć, pociągając do siebie.
- Puść - rozkazałam. - To mnie boli, Aaron - dodałam szczerze, czując jak jego ręka mocno ściska moje ramię.
W końcu, jakby dotarło do niego to, co powiedziałam i puścił mnie, jak oparzony. Westchnęłam i kontynuowałam swoją drogę. Gdy wyszłam z budynku, mogłam poczuć się wolna. Wprawdzie w małym stopniu, ale jednak. Cichy szum wody i odgłosy wydawane przez małe zwierzątka działały na mnie kojąco. Odetchnęłam świeżym powietrzem i powolnym krokiem ruszyłam w stronę ławeczki, znajdującej się tuż przy jeziorze. Choć bolało mnie serce i pragnęłam zanurzyć się w zimnej wodzie, jak najszybciej to nie chciałam zachowywać się, jak małolata. Mimo wszystko nie przyjechałam tutaj po to, aby zaszyć się w jednym miejscu i nie wychodzić. Chcę podziwiać to miejsce tak długo, jak tylko będę mogła. Spojrzałam na zieloną, równo przycięta trawę, po której stąpało się, jak po chmurce. Sam kolor roślinności sprawiał, że na moich ustach pojawiał się szeroki uśmiech. Nigdzie nie widziałam tak bardzo szmaragdowej trawy, jak właśnie w tym miejscu. Zanim stąd wyjedziemy, muszę koniecznie zrobić masę zdjęć. Inaczej Valerie będzie delektować się moją powolną śmiercią. Uśmiechnęłam się na myśl o przyjaciółce i nagle zakuło mnie w piersi. Odkąd poznałam Aarona to spędzam z nią coraz mniej czasu. Nie mam zamiaru złościć się na niego z tego powodu, bo wiem, że potrzebuje mnie bardziej niż przyjaciółka. Trudno jest się jednak całkowicie przestawić. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszłyśmy gdzieś razem, nie wliczając tego wieczoru w kręgielni. Wciąż nie wybaczyłam jej tego, że chciała swatać mnie z Nate'm, co było okropnym posunięciem.
Chciałam też, a przynajmniej miałam w planach poszukiwania mamy. Aaron obiecał, że mi pomoże, ale odrzuciłam wtedy jego hojność. Teraz tego żałuję. Może i nas zraniła, ale nadal jest moją rodziną i trudno jest mi się pogodzić z tą sytuacją. Odeszła niemal bez słowa. Nie chcę odszukać jej po to, żeby błagać, aby do nas wróciła. Chciałabym tylko otrzymać jakieś wyjaśnienia, które pozwoliłyby mi zrozumieć, dlaczego zrobiła to, co zrobiła.
O tacie już w ogóle nie potrafię myśleć. Marzę o tym, żeby pomóc mu z tego wyjść, znaleźć odpowiedni ośrodek, aby pozbył się uzależnienia od alkoholu. Być może nawet Aaron już się tym zajął, w końcu to proponował. Nie byłabym więc zdziwiona, gdyby okazało się, że mój tata jest w trakcie leczenia. Mogłabym być trochę zła na Aarona za to, że tego ze mną nie skonsultował, ale koniec końców pocałowałabym go i dziękowała dzień i noc.
Po moim policzku spłynęła samotna łza.
Czemu wszystko musi być takie trudne?
Czy musi tak być, że wybierając Aarona porzucam wszystkich tych, których kocham?
Nie chcę, żeby tak było. Chcę mieć nie wierzącego w siebie mężczyznę, przyjaciół i rodzinę. Chyba nie proszę o zbyt wiele.
Objęłam się rękami i usiadłam na ławce. Wystarczyłoby, abym zrobiła dwa korki naprzód i byłabym w wodzie. Od momentu, w którym postawiłam tutaj stopę, pragnęłam po uszy zanurzyć się w jeziorze, ale z Aaronem. Nie sama po kłótni z nim. Gdybym to zrobiła zraniłabym nie tylko go, ale jeszcze bardziej siebie.
Zdjęłam buty i wyciągając nogi, zanurzyłam je w chłodnej wodzie jeziora, która sprawiła, że poczułam się odrobinę lepiej.
Spojrzałam na niebo i doszłam do wniosku, że za niedługo powinnam być świadkiem pięknego zachodu słońca, na co również czekałam. Tyle, że znowu wyobrażałam to sobie inaczej. Miałam siedzieć tutaj z Aaronem i razem mieliśmy to podziwiać. Myśląc o tym, zastanowiłam się nad słowami zielonookiego, mojego mężczyzny.
Może ma rację, mówiąc, że za bardzo skupiam się na bajce i księciu, i księżniczce. Ma rację, mówiąc, że za bardzo na niego naciskam i, że za dużo wymagam. Wiem, jak bardzo trudna jest dla niego nowa sytuacja i nasz związek. Jednak, wiem że się stara.
Nie drgnęłam, kiedy usłyszałam zbliżające się kroki.
Uśmiechnęłam się słabo.
Aaron był facetem, który nigdy nie krył tego, że się zbliża.
Tak, jak myślałam, po paru chwilach już siedział obok mnie i wziął mnie za rękę, splatając nasze palce. Poczułam, jak jego wzrok przeniósł się na miejsce, w którym mnie trzymał, gdzie pozostał czerwony ślad. Nie musiałam patrzeć na niego, żeby wiedzieć, że się skrzywił. Lekko dotknął tego miejsca, co sprawiło, że moje ciało zareagowało tak, jak zawsze na kontakt z jego skórą. Wiem, że to zauważył, ale tym razem jego usta nie wykrzywiły się w pewnym siebie uśmiechu.
- Przepraszam cię - powiedział szeptem.
Ulżyło mi, że mnie przeprosił, ale wciąż nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby na niego spojrzeć. Bolało mnie to.
Jakby wyczuwając mój zły nastrój, zaczął podnosić się z ławki, ale wykorzystałam to, że nasze palce były splecione i pociągnęłam go z powrotem. Oczywiście, niemożliwym było to, żebym siłą mięśni posadziła go na tyłku, ale nie musiałam używać siły. Wystarczyło, że lekko go ścisnęłam i zmienił swoje zdanie, choć przyszło mu to z trudem.
Wyczuwałam wiszące między nami napięcie, a nie chciałam, żeby tak było. Przełamałam zranienie i przysuwając się do niego, oparłam głowę o jego ramię. Wypuścił cicho powietrze i objął mnie ramieniem, całując w czoło. Gdyby nie to, że starałam się być silna to już dawno bym się załamała przez tą chwilę.
- Nie chciałem cię zranić, Charlotte - szepnął. - Fizycznie ani psychicznie. Myśl, że doprowadziłem do tego i tego, wykańcza mnie - jego głos się załamał.
- Nie chciałeś - przełknęłam ślinę. - Oboje ulegliśmy emocjom. Musimy nad tym popracować i będzie dobrze.
- Skrzywdziłem cię, Lottie - powtórzył, jakby nie dopuszczając do siebie moich słów.
- Nie zrobiłeś tego celowo, Aaron…
- Cholera, nieważne! - podniósł głos.
Wzdrygnęłam się.
- Nieważne - powtórzył cicho. - Powinienem nad sobą panować.
- Możesz to naprawić, przystojniaku - lekko trąciłam go łokciem.
- Słucham - odparł.
- Nie chcę wykorzystywać ciebie, ani twoich pieniędzy, ale…
- Pieniądze nie są problemem, wiesz o tym. Mów.
- Chodzi o to - westchnęłam. - Myślałam nad tym wszystkim i miałeś rację. Chciałabym odnaleźć mamę, odwiedzić i pomóc mojemu ojcu. Muszę też więcej uwagi poświęcać przyjaciołom.
- Rozumiem.
- Jesteś dla mnie ważny, Aaron - po raz kolejny powstrzymałam się przed powiedzeniem ,,kocham cię”.
Nie wyszłoby nam to na dobre, gdybym wyznała mu coś takiego szczególnie po jego wcześniejszej reakcji na te słowa.
- Ale – kontynuowałam. - Nie chcę rezygnować z przyjaciół i rodziny. Nie chcę, żebyś ty też to robił.
- Nie przeszkadza mi to, że nie mam kontaktów z…
- Wiem, ale chciałabym abyś to zmienił. Dogadaj się z ojcem.
Zesztywniał obok mnie.
- Nie mogę - odparł. - Chciałbym, ale nie mogę.
- Chciałabym zacząć od ojca - mruknęłam, zmieniając temat.
- Twój ojciec jest już pod dobrą opieką.
Uśmiechnęłam się, bo okazało się być tak, jak myślałam.
- Nie skonsultowałeś tego ze mną - powiedziałam.
- Nie chciałem cię zamartwiać. Wszystko z nim dobrze. Możemy tam pojechać w przyszłym tygodniu, jeśli będziesz chciała.
- Chcę, dziękuję - odpowiedziałam. - Pomógłbyś mi w znalezieniu mamy?
- Zajmę się tym, masz moje słowo - obiecał.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Ale na razie chcę, żebyś tylko mnie tulił i nigdy nie puszczał.
- Będziesz musiała się bardziej postarać, żebym kiedykolwiek cię puścił, maleńka - objął mnie mocniej, co przyjęłam z radością, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
Z wdzięcznością wdychałam zapach lasu i jego męskości. Uwielbiałam to, jak pachniał.
- Zaraz zachód słońca, prawda? - spytałam sennie.
- Dokładnie za parę minut.
- Zawsze chciałam zobaczyć to w takiej chwili - rzekłam i zamknęłam oczy.
Z całej duszy pragnęłam ujrzeć pomarańczowo czerwone słońce, znikające w tafli jeziora, ale nie mogłam powstrzymać ciężkich powiek przed opadnięciem.
Zatracałam się w ciemności i jestem pewna, że przyśniło mi się, że Aaron powiedział mi, że mnie kocha.
*
Obudziłam się w środku nocy w wygodnym łóżku. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam głęboko śpiącego Aarona. Wyglądał pięknie, tak niewinnie kiedy spał. Z uśmiechem odgarnęłam mu kosmyki, opadające mu na czoło, po czym położyłam się tak, aby móc na niego patrzeć. Był marzeniem każdej kobiety. Patrzenie na niego sprawiało niemal fizyczny ból. Mimo niedoskonałości, jest doskonały. Jest doskonały dla mnie.
Nie potrafiąc się opanować, złożyłam na jego idealnych ustach delikatny pocałunek, rozkoszując się jego smakiem. Mruknął prosto w moje usta i po paru sekundach, jego ręce znalazły się na moich plecach.
- Cóż za okazja? - zapytał wybudzony.
- Miałam ochotę cię pocałować, więc to zrobiłam - oznajmiłam bez skrępowania.
- Miej ochotę częściej - szepnął, zmieniając naszą pozycję.
Teraz on znajdował się nade mną. Choć było ciemno i prawie nic nie widzieliśmy, to jego oczy rozświetlały cały pokój.
- Jesteś idealny - powiedziałam, wplatając dłonie w jego włosy i zbliżając go do swoich ust.
Zgodził się bez oporu. Gdy jego wargi dotknęły moich jęknęłam cicho i całkowicie zatraciłam się w pocałunku. Kiedy jego język wdarł się do moich ust, wyruszyłam mu na spotkanie, dzięki czemu nasze języki toczyły powolną bitwę między sobą. Jedną rękę trzymał na mojej szyi, a drugą wsunął pod koszulkę, rozgrzewając mnie do czerwoności. Westchnęłam, podczas gdy pocałunek się pogłębił, wprawiając mnie w gorączkowy stan. Moje dłonie znalazły się na jego ciele i powoli przesuwałam je po jego szerokich ramionach, torsie i po brzuchu, badając każdy wyrobiony mięsień. Jęknął w moje usta, co dało mi nie mała satysfakcję. Mogłam być pewna, że mój dotyk działa na niego tak samo, jak wtedy gdy to on mnie dotyka. Jednym zgrabnym ruchem ściągnął ze mnie koszulkę. Przez ułamek sekundy chciałam się zakryć, ale jego zdecydowane spojrzenie skutecznie odwiodło mnie od tego pomysłu. Zamiast tego oplotłam go nogami w tali, przyciągając go jeszcze bliżej. Tak bardzo go kochałam, że traciłam wszelki zdrowy rozsądek. Pragnęłam go, potrzebowałam go.
Spojrzał na mnie z wahaniem, ale nie wycofał się. Zamiast tego zaatakował mnie ustami w gwałtownym pocałunku, sprawiając, że przed oczami widziałam gwiazdki. Jednym pociągnięciem zerwał ze mnie resztki bielizny, obnażając mnie całkowicie. Nawet nie wiem, kiedy pozbył się swojej bielizny. Ważne było to, że byliśmy całkowicie nadzy. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele. Chwycił moje ręce i splatając nasze dłonie, uniósł mi je nad głowę.
- Jestem gotowa - powiedziałam na urywanym wdechu.
- Wiem, skarbie - mruknął, lekko gryząc mnie w szyję.
Krzyknęłam i pragnęłam go tak mocno, że nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe.
- Też jestem gotowy. Od zawsze.
Wtedy...to się stało. Ja i on. My. Razem. Jedność.
*
Tym razem obudziły mnie pieszczoty, jakimi obdarowywał mnie Aaron. Otworzyłam oczy i zapragnęłam powtórki z nocy.
- Widzę to w twoim spojrzeniu, maleńka - uśmiechnął się, głęboko mnie całując.
- Więc? - poruszyłam się kusząco.
Przygryzł wargę, wyglądając przy tym cholernie seksownie.
- Nie wiesz, co planuję na przyszły tydzień, Lott - mruknął w moją szyję. - Nie mogę cię od razu wykończyć, choć bardzo pragnąłbym powtórki i powtórki z powtórki i powtórki, powtórki z powtórki i…
- Zboczeniec - zaśmiałam się. - Rozumiem.
- Wiem, że rozumiesz, ale miałem nadzieję, że jednak zaprotestujesz - uśmiechnął się.
- Kocham to, jak się uśmiechasz - stwierdziłam.
Zamarł, uświadamiając mi, jaki błąd popełniłam.
- Ja…
- A ja kocham w tobie wszystko - odparł, a moje oczy wypełniły się łzami.
Nagle przypomniał mi się sen, który wcale mógł nie być snem. Uświadomiłam sobie, że aby się tego przekonać, muszę podjąć ryzyko. To ryzyko albo mnie uszczęśliwi albo wpędzi do grobu.
- Kocham cię - wyznałam, czekając na jego reakcję.
Przełknął ślinę i spojrzał mi w oczy.
- Powtórz to - poprosił, a z moich oczu wylały się tony łez.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię - pocałowałam go gwałtownie tak, że zabrakło mi tchu.
- Och Lottie - wziął głęboki wdech tak, jakby mnie wdychał. - Dziękuję ci. - opadł obok mnie i mocno przytulił.
W ogóle nie przejmowałam się tym, że byłam naga. W ogóle.
Schodząc na śniadanie niemal skakałam z radości. Byłam wniebowzięta. Nie tylko z minionej nocy, ale głównie z tego, że wreszcie wyznałam mu miłość i zareagował bardzo dobrze. Wręcz tak, jakby od dłuższego czasu czekał na to, żebym to powiedziała. Nie wierzę we własne szczęście. Teraz już na pewno nie mogę go stracić. Niech spróbuje mnie zranić, a oddam mu dziesięć razy mocniej i będziemy kwita, mam taką nadzieję.
Westchnęłam, gdy po raz kolejny ujrzałam go, gotującego dla mnie. Podeszłam do niego i zdawało się, że wyczuł moją obecność. Odwrócił się w moją stronę. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pozwoliłabym by mnie pocałował, co oczywiście zrobił. Czułam się z nim teraz nadzwyczaj złączona.
- Jak się czujesz? - chwycił mnie za tyłek.
- Wspaniale - odparłam.
Oparł czoło o moje czoło.
- A ty? - zagadnęłam go.
- Jak w niebie - odpowiedział. - Wszystko dzięki tobie.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham, ważniaku - tymi słowami znowu zasłużyłam na pocałunek. Był dużo bardziej namiętny niż poprzedni. Tak gwałtowny, że zakręciło mi się w głowie.
- Zdecydowanie musisz całować mnie tak częściej - powiedziałam bez tchu.
- Zdecydowanie musisz mi częściej mówić takie rzeczy. Uśmiechnęłam się jak dziecko, gdy dostaje tabliczkę czekolady.
- No, to umowa stoi.
Aaron
moment przy jeziorze i trochę wcześniej…
Wyszła. Nie mogłem uwierzyć w to, że naprawdę pozwoliłem jej wyjść. Ale nie to było najgorsze. Sprawiłem jej ból. Nienawidzę się za to. Nie chciałem jej skrzywdzić. Uderzyłam pięścią w stolik, sprawiając, że ostry ból rozszedł się po całym moim ciele. Syknąłem, ale o to właśnie mi chodziło.
Podszedłem do okna i moje serce zabiło szybciej na jej widok. W powolnym tempie szła w stronę jeziora, obejmując się rękami. Lekki wietrzyk rozwiał jej włosy, co sprawiło, że wyglądała, jak anioł. Jak mój anioł i niech to szlag, ale nie mogę znowu tego spieprzyć. Nie teraz, kiedy zaszliśmy już tak daleko.
Poszedłem do łazienki, gdzie trochę się orzeźwiłem, po czym wyszedłem z domu. Nie miałem pojęcia, co jej powiem, gdy już do niej dołączę. Chcę tylko być przy niej. To wszystko.
Stawiałem pewne kroki, bo chciałem żeby mnie usłyszała. Chciałem, żeby wciąż pamiętała o mojej obecności i o tym, że jest moja. Nie mogłem pozwolić jej zapomnieć. Nie o tym.
Nie powiem, że trochę zżerały mnie nerwy, gdy usiadłem obok. Niepewnie ująłem ją za rękę i splotłem ze sobą nasze palce. Potrzebowałem jej bliskości, mimo że na nią nie zasłużyłem. Najbardziej bolało mnie to, że na mnie nie patrzyła. Jestem pewny, że lubi mnie oglądać tak samo, jak ja ją. Rozumiem też, że ją zraniłem i, że cierpi z tego powodu. Podobnie jak ja. Gdy ponownie na nią spojrzałem mój wzrok przeniósł się na miejsce, w którym ją trzymałem. Został czerwony ślad, tylko przypominając mi o tym, co zrobiłem.
Musiałem coś zrobić. Lekko dotknąłem miejsca, w którym sprawiłem jej ból. Niemal od razu ciało Lottie pokryło się gęsią skórką, utwierdzając mnie w przekonaniu, że wciąż na nią działam. Choć pragnąłem się uśmiechnąć tak, jak zawsze to robię to nie mogłem się do tego zmusić.
- Przepraszam cię - odezwałem się.
Byłem jej winny przeprosiny. Zasłużyłem nawet na cios z jej strony. Widząc jednak, że nie zamierza nic zrobić, ani na mnie spojrzeć, podniosłem się z ławki w celu wrócenia do domu. Wtedy zrobiła coś, przez co moje oczy zaszły mgłą. Przytrzymała mnie. Nie zastanawiałem się chwili dłużej, po prostu usiadłem z powrotem. I znowu zrobiła coś zaskakującego. Przysunęła się do mnie, pokonując dystans i położyła głowę na moim ramieniu. Objąłem ją ramieniem, przyciągając jeszcze bliżej i pocałowałem ją w czoło. Lubiłem czuć, że mam nad czymś kontrolę, ale z nią zadowolę się samą jej bliskością, samym jej dotykiem.
- Nie chciałem cię zranić, Charlotte - szepnąłem. - Fizycznie ani psychicznie. Myśl, że doprowadziłem do tego i tego, wykańcza mnie - mój głos się załamał.
- Nie chciałeś - przełknęła ślinę. - Oboje ulegliśmy emocjom. Musimy nad tym popracować i będzie dobrze.
- Skrzywdziłem cię, Lottie - powtórzyłem.
- Nie zrobiłeś tego celowo, Aaron…
- Cholera, nieważne! - podniosłem głos.
Wzdrygnęła się. Nie chciałem, żeby się bała.
- Nieważne. - powtórzyłem jeszcze raz, cicho. - Powinienem nad sobą panować.
- Możesz to naprawić, przystojniaku - trąciła mnie łokciem.
- Słucham - odparłem.
- Nie chcę wykorzystywać ciebie, ani twoich pieniędzy, ale…
- Pieniądze nie są problemem, wiesz o tym. Mów.
- Chodzi o to - westchnęła. - Myślałam nad tym wszystkim i miałeś rację. Chciałabym odnaleźć mamę, odwiedzić i pomóc mojemu ojcu. Muszę też więcej uwagi poświęcać przyjaciołom.
- Rozumiem.
- Jesteś dla mnie ważny, Aaron - powiedziała, a moje serce zabiło szybciej, ponownie.
- Ale nie chcę rezygnować z przyjaciół i rodziny. Nie chcę, żebyś ty też to robił.
- Nie przeszkadza mi to, że nie mam kontaktów z…
- Wiem, ale chciałabym abyś to zmienił. Dogadaj się z ojcem.
Zesztywniałem, dosłownie. Wiedziałem, że nie prosiłaby mnie o to, gdyby nie byłoby to dla niej ważne. Ale nie zrobię tego.
- Nie mogę - odparłem w końcu. - Chciałbym, ale nie mogę.
- Chciałabym zacząć od ojca - mruknęła, zmieniając temat za co w tym wypadku byłem wdzięczny.
- Twój ojciec jest już pod dobrą opieką. - stwierdziłem i przekląłem w myślach, że nie powiedziałem jej tego wcześniej.
- Nie skonsultowałeś tego ze mną - powiedziała, ale na jej ustach pojawił się uśmiech.
- Nie chciałem cię zamartwiać. Wszystko z nim dobrze. Możemy tam pojechać w przyszłym tygodniu, jeśli będziesz chciała - mówiłem szczerze.
Mogłem porzucić dla niej wszystkie swoje plany i zrobię to.
- Chcę, dziękuję - odpowiedziała. - Pomógłbyś mi w znalezieniu mamy?
- Zajmę się tym, masz moje słowo - obiecałem.
Już wcześniej jej to proponowałem, więc przyjąłem to z ulgą, gdy wreszcie mnie o to poprosiła. Dlatego nie umiałem powstrzymać uśmiechu, który dostrzegła.
- Ale na razie chcę, żebyś tylko mnie tulił i nigdy nie puszczał.
To wyznanie podziałało na mnie, jak piorun. Automatycznie objąłem ją jeszcze mocniej.
- Będziesz musiała się bardziej postarać, żebym kiedykolwiek cię puścił, maleńka.
- Zaraz zachód słońca, prawda? - zapytała sennie.
- Dokładnie za parę minut - odpowiedziałem i pomyślałem, że dobrze zrobiłem, zabierając ją tutaj. Jestem z nią szczęśliwy.
- Zawsze chciałam zobaczyć to w takiej chwili - uśmiechnęła się lekko.
Przez jeszcze parę sekund trzymała oczy otwarte, ale po chwili już je zamknęłam i wiedziałem, że zasnęła. Zaśmiałem się w duchu, bo dobrze wiedziałem, jak pragnęła zobaczyć zachód słońca. Nie wyjedzie stąd, dopóki tego nie zobaczy, już ja tego dopilnuję. Ostrożnie, żeby się nie obudziła wziąłem ją na ręce i w drodze do domu spojrzałem na jej piękną i anielską twarz, która poruszała coś w moim wnętrzu za każdym razem.
- Cholera, Lottie - musnąłem lekko jej zaróżowiony policzek. - Chyba cię kocham.
*********************
Tada! Jeśli pojawiły się jakieś literówki, to wybaczcie! :)
Charlotte ma 19 lat i właśnie przeprowadziła się do Seattle, do college'u. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, do pewnego momentu. Wkrótce dziewczyna poznaje aroganckiego bruneta o zielonych oczach. Aaron Scott ma 21 lat i nie bawi się w związki. Nic i nikt go nie obchodzi, ale ONA wszystko zmienia. Od tego czasu życia obojga są całkiem inne. Czy mają szansę na wspólną przyszłość? Czy Aaron przejrzy na oczy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi tak, tyko... Musisz mi zaufać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tada! Ja Ci dam Polsacie! Jak Ty tak możesz?! Pisz dłuższe nooo cholero jedna! Nudzi mi się chora jestem nie mam co robić. Wreszcie sami awwwwwwww*_* w końcu! Zlitowałaś się nad nami męczyduszo 😘 i wgl słoooodko tuuu i to tak bardzo :D przeprosiny były cuuuudne i ten zachód *_* tylko dlaczego ona usunęła??!! Jak mogłaś 😜 powinna się obudzić i mu odpowiedzieć a nie 😜 wtedy byłby full wypas ! :D btw dawaj rozdział! Szybko! Albo poleć jakiegoś bloga pls pls pls WENY ŻYCZĘ!😘💗
OdpowiedzUsuńDłuższe?! To był jeden z najdłuższych rozdziałów! 😁 Czytaj wolniej! 😂 Dodam za 2/3 dni 😁 Musisz uzbroić się w cierpliwość i przygotować psychicznie na kolejne rozdziały 😘
UsuńZuzka ja Cię proszę dawaj rozdział!! Albo chociaż poleć bloga jakiegoś! I tak dłuższe takie na 10str a4poprosze 😘😂😂😂😂 nie 2/3dni tylko teraz 😜 z moją cierpliwością ciężko zwłaszcza jak mnie ciekawość zżera 😂😂😂 dawaj rozdział!!
UsuńKocha, to poczeka 😁😁😁
UsuńNie znam żadnego ciekawego bloga, więc jesteś skazana tylko na mnie 😘
Ps. To na 12 stron było 😁
Nie widać tych 12 stron😂😂😂 ale jak tak to ja poprosze taki rozdz na 30str 👍😜😂😂 kocha to poczeka ale jak ta druga kocha to nie każe długo czekać 😜😜😂😂😂 Rusz te swoje palce i pisz 😂😂😂😂 bo skoro jestem skazana na Ciebie to Ty masz przekichane 😱😂😂😂 gdyż ponieważ nie dam Ci spokoju 💝 tak taka jestem 😁😁😂😂😂 bądź dumna nie masz co narzekać w końcu nie każdy może codziennie dawać rozdział bo jest taki upierdliwiec co nie daje spokoju dopóki nie dostanie rozdziału tym bardziej że jest ta osoba chora i się nuuuuudzi 😜😂😂😂
OdpowiedzUsuń